• Nie Znaleziono Wyników

Dwaj Książęta Kościoła św. jako męczennicy i wygnańcy

N a L itw ie rząd m oskiew ski coraz to n o ­ w ych uży w a sposobów , ażeby zgnębić i zni­

szczyć w ia rę k atolicką, a w raz z n ią nie­

n a w istn ą m u polskość. M oskale ro zum ieją, że dopóki lu d n a Litw ie trz y m a się m ocno w ia ry katolickiej, d o p ó ty trw a w jed n o ści z P olską.

P rze ślad o w an ie w iary katolickiej n a Li­

tw ie od lat czterdziestu n a chw ilę nie ustało, rząd zm ieniał tylko sposoby. P o p o w sta n iu w yw ieziono n a S y b ir setki księży, p o za­

m yk an o kościoły, tysiące ludzi zm uszono do p rzyjęcia p ra w o sła w ia . Nie m ógł rząd je d n a k w ytępić m ilionów ludności k atoli­

ckiej, p o sta n o w ił je w ięc o d erw ać p o d stę ­ pnie od P olski, a n astę p n ie od Kościoła.

Z nalazł pom iędzy d u ch o w ień stw em kilku­

dziesięciu zdrajców , którzy za pieniądze obow iązali się w p ro w ad zić język rosyjski do n ab o że ń stw a. L ud je d n a k od tych zd ra j­

ców się odsunął, znać ich nie chciał. Lecz n a stą p iła zm ian a n a lepsze, kiedy n a sto ­ licy biskupiej w W ilnie zasiadł ks. K arol H ryniew iecki.

I.

A rcy b isk u p ks. K arol H ryniew iecki u ro ­ dził się n a L itw ie w gub. G rodzieńskiej, po w. B ielskim w m a ją tk u P ulsy, k tó ry ju ż o d d a w n a był w p o siad an iu p rzodków A

rcy-p asterza. R odzicam i Jego byli Franciszek i Izabella z G odlew skich H ryniew ieccy.

U kończyw szy chlubnie g im nazyum w B ia­

ły m stoku, m łody p ra co w n ik w stąpił do se- m in a ry u m w M ińsku, gdzie p rzebyw ał do ro k u 1864, a później do ak ad em ii d u c h o ­ w nej w P e te rsb u rg u i ta m p rzy jął św ięce­

n ia k ap łań sk ie. P o u k ończeniu n au k , dzięki sw ym w yb itn y m zdolnościom , czcigodny k a p ła n został p ro feso rem w w yżej w sp o ­ m n ian ej akadem ii, a później in sp ek to rem tegoż zak ład u . Nie m ogąc je d n a k dla b ra k u zdrow ia, po zo staw ać długo na tern sta n o ­ w isku. ju ż w ro k u 1879 o b jął kierow nictw o n a d n o w o o tw o rzo n em se m in a ry u m w M ohi- lewie, a w d w a la ta później, został p ra ła ­ tem k ap itu ły m ohilew skiej.

N ietylko je d n a k dla sam ego czcigodnego k a p ła n a , lecz i d la całego społeczeństw a polskiego, ze w szystkich la t życia Jego, n a j­

w ażniejszym chyba b y ł ro k 1883 — w ro k u ty m bow iem , zacny k a p ła n został m ia n o ­ w an y bisk u p em w W ilnie i ak tem tym p rzy jął p alm ę m ęczeń stw a za w iarę i O j­

czyznę. Pośw ięcenie odbyło się w P e te rs ­ b u rg u w kościele św. K atarzyny, przez ręce m etro p o lity w arszaw skiego arcy b isk u p a P o ­ piela. Od tego ro k u zaczy n ają się n ajcięż­

sze, lecz najw znioślejsze chw ile w życiu szanow nego A rc y p a ste rz a; a czyny Jego,

d o k o n an e w ow ym czasie, p ozostały n a zaw sze drogow skazem dla w szystkich w ier­

nych.

W iedział czcigodny A rcypasterz, że czeka go ciężka, niezm iernie ciężka praca. W ie­

dział, że trz e b a będzie w alczyć nielylko z w rogiem , lecz, co gorsza, ze straszn em zepsuciem , ja k ie p an o w ało w ów czas w śró d d u ch o w ień stw a n a L itw ie — w iedział i z całą św iad o m o ścią p rzy jm o w ał n a siebie obo­

w iązki p asterza ow ych zbłąkanych owieczek.

