• Nie Znaleziono Wyników

Ludzie nowocześni

W dokumencie Opowieści nowoczesne (Stron 155-160)

Są oni od tego, ażeby robić ruch w mieście, jak krople wody są od tego, ażeby robić ruch w rzece.

B. Prus

Nowoczesność jest operacją na ludziach żyjących, na żywym ciele.

Przynajmniej w jednym ze swych wymiarów. Porywa ich w ruch bez celu, przemienia, przerzuca z miejsca na miejsce, wykorzenia, alienuje. Tworzy też nowe narzędzia kontroli, pomiaru, regulacji, opre‑

sji i praw. Bez ‑miejsce, tak jak je dotąd opisywaliśmy, jako przestrzeń specyficznych (bo po części importowanych, po części samoswoich) przemian nowoczesnych wytwarza wiele nowych typów ludzkich, które następnie wkraczają do literatury. Im poświęcony jest niniejszy rozdział.

Pod presją nowoczesnych tendencji objawiają się kwestie wcześniej niedostrzegane (problematyka chłopska jako kwestia społeczna); pod wpływem unowocześniania się środków i sposobów produkcji nastę‑

pują przemiany mieszczan w burżuazję, chłopów w proletariat; reforma uwłaszczeniowa przemienia szlachtę w inteligencję, a część chłopów w ludzi całkowicie zdegradowanych w wyniku dzielenia ziemi na coraz mniejsze areały (liczne przykłady dają się odnaleźć w Chłopach Reymonta). Pojawiają się spekulanci, którzy odnoszą sukcesy (jak Wokulski), i tacy, którzy ponoszą klęskę (jak Kromicki w Bez dogmatu).

Dworkowe panny, które wskutek reformy utraciły swoje posagi, czekają występy na nowym rynku matrymonialnym, pełnym mezaliansowych niebezpieczeństw i bardzo niepewnej przyszłości (jak o tym świadczy

154 Ludzie nowocześni

przykład tytułowej Marty z powieści Elizy Orzeszkowej). Dynamiczny

— ale i chaotyczny — rozwój miast (przypomnijmy sobie choćby pierwsze wrażenia Pułkownika w Warszawie w Milknących głosach, ale i demoniczny niemal rozrost Łodzi w Ziemi obiecanej) wytwarza na wielką skalę tłum anonimowy i wyalienowany, tłum ludzi niezróżnico‑

wanych, podobnych do siebie, zamieszkujących podobne miejsca, rów‑

nie jak ich mieszkańcy, niezróżnicowane. Zasadniczą ich cechą wydaje się przemijanie w niezróżnicowaniu. W opowiadaniu Pojednani Bole‑

sław Prus daje krótką a zarazem jedną z najlepszych, jakie znam, cha‑

rakterystykę takich właśnie nowoczesnych ludzi i nowoczesnych miejsc.

Autor Lalki pisze tak:

Jest w Warszawie mnóstwo ludzi, których można by nazwać „mijają‑

cymi,” i sporo mieszkań, które zasługują na tytuł „przechodnich.”

Człowiek „mijający” jest to jeden z tych setek, które nas co dzień wymijają na ulicach. Odznacza się tem, że można go spotykać wszę‑

dzie, że zawsze jest do wszystkich innych podobny, lecz że niepodobna jest określić jego samego. W ogrodzie mijasz go na każdej alei i przy każdej bramie; w restauracji mija cię między nakrytemi stołami, albo przy bufecie; w teatrze usuwasz mu się w przysionku, albo on tobie obok krzeseł.

Człowiek taki, mężczyzna lub kobieta, zawsze wygląda na lata średnie;

ma cerę ani bardzo zdrową, ani chorowitą, odzież ani zbyt wykwintną, ani ubogą — przyzwoitą: wzrost niezbyt wysoki i nie niski, fizjognomję ani zbyt inteligentną, ani idjotyczną, która jeżeli wyraża coś, to chyba roz‑

targnienie.

Życie jego jest niewyraźne: nic o nim nie wiesz. Nie wiesz — jak się nazywa, nie wiesz — co robi, nie wiesz — z czego się utrzymuje. I nie tylko nic o nim nie wiesz, ale nawet nic nie chcesz o nim wiedzieć. Może zdziwiłbyś się, gdyby ci powiedziano, że taki człowiek rodzi się; lecz aniby ci przyszło do głowy martwić się, usłyszawszy, że któryś z nich umarł. Są oni od tego, ażeby robić ruch w mieście, jak krople wody są od tego, ażeby robić ruch w rzece; wychodzą Bóg wie skąd, płyną chodni‑

kami spokojnie, mijają cię obojętnie i nie wiadomo gdzie znikają.

