• Nie Znaleziono Wyników

(W stęp do studjum).

Co to jest bukiet kw iatów ? O odpowiedź na tak trywialne pytanie kusić się nie warto — chyba, że udamy się do tych, którzy rzeczy zwykłe robią niezwykłemi, a więc do filozofów i artystów.

Posłuchajm y najpierw filozofów. Bukiet kwiatów — płynie z miodowych ich ust — to właściwie nie bukiet kwiatów. Boć najpierw za­

pach, który od niego wionie, nie mieści się w nim, tylko w naszym nosie. Znieczulmy sobie na próbę nos, a przekonamy się, że pachnący bukiet wcale nie pachnie. To sarno dotyczy jego barw. Istnieją one wyłącznie w naszych oczach.

Gdyby wszyscy ludzie zachorowali na daltonizm, wtedy po barw ach bukietu pozostałyby bodaj wspom nienia. Lecz na tem nie koniec. N a­

w et owo materyalne coś, pozostałe z bukietu p o odarciu go z barw i woni, rozpływ a się do­

szczętnie w rękach naszych, przetapiając się na sumę wrażeń dotyku. W ięc wszystko, czem bu­

181

ki et nas zachwyca, nie jest jego w łasnością, jeno w łaściw ością naszych zmysłów. Znieczu­

liwszy wszystkie zmysły, zamienia się bukiet na jakieś x, nie dające się wyobrazić, lecz tylko jako istniejące pom yśleć. W ięc może owo x jest wreszcie bukietem kwiatów, jako takim, nie­

zależnym od przypadkow ości naszego zmysło­

wego postrzegania? Niestety, i tutaj musimy się wyzbyć złudzeń. N aw et owo x traci grunt pod nogami. Postrzegam y je w czasie i prze­

strzeni, a czas i przestrzeń, to tylko formy uobra- żania naszego um ysłu — jak zapew nia nas Kant.

A formy te są niemniej przypadkow e, jak i w ra­

żenia zmysłowe. Gdyż w ątpić nie można, że posiadając inny umysł, mielibyśmy także inne uobrażenia czasu i przestrzeni. Przeto wszystko, co o bukiecie orzec możemy, jest zwodnicze i przypadkow e, bo od przypadkow ej naszej zmy­

słowej i umysłowej organizacyi zależne. Z b u ­ kietu kwiatów pozostaje nam więc jakaś istność bezwonna, bezbarwna, bezprzestrzenna i bez- ważka, jakieś oderw ane pojęcie, będące może wszystkiem, lecz tylko nie bukietem kwiatów.

A teraz zapytajmy się artystów. O dpow iedź ich brzmi wręcz przeciwnie. Bukiet kwiatów, to nietylko symfonia barw i woni, wygrywana przez nasze zmysły, to znacznie coś więcej, to nieraz w prost treść naszej duszy — zapewniają

182

nas z zapałem. Nie przeczymy filozofom, że na­

sze wrażenia zmysłowe są przypadkow e. Lecz i oni nam nie zaprzeczą, że jedyną stałą, nie­

zmienną i nieprzypadkow ą istnością jest nasza dusza. A dusza nasza, to nie jakieś tajemnicze, pokutujące coś, bojące się światła dziennego, tylko to przebogaty w swej różnorodności spłyń nieprzebranych i nieprzeliczonych jej treści. Je­

żeli więc blaski, barw y i wonie goszczą w na­

szej duszy, wtedy są one taką sam ą jej treścią, co wszelka inna treść. Nie widzimy i nierozu- miemy różnicy między niemi a choćby naszym smutkiem lub weselem. Jedno i drugie odczu­

wamy i przeżywam y bezpośrednio, więc ta sama cecha bezpośredniości przypada obu w udziale.

Ustanawianie jakichkolwiek rozróżniań uważamy za sztuczne, nienaturalne i nieusprawiedliwione.

Toć czyny nasze potw ierdzają to co krok. Bez­

pośrednio przetapiam y nasze uczucia na barwy i blaski. Nieraz mieścimy całą naszą duszę w ła­

śnie w bukiecie kwiatów, i każdy nas rozumie.

A jakże m ogłoby wywiązać się jakiekolwiek po­

rozumienie, gdyby wszystkie treści naszej duszy nie były współrzędne, w spółw artościow e? Bukiet kwiatów jest tedy dla nas w całej pełni bukie­

tem kwiatów. A naszych bezpośrednich odczuć nie zdołają zachwiać żadne rozumowania.

