• Nie Znaleziono Wyników

Nazwy własne jako wyznacznik czasu – onimy jako środek przyśpieszający

lub zwalniający rozwój akcji oraz odmierzający czas

Interesującym sposobem wykorzystania nazw własnych w  najnowszej lite-raturze okazuje się użycie ich w celu sprecyzowania czasu trwania określonego momentu fabuły26. Jak zaznacza Teresa Dobrzyńska (2007: 126), w  wypo-wiedziach można zaobserwować pozorne zatrzymanie lub spowalnianie biegu chronosu albo przyspieszanie jego przepływu, czemu służą specjalnie dobierane środki językowe.

Najnowsza literatura dysponuje różnymi sposobami przedstawiania długości akcji wydarzeń oraz ich tempa (por. Graf, 2015b: 235). W  twórczości Moniki Szwai27 w tej funkcji pojawiają się toponimy: nazwy miejscowości lub ulic zary-sowujące ramy i służące do odmierzania czasu potrzebnego na przebycie pewnej odległości, w  którym dochodzi do bardziej lub mniej znaczącego wydarzenia w życiu bohatera:

Omówili pokrótce uroki Krakowa, doskonałą dzisiejszą pogodę, w niewielkim wymiarze politykę rządu i  wyczyny poszczególnych polityków […]. Starczyło im tego mniej więcej do Katowic, a  od Rudy Śląskiej przeszli na konkrety, czyli na aktualną sytuację Agnieszki.

(SD, 135)

Na szczególną uwagę, chociażby ze względu na częstość występowania, za-sługują nazwy rejestrujące upływ czasu w prozie Krzysztofa Vargi. Pojawiają się zwykle w typowych kontekstach poruszanej w jego utworach tematyki śmierci, przemijalności i nieubłaganego upływu czasu (por. Nęcka, 2014: 551–582),

26 Mike Crang podkreśla wzajemną korelację czasu i przestrzeni, a tym samym dowodzi, że czas odmierzają wypełniające go czynności. Odległość natomiast wyznaczana jest przez jednostki czasu, a nie przestrzeni, liczbą zadań możliwych do realizacji w konkretnej jednostce (za: Bącz-kowska, 2011: 230).

27 Zróżnicowane wyznaczniki czasu trwania stanu bądź sytuacji scharakteryzowane za po-średnictwem propriów można także znaleźć w  prozie Ignacego Karpowicza, w  której przyjmują one formę środka porównawczego. Dość wymienić powiązaną znaczeniowo z  szybkością i  tem-pem Formułę 1: „Moje łóżko również przyspieszyło, nabrało tempa Formuły 1, aby zahamować.

Takie hamowanie kończy się jednym: wyleciałem z noszy jak z procy i wylądowałem na nogach”

(KB, 271).

dujących odzwierciedlenie w  refleksjach bohatera często zastanawiającego się,

„jak to się stało, że nie jest już młody, chociaż kiedyś był? Gdzie mu uciekły te dni, miesiące, lata, strawione na życiu i niczym więcej […]?” (Varga, 2010: 155):

Spowiadałem się zatem po raz ostatni przed bierzmowaniem w  kościele Świętego Michała, […] nigdy więcej się nie modliłem, od tego czasu upłynęły dziesiątki tysięcy, a może i setki tysięcy Zdrowaś Mario, upłynęło w zasadzie całe moje życie.

(VT, 13)

Posłużenie się onimem w  przytoczonym passusie służy podkreśleniu dłu-gości czasu, ściślej – odmierzeniu czy sprecyzowaniu okresu, który minął od opisanego zdarzenia. W  tym celu autor sięgnął po niebanalne rozwiązanie, jakie stanowi wykorzystanie nazwy modlitwy Zdrowaś Mario. Wypada ponad-to podkreślić, że wybór miary czasu nie jest przypadkowy, ale podykponad-towany sensem całego wywodu, co dodatkowo wzmacnia jego atrakcyjność u odbiorcy.

