• Nie Znaleziono Wyników

Kilka opinii w sprawie

W dokumencie Republika uczonych. Bez namaszczenia (Stron 101-105)

Doświadczenie i entuzjazm w nauce

1. Kilka opinii w sprawie

Na początek opinie i sugestie odautorskie. Bez wątpienia zarówno do-świadczenie, jak i entuzjazm są w nauce ogromnie zróżnicowane – nie tylko w różnych dyscyplinach, ale także w tych samych, ale uprawianych w różnym miejscu i w różnym czasie. Rzecz jasna, różnie mogą one wy-glądać i przejawiać się nie tylko u różnych uczonych, ale również u tego samego uczonego, ale na różnych etapach jego zawodowej aktywności i w różnych towarzyszących jej okolicznościach. Te ostatnie bowiem się zmieniają i czasami sprzyjają osiąganiu znaczących wyników w nauce, a  czasami to utrudniają lub nawet uniemożliwiają. Niektóre z nich są zależne od uczonych, a przynajmniej mogą one w jakiejś mierze na nie wpłynąć. Są jednak również i takie, wobec których podejmowane przez nich próby kontroli lub jakichś istotniejszych zmian okazują się mało skuteczne i  muszą się oni poddać tzw. wyższej konieczności, takiej jak polityka prowadzona przez państwo lub przez ich uczelniane władze. Tak

102 Rozdział V

czy inaczej, mówiąc o istotnych uwarunkowaniach działalności uczonych, trzeba mieć na uwadze zarówno to, co sytuuje ich w określonej zbiorowości, jak i to, co ma charakter jednostkowy i jest niejednokrotnie niepowtarzalne, a przynajmniej niedające podstaw do formułowania generalizacji.

W ich aktywności intelektualnej i w praktycznym postępowaniu wy-stępują jednak również takie prawidłowości, które pozwalają wskazać to, co w nich jest dosyć typowe i charakterystyczne. Odwołam się tutaj do wspomnianego w odautorskim wstępie wykładu Kazimierza Twardow-skiego O dostojeństwie Uniwersytetu. Zdaniem tego filozofa generalnym

[…] zadaniem Uniwersytetu jest zdobywanie prawd i prawdopodobieństw naukowych oraz krzewienie umiejętności ich dochodzenia. Rdzeniem i jądrem pracy uniwersyteckiej jest tedy twórczość naukowa, zarówno pod względem merytorycznym, jak i pod względem metodycznym. Ciąży na Uniwersytecie obowiązek odkrywania coraz to nowych prawd i prawdopodobieństw nauko-wych oraz doskonalenie i szerzenie sposobów, które je odkrywać pozwalają.

Z tych wysiłków wyrasta gmach wiedzy naukowej, wiedzy obiektywnej, która domaga się uznania wyłącznie na tej podstawie, że jest według praw logiki uzasadniona, i która narzuca się umysłowi ludzkiemu jedynie, ale i nieprze-parcie siłą argumentów1.

Wszystko to jest wprawdzie powiedziane ze sporym akademickim na-maszczeniem, jednak jest on w tym przypadku jak najbardziej na miejscu.

Trzeba jednak dopowiedzieć, że nie ma Uniwersytetu bez Ludzi Uni-wersytetu oraz tych wielu dziedzin i dyscyplin, które są na nich uprawia-ne i wykładauprawia-ne. W tej kwestii odwołam się również do akademickiego wykładu – tym razem niemieckiego znaczącego uczonego, Maxa Webera (profesora kilku niemieckich uniwersytetów, mającego liczące się osią-gnięcia w kilku dyscyplinach społecznych). W tej kwestii odwołam się do wspomnianego wcześniej monachijskiego wykładu Maxa Webera z 1917 r., zatytułowanego Wissenschaft als Beruf (Nauka jako zawód). Twierdził w nim, że zawód uczonego różni się zasadniczo od tych zawodów, które się wprawdzie wykonuje, ale wykonuje m.in. z takich zewnętrznych przy-musów, jak potrzeba zaspokojenia materialnych potrzeb (swoich i swojej rodziny) oraz wykonuje się go pod nadzorem tych, którzy nam płacą i od nas wymagają; tak jak w tej kapitalistycznej fabryce, w której „tyle zarobisz, ile zrobisz” (i ile zechce ci zapłacić jej właściciel). W nauce wprawdzie również istotne znaczenie ma praca i płaca, ale nie tylko, a w niejednym

