• Nie Znaleziono Wyników

(D okończenie ).

Na Kamczatce lud wyróżnia dwie ch o ro b y zakaźne: „Pra- k a z a “ i „Chudaja boI“ : trąd i syfilis. Pierwsza ma być właściwą tylko Rosyanom , albo m etysom , pochodzącym od Rosyan, druga napotyka się u wszystkich. „O d pierwszej nie pom agają żadne środki, drugą wyleczyć m ożna, używając bądź dekoktu Zittmana z sublimatem lub bez sublimatu, bądź też okadzaniem cyno-

b ro w e m ".

D e kokt Zittm ana był używany tylko przez ludzi majętnych, mieszkających w ciepłych izbach. Funt sarsaparyli k o szto w a ł od 5 — 10 r. s., następnie przyrządzeniem dekoktu zajm ow ał się fel­

czer albo nauczony przez fe lc zera; jak jeden, tak i drugi kazał sobie dobrze płacić za fatygę.

W czasie kuracyi chory obowiązany był nie wychodzić na dw ór tak dobrze latem, jak i zimą, w pomieszkaniu pow inno było być ciepło dosyć wysokie, tak ażeby pacyent m ó g ł się p o ­ cić. D ekokt pił chory prawie gorący, po dwie szklanki co dzień, a do każdej szklanki w rzucano sublimatu tyle, ile się utrzym a na uszku cienkiej igły. Lecz nie zawsze d odaw ano sublimatu, najczęściej używano dekokt bez sublimatu. Peryod leczenia trwał przez dni 40. Dieta przy leczeniu wym agała nie jeść gniłej ryby,

następnie ryby solonej i nie pić tru n k ó w w y s k o k o w y c h ; cały czas, a szczególniej w nocy, m usiał chory przykrywać się m o cn o , ażedy pocił się jak najwięcej.

P o zakończeniu leczenia chory musiał przez nowych dni 40 zachowywać dietę przepisaną i nie narażać się na przeziębie­

nie, a następnie jeszcze w ciągu dni 40 mieć się ria o s t r o ż ­ ności.

Jeżeli dekokt nie pom ógł, to oświadczano, że chory m usiał nieskrupulatnie przestrzegać przepisanej diety, bo dekokt nie m ógł być bez skutków dodatnich i leczył najniezawodniej.

Ten sposób leczenia, jak widzimy,, nie m ógł być pow sze­

chnie używany, z racyi że nie każdy chory rozporządzał p o m ie­

szkaniem ciepłem i m ógł tyle czasu poświęcić na kuracyę. Z a to sp o só b leczenia kadzeniem cynobrow em daw ało się stosow ać do wszystkich chorych, czy mieszkali w izbach ciepłych, czy w nam iotach koczowniczych, jakkolwiek i w tych wypadkach kabalistyczna ilość dni 3 razy 40 była stale przestrzeganą, lecz w każdym razie nie tak ściśle i dokładnie, jak przy leczeniu de- koktem.

O kurzanie cynobrem , według niejednokrotnie mi o p o w i a ­ danych szczegółów, odbyw ało się w następujący s posób.

D oza cynobru na jedno leczenie d o ro s łe g o człowieka w y ­ nosiła 2 zołotniki, czyli do 24 gm.

Tę ilość cynobru dzielono na 12 rów nych części, każda z nich służyła na jeden akt okurzania.

C h o reg o rozdziew ano do naga, poczem w kładano zam szow e odzienie „kamleję44, uszytą w formie koszuli szerokiej bez ro z ­ p o rk a z przodu, wdziewaną zwykle przez głowę. Rękawy

wcią-zdrojow isko przystało, zamiast rozsyłać, gdzie należy, o d p o w ie ­ dnie broszury wraz z porów naw czem i analizami wód pokrewnych, jak to robi zagranica, klepie sobie corocznie polskie spraw o- zdanka, jakby się świat na Galicyi kończył. Nic też dziwnego że wód szczawnickich rozchodzi się zaledwie sto kilkanaście ty­

sięcy butelek rocznie, co przy trzech milionach rocznie w ysyła­

nych z Ems, bardziej niż skrom nie wygląda".

