L
egnica, Międzynarodowa Wystawa SA- TYRYKON 2013: ponad dwa tysiące prac nadesłanych przez 585 artystów z całego świata, konkretnie z 53 krajów, mię
dzynarodowe jury, huczne obrady i ogło
szenie wyników. Werdykt brzmiał: Grand Prix dla Małgorzaty Lazarek (Polska)! Wy
grała tegoroczną edycję tego prestiżowego konkursu pracą zgoła niepozorną: trzy pta
ki - mniej lub bardziej niebieskawo-czar- no-biało-szare narysowane na mniej lub bardziej niebieskawo-szarym tle, czwar
ty - niby ptak, a nie ptak, brązowy dopeł
nia anegdoty. Postaci tej opowieści to zaba
wa nie tyle obrazem, co słowem: niebieski ptak, biały kruk, kruczek prawny i ... pta
sie mleczko, czyli oblany czekoladą ka
wałek ... ptasiego mleczka uwielbianego przez Małgorzatę Lazarek. Tak niewiele a tak dużo zabawy! Jak we wszystkich te
go rodzaju pracach artystki. Obraz i sło
wo - współgrają, ilustrują się wzajemnie.
Niezwykłe są te przełożenia słowno-ob- razkowe. - To są humory z zeszytów publi
kowane przez lata na ostatniej stronie „Przekroju” - Lazarek zdradza tajemnicę pochodzenia zaskakujących tekstów. Zgroma
dziła ich niezły zapas. Ale wpaść na pomysł ilustrowania tych poje
dynczych zapisków, często alo- gicznych, przez to zaskakujących świeżością skojarzeń, to w yda
rzenie bez precedensu w sztuce.
Małgorzata Lazarek jest przede wszystkim znakomitą malarką, wychowan
ką krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych na Wydziale Grafiki w Katowicach w pra
cowniach trzech indywidualności, profe
sorów: Tomasza Jury, Zbigniewa Pieczyko- lana i Jacka Rykały. Trzeba mieć osobowość i temperament Małgorzaty La
zarek, by z pracowni prof. Jury - rysowni
ka charakterystycznego i niepowtarzalnego wyjść ze znakomitym warsztatem, wpraw
ną ręką, zachowując siebie samą. - Choć
by nie wiem co, każdy artysta zawsze ma
luje swoje wnętrze - powiedziała podczas naszej rozmowy Małgorzata Lazarek. Po
wtórzyła słowa Tomasza Jury, które usły
szała podczas studiów w Akademii.
Wielu jest świetnych rysowników (cho
ciaż kobiet wśród nich jak na lekarstwo), posługujących się kreską, dowcipem, aneg
dotą bądź komentarzem słownym, co w su
mie daje „rysunek satyryczny”, bądź
„żart”. Podejmująna ogół temat: politycz
ny, społeczny, obyczajowy. A rysunki Mał
gorzaty Lazarek nie pasują do żadnej z tych kategorii. Bierze na warsztat którąś z absur
dalnych „złotych myśli” z „Humorów z ze
szytów” (jakich nie wymyśliłby żaden lite
rat ani satyryk) i ilustruje... dosłownie.
Bawi się słowem i obrazem, szuka ekwi
walentu, czasem bawi się tylko obrazem, tworząc zaskakujące zderzenia sytuacji.
W chodzi w obszar niezagospodarowany przez żadnego z artystów. To wyłącznie jej pole działania. Jej charakterystyczna kreska jest klarowna, a wszystko to ujęte w ramy świetnej pracy ... malarskiej. Podobnie jak buduje rysunki z serii „humorów”, powsta
ją obrazy „na serio”. Sytuacja w obrazie jest opisywana, bądź komentowana szcze- gółami pojawiającymi się na obrzeżach: to
.— f i dopowiedzenia, sugestie, refleksje, jakby
■ przypomnienia wygrzebane z zakamarków pamięci, albo widziane dzisiaj.