1 K. Twardowski, O dostojeństwie Uniwersytetu, Uniwersytet Poznański, Poznań MCMXXXIII, s. 2 nn.

Doświadczenie i entuzjazm w nauce 103

przypadku nawet nie przede wszystkim, bowiem tutaj na pierwszy plan wysuwa się, a przynajmniej wysuwać powinno, „wewnętrzne powołanie do nauki. W dzisiejszych czasach tę wewnętrzną stronę, w porównaniu z wa-runkami zawodowego uprawiania nauki, określa przede wszystkim fakt, że nauka wkroczyła w stadium specjalizacji o niespotykanym dotychczas zasięgu, oraz że jest to proces nieodwracalny”. Stąd jeśli ktoś

[…] nie posiada […] umiejętności nałożenia sobie klapek na oczy i utwier-dzenia siebie w przekonaniu, iż los jego własnej duszy zależy od prawidłowego dokonania poprawki, i to akurat tej poprawki w tym właśnie, a nie w innym miejscu rękopisu, ten ma niewiele wspólnego z nauką. Nigdy nie doświadczy tego stanu wewnętrznego, który można nazwać „przeżyciem” nauki. Bez owe-go szczególneowe-go, wyśmiewaneowe-go przez każdeowe-go laika opętania, bez tej pasji, owego: „Musiały przeminąć tysiąclecia, aż ty przyszedłeś na świat, a następne tysiąclecia czekają w milczeniu na to, aby udała ci się ta poprawka”, nie ma on powołania do nauki i niech lepiej robi coś innego. Tylko bowiem czynność, którą można wykonywać z pasją, jest dla człowieka [nauki – Z. D.] jako takiego cokolwiek warta2.

Jest w tym trochę żartobliwości. Generalnie jednak trzeba ten wykład potraktować poważnie, bowiem mówi się w nim o czymś tak ważnym jak czasami bardzo subiektywne i trudno do zweryfikowania przekonanie uczonego, że posiada on powołanie do należytego wykonania tego zawodu, a także – co niemniej ważne – doświadczania przez niego tej swoistej pasji, którą nazwać można również opętaniem, a która wypełnia jego duchowe życie i stanowi siłę napędową jego naukowej aktywności. Zapewne nie można postawić znaku równości między tą pasją i entuzjazmem uczonego.

Można jednak znaleźć między nimi wiele elementów wspólnych. Wska-zywał zresztą na nie sam Weber, mówiąc m.in. o tym, że „nie ma to nic wspólnego z jakąkolwiek zimną kalkulacją”, natomiast ma wiele wspólnego z trwaniem i przetrwaniem (niekiedy przez całe zawodowe życie) przy jed-nym problemie, jedjed-nym pomyśle czy też tej przysłowiowej „jednej linijce tekstu”, do której odczytania właściwego sensu uczony czuje się powołany i z którą czuje się on związany – rzecz jasna, na dobre i na złe (bo przecież nikt i nic nie da mu gwarancji odniesienia zawodowego sukcesu). Szersze

2 „Faktem jest jednak, że nawet jeśli ma się w sobie wiele z tej pasji, to niezależnie od tego, jak bardzo jest ona prawdziwa i głęboka, rezultaty każą na siebie długo cze-kać. Stanowi ona wszakże dopiero warunek wstępny najistotniejszego »natchnienia«”.

M. Weber, Nauka jako zawód i powołanie, w: Z. Krasnodębski, M. Weber, Wiedza Powszechna, Warszawa 1999, s. 203 nn.

104 Rozdział V

wyjaśnienia i uzasadnienia dla takiego rozumienia doświadczenia i en-tuzjazmu można znaleźć w innych rozprawach Webera (takich jak Etyka protestancka czy Gospodarka i społeczeństwo), a także w jego osobistym i zawodowym życiu (wypełnionym niemal bez reszty pasją badawczą).

