• Nie Znaleziono Wyników

Miłość macierzyńska u gadów

Słyszeliście zapewne o wielkich strasznych potw orach, zwanych k r o k o d y l a m i . Zamieszkują one rzeki w k ra­

jach gorących.

W porze najgorętszej zagrzebują się w iłowatą zie­

mię i zapadają w uśpienie letnie.

W wodzie są szybkie, jak strzała ruchliwe i niebez­

pieczne; na lądach zaś chodzą powoli, trudno im wyginać ciało na bok, z tego powodu są tchórzliwe.

Zdobycz napadają podstępnie i są tak żarłoczne, że naw et kawałki drzewa i kamieni połykają. Główny ich pokarm stanowią wprawdzie ryby, jednak pożywają także większe ssawce, przychodzące pić do rzeki, naw et ludzi, a zwłaszcza dzieci, bawiące się w bliskości rzeki.

Nie gardzą także padliną.

Z ujętą zdobyczą zaraz nurka dają, aby się zalała, po­

czerń pożerają ją nad wodą lub na brzegu. W grom ady zbierają się krokodyle tylko tam, gdzie obfite znajdują po­

żywienie.

Glos wydają donośny, szczękami i ogonem sprawiają straszny chałas. Jaja okryte tw ardą skorupą i tak wielkie, jak gęsie, samica znosi w liczbie kilkudziesięciu, składa je na brzegu w piasku lub też w krzakach, pokrywa liśćmi, i pozostawia wylęg ciepłu słonecznemu.

Ciekawym wzorem troskliwości macierzyńskiej jest zwłaszcza krokodyl amerykański, aligator, żyjący w rzece Mississippi. Samica buduje dla swego potom stw a praw ­ dziwe gniazdo... W tym celu wyszukuje między krzakami lub w trzcinie miejsce nieprzystępne i znosi tu w paszczy gałęzie, układa je na ziemi i wyściela liśćmi. W tak przy­

gotowanym gnieździe składa jaja i przykrywa je starannie szczątkami roślin. Nie na tem jednak kończy się jej obo­

wiązek macierzyński, nie opuszcza bowiem gniazda, lecz kryje się na straży w jego pobliżu i niespokojnym wzro­

kiem wciąż spogląda w stronę ukrytego skarbu, gotowa w mgnieniu oka zmiażdżyć każde stworzenie, zbliżające się do jaj.

Pod dobroczynnym wpływem ciepła słonecznego z jaj wylęgają się małe aligatorki; wówczas m atka prowadzi je do rzeki i tam w dalszym ciągu roztacza nad niemi opiekę.

Ciekawym jest również sposób zakładania gniazd u żółwi morskich. Żółwie te są to zwierzęta zimnokrwiste podobnie jak krokodyle. Ciało mają krótkie a szerokie, spłaszczone i okryte tw ardym pancerzem, z którego wy­

suwa się głowa i cztery łapy.

Żółwie morskie pływają zwykle bardzo daleko od lądu, gdyż są płochliwe. Ale gdy nadchodzi czas składania jaj, wówczas samice wielkiemi gromadami wyładowują na jakiej bezludnej wyspie i zabierają się do roboty. Każda z samic przy pomocy tylnych łap i ogona wykopuje w ziemi dołek, składa do niego jaja i natychm iast znowu zasypuje go ziemią. Aby zaś zatrzeć ślad, gdzie jaja ukryła, samica ubija i wyrównywa ziemię swym pancerzem.

T a praca tak pochłania uwagę matek, iż w tym cza­

sie tracą one swą zwykłą tchórzliwość i pozwalają zbliżyć się ku sobie ludziom. To też wiele z nich pada wtedy ofiarą, zaczajeni bowiem łowcy, upatrzywszy sposobną chwilę, wyskakują nagle z zasadzki, rzucają się na żółwie i szybko przewracają je na grzbiet, aby nie zdołały um­

knąć do morza. W tem położeniu żółwie pozostają nieru­

chome, gdyż są tak ciężkie i niezgrabne, że nie mogą o swej mocy przewrócić się na brzuch.

