• Nie Znaleziono Wyników

Listy Tadeusza Różewicza do Henryka Bereski

W dokumencie Śląsk, 2012, R. 18, nr 10 (Stron 48-52)

był pierwszy Transatlantyk i mo­

je ostatnie spotkanie z Henry­

kiem Bereską.

W Krakowie w maju 2005 roku odby­

wał się, zorganizowany przez Instytut Książki, Światowy Kongres Tłumaczy Li­

teratury Polskiej. Ogłoszono nazwisko laureata nowej nagrody Transatlan­

tyk - za popularyzację literatury polskiej na świecie.

Został nim Henryk Bereska.

Poznałam go w latach 70. Przyjeżdżał do Wrocławia na festiwale polskich sztuk współczesnych jako tłumacz naszej dramaturgii. W gronie gości festiwali, Be­

reska z ogromnym dorobkiem translator- skim, wyróżniał się otwartością i talen­

tami towarzyskimi, co jest cenione na tego typu imprezach. Do legendy prze­

szły jego „odprowadzania”. Bereska, znany spacerowicz, gawędząc ciekawie z Haliną Filipowicz, profesorką uni­

wersytetu Wisconsin w Madison, autor­

ką monografii o dramaturgii Różewicza, wędrował przez pół miasta, by jeszcze pod domem w odległej od centrum dzielnicy, już o świcie, całą naszą towa­

rzyszącą im kompanię, zachęcać do zwie­

dzenia okolicy.

Na festiwalach spotykali się „Ossi”

i „Wessi”. W festiwalowym hotelu krą­

żyła zachodnia prasa. W ostatnim dniu fe­

stiwalu Henryk przynosił „Spiegle”, któ­

re przywozili Heinz Kneip z Ratyzbony, czy Werner Klieppert z Frankfurtu.

Po doświadczeniach na granicy, wolał nie mieć ich w bagażu.

Osobny punkt programu stanowiły spotkania z Tadeuszem Różewiczem, którego sztuki były stale na festiwalach obecne. Henryk znał Różewicza najdłu­

żej. Zapamiętał, że po raz pierwszy od­

wiedził go w 1953 roku w Gliwicach.

Henryk opowiadał, że na poezję Różewi­

cza zwrócił mu uwagę Tadeusz Borow­

ski, którego poznał w Berlinie w Polskiej Misji Wojskowej. Od Borowskiego otrzy­

mał Czerwoną rękawiczkę i kilka wier­

szy z tego tomiku opublikował w 1949 ro­

ku w „Berliner Zeitung”. Przekładał po­

tem także prozę i dramaty.

Dwa ostatnie tomy poezji Różewicza w tłumaczeniu Bereski ukazały się w 2000 roku.

Ich znajomość, potem przyjaźń mia­

ła charakter bardzo osobisty. Więcej ze so­

bą rozmawiali, niż do siebie pisali. Poeta używał najczęściej otwartych kartek pocztowych. Pisał o sprawach zawodo­

wych, codziennych, nie dotykając żad­

nych tematów politycznych. Również później - po obaleniu Muru.

W przekazanej po śmierci Henryka przez jego żonę Gildę do Archiwum Karla Dedeciusa przy Collegium Poloni- cum na Uniwersytecie Europejskim Via- drina bogatej spuściźnie literackiej, zna­

lazła się także korespondencja z polskimi pisarzami.

Listów od Różewiczajest kilkanaście.

Zachowały się kopie maszynopisów pię­

ciu listów Bereski do Różewicza.

O czym pisał poeta do swego tłumacza i przyjaciela?

dn. 26 VI 1973 Drogi Heniu,

nie odzywasz się - po naszym ostat­

nim widzeniu, nie miałem od Ciebie sło­

wa. Może we wrześniu wybiorę się do Was, do Berlina. U nas nic nowego.

Obecnie panują straszne upały! Czło­

wiek ma w głowie zamiast mózgu po­

myje (letnie!). Czy już uporałeś się z tłu­

maczeniami? Ciekaw jestem jak Ci to poszło?

