• Nie Znaleziono Wyników

Panie, naucz nas obliczać dni nasze!

W on e daw ne cza sy w ięcćj na śm ierć pam iętano, niżeli teraz. T era z g d y się p rzy jd zie ku ło ż u ch oru ją ­ ceg o, to trzeb a ostrożnie u nik ać rozm ow y o śmierei, żeb y się nie p rz e lą k ł n ie m ocn y i bardzićj nie ro z ch o ­ row ał, a ch ocia ż n iejed n em u ju ż śm ierć na k a rk u siedzi, trzeba g o je s z c z e ciesz y ć w yzd row ien iem . W d a w n i# - szych czasach inaczej b y w a ło .

W ia d o m o o cesarzu K a rolu V ., że g d y p o d k on ie c życia w stąp ił w H iszpanii do klasztoru, tam p rz e b y ­ w a ją c, k ła d ł się do trum ny, k a za ł się w nieść do k o ­ ścioła , św iece o b o k zapalić, a mnisi śpiew ali pieśni ż a ło b n e . T a k się osw a ja ł z m yślą o śm ierci, a by g d y w rze cz y w istości p rz y jd z ie ten n ieu b ła g a n y k ró l stra­

ch ów , b y ł na p rz y ję cie je g o p rz y g o to w a n y .

O cesarzu M a xym ilia n ie, k tóry b y ł m ężnym , w a­

leczn y m panem , je s t napisano, że g d y z w ojskiem cią g n ą ł do w o jn y , zaw sze za nim je c h a ł p ow óz z tru­

48

mna, dla cesarza p rzezn aczon a. D z iw a k ie m b y ł, p ow ie Chry nie/eden, a p rzecie takie d ziw a ctw o je s t lep sze, niż każd unikanie w szelk iej m yśli o śm ierci.

U lryk z M ek len b u rgu , p o b o ż n y pan, k a z a ł sobie mew iuż 17 lat przed śm iercią trum nę p rz y g o to w a ć, a na umyi m ój wypisać m odlitw ę Ś y m e o n a : „P a n ie , teraz p u -b ie g i szczasz słu gę tw ego w e d łu g słow a tw e g o w p o k o ju . Zgoł;

I e rób sw ój k a z a ł 20 lat p rzed śm iercią w y m u row a ć chwi i b ił m on ety z n apisem : P am iętaj, że um rzesz a me

gięli-bedziesz g rz e sz y ł. . , . Bzan<

' W ie lu z o jc ó w n aszych w y p isy w a li sobie w y rolu z pism a św iętego, od n oszące się do śm ierci, ja k JS-w ty p rzezw y ciężyć i strachu p rzed m a się p o z b y ć, a te Mar<

w y ro k i z ło ż y li w książeczk ę pam iętną, a b y g d y się,wyz]

rozch oru jac, w y r o k i p o sila ją ce p rz y sob ie m ieli. zasłi H rabia A u g u st z W o lfe n b u tte l m ia ł w sw ojej s y - je k pialni pięknjr zegar, k tó r y b iją c g od z in y , g ra ł z a w s z e ^ A G d y godzina ma n a s t a n i e , Bym szedł z świata marnego, L ji, P row adź m ię ty sam, o Panie, N ie opuść mię b ie d n e g o . |g,el, Miej ma duszę w sw ój o p iece, W śm ierci T o b ie ją p o le c ę , £lrc

" T y ja w ieczn ie zach ow asz. ^we£

T era z p ok olen ie lu d zk ie stało się b a rd zo m ądre, jed en się w yn osi nad d ru giego, ale do ż y cia cn otliw eg o p en i do śm ierci b ło g o sła w io n e j m ądrości m e m ają. Fam ię- zte:

tajm yż ted y na s ło w a : P salm 9 0 , 1 2 : P a n ie, nauczLma nas ob licza ć dni nasze, a b y śm y p rzy w ie d li serce do me m ądrości l

fnel

‘ Jzei

Marcin Boos.

