• Nie Znaleziono Wyników

Naturalnie nie można analizować przebiegu prekampanii w Polsce, bez choćby przypomnienia zasad funkcjonowania tego mechanizmu w Stanach Zjednoczo-nych. W amerykańskim systemie politycznym prezydent pełni najważniejszą, ekstraordynaryjną rolę, dlatego proces jego wyłonienia jest relatywnie długi (trwa ponad rok) i składa się z 4 etapów: okres przed wyborami (preprimary stage), prawybory (primary stage), konwencja (conven on stage), wybory za-sadnicze (general elec on stage). Tak złożona, rozciągnięta w czasie procedura wymaga potężnych nakładów fi nansowych, niezbędnych do realizacji kampanii oraz skrupulatnego jej zaplanowania, zarówno taktycznego, jak i długofalowego. W każdej z wymienionych powyżej faz, strategia kandydata musi być elastycznie modyfi kowana, aby dostosować ją do aktualnej sytuacji i konkretnej grupy wy-borców notabene różniących się w zależności od etapu (elektorat z prawyborów jest inny, niż w fazie ogólnokrajowej). Za najbardziej charakterystyczną, funda-mentalną część procesu wyborczego trzeba uznać prawybory, albowiem w ich trakcie społeczeństwu przedstawiani są „kandydaci na kandydatów”. Doniosłe znaczenie odgrywa tutaj marke ng polityczny i PR, ponieważ pierwsze wraże-nie jakie wywoła kandydat, może przywraże-nieść mu zwycięstwo lub spowodować porażkę, natomiast w pozostałych etapach wizerunek nie jest już aż tak istot-ny, choć oczywiście nie można go bagatelizować. Formalnie prawybory mają na celu wskazanie reprezentantów na konwencje Demokratów i Republikanów, zaś „w praktyce za pośrednictwem delegatów, a w niektórych stanach bezpośrednio, wyborcy głosują na kandydatów. Zwycięzca prawyborów uzyskuje nominację par i na konwencji”. Tak więc prekampania stanowi sui generis probierz, miernik polityczno-organizacyjnych kompetencji pretendentów. Trzeba też pamiętać, że spora część kampanii toczy się w mass mediach, a zatem ubiegający się o urząd głowy państwa, są niejako zobligowani do udzielania wywiadów, partycypowa-nia w debatach, obecności w radiu i telewizji, a współcześnie również „istniepartycypowa-nia” w Internecie2.

W Polsce koncepcja przeprowadzenia prawyborów zrodziła się już w 2001 r., co uwypuklał m.in. Maciej Płażyński, ewokując że obecne prawybory nie były zu-pełnym novum dla PO. Wszakże współzałożyciel Pla ormy był daleki od

proste-2 M. Mazur, Marke ng polityczny: studium porównawcze prezydenckich kampanii wybor-czych w USA i w Polsce, Warszawa 2007, s. 145–148.

go, linearnego transponowania preelekcji w 2010 r., na podobne przedsięwzięcie w chwili powstawania ugrupowania, ponieważ wówczas chodziło o spełnienie „marzenia par i wzorowanego głównie na wyborach u republikanów […], bez aparatu, za to z rzeszą sympatyków uczestniczących w prawyborach, które były otwarte dla wszystkich chętnych kandydatów. Tamte prawybory to była twarda rywalizacja, tocząca się od samego dołu tworzącej się par i”. Płażyński zaznaczał ponadto, iż klasyczne prawybory musiały zobowiązać liderów do zaakceptowa-nia istniezaakceptowa-nia podgrup i ich przywódców oraz zezwolezaakceptowa-nia na prawdziwą, osobistą rywalizację w łonie par i, w konsekwencji czego spodziewano się większej de-centralizacji i rozdziału władzy, a do tego nie chciał dopuścić Donald Tusk3.