A więc jest nadzieja, że dramaty w ro­

ku przyszłym ukażą się u Was? Napisz jak planujesz urlop letni? Ja siedziałem do tej pory we Wrocławiu, dopiero 1 lipca wy­

bieram się z Żoną na wieś - na 2-3 tygo­

dnie. Potem wracam do Wrocławia.

Gdybyś napisał, to list Twój tutaj mnie za­

stanie.

Przesyłam serdeczne pozdrowienia dla Twojej Żony - a Ciebie ściskam

Tadeusz

To pierwszy zachowany w Archiwum Bereski list od Różewicza. Dotyczy pla­

nowanego przez wydawnictwo Volk und Welt w Berlinie wydania dramatów. Tom Stucke pod redakcją Jutty Jankę ukazał się w 1974 roku. Zawierał osiem dramatów, z czego cztery; Kartoteka, Grupa Laooko- na, Świadkowie, czyli nasza mała stabi­

lizacja, Śmieszny staruszek i Wyszedł z domu- w tłumaczeniu Bereski.

W rozdziale Różewicz o swoim te­

atrze zamieszczono Teatr niekonsekwen­

cji, tekst z programu studenckiego Teatru ŚTEP w Gliwicach z 1962 roku oraz Przyrost naturalny. Tom zawierał obszer­

ne Posłowie profesora Wernera Mitten- zweia.

Ukazanie się książki miało zasadnicze znaczenie w recepcji dramaturgii Róże­

wicza na terenie NRD. Wcześniej, już od 1962 grany był w Berlinie Zachodnim i w innych krajach niemieckiego obsza­

ru językowego.

Dramaty Różewicza miały po dwa, nie­

kiedy po trzy tłumaczenia na niemiecki.

Drogi Henryku, poczta idzie b. długo, więc piszę wcześniej. Jestem w Kryni­

cy - do 26 lutego. [...] nie mam pewno­

ści, czy będę mógł przyjechać na premie­

rę do Lipska. Zadzwoń do mnie jeszcze 27 lutego wieczorem do Wrocła­

w ia-będę mógł dać odpowiedź. Pewniej­

sze jest połączenie telefoniczne, bo kart­

ka może iść i 2 tygodnie!

Pytałeś mnie, jak się czuję, otóż czuję się podle, źle. Ostatnio znów słyszę, że wszystko, co napisałem (i sztuki i wier­

sze) jest szkodliwe, plugawe, konwencjo­

nalne, głupie - celuje w tym Artur San- dauer (inni „dokładają”) - mówi o tym w telewizji (!)... Oczywiście jest w tym szaleństwie metoda... (jak mówią w „Hamlecie”). Myślę, że kuracja w Kry­

nicy zrobi mi dobrze... przekaż ukłony Pa­

ni Knauth. Ściskam Tadeusz

PS. [na stronie adresowej]: Żeby było weselej; Sandauer potępia w telewizji

„Białe małżeństwo”. Mówi, że to porno­

grafia, autor ma umysł 14. latka (że niby niedorozwinięty...) itd., gromi mnie w imie­

niu moralności, społeczeństwa itd.

[5 II 1980]

Kartka pocztowa, okolicznościowa [300 lat Wilanowa] zaadresowana do Be­

reski na wydawnictwo Henschel w Ber­

linie. Różewicz przebywał wtedy w Do­

mu ZAiKS-u w Krynicy.

W kartce nawiązuje do wystąpienia Ar­

tura Sandauera w telewizyjnym magazy­

nie kulturalnym Pegaz w 1979 roku.

Ingeborg Knauth była redaktorką w wy­

dawnictwie Henschel.

Drogi Henryku - piszę na adres Hen- schelverlag - bo nie wiem, gdzie Cię szukać. Otrzymałem tłumaczenie Na czworakach. Chcę wyjaśnić sprawę zakończenia. Pieśń Kochanowskiego jest tłumaczeniem (a właściwie adapta­

cją - spolszczeniem) Horacego Car­

men 20 „Do Mecenasa”: Non usitata nec

tenui ferar/... itd. Trzeba więc, albo dać zwrotki oryginału łacińskiego, albo ja ­ kieś gotowe klasyczne niemieckie tłuma­

czenie... tłumaczenie (spolszczenie) Kochanowskiego może wywołać niepo­

rozumienie. Napisz do mnie w tej spra­

wie po otrzymaniu mojej kartki! Czemu się nie odzywasz? Przyślij mi oba Two­

je berlińskie adresy, bo nie wiem gdzie pisać! Pozdrowienia dla Ciebie i Zony Tadeusz 9.8.1980 Wrocław Kartka pocztowa okolicznościowa [II Zjazd ZSMP] zaadresowana na Hen- schelverlag. Nad napisem II Zjazd - peł­

ny adres domowy Nadawcy.