l

^ (

S tosu n ki m iędzy k o ścio łe m k a tolick im a ewange-księ lick im sa w o b e cn e j ch w ili b a rd zo z a o strz o n e ; n iw y ż ty lk o na S zląsku, le cz w ca łej A u stry ., m e t y l k o ^ w E u rop ie, le c z w w szystk ich częścia ch świata. Kat<> su licy i e w a n g elicy n ie są p o d o b n i do d w óch oddziałowto

tego sam ego w o jsk a , stoją ceg o p o d sztandarem Jezusatad

49

™|Chrystusa, ale stoją p r z e ciw so b ie ja k b y d w ie arm ie, i^lkażdćj ch w ili na siebie u d e rz y ć g oto w e .

K a ż d y czu je , że ta k i stan rz e cz y je s t nie d o b ry , 3' e; n iew ła ściw y , niech rześciań sk i, ale n ikt w zbu rzen iu M ium ysłów za p o b ied z nie m oże, aż z ła sk i sw o jćj z a p o -

>u- biegn ie P an. T a k ie n aprężenie u m y słó w m ia ło m iejsce zg oła od cza sów reform a cy i, ch o ć n iek ied y nastały chwile, w k tó ry ch n astąpiło zaw ieszenie broni, a awan­

se g ielicy i k a to lic y p o b ra tersk u siebie znaszać, nawet szanować um ieli.

>ki C h ce m y w spom n ieć słó w k ilk a o czło w ie k u , k tóry j? w tym w z g lę d z ie św ietn y stanow i p rz y k ła d . B y ł nim teM arein B oos, k a p ła n k o ścio ła k a to lick ieg o a praytćm gi§w yzn ający n a u k ę E w a n g e lii. Ż y c ie i działanie je g o zasługuje na w zm ian k ę sam o w sob ie, tćm w ięcćj zaś, sy-£e k ilk a lat b ło g o s ła w io n e j d zia ła ln ości sw ojej spędził szew A u stry i, w G a lln eu k irch en w G ó rn y c h Rakusach,

gdzie pam iatka je g o nie zatarła się m im o w szelk ich 3°i:usiłowań w ro g ó w aż do dnia dzisiejszego m iędzy ewan-

;°!g ie lik a m i i k a tolik a m i. E w a n g ie lick i zb ór w G allneu- ifnrchen uw aża B oosa słusznie ja k o d u ch ow eg o o jca

Bwego, k tó ry ich sp ło d z ił p rzez E w a n gelją .

rel M arcin B oos u ro d z ił się ro k u 1762 w księstw ie 3S°K.empen w B a w a ry i z u b og ich ro d zicó w . L ic z y ł lat

^ ‘cztery, g d y mu w p rzecią g u 14 dni o jc ie c i m atka uczlimarli. P o zosta ła liczna osierocia ła rodzin a, nad M ar­

c i n e m u lito w a ł się jak iś w u j, d u ch ow n y radca w A u g s­

burgu, i p r z y ją ł do dom u sierotę. M arcin o k a z y w a ł wielkie zd oln ości w n a u k a ch i p ra g n ą ł zostać księ- Izem. W u j zaś, lę k a ją c się k osztów , ż y c z y ł sobie, aby oył szew cem . N a d zw y cza jn e p ostęp y M arcin a s k ło n iły 50 do zrob ien ia p r ó b y ; o d d a ł ch ło p ca do gim nazjum ige-ssięży J ezu itów , a g d y to u k o ń c z y ł, w y s ła ł d o sz k o ły nievyższej ta k zw an ego ly ce u m , w m ieście D illin gen.

lkoi¥ gim nazjum od zn a cza ł się M arcin w ielk ą pilnością łto- sum iennością w n a u k a ch i j a k um iał, s p o so b ił się łówlo p rz y sz łe g o p o w o ła n ia sw ego. P o b o ż n ość je g o b y ła 'Usatadzwyczajna. K ażd ą g o d zin ę w olną od p ra c y spędzał

