• Nie Znaleziono Wyników

Groźne przestrogi dni m ajowych*)

Majowy przewrót w stolicy bardzo różnorodnym oddźwiękiem odbił się w duszach ludu parafjalnego; byli tacy, których nowina o rozlewie krwi brat­

niej przeraziła, a złamanie prawa przez rokoszan silnie oburzyło: byli zaś i tacy, w których ujawniło się jakieś niesamowite oczekiwanie, jakaś

goto-*) R rjy k u ł pow yższy w y d ru k o w an y został w num erze 6-7 r. b. w K ieleckim P rzeglądzie D iecezjalnym .

N r. 2 M ie się c zn ik D ie c e z ja ln y Ł u c k i 121 wość do wszczęcie awantur i rozruchów tu na miejscu. W niektórych d e ­ kanatach naszej diecezji wybuch rozruchów wisiał na włosku tak, że była niezbędna bardzo silna interwencja policji i nawet wojska, aby podnieconych ludzi uspokoić: Ponieważ te smutne rzeczy nie wszystkim są znane, warto zapoznać się z niemi w zwięzłym opisie dobrze poinformuwanego świadka:

„W parafji i okoiicy Szczekocin podczas smutnych warszawskich zajść majowych, było naogót cicho i spokojnie. Dopiero w drugi dzień Świąt Zielon 24. 5 nagle zjechał p o s e ł Ledwoch. Towarzyszyło mu kilku znanych w okolicy prowodyrów lewicowych, nap. Prusek, Hanysz, i tegoż dnia urzą­

dzili wielki wiec chłopski, o którym uprzednio przez agitatorów uwiadomio­

no okoliczne wioski. Około 1 po południu z okolicznych wsi: Rokitna Irządz Goleniów, Moskarzowa, Drużykowej, Starzyn, Przyłęka Nakła, Witowa, Obiechowa zaczęły nadciągać tłumy chłopów i parokbów. Rozpoczął się na rynku w Szczekocinach ów „słynny* wiec, liczący do 2,000 uczestników (a nigdy 7,000, jak się bezczelnie chwalą w „Gazecie Chłopskiej"). Wieco­

wi przewodniczył i zagaił takowy p. S t a n i s ł a w Bekier, prywatny obrońca sądowy i prezes szczekockiej straży ogniowej. Po zagajeniu udzielił głosu Ledwo- chowi, którego słów dokładnie powtórzyć nie mogę, bo na wiecu nie byłem.

Przytaczam jednak sprawozdanie jednego inteligentnego świadka, który się tam mimowoli znalazł i musiał ściśnięty przez tłum, słuchać płomiennej

mowy Ledwocha.

L e d w o c h w s w e j o g n i s t e j m o w i e n a p a d ł n a b. p r e z y d e n t a W o j c i e ­ c h o w s k i e g o , W i t o s a , u ż y w a j ą c b a r d z o o b e l ż y w y c h s ł ó w i g r u b j a ń s t w . P o z a - t e m w o ł a ł , a b y j a k w o j s k o n a c z e l e z P i ł s u d s k i m w W a r s z a w i e s a m o z d o ­ b y ł o w ł a d z ę i w y g n a ł o n i e d o ł ę g ó w i z ł o d z i e i , t a k i wy 8i1!?S:ci® s s m i Sobie zdobyć i wz i ą ć ziemię d w o r s k ą i lasy. Nie bój ci e się: mam g w ar a n c j ę , iż woj sko pój dzi e z a nami ( c h ł op am i ); nie będzi e do wa s s t r z e l a ł o ; wi ęc z a ­ b i e r a j c i e , a ktokol wi ek będzi e si ę wam s p r z e c i w i a ł — ks i ą d z czy pan — ł e b uci na ć i b a s t a . Broń - dos t a ni e c i e, — kilka t y s i ę c y kar ab i n ó w niedługo z Częs t ochowy n a d e j d zi e dla was. G d y w i ę c P i ł s u d s k i n j e b ę d z i e w y b r a n y , t o n a d a n e h a s ł o r o b o t ę r o z p o c z y n a ć . T y m c z a s e m , k t o c h c e d o s t a ć z i e m i , n i e c h z a r a z s i ę z a p i s u j e d o z w i ą z k u s t r z e l e c k i e g o . T e r a z n a c z e ś ć m a r ­ s z a ł k a P i ł s u d s k i e g o u r z ą d z i m y p o c h ó d (około k o ś c i o ł a , plebanii i ulicach).

