• Nie Znaleziono Wyników

— Zanim wrócimy do epistemologii trzeba by przypomnieć, co tak naprawdę stanowi przedmiot badań antropologii.

— Żadne ,.naprawdę” nie jest pozaepistemologiczne.

— Od czegoś musimy zacząć.

— Od Herodota.

— Albo od pierwszego dzikiego, który, ja k twierdzi Kaj Birket-Smith opuścił swoje plemię, dotarł do innych, podpatrzył ich, a potem opowiadał przy własnym ognisku o przedziwnych obyczajach obcych barbarzyńców.

— To przecież na milę trąci psychologizmem. Poza tym uderza w dyzjunkcję: albo ,.dziki”, albo etnograf. Nie można być jednocześnie w micie i poza nim.

— Ale z a s a d a swój-obcy da się tym psychologizmem zilustrować.

— To ju ż lepszy jest przykład Cooka. Zjedli go, można powiedzieć, z przyczyn z a s a d n i c z y c h . Był obcy.

— Mimo wszystko, gdyby nie ta zasada, to współczesna an­

tropologia ograniczyłaby pole badań tylko do podobieństw kulturowych.

— Ludzi od zawsze interesowały, albo lepiej — ekscytowały — róż­

nice. Ekspansja geograficzna, handel, wojny, misje dyplomatyczne, podboje kolonialne, jednym słowem — cele pragmatyczne z domieszką sensacji znalazły się u podstaw pierwszych opisów kultur. Chyba dopiero w X IX wieku pojawił się postulat „ zrozumienia Innego”, ale i on nie byl do końca wsparty na czystym idealizmie.

— Ale zapoczątkował w antropologii opcję hermeneutyczną. Pozna­

nie i zrozumienie Innego.

— Dla ewolucjonistów Inny byl w istocie Taki Sam, ale na odmiennym stopniu rozwoju. Pojąć Innego to pojąć własną przeszłość lub przyszłość.

— Z a to dla strukturalistów Inny może być Taki Sam.

— Ale tylko w strukturze głębokiej, na poziomie czystego człowie­

czeństwa, ja k chciał Piaget, lub na poziomie nieświadomych modeli kultury, ja k twierdził Levi-Strauss.

— Z kolei semiotycy ukochali różnice: Inny jest inny, a jego odmienność można zrozumieć przez analizę kontekstu kulturowego.

Jednak żadne zrozumienie nie jest możliwe bez znajomości właściwego kodu.

— Wtórne systemy semiołogiczne, wtórne systemy modelujące...

— A potem powrót do systemu pierwotnego. Do języka, do sposobu opisywania świata. I szał kognitywizmu.

— Show kognitywizmu.

— Też.

— Tu ju ż antropologia kulturowa wchodzi w wyraźne koneksje z antropologią filozoficzną.

— M oże raczej z filozofią antropologii.

— To znaczy, że doszliśmy do epistemologii?

— Jeszcze moment. W tradycji filozoficznej można — jeśli się chce

— wyróżnić dwie opcje: racjonalistyczną i antyracjonalistyczną.

— Są jeszcze inne...

— Na razie rezygnujemy. Otóż opcja racjonalistyczna zmierza w kierunku ustalania pewnych zasad ontologicznych. Naturaliści twier­

dzili na przykład, że świat kultury istnieje tak ja k świat natury, że prawdę o Innym należy odkrywać.

— Z a to antynaturaliści uważali, że w humanistyce każdy podmiot poznający dodaje cząstkę siebie do przedmiotu poznania.

— Lubię relatywistów. Uznali, że celem poznania jest obiektywizm.

Ponieważ jednak subiektywizmu uniknąć nie można, to trzeba go świadomie redukować. Żadne tam teorie empatyczne. Racjonalna obser­

wacja i opis, w miarę możności weryfikowany dla uniknięcia ,,ślepego pola”.

— Ligęza oscylował gdzieś pomiędzy naturalizmem a relatywizmem.

— Był historykiem; ewołucjonizm traktował jako coś oczywistego.

