• Nie Znaleziono Wyników

Ojciec węgorz będzie miał dzieci żmije

Do króla Salomona przyszedł ojciec ze skargą na dzieci, iż nijak nie może je wypędzić do kościoła.

__ „Wypędzić?*1, zagadnął król. „Czy do kościoła potrzeba wypędzać i napędzać?11

__ „Ach nie, mówi zakłopotany, nie myślałem na wpędzanie, jak pasterz wpędza trzodę do chlewa. Ale każę im, nie idą, proszę, nie usłuchną, gniewam się, nic nie wskóram, krzyczę, nic me po­

może!"

— To dziwne, odrzekł król. .

— Tak, bardzo dziwne. A jeszcze dziwniejsze, że od sąsiada w szystkie dzieci gonią do kościoła, jak p szczoły na lipy, jak wiel­

błądy do wód. W iele tam często płaczu, że iść nie mogą!

— A któreż dzieci są lepsze, sąsiada, czy twoje, Ojcze?

— Ani pytać, Królu. Moje, to żmije. W ylęgać w cieniu drzew, palić fajki i rozmyślać nad bezperactwem, które popełnią w nocy, to potrafią. Ale matka może sobie zedrzeć nogi po kolana, tego nie widzą, a gdybym je napominał i łajał, to w yszczerzą na mnie zęby. Lepiej mi b yło w ło ży ć niemowlęta do worka, zaw iązać i wrzucić w nurty Jordanu, aniżeli rzeźbić kolebki i śpiew ać im

do snu! * , .

__ To dziwne. Nie do uwierzenia, Ojcze Szymonie. Z takie]

zacnej rodziny zrodziły się tak nikczemne dzieci. W yw odzicie się z pokolenia Judy. Sędziów i wodzów ludu macie w lmji proste], zacnych nauczycieli zakonu w linji przybocznej. Dziadek darował miejsce na cmentarz dla przechodniów. Babka złożyła w ofierze sw e złote naramieniki na pozłóckę cherubinów. Ojciec Twoj, monie, miewał zaszczyt dostarczać baranków na ofiarę całopalenia za grzech Izraela w Wielki Dzień Pokutny. Prorok Eljasz jest z W aszego rodu. A z tego pnia takie nędzne latorośle. Czy to możliwe?

— Królu! możliwe, rzeczyw iste, prawdziwe! To żmije, a nie dzieci i

— Żmije, a nie dzieci. To straszne! Gdzież jednak leży przy­

czyna i wina? # .

__ Królu, jedyną przyczyną jest to, że nie idą do kościoła.

Dzieci mego sąsiada oddechają tern samem powietrzem, piją wocłę z tej samej studni, jedzą ten sam chleb, którym nas kraj żyw i - a są inne, zupełnie inne, bo chodzą do kościoła. Badałem to i widzę u setek rodzin: Jaki do Boga, taki do ludzi, jaki do modlitwy, taki do pracy, jaki do ofiary, taki do cnoty. Kościół jest więcej mz

- 97

-wojsko, więcej niż ojciec i matka. Gdyby je kto nauczył do kościoła chodzić, będą inne.

— Spełnienie Twoich życzeń, Szymonie, nie będzie zbyt trud- nem. Złóż piękną karawanę z Twych wielbłądów i zaproś syny i córki, niewiasty i zięcie, a ucieszy ich piękny i okazały pochód.

Chętnie i z radością zajadą do kościoła.

— Królu, nigdy tego nie czyniłem. Cały św iat patrzałby się na mnie. Nie mogę.

To spraw dzieciom nowe piękne, barwne ubrania i ubierz się sam dostojnie i zaproś je do kościoła. Najmniejsze dzieci uchwyć za rękę i prowadź je, starsze pójdą obok Ciebie. Rozma­

wiaj z niemi, jak z Twoimi towarzyszam i, co ich ucieszy.

— Też tego nigdy nie czyniłem, Królu. Dzieci pom yślałyby, że mi się coś pomierwiło w głow ie.

— To jeszcze będzie inne wyjście. Daj im na ofiarę baranka i każ sprawić ucztę ofiarną. Niech sobie zaproszą rówieśników i ucieszą się z nimi.

— Królu, te rzeczy są drogie i kosztują sporo.

— Szymonie! Ani cały funt złota, przyniesiony w ofierze corocznie kościołow i przez Ciebie, nie zachwiałby Twoim dobro­

bytem. A cóż znaczy jedna skromna ofiara? Ale znajdzie się jeszcze inne wyjście. Każ je zapisać do chóru kościelnego. To zw ykle w iele radości sprawia dzieciom i one chętnie uczęszczają do kościoła, gdy mogą śpiewać.

— Królu, to też kosztuje, a nie jest za darmo.

— .-W iem, Szymonie, wiiem jeszcze więcej. Wiem, że Ty nigdy nie uczęszczasz do kościoła, wiem, że nigdy nie w ziąłeś dzieci za rękę i nie wprowadziłeś je w św ięte mury naszego

przybytku, wiem, że uchylasz się zaw sze od wszelkiej ofiary, a gdy ją dać musisz, kręcisz i wijesz się jak węgorz. Otóż wiedz:

Jak długo węgorz zostaje w wodzie, wije się pomiędzy kamieniami, a dzieci jego wiją się za nim i pozostają węgorzami. Kiedy wyjdzie z w ody i wije się pomiędzy skałami, dzieci jego stają się żmijami.