Księży pilnować; gdyby się z je ż d ż al i z pa na mi po d w o r a c h lub p l e b a n i a c h — r o z b r a j ć i a r e s z t o w a ć ; c o ty lk o k t ó r y k s ią dz powi8 z a r a z mi donosić.

Nie s ł u c h a ć ż a dne go wojewody, ani s t a r o s t y , « d u r ni ów p o l i c j a n t ó w r oz b r oi ć . N i e c h ż y j e P iłs u d s k i ! P r e c z z panami i księżmi! N i e c h żyje! P r a c z z k s i ę ż ­ mi! o d p o w i e d z i a ł r y k i e m t ł u m . „Ci, co polegli w Wa r szawi e w m a j u “ ,— w o ł a j a k i ś Klecz z Nakła. Niech ż y j ą “! — r y c z y t ł u m , n i e d o s t r z e g a j ą c n o n s e n s u t e g o w e z w a n i a .

P o t a k i e j n a u c e s f o r m o w a n i p o c h ó d n a c z e l e z L e d w o c h e m , B e k i e r e m i i n n y m i h u c z n i e p o s t ę p o w a ł po u l i c a c h p rz y d ź w i ę k a c h o r k i e s t r s t r a ż a c k i c h z N a k ł a , I r z ą d i W i t o w a . P r z e r a ź l i w y m k r z y k o m „ n i e c h ż y j e “ i „ p r e c z " n i e b y ł o k o ń c a .

P o p o c h o d z i e L e d w o c h i j e g s S e k r e t a r z z a p i s a l i d o „ S t r z e l c a " d o 400

o s ó b , w k t ó r y c h b y li p r z e w a ż n i e m ł o d z i c h ł o p i , c h o c i a ż n i e b r a k ł o i s t a r c ó w , b o k a ż d y m a d o ś t a ć z a t o z i e m i d w o r s k i e j . Odt ąd po wsi ach z a c z ę t o s i ę w o j s k o w o „ćwiczyć" n a r a zi e kijami (bo k a r a b i n y j e s zc z e nie na d e s z ł y ) , a b y n a d a n e h a s ł o r o z p o c z ą ć „ r z e ź panów i księży i dzielić ziemię d wo r s k ą . Przez n a s t ę p n y t y d z i e ń o d 24—31 m a j a t r w a ł o b a r d z o d e n e r w u j ą c e w y c z e ­

122 M iesięc zn ik D ie ce z ja ln y Ł u ck i N r. 2

kiwanie, co to będzie 31 maja. Mi e s z k a ń c y n i e kt ó r yc h dworów szybko wyjeżdżal i . Chłopi i „strzelcy" czekali hasła z Warszawy od Ledwocha, a tymczasem ciągle politykowali. Chodziły słuchy, iż na czele z Hanyszem ze Starzyn robili awantury ks. Gębca z Przyłęka. Krążyły różne wieści, że już rabują lasy* mierzą ziemię, ale na szczęście prawdą to nie jest.