Tłumaczenie Bereski ukazało się naj­

pierw w formie tzw. Manushyptu (1971), dopiero w 1986 wyszło w Henschlu, w te­

atralnej serii Dialog, razem z Pułapką [Die Falle] i Odejściem Głodomora [Hungerkiinstler geht\. Pieśń Jana Kocha­

nowskiego Bereska tłumaczył na podsta­

wie wydania: Sztuki teatralne, Ossoli­

neum 1972.

„Oba adresy berlińskie”, to znaczy domowy oraz w Kolbergu pod Berlinem, gdzie Bereskowie mieli mały drewniany wiejski domek. Tam Henryk wyjeżdżał pracować.

Drogi Heniu - Twój list w olbrzymiej kopercie bardzo niewyraźnym pismem zapisany otrzymałem... wspominasz o mojej ewent. wizycie w Waszym le­

śnym domku... chętnie bym skorzy­

stał... ale podróż nie jest łatwa... jeśli za­

proszenie jest prywatne nie mogę korzystać z paszportu służbowego, któ­

ry jest w Warszawie, ato w e Wrocławiu musiałabym sobie wyrobić paszport prywatny - na KDLe. Muszę to kiedyś oczywiście załatwić, żeby z Wrocławia nie jechać (albo lecieć) przez Warszawę.

Ty sobie nawet nie wyobrażasz jaki ba­

łagan panuje w mojej głowie, kiedy chodzi o „organizację” podróży itp. Jed­

na tylko Maria mi w tym pomoże, wte­

dy prosto z Wrocławia zajadę do Wasze­

go domku w lesie... i wypijem y natychmiast po 3 piwa! Na razie muszę się zadowolić skromniejszym „meniu- sem” [...]

Czy nie masz żadnych pytań związa­

nych z tłumaczeniem „Do piachu”?

W znakomitym tłumaczeniu „Na czwo­

rakach” zrobiłeś śmieszny błąd. „ein Stuck Fleisch mit einer Blume” = „sztu- kamięs z kwiatkiem” to jest gekochtes Rindfleisch (a „kwiatek”?). To są prze- rośnięte chrząstkami i tłuszczem kawał­

ki wołowiny. Mój Tata bardzo lubił

„sztukamięs” „pod szklaneczkę czystej wyborowej” itp. (sztukę mięsa = po­

prawnie).

Przesiedziałem całe lato od maja do je­

sieni we Wrocławiu, a teraz czuję się zmę­

czony i stary, kaszlący i słaby... Gilda mnie nie pozna! Na „urlop” zamierzam (?) wybrać się w październiku. Możliwie szybko chciałbym przyjechać do Berli­

na i zobaczyć się z wszystkimi Dobrymi znajomymi. Czułem się u Was swojsko

Tadeusz Różewicz i Henryk Bereska

i dobrze... a to już prawie rok mija od mojego pobytu!

Bądźcie zdrowi i do widzenia!

Tadeusz pierwszy dzień jesieni 1986 r.

We wrześniu 1985 roku Różewicz był w Berlinie na premierze Pułapki.

Różewiczowi sprawiała kłopoty orga­

nizacja podróży. W sąsiedztwie Teatru Polskiego we Wrocławiu znajdowały się biuro LOT-u i ORBIS. Nieraz kupo­

wałam tam bilety lotnicze i kolejowe.

Wcześniej, wiosną 1986 Różewicz pisał w kartce do Bereski: „[...] chodzisz po ulicach, po lasach;,, zazdroszczę ” Ci tej chaty w lesie. „ Całe życie ” marzyłem 0 czymś takim, ale jakoś nic z tego nie wy­

szło (i nie wyjdzie, tego ju ż jestem p e­

wien) ”.

