Helena Dobranowicz – historyk sztuki i krytyk, była dyrektor BWA
w Bielsku-Białej, założycielka Centrum Dziedzictwa Kulturowego Górnego Śląska w Katowicach, pisze teksty i redaguje publikacje.
Barbara Giżycka i Angelika Kubicz
22
R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e Plastycznych w Katowicach razem z RomanemPolań-skim. Zmarł mój ojciec. Zdawałem na Akademię. Kupę ludzi odpadło, mnie przyjęli. Musiałem pomóc matce.
Ojciec miał przed wojną zakład fryzjerski w Zawierciu.
Podczas okupacji zabrali go Niemcy. Po wojnie zakład upaństwowili, ale ojca uznali za burżuja i kazali płacić domiar. Nie było zakładu, ojciec już nie żył, ale matka nadal musiała płacić haracz. Zarabiałem malowaniem transparentów. Urządzałem świetlicę w zakładach mię-snych, a za to dostawałem ich wyroby. Musiałem się wykazać. Tylko bieda potrafi człowieka do tego zmu-sić. Pracowałem jako ślusarz, szlifierz, kowal artystycz-ny. Po studiach miałem propozycję z Teatru Śląskiego w Katowicach, ale bałem się, że wsiąknę przy malowa-niu dekoracji na całe życie.
Czy masz jakieś prace z okresu studiów?
Zaraz pokażę ci plakat, który projektowałem, będąc w Akademii. Spodobał się i został wydrukowany w na-kładzie 5000 egzemplarzy.
Świetnie. To znaczy, że masz pełną dokumentację swojego dorobku.
Skąd. Nic nie mam. W życiu zrobiłem może setki plaka-tów, ale nigdy nie przywiązywałem do tego wagi. Plakat to sztuka jednego dnia. Towarzyszy imprezie. Liczy się tylko w tym momencie i szybko przemija.
Ale masz katalogi wystaw.
Dużo jeździłem na plenery. Zawsze organizowałem so-bie pracownię w jakimś miejscu. Odłączałem się od ko-legów i malowałem. Po plenerze zostawiałem organiza-torom pracę. Niektóre są reprodukowane w katalogach wystaw poplenerowych. Nie wiem, gdzie teraz są. Były różne akcje charytatywne, na które chętnie dawałem obrazy, na przykład na rzecz szpitala. Są ludzie, którzy dbają o to, aby wykazać się ilością namalowanych prac.
Mnie na tym nigdy nie zależało.
Przecież robiłeś zdjęcia.
To były urocze wieczory, kiedy urządzaliśmy ciemnię w mieszkaniu. Trzeba było wszystko porozkładać, a póź-niej poupychać. Było ciasno, mieszkaliśmy w bloku. Te-raz płacę za odbitki z aparatu cyfrowego. Nie zrobiłem w życiu żadnej dokumentacji. Mam kilka worków zdjęć, ale prędzej je spalę, niż opiszę.
Byłeś również naczelnym projektantem dekoracji dla miasta Katowice.
Przez 18 lat projektowałem i wykonywałem dekora-cje wielkich gabarytów. Malowałem tak wielkie głowy, że oko było większe od traktora. Umiałem to zrobić.
Projektowałeś logo TV Katowice?
Zaprojektowałem szyb wydobywczy i wygrałem konkurs.
To był rok 1961 lub 62, ale decydenci żarli się między sobą i w końcu pozostawili ten sam znak co przedtem.
Projektowałem głównie wydawnictwa Wojewódzkie-go Ośrodka Kultury w Katowicach, gdzie pracowałem na etacie. Także okładki i obwoluty do wielu śląskich wydawnictw. Robotę w wydawnictwie Śląsk w Katowi-cach wziął po mnie Andrzej Czeczot, ten od satyrycz-nych rysunków.
To jaki był Twój status materialny?
Plastycy w PRL-u mieli tzw. konto W. Nie wiesz, co to znaczy? Na przykład rzeźbiarz wykonywał pomnik.
Pracowałem jako ślusarz, szlifierz, kowal artystyczny...
Z kolegami z pracy, pierwszy z prawej Czesław Wieczorek
Klasa maturalna katowickiego Liceum Sztuk Plastycznych, Czesław Wieczorek – czwarty z prawej w górnym rzędzie;
pierwszy z lewej stoi Roman Polański Z domowego archiwum
23
R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e
Pracował dwa, trzy lata, a wynagrodzenie otrzymywał na „konto W”. Rocznie mógł pobrać z niego 400 tysię-cy złotych bez podatku. Podatek dochodowy płacił do-piero po przekroczeniu tej sumy. Było to zabezpieczenie na chude lata, kiedy plastyk nie miał zamówień i nie za-rabiał. Później zawsze miałem pieniądze. Teraz dopiero są problemy. Chodzimy po węglu, a tona kosztuje 800 zł.