3

50

\

51

B ogiem o d b ił się w d u szy je g o g ło s w y z n a n ia : „ W i e ­ rzę w od p u szczen ie g r z e c h ó w ." B oos zajął się od tej chwili badaniem P is m a ; c z y ta ł p iln ie ew a n gelje, w p a ­ trując się w obraz o n eg o d o b re g o pasterza, k tó ry duszę sw ą p o ło ż y ł za o w ce . C z y ta ł listy, p rzejm u ją c się m yślam i w szczeg óln ości a p ostoła P a w ła . C o w n ich 0 grzech u i p otęd ze je g o napisano, to m u w łasn e serce p otw ierd z a ło; ró w n ie ż p o tw ie rd z a ło , co o u czy n k a ch zakonu napisano, aż w duszy je g o zajaśniała św iatłość wiary. P o z n a ł i zrozu m ia ł m yśli a p ostoła, że „ C h r y ­ s t u s s t a ł s i ę n a m m ą d r o ś c i ą o d B o g a i s p r a ­ w i e d l i w o ś c i ą i p o ś w i ę c e n i e m i o d k u p i e n i e m , "

1. K or. 1 , 3 0 ; tu dzież „ ż e s p r a w i e d l i w y z w i a r y ż y ć b ę d z i e . u R zym . 1, 17. W w ierze w Chrystusa 1 od k u p ien ie je g o zn alazł p o k ó j serca i niezachw ianą wiarę w ż y w o t w ie cz n y . W sz y stk ie zew nętrzne ćw i­

czenia k o ścio ła n ie m ia ły w o cza ch je g o w ię c ćj z b a - w ia ja cego zn a czen ia ; p e łn ił je , b o tak k o ś c io ł n a k a zy ­ w a ł i a b y mu b y ł y b o d ź ce m do w iary. N a u k a B oosa w yłą czn ie na P iśm ie św iętem oparta, — b o O jcó w k o ­ ścioła cy tu je ty lk o tam, gd zie się z Pism em zgadzają — ob ejm u je się dw om a zdaniam i a m ia n o w icie : 1. C h r y -, * s t u s z a n a s i 2. C hrystus w n a s . C h r y s t u s z a n a s -,

;i< to z n a czy , że m ęk a i śm ierć S yna B o ż e g o je s t u b ła g a ­ niem za g rz e ch y nasze i je d y n y m fundam entem z b a ­ w ien ia ; je s t ja k b y lek arstw em sk u teczn em i jed y n em , j . w ystarczającym dla w szy stk ich g rzeszn ik ów . O to ty lk o ni ch odzi, a b y ch o ru ją cy ch o ro b ę swą u zn a ł i lekarstw a

zapragnał a z a ż y ł, co się dzieje p szez p ok u tę. C h ry ­ stus w n a s , to zn a czy , że g rzeszn ik znalazłszy uspra­

w iedliw ien ie p rzed B ogiem w e k rw i B a ra n k ow ej, nie będ zie ju ż w ięcej s łu ż y ł g rze ch o w i, le cz staw szy się stw orzeniem n o w e m , słu ż y ć b ęd zie B o gu . A le nie z w łasnej siły , bo ta nie w y sta rcza . J eźli p ośw ięcen ie żyw ota i o b co w a n ie m a b y ć praw dziw ćm i w śród w szel­

k ich p o k u s tak ow em się ok azać, tedy Chrystus musi zam ieszkać w sercu, n a p e łn ić nas w iarą, m iłością i siła, ab y śm y przezeń i z n im w y k on a li, do cze g o sami

3*

52

z siebie jeste śm y za słabi. T a k a p otęga w iary z w ro ­ dzona d ob ro cią serca i n iep osp olitem i zdoln ościam i u m ysłu p o łą cz o n ą nie m o g ła zostać b ez w p ły w u na serca słu ch a czó w . K arania B oo sa tch n ę ły n am aszcze­

niem i siłą, p row a d zą cą serca do C hrystusa. W ięcej niż jed en raz m u siał się p rzek on a ć, że tak ą n auką nie zask arbi sobie ła sk i zw ierzch n ik ów k o ś c io ła , ale z a ­ wsze ja k b y du ch P ański d o n ieg o p rz e m a w ia ł: K aż a

nie m ilcz. .

