• Nie Znaleziono Wyników

Instytucja zapomnienia (o starym i nowym)

Czyżby czas był za ciasny dla wszystkich zdarzeń? Czy może się zdarzyć, aby już wszystkie miejsca w czasie były wyprzeda­

ne? Zatroskani, biegniemy wzdłuż tego całego pociągu zdarzeń, przygotowując się już do jazdy.

E. S C H U L Z , Sanatorium pod klepsydrą

Tworzenie historii jest tworzeniem historii. Jeśli tautologia oznacza po­

wtarzanie, niepotrzebne, tego samego, tego, co już było, to historyczny komentarz na marginesie tego, co już było, także jest tautologią, powtórzeniem starego „na nowo” . W historię jako komentarz wpisany jest nieunikniony paradoks, aporetyczna logika, którą Derrida nazywa logiką suplementu, a Foucault zasadą komentarza właśnie, zasadą, w której „kom entarz musi wypowiedzieć po raz pierwszy coś, co zostało już powiedziane wcześniej, lecz zarazem musi on nieustannie powtarzać coś, co nigdy nie zostało powiedziane”1.

Powtórzmy więc: tworzenie historii jest tworzeniem historii.

W innym jeszcze sensie tworzenie historii to dokonywanie zapisu czynów w chwili ich dokonywania. Samo stwierdzenie, iż ktoś tworzy historię, jest już komentarzem historycznym, selekcją i opisem czynu jako wydarzenia godnego historycznej uwagi i umieszczenia go w annałach pamięci społeczeństw. Nie można tworzyć historii bez zapisu, tworzeniu historii bowiem już „z góry” jest przypisana gatunkowa przynależność do historii, do narracji, która stanowi o przeszłości świata, która ów przeszły świat ustanawia. Przypisanie do historii

1 M. F o u c a u l t : The Order o f Discourse. In: Untying the Text: A Post-Structuralist Reader.

Ed. R. Y o u n g . London and Heneley 1981, s. 59. Wszystkie cytaty obcojęzyczne w przekładzie Tadeusza Rachwała, jeśli nie zaznaczono inaczej.

czy też przypisywanie do historyczności przez historię czyni z niej dyscyplinę, której zakres wykracza poza przeszłość, dyscyplinę, która z zewnątrz przeszłości,

„z góry” , dyktuje, co jest, a co nie jest historią, co nią będzie, a co nie. Historia „z góry” wyznacza rejony zapomnienia, miejsca, których nikt nigdy nie opisze, nie opowie. Historia mówi „z góry” , z wysokości autorytetu, który dokładnie wie, co nią jest, a co nie jest. Nie może zatem historia zaakceptować stwierdzenia, iż tworzenie historii jest tworzeniem historii, opowieści, których tworzenie polega także na zatarciu tworzenia2, na stwierdzeniu „tak było” i ukazaniu tego „bycia”

jako niepodważalnego faktu, co do którego oceny wolno nam się spierać, lecz którego udokumentowane istnienie jest niepodważalne. To, co nie ma historii, nie istnieje, pozostaje w zapomnieniu, w „nienazwaniu” . Nie ma chyba przesady w stwierdzeniu, że historia dyktuje zapis świata, równocześnie ukrywając zarówno dyktującego, jak i zapis i czyniąc w ten sposób ze świata fakt, który z pismem nic wspólnego nie ma. Cichym założeniem epistemologicznym historii musi więc być ufność, iż język jest zwierciadłem rzeczywistości, wyrazem czegoś, czego mówienie i pisanie nie naruszają, co pozostawiają niepodważalnej obecności.

Samoobecne fakty stanowią swoisty leksykon historii i trudno nie zauważyć podobieństwa historycznych annałów do słowników wydarzeń, równo uszerego­

wanych w regularnym ciągu lat i dni:

709. Ciężka zima. Zmarł książę Gottfried.

710. Trudny rok i nieudane zbiory.

711.

