• Nie Znaleziono Wyników

jest rzeczą (po)ważną

W dokumencie Relacje-Interpretacje, 2012, nr 1 (25) (Stron 21-25)

Kiedy rozmawialiśmy o tekście na temat organi- zowanego w Bielsku-Białej po raz pierwszy fe- stiwalu mody – festiwalu, który ma spore szan-se, by zagościć tu na stałe – padło pytanie: „Ale co to ma wspólnego z kulturą?”. Odpowiedź na nie wydawała się oczywista, tak oczywista, że w pierwszej chwili nie było wiadomo, co od-powiedzieć. „Wszystko, wszak moda JEST częścią kultury” – skonstatowaliśmy po chwili. Ale uzasad-nienie owego poglądu to już zadanie, do którego należy podejść z całą powagą.

Powaga jest niezbędna, ponieważ modzie poświę-cane są konferencje naukowe na uniwersytetach, przez jej pryzmat analizuje się dzieła literackie i filmowe, ba!

moda rządzi się własną filozofią, tworzy własną teorię.

Wkroczyła już do galerii i muzeów – choć na dobrą spra-wę w tych ostatnich była zawsze. Ale dopiero od niedaw-na galerie sztuki współczesnej, jak nowojorskie MoMA, organizują ekspozycje najsłynniejszych dzieł uznanych projektantów. Tak stało się w przypadku wystawy Ale-xander McQueen: savage beauty poświęconej twórczo-ści zmarłego tragicznie w 2010 roku projektanta. Ar-gumentów mogłaby także dostarczyć Semiotyka mody Rolanda Barthes’a, rozprawa na temat mody jako syste-mu znaków. Albo Pasaże Waltera Benjamina – jego opus

M o d a

Przygotowania do pokazu Olgi Kardash

Tomasz Iskrzycki

18

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e magnum, dzieło utkane z cytatów i komentarzy na temat

najważniejszych zjawisk XIX wieku i rodzącej się nowo-czesności – w których, co znaczące, jeden z rozdziałów został poświęcony właśnie temu zagadnieniu. Moda była częścią procesu emancypacji kobiet – uwolnienie z fisz-bin i gorsetów oraz zdobycie bastionu męskości, spodni, pozwoliło im na zajmowanie się tym, czym wcześniej zajmowali się wyłącznie mężczyźni. Odzwierciedla ona także procesy społeczne – kolorowa, kiczowata i przery-sowana w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku była wyrazem optymizmu bogacącego się społeczeństwa. Mi-nimalizm lat dziewięćdziesiątych, ich zgrzebność i sza-rość, to zaś świadectwo niepokoju i kaca moralnego, jaki stał się udziałem zachodniego społeczeństwa po szalonej dekadzie hedonizmu. Ale nie tylko – moda potrafi tak-że antycypować przyszłość, o czym pisał Walter Benja-min we wspomnianych Pasażach: Mimo to moda, wsku-tek niezrównanego kobiecego węchu dla tego, co szykuje przyszłość, pozostaje z rzeczami przyszłymi w kontakcie o wiele mocniejszym i ściślejszym. Każdy kolejny sezon w swych najnowszych kreacjach niesie jakiś ukryty sy-gnał tego, co nadciąga. Ten, kto by takie sysy-gnały potrafił odczytywać, miałby już z góry wiedzę nie tylko o nowych prądach w sztuce, ale także o nowych kodeksach praw, o wojnach i rewolucjach.

O tym, że moda jest rzeczą (po)ważną, świadczy-ły również tłumy ludzi szturmujących wejście do Mu-zeum Techniki i Włókiennictwa przed galą otwarcia i zamknięcia festiwalu Neo Fashion Jamboree. Ludzi uzbrojonych w wejściów-ki i zdeterminowanych, by zasiąść na szczelnie wy-pełnionej widowni. Nie-koniecznie natomiast były to osoby zainteresowa-ne modą na tyle, by odbi-ło się to w ich wyglądzie.