G d y b y ł p ro b o sz cz e m w W ig g is b a c h , m o d lu się p ew n eg o w ieczory , k lę cz ą c w k oście le. W tem p rz y ­ ch od zi ja k iś m ężczy zn a ź tw arzą posępną, ja k b y mu czeg oś n ied osta w a ło. B oos p o m y śla ł od razu, że i ten c z ło w ie k szuka P ana, a nie w ić, iż ty lk o w C hrystusie znaleść g o m oże. O b c y p rzy stęp u je do k a p ła n a , p y ta ­ ja ć, c z y on nie p ro b o sz cz M arcin B o o s ? pT a k je s t, od p ow ia d a , „jestem , niech m i B ó g ra czy b y ć m iłościw . P otćm p op a trzy w szy nań, r z e k ł : „B ło g o s ła w ie n i, k tórzy ła k n ą i pragn a sp ra w ied liw ości, a lb ow iem on i n asyceni b ę d a > O b c y zd u m ia ł się, nie rozu m ieją c, c o te sło w a zńacza. B oos p y ta ł d a ló j: „C z e g o s z u k a sz ? C zego ci b r a k u je ? “ O b c y w z k a z a ł na serce. B o o s r o z p o c z ą ł ro z ­ m ow ę, w której sie o k a za ło , że p r z y b y ły je s z c z e n ig d y 0 p ociesze E w a n g e lii nie sły sz a ł. A g d y p o z n a ł Jezusa 1 u w ie rz y ł w eń, g d y ze sło w a B o ż e g o i ze sk arbu d o- św iadczeń k a zn odziei zosta ł p rzek onan ym , że grzeszn ik nie p rzez w łasne zasłu gi, le cz dla m iłości C hrystusow ej dostępu je pojed n an ia z B ogiem , te d y się ro zw ese liło je g o serce, z a p rom ien iła je g o tw arz, a zn a la złszy czeg o sz u k a ł, sp o k o jn y następnego dnia w ra ca ł do dom u.

S k a rb u zn a lezion ego nie d a ł sobie w y d r z e ć aż do śm ierci.

P ew n a p o b o ż n a niew iasta z o k o lic y ju ż od d a w n iej- szego czasu sz u k a ła sp ok ojn ości d u szy. G d z ie ja k i g ło śn ie jsz y sp ow ied n ik się z ja w ił, b ie g ła do n ie g o , sp o­

w ia d a ła się, p e łn iła najsum ienniej w szystk ie zadane ćw iczen ia — ale p o k o ju serca u zy sk a ć nie m og ła . U s ły ­ szaw szy o B oosie, u d a ła się w do n iego w d rog ę k ilk u ­ nastu m il. T u znalazła, c z e g o p o trz e b o w a ła — Jezusa

53

w o ła ją c e g o : P ó jd ź c ie do m nie w szy scy , co ście są spra­

cow ani i ob cią żen i, a j a w am zp raw ię o d p o cz n ie n ie ! A Pan j ć j sp ra w ił od p oczn ien ie, t. j . sp ok ój serca i duszy w w ierze w E w a n g elią . U szczęśliw iona p o w ró ­ ciła do dom u. Z a n ie ja k i czas p rzyszła zn ow u do B oosa, z a n iep o k o jon a w sum ieniu sw ojem . C zy n auka B oosa m oże nie je s t b łęd n ą , b o odk ąd j ą p r z y ję ła , nie ma u p o d ob a n ia w zm aw ianiu m odlitw różań ca!

W sz y stk ie te m ech an iczn e m o d ły idą jó j trudno. „ A cóż ted y cz y n is z ? “ z a p y ta ł B oos. „ N ic in n ego ty lk o o Jezusie m yślę i Jezusa k o c h a m ,“ od p ow iedziała. A w ięc bądź s p o k o jn a ," o d rz e k ł B oos, „J e z u s a k o ch a ć nie m oże b y ć g rz e ch e m ."

