• Nie Znaleziono Wyników

6.02.1945- 16.02.1945

W związku utratą ostatniego bezpiecznego lądowiska zaopatrzenie dla twierdzy Poznań dostarczane mogło być już tylko przy pomocy zasobników zrzucanych na spadochronach. Po raz pierwszy też nad Poznaniem pojawiły się bombowce typu Heinkel He- 111, które należały do Einsatzstaffel / Schleppgruppe 1., FKB- Staffel oraz do 14.

(Eis) Kampfgeschwader 55. Wszystkie wymienione tu jednostki tworzyły tzw. Gruppe Herzog nazwaną tak od nazwiska dowódcy Schleppgruppe 1449.

W związku z powyższym trudno jest wyodrębnić samoloty z jakich jednostek w kolejnych dniach nad Poznaniem się znalazły. Pewien ślad dają informacje o utraconych maszynach co jednak nie oznacza, że danego dnia załogę Twierdzy Poznań zaopatrywały samoloty tylko jednej jednostki.

Pierwszy zrzut zaopatrzenia nastąpił w dniu 8 lutego. Do Poznania wysłano 7 Ju-52 i 6 He-111, z których 10 maszyn dokonało zrzutu 16,8 tony zaopatrzenia450. Tego dnia na pewno utracono jeden samolot Heinkel He- 111 z Schleppgruppe 1., w wyniku zestrzelenia. Cała załoga (Fw. Hammer, Uffz. Häfler, Fw. Thiemann, Uffz. Pfretschner i OGefr. Schütte) poległa451. Można przyjąć, że był to lot z zaopatrzeniem dla Poznania.

9 lutego nad Poznaniem znalazło się 6 Ju-52 (z sześciu wysłanych) oraz 4 z 6 wysłanych He-111. Łącznie samoloty te zrzuciły prawie 14 i pół tony amunicji452. W tym dniu Schleppgruppe 1., zanotowała utratę jednego He-111 (w nieznanym miejscu z nieznanych przyczyn) a jego załoga: OFw. Mini, Uffz. Lorenz, Uffz. Schmidt i Uffz. Röhrig uznana została za zaginioną453.

449 Georg Schlaug, Eine Einheit, die kaum jemand kennt, [w:] Jet & Prop, Mai/ Juni 2000, s. 62

450 Fritz Morzik, Die deutschen Transportflieger…, s. 227.

451 Wykaz strat Luftwaffe (Luftwaffe Loss Returns Compiled by the Generalstab der Generalquartiermeisterabteilung 6)

452 Fritz Morzik, Die deutschen Transportflieger…, s. 227.

453 Wykaz strat Luftwaffe (Luftwaffe Loss Returns Compiled by the Generalstab der Generalquartiermeisterabteilung 6)

167

Następnego dnia (10 lutego) zrzutu dokonały wszystkie przeznaczone do tego zadania samoloty: 8 Ju-52 i 6 He-111. Ilość amunicji i zaopatrzenia była największą jaką jednorazowo zrzucono na spadochronach przez cały okres walk o Poznań: 24,95 tony454.

11 lutego nad Poznaniem pojawiły się kolejne samoloty Ju-52: z 4 maszyn, które wystartowały z Cottbus, nad Poznań dotarły 3, zrzucając 6 ton zaopatrzenia. Oto nieco obszerna, ale w pełni oddająca okoliczności lotów zaopatrzeniowych, relacja Heinza Hartunga z I./TG 3, który tego dnia właśnie nad Poznaniem się znalazł:

