• Nie Znaleziono Wyników

Małgorzata Lazarek - malarka na Facebook’u

W dokumencie Śląsk, 2013, R. 19, nr 9 (Stron 50-53)

L

egnica, Międzynarodowa Wystawa SA- TYRYKON 2013: ponad dwa tysiące prac nadesłanych przez 585 artystów z ca­

łego świata, konkretnie z 53 krajów, mię­

dzynarodowe jury, huczne obrady i ogło­

szenie wyników. Werdykt brzmiał: Grand Prix dla Małgorzaty Lazarek (Polska)! Wy­

grała tegoroczną edycję tego prestiżowego konkursu pracą zgoła niepozorną: trzy pta­

ki - mniej lub bardziej niebieskawo-czar- no-biało-szare narysowane na mniej lub bardziej niebieskawo-szarym tle, czwar­

ty - niby ptak, a nie ptak, brązowy dopeł­

nia anegdoty. Postaci tej opowieści to zaba­

wa nie tyle obrazem, co słowem: niebieski ptak, biały kruk, kruczek prawny i ... pta­

sie mleczko, czyli oblany czekoladą ka­

wałek ... ptasiego mleczka uwielbianego przez Małgorzatę Lazarek. Tak niewiele a tak dużo zabawy! Jak we wszystkich te­

go rodzaju pracach artystki. Obraz i sło­

wo - współgrają, ilustrują się wzajemnie.

Niezwykłe są te przełożenia słowno-ob- razkowe. - To są humory z zeszytów publi­

kowane przez lata na ostatniej stronie „Przekroju” - Lazarek zdradza tajemnicę pochodzenia zaskakujących tekstów. Zgroma­

dziła ich niezły zapas. Ale wpaść na pomysł ilustrowania tych poje­

dynczych zapisków, często alo- gicznych, przez to zaskakujących świeżością skojarzeń, to w yda­

rzenie bez precedensu w sztuce.

Małgorzata Lazarek jest przede wszystkim znakomitą malarką, wychowan­

ką krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych na Wydziale Grafiki w Katowicach w pra­

cowniach trzech indywidualności, profe­

sorów: Tomasza Jury, Zbigniewa Pieczyko- lana i Jacka Rykały. Trzeba mieć osobowość i temperament Małgorzaty La­

zarek, by z pracowni prof. Jury - rysowni­

ka charakterystycznego i niepowtarzalnego wyjść ze znakomitym warsztatem, wpraw­

ną ręką, zachowując siebie samą. - Choć­

by nie wiem co, każdy artysta zawsze ma­

luje swoje wnętrze - powiedziała podczas naszej rozmowy Małgorzata Lazarek. Po­

wtórzyła słowa Tomasza Jury, które usły­

szała podczas studiów w Akademii.

Wielu jest świetnych rysowników (cho­

ciaż kobiet wśród nich jak na lekarstwo), posługujących się kreską, dowcipem, aneg­

dotą bądź komentarzem słownym, co w su­

mie daje „rysunek satyryczny”, bądź

„żart”. Podejmująna ogół temat: politycz­

ny, społeczny, obyczajowy. A rysunki Mał­

gorzaty Lazarek nie pasują do żadnej z tych kategorii. Bierze na warsztat którąś z absur­

dalnych „złotych myśli” z „Humorów z ze­

szytów” (jakich nie wymyśliłby żaden lite­

rat ani satyryk) i ilustruje... dosłownie.

Bawi się słowem i obrazem, szuka ekwi­

walentu, czasem bawi się tylko obrazem, tworząc zaskakujące zderzenia sytuacji.

W chodzi w obszar niezagospodarowany przez żadnego z artystów. To wyłącznie jej pole działania. Jej charakterystyczna kreska jest klarowna, a wszystko to ujęte w ramy świetnej pracy ... malarskiej. Podobnie jak buduje rysunki z serii „humorów”, powsta­

ją obrazy „na serio”. Sytuacja w obrazie jest opisywana, bądź komentowana szcze- gółami pojawiającymi się na obrzeżach: to

.— f i dopowiedzenia, sugestie, refleksje, jakby

■ przypomnienia wygrzebane z zakamarków pamięci, albo widziane dzisiaj.