Nic tedy dziwnego, że między filozofią ą sztuką nie mogło zapanow ać braterstw o broni,

183

mimo, że obie walczą przecież o to samo.

Choć na pozór, sądząc z zewnętrznych przeja­

wów, wyjścia i ujścia obu zdają się być zasa­

dniczo rozbieżne, to jednak najtajniejsze źródła ich są jednakie. Boć, jak powiedział Schopen­

hauer: każde praw dziw e dzieło sztuki jest o d ­ powiedzią na pytanie: co to jest życie? — A prze­

cież filozofia nie kusi się o nic innego.

Filozofia poszła tedy zupełnie innemi dro­

gami jak sztuka i, jak wiadomo, do celu nie dobiła. Mimo tysiąca odpowiedzi, nie dała może ani jednej takiej, któraby wszystkich zadowoliła i zniewoliła, Kto się przyczepi do byle systemu metafizycznego, ten odpowiedzi znajdzie w pra­

wdzie pod dostatkiem. Lecz właśnie w te m :

„kto się przyczepi", mieści się cały tragizm filozofii. Aby się zadowolić odpowiedziami, trzeba koniecznie przyjąć ich założenia, uwie­

rzyć w nie. A kto tej wiary w sobie wznie­

cić nie chce i nie może, temu i odpow iedzi na nic się nie zdadzą. Koło prawdziwie błędne, obłędne...

Między wynikami a tysiącoletnimi wysiłkami filozofii zachodzi przeto rażąca dysproporcya.

Lecz jakie przyczyny tego upokarzającego zja­

w iska? Czy może nie należy ich szukać właśnie w tem, że filozofia rozminęła się gruntownie ze sztuką? Na pozór pachnie to orzeczenie jakoby najskrajniejszym paradoksem . Cóż bowiem może

184

mieć w spólnego filozofia, czyli rozum owe zgłę­

bianie rzeczywistości, ze sztuką, czyli wciela­

niem wizyi artystycznych w zmysłowy m ateryał?

Jaki łącznik mógłby wiązać pojęciowe myślenie z uobrażeniowem kształtowaniem? Filozofia i sztuka zdają się przecież należeć do dwóch zupełnie niewspółm iernych dziedzin Potw ierdzają to ich dzieje. Sztuka jest wtedy praw dziw ie sztuką, gdy wyzbywa się wszelkich czynników racyonalnych.

1 na o d w ró t: filozofia jest dopiero wówczas filozofią, nauką, gdy w ystrzega się bacznie wszelkich momentów wizyjno-twórczych. Filozo­

fię i sztukę dzieli więc jakoby przepaść cała.

I tu właśnie nasuw a się pytanie, czy tak być powinno, mimo że w rozw oju dziejowym tak się spraw a ukształtowała. Może po złagodzeniu zasadniczego antagonizm u między filozofią a sztuką znikną także niedom agania filozofii? O rozw iąza­

nie tego problem u kusił się, jak wiadomo, już romantyzm. A na nowo podjął go obecnie z nie­

zwykłą potęgą Henryk Bergson.

Gdy się bez żadnych uprzedzeń — pow iada Bergson — przyjrzymy sobie i otaczającej nas rzeczywistości, dostrzegam y przebogatą różno­

rodność zjawisk, będących w ustawicznym ru- ruchu. W szystko się wciąż odm ienia i prze­

twarza, wiekuisty rozpęd twórczy i życionośny (elan vital) przenika wszechstworzenie. Tym cza- semi jak zachowuje się wobec tego filozofia?

185

-Myślenie filozoficzne operuje ściśle określonemi pojęciami. Do pojęć dochodzim y w ten sposób, że z przebogatej różnorodności zjawisk wyłu­

skujemy czynniki jednorodne, tem ogólniejsze, im większą liczbę zjawisk cechujące. Pojęcia utrwalamy symbolicznie w słowach. Taką postaw ę wobec rzeczywistości umożliwiamy sobie przez to, że ustawiczny ruch rozkładam y na szereg nieruchomych punktów, że empiryczną ciągłość stawania się rozdzielamy na szereg hipotetycznych, powtarzających się ruchów. Tym sposobem za­

mieniamy ostatecznie wszelkie różnorodne jako­

ści na szereg jednorodnych ilości. Ideałem takiej postaw y jest matematyka, operująca wyłącznie czynnikami ilościowymi. Stąd ideałem filozofii stało się również poznanie na sposób matema­

tyczny. Najdobitniej podkreślał to Kant, mawiając, że filozofię należy w prow adzić w dobre tow a­

rzystwo matematyki. Bez w ątpienia płyną stąd znamienne korzyści. Gdyż w łaśnie na takich podstaw ach mogły się były dopiero rozwinąć nauki ścisłe. Lecz czyż zyskała na tem także filozofia?