Czasem było wręcz od-wrotnie. Większość jed-nak dawała swojemu zain-teresowaniu wyraz, dzięki czemu w okolicach Pocz-ty Polskiej oraz na placu Żwirki i Wigury zaroiło się od postaci, które za-zwyczaj możemy oglądać jedynie na ulicach Londy-nu, Nowego Jorku czy

Pa-ryża, natomiast niekoniecznie już Warszawy czy Krako-wa, o Bielsku-Białej nie wspominając. Fotorelacja, którą zamieścił na swoim blogu Yvan Rodic alias Face Hunter – jeden z najsłynniejszych fotografów street fashion i gość festiwalu – wyraźnie pokazuje ową nieprzystawalność barwnych ptaków, najczęściej płci żeńskiej, i szarych, odrapanych kamienic, pełniących funkcję tła. Można się oburzać, że tła bywają i w Bielsku-Białej znacznie lep-sze, ale Yvan Rodic nie jest artystą, który „cykałby fot-ki” na tle fontanny pod teatrem czy na schodach prowa-dzących na plac Bolesława Chrobrego. Jest szaro, będzie więc szaro – Face Hunter słynie z tego, że jest wnikliwym obserwatorem miejsc, które odwiedza. A zasięg jego po-dróży jest zaiste imponujący. Z Kijowa leci do Hanoi, stamtąd wraca na dwa dni do Paryża, by zaraz potem znaleźć się w Tokio. Z nieodłącznym aparatem, niczym współczesny baudelaire’owski fâneur, krąży po centrach miast, deptakach i głównych arteriach, rejestrując świe-żym okiem to, co prawdopodobnie dla ich mieszkańców już do cna spowszedniało. Daje to okazję do nowego spojrzenia na swoje miasto, może nie zawsze pochlebne-go, ale niepozbawionego przecież pewnego uroku. Byli-śmy pełni podziwu dla tego młodzieńca, który w przy-kusych spodniach i cienkiej marynarce fotografował Gość festiwalu, bloger

Yvan Rodic alias Face Hunter Michał Modliszewski

Pokaz Andrei Ayali Tomasz Iskrzycki

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

19

przed wejściem do Muzeum Techniki i Włókiennictwa panie opatulone w futra – najwyraźniej posiadł umie-jętność dostosowywania się do każdych warunków at-mosferycznych. Zaproszenie go na Neo Fashion Jambo-ree było strzałem w dziesiątkę i z pewnością przyciągnęło do Bielska-Białej wielu fanów jego twórczości skrycie marzących o tym, by znaleźć swoje zdjęcie na jego blo-gu. Face Hunter to bowiem nie tylko fotograf ulicznej mody, ale także trendsetter – wychwytuje te tendencje i style, które dopiero nadejdą, a jego blog jest źródłem inspiracji także dla projektantów. Nie od dziś bowiem wiadomo, że to ulica tak naprawdę rządzi modą, ponie-waż to ona decyduje, co z propozycji prezentowanych na wybiegach zostanie zaakceptowane przez modne tłu-my, a co definitywnie odrzucone.

Kolekcje zaprezentowane podczas Neo Fashion Jam-boree były kolekcjami prêt-à-porter, czyli „gotowymi do noszenia”. Zaproszeni projektanci pokazali stroje, które cechowały przede wszystkim minimalizm, umiar i szlachetny krój. Królowały powiewne, miękkie tkani-ny i naturalne kolory, choć nie zabrakło również barw intensywnych i wyrazistych, jak w niektórych propozy-cjach Karoliny Pięch, której kolekcja zatytułowana Ultra okazała się jedną z najciekawszych.

Większość z prezentowanych na pokazach zesta-wów można było faktycznie włożyć, wychodząc na uli-cę (pod warunkiem wszakże posiadania pewnej odpor-ności na spojrzenia przechodniów). Choć nie dotyczyło to już nieco szalonych kreacji Bianki Venucci czy An-drei Ayali. Włoszka zaproponowała teatralną, efektowną kolekcję – kolorowe pastele, ekstrawaganckie, barokowe kształty oraz buty ozdobione po bokach skrzydełkami.