„Nie wchodząc w przyczyny dalsze tego sm utnego faktu, koniec koncern Szczawnicy dzieje się krzywda, a największa w tern wina sp ad a — wstyd powiedzieć — na lekarzy Polaków, którzy czy to z pow o d u niedoceniania jej zdrojów , czy też z przyzwyczajenia, radzą Em s lub Salzbrunn zamiast Szczawnicy.

Dziś tę krzywdę, wyrządzoną z d rojom swojskim, trzeba n ap ra­

wić, zwłaszcza, że tu nie chodzi o jakieś ich faworyzowanie lub ustępstwa kosztem leczących się, lecz o oddanie tego, co im się należy".

T ak pisał w r. 1880 Niemiec i. B r a u n ! Czy to nie wstyd dla nas?! Wprawdzie podnieść muszę, że niejedno od tego czasu zm ieniło się na lepsze, ale dużo jeszcze — bardzo dużo pozostaje do z r o b i e n i a !

Muszę się w dalszym ciągu skracać, bo zabrakłoby mi czasu, a Państwu cierpliwości, gdybym w podobny s p o s ó b chciał uwzględnić resztę, choćby tylko najważniejszych, naszych z d r o ­ jowisk.

W 3. g r u p i e — w o d y a l k a l i c z n o-z i e m n e — m am y Birsztany, w składzie bardzo p o d o b n e do wód Lipp- springe, Contrexevil!e, Baden i Wildungen — niestety wskutek braku wszelkiej przedsiębiorczości dotąd wcale nie e k s p lo ­ atowane.

4. g r u p a —• w o d y ż e l e z i s t e — przedstawia się u nas bardzo poważnie. Mamy tutaj własne zdrojowiska, tak doskonałe, jak Krynica, Żegiestów, Nałęczów i Szepetówka. Obejść się więc m ożem y zupełnie bez wód niemieckich, jak Hom burg, P yrm ont, Cudowa, Schwaibach, a nawet bez zdrojow isk innych krajów, jak Franzensbad i Spaa.

O K r y n i c y ,

tej królowej zdrojowisk naszych, choćby tylko kilka uwag podać muszę. Zasługuje o n a na to nie tylko ze względu na ilość i skład swych źródeł, ale nie mniej i na swoje położenie. Leży bowiem w Karpatach, 600 m etró w po n ad poziom em m orza.

Dolina jej jest o słonięta ze wszech stro n górami, wyjąwszy od południa, posiada klimat podalpejski, co wszystko razem wobec jej najczystszego powietrza podnosi Krynicę do rzędu miejsc klimatycznych dla kuracyi powietrzem i daje jej pierwszeństwo nawet przed Reinerzem i R ecoaro w Lombardyi. Przewyższa je także ilością żelaza i wolnego kwasu węglowego.

Już nazwa Krynica wskazuje na obfitość ź ró d e ł mineral­

nych : naliczono ich dotychczas 14, z których najważniejszy

„zdrój głów ny" używanym bywa do picia, do rozsyłki i na k ą ­ piele. Jest to szczawa wapienno-żelezista. „Słotw inka" — zdrój filialny w sąsiedniej wsi, jest bardzo silną szczawą magnezyowo- sodowo-żelezistą. Zaletą g łó w n ą szczawy Krynickiej i Słotwiń- skiej i cechą, wyróżniającą je od innych w ó d żelezistych, jest n a ­ der wielka ich łatw ość do strawienia i przyswojenia ich pier­

wiastków leczniczych. Dlatego też w licznych ch o ro b ach Krynica ze skutkiem m oże zastąpić zupełnie F ranzensbad, a dzięki s w o ­

jemu łag o d n em u klimatowi nawet nieraz zasługuje na pierw­

szeństwo. Krynica posiada, tak sam o jak Franzensbad, wyborne kąpiele borow inow e, zakład hydropatyczny, kąpiele rzeczne, parowe, elektryczne, słoneczne.