A ile lekarstwa? Ktoś tutaj nie myśli o emerytach.
Lubisz góry?
Wolę ciepłe morze. Ale w 1970 roku zamieszkaliśmy z żoną i córką w Bystrej. To był przypadek. Przyjecha-liśmy do ośrodka wczasowego Sadyba kopalni Karol na świniobicie zorganizowane przez bank, w którym pracowała Halina. Rano wyszliśmy na spacer. Zauro-czyło nas to miejsce. Po powrocie przeczytałem ogło-szenie: „Dom do sprzedania w Bystrej Krakowskiej”.
Pojechaliśmy i okazało się, że jest to drewniany dom z duszą i widokiem na Stefankę i Magurę. Kupiliśmy go, a potem rozbudowali. Gdy zerwałem sufit, pokazały się grube belki stropowe i napis: IHS 1928 RP. Przepro-wadziliśmy się z Rudy Śląskiej na stałe, a ja codziennie dojeżdżałem do pracy w Katowicach. Po powrocie po-trzebowałem 7 minut, aby stanąć na szczycie Stefanki.
Podczas studiów jeździłem na narty do Szczyrku. Jeśli ktoś mieszkał w Bielsku, to mówiło się, że jest na wcza-sach. Jeździły tramwaje. Jak można było zrezygnować z tego środka lokomocji?
Ile ocaliłeś zabytków?
Wszystko, co w domu, uratowałem z warunków ekstre-malnych. Pieta wisi u nas ponad 50 lat. Strasznie podo-bała się prof. Alfredowi Ligockiemu, chciał ją odkupić.
Wygląda na XVI wiek. Znalazłem ją w Rudzie Śląskiej.
Poszedłem z córeczką na sanki. Zainteresowałem się grotą górniczą przy drodze do Orzegowa. Rzeźba leża-ła za kapliczką, psy na nią sikały. Rzeźba Trójcy Świętej
pochodzi z kościoła ewangelickiego na Dolnym Śląsku.
Bramę wjazdową kupiłem na złomie, młynki i samo-wary na targowisku. Mam też „kuśtyka”, czyli kieliszek w kształcie rogu, który wcześniej służył na proch. Kiedy wleje się wódkę, nie można go postawić, trzeba opróżnić.
Stojący zegar z pozytywką kupiłem na plenerze w Szczy-rzycu od wspaniałego kolegi Janka Kłossowicza. Mam na to odręczny akt. Jest też ikona z Michałem Archaniołem.
Wisiała w cerkwi prawosławnej i na szczęście ocalała.
Po wysiedleniu Łemków w ramach Akcji Wisła w 1947 roku cerkwie popadły w ruinę, a dochodziło wręcz do profanacji, kiedy osadnicy wykorzystywali ikonostas na przykład do budowy chlewu. Opowiadał mi o tym dyrek-tor muzeum w Przemyślu podczas jednego z plenerów.
Największe zdumienie budzi Twój fortepian, ustawiony na boku, niezdatny do grania.
To nie jest bezczeszczenie instrumentu, ja go uratowa-łem. Wymieniłem fortepian za obraz. Chciałem go od-dać do Muzeum Fałata w Bystrej, ale nie przyjęli. Był zbyt stary, chyba pamiętał czasy Chopina. Odnowiłem go z zewnątrz i zrobiłem barek. W latach 60. ratowali-śmy z Haliną, co się dało, ludzie wyrzucali wszystko:
książki, porcelanę, meble – „bo to po babci”.
Sam zbudowałeś kominek, żeby mieć nastrój do ma-lowania obrazów. Nie odwiedzasz pracowni na pod-daszu?
Urządziłem tam pracownię jubilerską. Po zamieszka-niu w Bystrej kupiłem maszyny, wielką prasę. W bloku nie było warunków, ale tutaj mogłem wytwarzać biżute-rię: kolczyki, bransoletki, pierścionki czy wisiorki z mo-siądzu. Dzisiaj jest przesyt towarów, ale 40, 30 lat temu była mała konkurencja.
Halina i Ty – jesteście wielkim skarbem dla siebie, odwieczna miłość?
Oj, tak.
Z wystawy
w Galerii Bielskiej BWA Krzysztof Morcinek
24
R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e Jesteś osobą tolerancyjną i towarzyską. W rozmowienie zdradzasz wewnętrznego sejsmografu, który bez-błędnie notuje ludzkie wady. Zdradzają Cię dopiero obrazy. Są satyrą na ludzką głupotę. Solidaryzujesz się z pokrzywdzonymi. Opowiadasz o losie Żydów i ludzi okaleczonych przez wojnę. To niezbyt popularne tematy.