Co maluje M ałgorzata Lazarek - jak w rysunkach satyrycznych, tak i w obra
zach maluje ... siebie. W obrazach (olej na płótnie) opowiada o swoim dzieciń
stwie, szkole, wspomina dom rodzinny, ten zapam iętany z najm łodszych lat: konik na biegunach, papierowe okręciki, fartusz
ki szkolne z białymi kołnierzykami, od
świętne sukienki. To także pejzaże dzieciń
stwa, wśród których spędziła na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej (z urodzenia jest zawiercianką), drzewa, lasy, pola, nie
wielkie domki, które są zakorzenione w jej podświadomości. Pełno w tych obrazach koloru, prostoty i uroku dziecięcego malo
wania, ale pięknie skomponowane, harmo
nijne, dopracowane w najmniejszym szcze
góle. Jest sporo rysunku w tych obrazach - to cecha charakterystyczna wie
lu malarzy, którzy są także grafikami i po
trafią mistrzowsko posługiwać się kreską, nie tylko plamą barwną. Wiele w jej obra
zach właśnie grafiki. Dlatego odnosi się wrażenie, że to świetne ilustracje do nie na
pisanej książki. Te prace chce się oglądać, doszukiwać pochowanych i zakamuflowa
nych detali, rozczytywać je, widząc po
przez nie autorkę. Kto dziś maluje pejzaże, wiejskie domki, drzewa, pola? To malar
stwo na wskroś nowoczesne, ale nie
hołdu-"I jące zasadzie „artystycznego domniema-
§ nia”, nie wymagające pytań „co autor miał rek? Ile - chociażby w Katowicach (za wy
jątkiem galerii „Po schodach”) - jest gale
rii goszczących jej prace, galerii, do których można wejść i po prostu kupić jej obraz?
A Lazarek to artystka, której prace zachwy
caj ą prostotą i urokliwym klimatem, po- etyckością, spokojem, odrealnieniem, snem, a na pewno optymizmem. Rozświe
tlają kolorem szarą codzienność, czasem wywołują uśmiech, a nawet niezłe rozba
wienie i zachwyt nad wyobraźnią, niezwy
kłą umiejętnością rysowania „wprost”
i „po prostu”. Jest w nich życie, refleksja, nostalgia, szczypta pieprzu, złośliwostka.
Chce się przebywać wśród prac tej artystki.
Jedynym miej scem, gdzie można naoglą- dać się obrazów i humorów Małgorzaty La
zarek je st od jakiegoś czasu Facebook. - Mam 3 i pół tysiąca znajomych - konstatuje artystka.
Dzięki Facebook’owi przyszło z Kanady zamówienie na okładkę płyty, z Francji - na serię rysun
ków, z Gruzji - na bardzo poważ
ną wystawę. - Oczywiście, że po
jechałam do Gruzji - z radością
o doświadczeniach z Facebo- ok’iem opowiada artystka. To nie
tylko wirtualna obecność, ale przestrzeń, w które DZIEJE SIĘ, jest ruch, zaintereso
wanie, wymiana słów, ocen, krytyki, pozna
wanie innych ludzi. - Dzień zaczynam od kawy i sprawdzenia - co słychać na Fa
cebook’u - mowi z uśmiechem.
Bo Małgorzata Lazarek nie lubi malo
wać „do szuflady” i czekać aż może ktoś, po wielu latach odkryje jej prace, pochwali i kupi. Lubi ruch, malować dla kogoś, na „zadany temat” - stąd jej udział w wie
lu krajowych i zagranicznych konkursach, wiele nagród, z legnickiego Satyrykonu od dziewięciu lat wraca z sukcesem. Jej ilu
stracje wywoływały uśmiech i komentowa
ły rzeczywistość m.in. w N ew sw eek’u, Super Expressie, Gazecie Wyborczej, Two
im Stylu. Ale ma też w dorobku twórczym ilustracje do poezji Zbigniewa Herberta, I. Gałczyńskiego „Zielonej Gęsi”, a pejzaż
„z domkami” został „Obrazem Roku 2008”
w konkursie katowickiego ZPAP. Jej prace znają bywalcy galerii w Niemczech, Belgii, Francji, na Węgrzech.
Od dziecka fascynowały ją rysunki Du
dzińskiego, Czeczotta, Mleczki. Próbowa
ła ich naśladować, by z czasem odnaleźć siebie w intymnej przestrzeni między kart
ką, słowem i obrazem. Łatwość rysowania i specyficzna umiejętność obserwacji i ko
jarzenia, może dar Boży, błysk w oku, po
zwalają jej na tworzenie tych niezwykłych obrazów.