Na końcu podnieść muszę z zadowoleniem , że w ostatnim czasie c k. rząd, który jest właścicielem Krynicy, zaczyna wię­

cej o nią dbać i stara się usunąć braki w urządzeniu. Miejmy nadzieję, że nareszcie perła ta naszych zdrojow isk otrzym a pod wszelkim względem w zorow e urządzenia, jak na to zasługuje.

5. g r u p a — s o l a n k i — najlepiej i najobficiej jest u nas re p re z e n to w a n a : wymieniam tylko Ciechocinek, Druskien- niki, Iwonicz, Inowrocław, Rabkę, Rymanów i Truskawiec. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że zdrojow iska te nasze zastąpić m ogą pod wszelkim względem solanki niemieckie i innych k ra ­ jów, a więc Reichenhall, Kreuznach, Wiesbaden, Kissingen, So- den, Hom burg, Oeynhausen, Nauheirri, Koenigsdorf Jastrzemb,' Ischl, Aussee, G m unden, Hall i inne.

Ze względu na brak czasu nie m ogę naturalnie bliżej opi­

sywać zalet wszystkich naszych zdrojowisk tego działu, wybrać zaś jedno, byłoby krzywdą dla drugich. P oprzestaję więc na uwadze, że wszystkie nasze, specyalnie nas interesujące, galicyj­

skie solanki nie tylko, składem i skutecznością swych w ód m ogą iść w zawody ze zdrojow iskam i obcemi tej grupy, ale dzięki swojem u położeniu w prześlicznych górzystych okolicach za słu ­ gują na pierw szeństwo i m ogą uchodzić równocześnie za stacye klimatyczne.

Jak to niesłusznie dajemy często pierw szeństwo obcym zdrojow iskom dzięki sprytnej reklamie — albo powiedzmy lepiej bladze, najlepiej wykażę słow am i Gabryszewskiego, zaczerpnię- temi z ostatniego jego spraw ozdania z Iw onicza: „Nie chcę wy­

mienić ani jeunego naszego zdrojowiska, ale spokojnie wskazać mogę n. p. znany Bad Hall w Austryi górnej, gdzie się stale i zasadniczo rozcieńcza wodę mineralną do kąpieli, a rozsyła się starą broszurkę, w której ilość jodku m agnow ego w sławnem źródle „Tassilo" p o d a n a — 0,584, pom im o że ostatni rozbiór prof. Ludwiga wykazał tylko 0,287, a poniew aż w oda niema prawie wcale kwasu węglowego a d użo sóli, więc i pić jej bez rozcieńczenia nie m ożna. Jakże wtedy wygląda procent tego jodu ? Mimo to miejsce to kąpielowe, pro teg o w an e przez wie­

deński uniwersytet z konieczności, cieszy się poparciem wybi- tnem lekarzy P o la k ó w i ludzi na wysokich stan o w isk ac h !...

S k o ro w kraju m am y wody nie takie sam e, jak w Hall, ale n a p e w n o o w i e l e l e p s z e (jak Iwonicz, Rabka, Rymanów), wtedy popieranie obcego zdrojow iska jest rzeczą złą i napiętn o ­ wania godną." Niestety nie dzieje się to tylko z Hall!

T r u s k a w i e c

zasługuje na o so b n ą wzmiankę, bo należy nie tylko do solanek, ale zajm uje także poczestne miejsce pom iędzy w odam i siarcza­

nem! zimnemi, a nadto dzięki sw em u źró d łu „Naftusi" wywiera nadzwyczaj zbawienny wpływ na rozmaite cierpienia nerek i p ę ­ cherza. Dla innych specyalnych właściwości tamtejszych wód n az w ał Korczyński Truskaw iec polskim Marienbadem.

6. g r u p a — w o d y g o r z k i e — m a u nas dzielnego reprezentanta w Morszynie, który posiada aż 6 zdrojów gorzkich

— z tych najważniejszy jest zdrój Bonifacego. Nasze Morszyń-g a n o d o ś ro d k a i szczelnie zawiązywano. Jeżeli pacyent nie

miał ow rzodzeń na twarzy, to twarz cała nie była p oddaw ana okurzaniu, lecz jeżeli miał rany na twarzy, lub na ustach, wtedy obwiązywano oczy cienką chusteczką, zatykano nos i gębę ka- wałkiej starzyzny i „kamleję" zawiązywano po n ad głową.

