• Nie Znaleziono Wyników

IV. WSPOMNIENIA O JADWIDZE HARASIMOWICZ

18. Niewysłany list Tadeusz Pilch

Tadeusz Pilch

Droga Jadziu!

Nie napisałem do Ciebie, jak obiecałem, zaraz po sesji letniej w Grzybnie. Zawsze znaj-dzie się tysiąc okoliczności, które przeszkodzą lub tylko są pretekstem do lenistwa, marnym usprawiedliwieniem naszego niedbalstwa. A Ty wiesz najlepiej, a teraz i ja to wiem, że czas na nas nie poczeka, że nie da nam drugiej szansy. Może dlatego Horacy tak mądrze przestrzegał:

carpe diem – nie marnuj mijającej chwili. Ona się nie powtórzy.

Miałem Ci Jadziu napisać o przyszłości, ale i o przeszłości. O przyszłości dlatego, że z nią związana jest nadzieja; a o przeszłości dlatego, że z przeszłości płyną nauka, mądrość, nawet wówczas, gdy tę przeszłość zapełniają nasze błędy. Przeszłość i przyszłość dotyczą nas i naszego tulowskiego ruchu. Wprawdzie każdy z nas żyje swoją przeszłością i każdego z nas wypełnia jakaś nadzieja na przyszłość, ale znacznie więcej waży w życiu to, co jest życiem, doświadczeniem i dążeniem zbiorowości, nawet tak małej jak nasze Towarzystwo, TUL.

Chciałem w liście dokończyć naszą rozmowę o TUL-u, o jego ludziach a w gruncie rze-czy podziękować Ci, że w nim jesteś i za to kim w nim jesteś. Bo cała historia Towarzystwa, to biografie ludzkie. Bez ludzi, bez osobowości, których było i jest u nas bez liku – nic byśmy nie znaczyli. Ale, powiem Ci jeszcze, że przekonałem się, jak ważny jest każdy. I ten „mały” i ten „duży”. Nie można popełnić większego błędu mówiąc: oto są trzy, cztery najważniejsze osoby, reszta to widzowie, pasażerowie bez znaczenia i właściwości. Takie błędy popełniają masowo politycy. U nich musi być przywódca, a reszta to mierzwa historii. Może dlatego w polityce nikt chyba nie znalazł szczęścia, a nawet satysfakcji.

Pamiętasz, jak mówiłem Ci o samych początkach TUL-u, jak zakładaliśmy Towa-rzystwo w Opaleniu, na tydzień przed stanem wojennym. Tam właśnie zjechało mnóstwo wspaniałych ludzi z całego kraju; nauczyciele, politycy, artyści, społeczne autorytety, m.in. Zofia Solarzowa, wielka entuzjastka Towarzystwa. Z Twojego Wrocławia było kilka osób z Uniwersytetu, z pisarzem Stanisławem Srokowskim. Miałem potem zaszczyt rywalizować z nim o funkcje prezesa Towarzystwa. Było radośnie i optymistycznie, ludzie przepełnieni życzliwością do siebie i świata. Myśleliśmy: skoro tyle wspaniałych osób przyjechało, pewnie robimy coś bardzo ważnego, doniosłego. Spaliśmy byle gdzie, jedliśmy byle co, ale to nie miało żadnego znaczenia, bośmy mieli uczucie, jakbyśmy bez przerwy ucztowali duchowo. Wtedy objawiła mi się wyraziście świadomość ważności człowieka, siła, która tkwi w ludzkich emocjach. Gospodarz Bałtyckiego Uniwersytetu Ludowego w Opaleniu, drobniutkiej postu-ry Narcyz Kozłowski, z tym tłumem ludzi i żywiołowymi zachowaniami poradził sobie, jakby był sierżantem-kwatermistrzem i miał w dyspozycji kompanię wojska.