712. Powódź.

713.3

Niewiele działo się w roku 709, mało w 710, a w 711 i 713 nie wydarzyło się prp^ie nic. W 711 roku wydarzył się rok, co annał skrupulatnie odnotowuje,

2 Według Emila Benveniste’a discours jest zasadniczo różny od histoire, gdyż zawiera zaimki osobowe „ja” i „ty” . Histoire posługuje się zaimkami i kategoriami trzeciej osoby, które są według Benveniste’a nieosobowe. „Każdy przypadek użycia rzeczownika odnosi się do stałego iwobiektyw- nego« pojęcia, które może pozostać potencjalnym lub też może zostać zaktualizowane w jakimś przedmiocie. Lecz przypadki użycia »ja« nie tworzą klasy odniesień, gdyż nie ma przedmiotu dającego się zdefiniować jako »ja«, do którego wszystkie te przypadki użycia odnosić się będą w jednakowy sposób. [...] Jakaż jest więc rzeczywistość, do której »ja« lub »ty« odnoszą się? Jest to jedynie rzeczywistość dyskursu, co jest rzeczą bardzo dziwną. [...]. »Ja« oznacza osobę, która wypowiada przypadek użycia dyskursu zawierającego »ja«. [...] »on« posiada wartość, ponieważ jest z konieczności częścią dyskursu wypowiadanego przez »ja«.” Histoire zaciera więc niejako swą dyskursywność, zacierając zmienność i amorficzność podmiotu. „Ja” nie może być kategorią histoire, gdyż powstaje ono, określając się przez kontrast w akcie dyskursu. Zob. E. B e n v e n i s t e : Problems in General Linguistics', tr. M. E. M e e k , Miami, University o f Miami Press 1971.

3 Annales Sagallenses Maiores, dicti Hepidanni. In: Monumenta Germaniae Historica. Ed.

G. H. P e r t z . Hannover 1826, Vol. 1, s. 73, Cytuję za H. W h i t e : The Value o f Narrativity. In: On Narrative. Ed. W. J. T. M i t c h e l l . Chicago and London, The University o f Chicago Press 1980, s. 7.

utwierdzając nas w przekonaniu co do historyczności świata, co do jego chronologicznego uporządkowania. Annał odzwierciedla świat, w kórym zapo­

mnieć możemy o wszystkim, lecz nie o jego porządku, nie o tym, że zawsze wszystko i wszystkich można ustawić w szeregu. Coś, czego w szeregu takim ustawć nie można, jest niczym, nieistnieniem, które historia i język ignorują, o czym zapominają, czego zapomnienie instytucjonalizują4 na zasadzie idealnie działającej cenzury. Cenzura taka przez dogłębne o czymś milczenie zaprzecza istnieniu tego czegoś i tym samym ukrywa własną interwencję5. Trudno doszukiwać się zakazu w czymś, czego nie ma, co nie jest czymś. O niczym, po prostu, mówić się nie da, należy więc o tym czymś zapomnieć, nie zapominając jednocześnie, by to nic, na wszelki wypadek, włączyć do porządku historii świata,

nie mówiąc o tym czymś, umieszczając owo nic np. w roku 711.

Historia stanowi więc także teorię świata i tak jak każda teoria istnieć może jedynie ze względu na swój przedmiot, który przedtem musi zdefiniować.

Przedmiotem historii jest więc historyczny świat, w który wpisane są historyczne fakty i historyczne prawa. Historia opisuje świat jako zawsze już historyczny, zawsze już podporządkowany jej prawidłom. Bez tych bowiem prawideł mógłby się świat odkształcić czy zniekształcić (historia, jako m agistra vitae, kształci), stając się w ten sposób bytem o wątpliwej użyteczności. Co gorsza, mógłby się świat na dodatek zdeprawować, a więc wyzbyć niejako prawa utrzymującego go w ryzach. Świat taki, w oczach historii i jej epistemologii, byłby światem

„nielegalnym” , światem „nielegalnych dziejów” .