Temat „leśnego domku” będzie jeszcze wracał w korespondencji. Na koniec we wzruszającym wspomnieniu pośmiert­

nym, opublikowanym w Odrze (nr 3, 2006).

„Całe lata planowaliśmy „podróż”

do jego leśnego domu, ale... nigdy tam nie dojedziemy. Mówią - „nie mów nigdy”

1 „ nie mów zawsze ”... używaj tych słów bardzo oszczędnie albo nie używaj ich wcale. Ale teraz wiem, że nigdy nie bę­

dę z Henrykiem pił piwa i rozmawiał o wierszach. Nie widziałem Henryka w jego „Hutte”, ja k pracuje, wypoczywa, patrzy na odchodzące lato... ”

Moi Drodzy, dostałem Waszą kartkę z trasą wędrówek... nie zazdroszczę lu­

dziom ani sławy ani pieniędzy... ale Wam pozazdrościłem powietrza i la­

sów... przesiedziałem lato we Wrocła­

wiu i skwaśniałem (a nawet zgorzknia­

łem) prawie całkowicie... Do Henryka pisałem niedawno i myślę, że mój list zastał go w domu? Oczywiście piję pi­

wo, które sam sobie warzę... i nie mo­

gę mieć żalu do nikogo („nie mam ża­

lu do nikogo”, jak to Jontek śpiewa w „Halce”..., jeśli mnie pamięć nie myli). Ja bym do Was przyjechał chęt­

nie wiosną albo latem, ale na to muszę mieć paszport do Krajów Dem. Lud.

(prywatny) we Wrocławiu, muszę to so­

bie wyrobić w tym roku. Przecież nie mogę do Lipska lub Weimaru lecieć przez Warszawę, Berlin (samolotem), kiedy z Wrocławia mam dużo bliżej - (no i nie muszę dodatkowo z Wrocławia do Warszawy wędrować).

Napisz, Henryku, jak Ci idzie praca nad „Do piachu”, czy nie masz trudno­

ści (wątpliwości). Serdeczne uściski dla Was również od Mojej Żony. Tadeusz

8.10.1986 Kartka pocztowa z fragmentem Pano­

ramy Racławickiej, napisana w przed­

dzień 65. urodzin Różewicza, zaadreso­

wana: Frau Gilda u. Henryk Bereska, Schamhorststr. 8, Berlin NRD.

Różewicz używa potocznego skrótu na­

zwy Kraje Demokracji Ludowej: KDL- -e; tu: Kraje Dem. Lud.

Bereska bardzo interesował się sztuką Do piachu... Jej przekład pozostał jednak po korektach w maszynopisie.

Różewicz początkowo nie chciał zgo­

dzić się na publikację, a potem powiedział tłumaczowi, że sztukę musiałby poprze­

dzać autorski Wstęp przeznaczony dla czytelnika niemieckiego. Do napisania ta­

kiego tekstu nie doszło.

Moi Drodzy, [...]

Bardzo żałowałem, że ta historia z okiem przeszkodziła mi w planowanej (od dawna) podróży - i „czytaniu” - w Je­

nie i Berlinie. Ale nie mogłem tego za­

biegu odkładać. Coraz częściej zdrowie nie pozwala mi na dotrzymanie termi­

nu - to jest wbrew mojej „naturze”...

a przy tym chciałem w Berlinie spotkać się ze Znajomymi i załatwić kilka spraw

„zawodowych”. Mam trudności z pisa­

niem i czytaniem... ale piszę do Was...

a Henryk, który ma jeszcze sokole oczy - nie lubi pisać - nie pamiętam już kiedy miałem od niego list. A jak jest w Polsce - to też nie zadzwoni...

Zdaj e mi się, że z Tobą, Gil do, łatwiej bym się porozumiał... Podróż do Berli­

na nie udała się... ale to nie jest daleko i przy najbliższej sposobności przyjadę.

Henryku, przyślij mi dokładny i czytel­

ny adres Winkelgrunda, muszę do niego napisać... Jak wyglądało czytanie? (sam j uż nie wiem czy Autor jest potrzebny?).