Stąd też zastosowany chwyt niejednokrotnie pojawia się w  innych utworach, np. w  Alei Niepodległości:

Uczniowie liceum Świętego Augustyna spędzali w  szkole dziennie średnio dziesięć minut i  dwadzieścia sekund więcej niż uczniowie wszystkich innych szkół, bo modlitwą nie tylko rozpoczynali dzień, ale i  kończyli. Chociaż na odmówienie Ojcze nasz potrzeba dwudziestu pięciu sekund, a  na Zdrowaś Mario wystarczy dwadzieścia, uczniom kazano stawiać się w szkole całe dzie­

sięć minut przed ósmą, jakby mieli odmówić ojczenasza dwadzieścia cztery razy, choć nie potrafili zrobić tego porządnie nawet raz. Po ostatniej lekcji znów trzeba było wyklepać modlitwę, ale to odmawianie było już zupełnie inne, szybkie nie szeleszczące, tylko bełkotliwe. […] I  nim minęła kolejna zdrowaśka, nikogo nie było już w sali […].

(VA, 165–166)

Poprzez wykorzystanie ilości czasu potrzebnego na jednokrotne odmówienie Zdrowaś Mario i Ojcze nasz powszechne modlitwy zaczynają funkcjonować w li-teraturze jako nowe jednostki miary czasu. W tym celu zdecydowano przenieść do literatury funkcjonujące w  języku potocznym, a  nawet zleksykalizowane określenie zdrowaśka. Niewykluczone natomiast, że pojawiające się w  prozie sformułowanie ojczenasz utworzono dla potrzeb stylistycznych, analogicznie do często występującej zdrowaśki28.

Co ciekawe, w  podobnej jak tytuły modlitw funkcji wykorzystane mogą zostać nazwy marketingowe odnoszące się do różnych produktów, np. piwa:

28 Wykorzystanie nazw modlitw czy artykułów spożywczych do odmierzania czasu jest częste w potocznej polszczyźnie.

W  zamrażarce miał jeszcze dwa duże piwa, najbliższa przyszłość zaczynała rysować się w całkiem sensownych barwach, koniec pierwszego piwa oznaczał już prawdziwą ulgę, było to bowiem piwo Mocne, alkohol powoli rozszerzał zwężone nikotyną i strachem tętnice […].

(VA, 225–226)

Zanalizowane fragmenty pozwalają stwierdzić, że onimy pełnią w najnowszej prozie polskiej funkcję podobną do klepsydry29, a więc przyrządu stosowanego dawniej do odmierzania czasu, zwykle – choć nie zawsze – krótkiego, czego dowodzą zdrowaśki czy nazwy produktów spożywczych. Można więc sprowa-dzić ich funkcję do roli jednostki czasu, jednak niezbyt precyzyjnej, bo różnej ze względu na pojawiające się – mniejsze lub większe – różnice w  szybkości skonsumowania danego produktu czy odmówienia modlitwy.

Również muzyka, zwłaszcza rockowa, dla której charakterystyczne są moc-ne, gwałtowne uderzenia, nieraz intensyfikuje tempo zmian zdarzeń i  sytuacji literackich. Sprawia, że gdy brzmią jej dźwięki, „czas płynie szybciej i  ulega zagęszczeniu” (Rabizo-Birek, 2011: 228). Taki sposób przedstawienia rozwoju akcji jest typowy dla prozy Krzysztofa Vargi, pisarza będącego fanem brytyjskich zespołów rockowych. Warto ponadto zwrócić uwagę na wykorzystanie przysłów-ków odnoszących się do dynamiki czasu, tj. właśnie czy nagle:

Nagle łapię się na tym, że od dawna nie słuchałem Happy Mondays, Stone Roses, Inspiral Carpets, Charlatansów. […] Więc nagle dostaję lekkiego spleenu przy „White Shirt”. […] Właśnie siedzę przy komputerze, słucham Charlatansów i piszę książkę o niczym.

(VC, 63)

Problem odmierzania czasu przez nazwy własne każe odnieść się do ważkiej kwestii, jaką bez wątpienia jest wpływ onimów na tempo rozwoju akcji (por.