Od la t k ilk u n astu ju ż przedtem , dyecezyą W ileń sk ą k ierow ał w yznaczony przez rząd zastępca biskupa, sm u tn ej pam ięci ks. Ży­

liński. P rzy k ro i boleśnie je s t p o tępiać czło- : w ieka, a tem b ard ziej noszącego sukienkę du ch o w n ą. Nie m ożem y je d n a k po m in ąć m ilczeniem k arygodnych p o stęp k ó w ow ego księdza, bo one tłó m aczą n a m do sad n ie i to ogólne zepsucie, ja k ie w ów czas p a n o ­ w ało i stą d w y n ik ające trudności, k tó re m u siał zw alczać zacny k ap łan ks. biskup H ryniew iecki.

Ks. Żyliński był fig u rą n aw sk ró ś rząd o w ą, to też w szystko, co robił, robił d la d o b ra rząd u . C hcąc dopom ódz do zruszczenia, a n a w e t do sp raw o sław ien ia kościoła n a ­ szego, w p ro w ad zał do n a b o ż e ń stw a przy­

m u so w o język rosyjski. W szelkie m odlitw y d o datkow e, ja k m odlitw ę za cara, obrządki ch rztu i ślubu a n a w et suplikacye, kazał o d p raw iać w języku rządow ym . A chcąc zachęcić księży do ow ej h ań b y , w y n a g ra ­ dzał tych. którzy gorliw iej spełniali jego rozkazy. O porni cierpieli p rześla d o w an ia i od rz ą d u i od sw ego zw ierzchnika d u ­ chow nego. Lecz niestety, znalazło się i ta ­ kich nie m ało, którzy za bogatsze p ro b o ­ stw a, lu b n ag ro d ę od cara, sprz ed aw ali duszę sw oją, niep o m n i n a godność ludzką i k ap łań sk ą.

Z każdym rokiem coraz w iększa liczba sem in arzy stó w , opuściw szy progi zakładu, w stę p o w a ła w ślady niegodnego zw ierz­

chnika, k tó ry sw em życiem siał zgorszenie.

B iedna zb olała L itw a, jęcząc pod brzem ie­

niem niedoli, od B oga tylko czekała ra tu n k u . I n adszedł ów ratu n ek .

N o w o m ia n o w an y b isk u p ks. K arol H ry ­ niew iecki, w ziąw szy n a sw e b ark i ciężki obow iązki, z całą en erg ią p rzy stąp ił do

— 54

p racy i rozpoczął sw ą działalność od n a ­ tychm iastow ego usunięcia od rząd ó w ks.

Ż ylińskiego.

A był ju ż czas w ielki po tem u , bo dzięki nieuczciw ości tego ostatniego, o g ro m n e sum y pieniędzy, pły n ące z rą k pobożnych i p rze­

znaczone n a potrzeby kościoła znikały w kie­

szeniach niecnego zw ierzchnika i je g o p o ­ m ocników . N ie d a ro w a n o n a w e t z serca płynącym ofiarom , złożonym u stó p P a ­ nienki O stro b ram sk iej. M nóstw o drogich kam ieni i złotych naczyń kościelnych ze sk a rb ca w O strej B ra m ie poginęło w te n ­ czas bezpow rotnie.

P rzejrzaw szy ra c h u n k i i obliczyw szy s tra ty w e w szystkich kościołach w W ilnie, biskup H ryniew iecki p rzy stąp ił do oczyszczania ko­

ścioła z k ap łan ó w , niegodnych n a w e t tej nazw y. M ożna sobie w yobrazić, ja k tru d n e m b yło to do zrobienia, w obec czujności u rz ę ­ dników carskich. Już od pierw szej chw ili p o stęp o w an iem sw em czcigodny k ap łan o b u ­ dził nieufność k u sobie u rząd u . T o też w szelkim i siłam i s ta ra n o się przeszkadzać Jego robocie. Nie d a w a n o Mu pozw olenia n a objazd pow ierzonych Jego pieczy ko­

ściołów, szpiegow ano każdy krok biskupa.