— Z a to postawa relatywistyczna w tamtym czasie dowodziła odwagi cywilnej i otwartości intelektualnej.

— Klasycznym relatywistą nigdy nie byl, ale elementy racjonalistycz­

nej względności poznania można łatwo odnaleźć w jego tekstach. Poza tym zawsze stronił od monometody. Bez względu na to, czy miałby to być ewołucjonizm krytyczny, czy marksizm.

— Pewnie nie chciałby zgodzić się z tezą, że nie ma prawdy odkrywanej, że każda prawda jest tworzona.

— Przecież był w jakim ś sensie wychowankiem Handelsmana.

Historykę nie tylko zdawał w czasie studiów, ale i posługiwał się nią we własnej pracy naukowej. A Handelsman twierdził, że subiektywizm jest nieunikniony, natomiast trzeba znać jego ograniczenia. Ale postulując poznanie obiektywne optował za prawdą odkrywaną.

— ,.Prawda będzie jedynie postulatem poznania obiektywnego, a wynikiem przezeń osiąganym może być tylko prawdopodobień­

stwo.”

— Niepodobna też badać rzeczywistości, można tylko odtwarzać jej modele.

— Handelsman nie używał pojęcia ,,modelu”, ale z powodzeniem zastępował go „konstrukcją”. Pisał: ,,Zadaniem poznania historycznego jest unaocznienie jakiejś rzeczywistości żywej, na podstawie martwych jej pozostałości, jest utworzenie konstrukcji tej rzeczywistości”.

— Właśnie. Takie to były czasy. Dzisiaj niektórzy sądzą, że nie możemy poznać prawdy o rzeczywistości zewnętrznej.

— Postulaty Rorty ego to ju ż inna epoka. Swoją drogą dość atrakcyj­

nie brzmi teza, że do tworzenia prawdy służy język, bo w nim konstruujemy sądy o rzeczywistości. I tylko te sądy mogą mieć walor prawdy. W żadnej mierze nie dotyczą one jednak rzeczywistości, która istnieje przecież w planie pozajęzykowym.

— To znaczy, że mówimy w ,,mówieniu”, bo nawet coś takiego ja k , ję z y k ” tworzy rzeczywistość, do której jako do systemu całościowego nie mamy dostępu?

— Rorty uważa, że mówimy w języku. Choć niewykluczone, że ostatnio zmienił zdanie. Jego stanowisko wydaje się zbieżne w kilku miejscach z kognitywizmem — nie możemy poznać Innego, możemy opisać sposób, w ja k i on sam, ten Inny, opisuje swoją rzeczywistość.

— Koniec z obiektywizmem i subiektywizmem. Jest tylko emic/etic i analiza składnikowa.

— Do analizy składnikowej też trzeba mieć materiał wyjściowy.

— Czyli albo badania terenowe, albo analiza myślowych determinant poprzednich pokoleń etnografów?

— Niewykluczone.

— Czy antropologia rzeczywiście zyska na skoncentrowaniu wysił­

ków intelektualnych wokół badania nazw, klasyfikacji, klas, zespołów, taksonomii i dziedzin semantycznych?

— Jeżeli myślisz o propozycjach Stephana A. Tylera, to on sam już zdążył się z nich wycofać, zanim do nas w ogóle dotarły.

— To signum temporis. Dopóki od świata oddzielała nas żelazna kurtyna, niektórzy jeździli za granicę, sprowadzali książki, promowali koncepcje. Czasem z tych wyborów wynikały takie nieporozumienia, ja k wprowadzenie strukturałizmu w latach sześćdziesiątych, a dekon- strukcji dwadzieścia lat później.

— Z a to inni usiłowali zrobić coś tutaj. Intelektualny bricoleur, ale niektóre efekty są ciekawe.

— Ten bricoleur byl w jakiejś mierze nieszczęściem. Historia nie dala nam wielu okazji do tworzenia silnych ośrodków intelektualnych. To nie znaczy, że nie mieliśmy ambitnych intelektualistów. Przed drugą wojną światową naturalne bywały wyjazdy na dwa-trzy lata za granicę, studio­

wanie w renomowanych uczelniach. Część naszej przedwojennej profesury uzyskała zagraniczne doktoraty; część utrzymywała stałe kontakty z różnymi ośrodkami uniwersyteckimi. Po wojnie ten model został w znacznej części zmieniony. Przede wszystkim ograniczono wyjazdy.