Jak są ludzie „mijający” nas, tak bywają mieszkania „przechodnie”, które cechują się tem, że można je obejrzeć od razu, z sieni albo z podwó‑

155

Ludzie nowocześni

rza. Jest to zazwyczaj długa izba w oficynie, mająca trzy lub cztery okna, którą za pomocą kilku tynkowanych przepierzeń dzieli się na dwa albo trzy pokoiki, tudzież kuchenkę z przedpokojem.

Są to mieszkania suche, widne i ciasne; kuchenka biała, jeden pokój blado ‑żółtawy, drugi blado‑niebieskawy, trzeci, jeżeli jest, perłowy. Podłogi myje się raz na kwartał, ściany odświeża się raz na trzy lata. W pewnych godzinach zagląda tam słońce, w innych ukazuje się woda w wodociągu;

na zimę zakładają się podwójne okna. Przez podłogę słychać rozmo‑

wy, prowadzone na niższem piętrze, przez sufit kroki lokatora z wyż‑

szego piętra, a przez ścianę zegar, który wybija godzinę w sąsiedniej kamienicy.

W takich mieszkaniach nikt się nie rodzi, nikt się nie wychowuje, nikt nie umiera, bo nikt nie osiedla się tu na stałe. Każdy wprowadza się na krótki termin, płaci miesięcznie, pozwala mnożyć się karaluchom; a gdy pociemnieją ściany od pyłu, i z każdego kąta na środek pokoju zaczyna się wysuwać śmiecie, człowiek bez żalu wyprowadza się na nowy lokal, gdzie ściany są świeżo pomalowane i umyta podłoga. I znajduje takie same warunki bytu: takie same widne i ciasne pokoiki, w tych samych miejscach gwoździe, z tą chyba różnicą, że na dawnem mieszkaniu słońce pokazywało się o jedenastej z rana, na nowem zaś o pierwszej po południu1.

W opisie Prusa jest wszystko: anonimowość wielkich zbiorowości, fraktalne przepływy tłumu, absolutna podmienialność jednostki na inną jednostkę, pełna przypadkowość i przygodność bytu, jego nieznośna lek‑

kość, niezróżnicowanie osób wtłoczone w niezróżnicowaną przestrzeń nowoczesnego miasta. Inaczej mówiąc, jesteśmy już — zdaje się prze‑

konywać Prus — w takim momencie dziejów, gdy „wszystko, co stałe, rozpłynęło się w powietrzu”, ludzie zaś, porwani nowoczesnym nurtem, podlegają niekontrolowanym i nieprzewidywalnym przepływom i prze‑

mieszczeniom. Ów podskórny dramat jednak nie narzuca się zanadto w opisie. Prusowi bliżej do zdziwienia, bardzo daleko do przerażenia, a przecież wizja, którą odmalowuje, jest wizją wszechogarniającej alie‑

nacji. Życie „człowieka mijającego” jest „niewyraźne”, ponieważ zasa‑

1 B. Prus: Pojednani. W: Idem: Pisma wybrane. T. 2: Nowele. Warszawa 1990, s. 371—372.

156 Ludzie nowocześni

dza się na uśrednieniu, czyli na niezróżnicowaniu, bo — jak już wiemy

— nie jest ważna płeć, wiek, wygląd zewnętrzny, zaś życie wewnętrzne kogoś takiego nie jest ani trochę interesujące. Wszystko to tylko — pisze Prus — „ruch w mieście”, życie rozumiane jako ruch — nic więcej.

