• Nie Znaleziono Wyników

Jakkolwiek radiofonia nie ma nic wspólnego z tak prozaiczną czynnością, Jak pranie bielizny, to jednak świeżo wyprana bielizna posiada wiele cech wspólnych z głównym filarem radiofonii, t. j. z lam pą elektronową.

Wiadomo mianowicie, że mokra bielizna, rozwieszona n a wolnem powietrzu, wysycha tem szybciej, im cieplej na dworze oraz im bardziej powietrze jest suche. Otóż wysychanie bielizny polega na parowaniu czyli ulatnia­

niu się cząsteczek wody, rozmieszczonych w szczeli­

nach pośród włókien płótna. Widocznie więc wysoka tem peratura i suche, t. j. pozbawione wilgoci, powietrze sprzyjają procesowi parowania. Usuwanie zaś wilgoci z powietrza względnie z terenu parowania jest niczem innem, jak zmniejszaniem ciśnienia, wywieranego na powierzchnię parującej substancji (dlatego w czasie wysychania bielizny pożądany jest suchy wiatr, który usuwa ulatniającą się parę wodną).

Zjawisko to jest tylko konkretnym przykładem ogól­

nego praw a przyrody. Oto codzienne obserwacje uczą nas na każdym kroku, że stan skupienia ciał mate- rjalnych zależy ściśle od ich tem peratury. Zależność tę możemy wyrazić krótko: „im wyższa jest tem peratura ciała, tem luźniejszy stan jego skupienia“. Najpospo­

litszym przykładem tego powszechnego praw a natury jest zmiana stanu skupienia wody na lód lub parę, zależnie od tego, czy ją oziębiamy czy też ogrze­

wamy. Także wszystkie gazy można przez dostatecz­

nie silne oziębienie doprowadzić do stanu ciekłego, a naw et zamienić na ciała stałe.

Lampka elektronowa. 113

Jednakże o ile każda zmiana tem peratury pociąga za sobą pewną, często naw et niedostrzegalną, zmianę spoistości ciała, o tyle o przejściu ciała z jednego stanu skupienia w drugi, decyduje

także ciśnienie, wywierane na da­

ne ciało. Tak np. nieznaczne nawet ogrzanie albo oziębienie gazu wy­

wołuje już zmianę jego prężności.

Celem jednak doprowadzenia gazu do stanu ciekłego potrzeba go jeszcze przemocą ściskać, np. zapomocą tłoka w zamkniętym cylindrze stalo­

wym. Samo bowiem oziębianie, przy małem ciśnieniu, nie wystarcza do przemiany stanu lotnego na stan ciekły, względnie stały.

Zapytajmyż teraz, jak zachowają się ciała stałe, gdy poddamy je pro­

cesom odwrotnym, t. j. stopniowe­

mu ogrzewaniu przy równoczesnem zmniejszaniu ciśnienia.

Wiadomo, że każdy metal za­

mienia się w dostatecznie wysokiej

tem peraturze na masę płynną, a przy dalszem podwyż­

szeniu tem peratury przechodzi naw et w stan pary. Te trzy stany skupienia metalu można otrzymać bez trudności już przy normalnem ciśnieniu powietrza, wy­

łącznie kosztem ciepła. Źródło ciepła i sposób ogrze­

1 1 4 Lampka elektronowa.

wyników, skoro akcję cieplną wspomożemy jeszcze zmniejszonem ciśnieniem powietrza.

Wlutujmy w tym celu cienki drucik K, wykonany z trudnotopliwego metalu, do wnętrza szklanej bańki B (ryc. 47), z której powietrze zostało wypompowane.

W lutujmy jeszcze z przeciwnej strony bańki metalową płytkę A, naelektryzow aną np. dodatnio. Otóż skoro tylko ogrzejemy silnie (aż do rozżarzenia) drucik K (zapomocą prądu z baterji Ą ), to zauważymy, że płytka A traci stopniowo swój nabój dodatni, a po pewnym czasie naelektryzuje się naw et ujemnie. Po­

nieważ strata naboju dodatniego oznacza nie co innego, jak nabycie pewnej, brakującej tam właśnie porcji elektronów, więc widocznie elektronów tych dostar­

czył żarzący się drucik K.

