• Nie Znaleziono Wyników

Kolekcja Silesiana, dyplom magisterski Joanny Sowuli, fot. Joanna Sowula

Twój dyplom Kolekcja Silesiana, obroniony na asp w Katowicach w 2009 roku, był inspirowany tradycją regionu. Skąd wziął się taki pomysł? Prze‑

cież to jeszcze nie było wtedy popularne?

Pamiętam, że jedną z inspiracji była praca dyplomowa Moniki Ostaszew‑

skiej z asp opublikowana w kwartalniku „2+3d” – Smaki Podlasia – opako‑

wania na produkty regionalne. W wyborze tematu pomogli również mój promotor prof. Marian Oslislo i jego asystent Ksawery Kaliski. Miałam wewnętrzną potrzebę, by zająć się tym zagadnieniem, być może dlatego, że wydało mi się wtedy niezgłębione, nikt takich rzeczy nie robił. Wła‑

śnie wróciłam z zagranicy, obudził się we mnie patriotyzm po pobycie na stypendiach. Nagle zapałałam miłością do małej ojczyzny i to mogło być punktem zapalnym, takim początkiem mojej pracy. Nie zastanawiałam się nad tym, czy jestem pierwsza, po prostu miałam ochotę coś takiego zrobić.

Mam bardzo intuicyjne podejście do projektowania i zrobiłam to z głębi serca. Po obronie dyplomu ta potrzeba robienia śląskich projektów nieco osłabła, prawdopodobnie dlatego, że wszyscy dookoła zaczęli robić coś podobnego. Nie jestem przez to mniej gorącą lokalną patriotką, po pro‑

stu wyczerpałam temat.

Czy pamiętasz, co cię wtedy najbardziej zainspirowało?

Ja zawsze szukam pomysłów w głowie. Nie chciałam robić czegoś takie‑

go, że po prostu wezmę koszulkę i dołożę ładną ilustrację tego, co jest na Śląsku. Chciałam nadać temu oryginalną formę, bo ja lubię dziwaczne rzeczy. Założyłam sobie, że moje projekty będą mówić swoją formą, a nie tylko naklejonym na nie obrazkiem. Właściwie żadna z moich rzeczy (ser‑

ce‑rękawiczka, torba‑garnek) nie ma na sobie obrazka, może oprócz blu‑

zy‑górnika, ale nawet ona broni się poprzez formę.

Miałaś na myśli taki klarowny dizajn?

Zależało mi też na tym, żeby te rzeczy były dla ludzi, żeby były proste.

Może nie przy wszystkich projektach udało się to założenie zrealizować…

Ważną rolę odegrała też moja fascynacja modą. Przy okazji nauczyłam się bardzo dużo o procesie produkcji, co przydaje mi się w pracy zawodo‑

wej. Ten dyplom przełamał moją barierę strachu przed realizacją produk‑

tu użytkowego. Praca nad ciuchami i innymi obiektami była czymś wię‑

cej niż projektowanie graficzne, którym dotąd się zajmowałam, było to dla mnie nowe wyzwanie.

Czy mogłabyś opowiedzieć o wdrożeniu bluzy‑górnika? Jaka jest różnica pomiędzy przygotowaniem prototypu, a produkcją seryjną?

z.

nowi ślązacy

Bluza‑górnik z Kolekcji Silesiana, fot. Joanna Sowula

Kolejne stadia wdrażania wzoru, proces przenoszenia ilustracji na haft krzyżykowy, rysunek z prawej to finalny produkt, fot. Joanna Sowula

Pierwszego „górnika” zrobiła mi na drutach znajoma – pani Zosia. Ponie‑

waż bluza wzbudziła zainteresowanie, a ja jestem praktyczna, pomyśla‑

łam, że można by to sprzedać. Egzemplarze wykonane ręcznie okazały się zbyt drogie, koszty zupełnie się nie zwracały. Na początku była oczy‑

wiście satysfakcja, która potem przerodziła się w monotonię związaną z powielaniem tego samego wzoru. Straciłam motywację, gdy inwesty‑

cje okazały się większe, niż zarobki. Poza tym chciałam też produkować jeszcze inne ciuchy i torby. Jednak na początku skupiłam się na bluzach.