I dostęp do najnowszej literatury.

— To zaowocowało ograniczeniami, a z drugiej strony pojawiły się ciekawe koncepcje rodzime. Tragedia polega na tym, że bez kontaktów z Innymi tytaniczne czasem wysiłki naszych intelektualistów owocowały mniejszymi efektami. W dodatku klosz oficjalnej filozofii kazał o nie­

których problemach pisać z większą niż kiedykolwiek ostrożnością.

— Otwarcie na świat i nowoczesną myśl zachodnią przypadło w okre­

sie, kiedy to filozofia Zachodu ogarnięta została różnymi teoriami z kręgu postmodernizmu.

— Nie możemy więc poznać Innego, ale też nie musimy wcale tego robić. Siebie przecież też nie znamy. Więc czas skończyć z podziałem na ,,naukowe" i ,,nienaukowe”, na ,,znawców” i ,.amatorów”.

— Mówisz o kryzysie „metanarracji”?

— Lyotard sądzi, że i tak każdy człowiek doby postmodernizmu żyć potrafi tylko w kręgu ,.małych narracji”. Wielkie, pochodne od świata kultury systemy komunikacyjne przeżyły się i rozpadły.

— Można w to uwierzyć, ale chyba niekoniecznie.

— Na szczęście postmodernizm nie zmusza nas do niczego.

1910— 1972 Część pierwsza

Urodziłem się 28 lutego 1910 r. w Piaskach Wielkich pow.

Kraków. Po ukończeniu tamże 4-roklasowej szkoły powszechnej zapisałem się do Państwowego Gimnazjum VI-go im.Tadeusza Kościuszki w Krakowie, gdzie po 8 latach nauki zdałem w r. 1928 egzamin dojrzałości.

Po ukończeniu gimnazjum zapisałem się w tymże r. 1928 na Uniwersytet Jagielloński na wydział filozoficzny studiując historię, geografię i etnografię. Uniwersytet opuściłem w r. 1932, jako magister filozofii w zakresie historii i geografii. Ponadto w r.

1931/32 uczęszczałem na roczny kurs Studium Pedagogicznego w Krakowie i zdałem odpowiedni egzamin.

Pracę nauczycielską rozpocząłem w r. szkolnym 1933/34 ucząc w Miejskim Gimnazjum Koedukacyjnym im. J.Słowackiego w Gro­

dzisku Pozn. historii i geografii. W Zakładzie tym pracuję także obecnie.

Grodzisk, 5 kwietnia 1935 r.

Ligęza Jó zef

Tej treści życiorys kierował Ligęza pod adresem Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w Warszawie za pośred­

nictwem K uratorium Okręgu Szkolnego w Poznaniu, prosząc o ze­

zwolenie na przystąpienie do egzaminu państwowego.

29 maja 1935 r. Komisja Egzaminów Państwowych na Nauczycieli Szkół Średnich w Krakowie, pod przewodnictwem prof. dr W. Hein­

richa „orzekła aprobatę z wynikiem dobrym i zezwoliła na wydanie

dyplomu” . Dodać należy, że egzaminy cząstkowe z historii wychowa­

nia i dydaktyki oraz geografii zainteresowany zdał z wynikiem bardzo dobrym. Na liście lektur pedagogicznych, załączonej do akt egzamina­

cyjnych, znajdują się prace H. Devey’a, M. Buckinghama, G.H. Greena, F. Znanieckiego, Z. Mysłakowskiego, G. Kerschensteinera i innych.