Lecz dzielny te n b o jo w n ik za sp raw ę n a ­ ro d o w ą, nie u ląk ł się g w a łtu i przem ocy i nie m ogąc jaw n ie, n ieraz p o tajem n ie, z n a ­ rażen iem zdrow ia i życia, w ym ykał się czuj­

nym stra żo m , spiesząc nocam i ze S łow em B ożem do m aluczkich, zasiew ał ziarno d o ­ b rego i w y p len iał chw asty zepsucia.

N areszcie, po długiem oczekiw aniu, d an o B iskupow i pozw olenie n a czterdziestodniow y objazd po dyecezyi. O piekunow ie m oskiew ­ scy podw oili czujność.

Od g u b e rn a to ró w i naczelników p o w ia tu p osypały się listy i teleg ram y do je n e ra ł- g u b e rn a to ra , zaw ia d am iające o każdym k ro k u i słow ie zacnego k a p ła n a , który, idąc p ro stą d ro g ą w n a śla d o w a n iu C h ry ­ stu sa, bez trw o g i i p o d stęp ó w , śm iało g ro ­ m ił i k a ra ł w inow ajców , a pocieszał i za­

chęcał do w y trw a n ia tych, którzy pozostali w ierni B ogu i Ojczyźnie.

Z c ałą też śm iałością, przy jech aw szy do G rodna, d o k o n ał czcigodny A rcypasterz sm u ­ tn eg o o b rząd k u usu n ięcia od obow iązków k ap łań sk ich niegodziw ego proboszcza ta m e

-cznego, ks. J a n a M ałyszewicza. Zaczęły się też dni ciężkiej k ary dla w szystkich nie­

cnych sprzedaw czyków — je d n eg o za d r u ­ gim u su w a ł czcigodny B iskup od zajęć, a na m iejsce ich w yznaczał ludzi zacnych i uczci­

w ych. Ś m iałe p o stęp o w an ie A rcy p asterza w yw ołało silne oburzenie w sferach rz ą d o ­ wych. R ozpoczęła się zacięta w alka. R ząd d o m ag ał się p rzy w ró cen ia p ra w i urzędów w yklętym przez B iskupa księżom — b iskup H ryniew iecki nie chciał ustąpić. O bostrzono p iln o w an ie k ap łan a, n ie p o zw alan o m u ani n a je d e n dzień w ydalić się z m iasta, p rz e ­ syłano u stn e pogróżki w razie, jeżeli nie zm ieni sw ego p o stę p o w a n ia — ks. biskup H ryniew iecki pozostał w iern y m sw oim za­

sadom gorliw ego sługi kościoła i dobrego P o lak a. Z w iedzał i w sp o m ag ał zakłady do­

broczynne, nak azy w ał księżom gorliw ie p ro ­ w adzić n a u k ę katechizm u, co niedziela i św ięta b ierzm o w ał rzesze pobożnych, w y­

szu k iw ał i u ra b ia ł z m łodych księży za­

cnych k ap łan ó w . W alczył też zacięcie o p rzy ­ w rócenie w szkołach w yk ład u religii w ję ­ zyku polskim — to o sta tn ie je d n a k p o z o ­ stało bez skutku, poniew aż n a w szelkie p o d a n ia i odezw y do m in istery u m , nie o trzy­

m a ł A rcypasterz żadnej odpow iedzi.

T ak ie p o stęp o w an ie b iskupa H ry n iew ie­

ckiego, nie m ogło długo uchodzić b ezkarnie pod rz ąd e m m oskiew skim . T o też n iespełna w p ó łto ra ro k u od chwili zatw ierdzenia ro ­ zeszła się po L itw ie s m u tn a pogłoska o m a - jącem n a stą p ić u su n ięciu zacnego k a p ła n a .