Małgorzata Lazarek jest osobą niebywa
le energetyczną, pełną pomysłów i wielu talentów - nie tylko malarskich. Kiedy po
wstała rodzinna restauracja, nie mogła zo
stać nazwana inaczej jak ... „Zielona gęś”, a je j naczelną lokatorką jest w ielka... zie
lona gęś i ... prace zaprzyjaźnionych arty
stów z całego świata, tego jak najbardziej realnego, choć często mającego swe korze
nie w Facebook’owej nierzeczywistości.
WIESŁAWA KONOPELSKA
48
.<0
■3Ci
l£
Oficjalne odsłonięcie kurtyny w Teatrze Śląskim autorstwa Piotra Szmitke nastąpiło 18 listopada 2007 r.
Retrospektywa, 2010, akryl, pł. 130x162 cm Obraz sypany, 2011 (węgiel, akryl, płótno), 170x120 cm
Fot.z archiwumR. Maciuszkiewicza
W
szpitalnej salce jest gorąco. Połowa upalnego sierpnia. Otwarte szeroko okno wychodzi na sąsiedni Bu
dynek krakowskiej kamienicy. Na łóż
ku, pół leżąc, Piotr rysuje. Z odtwarza
cza sączą się dźwięki preludiów Bacha.
„To łóżko pamięta chyba czasy Ver- dun” - mówi uśmiechając się słabo, ale w oczach ma jeszcze islderki przewrot
nego i ostrego dowcipu. Od wielu dni już nie wstaje. Szkicując pokazuje, w ja
ki sposób myśli teraz o ekspozycji swo
ich prac. Snuje plany; będziemy wy
mieniać się pracami, jak dawniej, jak zawsze. Dużo rysuje. Bardzo dużo. Za
pełnia karton pewną kreską i pewnym jeszcze gestem, wprowadza kolor, jest z tego zadowolony; rysunki - jak za
zwyczaj - pełne są podtekstów i aluzji, a czarne, zamaszyste znaki, jak nie
uchronne fatum, unoszą się nad świa
tem maleńkich postaci. Ale w koloro
wych pracach jest lekkość i pogoda.
Pokazuje też nowy cykl - świat zdomi
nowany przez Wielkie i małe idee. Tale go nazwał. Na wielu rysunkach Marle
na, na jednym śpiąca obok na szpital
nym łóżku; na wielu zabawa tuszem, gwaszem i akwarelą. Zazdroszczę mu tego rysowania. „Trzymaj się m aj
ster” - mówię na do widzenia. Wycho
dzimy z Kingą milcząc, na zewnątrz upał nie do zniesienia, aleja wycieram krople zimnego potu. Wiem, że już się nie wymienimy pracami.
Cofam taśmę pamięci; wyświetlają się na niej błahe i ważne zdarzenia, fakty, miejsca... Jesienią ubiegłego ro
ku Piotr otwierał w Krakowie Konsulat Generalny Królestwa Metawery - swo
jej idee fixe, dzięki której konsekwent
nie realizował utopijno-fikcyjną doktrynę metaweryzmu. Rozdawał ho
norowe paszporty, przemawiał w meta- weryjskim języku. W 2011 roku podsu
mowywał 30 lat intensywnej pracy twórczej dużymi wystawami w Kato
wicach i w Sosnowcu. Pomagali mu w tym, jak zawsze od pewnego czasu, powołani przez niego do życia artyści.
Konstruował swoją koncepcję metawe
ryzmu, w której najbardziej urzekająca była lekkość idei i mnożenie fikcyj
nych bytów: Yasmina Sati, John Beep, Bolesław Ostrów, Uchito Mitu, Gio- vanni da Vinobuono - to ci najstarsi, wierni kompani artystycznej kreacji, dobre duchy metaweryzmu, który - jak pisał Piotr nie tylko spełnia od
wieczną potrzebę przekroczenia wła
snego ‘ja ”, urealniając rimbaudowskie
‘ja to kto inny”. Jest również despe
racką próbą pokonania nietrwałości eg
zystencji i samotności, na którą skazu
je nas wybór oraz problemy twórczego życia.” Bardzo solidnie podszedł do re
alizacji filmu o Korfantym. Zrealizował go z charakterystycznym dla siebie bo
gactwem środków wizualnych. Oczy
wiście niemal sam robił wszystko, a ty
tuł Zbrodnia Ikara to ulubiona przez
cnoty (jednoaktówka), Intelekt to grunt (tytuł jednej z prac), Moorem głowy nie przebijesz (rzeźba) czy Resztki z dań
(tomik poetycki)
Obok w pełni błyskotliwych zwro
tów, ciętej ironii, trafnych diagnoz, czę
sto o wyraźnym wydźwięku społecz
nym i politycznym, zanurzał się Piotr w artystowskie dywagacje, w spiskowe teorie świata i w idealistyczne spekula
cje. Ale zawsze, nawet narażając się na gesty wzruszenia ramionami, wierzył w siłę sztuki i w rolę, jaką ma do speł
nienia artysta. Im bardziej codzienność go rozczarowywała, z tym większą siłą starał się ją oswoić, zdiagnozować i od
powiadać nań twórczo, czyniąc to na wszystkich możliwych polach:
od malarstwa, rysunku, rzeźby, sceno
grafii przez performance, akcje, zda
rzenia, muzykę, słuchowiska, po teatr i film. Niedawno powiedział mi, że chy
ba popełnił błąd, próbując za wszelką cenę zostać tzw. artystą multimedial
nym. Być może, ale dzięki tej niespo
kojnej „elan vital” pozostawił po sobie mnóstwo śladów. Niczym w ogrodzie o rozwidlających się ścieżkach.