Dodajmy jeszcze, że elektrony musiały przedostać się z drucika do płytki przez pustą (pozbawioną po­

wietrza) przestrzeń bańki. A jeśli uwzględnimy, że tak próżnia, jak i ew entualne resztki pozostałego w bańce powietrza, są złemi przewodnikami elektryczności, to dojdziemy do wniosku, że elektrony wyskakujące z ża­

rzącego się drucika posiadają niemałą prędkość, skoro pokonują zwycięsko taką przeszkodę.

Prawda, że płytka A, jako m aterjał naelektryzo- wany dodatnio, ruchowi temu pomaga (przyciągając elektrony ku sobie), lecz samo przyciąganie płytki nicby tu nie pomogło, gdyby nie dostateczny rozmach elektronów wypadających z rozżarzonego drucika; do­

wodzi tego bezsilność płytki w czasie, gdy drucik nie jest rozżarzony.

Zjawisko to polega na parowaniu elektronów swo­

bodnych, które w tych warunkach wymykają się ła t­

Lampka elektronowa. 115

wiej nazewnątrz metalu, niż pozostałe tam atomy. Ta­

kie ulatnianie się elektronów z żarzących się ciał na­

zywamy emisją elektronów. Płytkę A nazywamy anodą, drucik K katodą, eałą zaś bańkę lampką elektronową albo katodową.

Połączmy teraz dodatni biegun baterji Bt (ryc. 48) z anodą lampki, drugi zaś jej biegun (ujemny) z ka­

todą, jak na rycinie, t. j. za pośrednictwem dodat­

niego bieguna baterji Ą . Mamy obecnie dwa oddzielne obwody prądów elektrycznych (wskazane na rycinie kolorem niebieskim i czerwonym), a mianowicie:

1. Obwód, zasilany baterją Bu zwany obwodem żarzenia.

2. Obwód, zasilany baterją B3, zwany obwodem anodowym.

(W obwód żarzenia włączony jest jeszcze opornik R, zapomocą którego można regulować natężenie prądu i w ten sposób rozżarzać silniej lub słabiej drucik katodowy. Wspólna gałąź obu obwodów, od bieguna dodatniego baterji Ą do katody K, krążeniu prądów zupełnie nie przeszkadza; ułatwia natomiast konstrukcję lampki, dając możność wprowadzenia dwu oddzielnych prądów wspólnym otworem bańki).

Otóż, o ile w obwodzie żarzenia prąd może krążyć zatrzymują się bezradne wobec niezwyciężonych trudności dalszego ruchu, ponieważ próżnia z

ewen-8*

116 Lampka elektronowa.

tualnemi resztkam i powietrza zamyka im dostęp do anody.

Z chwilą atoli, kiedy katoda zacznie się żarzyć, rozpocznie się emisja elektronów. Elektrony, wypada­

jące z żarzącego się drucika, przebiegają jak pociski przez pustą przestrzeń lampki, a wpadłszy na anodę, dostają się już bez kłopotu po przewodniku do baterji B„

skąd pod działaniem siły elektromotorycznej baterji dążą znowu do katody i t. d. Krążenie prądu odbywa się te­

raz normalnie, a jego natężenie zależy od intensyw ­ ności emisji elektronów przez żarzącą się katodę.