Odziawszy chorego, sadzano go w jurcie na zydelku tak, ażeby poły „kamlei" zamszowej otaczały d o k o ła przestrzeń wolną, nie dotykając do ciała chorego, poczem staw iono p o d zydlem duże żelazne naczynie, w ypełnione rozpalonym i kam ie­

niami i na te kamienie sy p an o proszek cynobru, niekiedy prze­

tarty z m ąką, albo ze s m o łą cedru kosodrzew iow ego, lub m o ­ drzewiową. Kierownik leczeniem stara ł się kierować dym na naj­

bardziej chore części ciała. Gdy już dymu nie było, m usiał je ­ d nak chory siedzieć dłużej, niekiedy aż do czasu, gdy kamienie wystygły, poczem, nie zdejmując „kamlei", kładł się chory i ok ry w a n o go dobrze, ażeby srę spocił. F o jo n o go przy tem ciepłą herbatą.

O bkurzanie odbyw ało się zwykle co 3. dzień tak, że z dniem czterdziestym kończył się kurs leczniczy. Dieta wym agana p rz e ­ pisywała powstrzymywanie się absolutnie o d napojów w y sk o k o ­ wych, o d słonych i tłustych p o k a rm ó w . K arm io n o chorego prze­

ważnie ro so łe m z mięsa reniferowego. P o kuracyi m usiał c h o r y zachowywać dietę w ciągu 40 dni, a przez 40 dni jeszcze w y­

strzegać się przem oknięcia lub silnego przeziębienia. Jak ściśle wypełniali chorzy przepisy lekarskie, m o żn a brać miarę z tego, że widziałem chorych, leczonych przed 10 laty, lecz wzbraniają­

cych się pić trunki wyskokowe, p o m im o tej strasznej nam iętno­

ści, jaką okazują ludzie niekulturalni do napojów alkoholowych.

Tubylcy wszyscy, a szczególniej Korjacy, o d n o sz ą się z ja ­ kąś czcią nabożną do cynobru. T a cu d o w n a siła proszku czer­

w onego, dla nich niepojęta, napełnia ich duszę podziwem i wdzię­

cznością. I łatw o sobie wyobrazić radość człowieka, osąd z o n eg o na śmierć, gdy znow u wracają go do życia.

Na Kamczatce zabraniano sprzedaży cynobru, lecz Korjacy dostawali ten śro d e k drogą przez Czukczów. P ła c o n o zań b ar­

dzo drogo. Raz w przejeździe z Pallana do Dranki, zajechawszy do koczowniczych Korjaków, byłem świadkiem obkurzania cy­

nobrem . Znając mnie i wiedząc, że nie zabraniam używania tego środka, nie taili się przedem ną. Gdyni się dopytywał, skąd m ają cynober, powiadali, że od Korjaków Olutryskich czyli p ó ł ­ nocnych.

Zakaz leczenia się cynobrem miał taki sam skutek, jak za­

kaz spożywania „kisłej ryby". Dajm y ludności środki i m ożność karmienia się zdrowymi pokarm am i i leczenia się według reguł naukowej medycyny — jedzenie gniłej ryby i leczenie się c y n o ­ brem ustaną sam e przez się, jeśli zaś nie damy ani jednego ani drugiego, zakaz pozostanie m artw ą literą. Czy p ro b o w a n o leczyć trąd za p o m o c ą obkurzania cynobrem , dowiedzieć się nie m ogłem . Wczasie, gdym bawił na Kamczatce, nie słyszałem o tem.

skie wody w zupełności zastąpić m o g ą Friedrichshaller, Franz- Jo sep h , H unyady-Janos Bitterwasser i Apenta.