Odwołam się jeszcze do kilku innych „linijek” historycznego tekstu, które wnoszą coś istotnego do podjętego tutaj problemu. Jego autorem jest angielski filozof Anthony A.-C. Shaftesbury (1671-1713). W swoim Liście o entuzjazmie umieszcza on tytułowego „bohatera” w szerszym towarzystwie – zarówno ludzi młodych, jak i starych, dobrych i złych chrześcijan, tzw. lu-dzi pióra oraz tych, którzy nie potrafili się nim posługiwać. To zróżnicowanie ma zdaniem tego filozofa (ale nie tylko jego) istotne przełożenie na to, jak wygląda ów entuzjazm oraz do czego on może doprowadzić i niejednokrot-nie doprowadził. Przykładowo: w przypadku „romansu piętnastoleti niejednokrot-niego chłopca może on doprowadzić w naturalny sposób do tego, że stanie się on fircykiem i podda się wpływowi pięknej namiętności na równi z poważ-nym pięćdziesięcioletnim mężczyzną”. Natomiast w przypadku „dobrego chrześcijanina może on sprawić, że będzie on pragnął być coraz lepszym człowiekiem i jeśli tylko pogłębi swoje skłonności, może pogłębić swą wia-rę na tyle, że obejmie ona nie tylko biblijne i tradycyjne cuda, ale również niezły zbiór bajek opowiadanych przez piastunki”. Interesujące są również opinie tego filozofa dotyczące medyków i stosowanych przez nich sposobów leczenia z różnych związanych z entuzjazmem skłonności. W ich świetle są specjaliści od chorób duszy, którzy uważają, że „rodzajowi ludzkiemu właściwe są pewne humory, które muszą znaleźć ujście. Ludzki umysł i ciało są razem w naturalny sposób przedmiotem wzburzenia: tak jak we krwi są dziwne fermenty, które w wielu ciałach w wyjątkowy sposób wyładowują się […]. Jeśli medycy zabiegający jedynie o uśmierzenie cielesnych fermen-tów, uderzają w humory, które ukazują się w takich erupcjach entuzjazmu, zamiast ozdrowienia najprawdopodobniej powodują istną plagę i zamienią wiosenny niepokój czy jesienną ociężałość w zaraźliwą, złośliwą gorączkę”3. W świetle obowiązujących dzisiaj standardów naukowości opisy te nie wyglądają zbyt poważnie, a w każdym razie niejeden ze współczesnych specjalistów od duszy mógłby zgłosić do nich swoje zastrzeżenia. Wy-szły ona jednak spod pióra sporego formatu filozofa (mieszczącego się w pierwszym „składzie” ówczesnych filozofów angielskich), a poza tym od filozofów generalnie nie można oczekiwać, że wszystko to, co mieli

3 A. A. -C. Shaftesbury, List o entuzjazmie, Wyd. Naukowe UMK, Toruń 2007, s. 27 nn.

Doświadczenie i entuzjazm w nauce 105

i mają do powiedzenia, od początku do końca było i będzie prawdą lub przynajmniej czymś całkowicie przekonującym. Można jednak, a nawet należy od nich oczekiwać, że będzie inspirowało do głębszych przemyśleń, albo przynajmniej od czasu do czasu będzie trafiało w nasze zaintereso-wania i oczekizaintereso-wania. Oba te warunki w moim przekonaniu spełnia List o entuzjazmie Shaftesbury’ego. Co więcej, zawiera on opisy tego entuzjazmu, który był udziałem znaczących filozofów, takich jak Epikur, który „całą siłę swojej filozofii skierował przeciw przesądom”, ale jednak „zostawił miejsce na wizjonerską wyobraźnię i skrycie tolerował entuzjazm”. Zdaniem tego filozofa nie to jednak było najgorsze. Znacznie gorsze było bowiem to, że ta wyobraźnia i ten entuzjazm niejednokrotnie przybierał stany chorobowe („starożytni wyobrażali sobie, że choroba ta ma coś wspólnego z tym, co zwali wścieklizną”). W postawionej przez siebie diagnozie stwierdza on, że choroba ta pojawia się dlatego, że „ludzkie naczynie jest zbyt wąskie, by przyjąć wielkie idee i obrazy”, co sprawia, że „powstaje coś na kształt furii i nieokiełznania”4. Zapewne niejednego z czytelników tego Listu mogły rozbawić te dywagacje. Byli jednak również i tacy, których one zaniepo-koiły. Zawarta jest w nich bowiem sugestia, że w gruncie rzeczy nie ma zasadniczej różnicy między religijnym i antyreligijnym fanatykiem, a także między wielkim filozofem oraz tymi zwyczajnymi ludźmi, którzy coś sobie roją (we śnie lub na jawie) i te urojenia biorą za najprawdziwszą prawdę.

W dokumencie Republika uczonych. Bez namaszczenia (Stron 101-105)