• Nie Znaleziono Wyników

co oznacza Globalny charaKter KryzysU?

W dokumencie Globalizacja, kryzys i co dalej? (Stron 72-92)

makroekonomiczną, poszukiwano przyczyn kryzysu nadprodukcji i prze-słanek dla niezbędnej koordynacji.

Współcześnie potrzeba koordynacji w skali globalnej wynika z tych samych przesłanek teoretycznych co osiemdziesiąt lat temu, a różnice tkwią jedynie w tym, że do starych częstych sprzeczności racjonalności mikro i makro należy dodać sprzeczności między racjonalnością z punktu widzenia poszczególnych krajów a racjonalnością globalną. Działa ta sama logika, tylko na wyższym, już globalnym szczeblu. Działania racjonalizujące z punktu widzenia poszczególnych krajów poprawiają zarządzanie, sku-teczność i efekt, ale wielość takich cząstkowych zachowań prowadzi wie-lokrotnie do całościowego chaosu3. Na podstawie logicznych wywodów można pokazać, że działania indywidualne we własnym interesie nie tyl-ko nie zawsze służą ogółowi, lecz także nie zawsze służą interesowi indy-widualnemu4.

Globalizacja gospodarcza bez globalizacji politycznej w wyniku kryzysu dobitnie dowodzi, jak nieskuteczne są działania dążące do tego, by chaos zastąpić ładem za pomocą racjonalizacji dokonywanej jedynie z punktu widzenia fragmentów całości w sytuacji, gdy chaos jest właśnie konse-kwencją działań skupiających się na rozwiązywaniu izolowanego problemu. Sam bowiem ład stoi często w opozycji do skupiania się na cząstkowej racjonalności. Bezowocne są dążenia do ogólnego ładu, jeżeli skupiają się na rozwiązywaniu, jednego izolowanego zagadnienia5.

Kryzys nie tylko obnażył problem trudności dostosowanie się do pro-cesów globalizacji, lecz także jednocześnie stawia zagadnienie, co robić, by racjonalizować globalizację jako taką, tak by ograniczyć sprzeczności. Kryzys umożliwił zrozumienie, że w procesie globalizacji w wyniku braku globalnej koordynacji występują obok siebie procesy racjonalności i irra-cjonalności. Pewne zachowania w procesie dostosowań do globalizacji są racjonalne, chociaż cały proces niekompletnej globalizacji i dostosowań do niej w szerszej perspektywie możemy uznać za irracjonalny, zwłaszcza gdy uwzględnimy wyzwania ekologiczne. Ważne jest również, że dostoso-wywać się do globalizacji musi każdy kraj osobno, ale zmieniać procesy globalizacji, a więc dokonywać ich korekty mogą jedynie wszystkie kraje razem, a przynajmniej ich większość.

Najogólniejszym wyrazem sprzeczności prowadzącej do kryzysu glo-balnego jest sprzeczność wynikająca z dysfunkcyjności procesów. Mamy bowiem proces globalizacji, ale nie mamy gospodarki globalnej. Nie może być gospodarki globalnej, gdyż nie ma władzy globalnej, która by identy-fikowała najważniejsze cele i wymuszała działania zgodne z racjonalnością globalną. Żywiołowość jest w dużym stopniu pochodną procesu coraz szerszego działania rynku ponad granicami, bez narzuconych warunków

3 Szerzej: Szymański (2007: rozdz. 1).

4 Por. Zawiślak (2006).

brzegowych. W coraz większej przestrzeni transnarodowej rynek staje się grą bez reguł i bez arbitra. Brak globalizacji politycznej, a więc sytuacja, w której nie kształtuje się podmiot mający legitymację do identyfikowania celów i racjonalności globalnej, to brzemienne tego skutki. W takiej sytuacji mamy proces globalizacji bez najważniejszych pozytywnych skutków glo-balizacji. Zamiast wielu ważnych pozytywnych skutków upowszechniania działań podporządkowanych racjonalności globalnej, mamy zjawisko nie-stabilności i niepewności oraz niezdolność do podejmowania globalnych wyzwań, przed jakimi staje ludzkość.

