sne, tu na ziemi chciałaby raju ‘i nieba dla człowieka, a ponieważ go niema więc się buntuje, skarży, narze
ka, rozpacza i bluźni. Tak, bluzni, i to bardzo często.
Kiedy się czyta to wszystko, mimowoli przychodzi myśl do głowy, że jednak człowiek jest dziwnie oryginalnem stworzeniem; nie chce brać rzeczy jak one są, lecz uroi coś sobie i chce wszystko i wszystkich przerobić na swój sposób, a ponieważ nic może, klnie i złorze
czy w szystkim -oprócz siebie. P. Konopnicka powie
działa sobie, że na ziemi powinien być raj i że czło
wiek dla ziemi jest stworzonym, tymczasem codzienna izeczywistość przekonywa, że jest zupełnie przeciwnie Zdawałoby się, że logika nakazuje człowiekowi stanać na stanowisku Tego, kto stworzył świat i ludzi i pa
trzeć na nich z Jego punktu widzenia. Nie, p. Kono
pnicka stoi przy swojem i gniewa sie na Pana Boga że dzieła swego nie chce podług jej wskazówek prze
robie . że jej nawet nie odpowiada, gdy «rZUCa pyta
nia w błękity». To też jak ona Pana Boga traktuje na jaki Go bierze egzamin, jakie Mu czyni wyrzuty’
jakie daje rady, ba, jak Mu nawet dokucza, nie mó
wiąc już o skargach i narzekaniach! Za skargi, za gorż- kie nieraz pytania, za upadek ducha lub chwile zwąt
pienia, ten chyba tylko może rzucić kamieniem na p.
Konopnicką, kto sam w cierpieniu nie ugiął się, nie wątpił i na chwilę nie osłabi; czy się taki człowiek znajdzie, bardzo wątpię, boć przecie i prorok patrzac na tryumf niesprawiedliwości, pytał: «Sprawiedliwyś
— 183 —
Ty wprawdzie Panie, gdybych się z Tobą spierał, a wszakoż sprawiedliwości będę do Ciebie mówił; Czemu się szczęści droga niezbożnych, dobrze się mają wszy
scy, którzy przestępują, a nieprawość czynią?. . Dokąd- że płakać będzie ziemia, a ziele wszego pola schnąć będzie dla złości mieszkających na niej?» (Jerem. XII.
1 4). I psalmista wT"cierpieniu skarżył się: Boże moj, Boże mój, czemuś mnie opuścił? , a skargę jego powtó
rzył na krzyżu Zbawiciel; nie cf to więc idzie, ale o to że kto wierzy w Boga, powinien go jednak szano
wać, powinien jednak wierzyć, że jest On lepszym i rozumniejszym od człowieka; ale idzie oto, że p. Ko
nopnicka swoje gorycze wyraża w sposób metylko u- źnierczy, lecz nieraz tak naiwny, iż uśmiech wywołuje na usta.
Do takich sposobów zaliczyłbym podobne np.
rzeczy, jak stawne wyrażenie, że kościół był zamknięty (fz litością i Bogiem», że krzyż stoi milczący, «jak nie
me wobec łez ołtarze», lub zapewnienie, że Bóg me chce by w Jego kościołach były drogie kamienie, kie
dy są ubodzy i głodni. Na ostatni zarzut, bardzo sta
ry, jeszcze sam Pan Jezus odpowiedział Judaszowi, który pozornie tak samo troszczył się o ubogich, jak i nasi współcześni ich karmiciele kosztem lampy przed krzyżem albo kamieni w monstrancyi. Judaszowi w rze
czywistości szło o pieniądze dla siebie, tym zaś panom idzie o to, by się lampy przed krzyżem nie paliły, by się nikt przed nim nie modlił, by wreszcie jego same
go nie stało.
Z drugiej strony każdy o zdrowych zmysłach człowiek wie, że kościół dla tysiąca przyczyn me jest miejscem noclegowem, że ołtarze przemawiać me mo
gą, wie o tern jużci i p. Konopnicka — pisze jednak
— 184 —
jakby nie wiedziała. Czasami zdaje mi się, że czyni tak przez nienawiść do kultu katolickiego, czasami zno
wu, ze w ten sposób okazuje swe niezadowolenie Pa
nu Bogu. Słyszałem, że kobiety często tak postępują;
wiedząc że racyi nie mają, robią jednak czy mówią po swojemu, niech ktoś wie, że się naraził, że sa z nie
go niezadowolone. Kiedy tak p. Konopnicka 'poniża 1 ana Boga, jednocześnie spotykamy u niej pare razy próbę podniesienia szatana i przeciwstawienia go Bo
gu. Tak np. czytamy w VIH „Po drodze» takie
Lucyfer! I twych skrzydeł pęd słyszę ogromny,
1 o przepaściach lecący, na hymny rozbity, I widzę potępione promienie twej głowy, Jehowa chciałby zasnąć, uciszyć błękity,
Lecz ty, strącony, światłem walisz się przez szczyty W locie swym i w swej klęsce wieczni: świeży, nowy.