To prawda. Całą energię wkładam w obraz. Akceptuję ludzi, ale piętnuję ich postępowanie. Może zrozumieją, może dojrzeją do zmiany. Moje malarstwo jest smutne, bo nie potrafię pobudzić się do wesołości, gdy widzę, co dzieje się wokoło. W życiu przeżyłem wiele wstrząsów emocjonalnych. W dzieciństwie przyjaźniłem się z Ży-dami, bo byli moimi sąsiadami. Gdy wybuchła wojna, miałem 8 lat i zaczęła się ta straszna hańba. Do kamie-nicy wpadli hitlerowcy. Zaczęli krzyczeć „raus” i wypę-dzać Żydów na ulicę. Chcieli mnie także zabrać. Matka wyrwała mnie z rąk Niemców i przysięgała, że jestem dzieckiem katolickim. Już nigdy ich nie widziałem.
Nie potrafię tego zapomnieć. Widziałem w 1939 roku, jak wojsko niemieckie butnie maszerowało w Zawier-ciu i to samo wojsko złożone z jeńców pędzonych przed czołgiem radzieckim. Codziennie musiałem przecho-dzić obok skostniałych trupów żołnierzy Wehrmachtu, żeby przynieść mleko dla młodszego brata. Potem kilo-fami ciała ładowali na furmanki.
Dlaczego nie malujesz pejzaży?
Bo nie namaluję ich lepiej od Boga. Co człowiek po-trafi?
Czesław Wieczorek – artysta plastyk, uprawia malarstwo i grafikę. Urodził się w 1931 roku w Zawierciu. Ukończył kra-kowską Akademię Sztuk Pięknych – Wydział Grafiki w Kato-wicach w 1958 roku (w pracowni prof. Rafała Pomorskiego).
Od ponad półwiecza członek Związku Polskich Artystów Plastyków. Przez 36 lat pracował w Wojewódzkim Ośrodku Kultury w Katowicach jako projektant grafiki książkowej, katalogów, plakatów i druków okolicznościowych. Współ-pracował ze śląskimi wydawnictwami. Brał udział w licznych wystawach ogólnopolskich, m.in. w Sopocie, Poznaniu, Szczecinie, Katowicach, wielokrotnie w „Bielskiej Jesieni”
oraz w wystawach Okręgu ZPAP w Bielsku-Białej. Za granicą wystawiał w Montluçon, Lilienthal i Wolfsburgu. Uczestniczył w wielu plenerach malarskich. Od 1970 roku mieszka na stałe w Bystrej, urzeczony jak Julian Fałat urokiem górskiej miej-scowości. Mimo osiemdziesięciu lat wciąż tryska humorem, a obrazy maluje z niesłychaną pasją. Prawdziwy dżentelmen o wielkim dorobku artystycznym.
Namalował ponad dwieście obrazów, z czego dwie trzecie znajduje się w rękach prywatnych kolekcjonerów. Wiele in-spirowanych jest wydarzeniami z teraźniejszości i przeszłości wpływającymi na duchową kondycję człowieka. Piętnował nałogi, które prowadzą do degradacji. Od czasu polskiej transformacji bacznie obserwuje życie społeczne i bezli-tośnie obnaża polityków, ganiąc ich warcholstwo i prywa-tę. Jest wolny od ograniczeń. Maluje zarówno posłów, jak i meneli, ludzi z marginesu społecznego. Piętnuje likwidację przemysłu wełnianego w Bielsku-Białej. Z pietyzmem odno-si odno-się do przeżyć wynieodno-sionych z dzieciństwa, kiedy stykał się z okrucieństwem wojny i zagładą narodu żydowskiego.
Obrazy jego mają czytelną i lekko stylizowaną formę, którą artysta podkreśla wypukłym reliefem. Mocna, zdecydowana kolorystyka dopełnia całości kompozycji.
Indywidualna wystawa malarstwa była formą nagrody dy-rektora Galerii Bielskiej przyznanej najciekawszemu artyście Bielskiego Festiwalu Sztuk Wizualnych 2011.
Z dyrektor Agatą Smalcerz i kuratorką wystawy Grażyną Cybulską podczas wernisażu Krzysztof Morcinek
Galeria Bielska BWA, Bielsko-Biała: Czesław Wieczorek – Malarstwo, 5 stycznia – 12 lutego 2012; kurator Grażyna Cybulska
R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e