Ayala, Hiszpanka z Katalonii, zaprezentowała swoją ko-lekcję w najdziwaczniejszy sposób. Modele i modelki wystąpili w nasadzonych na głowie konstrukcjach, któ-re były swoistym przedłużeniem tułowia – dało to efekt bezgłowych postaci, spacerujących po wybiegu. Same górne części garderoby – żakiety, marynarki, koszule – sprawiały wrażenie porozrywanych na kawałki, a po-tem zszytych w dość przypadkowy sposób. Natomiast gdzieś pomiędzy fantazją a codziennością można usy-tuować propozycję Olgi Kardash, studentki Institute of Modern Knowledge w Mińsku. Wizję z jednej strony fu-turystyczną, z drugiej gotycką – modelki i modele para-dowali bowiem w marynarkach przypominających zbro-je, a projektantka, jak podano w materiałach prasowych, inspirowała się postacią Joanny d’Arc.

Przymiotnikiem „teatralny” można z całą pewno-ścią określić pokaz fryzur studia Trendy Hair Fashion, który spotkał się z najbardziej chyba entuzjastycznym przyjęciem publiczności. Modelki wystąpiły na szczu-dłach, prezentując efektowną choreografię, zupełnie różną od zwyczajowego spaceru po wybiegu, od które-go zresztą powoli się odchodzi. Coraz częściej pokazy mody, ostatnio również w Polsce, przypominają multi-medialne widowiska, czerpiące inspiracje z tradycji za-równo teatralnej, jak i filmowej. Dobrym przykładem z polskiego podwórka jest niedawny pokaz Gosi Baczyń-skiej – pomysł na choreografię pochodził z oscarowego Tanga Zbigniewa Rybczyńskiego, a modelki, zamiast na wybiegu, wystąpiły na podwórku, przy którym mie-ści się pracownia projektantki.

Pokazy mody to dość osobliwy show, wie o tym każ-dy, kto w nim u czestniczył. Długie miesiące, a czasami lata przygotowań materializują się w kilkuminutowej prezentacji ubrań na wybiegu. Uczestnictwo w pokazach to zatem nieustanne czekanie, które w przypadku Neo Fashion Jamboree urozmaicała wystawa zdjęć Madame Peripetie, prezentowana w drugiej sali Muzeum (sama Madame o płomiennorudych włosach była także go-ściem festiwalu). Jej fotografie, inspirowane z jednej stro-ny surrealizmem i dadaizmem, a z drugiej przywołujące

Marzena Kocurek – bielszczanka, filmoznaw-czyni, absolwentka podyplo-mowych studiów gender na UJ. Współzałożycielka projektu Czytelnia Kultury.

Tomasz Gruszczyk – bielszczanin, kulturoznawca,

literaturoznawca. Publikował m.in. we „Frazie”. Prowadzi Czytelnię Kultury.

Pokaz Bianki Venucci Tomasz Iskrzycki

20

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e klimat rodem z baśni braci Grimm, przyciągały uwagę.

Jak zdradziły na konferencji prasowej organizatorki – Justyna Miksa i Inga Tomala – Madame Peripetie uro-dziła się w Polsce, od wielu lat pracuje w Berlinie, a swo-je fotografie wystawia na całym świecie.

Wspomnieć w tym miejscu należy, że twórczynie fe-stiwalu, mimo młodego wieku, już od wielu lat zajmują się modą. Justyna Miksa zorganizowała pierwszy w Pol-sce pokaz marki Kenzo oraz współpracowała z Hugo Bossem i Burberry. Inga Tomala natomiast jest pomysło-dawczynią i współautorką tomu Modą zaklęci. Antologia polskich projektantów oraz redaktor naczelną magazy-nów branżowych (m.in. „m-design”). Ogromną zasłu-gą obu pań było pokazanie, że i z naszego miasta pocho-dzą lub w nim pracują obiecujący i uznani projektanci.

Do pierwszej grupy należy Wojtek Haratyk. Zaprezento-wana na festiwalu minimalistyczna kolekcja La dolce vita nawiązywała klimatem do czarno-białych filmów Fede-rica Felliniego, a zwłaszcza do stylu Anity Ekberg w nie-zapomnianej scenie kąpieli w fontannie di Trevi.

