In sty tu t jako szkoła miejska przychodnia od jesieni r. 1915. Z chwilą wkroczenia wojsk niemieckich do War
szawy 5 sierpnia r. 1915 rozwiązały się na miejscu wszyst
kie instytucye rządowe rosyjskie. Szkolnictwo jednak na
sze nie było tym faktem zaskoczone, albowiem już od lat 10, t. j. od głośnego bezrobocia szkolnego na początku roku 1905, szkoła rosyjska straciła swoje znaczenie, a po wa- kacyach tegoż roku punkt ciężkości w kształceniu młodzie
ży przeniósł się do szkoły prywatnej polskiej. W innych warunkach znalazł się Instytut Warszawski Głuchoniemych i Ociemniałych: był zakładem rządowym, a przecież nie przestał istnieć po ustąpieniu rządu, dzięki temu, że w znacz
nej mierze utrzymywał się z funduszów specyalnych, z lega
tów, z zasiłku miasta Warszawy, z dochodów z warsztatów i z ogrodu oraz opłat pensyonarzy. Wydział Oświecenia b. Ko
mitetu Obywatelskiego uruchomił Instytut 23 września 1915, dodając b. inspektorowi tegoż zakładu A. Manczarskiemu radę opiekuńczą pod przewodnictwem ks. prałata Antonie
go Cieplińskiego. Powiększony nieco zasiłek miasta star
czyć musiał na wynagrodzenie pozostałych po uchodztwie nauczycieli. Instytut przybrał formę przejściową, tymcza
sową, stając się szkołą miejską przychodnią (nie zaś, ja
63
było dotąd, zakładem zamkniętym, internatem), przyjmując w swych muracłi zaledwie cząstkę dzieci w porównaniu z liczbą, jaką posiadał w czasie swego rozkwitu.
W roku 1917 kształcił 86 głuchoniemych (60 % chłop
ców) w 9 oddziałach pod kierunkiem 14 osób zespołu nau
czycielskiego i wychowawczego. Liczba ociemniałych ogra
niczała się do 7. Wydatki roczne wynosiły 67482 mar
ki, w co wchodzi 54,000 marek zasiłku m. stół. Warszawy.
Przygotow ania do jubileuszu. W takim stanie rzeczy, pomimo niekorzystnych warunków pod każdym względem, Instytut nie mógł przecież przemilczeć ani odłożyć przypa
dającej w roku 1917, d. 23 października, uroczystości setnej rocznicy swego istnienia. Jakoż już z wiosną tegoż roku rada opiekuńcza łącznie z radą pedagogiczną zawiązała komitet jubileuszowy, który, wezwawszy przedstawicieli To
warzystwa Głuchoniemych, Towarzystwa Ociemniałych i To
warzystwa opieki nad ociemniałymi, tudzież zaprosiwszy dwóch literatów (W. Janowskiego i Stef. Gębarskiego), stworzył kilka podkomisyi, odpowiadających różnym działom uroczystości. Komisya literacka zajęła się przygotowaniem broszury jubileuszowej, która, choć wykończona na czas, nie wy
szła jednak z powodu dużych kosztów wydawniczych; po
przestano na odbiciu (w zanikającej drukarni zakładu) spra
wozdania z działalności Instytutu.
Niniejsza skromna monografia niech tymczasem zastą
pi brak książki jubileuszowej, do której gromadzą się ma- teryały rękopiśmienne. Jest też nadzieja, że znajdzie się fundusz na wydanie obszernej Historyi Instytutu, opracowa
nej źródłowo przez A. Manczarskiego'z myślą uczczenia setnej rocznicy zaszczytnie rozwijającego się zakładu. Do dzieła tego mają być dodane dokumenty urzędowe, a także słow
nik biograficzny pracowników Instytutu, co już było w pla
nie niezapomnianego dyrektora J. Papłońskiego.