(Zwracamy uwagę na różnicę między kierunkiem

„prądu elektronowego“ a „prądu dodatniego“. Miano­

wicie, mówi się zwykle, że prąd (dodatni) płynie od bieguna dodatniego do ujemnego, t. j. od anody do katody, chociaż w rzeczywistości ruch elektronów od­

bywa się w kierunku przeciwnym. Określenie takie pochodzi z czasów dawniejszych, kiedy o elektronach jeszcze nic nie wiedziano, a elektryczność uważano za jakiś „fluid“, przelewający się po przewodniku w kie­

runku od bieguna dodatniego do ujemnego. Otóż ta sprzeczność w określaniu kierunku prądu jest natury formalnej, ponieważ dotyczy ona tylko nazwy, a nie istoty rzeczy. Podobnie np. mówimy, o „zimnie wciska- jącem się do mieszkania“, chociaż wiemy, że w rze­

czywistości dzieje się inaczej, gdyż to właśnie ciepło z mieszkania uchodzi, w skutek czego tem peratura mieszkania się obniża).

Nie na tern jednak kończy się rola lampki elektro­

nowej. Bo nie bez racji zapyta każdy, poco właściwie ta cała komedja z celowem przerywaniem obwodu i szukaniem sztuczek na zaradzenie złemu. Czyż nie

UUlMMJU

>---

nmnnrav^-<s _J

Lampka elektronowa. 117

byłoby prościej połączyć katodę z anodą zwyczajnym kawałkiem drutu?

Niewątpliwie, tak. Ale zobaczymy zaraz, że emisja elektronów jest tylko środkiem a nie celem, jakiemu służy lampka elektronowa.

Wlutujmy mianowicie w ścianę bańki jeszcze jeden drucik d, zakończony metalową siatką S (ryc. 49).

Siatka taka, umieszczona między anodą a katodą nie przeszkadza bynajmniej ruchowi elektronów, wyska­

kujących z katody. Elektrony przelatują przez oczka siatki zupełnie swobodnie. A jeśliby nawet niektóre z nich ugrzęzły przypadkowo w siatce, to dla ułatwie­

nia im drogi powrotnej łączymy zewnętrzny koniec drutu d z drugą gałęzią obwodu żarzenia. Na ryci­

nie 50 oznaczono schematycznie — przyjętym po­

wszechnie zwyczajem — siatkę zapomocą linji falistej, obie zaś baterje szeregiem równoległych do siebie kreseczek.

Otrzymujemy w ten sposób trzeci obwód, t. zw. ob­

wód siatkowy (narysowany czarnym kolorem) z nie­

wielką przerwą między katodą a siatką.

Naelektryzujmy teraz siatkę, np. ujemnie. Wiadomo nam, że równoimienne naboje (siatki i katody) zaczną się wówczas odpychać, a więc siatka zacznie hamo­

wać emisję elektronów. Hamowanie to będzie tern skuteczniejsze, im silniejszy będzie nabój siatki. Oczy­

wiście natężenie prądu w obwodzie anodowym odpo­

wiednio osłabnie.

Skoro zaś siatkę naelektryzujemy dodatnio, to otrzy­

mamy zjawisko odwrotne. Strumień elektronów zacz­

nie się wzmagać, wskutek czego natężenie prądu ano­

dowego odpowiednio wzrośnie. Teraz bowiem dodat­

118 Lampka elektronowa.

nie napięcie siatki działa przyciągająco: elektrony więc, podciągnięte gwałtownie przez siatkę, nabierają takiego rozpędu, iż przelatują przez oczka siatki (pomimo, że ta — jako naelektryzowana dodatnio — usiłuje zatrzy­

mać je na sobie) i osiadają dopiero na anodzie. Do­

pomóc tu musi oczywiście także i anoda, której na­

pięcie elektryczne musi być koniecznie większe od napięcia siatki. (To też baterja anodowa — w przeci­

wieństwie do baterji żarzenia — składa się zawsze z większej ilości ogniw elektrycznych, połączonych szeregowo).

Jak widzimy, siatka taka odgrywa rolę pewnego rodzaju opornika, zapomocą którego można regulować natężenie prądu w obwodzie anodowym.

W jaki jednak sposób można siatkę elektryzować na- przemian, raz dodatnio a raz ujemnie, raz silniej, to znowu słabiej i t. d.?