Łowcy przewożą żółwie statkam i do rozmaitych kra­

jów, gdzie z mięsa ich przyrządzają smaczną zupę, a pan­

cerz pod nazwą szyldkretu idzie na wyrób szpilek do włosów, grzebieni i innych ozdobnych drobiazgów.

R o z m a ito ś c i.

D a w n e d o b re c z a s y .

Z powodu panującej obecnie ogólnej drożyzny przy­

pom ina jeden z wiedeńskich dzienników, że w roku 1780 kosztow ał su ty obiad z winem w porządnej restauracyi śródmieścia wiedeńskiego 24 centy, czyli 48 halerzy.

'Tańsze restauracye w ydaw ały obiady po 13 do 15 cen­

tów. T aki obiad — ja k czytać można w kronikach — składak się z „zupy, jarzy n y , kotletów, kiełbasy, lub smażonej w ątróbki, mięsa wołowego i litra w in a“ . — W roku 1800 obiad z czterech dań kosztow ał 30 centów.

J a k d łu g o ż y ją d r z e w a ?

Drzewa, rosnące dziko, żyją dłużej od h o d o w an y ch : drzewa wydające owoc kw aśny i cierpki dłużej od ta ­ kich, które mają owoc słodki. Dłużej również żyją drze­

wa, których liście więdną i opadają pom ału, niż te, które szybko tracą liście. Najpóźniejszego wieku doży­

wają dzewa tw arde i rozłożyste. J o d ła może żyć 500 lat, dąb i lipa 1000 do 1500, jaw or, palm a i cedr do 1000 lat, a drzewo zwane chlebowem żyje najdłużej, bo do­

sięga wieku 5 do 6 tysięcy lat.

P s y na p o s te r u n k a c h .

Obecnie mówią wiele o psach policyjnych. We W łoszech używ ają psów już od daw na jako posterunków wojskowych. W Bolonii n. p. strzeżenie rowów fortecznych powierzono psom. W łaściw ym posterunkiem jest jednak żołnierz. Gdzie używ ają psów jako posternuków , w y star­

cza na warcie trzech ludzi, podczas gdy dawniej potrzeba b y ło sześciu do dziewięciu.

Osobne patrole kontrolują od czasu pełniące służbę psy. N iekiedy się zdarza, iż patrol zastaje n a warcie śpiącego żołnierza, ale dotychczas nie zdarzyło się n i­

gdy, aby psi posterunek zawiódł. N iekiedy pies budzi także śpiącego żołnierza.

• T ak i wypadek zauw ażył m ajor G uidy podczas no­

cnego patrolu. G dy pies zauw ażył jego zbliżenie się, sta­

r a ł się zbudzić śpiącego żołnierza, ja k b y przeczuw ał gro­

żące niebezpieczeństwo. Żołnierz p rzy zn ał otwarcie, iż g d y b y nie pies, można go b y ło zaskoczyć we śnie.

Ś w ię ta k r o w a H in d u s ó w .

K row a u nas stała się nieraz dobrodziejką dla ca­

ły c h rodzin, nie posiadających często innego mienia, prócz

niej. U H indusów w In d y ach podniesiona została krowa, do godności bóstw a. J e s t ona dla nich świętością, a sza­

cunek, którym ją otaczają, je st tak wielki, iż nieraz w y­

buchają rozruchy z powodu obrazy, uczynionej krowie.

W idziano tam raz krowę, któ ra w południe p o ło ­ ż y ła się najspokojniej na ulicy w K alkucie, ab y sobie wypocząć. Jed en z jej wielbicieli ugościł ją sm akołykam i, a ona, przeżuwając je, używ ała iście krowiej rozkoszy.

R uch na ulicy ustaje, wszyscy om ijają ją na prawo i n a lewo, n ik t się nie odważy przeszkodzić jej, a H indusi skład ają jej swoją czołobitność. Grdy nareszcie krow a pow stała, odprowadzono ją uroczyście do jej rezydencyi, do obory.

E p ile p s y a — c z y li c h o r o b a ś w . W a le n te g o