Jednym z kronikarzy i teoretyków takich nielegalnych dziejów, dziejów na marginesie historii, jest Bruno Schulz, człowiek, który uważał jedność i porządek świata za dogmat i kórego piewcy jednej z dość licznych idei porządku i jedności zamordowali na ulicach Drohobycza w 1942 roku. W Sanatorium p o d klepsydrą Schulz pisze:

[...] oficjalna historia jest niezupełna. Są w niej umyślne luki, długie pauzy i przemilczenia, w których prędko instaluje się wiosna. Zarasta ona te luki swymi marginaliami, przepłaca listowiem sypiącym się bez liku, rosnącym na wyścigi, bałamuci niedorzecznościami ptaków, kontrowersją tych skrzydlaczy, pełną sprzeczności i kłamstw, naiwnych zapytań bez odpowiedzi, upartych, pretens­

jonalnych powtarzań. Trzeba wiele cierpliwości, ażeby poza tą plątaniną odnaleźć tekst właściwy.6

Schulz uzupełnia historię o margines, który ją przerasta, uzupełnia „tekst właściwy” o niezdyscyplinowane regiony zapomnienia, w których mowy o po­

rządku i systematyzacji być nie może, w których tekst historii zarasta i rozrasta

* Zob. J. R a b a s a : Allegories o f the Atlas. In: Europe and Its Others. Eds. F. B a r k e r , P. H u l m e , M. I v e r s e n , D. L o x l e y . Colchester 1985, s. 6.

5 Zob. M. F o u c a u l t : The H istory o f Sexuality. An Introduction; tr. R. H u r l e y . Penguin Books 1984, s. 84.

6 B. S c h u l z : Proza. Kraków, Wydawnictwo Literackie 1973, s. 186.

się w inny świat, w tysiączne marginalia, których plątanina czyni z tekstu właściwego margines, przemienia go w margines na marginesie tekstu świata.

Historii „nieoficjalnej” , historii bez autorytetu instytucji, idea tekstu właściwego nie jest obca, lecz tekst ten nie jest w niej kategorią dominującą, tak jak nie jest nią sama właściwość jako niezmienna cecha czy prawidłowość. Świat Schulzowskiej wiosny to świat bez właściwości, bez władzy nadającej światu kształt i porządek, wykształcającej świat z bezkształtu.

Kształtny świat historii oficjalnej jest dla Schulza domeną buty Franciszka Józefa I, domeną kategorycznej władzy, która kategorycznie nominuje katego­

rie. Zanim nadeszła wiosna nieoficjalnej historii, świat był

ograniczony Franciszkiem Józefem I. N a każdej marce pocztowej, na każdej monecie i na każdym stemplu stwierdzał jego wizerunek niezmienność świata, niewzruszony dogmat jego jednoznaczności.

Taki jest świat i nie masz innych światów prócz tego — głosiła pieczęć z cesarsko-królewskim starcem. Wszystko inne jest urojeniem, dziką pretensją i uzurpacją. N a wszystkim położył się Franciszek Józef I i zahamował świat w jego wzroście.7

Urojenie, dzika pretensja, uzurpacja -— świat „wiosny” jest więc światem szaleństwa, dzikości i nielegalności, jest światem, którego cywilizacja nie akceptuje, i spycha poza margines swych terytoriów.

Terenem cywilizacji jest teren zagospodarowanego miasta (civitas) i upraw­

nego pola (cultus). Niebezpieczeństwo czyha w lesie w postaci „dzikiego”

(silvestrus z lasu), którego można bądź to udomowić i wykształcić, bądź zniszczyć w przypadku, gdy dzikość wymknie się kontroli tekstu głównego i zacznie przerastać margines. To właśnie na marginesie swego raportu o edukacji