Zanim jednak doszło do tego spontanicznego Zjazdu w Opaleniu, poprzedziły go mie-siące przygotowań, które odbywały się w Ośrodku Szkoleniowym PSL (wtedy jeszcze ZSL) na ul. Ciołka, gdzie mogliśmy skorzystać z noclegu, stołówki, przy cichej aprobacie władz Stronnictwa. Przyjeżdżali ludzie z całego kraju; młodzi i starzy, nauczyciele i rolnicy, samotni entuzjaści i przedstawiciele różnych organizacji terenowych. Wszystkich przyjmowali ser-decznie i z pewną wówczas odważną determinacją pracownicy Ośrodka. Bez ich wsparcia nic bym nie zdziałał. To byli „starzy” ludowcy, społecznikostwo mieli we krwi. Ja ich pamiętam i wymienię wszystkich z nazwiska w książce, którą Ci obiecywałem, a którą ciągle odsuwam, bo pilniejsze są inne sprawy. Nie wiem Jadziu, czy teraz po tej „nauce” jaką dał nam los, dalej będę zwlekał z jej napisaniem.

Rozjechaliśmy się do domów, a po kilku dniach cały ów entuzjazm i nadzieje ,,rozjechał” stan wojenny. Przytuliliśmy się do ZMW, bo to była taka nisza, w której można było ukryć działalność kulturalną. Różnie nam się z nimi układało, ale dziś mogę znowu powiedzieć, że dzięki nim, tym młodym ludziom z ZMW nasz ruch przetrwał trudne chwile i mimo naci-sków na nich jakoś nas tolerowali, a dr. Staszkowi Jańcowi wydzielili kawałek pokoju, biurko i dali biurowe utensylia. Znowu Jadziu wychodzi, że ludzie nie zawiedli.

Ale ówczesnym władzom politycznym nie w smak były nazwiska wybranego zarządu w Opaleniu. Mimo interwencji Z. Solarzowej u najwyższych czynników, władza się zaparła i bez zmian personalnych nie chciała słyszeć o „odwieszeniu” Towarzystwa. Toteż jednego razu zebraliśmy się, pojechali do Gaci Przeworskiej, gdzie zaczął także działać uniwersytet ludowy i tam namówiliśmy Zosię Kaczor-Jędrzycką, wówczas ważnego urzędnika Ministerstwa Rol-nictwa, aby podjęła się przeprowadzenia TUL-u przez trudne czasy stanu wojennego. Zosia Kaczor, człowiek o ludowych tradycjach rodzinnych i duszy społecznika, podjęła się tego mozolnego trudu, przy różnorodnych kłopotach, a niekiedy nawet upokorzeniach. Chwała jej za to.

W tym samym mniej więcej czasie pojawił się inny „dobry duch” TUL-u – Majka Ko-rulczyk. I właśnie w tym czasie zjawiłaś się Ty – ze swoją wymagającą życzliwością, ze swoim rzeczowym rozumem i rozrzutnym uczuciem przyjaźni do wszystkich. Rychło stajesz się, mimo swoich ruchowych ułomności, wybacz szczerość, wodzirejem naszego korowodu, który trwa i idzie do przodu.

Widzisz więc, że to ludzie są „solą” naszego ruchu. To ci wymienieni, a jeszcze więcej Ci niewymienieni są źródłem jego trwania i siły. Powiesz może, iż nadużywam pojęcia siły, przypisując ją nam, TUL-owi. Niekoniecznie. Pedagogika zna wiele przykładów, kiedy uczu-cie jest niezwykłą siłą i tworzy wielkie dzieła. Choćby Jan H. Pestalozzi, Maria Montessori, Janusz Korczak. Akurat nasze Towarzystwo zawsze było bogate w uczucia i bogate w powią-zania międzyludzkie. W naszym ruchu spełniało się pięknie powiedzenie wielkiego Mikołaja Grundtviga: „samemu być sobą, ale nie wystarczać sobie samemu”. A prościej wyraził to Pau-lin Wojtyna: ,,z ludźmi ku ludziom”.