W okresie od 27 stycznia do 16 lutego 1945 latałem z Cottbus do Festung Posen jako obserwator w samolocie Ju-52 3m, oznaczonym numerem G6-ET. (…) Około 11 lutego otrzymaliśmy rozkaz: „Posen”. Wiedzieliśmy, że wylądowanie na lotnisku nie będzie już możliwe, a sama Cytadela znajduje się pod ciężkim ostrzałem rosyjskich oddziałów. Podczas odprawy przed lotem była mowa o tym, że twierdza się pali, a otoczonych w niej ludzi należy zaopatrzyć z powietrza w materiały opatrunkowe i amunicję. Wysokość zrzutu ustalono na 100 m. Dziś już nie pamiętam, czy nasze samoloty dysponowały rynnami bombowymi, czy też mieliśmy wyrzucać zasobniki przez luki awaryjne, bardzo możliwe, że zasobniki i pozostałe materiały znajdowały się w samolotach przymocowane linami do otworów drzwiowych i w ten sposób miały być zrzucane nad terenem docelowym. (…) Z Cottbus w kierunku Poznania wystartowaliśmy przy dobrej widoczności, około godz. 20.00. Pomimo, że lot odbywał się nocą, możliwa była nawigacja terenowa. Już około 21.00 znaleźliśmy się nad Poznaniem (…).

Z daleka widzieliśmy płonącą twierdzę. Lecieliśmy na niskim pułapie, na wysokości około 200 metrów nad ziemią i niżej. Księżyc świecił jasno, dzięki czemu mieliśmy bardzo dobrą widoczność. Widzieliśmy nawet rosyjskie jednostki na ulicach prowadzących na zachód.

Po dotarciu na Poznan, rozpoczęto trudne zadanie zrzutu zaopatrzenia tak by jak największa jego ilość trafiła we właściwe ręce. Zadanie to było jednak niełatwe;

(…) Mieliśmy dotrzeć do punktu docelowego od południa, bezpośrednio nad płonącą Cytadelę. Tam należało zrzucić ładunek z wysokości 100- 150 metrów. Bezpośrednio nad miastem trafiło nas kilka pocisków z działek i karabinów maszynowych, ale nie wyrządziły nam większej szkody. Byliśmy również poinformowani, że miejsce zrzutu będzie

454 Ibidem

168

oświetlone z ziemi zielonymi racami. Gdy jednak osiągnęliśmy wysokość 100- 150 metrów dym zasłonił nam widok miejsca zrzutu. Rozprzestrzenił się pod nami jak czarny dywan.

Czy ktoś zrobił to celowo, by przesłonić nam widok? Nie chcieliśmy rezygnować w związku z czym jeszcze trzykrotnie przelecieliśmy nad celem. Niestety nic się nie zmieniło. Ironią było to, że z daleka płonąca Cytadela była doskonale widoczna, natomiast bezpośrednio nad nią nie widzieliśmy nic. Bardzo zależało nam na tym, aby swój zrzucić ładunek tak precyzyjnie by nie dostał się w ręce wroga. Musieliśmy jednak zważać tez na kurczący się zapas benzyny, by starczyło nam jej na powrót. Za pomocą radiostacji połączyliśmy się z twierdzą. Zameldowaliśmy, że zrzut z powodu złej widoczności nie jest możliwy i zawróciliśmy. Na wysokości ujścia Obry dotarła do nas depesza z twierdzy następującej treści: „Ładunek zrzucić na ślepo. Generał major Gonell” Natychmiast zawróciliśmy i dokonaliśmy całkiem na ślepo zrzutu zasobników wypełnionych materiałami opatrunkowymi i amunicją. Wkrótce otrzymaliśmy kolejną depeszę: „Twierdza dziękuje. Generał major Gonell”455.

Relacja ta w doskonały sposób obrazuje trudności jakie pojawiały się przy zrzucie zaopatrzenia. Kurczący się z każdym dniem obszar, na którym byli jeszcze Niemcy sprawiał, że zrzutów można było dokonywać w ściśle określonych miejscach456. To z kolei ułatwiało organizowanie obrony przeciwlotniczej. Dla precyzji zrzutu wymagane były: stosunkowo niewielka wysokość (między 100 a 200 metrów), oraz właściwa prędkość (w granicach 200 km/h)457. To wszystko sprawiało, że samoloty te były wyjątkowo narażone na ostrzał zwłaszcza z broni piechoty- ręcznej i maszynowej.