Oto, co pisze o tern je d e n z naocznych św iad k ó w :

„W ieści o p o stan o w io n e m p onow nem osieroceniu b isk u p stw a W ileńskiego, ju ż około Bożego N a ro d zen ia 1884 r. głucho krążyć zaczęły, stały się zaś głośniejszem i w styczniu 1885 r., a w o sta tn ic h jeg o d n iach zam ieniły się w pew ność. T o też gdy św iątobliw y p a sterz p ra g n ą c u p ro sić u W spom ożycielki w iernych n ow ych sił do p o d jęcia krzyża P ańskiego, uczcił K rólow ę P o lsk ą z O strej B ram y, n a L itw ę katolicko- p o lsk ą okiem litości sp o g ląd ającą, a ra m ie ­ niem Sw ego B oskiego S y n a n a ró d nieszczę­

śliw y przed u p a d k iem sro m o tn y m w sp o ­ m a g a ją c ą, o d p raw ien iem uroczystem w iel­

kiej m szy w k ated rze w niedzielę 2 0 sty ­

cznia st. st., od pierw szego dzw onka do o statn ieg o b łogosław ieństw a, płacz nie u s ta ­ w ał. Z kościoła jęk boleści, przeczuciem serca ściskającej, p rz e d o sta ł się n a ulicę i udzielił się tysiącznym tłu m o m , d w ó r przed- k a te d ra ln y zalegającym . O d 2 5 stycznia ju ż przez cały tydzień, m ogę pow iedzieć, że W iln o a n i jed n ej nocy nie spało, bo nie tylko katolicy, ale i w ielu, b ard zo w ielu innow ierców , głęboko odczuw ało n ad c h o ­ dzącą stra tę . N ietylko rzadki był dom , gdzieby przez całe noce św iatło się nie p a ­ liło w ow ym tygodniu, ale an i je d n a noc m e m inęła, by od zm ierzchu do ra n a w ierni nie odbyw ali p a tro ló w nocnych w liczbie k ilk u set osób, m ających p o w iad o m ić śp ią ­ cych lu b czuw ających o nadeszlej chw ili n ow ego sm u tk u d la m ilionów serc. N a tu ­ ra ln ie czujność ta W iln ian nie m ogła ujść oka ró w n ie czujnej policyi. W ięc też w dniu 8 lutego 1885 r. przed m ieszkanie b isk u p a nie w ysiano żan d arm ó w lu b kozaków z h i­

storyczną kibitką, ale p rzy słan o Mu z P e ­ te rsb u rg a w dn iu 2 lutego teleg ram , by n a j- pierw szym pociągiem k uryerskim przybył do stolicy. P o ciąg odchodził o 6 ra n o — m iał więc A rcypasterz ledw ie 18 godzin do zd a ­ n ia rz ąd ó w i p o żeg n an ia się z k ap itu łą.

N a w ieść o wyjeździe b iskupa, około d ru ­ giej po północy po m ieście rozeszłą, ju ż o czw artej godzinie życie w W iln ie za­

w rzało, a choć dw orzec od północy zam ­ knięto, n a całej linii drogi żelaznej n a w io rst p a rę za m iastem , tłu m y tysiączne wyległy z o d krytem i głow am i, szląc cichą sk arg ę w m odlitw ie bez słów , bo w yrazy, w tej chw ili boleści, n a u stach zam ierały, żegnały n a w ieki sw ego p a s te rz a ”.

Przez cztery dni trz y m a n o zacnego k a ­ p ła n a w P ete rsb u rg u , żąd ają c od Niego za­

przysiężenia, że w p ro w ad zi język rosyjski do kościoła. W iern y sw ym zasadom biskup H ryniew iecki, pozostał n ieugiętym . W tedy p o d e sk o rtą żan d arm ó w , w yw ieziono czci­

godnego m ęczennika w g łąb R osyi do m ia­

sta Ja ro sław ia.

N a w y g n an iu p rz e b y w a ł b isk u p H ry n ie ­ wiecki blisko cztery lata, po upływ ie k tó ­ ry ch „n ajjaśniejszy p a n raczył zezw olić”

zacn em u k ap łan o w i w y jechać b e z z w ł o ­ c z n i e za granicę. I znow u p o d ścisłą 56 —

— 57 —

stra ż ą żan d a rm ery i, bez chw ili w ypoczynku w drodze, n a każdym kroku n ara żo n y n a szykany ze stro n y w ładz m oskiew skich, d o ­ stojny w ygnaniec d o jechał do g ran icy a u - stryackiej, do stacyi P odw ołoczyska.