Zapewne dla ogromnej większości czytelników moich, przeciwstawienie szatana Bogu, przez człowieka wierzącego w Boga, wyda się nietylko czemś potwor- nem, ale przedewszystkiem arcy niemądrem. Że i jed
no i drugie jest prawdą nie przeczę, ale jest tu, mo- jem zdaniem, coś innego jeszcze. Jakkolwiek p. Ko
nopnicka pojęcie o Bogu ma bardzo przyćmione, wszakze me wątpię, że nie doszła do takiego obłędu
y me rozumiała, że szatan w obec Boga jest takim samym pyłkiem, jak odrobina piasku, ale idzie zape
wne za tchnieniem, bardzo potężnem wśród masonów zjednoczonej Italii, której jest tak gorącą przyjaciółka.
I anow.e ci me mogą jużci się pozbyć wiary w Boga ale Go nienawidzą, bo umiłowali zło. Teoretycznie wie
dzą, że szatan, istota p ar excellence zła, jest niczem wobec Boga, ale serce ich jest przy szatanie, wiec go
185 —
podnoszą, na cześć jego układają hymny, ody i litanie.
Nie posądzam wcale p. Konopnickiej o takie same ten- dencye, ale zle towarzystwo, tylko złego nauczyć mo
że; nasza poetka widocznie miałaby sobie do wyrzuce- nia, gdyby nie uwzględniła choćby jednego objawu w świecie niechrześcijańskim.
Przyczyną główną narzekań p. Konopnickiej jest kwestya cierpienia. Niema co mówić, kwestya głęboka, trudna i pierwszorzędnej wagi, to też jak każdej trud
nej rzeczy, trzeba jej uczyć się długo, a mozolnie. Je
śli po za życiem doczesnem, jest inne życie, stanowią
ce pierwszego koronę i nagrodę, cierpienie staje się, przynajmniej w ogólnej zasadzie, zrozumiałem. W ta
kim razie jest ono koniecznem obrobieniem surowego materyału dla przyszłego arcydzieła, dniem pracy i krwawego potu dla wiekuistego szczęścia. Nawet wów
czas ciężko i trudno cierpieć, jak trudno dać wyrwać sobie ząb bolący, by się więcej nic męczyć; pojmuje
my jednak w takim razie znaczenie cierpienia. Jeśli wszakże człowiek tylko na ziemi może być szczęśli
wym, a pomimo tego cierpi ciągle, oczywiście cierpie
nie staje się niezrozumialem i słuszne budzi oburzenie.
Dodam wszakże, że kto wierzy w Boga, logicznie na takie przypuszczenie zgodzićby się nie powinien. P.
Konopnicka godzi się, ale wiadoma rzecz, że nasza po
etka pisze śliczne wiersze, natomiast z logiką i konse- kwencyą bliższej znajomości nie zawarła Przyjmuje te
dy, że jest Bóg i że stworzył świat i ludzi, nie chce jednak przyznać, że ludzi stworzył do żywota wieczne
go i za to gniewa się nie na siebie, lecz na Boga.
Powstawały z tego powodu w duszy poetki burze, po których, niestety, nie przychodziła pogoda; z cza
sem rzucanie się było coraz mniej gwałtowne, w
to-186 —
mie czwartym przeszło w łagodną, ale smutną rezy- gnacyę, promienia słońca jednak dostrzedz nie zdoła
łem. To też nie można obronić się uczuciu żalu i po
litowania, kiedy się czyta takie zeznanie:
Nie wiem jak długo zaduma ta trwała, Gdym się ocknęła, na czole twem bladem, ’ W niebo zwróconem, cicha jasność grała, Jak nieśmiertelnej potęgi dyadern...
Wzrok twój przebijał lazury, jak strzała..
Mnie łzy z źrenicy srebrnym biły gradem ..
Aż wreszcie głosem, co duszę przejmuje, Rzekłam: On przecież jest tam .. ja to czuję!
, Cierpienie jest trudną kwestyą do badania, a mo
żna ją studyować nietylko ze stanowiska chrześcijań
skiego, ale nawet przyrodzonego choćby i doczesnego.