7. g r u p a , z d r o j e s i a r c z a n e. W tei grupie nie m am y niestety cieplic siarczanych, jak Akwisgran, Trenczyn, Pi­

szczany i t. p. Nie ulega jednak wątpliwości, że zimne zdroje siarczane, podegrzane do odpowiedniej ciepłoty, m ogą w z u p e ł ­ ności zastąpić termy naturalne, gdyż dzisiejsze sp o so b y ogrzew a­

nia wód bynajmniej nie wpływają na ich skład chemiczny. Z i ­ mnych zaś wód siarczanych — i to bardzo skutecznych m am y ilość dostateczną. Wymieniam tylko Lubień, Niemirów, Pusto- myty, Swoszowice, Truskawiec, Busk i Solec. Lubień i Pusto- myty m am y tak blizko pod Lwowem, że nawet nie mieszkając na miejscu, m ożem y korzystać z wybornych ich źródeł. Polskie nasze zdroje siarczane wystarczają d o wszelkich celów leczni­

czych, tak że niema dobrej racyi wysyłanie chorych do za g ra ­ nicznych cieplic siarczanych.

W 8. g r u p i e — c i e p l i c e o b o j ę t n e — prócz J a ­ szczurówki, o ciepłocie niższej od ciepłoty ciała, nie posiadam y innych zdrojów. Przyznać musimy, że Jaszczurów ka (20, 4° C.) nie m oże zastąpić innych cieplic o wyższej ciepłocie, a w o d p o ­ wiednich razach polecalibyśmy Cieplice w Czechach.

9. g r u p a — k ą p i e l e m o r s k i e . O tej grupie mówi Kwaśnicki w swojem spraw ozdaniu z prac krakow skiego k o m i­

tetu popierania krajowego przemysłu lekarskiego jak n a s t ę p u j e :

„Co się tyczy kąpieli morskich, to p o m im o pewnych zalet, które wyróżniają P ołągę na wybrzeżu bałtyckiem, nie odpow iada o n a wszystkim w a runkom stacyi morskiej. W bojkotowaniu niemiec­

kich wybrzeży morskich — ja powiedziałbym o b e c n i e nie­

mieckich — należy odm iennie traktować S oboty i Kołobrzeg:

w obu tych miejscowościach przebywa s p o r o rdzennej ludności polskiej, istnieją firmy polskie, pensyonaty polskie, w wielu h o ­ telach niemieckich utrzymuje się służbę polską ze względu na polską klientelę. O tó ż bojkotowanie tych dwóch stacyi m orskich jest właściwie bojkotow aniem tamtejszych Polaków, wyparciem pierw iastka polskiego, który nieraz w tych okolicach odegrał wybitną rolę przy wyborach. Więcej należy zwrócić uwagi na wybrzeża M orza Czarnego (Odessa, Krym), ze względu na g e o ­ graficzne położenie dla południowych okolic naszego kraju, oraz licznie tam zamieszkałych Polaków. W sezonie zimowym, jesien­

nym i wiosennym stacye m orskie niemieckie nie wchodzą w r a ­ chubę, idzie tylko o sezon letni. W tym względzie stacyom m o r­

skim niemieckim należy przeciwstawiać wybrzeża belgijskie, h o ­ lenderskie i duńskie, na których o b o k renom ow anych i drogich stacyi pierwszorzędnych są i miejscowości tańsze, a jednak nie pozbaw ione wygód. Zresztą nie należy spuszczać z ok a naby tego w ostatnich latach doświadczenia, że wybrzeża Morza Adryatyckiego nie są w lecie tak upalne, jak to się przypuszcza, że wiele o s o b wiarogodnych, które w kilku ostatnich sezonach spędziły z dziećmi letnie miesiące w G rado, Abbazyi i t. d., z a ­ pewnia, iż upał letni nie dał im się ujemnie uczuć, natomiast p o d n o sz ą zbawienny wpływ rozgrzanego piasku w wielu c h o r o ­ bach, w połączeniu z łatwością i względną taniością pobytu".

P och o d zą c z zaboru pruskiego i znając dokładnie okolicę Sobot, m ogę nie tylko w zupełności potwierdzić zdanie kol. Kwaśnic- kiego, ale z większym jeszcze naciskiem podniósłbym, że okoli­

czna ludność wiejska jest polską, chociaż pomiędzy sobą mówi zepsutym językiem t. zw. kaszubskim. Były wprawdzie zakusy, i to p o d o b n o za ruble, ażeby z nich zrobić oso b n y naród.