Niemożliwe jest mówienie o racjonalności globalnej bez podmiotu i me-chanizmu identyfikowania celów globalnych. Z reguły posługujemy się racjo-nalnością jako pojęciem celowo racjonalnym. Wówczas mówimy o doborze środków i sposobów do realizacji określonego celu. Tak więc racjonalność globalna jest pochodną celów globalnych. Gdy nie ma mechanizmu iden-tyfikowania i legitymizowania takich celów, trudno mówić o racjonalności globalnej, gdyż mamy sytuację, którą trafnie i poetycko sformułował 130 lat temu Friedrich Nietzsche: „Tysiące celów było dotychczas, gdyż narodów było tysiące (…) Brak jednego celu. Powiedzcie mi jednak bracia: jeżeli ludzkości celu jeszcze brak, zali nie brak jeszcze – jej samej” (Nietzsche 1990: 68–69).

Współcześnie już sam fakt braku identyfikowania celów globalnych uznać należałoby za groźne zjawisko kryzysowe. Rację ma Jeffrey Sachs, gdy pisze „W XXI wieku nasze globalne społeczeństwo rozkwitnie albo zginie, zależnie od naszej zdolności do znalezienia na całym świecie wspól-nych podstaw do uzgodnienia wspólwspól-nych celów i sposobów ich osiągnię-cia w praktyce”, bez tego „(…) wynikiem nasilenia się napięć może być zderzenie cywilizacji i naprawdę może to być nasze ostatnie i całkiem wy-niszczające zderzenie” (Sachs 2009: 14). Świat w warunkach nierówności ekonomicznych, zagrożeń ekologicznych, barier surowcowych, niestabil-ności finansowych jest jak szalupa na wzburzonym morzu. W takiej sytuacji niedopuszczalny jest wariant z walczącymi między sobą pasażerami.

Reasumując uwagi o wpływie globalizacji na kryzys i globalnym jego charakterze, należy wyraźnie odróżnić globalizację spójną, kompletną od globalizacji niekompletnej. Globalizacja kompletna – a więc zsynchroni-zowana globalizacja gospodarcza z niezbędnym zakresem globalizacji politycznej – nie tylko nie musiałaby kreować dużego zakresu sprzeczności, niespójności i niestabilności, lecz także przynosiłaby istotny efekt wartości dodanej. Wartość dodana wiązałaby się nie tylko z efektywnościowymi skutkami koordynowanego działania rynku ponad granicami, lecz również z jakościowo inną, nieporównanie większą zdolnością do pokonywania wyzwań globalnych, w tym ekologicznych.

Obecny wpływ globalizacji na kryzys i globalny charakter tego kryzy-su wiąże się ze zjawiskiem niekompletnej globalizacji. Niezwykle złożo-ny problem doprowadzenia do chociażby uproszczonej wersji politycznej

globalizacji zmusza do niekorzystnych rokowań w zakresie ograniczenia zjawisk kryzysowej niestabilności w gospodarce i polityce6.

Poszukując głównego dylematu, jaki ujawnia się w dyskusjach wokół kry-zysu, wydaje się, że są nim różnice w wyborze czynnika sprawczego. Ma to miejsce w dyskusjach zarówno o przyczynach, jak i o sposobach walki z kryzysem. Jedni są bardziej skoncentrowani na analizie popytu, inni na analizie długu. Również szczyt G20 w Toronto toczył się wokół tego problemu. Konsolidować finanse kosztem popytu czy wręcz odwrotnie?

Jedni i drudzy mają swoje racje. Dylemat ten ma wszakże szerszy wymiar, gdyż należy uwzględnić zasadnicze przemiany, jakie zaszły w gospodarce światowej w wyniku procesów globalizacji. Odpowiedź na pytanie „Ogra-niczać wydatki czy je zwiększać?” jest inna, gdy stawiana jest z punktu widzenia konkretnego kraju, inna gdy punktem wyjścia jest rynek globalny. Sytuacja jest inna niż kiedyś.

Popyt z czynnika dość statycznego i zamkniętego stał się mobilny i otwarty. Mobilność popytu to zasadnicza zmiana. Proces otwierania do-stępu do popytu rynku globalnego podważa rolę rynku wewnętrznego w aktywizacji przedsiębiorstw krajowych. A przecież ta aktywizacja lub dezaktywizacja jest podstawą dotychczasowych teorii cyklu koniunktu-ralnego. W sytuacji, gdy do popytu rynku wewnętrznego mają swobodny dostęp podmioty zewnętrzne, wzrost popytu wewnętrznego nie jest wystar-czającym, a nawet decydującym warunkiem aktywizacji przedsiębiorstw krajowych. Podważając wpływ popytu rynku wewnętrznego w tej akty-wizacji, podważa się całą teorię cyklu.