Zauważ, tak się jakoś składa, że wymieniam niemal same kobiety. Może dlatego, że skoro siłą wiążącą i napędową w ruchu uniwersytetów ludowych są uczucia i relacje między-ludzkie, to tu kobiety są lepszymi mistrzyniami niż gruboskórni mężczyźni. Ale to nie byłby sąd sprawiedliwy. Bo popatrz tylko; czy można sobie wyobrazić nasze spotkania bez Romka Szydłowskiego z gitarą? Albo bez Tolka Paplińskiego z nieodłączną kamerą i uśmiechniętą życzliwością do wszystkich? A ile wesołości sprawiały ludziom niewinne psoty Irka Roz-wandowicza, którego ochrzciliśmy „Szuwarkiem”? A o ileż bylibyśmy ubożsi bez wierszy i kabaretów Janka Pieńkowskiego? Każdy dawał, co umiał najlepiej: powagę – Janusz Taciak, stateczność – Basia Wikło, dynamit w działaniu – Ela Gniazdowska, urok osobisty – Twoja Alina… i tak by można ciągnąć listę znaczenia i zasług wszystkich niemal naszych Kolegów. Każdy ma coś do zaoferowania innym. Każdy jest w coś bogaty.

Zawsze miałem szczęście do ludzi. W szkole do nauczycieli, na uczelni do studentów i współpracowników. Może w polityce czułem się tylko trochę nieswojo i samotnie. Nikt specjalnie nie chciał mnie przyjąć do swojej paczki. Ale najwięcej fajnych ludzi, otwar-tych, twórczych, życzliwych spotkałem w naszym Towarzystwie. Jak już wydawało się, że TUL-owi grozi uwiąd, zjawiał się zawsze ktoś, kto dawał nowe obroty, popędzał ,,kota” marazmowi i zwątpieniu i wszystko odżywało.

Kiedy zjawiłaś się Ty – starsza Pani z ograniczoną ruchliwością, kto mógł przypuszczać, że staniesz się jedną z najbardziej witalnych postaci naszego ruchu i jednym z życiodajnych czynników naszego Towarzystwa. Zastanawiałem się, jak nazwać to, co robiłaś? I przyszło mi do głowy takie porównanie, że byłaś jak takie ciepłe światło w szklarni, co to wszystkim roślinom pozwala rosnąć i wszystkie dobrze się czują w cieple tego światła. Ciepło i światło to dobrzy towarzysze Jadziu – na najdłuższą drogę. Mam nadzieję, że Ci ich nie zabraknie.

Póki więc ludzi nie zabraknie – nie bójmy się przyszłości. Mimo że czas tak szybko ucieka i czasem nie starcza go, aby napisać w porę jeden list do przyjaciela, to razem z nowym czasem przyjdą nowi ludzie.

Ostatnio zobaczyłem na ulicy taki olbrzymi plakat. Zamyślony Jan Paweł II, w tle bie-gnące sylwetki... A pod spodem napis: Zatrzymaj się! To przemijanie ma sens! W tym prze-mijaniu jest przecież nasza praca, to wszystko, co daliśmy drugim, są ludzie, z którymi szliśmy ku ludziom. I nie jest ważne, czy dało się im wielkie dzieło filozoficzne, czy trochę życzliwo-ści, czy tylko uśmiech, czy wreszcie okazję do gestu dobroczynnego wobec potrzebującego. Wszystko jest ważne, bo składa się na życie, czyli niepowtarzalny dar dany raz jeden jedyny. Inni przyjdą za nami i zbudują może coś większego, piękniejszego. I pewnie tak będzie, ale

będzie w tym też jakaś mała cząstka pozostawiona przez nasze przemijanie. Będzie w tych przyszłych postaciach przyszłego świata także cząstka Ciebie. Myślę więc Jadziu, że możemy tym, którzy po nas przyjdą, zadedykować ten piękny wiersz Paulina Wojtyny: – ,,Niech się Wam szczęści, którzy idziecie za nami”

Do zobaczenia Jadziu – tam, u Ciebie!