„dzikich” Kurtz, w Jądrze ciemności, pisze: „Wybić te bestie.” Tak jak w cywilizacji i kulturze, tak i w historii nie ma miejsca dla barbarzyńców, dla dzikich, i począwszy od Troi, kultura oraz cywilizacja wciąż postępują do przodu, zajmują wciąż nowe tereny, które dopiero po ustąpieniu z nich wyrosłych tam „autochtonów ” znajdą miejsce w jej annałach. Nie jest to kwestia li tylko wyniszczenia „dzikich” , „Indian” , lecz kwestia także naszego dyskursu, myślenia i mówienia o świecie, kwestia epistemologii, która umożliwia nam poznawanie tylko tego, co poznawalne, czegoś jeszcze przed poznaniem udomowionego i uległego wobec jego metod. Paradoks, twierdzi Richard Waswo, tkwi już w wybraniu Eneasza jako twórcy, a Troi jako źródła pochodzenia, cywilizacji. Troja jest miejscem „zawsze już zniszczonym” , miejs­

cem, które musimy opuścić, by zrekonstruować miasto gdzie indziej8. Stąd też nieustanna podróż cywilizacji, poszukiwanie przeznaczonego jej „dom u” , który

7 Ibid., s. 153.

8 Zob. R. W a s w o : The H istory that Literature Makes. „New Literary History” 1988, Vol. 19, nr 3, s. 545— 548.

nigdy nie będzie jej domem własnym. Cywilizacja pochodzi i przychodzi zawsze skądinąd, z zewnątrz, z płonącej Troi, do której przynieśli ją bogowie i którą Eneasz przenosi, niezbyt zresztą pokojowo, do Latium. Historia Zachodu rozpoczyna się podbojem, w którym stawką jest zapomnienie „pre-historii” , uczynienie świata historycznym, opisywalnym w kategoriach wnoszonych przez historię.

W eseju o ciekawym tytule: H istorie, które je szc ze nie są historią, Guillermo Bonfil Batalia domaga się prawdziwej historii ludów indiańskich w Meksyku.

Dotychczas napisane historie nie są historią, twierdzi, ponieważ były „dyskur­

sem władzy z punktu widzenia kolonizatora usprawiedliwiającym i racjonalizu­

jącym dominację”9. Drugim powodem nieadekwatności tych historii, ich niehistoryczności, jest fakt, iż historie ludów Meksyku nie są „historiami zakończonymi, zamkniętymi cyklami dziejów ludów, które wypełniły swoje przeznaczenie i »przeszły do historii«, lecz historiami otwartymi, dziejącymi się, domagającymi się własnej przyszłości”10. Historia napisana przez kolonizatorów nie jest historią nie tylko dlatego, że reprezentuje dyskurs władzy, lecz także dlatego, że traktuje swój przedmiot jako zamknięty rozdział, jako coś, co już minęło i nie wróci. Innymi słowy, hiszpańscy kolonizatorzy narzucili ludom indiańskim własne koncepcje historyczności i tym samym zamknęli możliwość napisania historii prawdziwej, indiańskiej, ale nie hiszpańskiej. W ramach swej dekolonizacji, pisze Batalia:

Ludy indiańskie muszą poznać swoją historię. Jest to imperatyw ich obecnej walki, albowiem ich rewindykacje opierają się właśnie na konstatacji ich prawowitości historycznej jako ludów: istnieją i domagają się prawa do dalszego istnienia, ponieważ posiadają historię.11

Podkreślony przez Batalię imperatyw historyczności jest imperatywem istnienia. Indianie istnieją, bo mają historię i to właśnie fakt posiadania pamięci historycznej, a następnie systematyczne „odzyskiwanie wiedzy o swej przeszło­

ści” przyczynią się do „potwierdzenia ich tożsamości społecznej”12. Proponowa­

na tu dekolonizacja przez historię, wyzwolenie przez zapisanie „nowej” , niezależnej księgi historii Indian meksykańskich jest swoistym dyskursywnym hołdem składanym na ołtarzu historii pomimo wyzwoleńczej i wolnościowej retoryki tekstu. Pokrzywdzeni przez historię wezmą ją teraz w swoje ręce i za jej pomocą pokażą światu prawdziwe oblicze, wydobędą na powierzchnię tłumioną przez kolonizatorów pamięć o sobie, swą tożsamość. W ten sposób „domógłszy

9 G. B. B a t a l i a : Historie, które jeszcze nie są historią. Przekł. M. M r ó z . W: Po co nam historia? Warszawa, PIW 1985, s. 164.