Bardzo też żałowałem spotkania z Wa­

szym PEN. Co Ty Henryku robisz

Różewicz prosi o adres Rolfa Winkel­

grunda, reżysera jego sztuk w teatrach niemieckich: Pułapka, Białe małżeń­

stwo, Świadkowie, czyli Nasza mała sta­

bilizacja. Winkelgrund uczestniczył jako lektor w wieczorze autorskim Różewicza po premierze Pułapki w 1985 roku.

„Czytanie” w Berlinie, o którym mo­

wa, odbyło się w 13 grudnia 1992 i zgro­

madziło liczną publiczność, mimo nie­

obecności Autora. Bereska opisał wieczór w zachowanym w kopii liście z dnia 31 stycznia 1993.

W innym liście z 18 grudnia 1994 pi­

sał: „[...] po tym jak sam z Winlcelgrun- dem zrealizowałem Twój wieczór autor­

ski przed dwoma laty, znowu dwa wieczory poświęciliśmy Twojej poezji.

Po sukcesie pierwszego, drugi zorgani­

zował ad hoc PEN Club. [...] pięknie, że Ty mimo historycznych przełomów, masz tu stale swoich fanów. Nie powinie­

neś tak długo kazać na siebie cze­

kać.” I zauważa cierpko: „Wiem, że Twoja ochota na podróże nie ustała cał­

kowicie, skoro, jak się dowiaduję, jesteś w Wiedniu”.

Różewicz był w grudniu 1994 w Wied­

niu. Pozostaje tajemnicą Bereski, jak się o tym dowiedział.

W latach 90. „Zamek Księżnej Pani”

to miejsce pobytów stypendialnych Be­

reski w Wiepersdorfie, 120 km od Ber­

lina. Wiepersdorf stanowił posiadłość ro­

dziny męża Bettiny von Arnim (1785 — 1859), pisarki epoki romantyzmu.

Henryk bardzo namawiał Różewicza, aby tam przyjechał, ponieważ są bardzo dobre warunki do pracy, a „po nocach krą­

ży duch Bettiny”.

Drogi Henryku,

Najlepsze Życzenia Noworoczne dla Gildy, Ciebie i całego Waszego Domu!

Dobrego Roku 1995!

W pierwszych słowach mojego li­

stu - chcę potwierdzić odbiór wier­

szy - poszedłem na Komandorską i oso­

biście (od F. Przybylaka) odebrałem przesyłkę. Te wiersze pozwoliły mi le­

piej Ciebie poznać - przez wiersz Mein Grossvater - albo - Aus alten Notize- buch - uśmiałem się z Kunstlerhaus im Flamming (choć brakło mi tam opisu Twoich „przygód”...) chyba, że ukryłeś się pod postacią „Banatdeutscha” - be- obachtet das Treiben und staunt und

staunt - /, piękny mały wiersz Am Him- mel.

Jak znów zacznę myśleć, czytać i pi­

sać jeszcze raz zabiorę się do czytania Twoich wierszy - teraz trudno mi się skoncentrować (brak mi też czasem słów... meine gebrochene deutsche Spra- che...). Jak się zobaczymy, to przeczyta­

my te wiersze razem. Na wiosnę? A mo­

że wcześniej wybiorę się do Berlina?

Mam tam kilka spraw do załatwienia.

Dziękuję Ci za informacje dot. wieczo­

rów poetyckich (bez mojego udziału...) Podziękuj Winkelgrundowi - ale nie zapomnij... czasem mam wrażenie, że już po przeczytaniu mojego listu zapomi­

nasz... prosiłam Cię o jego aktualny ad­

res - nie wiem też czy masz dla mnie eg­

zemplarze - tomików - które mieli dostarczyć? Może wreszcie posiedzisz w domu - jak przystało prawdziwemu dziadkowi - (a może Ty nie jesteś dziad­

kiem?! wszystko (mi) się myli - i dopad­

nę Cię w Berlinie?

Tymczasem mam „wszystkiego” dość!

brr!