Preelekcja w PO ujawniła dyferencje w relacji do swego prawzoru, choćby dlatego, że kandydaci mieli bardzo mało czasu na przygotowania, zaprezentowa-nie się i pozyskazaprezentowa-nie przychylności wyborców. Ale obserwowano także podobień-stwa np. fakt, że polska opinia publiczna i media, analogicznie do amerykańskich, poświęciły mnóstwo uwagi pretendentom, zaś politycy ze wszystkich obozów żywo komentowali i wyrażali swoje poglądy odnośnie samej idei prekampanii oraz kandydatów. Projekt PO generalnie zasadzał się na ukazaniu ugrupowania, jako „prawdziwie demokratycznej”4 par i, upowszechniającej demokrację we własnym środowisku. Jednak prawybory kryły też dużo niewiadomych i niosły ze sobą zagrożenia dla samej Pla ormy, choćby w związku z integralnością par i, która mogła zostać zachwiana przez konieczność jednoznacznego opowiedzenia się po stronie jednego z dwóch polityków.

Janina Paradowska na łamach „Polityki” charakteryzowała prawybory, jako projekt interesujący, frapujący, atrakcyjny, tym niemniej ryzykowny dla pomy-słodawców, gdyż mógł on doprowadzić do rozłamu wewnątrz PO. Wyrażała ona przeświadczenie, iż będą one wiodącym tematem dla dziennikarzy, publicystów oraz polityków, detronizując inne, dotychczas popularne zagadnienia5. Z kolei Piotr Gabryel wskazywał, że na płaszczyźnie partyjno-politycznej okażą się one niewątpliwie sukcesem, bez względu na fi nalne rozstrzygnięcie personalne. Rów-nocześnie publicysta „Rzeczpospolitej” przypisywał je sferze działań i zabiegów marke ngowych, medialnych, niekoniecznie służących realnemu wzmocnieniu demokracji: „Co to za prawybory, jeśli nie mogą w nich wziąć udziału wszyscy chętni członkowie PO, a tylko dwaj, arbitralnie wskazani przez szefów par i […], a cała batalia przebiega – zgodnie z suges ami liderów PO – w sposób mało konfrontacyjny?” – pytał retorycznie6. Natomiast Jacek Żakowski analizował

pre-3 E. Olczyk, Pla ormę czeka wymiana liderów, „Rzeczpospolita” 2010, nr 72, s. 6.

4 R. Grochal, Prawybory w PO. Zyski i zagrożenia, „Gazeta Wyborcza” 2010, nr 41, s. 3.

5 J. Paradowska, Wybory przez prawybory, „Polityka” 2010, nr 9, s. 16–18.

elekcję w szerszej perspektywie, a mianowicie dysputy nad kondycją naszej de-mokracji – „46 tysięcy Polaków (a w praktyce tylko ich część), mogło się przeko-nać że od nich zależy, kto będzie prezydentem. Wszyscy pozostali mogli się tylko przyglądać”7. Przy tym automatycznie zastrzeżenia i obiekcje Żakowskiego budził fakt, że in praxi pretendenci zostali wytypowani przez nader wąskie gremium decydenckie.

Wśród członków Pla ormy oraz publicystów od początku 2010 r. można było napotkać rozmaite oceny i opinie dotyczące prekampanii. Janusz Palikot pisał na swoim blogu, że „wybór między Bronisławem Komorowskim i Radosławem Sikorskim, to wybór między kandydatem PO i kandydatem PO–PiS”. W związku z tym, tudzież innymi jego wypowiedziami, Dorota Kołakowska rozpatrywała możliwość pociągnięcia posła z Lubelszczyzny do odpowiedzialności dyscypli-narnej przed komisję prawyborczą, powołując się na regulamin prawyborów, w którym była mowa o „zakazie atakowania kandydata”, równocześnie domaga-jąc się bezzwłocznej reakcji ze strony D. Tuska8. Przywołany zapis i sytuację Pali-kota komentował też Paweł Lisicki, sygnalizując że „PO będzie jedyną w dziejach par ą, która pokaże, że wolno się spierać bez spierania się. Różnić bez różnienia”, dodając że „istniały realne wątpliwości, związane z poglądami kandydatów, które PO starała się ukryć za zasłoną medialnego spektaklu”9.