P o krótkim w ypoczynku w yruszył A rcy­

pasterz w p ro st do R zy m u i ta m od O jca św iętego o trzy m ał ty tu ł A rcybiskupa. T y tu ł | ten je d n a k p o zo stał tylko ty tu łem , bo d o ­ tą d jeszcze szanow ny A rcy p asterz p ozostaje n a sk ro m n em stan o w isk u k an o n ik a przy kated rz e w e L w ow ie.

T a k w ięc po w ielu tru d a c h i cierpieniach czcigodny k ap łan znalazł się znow u w śród sw oich, n a b ratn iej ziemi... Gzy je d n a k te serca b ra tn ie okazały Mu m iłość, n a ja k ą życiem sw em zasłu ży ł? Gzy d usza jego, zn ęk an a niedolą b raci L itw inów , znalazła tu u k o jen ie i spokój, czy zaw sze jeszcze cierpi — tego z oblicza A rcy p asterza o d ­ g ad n ąć tru d n o , bo n a tej bladej, szlache­

tn ej tw a rz y ja k zaw sze, tak i te ra z w idać je d e n tylko w y raz — w szechludzkiej m i­

łości i przebaczenia.

II.

W ja k iś czas po w yw iezieniu b iskupa H ryniew ieckiego zagranicę, papież m ia n o ­ w ał jeg o następcę. D w aj poprzednicy ks.

Zw ierow icza, biskupi A w dziew icz i Z d an o ­ wicz nie długo dyecezyą w ileń sk ą rządzili.

Ks. Zw ierow icz, objąw szy rząd y dyecezyi, p o stęp o w ał b ard z o ostro żn ie i u stęp o w a ł n a w e t w m niejszych rzeczach rząd o w i m o ­ skiew skiem u, sądząc, że go uległością ro z­

b ro i i odw róci prześlad o w an ie.

Ale M oskal staje się tym zuchw alszym , im przeciw nik je s t pokorniejszy. R ząd, m y ­ śląc, że z b isk u p em , cichym , pobożnym starcem , zrobić m oże, co m u się podoba, zaczął sta w iać bezw sty d n e żąd an ia, żeby ks. Zw ierow icz p o zw alał n a m ałżeń stw a k ato lik ó w z p ra w o sla w n e m i i żeby dzie­

ciom katolickim kazał chodzić do szkól cerkiew nych.

T e szkoły cerk iew n o -p arafialn e, przez po p ó w p ro w ad zo n e, m a ją n a L itw ie za głó­

w ny cel o d w raca n ie dzieci katolickich od praw dziw ej w iary i zachęcanie ich do p ra ­ w osław ia.

P o n iew aż n a Litw ie szkół je st m ało, a za

n a u k ę w d o m u rząd n a k ła d a su ro w e kary, więc niektórzy katolicy, ludzie ciem ni i lę­

kliw i, zaczęli posyłać dzieci do szkół cer­

kiew nych. Zło przybierało coraz w iększe ro zm iary , w reszcie rząd p o stan o w ił w szyst­

kie dzieci katolickie do tych szkól zapędzić.

W ó w czas pobożny b iskup Zw ierow icz zrozum iał, że ja k o dobry i uczciw y p a sterz pow inien oddać duszę za ow ce sw oje. N ie p y ta jąc o skutki w y d ał list, t. j. okólnik do księży, k tó ry niżej przytaczam y. W liście ty m pod su ro w ą k a rą odłączenia od K o­

ścioła katolickiego św iątobliw y b isk u p za­

kazuje p o sy łan ia dzieci do szkół m o sk iew ­ skich.

W ściekłość o p a n o w a ła M oskali, gdy ten okólnik przeczytali. B iskupa Z w ierow icza w ezw ano do P e te rs b u rg a i ta m m u o zn aj­

m iono, że będzie zesłany do R osyi.

Gdy w W ilnie rozeszła się wieść, że bi­

sk u p został w ezw any do P e te rsb u rg a w ierni zrozum ieli, co to znaczy. T łu m , złożony z k ilk u n astu tysięcy ludzi, zapełnił ulice od p a ła c u biskupiego do dw o rca kolei.