W niedzielę 30 maja zaraz po sumie był wiec W Słupi pod S ę d z i s z o ­ wem pod temśż h a sł a mi . Misli n a w e t c z e r w o n ą chor ągi ew; p r z e wo d n i c z y ł P r u s e k , pomocnik Le iwocha. W sobotę 29.5 zjechało do Szczekocin 50 po­

licjantów. Ar e s z o w a no około 12 chł opów z Węgr zynowa (par. Obiechów) i zawieziono do Wołszczowy. Mieli oni rozpoczynać rabunek dworskiego lasu. W poniedziałek 31 maja, gdy na oczekujących chłopów spadła w ia ­ domość, że Piłsudski zrzekł się wyboru, wśród ludu zapanowała konsternacja i srogi zawód, bo hasła nie słychać, i nie wiedzą, co robić. W Szczeko­

cinach tymczasem spoKój, lecz na jak długo?

T a g r o ź n a i ? g o ł a n i e s p o d z i a na b o l s z e w i c k a p o s t a w a ludu w i e j s k i e g o o b u d z ił a w d u s z p a s t e r z a c h uczuci e p r z e r a że n i a . Dziś, gdy bezpośrednie niebezpieczeństwo minęło, powinna się zjawić w nas duchownych głęboka rozwaga. W psychice ludu od wieków katolickiego, ujawniła się tak po­

ważna rysa, że nam kapłanom nie wolno nad nią przechodzić do porządku dziennego, nie wolno udawać, że jej nie dostrzegamy. Wydarzenia szcze- kockie jasno stwierdzają, że lud polski tła s i ę ł a t w o p o c i ą gn ąć do b o l s z e ­ wickich met od d z i a ł a n i a , że w nim bez trudu można rozpętać złe zwierzęce instynkty.

Naszym bezpośrednim obowiązkiem kapłańskim jest tak wychowywać katolików, aby rozpętanie złych instynktów przez mowy ^przewrotnych agi­

tatorów nie udawało się tak łatwo, aby egzamin dojrzałości moralnej w podonych wypadkach dawał wyniki zadawalniające.

Gdy staniemy wobec faktów rozkołysania zwierzęcości przez ponętne obietnice agitatorów, w całej pełni dostrzeżemy naszą kapłańską bezsilność, naszą bezradność; w takich momentach interwencja z umoralniającemi pobud­

kami nie bywa sktteczną tam ą przeciw powodzi zła; przy jej zalewie wszyst­

ko pozostawione będzie na pastwę ślepego losu. Nie wykrzeszemy wtedy z siebie odwagi, aby wystąpić jawnie przeciw wzburzonemu ludowi; ograni­

czymy się do wewnętrznego bólu serca i do przypatrywania się z ubocza, jak fala życia popłynie na bezdroża.

Cóż więc czynić? Jaką naukę praktyczną wysnuć dla sibie z Ledwo- chowych rewolucyjnych poczynań, bijących taranem w zasady si ódmego i pi ą t e go p r z y k a z a n i a Bożego?

Najpierw trzeba stwierdzić, że przynęty chciwości majątkowej chociaż silnie działają na ludzi, to jednak nie Są nieprzeparta. Przecież oprócz chłopów i my kapłani również słyszymy demagogiczne nawoływania agita­

torów, a jednak na nas one nie działają wcale: przecież drogą demago­

giczną duża część z pośród nas mogłaby robić karjerę, podobną do Led- wochowej, a jednak nie nęci nas ona zbytnio, pomimo, że obecnie nie opływamy w żadne dostatki. Sami z łatwością dostrzegamy rozumne braki w hasłach agitatorskich i z łatwością zakładamy na siebie wędzidło opa nowania.

Otóż czyby nie dało się ogółu katolików uodpornić w. podobny spo­

sób? Czyby nie można było tak rozwinąć ich umysły i tak wpoić im zasa­

N r. 2 M iesięc zn ik D ieceE jalny Ł u p k i

dy chrześcijańskiej moralności, iżby w chwili krytycznej oni sami dostrze­

gali bzdurstwa demagogów i oparli się im z całą stanowczością?

Jest to w całej pełni możliwe! Jest to nawet nieodzownie ko­

nieczne! Aibo zasady chrześcijańskie są rozumne, a rozumność ich można odkryć przeciętnemu umysłowi człowieka (naturalnie przy włożeniu stosow­

nej ilości pracy), albo nie mamy zaufania do rozumności i słuszności tych chrześcijańskich zasad,—w takim razie uciekajmy z placuwek pierwej, nim wichura rewolucyjna zdecydowanie wybuchnie!