Na to, pow iada Bergson, trzeba stanow czo od­

powiedzieć: nie. Jasnem bowiem jest, że przez taką zamianę wszelkich jakości na ilości, przez taką

„mechanizacyę" rzeczywistości, osięgam y tylko poznanie stosunków, zachodzących między rze­

czami, nie zaś rzeczy samych. Filozofia nie może przeto dobić na tej drodze do swego celu,

186

którym jest: poznanie rzeczy samych. N ajdosa­

dniej ilustrują to niepow odzenia psychologii aso- cyacyjnej. Nauka ta rozkłada życie duszy zupełnie mechanicznie na szereg pierwiastków ilościo­

wych i usiłuje z pom ocą ich ugrupow ań wytło- maczyć wszelkie zjawiska psychiczne. Tym cza­

sem bezpośrednia obserw acya poucza, że życie duszy nie zasadza się na sum ow aniu i grupo­

waniu hipotecznych ilościowych pierwiastków, tylko na spłynie, na wzajemnem przenikaniu się różnorodnych przeżyć. W szelkie zjawiska psy­

chiczne różnią się między sobą jakościowo.

Prawdziw e poznanie życia duszy może nam przeto dać tylko taka psychologia, która owej jakościowej różnorodności nie niweluje, tylko ją podkreśla i za punkt wyjścia obiera. A jedyną drogą, w iodącą do wyrównanego poznania ja­

kości, jest, zdaniem Bergsona, intuicya.

Swoistym organem filozofii jest tedy p o ­ znanie intuicyjne. Bergson przeciw staw ia je dobitnie zwykłemu naukowem u poznaniu dy- skursywnemu. Poznanie dyskursywne nie może nas pow ieść do zrozumienia indywidualnych cech jakiejkolwiek rzeczy. Stwierdza ono tylko to, co dana rzecz ma z innemi w spólnego, nie zaś to, co ją od wszystkich innych różni, co właśnie jej indywidualną, tylko jej w łaściw ą ce­

chę stanowi. W yraża ono każdą rzecz przez czynniki, nie będące nią samą. Z pom ocą po­

187

znania dyskursywnego zawładam y w praw dzie zjawiskami — lecz nie poznajemy ich.

Natomiast poznanie intuicyjne w kracza w ła­

śnie na odw rotną drogę. Z pom ocą intuicyi, czyli intelektualnego wczuwania się, przenosim y się jakoby do wnętrza rzeczy samej. W tedy prze­

nikamy jej indywidualną istotę. Dla wyjaśnienia niechaj posłużą dwa przykłady Bergsona. W szyst­

kie fotograficzne widoki miasta, zdjęte z w szel­

kich możliwych punktów obserwacyjnych, nie są w możności, razem wziąwszy, dać ani w przy­

bliżeniu tego wyobrażenia owego miasta, które nam krótki pobyt w niem odrazu daje. W szelkie najszczegółowsze opisy charakteru i czynów bohatera powieści, nie zdołają zastąpić tego bezpośredniego odczucia osobistości bohatera, które posiedlibyśm y odrazu, gdyby nam danem było z ową osobą rzeczywiście się zapoznać.

Fotografia i opisy — to poznanie rozumowe. Zaś pobyt w mieście i pożycie osobiste - to po ­ znanie intuicyjne.

Oto fundamenty filozofii Bergsona. W ysi­

łek jego jest zgoła rewolucyjny. Jako praw ­ dziwy nadczłowiek w duchu Zaratustry odwraca on dotychczasow e w artości i kruszy tablice do­

tychczasowego zakonu. Poznanie rozumowe, które stanowiło dotychczas ostoję i dumę filozofii — degraduje niemal doszczętnie. Przyznaje mu na­

turalnie pełne znaczenie we wszystkich innych

- 188

naukach — tylko nie w filozofii. Filozofia winna być wyłącznie intuicyjną. W tem mieści się jej praw da i jej przyszłość.