O trudnościach ze zrzutami zaopatrzenia z samolotów Ju-52 wspominał również Hermann Bocksteigel:

Przy zrzucie, lecieliśmy na wysokości 200-300 metrów. Zasobnik musiał być ręcznie wyrzucony przez trzech ludzi załogi (mechanik pokładowy, radiowiec, i strzelec pokładowy), Samolot leciał przechylony na skrzydło o 45°. Trzej wspomniani ludzie

455Der Einsatz der Ju-52, [relacja Heinza Hartunga] [w:] Nachritenblatt…, Heft 44, 1992.,s.33-34, cyt. za Maciej Karalus, Kernwerk 1945, Poznań 2009, ss. 41- 43.

456 Jak wspomina Herman Bockstiegel miejsca zrzutu oznaczano lampami ułożonymi w kształt swastyki, aczkolwiek nie jest tego do końca pewien. Patrz: Herman Bocksteigel, op. cit., s. 37.

457 Heinz Hartung, Über den Abwurf der Versorgungsbomben, [w:] Nachrichtenblatt…, Heft 42, 1991, s. 27.

169

w niewyobrażalnym zimnie, musieli jedną ręką się trzymać, a drugą wypchnąć ważący 200 kg zasobnik458.

Bockstiegel pisze też, że na pokład Ju-52 można było zabrać 10 takich zasobników ułożonych w kabinie w swego rodzaju piramidę: na spodzie cztery, potem trzy, na nich dwa i wreszcie jeden, ostatni, zasobnik na samym szczycie. W czasie jednego przelotu nad celem udawało się wyrzucić maksymalnie dwa zasobniki, więc każdy nawrot i nowe podejście nad cel, kosztowały załogę ogromny wysiłek oraz nerwy, bowiem zazwyczaj działo się to wszystko pod ogniem artylerii przeciwlotniczej przeciwnika459.

Fot. 25. Zasobnik z zaopatrzeniem (z wciąż przymocowanym spadochronem) leżący w fosie Cytadeli.

Kadr z radzieckiej kroniki filmowej.

W ostatnim czasie pojawiły się również informacje, że Niemcy próbowali zbudować coś na kształt lądowiska, wewnątrz Cytadeli. O tym przedsięwzięciu wspomina Stefan Krzyżański, Polak, który będąc w służbie pomocniczej przy 312. Batalionie Strzelców Krajowych (Landesschützen Bataillon 312.) cały okres walk o Poznań spędził właśnie na Cytadeli.

458 Herman Bocksteigel, op. cit., s. 36.

459 Ibidem.

170

Myśmy te leje [na głównym dziedzińcu Cytadeli- M.K.] zawalali, bo Niemcy chcieli zrobić tam miejsce, by mogły lądować tam samoloty. Jednakowoż to była za krótka przestrzeń i nie wylądował żaden. To wszystko działo się pomiędzy 10 a 23 lutego460.

Próba realizacji świadczyć może o dwóch rzeczach. Po pierwsze celność dokonywanych zrzutów mogła być niezadowalająca (trudno bowiem jednoznacznie stwierdzić ile zrzucanego w zasobnikach zaopatrzenia rzeczywiście trafiało ręce żołnierzy niemieckich).

Po drugie prawdopodobnie miano wznowić ewakuację rannych, których z każdym kolejnym dniem w Cytadeli przybywało461.

12 lutego nad Poznaniem znalazły się 2 z 4 wysłanych Ju-52, które zrzuciły 3,7 tony zaopatrzenia 462.

Kolejnego dnia (13 lutego) do zrzucenia zaopatrzenia dla oblężonej twierdzy przeznaczono

2 Ju-52, które zrzuciły w zasobnikach 3,7 tony amunicji463.

Tabela 2 Wykaz samolotów wysłanych do Poznania w dniach od 7 do 16 lutego 1945 roku

Data Wysłano Dotarło Dostarczono Zabrano

7.2

460 Maciej Karalus, Kernwerk 1945…, s. 56

461 W końcowym etapie walk w lazaretach rozsianych na terenie całej Cytadeli zgromadzonych było około 2000 rannych żołnierzy niemieckich.