W zamyśle kierownictwa Pla ormy prekampania miała wywołać określone innowacje i korekty w funkcjonowaniu ugrupowania. Przykładem może posłużyć np. nowe eksplorowanie biuletynu partyjnego – „POgłosu”, w którym wydru-kowano kartę wyborczą oraz hasło upoważniające do głosowania za pośredni-ctwem Internetu. Według „Rzeczpospolitej” była to ważna modyfi kacja, albo-wiem zazwyczaj tego typu publikacje, „służyły raczej do przesadnego chwalenia swoich polityków i atakowania przeciwników”10. Poza tym wypada zauważyć, iż na stronach internetowych wojewódzkich oddziałów PO zamieszczono sondę na temat preelekcji, którą szef struktury łódzkiej Andrzej Biernat, interpretował, jako efektywny sposób aktywizacji członków – „Dzięki [niej – przyp. A.T.], ludzie coraz bardziej interesują się prawyborami, bo wywiązuje się wewnątrzpartyjna dyskusja”11.

Sławomir Nitras sugerował, że prawybory powinny zapoczątkować metamor-fozę na krajowej scenie politycznej – „Ludzie zaczęli ze sobą rozmawiać, wspie-rają się, mobilizują do działania, par a staje się prawdziwym społeczeństwem

7 J. Żakowski, Eksperymenty na demokracji, „Polityka” 2010, nr 14, s. 28–31.

8 D. Kołakowska, Tournee kandydatów, „Rzeczpospolita” 2010, nr 52, s. 6.

9 P. Lisicki, Prawybory pełną parą. Ratunku!, „Rzeczpospolita. Plus Minus” 2010, nr 9, s. 15.

10 Rząd drukuje, opozycja kręci, „Rzeczpospolita” 2010, nr 60, s. 8.

11 D. Kołakowska, K. Borowska, Sikorski wygrywa w Internecie, „Rzeczpospolita” 2010, nr 65, s. 4.

obywatelskim”. W łonie Pla ormy zgłoszono postulat, ażeby „w prawyborach wyłaniać kandydatów na prezydentów miast, burmistrzów i wójtów”12, co poseł Nitras uznał za metodę w pełni demokratyczną i pobudzającą do wysiłku działa-czy we wszystkich ogniwach ugrupowania. Hanna Gronkiewicz-Waltz podcho-dziła do tej propozycji ostrożniej, nieco sceptycznie, albowiem niepokoił ją brak instrumentów niezbędnych do kontroli poczynań o zasięgu lokalnym13. Nato-miast Jolanta Kowalewska informowała w „Gazecie Wyborczej”, że w trakcie zjaz-du szczecińskiej Pla ormy, „ideę prawyborów na szczeblu powiatów, pochwalił obecny [tam – przyp. A.T.] sekretarz generalny PO – Grzegorz Schetyna”14, zaś w głosowaniu na temat sposobu wyłaniana kandydata na prezydenta miasta, praktycznie przez aklamację opowiedziano się właśnie za prawyborami. Członko-wie Prawa i SpraCzłonko-wiedliwości w materii projektu PO zgłaszali zastrzeżenia natury formalno-prawnej, twierdząc że był on niezgodny z polską jurysdykcją. Ówczesna przewodnicząca klubu – Grażyna Gęsicka, zwróciła się do Państwowej Komisji Wyborczej z prośbą o ustosunkowanie się do tezy, że wystąpienia Komorow-skiego i SikorKomorow-skiego „mogły mieć charakter wyborczy”, zwłaszcza że np. sposób w jakim wypowiadali się oni o Lechu Kaczyńskim nosił znamiona kampanii prezy-denckiej. Mariusz Błaszczak krytykował fakt, iż „PO mówiła, że zjazd to początek jej eurokampanii, a gdy okazało się, że trzeba by było wliczyć to do funduszu wy-borczego, powiedziała że kampanię rozpocznie później”. Komorowski refutował, uzasadniając iż PiS ujawniało w taki sposób skrywaną zazdrość z powodu tego, że jego kongres „przeszedł niemal bez echa”, podczas gdy preelekcja w PO była najpopularniejszym tematem w mediach. Zalecał on PiS-owi wzięcie przykładu z Pla ormy, proponując osobistą pomoc, a ze strony swojej formacji udostęp-nienie know how i specjalistów, puentując ironicznie – „Może być ciekawie, na przykład debata Kaczyński kontra Kaczyński”15.