W słowie niezróżnicowanie alternuje słowo nic. I właśnie miejscem narodzin nowoczesnej literatury jest nicowanie niezróżnicowania (czyli tego, co niezróżnicowane), nicowanie owego „nic więcej”, nicowa‑

nie życia zredukowanego do ruchu, życia uśrednionego. Stawką tego nicowania jest pojedynczy los, wydobyty z ruchu, przepływu, wiru, tłumu. Mowa nowoczesnej literatury płynie właśnie stąd: z ruchu, który Foucault, za Arystotelesem, definiował jako energeia. W słowie tym sły‑

chać, że to, co rzeczywiste, połączone jest z tym, co potencjalne, słychać w nim także: dzianie się, pracę, ruch i — dzisiejszą — energię, obec‑

ność (rzeczywistą) jako potencjalność, ale i procesualność. Słowo „nic”

odsyła nas wprost do problemu alienacji i właśnie alienacja — jako nic

— zostaje wypowiedziana przez literaturę. Fakt ten pozwala narodzić się literaturze takiej, jaką znamy do dziś. Miejscem jej narodzin jest nico‑

wanie życia lub różnienie niezróżnicowania. O dziewiętnastowiecznej episteme Foucault pisał:

Podobnie jak żywy organizm wskazuje przez swą spójność na utrzy‑

mujące go przy życiu funkcje, tak też język ujawnia przy pomocy swo‑

jej gramatycznej struktury podstawową intencję, która utrzymuje lud przy życiu i daje mu zdolność mówienia tylko jemu właściwym języ‑

kiem. Zmieniają się tym samym warunki historyczności języka; prze‑

kształcenia nie pochodzą z góry (od elity uczonych, niewielkiej grupy kupców i podróżników, zwycięskiej armii lub napływowej arystokra‑

cji), lecz rodzą się niejako oddolnie, albowiem język nie jest narzędziem czy wytworem — ergon, jak mawiał Humboldt — lecz nieustającą aktywnością — energeia. Tym, kto w języku mówi i kto nie przestaje mówić nawet w niesłyszalnym szmerze, z którego bierze się cała świet‑

ność, jest lud2.

2 M. Foucault: Słowa i rzeczy. Archeologia nauk humanistycznych. Przeł. T. Komendant.

Gdańsk 2006, s. 263.

157

Ludzie nowocześni

Nowe (nowoczesne bądź dziewiętnastowieczne) pojmowanie języka, który, podobnie jak praca i życie, posiada moc alienującą, skutkuje — jeśli dobrze rozumiem wywód autora Historii szaleństwa — narodzinami nowego pojmowania literatury, a inaczej mówiąc: narodzinami całko‑

wicie nowego i odmiennego od wcześniejszych sposobu pojmowania literatury, poza retoryką, zhierarchizowaną genologią i decorum. Lite‑

ratura nowoczesna wydobywa się z owego niezróżnicowania (lud jest z konieczności niezróżnicowany), oddaje głos owemu szmerowi, o któ‑

rym pisał Foucault, i stanowi jego swoistą rejestrację:

Wreszcie ostatnia kompensacja zniwelowania języka, najważniejsza i najbardziej nieoczekiwana: pojawienie się literatury. Literatury jako takiej, gdyż od czasów Dantego czy Homera istniała przecież w świe‑

cie Zachodu forma języka, którą nazywamy dziś „literaturą”. Słowo to jest wszakże świeżej daty, a równie niedawno doszło w naszej kultu‑

rze do wyodrębnienia osobliwego języka, którego sposób bycia polega na „literackości”. Albowiem na początku XIX wieku, w epoce, gdy język pogrążał się w swej przedmiotowości i pozwalał nauce przeni‑

kać się na wskroś, gdzie indziej ulegał on odtworzeniu w niezależ‑

nej, trudno dostępnej postaci, skupionej na tajemnicy swych naro‑

dzin i w całości odnoszącej się do czystego aktu pisania.

[…] literatura coraz wyraźniej odróżnia się od dyskursu o ideach i zamyka w radykalnej nieprzechodniości; zrywa z wszelkimi wartoś‑

ciami, które umożliwiały jej obieg w epoce klasycznej (smak, przyjem‑

ność, naturalność, prawda), i we własnej przestrzeni tworzy wszystko, co może zaprzeczyć jej ludyczności (skandaliczność, brzydota, niemoż‑

liwość); zrywa z definiowaniem „gatunków” jako form dostosowanych do porządku reprezentacji i staje się prostym i czystym przejawem języka, którego jedynym prawem jest afirmacja — na przekór wszelkim innym dyskursom — jej kłopotliwego istnienia3.

Istnieje opowiadanie, którego uważna lektura pozwala zrozumieć w żywym działaniu owe powyżej przytoczone tezy autora Historii sza‑

leństwa w dobie klasycyzmu.

3 Ibidem, s. 271. Podkr. — F.M.

158 Ludzie nowocześni

W dokumencie Opowieści nowoczesne (Stron 155-160)