10 Ibid., s. 164.

11 Ibid., s. 175.

12 Ibid.

się” swej przeszłości, wejdą i przejdą do historii jako historie już zamknięte i skończone, jako ludy, które „wypełniły już swoje przeznaczenie.” W ten sam sposób ludy te podbiją same siebie i nawrócą się na historię, „przetłumaczą” się na dyskurs, który na pozór negują i zwalczają, nie tylko dlatego, iż historię swą napiszą po hiszpańsku, lecz także dlatego, że napiszą historię właśnie, potwier­

dzą tożsamość czegoś, co już było.

Schulzowskie pozahistoryczne istnienie jest więc istnieniem nie chcianym, i to właśnie do Meksyku wysyła Franciszek Józef swego adwersarza na śmierć13.

Takiego pozaepistemologicznego istnienia udokumentować nie można bez wkroczenia w sferę pieczęci Jego CK-mości autoryzującej przepustkę do historii, a takiej właśnie przepustki domaga się Batalia.

Nieco zawilej, być może, ujmuje problem dominacji i historii, nie wymienia­

jąc ani dominacji, ani historii, Jean Baudrillard, stwierdzając w L ’echange sym bolique et la m ort, iż „zawsze istnieć będą rezerwaty zwierząt i Indian po to, by ukryć, że nie żyją, oraz to, że wszyscy jesteśmy Indianami”14. Historia tworzy enklawy zapomnienia, rezerwaty inności, obcości czy „dzikości” , które przemó­

wić do nas mogą jedynie, przyjmując dyktat historii, epistemologiczną pozycję samoobecnych kategorii wyznaczaną przez wszystkowidzące i porządkujące Oculus M undi. Uzbrojone w lunetę historii oko świata „uśmierca” to wszystko, co wymyka się wpisanym weń apriorycznie kategoriom, takim jak fakt czy wydarzenie, i pozornie potwierdzając istnienie „Indian” jako historycznego faktu, ukrywa swą niemożność wobec „obcego” za pośrednictwem kategoryzacji właśnie, za pośrednictwem tworzenia „rezerwatów” . Wchodzimy tu, oczywiście, w sferę Lemowskiej solarystyki, która gromadząc wiele „danych” i „faktów”

o Solaris (o której zakłada, że jest „czymś”), nie może wyjść poza ciasnotę swych kategorii. Jak powiada w artykule o Solaris Csicsery-Ronay:

świadomość ludzka nie jest w stanie dojść do nowego poznania, dopóki usidlona jest przez swą własną, skupiającą się na człowieku, koncepcję rozumu. Jedynie katarktyczne spotkanie z obcą rzeczywistością, na tyle natarczywą i dokuczliwą, by przebić otoczkę samowystarczalnej samo­

świadomości człowieka, mogło dać upust tłumionym emocjom naukowców i zapoczątkować nową akceptację wszechświata „na zewnątrz” jaźni — świadomość, że jakieś Tamto nie tylko istnieje, lecz także może przekształcić jaźń.15

Próba napisania jakiejś historii Solaris musiałaby więc być powiązana ze zmianą pozycji epistemologicznej człowieka, z pewną ahumanizacją dyskursu, który musiałby wypowiadać rzeczy obce, „rzeczy” , których bez zmiany 'tej

13 Zob. B. S c h u l z : Proza..., s. 177— 178.

14 J. B a u d r i l l a r d : L ’echange symbolique et la mort. Paris, Gallimard 1976, s. 36.

15 I. Jr. C s i c s e r y - R o n a y : Książka je s t obcym: o pewnych i niepewnych interpretacjach ,,Solaris" Stanisława Lema. W: Lem w oczach krytyki światowej. Red. J. J a r z ę b s k i . Kraków, Wydawnictwo Literackie 1989, s. 225.