W ia ra B oosa od d z ia ły w a ła nie m niój na g łęb sze u m y sły m ięd zy d u ch o w n y m i i w ielu ich b ra ło do ręki Pism o św ięte, w w ierze i m iło ści Z b a w icie la szukając zbaw ienia.

L e c z g d y się świat C hrystusow i P anu i a p ostołom je g o sp rzeciw ia ł, cz y ż inni słu d zy P a ń scy u jdą p rzeci­

w ień stw a ? P ow stali d u ch ow n i, pow stali św ie ccy , k r z y ­ cząc w n ie b o g ło s y , że to n ow a torstw o, to nie nauka ka­

tolick ie g o k o ścio ła , le cz ja k a ś k a ce rsk a ! Strać i u k r z y ­ żuj g o , b o bluźni p rzeciw B o g u ! — T ru d n o u w ierzyć, a je d n a k się ta k stało. P ojm a n o B oosa, złożon o z urzędu, w rzu con o d o w ięzienia, odstaw ion o przed sąd bisk u p a w A u g sb u rg u . P o d łu ższy ch śledzeniach i d och odzen iach osądzono g o na je d e n ro k więzienia w je d n y m z k la szto­

rów A u g sb u rg a i na n o w e s tu d y a ^ e o lo g ji. A w ięc n a ­ m aszczone n arzędzie D u ch a B ożego musi się na now o u czy ć, a to od n au czy cieli, k tó rz y nie b y li godni, a by rzem yk ob u w ia je g o rozw iązali. B oos z żalem serca ale też cie rp liw ością i p o k o rą p o d d a ł się w y r o k o w i sądu.

U c z y ł się na n o w o , le cz b y ła to dziw na nauka, b o nie uczeń p r z y ją ł zdanie n a u czyciela , lecz n a u czy ciel p o ­ zn ał, p o k o c h a ł i p r z y ją ł n a u k ę ucznia. P o u pływ ie term inu w y d a n o m u św ia d ectw o, że na n ow o może słu ży ć k o ścio ło w i. T y m cz a se m nie ustali n ieprzyjaciele w nienaw iści sw o je j, p o d b u rz y li p rz eciw niem u księży,

54

p od b u rzy li lud. B ie d n y B o o s, nie ch cą c p rz y ja c ió ł sw oich narażać na n iep rzy jem n ości, o p u ścił B a w a ryą i udał się do G ó rn y ch R aku s, do A u stry i, g d zie m iłe znalazł Pr ^ N a stolicy bisk u p iej m iasta L in c sied zia ł p o d ó w ­ czas maż za cn y i p ob o ż n y , k tó r y sam „s k o s z to w a ł a o b a c z y ł, ja k d o b r y je st P a n .“ Im ię je g o b y ło J ózef A n to n i G a ll. T en p rz y ją ł B o o sa i o fia row a ł m u za n iejak i czas z g o ła n a jp ięk n iejsze p ro b o stw o sw ego kraju.

W o d le g ło ści d w ó c h .m il od stolicy je s t na u roczej w y ­ żynie, zdała od z g ie łk u świata, m iasteczk o G allneu- k irch en . L u d g órn ora k u sk i odzn a cza się aż p o dziś dzień g łę b o k ió m u czu ciem serca i w ielk a pobożn ością.

O dn osi się to ta k do lu d n ości e w a n g elick iej ja k ka­

tolick iej, rozu m ie się z tą różnicą, że rodzaj onej p o­

bożn ości tu i tam je st inny. K o ś c ió ł ew a n g elick i w G órn y ch R aku sach jest liczeb n ie ba rd zo m a ły , le cz pod w zgledem g łę b o k ie j i p ra w d ziw6j re lig ijn ości pom iędzy ew a n gelik a m i a u stry a ck i6j m on arch ii n ajp rzed n iejsze m iejsce za jm u je. N ie m a tam ty le b la sk u na zewnątrz, ale tem w ięcej w ew n ętrzn ego ży cia , w ia ry, m iłości, p o k o ry .