Z am iary i czyny, podnoszące uroczystość. Powstały
różne projekty, z których jedne już wykonano, inne musia
no zostawić czasowi. Artysta rzeźbiarz Biernacki, dowie
dziawszy się o projekcie wzniesienia pomnika ks. Falkow
skiego przed gmachem Instytutu, przyobiecał wykonać mo
del i pokierować robotami przy budowie; wkrótce potem T. z Rakowskich Sadowska łącznie z siostrą Maryą ofiaro
wały ku uczczeniu pamięci ojca, Al. Rakowskiego, b. nau
czyciela Instytutu, 500 rub. w papierach procentowych na początkowe koszta, a tym sposobem projekt zyskał już real
ną podstawę. Salę rekreacyjną w gmachu czołowym nazwano salą ks. Falkowskiego i zawieszono w niej portret szlachet
nego założyciela, a Towarzystwo Głuchoniemych w Łodzi
„Wzajemność" umieściło pod tym portretem tablicę marmu
rową z odpowiednim napisem. Będzie też umieszczona w kaplicy miejscowej tablica na pamiątkę stulecia Instytutu Głuchoniemych i ku czci jego założyciela ks. Falkowskiego, jak również 75-lecia Instytutu Ociemniałych i ku czci jego założyciela ks. Szczygielskiego (w r. 1842). Postanowiono także uzyskać w drodze właściwej przemianowanie ulicy Wiejskiej (która dawniej przeciągała się do Nowego Światu,, obejmując tym sposobem i posesyę Instytutu) na ulicę Fal
kowskiego. Objawiło się współdziałanie i z zewnątrz Insty
tutu. Firma M. Arcta wydała w swej „Książnicy" życiorys popularny ks. Falkowskiego. Artysta-rzeźbiarz głuchoniemy L. Konitz, r^zeń Welońskiego, darował Instytutowi wielkie popiersie ks. Falkowskiego; zdobiło ono w odpowiedniem uwieńczeniu kaplicę w czasie uroczystości jubileuszowej.
Jeden z b. nauczycieli Instytutu ofiarował do Biblioteki pu
blicznej specyalny księgozbiór, złożony ze wszystkich wy
dawnictw Instytutu, tudzież z dzieł i broszur w językach obcych o głuchoniemych i ociemniałych, ułatwiając tym sposobem badaczom dostęp do źródeł mało lub wcale nie
znanych.
* * *
65 Dwudniowy obchód jubileuszu. W przededniu jubileu
szu wychowańcy Instytutu, rada pedagogiczna, starsi wychowań- cy, z przedstawicielami Towarzystwa Głuchoniemych i Ociem
niałych na czele, wysłuchali w kościele św. Aleksandra mszy świętej za spokój duszy założyciela Instytutu, poczem skład nauczycielski zawiesił na pomniku jego w tymże kościele wielki wieniec. Następnie udali się wszyscy do podziemia kościoła, gdzie spoczywają zwłoki ks. Falkowskiego, jako pierwszego proboszcza tegoż kościoła. Tu przemówił mi
micznie ks. prefekt Kuczyński, a następnie wychowańcy od
mówili ustnie pacierz zbiorowy. Dnia następnego (23 paź
dziernika) we wtorek arcybiskup Kakowski wobec licznej doborowej publiczności i starszych głuchoniemych, przedsta
wicieli władz szkolnych i municypalności, oraz biskupa Ruszkiewicza—odprawił nabożeństwo w kaplicy instytutowej, w czasie którego pienia religijne wykonała artystka Lewicka- Polińska. Po poświęceniu sztandaru zakładowego arcypas- terz w podniosłem przemówieniu życzył odradzającemu się Instytutowi dalszego rozwoju w kierunku kultury zachod
niej. Następnie ks. prałat Ciepliński dziękował arcybisku
powi i zebranym za współudział w wiekowej uroczystości;
dalej Biernacki, przedstawiciel Towarzystwa Głuchoniemych w Łodzi, objaśnił głuchoniemym w mowie migowej waż
ność chwili; potem A. Manczarski, kierownik Instytutu, stre
ścił stuletnią historyę jego. Obecny na sali dyrektor De
partamentu Oświecenia Mikułowski-Pomorski zaznaczył, że odradzające się państwo polskie otoczy należytą opieką wszystkie uczelnie, a kształcenie głuchoniemych i ociemnia
łych zajmie właściwe sobie miejsce w rozwoju szkolnictwa polskiego. Wychowaniec Instytutu jeszcze z czasów ks.
Szczygielskiego, muzyk-kompozytor i poeta, długoletni dy
rektor b. orkiestry ociemniałych R. Skorupski oddał hołd dwom założycielom dwu zakładów w wierszu o polocie iście poetycznym.
5
Do większego jeszcze podniesienia nastroju przyczynił się popis muzyczny ociemniałych, przygotowany przez Biliń
skiego. Dwaj jego uczniowie umieli wznieść się do wyżyn artystycznych: S. Karle odegrał na fortepianie poloneza Chopina, a W. Gierłowski odegrał na^skrzypcach „M arzenie”
Vieuxtemps’a i „Mazurka" Wieniawskiego. Chór byłych i o- becnych wychowańców zakładu odśpiewał „Marzenie" Cho
pina, tudzież „Pieśń Młodzieży" Bilińskiego, wreszcie tenże chór odśpiewał „Boże, coś Polskę..." Nakoniec dzieci głu
chonieme odmówiły chórem „Ojcze nasz".
Tygodniowa wystawa pam iątek In stytu tu , pomocy naukowych i wyrobów. Tegoż dnia i kilka następnych pu
bliczność zwiedzała licznie wystawę, urządzoną starannie i gustownie w kilku salach. Pójdziemy w jej ślady.