pozycji nie ma. Retoryka przytoczonego cytatu jest jednak nieco myląca i niejako także solarystyczna. Mówiąc o „nowym poznaniu” czy „obcej rzeczywistości” , Csicsery-Ronay traktuje rzeczywistość jako cel jakiegoś nowe­

go, poszerzonego poznania przenikającego wprost do jaźni z pominięciem języka, z pominięciem wynikającej ze spotkania z „Tam tym ” konieczności zmiany dyskursu, otwarcia go na amorficzność i zmienność „Tamtego” ,

„nowego” . Dyskurs solarystów, tak jak dyskurs nauki i historii, nie dopuszcza możliwości takiego otwarcia. Oko historii widzi świat takim, jakim jest, i kwestia dyskursu pozostaje dlań kwestią wtórną, kwestią przekładu wizji na jakiś język, którego nie ma, na język krystalicznie przezroczysty, w którym wszelkie figury retoryczne mogą być jedynie dodatkiem „rozświetlającym” , jak powiada Jerzy Topolski, narrację16. Zasadnicze myśli, zanim się je upiększy i rozświetli, powinny być przedstawione językiem empirycznym, językiem faktów, który pomimo swej przezroczystości może być, twierdzi Topolski, piękny:

Liczne przykłady świetnych piór historycznych pouczają jednak, że ścisłość naukowa i precyzja myśli może iść w parze z pięknem języka. N ie chodzi tu jednak o napuszony « у literacki styl [...], lecz o styl czysty, którego ideałem jest przejrzystość i prostota kryształu.17

Dowiadujemy się więc, bez zbędnej retoryki, czegoś o piórach, które uczą, że myśli chodzą, o puszeniu się stylu, o prostocie kryształu, o pięknie języka, który jest przede wszystkim organem smaku (i jako taki chyba zbyt piękny nie jest), potem owym giętkim czymś, co mówi, co pomyśli głowa, by wreszcie stać się, jako katechreza, pewnym systemem znaków, o którego definicję dość długo jeszcze będzie raczej trudno.

Pomijając jednak takie drobne retoryczne lapsusy, język historii, w swej idealności, dąży do swej negacji i stanowi zbędny, choć konieczny, środek wskazania jedynie, a nie przetworzenia, pewnej rzeczywistości, pewnych skoń­

czonych i dających ogarnąć się okiem historii, a dopiero potem językiem, wydarzeń. Wydarzenia te są same w sobie już historyczne dlatego chyba, że zauważa je historyk. Samą kwestię identyfkacji wydarzeń, teoretycznej decyzji co do ich istnienia i statusu dyskurs historyczny systematycznie pomija. Historyk może dokonywać wyboru wydarzeń, może je tak czy inaczej wartościować, lecz sposób ich istnienia, to, co umożliwia możliwość wyboru, nie jest kwes­

tionowane, nie stanowi przedmiotu pytań historii. M ark Cousins pisze:

Kategoria wydarzenia jest centralnym a priori myśli historycznej. [...] Kategoria wydarzenia jest warunkiem, który umożliwia dyskursowi historycznemu ustanawianie prawdy domniemanych faktów.18

16 J. T o p o l s k i : Metodologia historii. Warszawa, PWN 1984, s. 509.

17 Ibid., s. 510.

18 M. C o u s i n s : The Practice o f Historical Investigation. In: Post-Structuralism and the Question o f History. D. A t t r i d g e , G. B e n n i n g t o n , R. Y o u n g . Cambridge, Cambridge University Press 1987, s. 133.