Dzielni Kaszubi z oburzeniem te zachcianki odepchnęli i każdy z nich tęgi Polak, chociaż język ich dla nas nie bardziej z r o z u ­ miały, niż n. p. ruski. Jeżeli Państw o posłuchać chcecie, prze­

czytam Wam mały ustęp z wiersza o szewcu Piętce, jak na r a ­ dnego kand y d o w ał:

Braco mili, dzyso niech Swuj se z swojim skupi, Judoszowsci broi grzech, C hto u Mniemca kupi.

Za to swuj za swojsci detk, O bro sn ą w sze w pióra, Bronił mdze nos, póci lotk, Jak żelazno góra.

W takich w i e r z ta ! Bo dzys są Taci, — me jich znom e — Radny, co tak karci gną, Jakbe bele z słom ę.

A więc uważam, że nie należy S o b o t bojkotować, ale z tego nie wynika, żeby w G dańsku u niemieckich kupców z o ­ stawiać pieniądze na upom inki z wód.

Na zakończenie kilka krótkich uwag o 10. g r u p i e — m i e j s c o w o ś c i a c h k l i m a t y c z n y c h . Któż z nas od- razu nie pomyśli o Z a k o p a n e m , które od czasów dra C h a ­ łubińskiego ogólnie jest znane jako stacya klimatyczna, a wielka wartość klimatu zakopańskiego dla osób, dotkniętych chorobam i narządu oddechow ego, ogólnie jest uznaną. Klimat ten odznacza

się nadzwyczajną czystością powietrza, wielką jego suchością i zwiększonem natężeniem promieni słonecznych. W porze zi­

mowej cieizy się Z a k o p a n e długim szeregiem słonecznych dni.

Kom unikacya do Z ak o p a n e g o coraz to lepsza, m ieszkania nie zbyt drogie i wygodne. P om iędzy zakładam i urządzeniem wy- bornem i kom fortem celuje zakład Chram ca, a dla o só b chorych na narządy o d dec how e Zakład pod dyrekcyą dra Dłuskiego.

Z akład ten nie ustępuje w niczem zak ła d o m zagranicznym, a przeciwnie pod niejednym względem znacznie je przewyższa.

0 bliższych danych m o żn a się z łatwością dowiedzieć z r o z m a ­ itych prospektów , tu tylko z naciskiem podnieść muszę, że za­

rzut, jaki częto czynią temu zakładowi, jakoby był droższym o d zagranicznych, jest stanow czo niesłusznym. Przeciwnie we wszystkich sanatoryach zagranicznych, z wyjątkiem s ana toryum Roem plerowskiego, k o s z y pobytu są wyższe — przeważnie n a ­ wet dość znacznie. D odajm y do tego, że wszystkie p o k o je w z a ­ kładzie Dłuskiego — nawet najtańsze — są zw ró co n e do p o ­ łudnia, kiedy n. p. u T u rb a n a i Sprenglera słoneczne pok o je liczy się d r o ż e j ; dodajmy dalej, że sanatoryum Dłuskiego jest nie tylko wykwintnie, ale. co ważniejsza, nadzwyczaj higienicznie urządzone, o czem najlepiej świadczą wyniki leczenia, a przy­

znam y chyba, że niema najmniejszej przyczyny do uciekania za granicę i wywożenia polskiego grosza nieraz do największych naszych wrogów.

Na tern kończę mój wykład w tej nadziei, że przecież opam iętam y się i w najkrótszym czasie nie znajdą już z a s to s o ­ wania sło w a ś. p. prof. D i e t l a : „Snać nie dość jeszcze zubożeli 1 zniszczeliśmy, ażeby nie gonić za obcymi, częstokroć mniej skutecznymi, a nawet lichymi zakładam i zdiojow ym i. Trzeba je­

szcze większej biedy i nędzy w kraju, ażeby poznać i pokocha ć jego drogocenne uzdrawiające wody. Wyleczyły i opam iętały się z tego nałogu już niema! wszystkie narody cywilizowanej Europy, z wyjątkiem tylko Polaków, Rosyan i W o ło c h ó w 1'.