Otóż wpajanie zasad m ralnych w duszę człowieka nigdy się nie da zrobić w ciągu jednego momentu, ani szczególnie gdy ludzie są już podnie ceni. Potrzebna jest długotrwała stopniowa praca wychowawcza przez sze­

reg lat, dokonywana przez spokojnych kapłanów nad spokojnemi ludźmi.

Wychowanie musi włożyć do dusz ludzi takie zasady i takie racje, które posłużą we właściwej groźnej chwili jako. moralne oparcie przeciw pokusom.

Więc my kapłani powinni byliśmy wychowawczo pracować nad ludem dawniej, gdy stosunki były spokojne, gdy niebyło słychać o różnych „precz“

ani „ucinaniach łb5w“.

Może powiemy: kto to mógł przewidzieć! Owszem, nie brakowało prze­

widywań: już od dawna w czasopismach pasterskich, na z j a z da c h d u c ho w i e ń ­ s t w a n a wo ł y wa n o kler do wytężonej p r a c y s p o ł e c z n e j w p a r a f i a l n y c h b r a c t w a c h i r óż nyc h s t o w a r z y s z e n i a c h p a r a f j a l n y ch , k t ó r e umi ej ę t ni e p o p r o w a ­ dzone mogły M y i powinny były w r ęk u k a p ł a n a s t a ć s i ę w a r s z t a t a m i wy­

c howawcz ymi dla j e g o p a r a f i a n . Ini c j a t or z y nie byli p r o ro ka mi , wi ę c nie mogli z c a ł ą d ok ł a d n o ś c i ą p r z e p o w i e d z i eć , kiedy n a d e j d ą t r u d n e c z a s y i w jaki ej formi e się objawią; ale wy ra ź n ie czuli, ż e n a d e j d ą w s t r z ą s y mo­

ral ne, kiedy masy ludowe p o d d a n e b ę d ą próbi e w y t r z y m a ł o ś c i moralnej i r e ­ ligijnej, że zwykfa s z a b l o n o w a p r a c a p a r a f j a l n a nie p r z y g o t u j e d o s t a t e c z ­ nie ludu do z dr ow e go p r z e t r z y m a n i a próby, i że t r z e b a koni e czni e s z u k a ć nowych for m p r a c y p a r a f j a l n e j , dopóki j e s z c z e w s z y s tk o sp o k o j n e .

Niestety, zarówno przewidywania tych inicjatorów, jak i czynny ich przykład — nie oddziaływały skutecznie na ogół duchowieństwa. Uspokaja­

liśmy siebi: ależ wszystko jest w porządku! Poco ta jakaś dodatkowa pra­

ca poza zwykłemi tradycyjnemi zajęciami parfjalnemi. licho nadało tych niespokojnych duchów: że też to chce im się fatygować i czas tracić przy dodatkowych zajęciach! Przewidują jakieś trudne czasy — to są pesymiści z urojenia; mylą się bardzo. 1 wszystko szło tradycyjną utartą a wygodną drogą. Rzeczywistość obecnie wykazuje, że jednak nie wśzystko było w po­

r z ą d k u , ^ „w nies okojnych duchach" był rozmach życiowy, że mniemany pesymizm był j a s n e m widzeniem r z e c z y w i s t o ś c i , że mniemane pomyłki nie były pomyłkami.