Z punktu widzenia kraju zasadniczo natomiast zwiększa się rola jego sytuacji finansowej, gdyż wywiera przemożny wpływ na ruch kapitałów, który to ruch w wywoływaniu w poszczególnych krajach kryzysu nabiera zasadniczego i najważniejszego znaczenia. Rozwój rynku kapitałowego, giełdyzacja, kształtowanie się własności międzynarodowej przedsiębiorstw niepomiernie zwiększyły zakres przepływu kapitału portfelowego i spe-kulacyjnego. W tej sytuacji stara zasada, że kapitał napływa, gdy go najmniej potrzeba, a odpływa, gdy potrzebny jest najbardziej, nabiera zdecydowanie większego znaczenia niż dawniej. Szczególnego też znaczenia nabiera ocena sytuacji kursowej i ryzyka kursowego gospodarki.

W analizie kryzysu bardzo zróżnicowana jest sytuacja ocen i interesów w zależności od tego, z jakiego punktu widzenia jest on oceniany. Patrząc z punktu widzenia rynku globalnego, a więc uwzględniając rosnący zakres niewykorzystanych mocy wytwórczych, działania podtrzymujące wydatki

6 Szerzej: Szymański (2004: rozdz. 6).

popyt czy zadłUŻenie JaKo priorytet W analizie przyczyn

i sposobóW WalKi z Kryzysem?

znajdują wiele argumentów. Inna jest sytuacja z punktu widzenia oceny po-szczególnych krajów. Problemem oceny jest jednak fakt, że sytuacja rynku globalnego jest wypadkową zachowań gospodarek poszczególnych państw.

Współcześnie występuje istotna bariera wyjścia z kryzysu i wejścia na ścieżkę szybkiego ożywienia. Barierą tą jest narastająca sprzeczność między niewykorzystaniem potencjału gospodarki światowej a złą i pogarszającą się sytuacją finansową krajów o największym udziale w popycie światowym. Zła sytuacja finansowa tych krajów blokuje wzrost wydatków tych państw.

W tej sytuacji wydatki państw nie mogą już dalej neutralizować na jeszcze większą skalę niedostatecznych wydatków sektora prywatnego. Sek-tor prywatny w wyniku kryzysu 2008–10 wydaje obecnie znacznie mniej. OECD prognozuje, że nadwyżka dochodów nad wydatkami w USA wy-niesie 7,3%w strefie euro 6,7%, w Japonii i Wielkiej Brytanii 10% (Wolf 2010 b). Ten zwrot ku oszczędnościom sektora prywatnego nastąpił pomimo bezprecedensowego „poluzowania” polityki pieniężnej. Mimo dużego nie-wykorzystania mocy wytwórczych w skali całego rynku globalnego, obec-nie trudno wykorzystać keynesowski mechanizm sterowania popytem, tak jak to miało miejsce w warunkach dominacji tradycyjnej gospodarki narodowej i autonomiczności rynku wewnętrznego. Obecnie takie wspie-ranie w poszczególnych krajach rynku wewnętrznego nie tylko stopniowo traci sens (rynek wewnętrzny otwarty dla podmiotów zewnętrznych), lecz także pogarsza sytuację finansową poszczególnych krajów, której rola niepomiernie wzrosła ze względu na jej wpływ na przepływy kapitałowe.

Z punktu widzenia rynku globalnego uzasadnione jest keynesowskie sterowanie popytem, by ograniczyć zakres niewykorzystanych mocy i oży-wić koniunkturę, ale z punktu widzenia poszczególnych krajów takie działania są nie tylko trudne, lecz także bardzo niebezpieczne. Przed ostatnim etapem procesów globalizacji zjawiska te na taką skalę nie wystę-powały. Wcześniej chroniony i pobudzany przez państwo rynek wewnętrz-ny jednoznacznie wpływał na aktywizację przedsiębiorstw krajowych i sposób finansowania długu nie wywierał tak drastycznych skutków jak obecnie. Teraz to, co prawdziwe w przypadku doświadczenia poszczegól-nych państw, może być fałszywe w odniesieniu do gospodarki globalnej.