Co maluje M ałgorzata Lazarek - jak w rysunkach satyrycznych, tak i w obra­

zach maluje ... siebie. W obrazach (olej na płótnie) opowiada o swoim dzieciń­

stwie, szkole, wspomina dom rodzinny, ten zapam iętany z najm łodszych lat: konik na biegunach, papierowe okręciki, fartusz­

ki szkolne z białymi kołnierzykami, od­

świętne sukienki. To także pejzaże dzieciń­

stwa, wśród których spędziła na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej (z urodzenia jest zawiercianką), drzewa, lasy, pola, nie­

wielkie domki, które są zakorzenione w jej podświadomości. Pełno w tych obrazach koloru, prostoty i uroku dziecięcego malo­

wania, ale pięknie skomponowane, harmo­

nijne, dopracowane w najmniejszym szcze­

góle. Jest sporo rysunku w tych obrazach - to cecha charakterystyczna wie­

lu malarzy, którzy są także grafikami i po­

trafią mistrzowsko posługiwać się kreską, nie tylko plamą barwną. Wiele w jej obra­

zach właśnie grafiki. Dlatego odnosi się wrażenie, że to świetne ilustracje do nie na­

pisanej książki. Te prace chce się oglądać, doszukiwać pochowanych i zakamuflowa­

nych detali, rozczytywać je, widząc po­

przez nie autorkę. Kto dziś maluje pejzaże, wiejskie domki, drzewa, pola? To malar­

stwo na wskroś nowoczesne, ale nie

hołdu-"I jące zasadzie „artystycznego domniema-

§ nia”, nie wymagające pytań „co autor miał rek? Ile - chociażby w Katowicach (za wy­

jątkiem galerii „Po schodach”) - jest gale­

rii goszczących jej prace, galerii, do których można wejść i po prostu kupić jej obraz?

A Lazarek to artystka, której prace zachwy­

caj ą prostotą i urokliwym klimatem, po- etyckością, spokojem, odrealnieniem, snem, a na pewno optymizmem. Rozświe­

tlają kolorem szarą codzienność, czasem wywołują uśmiech, a nawet niezłe rozba­

wienie i zachwyt nad wyobraźnią, niezwy­

kłą umiejętnością rysowania „wprost”

i „po prostu”. Jest w nich życie, refleksja, nostalgia, szczypta pieprzu, złośliwostka.

Chce się przebywać wśród prac tej artystki.

Jedynym miej scem, gdzie można naoglą- dać się obrazów i humorów Małgorzaty La­

zarek je st od jakiegoś czasu Facebook. - Mam 3 i pół tysiąca znajomych - konstatuje artystka.

Dzięki Facebook’owi przyszło z Kanady zamówienie na okładkę płyty, z Francji - na serię rysun­

ków, z Gruzji - na bardzo poważ­

ną wystawę. - Oczywiście, że po­

jechałam do Gruzji - z radością

o doświadczeniach z Facebo- ok’iem opowiada artystka. To nie

tylko wirtualna obecność, ale przestrzeń, w które DZIEJE SIĘ, jest ruch, zaintereso­

wanie, wymiana słów, ocen, krytyki, pozna­

wanie innych ludzi. - Dzień zaczynam od kawy i sprawdzenia - co słychać na Fa­

cebook’u - mowi z uśmiechem.

Bo Małgorzata Lazarek nie lubi malo­

wać „do szuflady” i czekać aż może ktoś, po wielu latach odkryje jej prace, pochwali i kupi. Lubi ruch, malować dla kogoś, na „zadany temat” - stąd jej udział w wie­

lu krajowych i zagranicznych konkursach, wiele nagród, z legnickiego Satyrykonu od dziewięciu lat wraca z sukcesem. Jej ilu­

stracje wywoływały uśmiech i komentowa­

ły rzeczywistość m.in. w N ew sw eek’u, Super Expressie, Gazecie Wyborczej, Two­

im Stylu. Ale ma też w dorobku twórczym ilustracje do poezji Zbigniewa Herberta, I. Gałczyńskiego „Zielonej Gęsi”, a pejzaż

„z domkami” został „Obrazem Roku 2008”

w konkursie katowickiego ZPAP. Jej prace znają bywalcy galerii w Niemczech, Belgii, Francji, na Węgrzech.

Od dziecka fascynowały ją rysunki Du­

dzińskiego, Czeczotta, Mleczki. Próbowa­

ła ich naśladować, by z czasem odnaleźć siebie w intymnej przestrzeni między kart­

ką, słowem i obrazem. Łatwość rysowania i specyficzna umiejętność obserwacji i ko­

jarzenia, może dar Boży, błysk w oku, po­

zwalają jej na tworzenie tych niezwykłych obrazów.