Potrzebujemy nie katolików z metryki, od święta tylko; potrzebujemy, aby s ze r ok i ogół kat ol i kow był wyrobiony i ug r un t o wa n y w z a s a d a c h wi a r y i mo ra ln oś c i. Niech każdy kapłan bezstronnie osądzi, kiedy ci ludzie, któ­

rzy obecnie po wysłuchaniu demagoga gotowi są „rozbijać łby", kiedy oni mogli się mocno wyrobić w zasadach moralności i wiary? Policzmy, ile to czasu w.ciągu życia byli wyrabiani! Ot© w dzieciństwie chodzili na „nauki"

przed spowiedzią i Komunją św. — zwykle przez dwa sezony po 2 miesią­

ce razem około 8 0 —100 godzin czyli 5 dni. O rócz tego co niedziela słu­

chali kazań; ułożonych ogólnikowo, bo przeznaczonych zarówno dla mło­

dych jak i starych parafjan, zarówno dla kobiet jak i mężczyzn, — kazań

124 M ie się c z n ik D ie ce zja ln y Ł u ck i N r. 2

bardzo c z ę s t o t r u d n y c h d® z ro z u mi e n i a . Gdyby zesumować z całego życia ilość godzin, w ciągu których przeciętny uczestnik wiecu Ledwocha podle- gał-wpływowi wychowawczemu kapłana, okazałoby się, że na wyrabianie u niego katolickości przy dawnym sposobie poświęcono czasu bardzo mało.

1 takie okruchy mają wystarczyć prostemu ludowi, gdy jednocześnie agitatorzy soczystymi frazesami r o z b u d z a j ą a p e t y t na rzeczy ponętne? Ależ wymagałoby to niemal cudu!

Jeszcze dawniej, gdy lud wiejski był całkowicie izolowany od postron­

nych wpływów (ścisła policyjna kontrola władz rosyjskich) brak uczestnictwa w wyborach do sejmu, analfabetyzm, nieczytanie gazet, służba wojskowa da- leko w głębi Rosji wśród kultury jaskrawo różnej, przy obcym małozrozumia- łym języku), te okruchy wyrobienia katolickiego łącznie z brakiem okazji do złego mogły były wystarczyć. Dziś, gdy lud podlega najróżnorodniejszym wpływom postronnym i to nie zawsze dobrym (agitacja przedwyborcza, pra­

sa, służba wojskowa, wśród swoich), bylejakie wyrobienie stanowczo nie wy­

starcza; dowody t go widzimy na każdym kroku.

Jakież więc wnioski dla siebie powinniśmy wysnuć ze smutnych zda­

rzeń majowych?

Trzeba sobie powiedzieć, że dotychczasowa ilość pracy naszej nad chrześcijańskim charakterem ludu była niedostateczna; żeśmy nie doceniali znaczenia pracy t. zw- .dodatkowej", „społecznej" w bractwach, w pa- rafjalnych stowarzyszeniach umoralniających zarówno dla starszych jak szcze­

gólnie dla młodzieży; żeśmy nie doceniali znaczenia czytelnictwa prasy; że­

śmy nie robili należytego użytku z daru przewidywania przyszłości, który jest naturalną cechą rozumu ludzkiego, i łudzili się spokojem dawniejszych lat.

Trzeba sobie powiedzieć, że powyższe zaniedbania musimy odrobić;

że do naszej pracy parafjalnej musimy nareszcie wprowadzić nowoczesne sposoby duszpasterzowania; że ani nowość, ani trudność tych sposobów nas nie zrazi i nie przerazi; że do tego wszystkiego weźmiemy się natychmiast, niezwłocznie, od dziś! A czy się nam uda S tr a ty naprawić, czy zdążymy n a ­ prawić wybuchem gorszych awantur — pozostawmy Opatrzności Bożej, która nam może dać jeszcze dostateczną ilość czasu do tych naprawiań.

Ze swej strony czyńmy, ile sił starczy.