Ty stałeś się dla kościoła węgorzem, który opuścił wodę ż y ­ wota, dlatego zrodziłeś sobie żmije.

Jak czytać Biblję?

Na pow yższe (pytanie znajdziesz odpowiedzi wiele. Żadnej nie lekceważ, ale na tę jedną pamiętaj: Biblję należy czytać nie poto, abyś stał się mędrszym i więcej wiedział, ale po to, abyś stał się lepszym. Czy to rozumiesz?

►♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦i

7

- 98 —

Słowo Boże!

S ły sz y się często zdanie, że Słow o B oże już jest przestarzałe i niema nic do powiedzenia ludziom czasów dzisiejszych, ani też nic do dania. Że dobrem było ono kiedyś, ale nie dziś w czasach radja, aeroplanów, cudów techniki i niesłychanych wprost odkryć w dziedzinie praw przyrody. Że człow iekow i dzisiejszemu nic nie daje i żadnego niema z niego pożytku. Ale czy tak naprawdę jest?

Czyż to słowo, które nasi jeszcze przodkowie uważali za skarb swój najdroższy, niczem jest już dla nas? C zyż straciło swoją war­

tość, swoje znaczenia i swój sens? C zyż naprawdę się przesta­

rzało i można je odrzucić, jako niepotrzebny balast na drodze naszego życia? C zyż ono nic nie daje i żadnego słuchaczowi nie przynosi pożytku?

Nad temi pytaniami godzi się zastanowić i choć pokrótce odpo­

wiedzieć, bo w przeciwnym razie gotów ten i ów uw ierzyć gło­

som tego świata i ponieść niewypowiedzianą szkodę na ciele i na duszy.

Najlepiej zaw sze przekonywującem jest przykład. Posłużm y się przeto i my przykładem, na którem będziemy mogli poznać, co należy m yśleć o tem, co mówią „mędrcy tego św iata11 o Słowie Bożem. Przykładem zaś tym niech nam będzie naród dalekiej p ół­

nocy, naród szwedzki.

Polacy, zwiedzający Szw ecję, rozpisują się po powrocie do ojczyzny szeroko o tym kraju, a zw łaszcza o jego narodzie. Są pełni zachw ytu dla jego kultury, w ysokiej moralności, poczucia obowiązkowości i sumienności, uczciw ości i rzetelności. Podkre­

ślają, że ilość przestępców 7-go przykazania jest znikoma, a 5-go w ogóle się nie spotyka. Akcentują pracowitość, zamiłowanie do porządku i czystości, pokoju i bratniego w spółżycia. Równocześnie zapytują, skąd się w zięło u tego narodu tyle dodatnich cech i w ła ­ ściwości, a na to pytanie różnie odpowiadają. Najczęściej w ska­

zują na charakter kraju, górzysty, nieurodzajny, ubogi.

Zapominają i nie dostrzegają jednego, a mianowicie tego, że narodowi temu w eszło w krew codzienne czytanie i wgłębianie się w Słow o Boże, że obcowanie z Nim jest codziennym dla tego narodu chlebem powszednim, którym się karmi i którym kształ­

tuje sw e serce, sw ą duszę i swój cały charakter, przez oddanie się jego działaniu na się. Z tem samem spotykamy się i u Norwegów, Duńczyków i Finów, które to narody dzięki takiemu stanowi rze­

czy stoją na równi ze Szwedam i i są dla ich w łaściw ości podzi­

wiane i za wzór stawiane.

— 99

-Ale pocóż nam sięgać tak daleko? Rozejrzyjmy się pomiędzy sobą.

Ostatnio statystyka wykazała, że analfabetów w Polsce mamy ogółem 34%, lecz wśród ew angelików w Polsce jest tylko 12% anal­

fabetów. Również pod względem przestępczości statystyka jest dla nas wybitnie korzystna. Czemu to przypisać? Nie czemu innemu, tylko Słow u Bożemu, które może nie jest dla nas tak jak dla S zw edów codzienną strawą, jednak w iększość naszego społe­

czeństw a ewangelickiego stosunkowo często z tem Słow em Bożem obcuje i słucha Go, jest pod Jego w pływ em i działaniem. Ono zaś działa na serca niepostrzeżenie i drąży je, obrabia i kształtuje, jak woda kamienie i wznosi na w y ż sz y , doskonalszy, stopień życia.

Kto nie w ierzy i nie chce tego uznać, kto tego nie widzi, temu pomóc nie można, jedynie można z nim współczuć i nad nim się litować, iż nie widzi tego, co jest jasne i oczyw iste. Kto zaś patrzy i widzi te cuda, które sprawia słuchanie Słow a, ten niechaj odtąd podwójnie gorliwie Go słucha i oddaje się Jego działaniu na serce, duszę, umysł, w olę i charakter, aby św iadczyć przed światem o mocy Słow a Bożego i Tego, co nam Je dal.