Przystępując do egzaminu państwowego Ligęza zapoznał się z zasada­

mi nauczania, socjologią wychowania, pracą badawczą na terenie szkoły, planem Daltońskim, koncepcją szkoły twórczej, psychoanalizą w szkole, propozycjami reformy wychowania oraz, naturalnie, zagad­

nieniami dydaktyki i metodyki nauczania. Korzystał z najnowocześniej­

szej literatury przedmiotu. Bardzo to znamienny rys jego biografii

— w czasach późniejszych także starał się na bieżąco śledzić filozoficzne i metodologiczne propozycje pojawiające się w interesujących go rejonach humanistyki.

Jednakże w świetle dokumentów znajdujących się w archiwum Uniwersytetu Jagiellońskiego wypadałoby wprowadzić zmianę do jego oficjalnej biografii. Z akt wynika bowiem, że ukończywszy studia w czerwcu 1932 r. pozostał w Krakowie. Pracę pedagogiczną w Grodzis­

ku rozpoczął dopiero 25 września 1933 r. N atom iast w Gimnazjum Chorzowskim mógł znaleźć zatrudnienie najwcześniej w roku szkolnym 1935/36, a nie 1934, jak to podaje większość jego dotychczasowych biografów.

Ten pozornie nieistotny detal może mieć związek z aspiracjami naukowymi i prawdopodobnym oczekiwaniem na propozycje pracy w Uniwersytecie Jagiellońskim. Ligęza uzyskał jednakże dyplom magis­

tra w okresie wielkiego kryzysu, który nie pozostał bez wpływu na kondycję finansową wyższych uczelni. Konieczność podjęcia pracy zarobkowej wykluczała w jego przypadku zatrudnienie w drodze woluntariatu. Jednak, mimo zakończenia studiów nie tracił kontaktów ze środowiskiem akademickim, a zwłaszcza etnograficznym.

Niewątpliwa fascynacja etnografią i etnologią towarzyszyła mu już na studiach. Brał udział w badaniach terenowych (tzw."atlasowych”) nad ludową kulturą duchową, którymi kierował Kazimierz Moszyński w latach 1931—32. Współpraca z Seminarium Etnologii i Etnografii Słowian pozwoliła mu na przygotowanie pracy o wampiryźmie, która wprawdzie nie ukazała się drukiem ze względów finansowych, ale została wymieniona w oficjalnym dorobku Seminarium. {Dodatek do Kronik, s. 366). Odmienność temperamentów badawczych kazała Moszyńskiemu ocenić jako „bardzo dobry” egzamin składany przez

Ligęzę, ale jednocześnie nie uznać w nim ucznia. Ta opinia zaważyła później na wieloletnich kontaktach Ligęzy z Mieczysławem Gładyszem, w którym Kazimierz Moszyński dostrzegał potencjalnego kontynuato­

ra własnego modelu badań etnograficznych. Gładysz stał na stanowisku słuszności zasad ewolucjonizmu krytycznego, podczas gdy Ligęza skłaniał się w kierunku swobodniejszego dobierania metod do przed­

miotu badań. Nie przeszkodziło im to wspólnie prowadzić badań terenowych na Śląsku. Niemniej ukształtowany w trakcie późniejszej pracy uniwersyteckiej formalizm Gładysza wyraźnie odbiegał od mode­

lu kariery naukowej kolegi. W okresie przedwojennym obaj zajmowali się badaniami kultury ludowej. Po studiach Ligęza został członkiem zespołu, który pod kierunkiem Mieczysława Gładysza przygotowywał kompleksowe badania kultury śląskiej na zlecenie Polskiej Akademii Umiejętności, Instytutu Śląskiego oraz Muzeum Śląskiego. Fascynacja tym regionem spowodowała, że już przed wojną zdecydował się na podjęcie tu pracy i stały pobyt. Na zlecenie Akademii Umiejętności w Krakowie wraz z muzykologiem Stefanem M arianem Stoińskim zobowiązał się do opracowania i wydania zbioru pieśni śląskich zgromadzonych w archiwach Akademii i kolekcjach miejscowych folklorystów. Była to kontynuacja inicjatywy Jana Stanisława Byst- ronia. Pierwszy tom Pieśni ludowych z polskiego Śląska opublikowany został w 1934 r. Podjęte w tym samym czasie obowiązki profesora Uniwersytetu Warszawskiego i wyjazd z Krakowa nie pozwoliły Bystroniowi na osobiste zakończenie tej pracy. W roku 1938 ukazał się tom drugi Pieśni ludowych z polskiego Śląska pod redakcją Ligęzy i Stoińskiego. W roku 1939 — pierwszy zeszyt tomu trzeciego. Dalsze prace przerwała wojna.