Przestańmy nareszcie zasługiwać na tę ostrą n a g a n ę :

„Cudze chwalicie, swego nie znacie, Sami nie wiecie, co posiadacie11.

Sprawy sanitarne krajowe.

S p raw o zd an ie K om isyi san itarn ej o sp raw o zd an iu D e­

p a rta m en tu V -go W ydziału k ra jo w e g o za czas od 1.

g ru d n ia 1906 do 15. m aja 1908 i o sp ra w o z d a n iu in­

s p e k to ra szpitali k ra jo w y c h za la ta 1907 i 1908.

(D o k o ń c z e n ie .)

Służba niższa wciąż jest słabą s tro n ą naszego szpitalnictw albowiem niegmamy prawie wcale zawodowej służby szp ita w czem nas znakomicie ubiegło szpitalnictwo krajów zachodnich.

Dziś wobec em gracyi zarobkow ej kwestya służby staje się pie­

kąca. Byłoby p o ż ą d a n tm , aby Wydział kraj. na jedną z najbliż­

szych sesyi przygotow ał projekt reform y niższej służby szpitalnej, któryby uwzględniał zabezpieczenie bytu, zapewnienie stałej p o ­ sady, z prawem przenoszenia się z zakładu do zakładu bez utraty praw nabytych.

Z grom adzenia zakonne, prow adzące g o s p o d arstw o i opiekę nad chorymi w szpitalach prowincyonalnych, wywiązują się bez zarzutu z podjętych obowiązków; spraw ozdania inspektorskie p o d n o szą wszędzie harm onijny s tosunek z lekarzami. Obecnie jeden tylko szpital w kraju, brodzki, m a świecki zarząd a i ten w ciągu następnego roku najdalej zastąpiony zostanie zakonnym .

Persona! lekarski w szpitalach prowincyonalnych nie uległ znaczniejszym zm ianom .

S k o ro już m o w a o lekarzach, to Komisya sanitarna musi zwrócić uwagę Wysokiego Sejmu, że w kraju coraz to wiecej odczuwać się zaczyna brak iekarzy. Kierunek socyalny, jaki się ujawnia w życiu społecznem coraz to więcej, d o prow a dził do r ó ­ żnych asocyacyi, które sobie zapewniają z b iorow o p o m o c lekar­

ską za bardzo niskiem wynagrodzeniem. P ow stały z latami po- aady lekarzy miejskich, kolejowych, kas chorych, okręgowych, fabrycznych itd. itd. Skutkiem tego poziom p ołożenia finanso­

wego lekarzy w ogólności w kraju został bardzo znacznie w ostatnich dziesiątkach lat o b n iż : ny.

Lekarze w wielu razach nie widzą m ożności utrzymania się na prowincyi, a to tern więcej, ile że ułatw iona kom unikacya d o ­ zwala publiczności uciekać się przy lada s p o so b n o śc i o po ra d ę lekarską do miast większych.

Naturalnym wynikiem tego jest, że lekatze nie chcą wyjeż- ■ dżać na prowincyę na praktykę, nie szukają p o sad na prowincyi, ale trzym ają się w wyczekiwaniu miast większych, gdzie się w wielkiej liczbie gromadzą.

Utrudniona egzystencya w większych miastach, w z m o ż o n a walka o byt prowadzi do tego, że wogóle młodzież nie widzi

dla siebie przyszłości w zawodzie lekarskim i nie garnie się do Wydziałów lekarskich.

Na lekarzy, pełniących obowiązki w służbie publicznej, s p a ­ dają coraz to now e obowiązki, coraz to now e ciężary. C oraz to n ow e rozporządzenia i polecenia władz nakazują wykonywanie n a dz orów , kontroli, zestawień, ra p o rtó w , przydzielają coraz now ą pracę.

Na lekarzy, pełniących obowiązki w służbie publicznej, s p a ­ dają coraz to now e obowiązki, coraz to now e ciężary. C oraz to n ow e rozporządzenia i polecenia władz nakazują wykonywanie n a dz orów , kontroli, zestawień, ra p o rtó w , przydzielają coraz now ą pracę.