I tak, Topolski przyznaje wprawdzie, iż dla historyka kwestia wyboru problemu do badania jest przejawem postawy wartościującej, która także może przejawić się w przemilczaniu faktów niewygodnych19, lecz unika decyzji teoretycznej co do statusu samych faktów czy wydarzeń. Także mówiąc o źródłach historycznych, pisze on o ich „automatycznej zdolności »odbijania«

przeszłości”20, a więc przypisuje potencjalną faktyczność historyczną każdemu

„śladowi” zauważonemu przez historyka. Kwestia tożsamości śladu, jego jednostkowości i całościowości wobec innych śladów i faktów, oraz tej prze­

strzeni, której historyk odmówi źródłowości, jest tu w oczywisty sposób aprioryczna. Oto, co pisze dalej Cousins:

Wydaje się, iż chodzi tu o to, że filozoficzne czy też polityczne wybory preferencyjne dokonywane przez historyka nie mają nic wspólnego z samą praktyką badań historycznych. Uważa się, że w swej istocie praktyka ta nie potrzebuje wsparcia ze strony jakiejś koncepcji historii. Jest po prostu przeszłość, którą można poznać poprzez jej reprezentacje. Przekonanie to może jednak doprowadzić do nieuzasadnionego założenia, że przedstawianie różnic i tożsamości pomiędzy przedmiotami z przeszłości może uniknąć decyzji teoretycznej.21

Pośród tych reprezentacji przeszłości płynących z bardziej lub mniej klarow­

nych źródeł „źródła bezpośrednie” zajmują pozycję czołową, gdyż „obywają się bez [...] znaków umownych [pismo, język — T. R.], bowiem same są cząstką rzeczywistości historycznej, czyli same są faktami historycznymi”22. Świat historii jest więc na wskroś historyczny, historia jest weń wpisana, czy też raczej jest mu dana, niearbitralnie, naturalnie, w postaci historycznych cząstek. Cząstki te historyk opisuje, „zaszyfrowuje”23 za pomocą znaków umownych, wtórnych wobec samoobecnego faktu, czy też aktu, historii, znaków krystalicznie prze­

zroczystych. U swych źródeł fakty historyczne ogłaszają się same, stanowią naturalny gatunek oczekujący na oko i pióro „Linneusza historii” .

Wyłonienie się czy też ogłoszenie się jakiegoś gatunku, pisze Jacques Derrida w L e L oi du genre, pociąga za sobą konieczność respektowania normy, „nie wolno nam przekroczyć linii demarkacyjnej, nie wolno nam ponosić ryzyka nieczystości, anomalii, monstrualności”24. To, co gatunku nie stanowi, co jest wobec gatunku zewnętrzne, może stanowić jedynie jakiś inny gatunek lub też być czymś bezgatunkowym, nieobecnym, obcym, innym. Owa inność czy obcość wyjęta spod prawa gatunku jest pozbawiona możliwości zaistnienia zarówno w dyskursie prawomocnym, jak i w opisywanej przezeń prawomocnej, gatun­

19 J. T o p o l s k i : M etodologia..., s. 535.

20 Ibid., s. 323.

21 M. C o u s i n s : The Practice..., s. 130.

22 J. T o p o l s k i : M etodologia..., s. 328.

23 Ibid.

24 J. D e r r i d a : The Law o f Genre', tr. A. R o n e l l . In: On Narrative, s. 53.

kowo określonej, rzeczywistości. Topolski wyraźnie powiada, że „ścisły związek nauki historycznej z prawami jest koniecznym następstwem prawidłowego charakteru rzeczywistości, którą historyk bada”25. Prawo gatunku stanowi, oczywiście, jeden z istotnych paragrafów owej prawidłowej rzeczywistości, której praworządny charakter nie dopuszcza, izoluje od świata wszystko inne, wszyst­

kowo określonej, rzeczywistości. Topolski wyraźnie powiada, że „ścisły związek nauki historycznej z prawami jest koniecznym następstwem prawidłowego charakteru rzeczywistości, którą historyk bada”25. Prawo gatunku stanowi, oczywiście, jeden z istotnych paragrafów owej prawidłowej rzeczywistości, której praworządny charakter nie dopuszcza, izoluje od świata wszystko inne, wszyst­

Powiązane dokumenty