Małgorzata Lazarek jest osobą niebywa­

le energetyczną, pełną pomysłów i wielu talentów - nie tylko malarskich. Kiedy po­

wstała rodzinna restauracja, nie mogła zo­

stać nazwana inaczej jak ... „Zielona gęś”, a je j naczelną lokatorką jest w ielka... zie­

lona gęś i ... prace zaprzyjaźnionych arty­

stów z całego świata, tego jak najbardziej realnego, choć często mającego swe korze­

nie w Facebook’owej nierzeczywistości.

WIESŁAWA KONOPELSKA

48

.<0

■3Ci

l£

Oficjalne odsłonięcie kurtyny w Teatrze Śląskim autorstwa Piotra Szmitke nastąpiło 18 listopada 2007 r.

Retrospektywa, 2010, akryl, pł. 130x162 cm Obraz sypany, 2011 (węgiel, akryl, płótno), 170x120 cm

Fot.z archiwumR. Maciuszkiewicza

W

szpitalnej salce jest gorąco. Po­

łowa upalnego sierpnia. Otwarte szeroko okno wychodzi na sąsiedni Bu­

dynek krakowskiej kamienicy. Na łóż­

ku, pół leżąc, Piotr rysuje. Z odtwarza­

cza sączą się dźwięki preludiów Bacha.

„To łóżko pamięta chyba czasy Ver- dun” - mówi uśmiechając się słabo, ale w oczach ma jeszcze islderki przewrot­

nego i ostrego dowcipu. Od wielu dni już nie wstaje. Szkicując pokazuje, w ja­

ki sposób myśli teraz o ekspozycji swo­

ich prac. Snuje plany; będziemy wy­

mieniać się pracami, jak dawniej, jak zawsze. Dużo rysuje. Bardzo dużo. Za­

pełnia karton pewną kreską i pewnym jeszcze gestem, wprowadza kolor, jest z tego zadowolony; rysunki - jak za­

zwyczaj - pełne są podtekstów i aluzji, a czarne, zamaszyste znaki, jak nie­

uchronne fatum, unoszą się nad świa­

tem maleńkich postaci. Ale w koloro­

wych pracach jest lekkość i pogoda.

Pokazuje też nowy cykl - świat zdomi­

nowany przez Wielkie i małe idee. Tale go nazwał. Na wielu rysunkach Marle­

na, na jednym śpiąca obok na szpital­

nym łóżku; na wielu zabawa tuszem, gwaszem i akwarelą. Zazdroszczę mu tego rysowania. „Trzymaj się m aj­

ster” - mówię na do widzenia. Wycho­

dzimy z Kingą milcząc, na zewnątrz upał nie do zniesienia, aleja wycieram krople zimnego potu. Wiem, że już się nie wymienimy pracami.

Cofam taśmę pamięci; wyświetlają się na niej błahe i ważne zdarzenia, fakty, miejsca... Jesienią ubiegłego ro­

ku Piotr otwierał w Krakowie Konsulat Generalny Królestwa Metawery - swo­

jej idee fixe, dzięki której konsekwent­

nie realizował utopijno-fikcyjną doktrynę metaweryzmu. Rozdawał ho­

norowe paszporty, przemawiał w meta- weryjskim języku. W 2011 roku podsu­

mowywał 30 lat intensywnej pracy twórczej dużymi wystawami w Kato­

wicach i w Sosnowcu. Pomagali mu w tym, jak zawsze od pewnego czasu, powołani przez niego do życia artyści.

Konstruował swoją koncepcję metawe­

ryzmu, w której najbardziej urzekająca była lekkość idei i mnożenie fikcyj­

nych bytów: Yasmina Sati, John Beep, Bolesław Ostrów, Uchito Mitu, Gio- vanni da Vinobuono - to ci najstarsi, wierni kompani artystycznej kreacji, dobre duchy metaweryzmu, który - jak pisał Piotr nie tylko spełnia od­

wieczną potrzebę przekroczenia wła­

snego ‘ja ”, urealniając rimbaudowskie

‘ja to kto inny”. Jest również despe­

racką próbą pokonania nietrwałości eg­

zystencji i samotności, na którą skazu­

je nas wybór oraz problemy twórczego życia.” Bardzo solidnie podszedł do re­

alizacji filmu o Korfantym. Zrealizował go z charakterystycznym dla siebie bo­

gactwem środków wizualnych. Oczy­

wiście niemal sam robił wszystko, a ty­

tuł Zbrodnia Ikara to ulubiona przez

cnoty (jednoaktówka), Intelekt to grunt (tytuł jednej z prac), Moorem głowy nie przebijesz (rzeźba) czy Resztki z dań

(tomik poetycki)