B oos o b ją ł parafia G a lln eu k irch en , liczą cą p rzeszło 4 0 0 0 dusz, rok u 1806. Z p o czą tk u o g r a n icz y ł się do w iern eg o p ełn ien ia ob o w ią zk ó w k a p ła ń sk ie g o p ow oła n ia i w szyscy b y li n a jzu p ełn iej zadow oleni, ty lk o jed en nie, B oos sam. Sum ienie g o n ie p o k o iło , że parafianom sw oim nie d a ł znać p ra w d y E w a n gelii, k tórą poznał.

C ztery i p ó ł rok u b a w ił ju ż i sp ra w ow a ł urząd swój w G a lln eu k irch en , p row a d ził o w ie cz k i sw o je na paszę słow a B o żeg o, ale tćj n ajzacn iejszej p ra w d y , że w C hrystusie sp ra w ied liw ość nasza, nie g ło s ił z taką ja ­ snością i siła ja k w B a w a ryi. Po d łu g ich n am ysłach i m od ła ch o d w a ży ł się to zn ow u u czy n ić. P o w ó d był

ttt i i__i —----o Izłnrporn

1 l u u u i a u u u u vv 1 J V

n astępu jący. W zb o rze b y ł p ew ien m ężczyzna, którego P an z d łu g ie g o snu g rz e ch u i ob o ję tn o ści o b u d z ił do szukania d rogi zbaw ienia. G d y n auki i p r a k ty k i k o ­ ścioła nie b y ły w stanie zjed n ać mu u sp ok ojen ia duszy, w p ad ł ten cz ło w ie k w ro z p a cz i na w łasn e ż y cie się

55

targnał. O k o licz n o ść ta stała się dla B oosa g łosem Bożym , w o ła ja c y m : M ów , a nie m i lc z !

D nia 8. września 1810, w św ięto N arodzen ia P a n n y Maryi, w y g ło s ił B oos k azan ie, k tóre o g rom n y w p ły w na u m y sły w y w a rło . „P r z e z cóż stała się M a rya m atka J ezu sow a ," m ó w ił B oos, „ta k sław ną i czczon ą, że dzień jó j u rod zin św iątecznie o b ch o d z im y , a obraz je j na ołta rza ch sta w ia m y ? P rzed ew szy stk iem dla tego, iż w Jezusa w ie rzy ła . A w ie rzy ła w Z b a w icie la , k tó ry przyjść m iał, tak m ocn o, ta k ż y w o i z taką radością, iż z a cz ę ła w y sła w ia ć Pana, m ó w ią cy „ W ie lb i dusza m oja P ana i rozra d ow a ł się duch m ój w B ogu, Z b a ­ w icielu m o im !“ —

W y niewiasty i dziewico, pomyślicie

w sercu sw o je m : dla cz e g ó ż m y takiej c z c i nie dostę­

pu jem y ? D la tego, p on iew aż nie m acie w ia ry , ja k ą m iała M arya. W y c h c ia ły b y ś cie dla siebie b y ć same onym B arankiem B o ż y m , k tó ry g ła d z i g rzech y w asze.

C h cia ły b y ście zrzu cić z siebie brzem ię g rzech u sw ego przez spow iadanie się, p oszczen ie, zm aw ianie m odlitw , od b y w a n ie p ie lg rzy m e k , daw anie ja łm u żn y , zapalanie w o sk o w y ch św iec i t. p. A nie inaczej u m ężczyzn . W y m ężow ie tak sam o nie m acie je s z c z e praw dziw śj w iary w C hrystusa. Są n ie k tó rzy ja k b y p og a ń scy ch rześcia n ie; n azyw ają się chrześcianam i, ale ż y cie ich je st p ogań skióm . Są inni ja k b y ż y d o w scy chrześcianie, t. j. c o p rzez w łasn e za słu g i i cn oty zbaw ien ia w ie­