Oddałam je do zakładu włókienniczego i tak się zaczęła kilkumiesięczna historia wdrożenia.

Problemem jest znalezienie kogoś, kto zechciałby wykonać tego rodza‑

ju projekt. Tak było w przypadku toreb. Gdy po wielu telefonach wreszcie znalazłam krawcową, ta ciągle mówiła, że teraz nie, ma komunię, coś tam…

W końcu poprosiła, żebym jeszcze raz wytłumaczyła jej, jak ma to uszyć, bo po roku już zdążyła zapomnieć. Straciłam zupełnie motywację i ener‑

gię. Trzeba się liczyć z takimi przygodami. Bardzo przydałaby się w takich momentach współpraca projektanta z menadżerem.

A jeśli chodzi o bluzy, byłam rozczarowana propozycją wdrożenia, która zupełnie nie pokrywała się z oryginalnym projektem. Twarz była brzydka, bez wyrazu, brwi jak wydepilowane. Musiałam krzyżyk po krzyżyku dosto‑

sowywać projekt. Oni go wdrażali, ja znów poprawiałam, aż wreszcie uzy‑

skałam pożądany efekt. Generalnie duże firmy nie chcą się za coś takiego brać. Na początku jest to dla nich nieopłacalne, później z kolei zaśpiewają j.

Kolektyw Haja!, fot. Joanna Sowula

ci jakąś kosmiczną sumę. Negocjowałam warunki, żeby nie podnosić ceny produktu, która oscyluje w okolicach 230–300 złotych. Ludzie mówią mi, że to drogo, a ja i tak nie jestem wstanie wiele na tym zarobić, jeśli chcę utrzymać wysoką jakość.

Bluza prezentowana na wystawie Węgiel Boom! jest zrobiona ręcznie, czy pochodzi już z nowej partii produkowanej maszynowo?

Bluza z tej wystawy była wykonana ręcznie. W nowym modelu górnika za‑

stąpił Polak z wąsem, zrobiłam nowy wzór, bo poprzedni już mi się znudził.

Czułam się wtłoczona w trend, kiedy wszyscy pytali tylko o tego górnika, a ja już chciałam robić nowe projekty.

Kolektyw Haja! – grupa projektantów tworzących śląskie gadżety – któ‑

rego byłaś inicjatorką, odniósł duży medialny sukces. Jakie korzyści płyną dla ciebie z udziału w tym projekcie?

Haja! odniosła swego rodzaju sukces dzięki pracy Kasi Pełki, Matyldy Sała‑

jewskiej i Natalii Jakóbiec, które zadbały o dobrą promocję grupy. Początko‑

wo miało to być jednorazowe wydarzenie, zorganizowane aby popracować wspólnie z innymi ludźmi. Jednak Matylda zaproponowała nazwę „kolek‑

tyw”, a ja pomyślałam – róbmy – w końcu nie jest to tylko moje dzieło.

No tak, ale gdyby nie twój dyplom i wniosek o stypendium marszałka wo‑

jewództwa śląskiego, to by się nie wydarzyło.

Zgadzam się, ale dużo osób mi w tym pomogło. Zyskałam poparcie w sta‑

raniach o stypendium, a potem pomoc przy pracy w kolektywie. Pozna‑

łam człowieka, z którym do dziś współpracuję przy animacjach i stronach internetowych.

Dlaczego zdecydowałaś się zostać na Śląsku, tutaj mieszkać i pracować?

Jestem lokalną patriotką, uważam, że na Śląsku są najlepsi ludzie. Nie znam innego miejsca, w którym ludzie tak sobie pomagają. Ludzie tutaj mają korzenie. Wielu naszych znajomych wyjechało do Warszawy, Krakowa. Na Śląsku trzeba się trochę nagimnastykować na początku, ale to się opłaca.