Obok w pełni błyskotliwych zwro­

tów, ciętej ironii, trafnych diagnoz, czę­

sto o wyraźnym wydźwięku społecz­

nym i politycznym, zanurzał się Piotr w artystowskie dywagacje, w spiskowe teorie świata i w idealistyczne spekula­

cje. Ale zawsze, nawet narażając się na gesty wzruszenia ramionami, wierzył w siłę sztuki i w rolę, jaką ma do speł­

nienia artysta. Im bardziej codzienność go rozczarowywała, z tym większą siłą starał się ją oswoić, zdiagnozować i od­

powiadać nań twórczo, czyniąc to na wszystkich możliwych polach:

od malarstwa, rysunku, rzeźby, sceno­

grafii przez performance, akcje, zda­

rzenia, muzykę, słuchowiska, po teatr i film. Niedawno powiedział mi, że chy­

ba popełnił błąd, próbując za wszelką cenę zostać tzw. artystą multimedial­

nym. Być może, ale dzięki tej niespo­

kojnej „elan vital” pozostawił po sobie mnóstwo śladów. Niczym w ogrodzie o rozwidlających się ścieżkach.

Jego wielką fascynacją była muzyka, czego ukoronowaniem stała się zreali­

zowana w Bytomiu, z potężnym roz­

machem opera Muzeum Histeryczne Mme Eurozy. Był autorem libretta, mu­

zyki i koncepcji plastycznej. Od po­

czątku sceptycznie nastawiony, powąt­

piewałem w sens tej realizacji, kpiąc sobie nawet z „wodewilu”, który będzie jej efektem. Po premierze Piotr, z nie­

ukrywaną satysfakcją, zapytał, jak mi się ten „wodewil” podobał. Wiele jego rysunków, szczególnie wcześniejszych, ma w sobie wyraźną linię i rytm „mu­

zyczny”, konstruowane są płynną kre­

ską, podobną melodyjnej frazie, cza­

sem nałożone na siebie, splatające się niczym muzyczny kontrapunkt. Zmie­

niał się w rysunkach, dążył do wypra­

cowania perfekcyjnej, własnej kreski.

Robił to po mistrzowsku. Łączył muzy­

kę, zawsze swojego autorstwa, z insta­

lacjami wideo, pokazami, happeninga­

mi, a jeśli na ulicy Szafranka słychać było dźwięki fortepianu, to z pewnością dochodziły z mieszkania Piotra.

.13 Zyndram z Murcek, protoplasta me- 1 tawerystycznych postaci, którą Piotr

^ wykreował po powrocie z Francji, g otwierał nowy rozdział w jego twór- czości. Pobyt we Francji, dokąd wyje-

^ chał obładowanym obrazami do granic [£ możliwości „maluchem” w przeddzień ogłoszenia stanu wojennego, był zna­

czącym epizodem w życiu Piotra. Ale jednak epizodem. Strasbourg, Paryż, Melun. Od Alzacji po stolicę. Poznawał nowych ludzi, zawiązywał nowe przy­

jaźnie, poznawał inną rzeczywi­

stość - nie tylko artystyczną. Tam przewartościował wiele ze swoich po­

glądów na sztukę, z którymi wyjechał niedługo po ukończeniu krakowskiej ASP. Marzył o studiowaniu malarstwa, na które dostał się bez trudu. Nie roz­

luźniliśmy więzi po kilku burzliwych, wspólnie spędzonych latach w kato­

wickim Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych. Rozsypała się wpraw­

dzie zawiązana w III klasie grupa 0 wielce artystycznych aspiracjach - MESA, którą oprócz nas dwóch two­

rzyli Tadek Ginko i Jurek Kosałka. Tę czwórkę połączyły wspólne plenery, spotkania, wystawy i rozmowy o sztu­

ce. Poznaliśmy świetnego nauczyciela 1 niezwykłego artystę - Henryka Wań­

ka, a pracownia Urbanowiczów była tajemniczym miejscem spotkań i naj­

wyższego lotu sztuki. Ci artyści fascy­

nowali nas - młodych, kilkunastolet­

nich chłopców, których urzekł świat wolny od codziennego banału, pełen idei i frapujących przestrzeni ducho­

wych.

Ta wiara w świat idei, w nadrzędną rolę sztuki w życiu, niezgoda na banał, przekora i upór pozostały w Piotrze do końca. Podobnie, jak pod powieka- mi zamkniętych oczu pozostały niezre- alizowane obrazy.

51

W dokumencie Śląsk, 2013, R. 19, nr 9 (Stron 50-53)

Powiązane dokumenty