Graf, 2015b: 235). Roman Ingarden (1988: 303) stwierdza: „Konkretny (inter-subiektywny lub (inter-subiektywny) czas ma […] w  różnych swych fazach rozmaite tempa, które zależą zarówno od tego, co się w tych fazach rozgrywa, jak też od doznań, które posiadamy przy percepcji obiektywnych dziań się, jak wreszcie od

29 Nie sposób pominąć powszechnego zjawiska we współczesnej kulturze zaobserwowanego i skomentowanego przez K. Vargę, które można określić jako nieustanne ponaglanie bądź przyśpie-szanie czasu. Jego przejawem jest „wybieganie” w przyszłość sprawiające, że człowiekowi trudno żyć chwilą obecną. Przykład tego stanowi m.in. dostępność świątecznych towarów w czasie, gdy kon-sumenci zupełnie nie myślą jeszcze o świętach, czy wyprzedaż i likwidacja kolekcji odzieżowych w samym środku sezonu: „Na szybach wystawowych sklepów z odzieżą ponaklejano napisy »Wy-przedaż kolekcji wiosenno-letniej, 90 procent off!« oraz »Już jest! Kolekcja jesień-zima!« i dziadek odczytywał to jako dobitne przypomnienie, że w  żaden sposób nie ucieknie przed swoim coraz szybszym przemijaniem. Przecież ledwo przekwitła wiosna, dopiero się rozgorączkowało lato, a tu już wszystko przecenione, […] za chwilę Nowy Rok, a potem kolejne bezlitosne wyprzedaże i nowe kolekcje mody, odmierzające klepsydrą marki prét­à­porter czas do nicości” (VN, 285).

sposobu doznawania”. Liczne przykłady dowodzą, że propria mogą zatrzymać, a tym samym opóźniać dalszy rozwój akcji, co pozwala przypisać im funkcję re-tardacyjną30 (por. STL). Dzieje się tak zwykle za sprawą ich udziału w statycznych elementach prozy, takich jak opisy (stanowiące same w sobie ujęcie pozaczasowe, informujące przede wszystkim o właściwościach określonego przedmiotu w sta-tyczności (zob. Witosz, 1997: 21)), służących często do odłożenia w czasie momen-tu, w którym odbiorca zostaje powiadomiony przez narratora o wyczekiwanych informacjach31. Umiejętne wykorzystanie deskrypcyjnych części prozy wpływa jednak znacząco na atrakcyjność warstwy kompozycyjnej utworu, nie umniej-szając jednocześnie jego walorów informacyjnych (Kulawik, 1994: 332), np.:

W  kiosku Ruchu (zielonym) kupił u  sprzedawcy (szarego) (tradycyjna pol-ska kuchnia) „Wyborczą”. Kupił z  przyzwyczajenia. Nie zamierzał jej czytać.

Szacunek do „Wyborczej” wyparował, gdy na światło dzienne zaczęły wypływać nieczystości wywołane aferą Rywina […].

(KC, 177) Dzięki jednemu z żartów tego, co rządzi wyobraźnią, przypomina mi się bajka o koziołku Matołku i to, że wszystkie jego przygody kończyła rymowana fraza:

„ta zabawa, koziołeczku, nie jest już dla ciebie zdrowa, coś tam, coś tam, coś tam, coś tam, zbieraj się do Pacanowa”.

(BK, 85)

Wypada ponadto podkreślić, że sam onim może stać się punktem wywołują-cym refleksję (przyjmującą nieraz formę dłuższego wywodu) lub tematem całej wypowiedzi (zob. Witosz, 1997: 74)32. Jest wówczas niezbędną częścią opisu – ośrodkiem, nad którym ten ostatni zostaje nadbudowany, a sytuując się na jego początku, stanowi ważny element delimitacyjny (Witosz, 1997: 74). Nieraz staje się pobudką do skomentowania rzeczywistości33. Nasuwa również bohaterom dygresje różnorakiej natury, np.:

30 Warto przypomnieć, że rozrastanie się części deskrypcyjnych było już w  XIX-wiecznej refleksji teoretycznoliterackiej postrzegane jako nadmiar tekstu zakłócający jego czytelność i spój-ność: „Opis zaś chcąc się zatrzymać przy każdym zewnętrznym momencie, […] tamuje tok opo-wiadania malowaniem jednej chwili albo jednego miejsca i sytuacji” (Biegeleisen, 1884: 113; za:

Witosz, 1997: 89).

31 Mimo że konkretny onim w  przywołanych passusach nie jest najistotniejszy, to jednak staje się w nich podstawą dygresji. Pozbawienie opisu nazwy własnej i ograniczenie się do nazwy pospolitej w mniejszym stopniu odwracałoby uwagę czytelnika od głównego wątku tekstu.