Nie wiem oczywiście, czy i jak poetka w tym kierun
ku pracowała, z poezyi jej widać tylko, że pytała cią
gle Boga, błękitów i siebie i odpowiedzi nie otrzymy
wała. Zresztą nie dostrzega się u niej żadnego wzglę
du na konieczne skutki przyczyn dawniej istniejących;
pyta np dlaczego teraźniejsze pokolenia tak cierpią i zdaje się nie znać odpowiedzi, jaką już dawno dała historya; nie wie nic o tern, że cierpienie jest nietylko sprawiedliwością, ale też bardzo często miłosierdziem, w niem hartuje się miękki, nauczy się pracy próżniak, w niem odrodzą się zwyrodniali, pogodzą się i połą
czą powaśnieni, słowem nie słyszała widocznie zdania jakiegoś «"myśliciela», iż w obecnym stanie człowieka cierpienie jest dla niego tak pożytecznem i koniecz- nem, że gdyby go nie było, trzebaby je było wyna
leźć.
Nic podobnego u p. Konopnickiej niema; rozum i rozwaga w jej rymach nie przemawiają nigdy, hartu
męzkiego, tej przepięknej odwagi, która walczy, cierpi, uczy się, z cierpienia korzysta, oczyszcza się, wznosi, uszlachetnia w ogniu walki i ofiary, ani śladu; jest tyl
ko ciągły lament, niedołężne szlochanie, histeryczna nadczułość i upór kobiety, która o żadnych racyach słyszeć nie chce, tylko domaga się swego — cierpienia nie chcę, nie, nie, nie i nie!...
Co w tern wszystkiem jest prawdziwie... zajmują- cem, to zwykła logika poetki naszej Podług niej za wszelkie cierpienia na ziemi odpowiadają nie ci, którzy w 10-ciu wypadkach, dziewięć razy są sami ich przy
czyną, ale Pan Bóg. O to jednak mniejsza, bo to zwy
kły system p. Konopnickiej; młodzi, czy niżsi, nigdy według niej nie winni, tylko wyżsi; więc gdy Bóg jest najwyższy, On winien wszystkiemu złemu, zupełnie jak u mahometan, nie uznających przyczyn drugich. Kiedy jednak tak z jednej strony Bóg za wszystko jest od
powiedzialnym, co ludzie zrobią, albo czego nie zro
bią, jakby byli manekinami poruszanymi za pomocą sznureczka, z drugiej strony p. Konopnicka głosi, że Bóg ludzkości na nic niepotrzebny, bo ona sama sobie wszystko zdobędzie, że, owszem powinien się mieć wobec niej na baczności, bo może ocknąć się i zażą
dać od Niego rachunku; a wtenczas, kto wie, co być może.
Wiarę w taki samorzutny i konieczny rozwój ludzkości, p. Konopnicka w wielu miejscach wypowia
da, jak np. w «Odpowiedzi»;
Lecz wiem, że w wiecznjch następstwa ogniwach Przerwy nie będzie., że ludzkość nie stanie, Na żadne klątwy i żadne wołanie,
Aż znajdzie prawdę— i Boga—
To znowu powiada do ludzkości w «Co jest życie»:
— 187 —
— 188 —
Ileż ty ra-y, o biedna ludzkości,
Wzniesiesz się jeszcze i padniesz znużona Zanim podstawy dla swojej przyszłości
Wyczerpniesz z własnego łona!
Ta wiara w postęp ludzkości stały, konieczny i przytem «czerpany z własnego łona», jest, jak wiado
mo, wymysłem szkół niechrześcijańskich, najzupełniej niezgodnych z rzeczywistością i prawdą. Niechrześcija
nie popełniają tu rozmyślnie znany w logice sofizmat, rozciągając do całości to, co tylko o części da się po
wiedzieć. Ponieważ w części ludzkości, idącej pod sztan
darem Krzyża, widzą postęp, więc zawyrokowali, że po
stępuje ludzkość cała i postępuje zawsze.
Cel tego oczywisty: zaprzeczenie Boskiego po
czątku chrześcijanizmu i jego wpływu. Tymczasem fak
tem jest, którego owi myśliciele nigdy widzieć nie chcą, chociaż im go bardzo wyraźnie wskazują, że ca
ła ludzkość bynajmniej nie postępuje, bo gdzie Krzyż nie świeci, tam panują ciemności — nie postępują ani arabowie, ani murzyni. Nie postępuje też ludzkość ko
niecznie, bo nawet chrześcijanie, gdy z drogi Krzyża zejdą - cofają się wstecz i w ciemności.
P. Konopnicka zdziwiłaby się niezmiernie, gdyby