Można powiedzieć, że w procesie globalizacji, zwłaszcza w warunkach kryzysowych, spada rola i możliwość sterowania popytem globalnym z punk-tu widzenia gospodarek poszczególnych państw wtedy, gdy rośnie ich po-trzeba, a jednocześnie nie tworzą się możliwości i sposoby sterowania popytem z punktu widzenia całej gospodarki globalnej. Z punktu widzenia rynku globalnego nie ma podmiotu prowadzenia polityki megaglobalnej i nie ma podstaw, by uznać sumę polityk makroekonomicznych poszcze-gólnych państw za adekwatną z punktu widzenia rynku globalnego.

Wiele państw w latach 2008–10 istotnie zwiększyło swe wydatki, by przeciwstawić się panice. Nie tyle więc popyt, ile przeciwdziałanie panice było bezpośrednim motywem zwiększonych wydatków. Bez tego trudno byłoby zapanować nad paniką z wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami.

Natomiast konsekwencją tych generalnie uzasadnionych działań rządów jest nienotowany w czasie pokoju poziom deficytów i długów w najbar-dziej rozwiniętych państwach. Jeżeli w ostatnim roku rządów prezydenta Clintona nadwyżka budżetu wynosiła 236 mld dolarów, to w 2009 roku deficyt wynosił 1,4 bln dolarów. Dla 27 krajów członkowskich Unii Euro-pejskiej razem wziętych nadwyżka budżetowa w 2000 roku wynosiła 19 mld euro, gdy w 2009 roku deficyt budżetowy tych krajów wyniósł 800 mld euro.

Kryzys grecki i zagrożenie niewypłacalnością wielu krajów uświadomi-ły rolę dyscypliny finansowej. Zaostrzenie zmagań z deficytem w czasie kruchego ożywienia jest jednak bardzo ryzykowne. W tej sytuacji z jed-nej strony grozi niedostateczny popyt i stagnacja, z drugiej – załamanie wywołane paniką wywołaną przez niewypłacalność poszczególnych krajów. W tle błąka się bowiem czarny scenariusz kolejnego załamania uruchamia-jącego panikę w innych jednak niż w roku 2008 warunkach, bo w okresie olbrzymiego zadłużenia rządów i w konsekwencji istotnie niższej wiary-godności ich gwarancji, a więc zdolności przeciwdziałania panice.

Konsolidacja finansowa państw jest trudna, gdyż tak naprawdę przy-czyną deficytów jest niedostateczna konkurencyjność, wynikająca m.in. z nadmiernych relatywnie w stosunku do rynków wschodzących obcią-żeń płacowych i socjalnych. Natomiast nałożenie na państwa znacznych cięć nie tylko nie ożywi szybko gospodarki, lecz także nie wywoła w spo-sób automatyczny ich wyższej konkurencyjności. Zbyt gwałtowne cięcia wydatków mogą zdusić wciąż anemiczne ożywienie, gdy cięcia wydatków publicznych nie będą szły w parze z aktywnością sektora prywatnego, a więc z ograniczeniem dużej nadwyżki dochodów nad wydatkami. Dużo jest bowiem prawdy w tym, że oszczędności sektora prywatnego wymu-szają deficyty publiczne.

Po okresie 2008–10, gdy przerzucano prywatne długi na barki budże-tów państw, obecnie utrzymująca się niepewność dalej ogranicza aktyw-ność sektora prywatnego. W konsekwencji sytuacja zmieniła się ze stanu, w którym gospodarka przeszła stopniowo z przerzucania długów do chęci przerzucania konsekwencji nadmiernych oszczędności prywatnych na bar-ki finansów publicznych. Ale finanse publiczne jako bufor neutralizujący i przejmujący skutki kryzysu są już na granicy swoich możliwości – i to wła-śnie w krajach w zasadniczym stopniu decydujących o popycie światowym.

Obecny kryzys jest w dużym stopniu konsekwencją bezkarnego wyswo-bodzenia się w wielu miejscach partykularyzmu. Swoboda różnych inte-resów grupowych w miarę ich rozwoju w sposób nieunikniony prowadzi do sprzeczności i zjawisk kryzysowych. Istotną przyczyną obecnego kryzysu

czy moŻna KrytyKoWać państWa naJbardzieJ KonKUrencyJne

za KreacJę zJaWisK KryzysoWych?

stały się sprzeczności między krajami stawiającymi na strategie proeks-portowe prowadzące do eksportu netto (nadwyżki) a coraz mniejszą liczbą i wagą tych krajów, które chcą tolerować istotny import netto. Legło to u podstaw globalnej nierównowagi handlowej i płatniczej, przepływu oszczędności pod prąd do krajów bogatych, wzrostu pieniądza na rynku globalnym, eksplozji życia na kredyt. Tworzyło to sprzyjające warunki dla giełdyzacji ryzykownych innowacji finansowych, narastania bąbli na rynku giełdowym i nieruchomości.