Oto wystarczy włączyć w obwód siatki cewkę L u sprzężoną z jakimkolwiek przewodnikiem prądów zmien­

nych, np. z cewką L3 anteny odbiorczej (ryc. 51). (Spo­

soby sprzężenia mogą być także inne). Prądy przebie­

gające w antenie wzbudzają w obwodzie siatki krótko­

trw ałe siły elektromotoryczne, wskutek czego siatka posiada co chwila inne napięcie. Każdej zmianie n a­

pięcia siatki odpowiada zmiana natężenia prądu w ob­

wodzie anodowym. Otóż najważniejszą zaletą lampki jest to, że słabe naw et napięcia siatki wywołują po­

tężne zmiany w natężeniu prądu anodowego. Garstka bowiem elektronów na siatce, to jakby sztab, którego rozkazom podlegają całe kolumny elektronów obwodu anodowego.

W yjaśnia to model mechaniczny, przedstawiony na

Lampka elektronowa. 119

rycinie 52 a. Strumień wody, wypływający z rury R (z katody) napotyka na dźwignię zaworową Z (na siatkę). Zależnie od obciążenia szalki zapomocą np.

paru kropel wody (elektrony na siatce) zawór odchyla

się silniej lub słabiej, regulując w ten sposób natęże­

nie strumienia R. Wydłużenie sprężynki, podtrzymu­

jącej szalkę S, jest wskaźnikiem „napięcia“ dźwigni.

Lampka zatem odgrywa rolę wzmacniacza prądów antenowych. Nie jest to wprawdzie wzmacnianie bez­

pośrednie, ponieważ mamy tu do czynienia z dwoma oddzielnemi prądami (prąd w antenie i prąd w obwo­

dzie anodowym), ale dzięki sprzężeniu obu tych prą­

dów za pośrednictwem lampki, odbywają się w obwo­

dzie anodowym takie same wahania prądu jak w an­

tenie, tylko w znacznie silniejszym stopniu, (jedna lampka wzmacnia około 10 razy silniej). Innemi słowy, słabemu prądowi antenowemu poruczamy tutaj rolę

120 Lampka elektronowa.

kierowniczą, w przeciwieństwie do funkcji roboczej, jaką musi on spełniać w odbiorniku z detektorem kryształkowym. Cały zapas energji schwytanej przez antenę podajemy na siatkę; uciążliwą zaś pracę me­

chaniczną (targanie membraną słuchawki) każemy wy­

konywać prądowi anodowemu, czerpanemu z baterji własnej.

Wzmocnienie będzie znacznie silniejsze, jeżeli uży­

jemy większej ilości lamp elektronowych. Należy tedy wzmocnionym już prądem lampki pierwszej oddziały­

wać na siatkę lampki drugiej. Otrzymamy wówczas lichwiarskie oprocentowanie wydatku, poniesionego n a kupno dodatkowej lampy. Druga bowiem lampka daje w swoim obwodzie anodowym prąd 10 razy sil­

niejszy od prądu, działającego na jej siatkę; a ponie­

waż ten jest już 10 razy silniejszy od prądu anteno­

wego (wskutek wzmocnienia w pierwszej lampce), więc otrzymamy wzmocnienie 100-krotne w stosunku do prądu antenowego. Przy użyciu trzech lamp uzyskamy wzmocnienie 1000-krotne i t. d. Wzmacnianie takie jest tern bardziej wygodne, że wszystkie lampki można zasilać jedną wspólną baterją anodową i jedną wspólną baterją żarzenia.

Rozważmy jeszcze działanie lampki elektronowej w wypadku, gdy siatka jej posiada stałe napięcie ujemne tak dobrane, iż tam uje ono całkowice bieg prądu anodowego. (Należy w tym celu udzielić siatce pewnego naboju ujemnego, łącząc ją na stałe z ujem­

nym biegunem odpowiednio silnej baterji elektrycznej).