Całuję Gildę - Ciebie ściskam Tadeusz 3 I 1995 r. Wrocław Feliks Przybylak, wybitny tłumacz, profesor germanistyki na Uniwersytecie Wrocławskim przywiózł Różewiczowi Berliner Spatlese. Gedichte, Corvi- nus 1991. Różewicz miał pierwszy wyda­

ny na Zachodzie w 1980 roku tomik wierszy Bereski Lautloser Tag. Postać Ba­

natdeutscha, o którym pisze Różewicz po­

chodzi z wiersza Kunstlerhaus im Flaming, który został napisany w Wiepersdorfie w październiku 1994 roku.

Różewicz dowiedział się o jeszcze jednym wieczorze poetyckim. Bereska czytał jego wiersze 15 listopada 1994 w Haus der Literatur w Berlinie.

Tomiki, na które czekał Różewicz, wydała niezależna berlińska oficyna Po- et’s Comer pt. Gedichte. W Posłowiu Be­

reska analizował wiersze z ostatnich lat.

Kochany Henryku, chciałem prze­

słać - Tobie na 70. lecie - wiersz do „księ­

gi”, o której mi pisał Twój wydawca...

chciałem żebyś sam przeczytał i sam prze­

tłumaczył (na pewno zrobiłbyś to najle­

piej)... no, ale mi wytłumaczono, że to niespodzianka, tajemnica, że nie wypa­

da - no więc posłuchałem... i ślę tekst bez­

pośrednio do wydawcy - ze zdjęciem, które jest dobre (znalazła Maria)... pew­

nie mówiliśmy o czymś niecenzural­

nym, bo to były przecież czasy „realne­

go socjalizmu”.

Przebacz trochę niewyraźne p i­

smo - wszystkie moje talenty kaligraficz­

ne zużyłem przy przepisywaniu wier­

sza - chciałem aby był czytelny.

Henryku - jestem w kiepskiej kondy­

cji - wyjazd do Lipska to ciężka dla mnie przeprawa.

Mam nadzieję, że w czerwcu przyjadę na cały miesiąc do Berlina (jako gość DA- AD) wtedy będziemy mieli czas pomó­

wić o „wszystkim”... włącznie z opano­

waniem „Berliner Theater” - i prace nad nowymi tekstami teatralnymi. Mo­

że wreszcie spędzimy kilka dni w Two­

im leśnym domku.

Przesyłam serdeczne pozdrowienia i uca­

łowania dla Gildy - a Ciebie ściskam, T.

P. S. Rękopis wiersza odbierz od Wy­

dawcy - j a k go spożytkuje - bo jest dla Ciebie, chciałbym aby Ci się spodobał.

12 II 1996

Wydawnictwo Corvinus Presse w Ber­

linie przygotowało na 70. urodziny Hen­

ryka (17 maja 1996) bibliofilski, ręcznie szyty tom HB. Eine Festschriftfur Henryk Bereska, złożony z kilkudziesięciu tekstów, fotosów, grafik, dedykowanych jubilato­

wi. Różewicz przesłał rękopis wiersza Dlaczego poeci piją wódkę, oraz rysunek

„mój autoportret”; ja dołączyłam zdjęcie.

Wiersz i dedykacja „od starszego o 5 lat Kolegi” zostały, zgodnie życzeniem Róże­

wicza, przetłumaczone przez Bereskę.

Wyjazd do Lipska był udany. Różewicz i Grass mieli 23 marca 1996 wspólny wie­

czór autorski, po którym odbył się kon­

cert w Operze Lipskiej.

W czerwcu 1996 Różewicz przebywał w Berlinie. Do leśnego domku z Henry­

kiem nie pojechali.

Drogi Henryku, pisała do mnie pani Ewa Slaska (?) z Berlina z propozycją, abym wystąpił z .Tobą 7 września we Wrocławiu (w Muzeum Medalierstwa).

Ona nam proponuje - tłumaczkę na nie­

miecki - ale myślę, że damy sobie radę bez tłumaczki, bo ty mówisz po niemiec­

ku i polsku. - Ja to widzę jako wspólny wieczór poetycki (zresztą musimy to omówić!) a dyskusji żadnej nie przewi­

duję / Pani Slaska wspomniała coś 0 „dyskusji z publicznością”... dyskuto­

wać mogą dziennikarze i politycy, oni ma­

ją do tego talent i mówią na tyle głupio, ze zadowolą każdą „publiczność”, jed­

nym słowem zróbmy wieczór poetycki.