Myślę, że potencjał Śląska właśnie zaczyna się ujawniać i w przyszłości to miejsce będzie bardzo atrakcyjne, może nawet ludzie zaczną wracać? My‑

ślę, że można tę sytuację z wyjazdem porównać do remontu mieszkania:

albo kupujesz wszystko nowe, albo część rzeczy sama restaurujesz, wkła‑

dając w to swoją pracę. Nie wyobrażam sobie mieszkać gdzie indziej.

Jak myślisz, czy podział na Śląsk i Zagłębie jest nadal aktualny, czy to hi‑

storyczna zaszłość? Co myślisz o grupie Nowych Ślązaków, ludzi, którzy zdecydowali się tu mieszkać i robić coś dla regionu, bez względu na to skąd pochodzą?

Serce na dłoni z Kolekcji Silesiana, fot. Joanna Sowula

Torba‑garnek z Kolekcji Silesiana, fot. Joanna Sowula

joanna sowula

Można mnie zakwalifikować do takiej grupy. Czuję się Ślązaczką, ponie‑

waż tu się urodziłam, ale rodzina taty wywodzi się z Wielkopolski a ro‑

dzina mamy z Podkarpacia. Moi rodzice są tutaj z wyboru. Kiedyś nawet zastanawiałam się nad tym, co bym zrobiła, gdyby Śląsk odłączył się od Polski? Zostałabym tu, czy przeniosłabym się do Polski? I wiesz co, zo‑

stałabym tutaj.

Jakie są pozytywne cechy Ślązaków?

Ludzie z zewnątrz chwalą Ślązaków. Tak powierzchownie – lubią nasz ak‑

cent. Twierdzą też, że Ślązacy są pomocni, gościnni, dbają o szczegóły, są dobrymi sąsiadami.

Czy myślisz, że cechy Ślązaków znajdują odzwierciedlenie w projektowaniu?

To może być bardzo subiektywne, ale osobiście zawsze bardzo się staram zrobić jak najlepszy projekt, w taki sposób, żebym nie musiała się go wsty‑

dzić, bez względu na to, ile na nim zarabiam. Nie jestem pewna, czy jest to śląska cecha…, myślę, że niekoniecznie, bo w każdym rejonie Polski, a na‑

wet świata znajdziesz ludzi uczciwych, którzy przykładają się do pracy.

Czy twoje projekty mogą być atrakcyjne poza regionem?

Myślę, że tak. Starałam się zrobić rzeczy proste i niewydumane. Jadąc do jakiegoś kraju, chcesz kupić coś, czego nie znajdziesz u siebie. Myślę, że w tym sensie te przedmioty mogą być atrakcyjne, bo są charakterystyczne dla nas. W każdym kraju są sieciówki, a moje bluzy powstały dzięki pracy ludzi stąd. Niektórzy lubią kupować coś, co nawet jest drogie, ale o czym mogą opowiedzieć jakąś historię. Wolą nosić bluzę, za którą coś stoi, wte‑

dy nabiera ona dodatkowej wartości. Dlatego swoje produkty sygnowa‑

łam podobnie do grafik – 1/6. Dzięki temu ich właściciele wiedzą, że jest tylko pięć innych osób posiadających ten sam model.

Czy w swoich nowszych projektach w dalszym ciągu inspirujesz się regionem?

Nawet jeśli tak, robię to nieświadomie. Ja po prostu kocham to miejsce, chcę tutaj żyć i pracować. Faktycznie robię wiele projektów w jakiś spo‑

sób związanych z regionem, ale wynika to też ze zleceń, jakie otrzymuję.

Cieszę się, że nie zostawiłam Śląska, kiedy było tu mniej perspektyw, bo teraz czuję, że coś się zmienia. Mogę brać w tym udział i być dumna. Mia‑

łam też komfort, że mogłam tu zostać i myśleć trochę idealistycznie. Spo‑

tkałam tutaj podobnych ludzi, takich jak Przemo Łukasik z Medusa Gro‑

up, który robi masę rzeczy dla idei. Przykładem tego jest TEDxRawaRiver, gdzie wszyscy łączą się, aby uratować Elektrociepłownię Szombierki. ¶ j.

nowi ślązacy

u nas wszystko