cznego dostąpić m niem ają. T a k ic h tu mam p e łn y k o ­ ściół. L e cz" g d y b y m z ' w a s m iał w y b r a ć chrzecian p ra w d ziw y ch , co z stróżem w i1 ilip i się p y t a ją : Coż mam czy n ić, a b y m b y ł zb a w io n y ? i oraz od p ow iedź a,po- stoła do serca p rzy jm ią i przestrzegają, m ia n o w icie : „w ierz w P ana Jezu sa C hrystusa, a b ędziesz zbaw ion y “ — tędy Dym ta k ich b ez w szelk iój tru d n ości w zakrysty i p om ieścił."

— P otóm

w

sp osób w zru sza jący serca w zy w a ł ob ecn y ch , aby u w ierzyli w C hrystusa, ja k o B aranka B oż e g o , który gła d zi g rz e ch y świata. W ra ż e n ie słów ty ch b y ło tak potężne, iż g d y k a zn od zieja przestał m ów ić, z kilkuset piersi w y rw a ł się o k r z y k : „ B ó g z a p ła ć !"

56

T a k i tu p o w sta ł n o w y czas zasiew u ziarna E w a n ­ gelii, a P an cora z w ięcćj p r z y g o to w a ł rolę. G dzie się J znalazło serce szu k a ją ce Pana, a w zew n ętrzn y ch prak- 1 tyk ach nie zn a jd u ją ce g o , to im w szystk im stał się s B oos w od zem do k rzyża C h rystu sow ego, do sprawie- t d liw ości je g o . Z p oczą tk u ta n ow a n au k a znalazła i dużo p rz e ciw n ik ó w w parafii B oosa , ale im w ięcój ją p ow ta rza ł, tem w ięcej ich p r z y ch o d z iło do zn ajom ości ? p ra w d y. W k o ń cu nie b y ło w zb orze w ięcśj ja k ty lk o « czterech?m ężów , sp rze ciw ia ją cy ch się k azn odziei,w szy scy , * p ozn a w szy ta jem n ice o d w od zen ia serca w sile D ucha św iętego, b y lib y ż y cie sw oje za u k och a n e g o k azn odzieję ł

i duszpasterza p o św ięcili. _ _ j

Ci n iep rzy ja żn ie u sp osob ien i w szy stk ich sił d o ło ­ ż y li, a b y działaln ość b ło g o s ła w io n e g o ro b o tn ik a Pań- s sk ieg o w n iw ecz o b r ó c ić . P orozu m ieli się z n iek tórym i księżm i z o k o lic y , w nieśli p rz e ciw B o o so w i s k a r g ę d o ] k on systorza w L in c u , że k a cersk ie n auki g ło si, że je st j p ota jem n y m ew a n gelik iem i zd ra jcą k a to lick ie g o ko- * ś c io ła ; osk a rży li g o naw et przed sam ym N ajjaśn iejszym <

P anem , cesarzem F ra n ciszk ie m I., że od w ra ca lud^ od ] cesarza i je g o w iern ość p od d a ń czą ob a la , sło w e m , że jest s zd ra jcą i n a jgorszym z ło cz y ń cą . W s k u te k te g o nasta- i p iły doch od zen ia i śledztw o. N ie znaleźli w praw dzie <

n ic, c o b y B o o s o w i za rzu cić m ogli, le cz p rze ciw n icy i zaw sze z n ow em i sk argam i w ystępow ali. C a ły zb ór, z : w y ją tk iem on y ch 4 m ężów stał p o stronie B oosa, w y- i s y ła ii d ep u ta cy e do kon systorza, do bisk u p a , nawet do cesarza, k tó re w szy stk ie p o św ia d cz a ły o b ło g o s ła ­ w io n y ch o w o ca ch p r a cy p ro b o sz cz a . P arafianie stawiali się ze łz a m i w ocza ch w ob ron ie je g o , p roszą c i b ła ­ g a ją c, a b y im nie o d ry w a n o m ęża, k tórem u sp ok ój i zbaw ienie duszy s w o jćj zaw d zięczają. W sz y s tk o na- p różn o. S tosu n ki się zm ien iły. B isk u p G a ll um arł.