W takich warunkach dalsze zwiększanie ujemnego na­

boju siatki nic już nie sprawi, gdyż prąd anodowy i tak już nie płynie. Prąd w obwodzie anodowym po­

Lampka elektronowa. 121

jawi się tylko w tych momentach, w których nabój siatki zostanie zmniejszony.

Analogiczne zjawisko otrzymamy także w modelu, przedstawionym na ryc. 52 b, dobierając tak wielkiego obciążenia szalki, ażeby zawór Z zamknął całkowicie wylot rury R. Wówczas dalsze napinanie sprężynki będzie bezcelowe. Natężenie strumienia wody można tu regulować tylko przez zluźnianie sprężynki. Gdyby więc ktoś poruszał tutaj szalką perjodycznie wdół i wgórę (naprzemian zwiększając i zmniejszając ob­

ciążenie szalki), to strumień wody wypływałby z rury tylko w momentach zluźniania sprężyny. Byłyby to zatem uryw ane pulsacje prądu, o innem co chwila natężeniu, zależnem od stopnia zluźnienia sprężyny.

Otóż jeżeli w takich warunkach poddamy siatkę działaniu prądów antenowych, to siły elektromoto­

ryczne, wzbudzone przez antenę w obwodzie siatko­

wym, będą naprzemian, raz wypędzać część elektro­

nów z siatki, to znowu wpędzać dodatkowe tam porcje.

Napięcie siatki zacznie się zmieniać, ale prąd anodowy będzie się pojawiał tylko wtedy, gdy na siatce nabój się zmniejszy. Lampka zatem działa w takich w arun­

kach podobnie jak detektor kryształkowy. Przewyższa go jednak tem, źe działa jednocześnie wzmacniająco.

Nie jest bynajmniej celem tej książeczki szczegó­

łowe omówienie wszystkich własności lampki elektro­

nowej. Trudno jednak nie wspomnieć bodaj krótko o in­

nych jej zaletach.

Oto nasuw a się pytanie, co będzie, jeżeli na siatkę lampy zaczniemy oddziaływać jej własnym, wzmocnio­

nym już prądem anodowym. Oczywiście, wahania na­

pięć siatki będą wskutek tego znacznie silniejsze; to

122 Lampka elektronowa.

pociągnie za sobą wzrost natężenia prądu anodowego, a tem samem jeszcze większe zmiany napięcia siatki i t. d- Kresem będzie tu zdolność em isyjna katody, co zależy od wielkości i rodzaju lampy — podobnie, jak przy bezustannem odkręcaniu kranu wodociągowego

bę-Ryc. 53. Lampka dwusiatkowa.

dziemy otrzymywać coraz silniejszy strumień wody, ale tylko do pewnej granicy.’ (Analogja z modelem ryc. 52 a : część strumienia wody skierować na szalkę).

W ypadek taki przedstawiony jest na ryc. 65.

Dalej w obwód anodowy lampy można włączać obwody dodatkowe, złożone z kondensatorów i cewek indukcyjnych. Obwody takie, sprzężone z siatką wła­

snej lampy, stają się środowiskiem szybkozmiennych prądów elektrycznych (drgań elektr.) i odgrywają b ar­

dzo ważną rolę zarówno na stacjach nadawczych, jak i w aparatach odbiorczych.

Wreszcie konstrukcje lampy mogą być różne. Na rycinie 53 widzimy lampę dwusiatkową, zainstalowaną na dwa sposoby. Na ryc. a siatka bliższa katody, po­

Radjoodbiorniki. 123

łączona z baterją anodową, ułatwia przelot elektronów z katody do anody, wskutek czego anoda może posia­

dać napięcie niższe; druga siatka, sprzężona z anteną, spełnia to samo zadanie, co w lampkach zwyczajnych.