Proszę zwrócić szczególną uwagę na jeden ustęp przemowy posła Ledwocha: „ pi l nuj ci e ksi ęż y nie p o z w a l a j c i e im s ię z j e ż d ż a ć na p l e b a n j a c h “ . Patrzcie, czego się boją lewicowcy: zjazdów duchowieństwa, a właściwie wspólnych o b r a d nad r a t u n k i e m z a gr o ż on ej m o r a l n o ś c i ; b o j ą się wspólnej akcji, j e d n o l i t ej a kcji d u c ho wi e ń st wa ! Pragną abyśmy pozostali,^ i z o l o w a n i n a p l e ba nj a c h bez myśli, baz planu, bez w z a j e mn e g o d o d a ni a s obi e odwagi, b e z wza j e mn e g o p o bu d z an i a s ię do wyt ężonej p r a c o wi t o ś c i . Pragną abyśmy pozostali rozproszkowani, z własną indywidualną małodusznością, bo wte­

dy zawierucha rewolucyjna da się rozdmuchać z łatwością.

Fratres! Poseł ten lepiej od nas ocenia, jak wielką siłą możnaby wy­

krzesać z duchowieńs«va, gdyby ono urządzało zjazdy ze szczerą c h ę c i ą p o w i ę k s z e n i a n a sz e j p r a c o w i t o ś c i d u s z p a s t e r s k i e j ! W jego wezwaniu do chłopów: „nie pozwalajcie zjeżdżać się księżom" usłyszymy wezwanie dla siebie: „ w ł a ś n i e z j e ż d ż a j my się", bo i na czej ulegniemy w walce! Poseł ten wbrew swej woli w y ś w i a d c z a nam d o b r o d z i e j s t w o , wskazując nam źródło powiększenia naszych sił. Korzystać z tego! W lipcu j u ż odbyć z ja z d y d e - kanalne! Uruchomi ć ś p i ą c e Ko ł a „ P r a c y " !

Nr. 2 M ie się c z n ik D ie ce zja ln y Ł u c k i 125

P o r a d n i a dl a samouków P. HS. S. (Działy Ogólny' i Nauczycielski, W arszawa, K rak o w skie P rz ed m ieśc ie 7, m. 4).

P o r a d n ia M acierzy udziela bezintereso w n ie d ro g ą k o r e s p o n d e n c y j­

n ą p o rad i w skazów ek, inform uje w spraw ie egzam inów , m ym agań, k w a lifik ac y j, ku rsów , wypożycza pro gram y , poleca profesorów k o res­

p o n d entów i t. p. Na odpow iedź z P o radn i należy załączyć k o p e rtę w d o kładnie w ypisanym a d re s e m i n aklejonym znaczkiem pocztowym.

Bibljoteka Na uc z yc i el ska Pol ski ej Ma c i er z y Szkolnej.

B ib ljo tek a k o m p le tu je k sią ż k i w e d łu g p ro gra m ó w Wyższego K u rs u N auczycielskiego oraz k u rsó w w a k a c y jn y c h dla czynnych a n i e w y k w a ­ lifik o w a n y ch nauczycieli szkół pow szech ny ch . P o d rę cz n ik i wypożycza się n a dłuższy o k re s czasu na p rzy stę p n y ch w a ru n k a c h . Zgłoszenia oso biste i lis to w n e p rosim y k iero w ać pod a d resem Macierzy, W a rsz a ­ wa, K rakow skie P rzedm ieście 7, m. 4.

Z E Ś W I A T A . PSamy na słońcu

O bserw ato rjum astrono m iczn e k r a k o w s k ie stw ierd ziło przed k ilk u ty g o d n ia m i istn ien ie plam n a słońcu otyłe wielkich, że bez użycia t e ­ le s k o p u m ożna j e było zaobserw ow ać (przez szkło zakopcone). Istn iały one w północnow schodniej s tro n ie tarczy słonecznej. W krótce te plam y znikły. N a to m ia s t obecnie u k azały się now ych pięć plam,. Można j e wi­

dzieć przez z w y k łą lo rn e tk ę (po p rzyłożeniu szkła okopconego).

W ie lk ie k a ta k liz m y na kuli ziem skiej, — s z e r e g orkanów w Am e­

ryce, w ią ż ą n iek tó rzy uczeni z działan iem tych plam na słońcu.

K R O N I K A.

Powiązane dokumenty