32 Warto również wspomnieć o  szczegółowo omawianym przez Magdalenę Graf (2015a:

215) problemie (onimicznej) intertektualności – „dyskusji nad autorską intencyjnością odesłań aluzyjnych i (nie)możnością kontrolowania przez twórców potencjalnych relacji intertekstualnych sygnalizowanych przez onomastykony” w tekstach najmłodszej polskiej prozy.

33 Monika Bogdanowska (2003: 11) dostrzega dwa stałe aspekty komentarza. Za jeden z nich uznaje wypowiedź „dodawaną” do istniejącego przedmiotu, który często jest określony za pomocą onimu.

Czytam Diabła na wolności Eriki Jong, autorki tak skwapliwie polecanej przez feminizujące pisemka. Biedna Jong, w  swoim czasie też dostała od femisi,

„sióstr” (Piotr nazywa je „siostrami niemiłosierdzia”) o mentalności przedszko-lanek. Bo co z nimi będzie, gdy przestaną pouczać i straszyć, a kobiety dorosną i rozbiegną się na wolność, do seksu, mężczyzn.

(GE, 10) Michalina udała się wolnym krokiem nad jezioro Szmaragdowe, małe jezior-ko na skraju Puszczy, powstałe w  miejscu dawnej jezior-kopalni kredy. Jajezior-ko mała dziewczynka znała tutaj każdy kamień i każde drzewo. Z upodobaniem ganiała ścieżką poprowadzoną wzdłuż stromych brzegów i  nie bacząc na ostrzeżenia, przekraczała barierki, aby z wysoka spojrzeć w wodę. Miała ona niespotykany kolor; zgodnie z nazwą była szmaragdowa, może dlatego, że odbijały się w niej te wszystkie drzewa.

(SK, 165)

Przytoczone fragmenty dowodzą niejednorodności funkcji występowania nazw własnych w literackich deskrypcjach. Poza właściwą im funkcją refleksyjną, jak np. w Europejce Gretkowskiej, często można mówić o ich roli w budowaniu komentarzy do sytuacji i  w  ocenianiu faktów34. Propria mogą zostać ponadto wyzyskane w funkcji wspomnieniowej35. Nierzadko ocierają się przy tym o sen-tymentalizm, czego przykład stanowi fragment Klubu Mało Używanych Dziewic Szwai. Co więcej, ten ostatni wskazuje, że zwykle współwystępują one z funkcją retrospekcyjną, a więc odsyłają do przeszłości.

Nazwy własne w  częściach deskrypcyjnych w  najnowszej prozie równie często pojawiają się w  roli odmiennej od funkcji retardacyjnej, którą można postrzegać jako dążenie autora do skrócenia opisu36, np.:

– Kochanie, to jest życie, nie kino. Ja nie jestem Meryl Streep ze „Sprawy Kramerów” […].

(SJ, 152)

34 Funkcja ta wydaje się szczególnie częsta w  twórczości Manueli Gretkowskiej, zwłaszcza w  utworach mających formę dziennika (mam na myśli Polkę, Europejkę czy Obywatelkę). Za przypisaniem funkcji komentatorskiej gatunkowi dziennika przemawia nadto jej obecność w  re-prezentującej go Kobiecie Joanny Bator. Wynika to być może z  podobieństwa tych utworów do eseju, w niektórych fragmentach bardzo silnie (por. Eco, 1995: 68, 77–83).

35 Ze względu na fakt, że wspomnienia mają związek z przeszłością, funkcja wspomnieniowa nazw własnych zawsze łączy się z funkcją retrospekcyjną. Trzeba jednak zauważyć, że samemu od-niesieniu do przeszłości nie muszą towarzyszyć wspomnienia. Tym samym funkcja retrospekcyjna nazw własnych ma znacznie węższy zasięg niż funkcja wspomnieniowa onimów i niejednokrotnie występuje bez niej w literaturze.

36 Na powiązanie opisu z  funkcją retardacyjną zwraca uwagę Przemysław Czapliński (2003: 91), nazywając go „najoczywistszym środkiem paraliżującym czas”.

Kama przypomniała sobie, że jest śmiertelna, nawet bardzo. Dusza Kamy jest oczywiście nieśmiertelna. Nieśmiertelność duszy w  kontekście śmiertelnego ciała to tylko scholastyczne dywagacje. Monty Python.