N a stęp cy je g o b y li ludźm i u czon y m i, ale ta je m n icy zb a ­ wienia w C hrystusie nie znali. B oosa p o jm a n o i w rzucono do w ięzienia w p ew n y m klasztorze w L in c u . T a m siedzieć m usiał przez k ilk a m iesięcy, g d y t,” n'*,!,,n,,,n m r " »

57

jeg o b y ła w toku . N ajśm ieszniejsze sk argi zbieran o i w y ta cza n o, ch o ć ż y cie i działanie teg o m ęża b y ło św iętobliw ym p rz ed B ogiem i ludźm i. W e w ięzieniu będąc cie rp ią cy m na ciele i um yśle, d ozn a ł w sp ółczu cia i p op a rcia ty lk o od p ew n eg o au stryack iego kapitana, którem u w latach daw n iejszych ja k ie ś d obrod ziejstw o w y św ia d czy ł. J e g o w staw ienn ictw u m iał do zaw dzię­

czenia, iż g o z ciem n eg o i w ilg otn eg o loch u w y p r o ­ w adzono, a in n e suchsze m iejsce p rzezn a czon o do p o ­ bytu, tu dzież, iż mu p o zw o lon o p o ży w n ie js z y p ob iera ć pokarm , g d y ż y cie o ch leb ie i w o d z ie n ieb ezp ieczeń ­ stwem g ro z ić z a cz ę ło.

P r z e b ie g p ro ce su b y ł d łu g i i wstrętny. C hciano się g o na w szelk i sp osób p o z b y ć , a dla teg o ch oć b y ł czy sty m i niew in nym , trzeb a b y ło p o d pozorem prawa zasądzić g o w innym . B oos c z e k a ł cierpliw ie, p oddaw szy się w oli N a jw y ższeg o, lecz g d y p rocesu nie b y ło k o ń ca , a w sam otności w ięzienia zd row ie je g o coraz m ocn iej za p a d a ło — u słu ch n ą ł rad y n iek tóry ch p rz y ja ciół i zażądał u w oln ien ia sw ego ze słu ż b y k o ­ ścioła w d y e ce z y i L in cu . N ie potrzeba nadm ienić, że mu natychm iast z n ajw ięk szą g otow ością w ystosow ano dym isyą. G d y w y je ż d ż a ł z L in c u dnia 30. m aja 1816, stała praw ie ca ła parafia G a lln eu k irch en k o ło drogi, żegnając się ze łza m i w o cza ch z u k och a n y m d u szpa­

sterzem sw oim , k tó re g o o b licza ju ż tu na ziem i w ięcej

oglądać n ie m ieli. ^

P o d łu źszćm tu ła ctw ie, z B a w a ry i i A u stry i w y ­ gnany, zn a la zł w o k o lic y R enu w m iasteczku Sayn w pobliżu miasta D u sse ld o r f sp o k o jn y p rz y tu łe k i um arł ja k o p ro b o sz cz tćjże m ie jsco w o ści dnia 29. sierpnia 1825. O statnie sło w a je g o b y ł y : „P a n ie J e zu , w ręce T w o je p oleca m du cha m e g o .“

K ilk u p r z y ja c ió ł B oosa p rze szło do k o ścio ła ew an ­ g e lic k ie g o , on sam zosta ł k a tolik iem aż do śm ierci, a cz k o lw ie k m ięd zy sw oim i na n ajw ięk sze p rzeciw ień ­ stwa b y ł n arażon y. M arcin B oos n ależy do lic z b y n a j­

zn ak om itszych ro b otn ik ó w w w in n icy Jezusa Chrystusa.

--- 3 * *

Powiązane dokumenty