Dla trwałego, a nie przejściowego wyjścia z kryzysu istotna jest odpo-wiedź na pytanie, czy ten kryzysotwórczy mechanizm zostanie zneutralizo-wany, czy nie. Czy utrzyma się nadal dominacja strategii proeksportowych, gdy w skali świata nadwyżka eksportu netto nie znajduje odpowiednika w nadwyżce importu netto innego, jak ulokowana w sposób chorobliwy konsumpcja na kredyt Amerykanów? Przez ostatnią dekadę Stany Zjed-noczone były kupcem ostatniej szansy, a niektóre inne kraje rozwijały się dzięki deficytowi handlowemu w Ameryce. W USA wielu uwierzyło, że bę-dąc centrum światowych finansów i emitentem światowej waluty, niczym im nie grozi życie ponad stan. Kryzys udowodnił, że jest to nieprawda. Natomiast kraje rynków wschodzących, a zwłaszcza Chiny i tygrysy azja-tyckie, uwierzyły w keynesowską tzw. politykę wzbogacania się kosztem sąsiadów, a więc kosztem popytu sąsiadów.

Globalizacja, prowadząc do ogólnoświatowego rynku, stworzyła jakoś-ciowo nowe możliwości dla stosowania takiej polityki. Z jednej strony, otwieranie dostępu do rynku globalnego uświadomiło, że miarą dostoso-wania do procesu globalizacji jest zwiększenie udziału w popycie rynku globalnego, a to preferuje agresywne strategie proeksportowe. Z drugiej zaś – liberalizacja handlu i formalnego dostępu do popytu rynku global-nego zasadniczo rozszerzyła pole korzystania z popytu innych, a więc i możliwości zatrudnienia kosztem innych. Polityka bogacenia się kosztem sąsiadów, wcześniej dość incydentalna w pierwszej dekadzie XXI wieku, przekształciła się w ważny nurt. Jednocześnie dążenie dużej grupy krajów do stosowania agresywnej polityki proeksportowej i bogacenia się kosz-tem sąsiada nałożyło się na dążenie innych do ograniczenia zadłużenia zewnętrznego. Liczne w ostatnim dwudziestoleciu doświadczenia zjawisk kryzysowych, ściśle związanych z nadmiernym zadłużeniem krajów, zwięk-szyły ostrożność wielu krajów, które wcześniej tolerowały nadwyżkę im-portu nad eksportem.

Na świecie zaczęła narastać więc asymetria między krajami stawiają-cymi na strategie proeksportowe prowadzące do eksportu netto (nadwyż-ka) a coraz mniejszą ilością i wagą krajów tolerujących deficyt handlowy. W skali całej gospodarki światowej nadwyżka eksportu jednych krajów musi bowiem znaleźć odpowiednik w nadwyżce importu innych. Inaczej powstaje nierównowaga bilansowa.

Jednocześnie kryzys obnażył niezdrowe skutki braku mechanizmu odwracania nierównowagi przez zmiany strumieni towarów i płatności.

W zasadniczych punktach został zablokowany naturalny rynkowy mecha-nizm odwracania nierównowagi, wynikający z elastycznego kształtowa-nia kursów walut. Główne podmioty poddane nierównowadze handlowej i płatniczej, Stany Zjednoczone i Chiny, nie poddają się bowiem temu mechanizmowi. W Chinach utrzymują zaniżony kurs, na co pozwala im silna pozycja w stosunku do kapitału, a więc brak obaw o atak kursowy. Natomiast Stany Zjednoczone korzystają z faktu, że mają „królewski przywilej bicia monety światowej”. Nie podlegają z tego powodu groźbie kryzysu walutowego. Bez względu na wysokie zadłużenie nie ogranicza się istotnie dopływu kapitału do USA, co podtrzymuje kurs dolara pomimo dużej nierównowagi płatniczej.

Trudno uzyskać podstawy trwalszego wyjścia z kryzysu bez reorientacji w funkcjonowaniu dwóch głównych lokomotyw gospodarczych świata. Powstała absurdalna sytuacja, gdy coraz większa gospodarka kraju, z 1,3 mld ludzi, chce, by jej dynamika zależała od importu na kredyt Stanów Zjed-noczonych. W pewnym stopniu jest to naśladowanie Japonii z lat 50. i 60. Trudno taką politykę kontynuować, będąc już krajem, który jest najwięk-szym światowym eksporterem i w niedługim czasie będzie najwięknajwięk-szym producentem przemysłowym świata.

