• Nie Znaleziono Wyników

i podarła mu się maska

W dokumencie OF THE ARTS AND SCIENCES (Stron 195-200)

Nie chciałbym przyczyniać się do dalszego wirowania tej karuzeli próżności. Pozwolę sobie jednak wypowiedzieć kilka zdań, bo nadpobudliwa czupurność tej polemiki i przerażająca pustka za nią stojąca zmusza mnie do tego.

Poważną dyskusję – która była jednak do zrobienia – o młodej poezji polskiej uśmiercił J. Klejnocki w zarodku i zamienił w drobną, karczemną awanturę. Nie wziął pod uwagę możliwości stworzenia pewnej „transcendencji krytycznej” dotyczącej tego pokolenia, horyzontu ponad osobistymi urazami – po prostu załatwia swoje interesy, które wzięły się z nadszarpniętego egotyzmu. „Jeżeli awan-tura i hucpa, to biorąc pod uwagę fakty, tj. mój czarny pas i troje stojących za mną murem dzieci, nasze szanse nie wyglądają na zbyt wyrównane. Czy tam w Warszawie naprawdę sądzi się, że cała polska literatura kręci się na Krakowskim Przedmieściu i bierze się z «niewyrażalnych»

wzdychań do róży asystencików różnej maści?”.

Itd., itd. – możemy sobie w tym stylu żartować bez końca.

To była próbka pisarstwa polemicznego według za-proponowanego przez J. Klejnockiego wzoru. Teraz chciałbym wrócić na swój poziom, bo nie mogę zbyt dłu-go przebywać na owym zaproponowanym. Z prostedłu-go powodu. Po pierwsze – wyrosłem z tak krótkich

spode-nek. Po drugie – zaczyna brakować powietrza. Pojawia się polonistyczne zadęcie i „bladaczkowa” czkawka, których to imponderabiliów naszej powojennej polonistyki wy-jątkowo nie trawię. (Dlatego mam „organiczną” pretensję do K. Vargi272 i P. Dunin-Wąsowicza273, autorów Parnasu bis274, że zrobili ze mnie polonistę; mam za sobą studia filozoficzne).

Wracając do rzeczy… Muszę wyrazić przede wszyst-kim żal. Miałem na uwadze wywołanie dyskusji, ale nie sądziłem, że J. Klejnocki – ceniony w pewnych kręgach krytyk i  etatowy pracownik naukowy  – nie zrozumie

272 Krzysztof Varga (ur. 1968) – prozaik i dziennikarz. Od 1992 roku związany z „Gazetą Wyborczą”. Znany przede wszystkim z po-wieści: Chłopaki nie płaczą (1996), Tequila (2001) czy Trociny (2012). Opublikował również cykl eseistycznych reportaży poświęcony Węgrom: Gulasz z turula (2008), Czardasz z man-galicą (2014), Langosz w jurcie (2016). W latach 90. zajmował się także krytyką twórczości roczników 60. Z Pawłem Dunin- -Wąsowiczem napisał Parnas bis. Słownik literatury polskiej uro-dzonej po 1960 roku (1995), z Jarosławem Klejnockim opracował antologię Macie swoich poetów. Liryka polska urodzona po 1960.

Wypisy (1996 i 1997).

273 Paweł Dunin-Wąsowicz (ur. 1967)  – człowiek instytucja: wy-dawca i redaktor, prozaik i krytyk. Dziennikarz współpracujący między innymi z „Życiem Warszawy”, „Machiną”, „Przekrojem”, współzakładał „Frondę”. W 1989 roku rozpoczął działalność wydawniczą w  trzecim obiegu, wydając artzin „Iskra Boża”, w latach 1991–2002 był redaktorem naczelnym pisma „Lampa i Iskra Boża”. W 1993 roku założył i do dziś prowadzi wydawnic-two Lampa i Iskra Boża, publikujące najmłodszą literaturę (to tu w 2002 roku ukazała się Wojna polsko-ruska pod flagą bia-ło-czerwoną Doroty Masłowskiej). W latach 2002–2011 z Jaro-sławem Lipszycem i Piotrem Mareckim prowadził internetowy dwutygodnik literacki „Kumple”. W latach 2004–2014 prowa-dził pismo „Lampa. Literatura, Muzyka, Komiks”.