W Bielsku-Białej ma pracownię Natasha Pavluchen-ko, pochodząca z Białorusi projektantka, która co roku pokazuje swoje projekty na kolejnych edycjach Poland Fashion Week w Łodzi. Jej najnowsza kolekcja Sym-biosis została zaprezentowana na gali finałowej festi-walu. Wydaje się, że znowu górę wziął minimalizm – na wybiegu pojawiały się sukienki i tuniki wykonane ze wspaniale układającego się, płynącego w powietrzu jedwabiu, noszone do dopasowanych kolorystycznie leg-ginsów. Być może skromność tych zestawów miała pod-kreślić metalową biżuterię, zaprojektowaną przez Nata-shę, a wykonaną przez Slava Novosada. Niemniej sama szlachetność użytych tkanin nie wystarczyła, zabrakło czegoś, co by sprawiło, że zapamiętałoby się tę kolek-cję na dłużej.

Festiwal miał mieć również wymiar edukacyjny. Za-interesowani mogli uczestniczyć w licznych wykładach i warsztatach. Ich przekrój tematyczny był dość zróżnico-wany – od hermetycznych, skierozróżnico-wanych przede wszyst-kim do środowiska projektantów (nowe technologie we włókiennictwie czy sposoby modelowania sylwetki w projektowaniu), poprzez prezentację historii włókien-nictwa w Bielsku-Białej (wykład Piotra Keniga), aż po te-mat inspiracji modowych obecnych na przestrzeni lat w kinematografii. Niestety, ta sama publiczność gorliwie okupująca pokazy mody nie była już tak chętna, by rów-nie tłumrów-nie stawić się na wydarzeniach towarzyszących.

Czasami więc wykłady odbywały się w mocno

kameral-nym, acz niepozbawionym uroku, gronie nielicznych entuzjastów. (A może tej publiczności po prostu zabra-kło i trzeba by się zastanowić, czy organizowanie w tym samym czasie kilku wydarzeń ma sens?) Interesujące okazały się wykłady filmoznawczyni Joanny Malickiej, z jednakową swadą opowiadającej tak o szalonej miłości Yves’a Saint Laurenta, jak i o gwiazdach kina z przeszło-ści, które wywarły wpływ na wizerunek milionów kobiet.

W ramach Neo Fashion Jamboree odbył się również konkurs na najlepszy dream team, czyli drużynę złożo-ną z fotografa, wizażysty, fryzjera, stylisty oraz modela/

modelki. Drużyny miały za zadanie zmierzyć się z ha-słem „Ikona kina” – zwyciężyła sesja zatytułowana Ve-ruschka oczami Yves’a Saint Laurenta.

W materiałach prasowych, a także na konferencji przewijała się wciąż deklaracja organizatorów o festi-walu jako kontynuacji czy też nawiązaniu do tradycji włókienniczej Bielska-Białej. Wiele osób przyjmowało ją z nieufnością, natomiast faktem jest, że tym samym argumentem posługują się twórcy Poland Fashion Week w Łodzi, organizując co roku jedną z najważniejszych, jeśli nie najważniejszą, imprezę modową w Polsce. Nic więc nie stoi na przeszkodzie, by w podobny sposób spró-bować wypromować Bielsko-Białą. Zwłaszcza że impre-za faktycznie ukaimpre-zała szerszej publiczności projektan-tów pochodzących z naszego miasta i okolic lub tutaj pracujących – choć oczywiście droga do miana „stolicy mody” jest jeszcze daleka.

Neo Fashion Jamboree jest ewenementem z jeszcze jednego powodu. Widać tutaj spójną wizję, niesamowity, jak na pierwszą edycję, rozmach i ambicję organizatorów.

O tym świadczy nie tylko przymiotnik „międzynarodo-wy” w nazwie, ale także próba sprostania tej etykiecie:

zaproszenie takich osób, jak Face Hunter czy Madame Peripetie, projektantów i wykładowców z Włoch, Hisz-panii, Białorusi i Czech. Ogromny wysiłek organizacyj-ny i logistyczorganizacyj-ny najwyraźniej się opłacił i był widoczorganizacyj-ny w najmniejszych drobiazgach – kiedy podczas rozmowy z Yvanem Rodikiem nagle zgasło światło, natychmiast pojawiły się hostessy z przekąskami.