462 Fritz Morzik, Die deutschen Transportflieger…, s. 227.

463 Fritz Morzik, Die deutschen Transportflieger…, s. 227.

171

Tabela na podstawie danych zawartych w :Fritz Morzik, Die deutschen Transportflieger…, s. 227.

Kolejne zrzuty miały miejsce 15 lutego, kiedy to 2 Ju-52 (z pięciu wysłanych) oraz 7 He-111 (z dziesięciu, które wystartowały) dostarczyło 11,8 tony amunicji oraz bębny do nawijania kabli464.

16 lutego do Poznania wysłano 4 Ju-52, z których jedynie 2 dokonały zrzutu nieco ponad 2 ton amunicji. Jednak się okazuje zrzut ten był kompletnie nieudany. Relacja Stefana Obsta wyjaśnia dlaczego:

Na niewielkiej wysokości leciały ciężkie samoloty, do których strzelała radziecka artyleria przeciwlotnicza. Trwało to zaledwie pół godziny. Samoloty oddaliły się w kierunku zachodnim. Na drugi dzień rano wielu z nas poszło drogą w kierunku Strzeszyna zobaczyć skutki zakłócenia nocy przez samoloty niemieckie. Na polach, pomiędzy Podolanami, dworcem strzeszyńskim i Suchym Lasem, leżało kilkadziesiąt ciemnych skrzyń ze spadochronami. Były to pojemniki, w których mieściły się pociski artyleryjskie, amunicja do karabinów maszynowych, zapalniki do pocisków artyleryjskich, granaty i granaty do moździerzy. Wszystko to Niemcy, na skutek silnego ognia artylerii przeciwlotniczej, zamiast na Cytadelę, zrzucili na pola.465

Pewne światło na skuteczność zrzutów, ale również na ich znaczenie dla morale otoczonej załogi, rzuca Rolf Oberheid:

Wieczorami przylatywały Ju-52 i zrzucały zasobniki z zaopatrzeniem- na ogół lądujące niestety u Rosjan. Mimo, że niewiele przesyłek do nas dotarło, owe zrzuty odgrywały jednak bardzo ważną rolę: mocno podnosiły nasze morale. Uświadamialiśmy sobie bowiem wtedy, że nie spisano nas jeszcze na straty466.

Z racji tego, że przez długie lata problem zaopatrywania Poznania drogą powietrzną był raczej marginalnym zagadnieniem. Widoczne jest to zwłaszcza w polskiej historiografii i literaturze wspomnieniowej. Trudno zatem porównać relacje polskie i niemieckie (też stosunkowo nieliczne) i zbudować jakiekolwiek porównanie. Relacje te

464 Fritz Morzik, Die deutschen Transportflieger…, s. 227.

465 Relacja Stefana Obsta, [w:] Mieczysław Skąpski (red.), Wielkopolanie o roku 1945, Poznań 1972, s. 81.

466 Rolf Oberheid, Leutnanci z Poznania, Poznań 2008, s. 36.

172

w zasadzie istnieją równolegle i są jedynie dowodem na to, że jednak zagadnienie to było w jakiś sposób przez polskich świadków dostrzegane- jednak bez głębszej refleksji467.

467 Jedyna szansą na uzupełnienie tych wiadomości jest docierania do żyjących jeszcze świadków. Jesienią 2007 roku Autor przeprowadził wywiad z panem Rajmundem Korczem, który jako kilkulatek spędził okres walk o Poznań w rejonie fortu V.

(…) Tam przy bramie, tam [jednego z domów, który stał na terenie dzisiejszego osiedla Przyjaźni- M.K.]

teraz stoją bloki, tam leżał rozwalony samolot. Teraz nie wiem czy to był Ju-88, czy Ju-52? Bo oni tu lądowali, nocą zrzuty były. Całe niebo było jasne, jak te zrzuty były. Tu spadł jeden [spadochron] na ogródek. Myśleliśmy, że tam będzie coś do jedzenia, bo matka tu codziennie przychodziła z bunkru, w środku była jednak tylko amunicja do karabinów, potem wywoziliśmy ją taczką do lasku (…). Wywiad z Rajmundem Korczem

173