(KB, 116)

Dokonane obserwacje pozwalają postawić tezę, że w  przytoczonych frag-mentach propria, skracając deskrypcję, jednocześnie minimalizują ją, a  wręcz niwelują. Posłużenie się tego rodzaju zabiegiem – zastąpieniem rozbudowanego opisu kumulującą sensy nazwą własną – może zapobiegać dekoncentracji czytel-nika, a  także jego zniechęceniu do podjęcia lektury (zob. Witosz, 1995). Tym samym każe stawiać pytanie, czy takie jej „zwinięcie” – do postaci składającej się z  jednego lub kilku wyrazów nazwy własnej – nadal mieści się w  definicji opisu37 rozumianego jako „element narracji38, który służy przedstawianiu stanu i  wyglądu postaci, przedmiotów i  scenerii wydarzeń […]. [Ponadto – B.K.-P.]

kształtuje przestrzeń, wyposaża ją, charakteryzuje […]” (Kulawik, 1994: 330).

Jeśli jednak, jak chce Bożena Witosz (1997: 62), minimalny tekst opisu stanowi deskrypcja jednowypowiedzeniowa, można przyjąć, że pojedyncza nazwa własna również mieści się w tych kategoriach39.

Trzeba uściślić, że postawienie onimów w  takiej funkcji nie pozostaje bez znaczenia, ponieważ przenosi odpowiedzialność za budowanie opisu na czytelni-ka. Ten z kolei, znając sens nazwy, a także skojarzenia, które onim wywołuje, jest w stanie samodzielnie „rozpakować” nazwę i „rozwinąć” ją we własnym umyśle podczas procesu odbioru. Jak bowiem podkreśla Jerzy Bartmiński (2005: 45), słowo i  tekst są od siebie współzależne: słowo-znak stanowi nośnik asocjacji semantycznych, tekst natomiast to przekaźnik charakterystyk tematyzowanego przedmiotu kreowanych intencjonalnie przez podmiot mówiący. Słowo i tekst są

37 Nasuwa się ważny, wymagający jednak odrębnych badań problem, który ze względu na inny przedmiot niniejszych rozważań nie będzie rozwijany: czy sama nazwa własna to jeszcze opis.

38 Niektóre definicje opisu wśród jego właściwości mocno podkreślają wielozdaniowość (zob.

Olędzki, 1988: 180). Zdaniem Bożeny Witosz (1997: 22) „opis może być także jednozdaniowy”.

39 Potwierdzają to poglądy Aleksandry Cieślikowej (2001) uznającej nazwę własną za tekst.

Przemawia za tym również tekstologiczna teoria nazw własnych zaproponowana przez Małgorzatę Rutkiewicz-Hanczewską (2013). Według badaczki nazwy własne reprezentują nie tylko odrębną grupę leksemów, ale także tekstów. Co więcej, są pełnoprawnymi tekstami funkcjonującymi obok lub w  zakresie innych (apelatywnych) tekstów kultury. Tekst to zawieszony w  próżni konstrukt, rezultat różnych bodźców wynikających ze sposobów ludzkiego myślenia i  doświadczania rze-czywistości, dlatego też metoda opisu propriów wymaga szerokiego osadzenia ich w  kontekście historycznym, psychologicznym czy społecznym. Onimy z  aktu nominacji mają swoją odrębną reprezentację tekstową w  akcie komunikacji i  w  ten sposób profilują onimiczne obrazy świata.

Zaprezentowana przez uczoną typologia tekstów nazewniczych opisuje różne ich gatunki w dwu płaszczyznach: motywacyjnej (uwzględniającej moment powołania nazwy własnej) i  komunika-tywnej (wskazującej na sytuację konkretnego jej użycia w oderwaniu od pierwotnego aktu kreacji).

W  ten sposób zaakcentowana zostaje „niestałość tekstu nazewniczego, który […] może ulegać zmianom na poziomie strukturalno-semantycznym” (Rutkiewicz-Hanczewska, 2013: 15).

względem siebie ekwiwalentne, ponieważ „słowo można »rozwinąć« w tekst, zaś tekst można »zwinąć« w  słowo”. Należy pamiętać, że zgodnie z  teorią Romana Ingardena każdy czytelnik dokonuje konkretyzacji dzieła literackiego na swój sposób, wypełniając jego schematyczną strukturę podczas aktu lektury (zob.