Na ryc. b połączenia siatek są przeciwne. Tu dolna siatka znajduje się pod działaniem prądów anteno­

wych, podczas gdy górna, połączona odpowiednio z baterją anodową, ma zadanie utrzymywać w oto­

czeniu anody stałe napięcie elektryczne (albowiem napięcie anody ulega wahaniom z powodu zmian w natężeniu prądu anodowego).

Są także inne odmiany lamp elektronowych, jak np.

lampy trójsiatkowe, dwuanodowe i t. d.

R o z d z i a ł XV.

Radjoodbiorniki.

Najprostszy radjoodbiornik przedstawia ryc. 54ab.

Z prawej strony widzimy aparat zmontowany na drew­

nianej podstawce, z lewej schemat tego aparatu. An­

tenę dostrajam y zapomocą cewki L (przesuwając od­

powiednio ruchomy styk S). Nadciągające fale elek­

tryczne wzbudzają w antenie szybkozmienne siły elektromotoryczne, wskutek czego strumienie elektro­

n ó w przebiegają naprzemian z anteny do ziemi i z ziemi do anteny. Otóż każdy strumień, spływający z anteny ku dołowi, dzieli się w punkcie P na dwie części.

Mianowicie jedna część elektronów biegnie wprost przez cewkę L i styk S do ziemi, druga idzie drogą okrężną przez detektor D i słuchawkę T. Natomiast droga powrotna, z ziemi do anteny, prowadzi już

124 Radjoodbiomiki.

tylko przez cewkę L, gdyż — jak wiemy — detektor kryształkowy prądów wstecznych nie przepuści. Słu­

chawka zatem znajduje się pod działaniem jednokie­

runkowych tylko impulsów elektrycznych.

Na ryc. 55 widzimy ten sam aparat, co poprzed­

nio, z dodanym tylko kondesatorem C. Nietrudno do­

myślić się, jakie ma on tutaj spełniać zadanie. Oto

Ryc. 54. Najprostszy odbiornik kryształkowy: a — schemat ideow y, b — aparat zmontowany.

już sam sposób jego połączenia zdradza, że jest to kondensator blokujący, zainstalowany w celu łagodze­

nia, czyli „wyrównywania“ gwałtownych impulsów elektrycznych.

Schemat przedstawiony na ryc. 56 różni się tern od obu poprzednich, że posiada jeszcze jeden kon­

densator (C^ o zmiennej pojemności. Kondensator ten (włączony szeregowo) służy do strojenia anteny. (Za­

miast zmieniać ilość zwojów w cewce, zmieniamy tu pojemność kondensatora).

Radioodbiorniki. 125

Ryc. 57 przedstawia odbiornik z warjometrem. Stro­

jenie anteny odbywa się przez odpowiednie ustawie­

nie cewek Ly i L2 względem siebie. Blokujący kon­

densator C nie jest koniecznie potrzebny.

Ryc. 55. Odbiornik kryształko- Ryc. 56. Odbiornik krysztal-w y (ten sam, co poprzednio) kowy (ten sam co poprzed-z dodatkiem kondensatora blo- nio) z dodatkiem zmiennego

kującego C. kondensatora Ct.

Odbiornik przedstawiony na ryc. 58 składa się już z dwu oddzielnych obwodów, sprzężonych ze sobą indukcyjnie zapomocą cewek i L%. Pierwszy obwód

„otwarty“ to antena z cewką Lt i zmiennym konden­

satorem Clt służącym do strojenia anteny. Drugi obwód

„zamknięty“ składa się z cewki Lt , detektora D i słu­

chawki T (nadto dołączony jest jeszcze blokujący kon­

densator Cj). Prądy antenowe wzbudzają w obwodzie zamkniętym (przez indukcję) szybkozmienne siły elek­

tromotoryczne, usiłując wywołać w nim to samo, co

126 Radioodbiorniki.

jest w antenie (t. j. prądy dwukierunkowe). Lecz za­

pędy te ham uje detektor kryształowy, który — jak

Ryc. 57. Odbiornik kryształkowy Ryc. 58. Odbiornik

kryształ-wiadomo — przepuszcza elektrony w jednym tylko kierunku. Na słuchawkę zatem będzie działać prąd pulsujący.