Jego wielką fascynacją była muzyka, czego ukoronowaniem stała się zreali
zowana w Bytomiu, z potężnym roz
machem opera Muzeum Histeryczne Mme Eurozy. Był autorem libretta, mu
zyki i koncepcji plastycznej. Od po
czątku sceptycznie nastawiony, powąt
piewałem w sens tej realizacji, kpiąc sobie nawet z „wodewilu”, który będzie jej efektem. Po premierze Piotr, z nie
ukrywaną satysfakcją, zapytał, jak mi się ten „wodewil” podobał. Wiele jego rysunków, szczególnie wcześniejszych, ma w sobie wyraźną linię i rytm „mu
zyczny”, konstruowane są płynną kre
ską, podobną melodyjnej frazie, cza
sem nałożone na siebie, splatające się niczym muzyczny kontrapunkt. Zmie
niał się w rysunkach, dążył do wypra
cowania perfekcyjnej, własnej kreski.
Robił to po mistrzowsku. Łączył muzy
kę, zawsze swojego autorstwa, z insta
lacjami wideo, pokazami, happeninga
mi, a jeśli na ulicy Szafranka słychać było dźwięki fortepianu, to z pewnością dochodziły z mieszkania Piotra.
.13 Zyndram z Murcek, protoplasta me- 1 tawerystycznych postaci, którą Piotr
^ wykreował po powrocie z Francji, g otwierał nowy rozdział w jego twór- czości. Pobyt we Francji, dokąd wyje-
^ chał obładowanym obrazami do granic [£ możliwości „maluchem” w przeddzień ogłoszenia stanu wojennego, był zna
czącym epizodem w życiu Piotra. Ale jednak epizodem. Strasbourg, Paryż, Melun. Od Alzacji po stolicę. Poznawał nowych ludzi, zawiązywał nowe przy
jaźnie, poznawał inną rzeczywi
stość - nie tylko artystyczną. Tam przewartościował wiele ze swoich po
glądów na sztukę, z którymi wyjechał niedługo po ukończeniu krakowskiej ASP. Marzył o studiowaniu malarstwa, na które dostał się bez trudu. Nie roz
luźniliśmy więzi po kilku burzliwych, wspólnie spędzonych latach w kato
wickim Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych. Rozsypała się wpraw
dzie zawiązana w III klasie grupa 0 wielce artystycznych aspiracjach - MESA, którą oprócz nas dwóch two
rzyli Tadek Ginko i Jurek Kosałka. Tę czwórkę połączyły wspólne plenery, spotkania, wystawy i rozmowy o sztu
ce. Poznaliśmy świetnego nauczyciela 1 niezwykłego artystę - Henryka Wań
ka, a pracownia Urbanowiczów była tajemniczym miejscem spotkań i naj
wyższego lotu sztuki. Ci artyści fascy
nowali nas - młodych, kilkunastolet
nich chłopców, których urzekł świat wolny od codziennego banału, pełen idei i frapujących przestrzeni ducho
wych.
Ta wiara w świat idei, w nadrzędną rolę sztuki w życiu, niezgoda na banał, przekora i upór pozostały w Piotrze do końca. Podobnie, jak pod powieka- mi zamkniętych oczu pozostały niezre- alizowane obrazy.
51