Na wstępie wita nas mile wystawa pamiątek po ks. Falkow
skim, przygotowana przez A. Manczarskiego. Między wi
zerunkami szlachetnego założyciela Instytutu uderza oko każdego pomysł pomnika tego kapłana-filantropa, rzeźba Ku- charzewskiego; prawdziwe to cacko artystyczne, odlane z bron- zu, użyczone zostało ze zbiorów naszego Towarzystwa Za
chęty sztuk pięknych. Rękopisów ks. Falkowskiego pozo
stało bardzo mało, więcej natomiast znaleźliśmy listów, do
kumentów, illustracyi, czasopism, broszur odnośnych; jest też nieco sprawozdań dorocznych, programów i podręczników z pierwszej doby nauczania głuchoniemych, drukowanych i pisanych. Godzien zaznaczenia obszerny rękopis d-ra Sie- strzyńskiego p. t. „Teorya i mechanizm mowy". Żaden znawca nie przeszedł obojętnie mimo osobliwszych lub cen
niejszych dzieł, wyłożonych na widok z biblioteki miejsco
wej. jak niemniej bogatego kompletu własnych wydawnictw Instytutu: siedmnaście roczników „Pamiętnika Instytutu11 i tyleż mniej więcej podręczników, obecnie po większej czę
ści wyszłych już z użycia. Nieskąpo się przedstawiał dział fotografii: widoki gmachów Instytutu, podobizny nauczycieli,
67 zebrane w osobnym albumie, tudzież wychowańców poje
dynczo i w grupach rozmaitych. Imponują dwie grupy ju
bileuszowe pracowników zakładu, wykonane w jednych roz
miarach, liczące po czterdzieści kilka osób: jedna z czasów 50-letniego jubileuszu, druga wykonana obecnie na uroczy
stość. Godne uwagi dwa wykresy (dyagramy) jeden pod drugim, wykazujące ruch wychowańców głuchoniemych i ociemniałych: sto słupków obok siebie różnej wysokości illustruje stosunek liczebny wychowańców w stuleciu, — wznoszą się one coraz więcej w górę, jak wspaniała budo
wa; naraz od r. 1884 zmniejszają się, budowa opada, tym
czasem od dołu rozszerzają się jakby języki ogniste, zagra
żające zniszczeniem—to żywioł prawosławny rośnie... aż n a
raz w r. 1915 gaśnie.
Następną salę zapełniają pomoce naukowe, zebrane nader pracowicie przez nauczycielki: J. Berezę i H. Zbrze- zińską. Rozwieszono tu po ścianach znaczną ilość obrazów do nauki poglądowej i do pogadanek; rozłożono po stołach rozmaite okazy, modele do rysunków, podręczniki, tudzież różne przyrządy, śród których zwracają uwagę pomoce do nauki religii i przyrządy, ułatwiające naukę począt
ków arytmetyki. Przy dużym obrazie, przedstawiającym drabinę doskonałości królestw natury, chętnie udzielał obja
śnień prefekt Kuczyński. Okazano też sporo rysunków i prac piśmiennych młodzieży głuchoniemej *). Wystawę działu ociemniałych przygotowała w tejże sali naucz. Łoziń
ska. Znajdujemy tu przyrządy do pisania systemem Hebol- da i Braille’a, tudzież ćwiczenia piśmienne ociemniałych, na
*) Z tych ostatnich przekonać się można, że Instytut za
miast podręczników posługuje się w niektórych działach kursa
mi pisanymi:—nasuwa się przeto uwaga, że należy co prędzej za
radzić temu, o tyle prędzej, o ile większe jest prawdopodobień.' stwo. że te kursy plszą się na Iekcyach.
tychże przyrządach wykonywane; widzimy elementarz i książ
ki do czytania dla ociemniałych, tłoczone wypukło, a także przyrządy, ułatwiające poznanie alfabetu punktowego, syste
mu Braille’a, w zastosowaniu do języka polskiego, jak nie
mniej biblioteczkę dla ociemniałych, składającą się z zeszy
tów, odbitych tymże systemem, a zawierającą: „Serce" Ami
cisa (urywek), „Michałko" Prusa, „Latarnik" i „Bartek Zwy
cięzca" Sienkiewicza i in.
W następnej przestronnej sali, pomysłowo przybranej przez pracownię żeńską w stylu wycinanek ludowych, po
mieszczono wyroby wychowańców: snycerskie (talerze rzeź
bione i ramki, noże do papieru), introligatorskie, koszykar
skie, szczotkarskie. Ślusarstwo, prowadzone przez inteligent
nego specyalistę B. Zbrzezińskiego, dało kilka ładnych oka
zów, dobrze wykończonych (gwintownice, zamki, bezmian, zasuwa angielska). Warsztat stolarski, kierowany przez S.