W innych imprezach „na statku” nie mogę brać udziału... bo nie piję, nie jem 1 nie „dyskutuję”... Henryku! Jeśli jesteś na jakimś zamku (lub w pałacu) jakiejś margrabiny, markizy, baronowej... to do mnie zatelefonuj, nie bądź „żłobem”.

Słyszę, że wałęsasz się po Polsce i nawet nie powiesz „dzień dobry Tadziu (kosz­

tuje to 50 groszy!).

A więc żyj zdrowo i popraw się... Ta­

deusz

PS. Czekam na telefon (najlepiej 0 22 wieczorem! albo list!).

Kochana Gildo, piszę do Henryka 1 lekko go „opieprzam” (nich Ci przetłu­

maczy). Całuję Cię serdecznie i do widze­

nia w Berlinie (może w październiku?) Tadeusz Wrocław, 26.06.1998 Wieczór poetycki Różewicza i Bereski odbył się 7 września 1998 we wrocław­

skim Muzeum Medalierstwa w ramach Polsko-Niemieckiego Statku Literackie­

go 7-18 września. W rejsie uczestniczył tylko Bereska.

Ewa Maria Slaska, tłumaczka poezji Bereski z Berlina była zaangażowana w przygotowania do Statku.

Pisząc „o zamku (lub pałacu)...” Róże­

wicz nawiązywał nie tylko do pałacu w Wiepersdorfie, gdzie Bereska wyjeż­

dżał na pobyty stypendialne, ale i do zam­

ku Duino, gdzie gościł Reiner M. Rilke.

Różewicz bardzo cenił i lubił Gildę.

Żartował, że nie wie, czy to imię praw­

dziwe, czy wymyślone przez Henryka.

Mówił, że Gilda ma talent literacki. Pa­

trzy, jak przez obiektyw aparatu fotogra­

ficznego. Nagle migawka spada i zosta­

ją utrwalone szczegóły.

Konstancin, 5 VI 99 r.

Drogi Henryku,

przyjadę do Krakowa 25 lipca, zatrzy­

mam się 3-4 dni. Najlepiej by było w Willi Deciusa, Pan Dyrektor obiecał mi gościnę - ale nie wiem, czy będzie wol­

ne miejsce - jeszcze do Ciebie przed przy­

jazdem zatelefonuję.

Widziałem się z Michaelem Krugerem, mówił mi, że wybór może być obszerny (ponad 200 stron!) (ale nie 1000!) Usta­

limy to jak się spotkamy z Tobą. Wyje­

chałem z Wrocławia ponieważ ciągłe re­

monty i przebudowy u sąsiadów uniemożliwiały mi życie, pracę i spanie...

ciągnie się to z małymi przerwami od trzech, czterech lat (!).

Główny problem mojej starości (i „twórczości”...).

Mówiła mi Wiesława, że pojechałeś na Ukrainę... bardzo żałuję, że nie mogę się z Tobą wybrać (nie znam ani Lwowa ani Kijowa, bywam od kilku lat zaprasza­

ny. Wyszedł tam mój wybór wierszy - ukraińsko-polski). Może się tam ze­

tkniesz z Tymi Młodymi tłumaczami i poetami? Zdolni, ciekawi.

Mam nadzieję, że tym razem spotka­

my się w Krakowie, ściskam dłoń, Tadeusz

„Remonty i przebudowy”... m.in. zwią­

zane z adaptacją strychu na mieszkania, naprawami instalacji, przekładaniem da­

chu i innymi pracami remontowymi w kamienicy przy ul. Januszowickiej 13, gdzie mieszkali Różewiczowie stały się tak uciążliwe, że, aby spokojnie praco­

wać, Różewicz wyjeżdżał do Konstanci­

na, Karpacza, Kudowy...

Na Ukrainie ukazał się dwujęzyczny Wybór wierszy Tadeusza Różewicza w przekładach Jaryny Senczyszyn, wy­

dawnictwo Kamieniar, Lwów 1997.

dawnictwo Kamieniar, Lwów 1997.

W dokumencie Śląsk, 2012, R. 18, nr 10 (Stron 48-52)