P an o w ie, o byw atelstw o, m ieszczanie i chłopi zleli się w je d n o ciało duchow e, że­

gn ali b isk u p a serdecznie i żałośnie. B iskup co chw ila w y siad ał z pow ozu, żegnał się z w iern ą p o lsk ą o w czarn ią i błogosław ił n a ciężką w ęd ró w k ę życia. T łu m chciał p a ste rz a zatrzym ać, nie puścić do P e te rs ­ b u rg a, skąd go pew nie w yw iozą do R osyi — ale b isk u p tłóm aczył, że spełnił sw ój św ięty obow iązek, co m u serce i poczucie s p ra ­ w iedliw ości kazało — a co z nim b ędzie? — to w ola Boża. Policya m iała rozkaz p o ­ w strzy m y w ać się od gw ałtów . N a ogół więc w szystko przeszło spokojnie. Jeden tylko ko m isarz chciał z a ta m o w a ć w z ra sta ją c ą w ciąż falę ludzi i dobył szabli. Z łam an o ją , przew ró co n o k o m isarza i tłu m poszedł dalej. P rzy d w o rcu uw ijali się konni ż a n ­ d a rm i, nie m ieli u p o w ażn ien ia do ro zp ę­

d zan ia tłu m u , więc niechęć sw ą w yrażali je d y n ie sło w am i: „wot poliald buntowszczyki proklatyje“. D w orzec był zam knięty, p iln o ­

w any przez policyę. T łu m w y łam ał p a rk a n i zalał p ero n . R ozczulenie w zm agało się.

B iskup sta ł w oknie, łzy m u spływ ały po policzkach, łkał i błogosław ił. P o ciąg ruszył.

T łu m w ciszy pozostał jeszcze chwilę

— 58 —

i w skupieniu podążył falą ku O strej B ra ­ m ie. Z alał całą ulicę, uk ląk ł w pokorze i za in to n o w a ł pieśń: „Kto się w opiekę p o d d a P a n u sw e m u ". P ie śń ta w ielotysię­

cznym i głosy p ły n ęła w p rzestw o rza i w strz ą ­ s a ła tłu m am i, zw olna okalający m i m o d lącą się rzeszę. P o śpiew ach ludzi rozeszli się spokojnie i cicho do dom u. P o licy a w idząc tę m anifestacye żyw iołow ą, to rozm odlenie się w iernych, to połączenie się w szystkich klas — osłupiała, sta ła w O strej B ram ie bezczynna.

Z esłanie św iątobliw ego b isk u p a w strz ą ­ snęło całą L itw ą. Jednego d n ia kilka ty ­ sięcy dzieci o d eb ran o ze szkół m oskiew ­ skich. N ow a o fiara n a rzecz K ościoła i P o l­

ski ju ż p lo n w ydała. L u d poczuł się w zm o­

cn ionym w w ierze i w polskości, w p rze­

ko n an iu , że n a s żadne p rześlad o w an ia nie złam ią. W ró g chciał n a m zadać cios b o ­ lesny, o d ry w ając p a ste rz a od ow czarni, ale ten cios obudził w narodzie w iarę żyw ą

i p rzyw iązanie do K ościoła i Ojczyzny n a ­ szej, Polski.

„Bo naszej ziemi ból nie szkodzi, krew nie szkodzi, Bo i na carów dzień przychodzi, sąd przychodzi'.

I przyszedł ju ż sąd boski n a tego w ła­

śnie m in istra S ipiagina, który św iąto b li­

w em u bisk u p o w i oznajm ił w yrok carski, skazujący go n a w ygnanie. Kilka zaledw o ty g o d n i m inęło i S ipiagin p a d ł z ręki za­

bójcy, stu d e n ta M oskala, k tó ry chciał się n a nim zem ścić za p rześlad o w an ie uczącej się m łodzieży przez rząd carski.

B iskup Z w ierow icz1) śladem tylu św iętych k ap łan ó w i zasłużonych Ojczyźnie m ężów poszedł n a w ygnanie, ale zostaw ił p o b o ­ żnym katolikom , zostaw ił lu d o w i polskiem u p o u czający p rzykład m ęstw a i pośw ięcenia się w o b ro n ie w iary i narodow ości.

*) P o rtret Ks. biskupa Stefana Zwierowicza umiesz­

czony przy końcu kalendarza.

---Okólnik ks. biskupa St. Zwierowicza.

(T ló m aczenie z oryginału wyd. w języku urzędowym rosyjskim).

R zym sko-katolicki Biskup Wileński.