Skupińskiego, wystawił między innymi dobry stół jadalny dębowy z krzesłami i dwa piękne stoliki salonowe. Praco
wnia żeńska znać posiada w zupełności odpowiednią in
struktorkę w osobie p. Staweno, skoro okazy tej pracowni przyciągały panie, które, jako znawczynie, oceniały zalety szycia białego, haftów, koronek klockowych. Wogóle wy
roby warsztatów instytuckich cieszą się ogólnem uznaniem, niektóre zaś z nich, stolarskie, a zwłaszcza szczotkarskie, z warsztatu ociemniałych zostały w zupełności rozkupione.
Chwalebny wystąp b. wychowańców zakładu. Wysta
wa zdaje się skończona, a jednak czeka nas jeszcze bardzo miła niespodzianka: w następnej sali znajdujemy drugą wy
stawę, która w planie jubileuszowym nie była przewidziana.
Oto b. wychowańcy głuchoniemi zdążyli zaimprowizować wystawę swoich wyrobów sztuki i rękodzieł, potrafili ją oży
wić wesołemi twarzami, a nawet gwarem. Zdaje nam się, żeśmy weszli na wentę jakąś uroczystą; nie brak tu i pań strojnych, siedzących za stolikiem z tacą banknotów,
zbie-69
ranych ze sprzedaży broszury o Falkowskim na rzecz głod
nych współtowarzyszy. Siedzą te głuchonieme kwestarki pod ścianą, ozdobioną malowidłami T. Górskiego i jego synów, W. Ponasewiczowej i in. Środek sali zajęły popiersia i fi
gurki rzeźbiarza L. Konitza, ścianę główną pokryły wyroby rzeźbiarsko-tokarskie fabryki J. Dobrowolskiego i galariteryj- no-snycerskie J. Wajtzbluma, między nimi widać fotogra
fie zakładu B. Krasuckiego. Obok błyszczących wyrobów frażetowskich grawera Z. Wojciechowskiego, między którymi wyróżnia się artystycznie stylizowany samowar, stoi przed wielkiem lustrem manekin, przybrany w zgrabny kostium damski, z pracowni sukien Maryi Łopińskiej. Wymieniamy innych wystawców, nie chcąc nikogo pominąć: T. Górski (okazy roboty grawerskiej, delikatne breloczki emaliowane), Julia Konitz (hafty i bielizna), E. Gawęcka (kapelusze i u- brania dziecinne), J. Zaorska (hafty), W. Bielińska (guziki niciane), S. Plichta (przepisywanie), H. Łabęcki (roboty den
tystyczne, tudzież dzwonki elektryczne własnego pomysłu dla głuchoniemych, łączące się zapomocą światła).
Nie będzie przesady, gdy powiemy, że ta sala była koroną wystawy, a może i koroną jubileuszu. Głuchoniemi dowiedli swego wyrobienia i zamiłowania pracy zawodowej, dowiedli, że umieją znosić się i porozumiewać ze społeczeń
stwem, któremu nie chcą być ciężarem. Nawet zamożni głuchoniemi pracują, bo ich wdrożono do tego za młodu.
W ciągu tygodniowego istnienia wystawy, zwiedzanej licznie, także zbiorowo przez szkoły, zwłaszcza żeńskie, przez seminaryum duchowne, sprzedano tu dość wyrobów, co było wielce pożądane w teraźniejszych ciężkich czasach, wobec smutnego faktu, że między biedniejszymi głuchoniemymi wzrasta nędza i śmiertelność *).
*) .Towarzystwo głuchoniemych" b. wychowańców Instytu
tu, licząc 363 członków i kapitału 19435 rub., udziela wprawdzie po
życzek i zapomóg skromnych, jest to jednak kropla w morzu.
Projekt sklepu s wyrobami głuchoniemych. Należało
by coprędzej zorganizować ogólną sprzedaż wyrobów głu
choniemych: większy zbyt daje zarobek większej liczbie pra
cowników. Rzecz dziwna, że dotąd zarząd Towarzystwa głu
choniemych nie powziął żadnej incyatywy w tym względzie, a przecież nie byłoby trudno porozumieć się z jaką salą li
cytacyjną lub zarządem Towarzystwa opieki nad ociemnia
łymi, który kieruje sprzedażą wyrobów swoich pupilów.
Założenie sklepu stałej sprzedaży wyrobów głuchonie
mych byłoby realną pamiątką jubileuszu, dowodem, że głuchoniemi wchodzą z początkiem nowego stulecia pracy nad nimi w nowy okres walki o byt, że coraz więcej zbli
żają się do społeczeństwa. Niema wątpliwości, że sklep taki przy cenach stałych a niewygórowanych pozyskałby wrychle licznych odbiorców, chociażby z własnego wyracho
wania, bo głuchoniemi, jako sumienni pracownicy, nie zna
ją fuszerki.
ROZDZIAŁ 8.