274 P. Dunin-Wąsowicz, K. Varga, Parnas bis. Słownik literatury pol-skiej urodzonej po 1960 roku, Warszawa 1995, kolejne wydania:

jeszcze jedno w 1995 oraz w 1998 uzupełniał Dunin-Wąsowicz.

prostych intencji prowincjonalnego belfra i nie podejmie dyskusji. To, co zaproponował, nie jest nawet jej zary-sem. Dlatego żal, że ze strony, z której spodziewano się światła, pojawił się jeszcze większy mrok. Sądziłem, że dojdzie do wymiany zdań istotnych, że staną naprzeciw siebie kontrwartości, że coś zacznie dziać się w sferze idei i że – być może – wypowiedziana zostanie filozoficzna prawda o „naszym klasycyzmie”, ponieważ – jak sądzę – ja już swoje zrobiłem, wypowiedziałem parę istotnych zdań o czymś przeciwstawnym, o tzw. „barbaryzmie”. Sądziłem, że „wyszkolony polonista” jest w stanie ten ciężar udźwig-nąć. Z przykrością stwierdzam, że Jarosław Klejnocki nie potrafi jeszcze uogólniać, wznosić się na wyższe pozio-my interpretacji. Bierze wszystko do siebie, ujawniając ból próżnej „duszy”, narzucając sobie rolę, do której nie dorósł – mianując się obrażonym „rzecznikiem praw kla-sycystycznych”. Szkoda, wiązałem z tym krytykiem duże nadzieje. Sądziłem, że uda się stworzyć spór wyższego rzędu – połączymy swoje preferencje na zasadzie prze-ciwwagi, że złożymy nasze „creda”, biorąc w interpreta-cyjne kleszcze żywą materię – spór godny tego, co działo się w międzywojniu. Tam także wyzywano Przybosia275 od prowincjonalnych belfrów276, ale jeszcze poza tym coś się

275 Julian Przyboś (1901–1970) – poeta i eseista. W dwudziestoleciu międzywojennym współtworzył Awangardę Krakowską i był jej najwybitniejszym przedstawicielem. Po II wojnie światowej ak-tywny i wpływowy uczestnik życia literackiego, między innymi jako redaktor miesięcznika „Poezja” (1965–1968) czy inicjator sporu o  turpizm, w  którym zaatakował młodszych poetów, w tym Tadeusza Różewicza i Stanisława Grochowiaka.

276 Maliszewski nawiązuje tu do sporu o niezrozumialstwo z dwu-dziestolecia międzywojennego, którego aktywnym uczestni-kiem był Karol Irzykowski, to w jego tekście jest mowa o Julia-nie Przybosiu: K. Irzykowski, Niczego o Julia-nie zrozumieć – wszystko przebaczyć?  (Wycieczki w  lirykę III), „Pion” 1934, nr 41 (54), s. 4–5.

stało: światopogląd, wyrazista aksjologia, określony kanon estetyczny. Tutaj – niestety – pustka. Naddarła się, uchyliła maska wrażliwego, kulturalnego „hermeneuty”. I cóż tam widać? Nadąsanie się zadurzonego w sobie skryby, filolo-ga, bo nawet nie poety. Poeta odpowiada inaczej.

Z drugiej strony czuję ogromną satysfakcję, że coś drgnęło w samoświadomości niektórych producentów wierszy. Nareszcie! Zaczyna się rysować coś w rodzaju uświadomionego programu estetycznego, bowiem… „po-czuli się zmuszeni”. Tak już można traktować – tzn. pro-gramotwórczo – te słowa autora Oswajania277: „Zmuszony w pewnym sensie ujawnię: zapis poetycki rezerwuję sobie do kwestii ostatecznych. Poezja jest formą religii, dotyka tego, co niewyrażalne w inny sposób […]”278 i zdania na-stępne. Brawo! I o to chodziło. Wysiłek był straszliwy. Ale warto było. Dziękuję Panu, Panie Jarosławie, serdecznie.