Burzyńska, Markowski, 2009: 94–95). „Zdarza się niezmiernie rzadko – po-wiada teoretyk literatury – żeby dwie, przez różnych czytelników utworzone kon-kretyzacje tego samego dzieła były całkowicie jednakowe we wszystkich rysach, które są decydujące dla ukonstytuowania się wartości estetycznej” (Ingarden, 1976: 398). Można zatem przypuszczać, że posłużenie się nazwą własną w miej-sce apelatywu przyczyni się do podobnego wypełniania miejsc niedookreślenia w tekście przez różnych czytelników, którzy, dokonując konkretyzacji, będą mieli przed oczyma ten sam przedmiot przedstawiony – osobę o określonym imieniu i nazwisku, przedmiot danej marki lub konkretny program telewizyjny.

Należy podkreślić, że posługiwanie się propriami w  opisach może służyć także skonstruowaniu swoistego résumé lub trafnego narratorskiego komenta-rza40 (por. Witosz, 1997: 77). Takie „ekonomiczne zwinięcia” czy też kumulacje znaczeń mają jednak rację bytu tylko wówczas, gdy czytelnik zna onimy i  jest w  stanie właściwie je rozwinąć i  odczytać. Potwierdza to m.in. będąca podsu-mowaniem opisu nazwa Monty Python (kojarzona przez współczesnego odbior-cę kultury z  grupą satyryków, którzy wytworzyli swój własny, pełen absurdu i  nonsensu styl). Dzięki tej nazwie autorowi bardziej dosadnie udaje się oddać prowadzone przez bohaterkę dywagacje. Nie dziwi więc fakt, że deskrypcje, poza podstawowymi, zwykle realizują także inne cele, do których zalicza się chociażby rozbawienie, wzruszenie czy zszokowanie odbiorcy (Witosz, 1997: 32) wywo-łane poprzez skierowanie uwagi czytelnika na onim umieszczony w  końcowej części tekstu (por. Graf, 2015a: 121).

Poczynione obserwacje nad nazwami własnymi odmierzającymi literacki czas każą pochylić się nad współwystępowaniem dwóch przeciwstawnych tendencji.

Z  jednej strony ujawnia się użycie nomina propria w  celu opóźnienia (poprzez budowanie opisów) czasu akcji, z drugiej natomiast – jako środka minimalizują-cego fragmenty deskrypcyjne, tym samym wpływająminimalizują-cego na dynamikę, a wręcz przyspieszenie rozwoju zdarzeń. Taki zabieg wzbogaca nie tylko wewnętrzną bu-dowę dzieła literackiego. Wnikliwy odbiorca dostrzeże skrywaną za nim gorzką prawdę stanowiącą jeden z wiodących problemów współczesności, który można określić jako rozdarcie jednostki między deficytem a nadmiarem czasu. Człowiek bowiem, mając poczucie nieustannej determinacji czasem i cierpiąc na chronicz-ny jego brak41, ulega ciągłej za nim pogoni. Poddając się w  codziennym życiu

40 Nazwa własna pełni wówczas funkcję działania językowego, u  podstaw którego leżą takie czynności mentalne, jak kreowanie, ocenianie, tłumaczenie czy interpretowanie (zob. Bogdanow-ska, 2003: 11).

41 Jak zaznacza Dorota Brzozowska (2007: 235), życie postindustrialnych społeczeństw w epoce znacznego wzrostu jego tempa toczy się wokół sposobów spędzania czasu bądź ciągłych

tyranii czasu (towaru ogromnie cennego i poszukiwanego), staje się „ofiarą pręd-kości” (por. Witosz, 2007: 9), czego efektem jest chociażby pracoholizm jako jedna z  chorób cywilizacyjnych. Trzeba jednak podkreślić, że poprzez życiową niezaradność (m.in. w walce z bezrobociem) czy marnotrawienie wolnych chwil przed telewizorem lub w lokalnej piwiarni, zabija go42. Słuszne wydaje się więc dostrzeżenie wzajemnego powiązania opozycji funkcjonujących na płaszczyźnie formy i treści utworu literackiego: skrót – wydłużenie (wywołanie) fragmentów deskrypcyjnych a deficyt – nadmiar czasu u współczesnego człowieka.