Bielsko-Biała jest już kojarzona z jazzem, artystycz-ną fotografią, „Bielską Jesienią” i festiwalem sztuki lal-karskiej – jeżeli do tej wyliczanki dołączy rozpoznawal-ny w Polsce i na świecie festiwal mody, tym lepiej.

Neo Fashion Jamboree – festiwal mody, Bielsko-Biała, 17–20 listopada 2011. Organizatorzy: Fundacja Play4design oraz Mu-zeum w Bielsku-Białej

Madame Peripetie Michał Modliszewski

21

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Helena Dobranowicz: Jak Ci się podoba wystawa w Ga-lerii Bielskiej BWA?

Czesław Wieczorek: Jest wspaniale zrobiona. To jest wiel-ka rzecz oglądać kilwiel-kadziesiąt prac w jednym miejscu.

Chylę głowę z szacunkiem przed ludźmi, którzy ją przy-gotowali: Agatą Smalcerz, Grażyną Cybulską i Krzysz-tofem Morcinkiem. Jest podzielona tematycznie. Widać w obrazach, że jestem wewnętrznie poszarpany. W domu można oglądać obraz fragmentami, najlepiej przy za-palonej świecy, tak jak czyta się książkę. Żeby poznać treść, trzeba przeczytać do końca. Na wystawie jest ina-czej, od razu wiesz wszystko. Zapoznajesz się z treścią, formą i kolorem. Może ci się podobać lub nie.

Czujesz się dumny?

Nie o to chodzi. Wyłapuję wartość obrazu, lepszy, gorszy.

Zawsze podchodzę krytycznie. Jak maluję obraz, to bym go bez przerwy przerabiał. Całość trudno zakwalifiko-wać. Realizm, surrealizm?

Dlaczego wydział grafiki krakowskiej ASP w Katowi-cach?

Nasi profesorowie przyjeżdżali z Krakowa. Na pierw-szym roku mieliśmy rzeźbę z Xawerym Dunikowskim.

Był niski, seplenił, miał specyficzne poczucie humoru.

Realizował wtedy Pomnik Czynu Powstańczego na

Gó-rze św. Anny. Przyjął do pracy Piotra Latoskę z Rudy Śląskiej. Chłopak z awansu społecznego, nie miał nawet matury, ale Dunikowski wziął go do pracowni w Krako-wie. Kiedy Latoska wrócił na kopalnię, nie był już gór-nikiem, urządzono mu pracownię rzeźbiarską. To było środowisko nieprzeciętnych indywidualności. Zaprzy-jaźniłem się z Jerzym Pankiem, który robił niesamowite numery. Długo starał się o przydział mieszkania w Kra-kowie. Poirytowany pojechał do Warszawy do Włodzi-mierza Sokorskiego – ministra kultury i sztuki. Sekre-tarka nie chciała go wpuścić. Wtedy Panek otworzył plecak. Zaczął wyciągać słomę i pakować ją do butów.

Zaśmiecił cały gabinet i sekretarka pobiegła zameldować to ministrowi. Sokorski przyjął go natychmiast, zadzwo-nił do Krakowa i mieszkanie mu przydzielono. Na przy-jęciu z okazji otwarcia wystawy w Golubiu-Dobrzyniu kroił i jadł pokrzywę na oczach sekretarza partii oraz pozostałych dygnitarzy. Chwalił przy tym, że za Stalina było lepiej, bo religia była w szkołach i wódka była tań-sza. Nikt nie zaprzeczył.

Byłeś bardzo przystojny. Czy dziewczyny za Tobą szalały?

Kobiety były zainteresowane nauką, a nie żeby robić ja-kieś ksiuty*. Był rok 1951. Skończyłem Liceum Sztuk

H e l e n a D o b r a n o w i c z

* zaloty

Niepokorny

W dokumencie Relacje-Interpretacje, 2012, nr 1 (25) (Stron 21-25)

Powiązane dokumenty