W pow ojennym 35-leciu spod prasy drukarskiej wyszedł tylko jeden tom nie dokończonej przed w ojną pom nikow ej edycji krakow skiej PA U . Tych 429 pieśni rodzinnych, pochodzących z d o ro b k u kilku pokoleń zbieraczy, uratow ał od zagłady w 1939 r. z narażeniem własnego życia Józef Ligęza.

J. Pośpiech, 1981, s. 156

Zainteresowania kulturą ludową ujawnił Ligęza w trakcie pierw­

szego roku swoich studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dobierając cykle zajęć na wydziale filozoficznym najwidoczniej chciał połączyć zainteresowania historyczne z filologicznymi. Zachowana w archiwum UJ jego karta wpisowa dla dziekanatu na rok ak. 1928/29 ujawnia, że

planując swoje studia zamierzał uczęszczać na wykłady m.in. z historii starożytnej, nowożytnej i polskiej, ale także z językoznawstwa i literatu­

ry. Jednakże najwidoczniej w trakcie roku zrezygnował z kursowych studiów filologicznych, wykreślając je z rejestru i zamieniając na etnograficzne. K ontakt z tym kierunkiem nauk humanistycznych zapewniała mu paleografia łacińska, dialektologia i wybrane wykłady z historii literatury. W ostatnim trymestrze 1928/29 w jego programie znalazła się także pokaźna grupa zajęć z geografii. (Archiwum UJ, WF II 407). Tym trzem kierunkom zainteresowań pozostał wierny. Złożył egzaminy magisterskie z historii i geografii; dyplomy w zakresie etnografii Uniwersytet Jagielloński zaczął wydawać dopiero w roku 1934. (Archiwum UJ, KM 10). W trakcie studiów miał okazję słuchać wykładów Ludwika Piotrowicza, Jana Dąbrowskiego, Wacława Sobie­

skiego, Leona Sternbacha, Witolda Rubczyńskiego, Romana G róde­

ckiego, Władysława Konopczyńskiego, Tadeusza Sinki, Kazimierza Nitscha, Tadeusza Lehra-Spławińskiego, M ariana Kukiela, Jerzego Smolińskiego, Stanisława Kutrzeby, Jana Stanisława Bystronia, a prze­

de wszystkim Władysława Semkowicza i Kazimierza Moszyńskiego.

Dwaj ostatni prawdopodobnie wywarli największy wpływ na ukierun­

kowanie jego zainteresowań.

Pracę magisterską pt. „Początki piechoty wybranieckiej” (Archi­

wum UJ) pisał Ligęza z inspiracji M ariana Kukiela, docenta historii nowożytnej, generała brygady w stanie spoczynku, dyrektora Muzeum Książąt Czartoryskich. Jej recenzentami byli profesorowie Sobieski i Dąbrowski. Zarówno prom otor, jak i recenzenci podkreślali doj­

rzałość i samodzielność tego opracowania, jednogłośnie oceniając je jako „bardzo dobre” . Ocena ta w znacznej mierze pozostaje aktualna. Rozprawka, mająca charakter stricte historyczny, po­

święcona jest udowodnieniu tezy o węgierskiej proweniencji piechoty wybranieckiej. Posługując się źródłami archiwalnymi i drukow a­

nymi oraz opracowaniami współczesnych sobie historyków polskich i węgierskich Ligęza wykazuje, że na „system — że posłużymy się tym nowoczesnym słowem — rekrutacji piechoty wybranieckiej” znamien­

ny wpływ wywarły tradycje znane Batoremu z okresu rządów w Sied­

miogrodzie. Analiza „Genezy” , „Organizacji” oraz „Udziału wybrań­

ców w kampaniach Batorego r. 1580— 1581” prowadzona jest według zasad krytyki źródła, którą do historyki wprowadził Tadeusz Woj­

ciechowski, a w latach dwudziestych unowocześnił Maurycy Han- delsman. Kompozycja całości rozprawy, tok wywodu, załączona

dokumentacja (wykaz źródeł i literatury, mapy), dobitnie świadczy o łatwości posługiwania się metodami pracy profesjonalnego historyka.