Czekam na następne objawy samoświadomości, coś spoza filologicznej rutyny. Życzę coraz lepszych wierszy. Dzię-kuję za cenne porady lekturowe. Chętnie wrócę do lektur z wczesnej młodości.

Z poważaniem i szacunkiem dla starszego w belferskiej szarży.

277 J. Klejnocki, Oswajanie. Wiersze, Warszawa 1993.

278 J. Klejnocki, Trochę czytał, ma tupet i lubi pouczać, „Nowy Nurt”

1995, nr 22 (zob. Teksty źródłowe, s. 188).

Wysychające kałuże

(krótki traktat o poetach barbarzyńcach)

Polemika wokół klasycyzmu, która pojawiła się ostatnio w „Nowym Nurcie”, nie nastraja optymistycznie.

No bo i tekst klasyka, Wojciecha Wencla, zadziwia patetycznością i ogólnikowością (jakże te wielkie słowa brzmią w Jego pełnych ustach?):

Zwłaszcza język poetycki winien posiadać właściwą sobie godność i wagę, dysponować uniwersalnym, choć zarazem osobniczym tonem, który zapewni mu możliwość ekspli-kacji świata, wyjście poza jeden, mało istotny punkt wi-dzenia

– i zastanawia pełną godności apodyktycznością:

Wyłącznie taki język jest w stanie udźwignąć ciężar upo-rządkowanej i pełnowartościowej rzeczywistości279. Bardziej niż zastanawia i zadziwia, rozśmiesza tekst młodzieżowego klasyka awangardowego Tomasza Ma-jerana, który zadaje rozpaczliwie dziecinne pytania (na które zna pewnie odpowiedzi, ale chytrze nam ich nie

279 W. Wencel, Kłopoty z językiem, „Nowy Nurt” 1995, nr 18 (zob.

Teksty źródłowe, s. 154).

przekazuje, bo – tego musimy tylko się domyślać – udziela ich wprost w swoich poetyckich tekstach):

Otóż jest rzeczą niezmiernie interesującą […] w jaki spo-sób klasyczne formy wiersza mogą być skutecznym in-strumentem w rękach twórców literatury dla młodzieży.

Jak pogodzić doskonałą niemal przewidywalność sestyny z imperatywem czy też postulatem wyjścia w nieokreślone i nowe? W jaki sposób rym gramatyczny albo aleksandryn mogą istnieć w opozycji do oswojonych i niezachwianych wartości?

– i rzuca na koniec rozpaczliwe pytanie hamletycznego licealisty: „Jak można wątpić sonetem?”280

Najbardziej jednak przykuwa uwagę prywatne wyzna-nie wiary krytyka literatury Karola Maliszewskiego, ubra-ne w pozorowaubra-ne ramy krytycznoliterackiego wywodu, przesiąkniętego stereotypami i idiosynkrazjami:

Wolę barbarzyńców. Są bliżej krwiobiegu. l tak niewiele potrzeba im do szczęścia. Trochę rozpaczy w kraju, w któ-rym wszystko już wolno. Odrobinę własnego języka nie kojarzącego się ani z „różą”, „drozdem”, ,,Vermeerem”, ani z panoczkiem Cogito. Kwestie zaś związane z solidarno-ścią i  samotnoz solidarno-ścią281 obserwują przez pomazane ptasim gównem grube szyby księgarń282.

280 T. Majeran, Atakując dekonspirował (się), „Nowy Nurt” 1995, nr 19, s. 6 (zob. Teksty źródłowe, s. 183–184).

281 W oryginale brak: „i samotnością”. K. Koehler, rozpoznając nawiązanie do eseju A. Zagajewskiego Solidarność i samotność (1986), uzupełnił cytowaną frazę. Opuszczenie zostało skorygo-wane w przedruku tekstu w książce: K. Maliszewski, Nasi klasy-cyści, nasi barbarzyńcy, Bydgoszcz 1999, s. 93. 

282 K. Maliszewski, Nasi klasycyści… (zob. Teksty źródłowe, s. 176–

–177).

W dokumencie OF THE ARTS AND SCIENCES (Stron 195-200)