Naturalnie szereg niewytępialnych Ben Aki- bów nie om ieszkał już i nadal nie om ie­

szka wykrzykiwać: „W szystko to już b y ło ! “ I w rzeczy samej zaprzeczyć nie można, że my­

śli Bergsona nie są nowemi od pierwszej do ostatniej kreski. T oć intuicya odgrywała w dzie­

jach filozofii zawsze rolę wybitną. Na konie­

czność oparcia filozofii na bezpośredniem do ­ świadczeniu w skazał już empiriokrytycyzm Ave- nariusa. Pokrew ną m otodę badania przejawów indywidualnych ugruntowali W indelband i Ri- ckert. A o wiekuistym ruchu wszechrzeczy mó­

wili nam Heraklit i Hegel.

Lecz mimo to jest czyn Bergsona nowym i oryginalnym. On pierwszy oparł intuicyę na ściśle naukowych podstaw ach. Nie zadowolił się samym program owym rzutem, samem w ska­

zaniem jej doniosłości. Lecz wykazał także jej rzeczywiste znaczenie, osaczyw szy ją w szech­

stronnie argumentami psychologicznym i i biolo­

gicznymi. Tem samem wywalczył on pierwszy intuicyi naukowe równoupraw nienie z poznaniem rozumowem A nadto pokazał jeszcze, jak należy intuicyę stosow ać, aby z jej pom ocą wznieść system ściśle rzeczowy, nie zaś chimeryczny.

W szeregu pierwszorzędnych dzieł zastosow ał

189

swe intuicyjne poznanie i rzucił nowe światło na wszelkie dziedziny filozoficznych dociekań.

Zapłodnił etykę i estetykę. Odwieczny pro­

blem wolności woli oparł o silne podwaliny, wskazując na intuicyjne odczucie autonomii na­

szej jaźni jako na czynnik decydujący. W este­

tyce wysunął na naczelne miejsce tw órczość ar­

tystyczną, którą estetyka psychologiczna w spół­

czesnej doby, chroniąca się bacznie przed wszelką intuicyą, najchętniej zupełnie z zakresu dociekań nad zagadką piękna ruguje. W ykazał bowiem, że estetyczne upodobanie, spraw iane przez dzieła sztuki, zasadza się przedew szystkiem na intui- cyjnem wznowieniu w sobie przeżyć twórczych artysty.

Nie miejsce tutaj ani na dalszy wykaz pro­

mieniowania myśli Bergsona, szczególnie w psy­

chologii i biologii, ani na jej krytykę. Tych kilka ułamków starczy, by zrozumieć, że filozofia może teraz wkroczyć rzeczywiście na nowe tory. In­

tuicja, która była dotąd nienaukowym strasza­

kiem jednych, a cichem tajnem marzeniem dru­

gich, poczyna zyskiwać grunt pod nogami. Mimo że niewątpliwie nie poczyta się jej za jed yn y organ fi­

lozoficznego poznania, jak chce B ergson— to jednak nie potrzebuje się ona już kryć w zaułkach mi­

styki i „zacietrzewionej" metafizyki. Może teraz śmiało podnieść głowę jako czynnik w spółrzę­

190

dny i rów noupraw niony z wszelkiemi innemi sposobam i poznania.

A ten czyn Bergsona rzuca swe światło nietylko naprzód, lecz także wstecz. W alcząc bowiem o zwycięstwo dla intuicyjnej filozofii przyszłości, rehabilituje tym samym intuicję prze- szłościf Intuicyjna metafizyka czasów minionych przestanie może nareszcie uchodzić wyłącznie za stek nienaukowych fantasmagorji.

Braterstwo broni filozofii ze sztuką poczy­

na więc dopiero przechodzić ogniową swą próbę.

Przesądzanie wyników byłoby przeto conajmniej nieostrożnością. Lecz... czemuż nie miałoby życie odsłonić swej tajemnicy filozofowi, który jest jak artysta — który nie obdziera rzeczywistości z jej blasków , barw i woni, nie przetapia przebogatej różnorodności zjawisk na sztuczne schem atyczne symbole, jeno usiłuje intuicyjnie przeżywać peł­

nię w szechżycia?

Może więc bukiet kwiatów, który był uwiądł na stole filozofii, rozkwitnie ponownie w stubar- wnej i stuwonnej swej krasie...

Powiązane dokumenty