Agresywna strategia proeksportowa Chin to jakościowo inny problem niż podobna strategia dziesięć lat temu. Obecnie eksport Chin to około 1,5 bln dolarów, podczas gdy w 2000 roku wynosił on 280 mld dolarów. Dalsze utrzymanie dynamiki z ostatniej dekady, a więc przyrostu eksportu rzędu 27–28% rocznie, to już nowa jakość. W 2001 roku oznaczało to powięk-szenie się chińskiego eksportu o mniej więcej 85 mld dolarów, a obecnie jest to już jakieś 450 miliardów. Jak i gdzie znaleźć popyt dla takiego przyro-stu eksportu?

Bez przeorientowania chińskiej gospodarki z agresywnej strategii eks-portowej na strategię prokonsumpcyjną nie będzie można zneutralizować jednego z najważniejszych źródeł niestabilności w całej gospodarce świa-towej. Utrzymywanie, nie mówiąc już o wzmacnianiu proeksportowej strategii Chin, musiałoby być traktowane nie tylko jako czynnik destabi-lizacji, lecz także, przy ograniczonym pokryzysowym wzroście popytu, czynnikiem prowadzącym do dezindustrializacji pozostałych krajów. W ta-kiej sytuacji groziłyby działania protekcjonistyczne, które, przy aktual-nym zakresie i wadze transnarodowych korporacji, miałyby obok starych także nowe, bardzo poważne zagrożenia.

Z pewnego punktu widzenia w Europie podobną rolę jak Chiny – acz-kolwiek w dużo bardziej ograniczonym zakresie – odgrywają Niemcy. Wyni-ka to z tego, że w ramach Unii, a zwłaszcza w strefie euro, podczas ostat-niej dekady politykę gospodarczą Niemiec cechuje zdecydowana strategia proeksportowa.

Kryzys grecki obnażył konsekwencje niespójności wspólnej waluty ze zróżnicowaną w poszczególnych krajach polityką fiskalną. Stąd głosy o po-trzebie większej integracji politycznej. Wiele racji mają jednak ci, którzy

widzą przyczynę obecnej kryzysowej sytuacji fiskalnej w strefie euro w zróż-nicowanych strategiach konkurencyjnych, a dosadniej – w niedostatecznej konsumpcji największego gospodarczo i najbogatszego kraju Unii, jakim są Niemcy7.

Polityka monetarna EBC tworzy warunki dla ogólnego tempa ekspan-sji popytu w całej strefie euro. Jeżeli w najbogatszym kraju czy grupie takich krajów tempo konsumpcji nie rośnie, to powstają monetarne wa-runki do jej wzrostu na peryferiach. Wtedy też za nadmiernym wzrostem konsumpcji na peryferiach kryje się nadwyżka eksportowa z krajów, które mniej konsumują. Ekspansja kredytowa na peryferiach euro stanowi po-chodną braku wzrostu realnego popytu w twardym jądrze strefy euro, gdzie znajdują się głównie Niemcy. Rygory płacowe i wzrost konkurencji kreują tam nadwyżkę bilansu płatniczego. Wysoka wydajność i niskie płace w gospo-darce Niemiec, zwiększając konkurencyjność kosztem popytu wewnętrz-nego, prowadzą do sytuacji, w której nie popyt Niemiec ciągnie pozostałe kraje euro, ale odwrotnie – zadłużające się kraje kreują sztuczny popyt, który ciągnie gospodarkę Niemiec.

W ostatniej dekadzie w Niemczech tempo wzrostu płac było cały czas niższe niż tempo wzrostu wydajności. Prowadziło to do chronicznej sła-bości popytu krajowego i wymuszało stawianie na popyt innych, czyli na eksport. Od czasu utworzenia strefy euro jednostkowe koszty pracy w Grecji, we Włoszech, w Portugalii, Hiszpanii i Irlandii zwiększyły się o 25–30%, a w Niemczech jedynie o 2%. Niska stopa procentowa strefy euro i wzrost płac pobudziły w krajach peryferyjnych strefy ekspansję kredytową z

W dokumencie Globalizacja, kryzys i co dalej? (Stron 72-92)