W dniu 12 lutego 1902 roku.

Nr. 509.

W ilno.

Do Duchowieństwa O bow iązkiem p asterzy i w iernych k a to ­ lików je s t nietylko o tw a rte , w słow ie i czy­

nie, w y zn aw an ie w iary sw ojej, lecz i o b ro n a jej od wszelkich n a n ią zam achów . W ie każdy katolik, iż w szystkich, k tórzy się od tego obow iązku u chylają, bez w zględu n a to p o d w pływ em jak ich pobudek, rac h u b y czy stra c h u , Zbaw iciel i K ościół p o tęp ia i grozi im w szelkim i n a stę p stw a m i o tw arteg o za­

p rz a ń stw a i od stęp stw a od w iary.

P o c z ą tk o w a n a u k a k atech izm u d o sta te ­ cznie przy k o n y w a każdego o słuszności jeg o obow iązków chrześcijańskich. T ym czasem ,

Kopia.

Okólnik.

dyecezyi wileńskiej!

aczkolw iek nie wszędzie, je d n a k byw ały w śró d pasterzy i w iernych o dosobnione w y­

p ad k i ja k iejś niezrozum iałej dla d obrego k a ­ to lik a trw ożliw ości, niegodnej im ie n ia im ia n a katolickiego, w w y zn aw an iu i obronie n ie ty ­ kalności n au k i św. naszego Kościoła. T rw o - żliwość ta, czy też h a n ieb n e tchórzostw o n ie­

których w śró d W a s z n a jd u je bolesny o d ­ dźw ięk w sercu K ościoła M atki naszej i znie­

w a la m nie do p rzy p o m n ien ia W a m o W a ­ szych obow iązkach chrześcijańskich w zglę­

dem tych ob jaw ó w , k tó re g ro żą w tej chwili naszej w ierze i su m ien iu naszem u.

— 59

-K tóż z W a s nie św iadom celu i kieru n k u szkól lu dow ych o d m ian y n ajn o w szej, k tó re się zap ro w a d za pow szechnie w ostatnich czasach ? M ow a tu o szkołach cerk iew n o -p a­

rafialn y ch i szkołach „ g ra m o ty 8 (początko­

wych), k tó re z a k ład a w ład za cerkiew no- p raw o sław n a. Szkoły te, ze w zględu na ich cel i p la n w ykładów , na ich sposób z arz ą d u i z a p a try w a n ia sw ych kierow ników 1) żyw ią w rogie w zględem K ościoła k a to ­ lickiego z am iary i 2) p a trz ą n a ludność katolicką, ja k o n a nieprzyjaciół u rząd zeń p aństw ow ych.

N ie zw racalibyśm y w cale u w agi na ow e szkoły, gdyby o ne zad an ia sw e w y kony­

w ały w śró d ludności p raw o sław n ej, w zglę­

dem m łodego p o kolenia p raw osław nych, ja k b y tego n ależało się od nich spodzie­

w ać, sądząc z ich nazw y i coby w ynikało z to k u rzeczy — ja k o p raw n e, sp ra w ie ­ dliw e. Lecz kto w śró d n as p asterzy i w ier­

nych je s t w stan ie p o zostać obo jętn y m w i­

dzem g w ałtu , d o k onyw anego przez te szkoły n a d dziećm i katolickiem i w obrębie d y e­

cezyi w ileńskiej i to pod o ch ro n ą u rząd zeń p a ń stw o w y ch ?

Szkoły c e rk ie w n o -p arafialn e i szkoły czy­

ta n ia („ g ra m o ty 8), k tó re duch o w ień stw o p ra w o sła w n e ta m n a w e t zakłada, gdzie nie m asz b o d aj ani je d n e j rodziny p ra w o sła ­ w nej, zm u sza ją gro źb ą i kuszą do siebie dzieci o b ietnicam i ziszczalnem i lu b i nie-

ta n ia („ g ra m o ty 8), k tó re duch o w ień stw o p ra w o sła w n e ta m n a w e t zakłada, gdzie nie m asz b o d aj ani je d n e j rodziny p ra w o sła ­ w nej, zm u sza ją gro źb ą i kuszą do siebie dzieci o b ietnicam i ziszczalnem i lu b i nie-

Powiązane dokumenty