Te elementy warsztatu zawodowego niejednokrotnie wykorzystywał Ligęza w dalszych, samodzielnych badaniach naukowych.

Władysław Semkowicz, doktor praw, mediewista, profesor nauk pomocniczych historii, potrafił zainteresować Ligęzę korzyściami pły­

nącymi z przyjmowania określonych porządków metodologicznych.

Serdeczny przyjaciel Tadeusza Wojciechowskiego, pozytywisty, zwo­

lennika naukowego opracowywania źródeł historycznych, znał także koncepcje Marcelego Handelsmana, autora Historyki, pierwszego polskiego nowoczesnego podręcznika metodologii nauk historycznych.

Niemal przez cały czas swojej pracy badawczej uznawał Ligęza His­

torykę Handelsmana za busolę metodologiczną. Zawarte tam zasady pracy naukowej umiał rz powodzeniem zastosować na gruncie badań etnograficznych. Tym samym ideę lokowania wytworu kulturowego w czasie i przestrzeni, przejętą z założeń ewolucjonizmu krytycznego, wzbogacił między innymi o nowoczesne wyznaczniki konstruowania źródła naukowego. Handelsmanowi zawdzięczał też metodologiczną świadomość potrzeby „oddzielenia badania od poznawania” :

Zasadniczą, podstaw ow ą myślą mej teorii poznania historycznego jest w ydoby­

cie następujących rozróżnień: oddzielenie badania od poznaw ania i podkreślenie odrębności natu ry badania historycznego od badania przyrodniczego; w obrębie poznaw ania mocniejsze zaznaczenie różnicy między w yjaśnianiem na podstawie tzw. praw , i ustaleniem rzeczy danych; wreszcie w dziedzinie rozum ienia, jak o właściwości poznania, ściślejsze rozróżnienie rozum ienia, opartego na w yjaśnianiu zjawisk, w których dostrzega się działanie praw , a zatem rozum ienia przyrod­

niczego od specyficznego rozum ienia historycznego, które jest przede wszystkim twórczym widzeniem całości indywidualnej.

M .H andelsm an, 1928, s. 316

Zachowanie tego rozróżnienia w stosunku do przedmiotu badań etnograficznych niejednokrotnie stawiało Ligęzę wobec znamiennego w skutkach wyboru. Wszędzie tam, gdzie źródło etnograficzne miało charakter historyczny, wybór ten był oczywisty; w przypadku budowa­

nia źródła współczesnego założenia metodologiczne konstruowane były per analogiom. Szukając w kulturze prawidłowości Ligęza opowiadał się po stronie prawdy odkrywanej; interpretując — miał świadomość ograniczeń wynikających z badawczego subiektywizmu. Implikowało

to jego permanentne otwarcie na nowe metody i rozwiązania badawcze.

Zapoznany gruntownie w czasie studiów z ewolucjonizmem, ewoluc- jonizmem krytycznym, z dyfuzjonizmem, z psychoanalizą, a także z protostrukturalizmem H aberlandta i Baudouina de Courtenay, był przygotowany do interpretacji propozycji Aarne-Thompsona, Cail- lois’a, Levi-Straussa i Proppa. Śledził je w miarę, jak ukazywały się na rynku wydawniczym. Świadomość sytuowania etnografii wśród nauk humanistycznych kazała mu precyzyjnie każdorazowo określać przed­

miot własnych badań, ale i pozwoliła — w czasach niesprzyjających takiej oryginalności — na dystans wobec materializmu historycznego.

Umiał zachować indywidualność w każdym chyba etapie swojej bio­

grafii.

Powiązane dokumenty