Dwa następne schematy przedstawiają pewne mo­

dyfikacje poprzedniego odbiornika. Mianowicie na ryc. 59 widzimy zmianę tylko w obwodzie otwartym, podczas gdy obwód zamknięty pozostał taki sam, jak poprzednio. Na ryc. zaś 60 zmienił się tylko obwód zamknięty. W obu wypadkach przez dodanie konden­

satorów C8 (dołączonych równolegle) powstały nowe, dodatkowe obwody, wplecione do poprzednich (obwód z cewką L y i kondensatorem C3 na ryc. 59, oraz ¿ s Cs na ryc. 60).

Ryc. 61 przedstawia odbiornik kryształkowy z t. zw.

wzmacniaczem niskiej częstotliwości. Jak widać, składa V

D

z warjometrem. kow y o dwu obwodach, sprzę­

żonych ze sobą indukcyjnie.

Radjoodbiorniki. 127

się on z dwóch oddzielnych części, sprzężonych ze sobą zapomocą transform atora Tr. Na lewo od trans­

formatora widzimy zwyczajny odbiornik kryształkowy (jak na ryc. 55), z tą tylko różnicą, że zamiast słu­

chawki została tu włączona cewka Lx (t. j. pierwotny obwód transform atora); na prawo znajduje się lampka elektronowa z cewką, (jako obwodem wtórnym trans­

formatora) i ze słuchawką, włączoną w obwód anodowy.

Pulsujący prąd cewki Lx wzbudza na siatce za pośred­

nictwem cewki Li zmienne napięcia elektryczne, które regulują w znany już nam sposób natężenie prądu w obwodzie anodowym.

Taki sam wzmacniacz widzimy na ryc. 62, gdzie lampka wzgl. jej siatka została włączona bezpośred­

nio w obwód detektora kryształkowego.

Zupełnie inaczej wygląda t. zw. wzmacniacz wy­

sokiej częstotliwości (ryc. 63). Różni się on tern od

! u *

---

H-C3 C2 k

Ryc. 59. Odbiornik kryształowy (ten sam, co na ryc. 58) z dodatkiem

kondensatora C3 (w obwodzie anteny).

Ryc. 60. Odbiornik kryształ­

kow y (ten sam, co na ryc. 58) z dodatkiem kondensatora Q

(w obwodzie detektora).

128 Radioodbiorniki.

obu poprzednich, że prądy antenowe (wysokiej często­

tliwości) działają tu wprost na siatkę lampy, a detek­

tor D włączony jest dopiero w obwód anodowy. Tutaj zatem odbywa się naprzód wzmacnianie, a potem pro­

stowanie prądu. Do strojenia anteny służy cewka Lx.

W obwodzie anodowym włączony jest (równolegle) jeszcze dodatkowy obwód LC, nastrojony (zapomocą kondensatora C) do tej samej częstotliwości, co antena.

Ryc. 61. Wzmacniacz niskiej częstotliwości z transformatorem.

Słabe impulsy elektryczne, działające na siatkę, wy­

wołują w obwodzie L C szybkozmienne prądy (wzmoc­

nione), o tej samej częstotliwości co w antenie. Prądy te „wyprostowane“ przez detektor kryształkowy dzia­

łają na słuchawkę.

Rolę detektora kryształkowego może spełniać także sama lam pka elektronowa, o ile zachodzą takie wa­

runki, o jakich była mowa w rozdziale poprzednim (odpowiednie napięcie siatki!). Schemat taki (t. zw.

audjon) przedstawia ryc. 64. Prądy antenowe wzbu­

Radjoodbiorniki. 129

dzają przez indukcję w cewce Lx siły elektromoto­

ryczne, które wywołują za pośrednictwem

ryczne, które wywołują za pośrednictwem

Powiązane dokumenty