• Nie Znaleziono Wyników

Picie u kobiet jako konsekwencja doznawania straty

Żegnanie się z czymś bywa trudne, bo czym innym jest „odżałowanie” bluzki, która się zniszczyła, a czym innym jest radzenie sobie ze zmianą, która przewraca życie do góry no-gami i często dotyczy ostatecznej utraty.

Z takimi właśnie zmianami spotykam się u kobiet uzależnionych, które podejmują terapię. Na początku słowa typu „nie wiem, dlaczego piję”, „nie rozumiem siebie, ale al-kohol przynosił mi ulgę”. Za tymi zwrotami, w wyniku pogłębiania doświadczeń, kryje się często nieukojony ból, cierpienie czy

Za uzależnieniem od alkoholu u kobiet często stoi nieukojony ból, cierpienie czy rozpacz związane ze stratą.

Może ona dotyczyć śmierci bliskiej osoby, poczucia utraty celu wskutek przejścia na emeryturę czy pustki po

odejściu dzieci z domu

Katarzyna Czerwonka

Picie u kobiet jako konsekwencja

doznawania straty

praktyka

rozpacz związana ze stratą. Stracić można wiele. Zaczynając od śmierci kogoś bli-skiego poprzez odejście dzieci w dorosłość, przechodzenie na emeryturę, odczuwanie żalu związanego z niezrealizowanymi szan-sami, marzeniami czy też po prostu upły-wającym czasem.

Łatwo powiedzieć „pijesz, więc te-raz należałoby zrobić to i to…”. Na szczę-ście można również pochylić się nad bó-lem i pomóc przeżyć go w konstruktywny sposób – przepłakać, pozłościć się, szukać wsparcia wśród innych, może zrobić rzeczy, które do tej pory nie były możliwe lub nie było na nie czasu, bo „trzeba być silnym”, „bo trzeba się zająć innymi”. Moim zdaniem, jest to również swoisty rodzaj profilaktyki przed nawrotami choroby, jak również wzmacniania poczucia pacjentki odnośnie jej umiejętności radzenia sobie z innymi stratami, które mogą nadejść, a także bu-dowania przekonania, że substancje psy-choaktywne może i dają chwilową ulgę, ale nie ukoją długoterminowo bólu i cierpie-nia. To możliwość zauważyć stratę i zoba-czyć, że alkohol nie wypełni pustki. Ważne też ze strony terapeutycznej, by nie unikać tego tematu, nie odkładać go na później, dostrzec, że ten ból już wystarczająco długo czekał na swoją kolej.

Poniżej chciałabym przedstawić różne obszary strat, które zauważam u kobiet bę-dących w terapii, to jak je przeżywają, jak również co można z nimi zrobić. Oczy-wiście mężczyźni również radzą sobie ze stratą za pomocą alkoholu, ale mam poczu-cie, na podstawie swoich doświadczeń za-wodowych, że kobiety robią to częściej, do-tyczy to zwłaszcza kobiet, które zaczynają pić w późniejszym okresie życia, w wieku średnim, które wcześniej nie były osobami nadużywającymi alkoholu czy też innych substancji psychoaktywnych.

Strata kogoś bliskiego lub doświadczenie długotrwałej choroby

Wiele kobiet uzależnionych, które spotka-łam, rozpoczynało picie w momencie do-świadczania śmierci bądź też zagrożenia śmiercią kogoś najbliższego. W przypadku długotrwałej choroby np. nowotworu, al-kohol stawał się sposobem na odstresowa-nie, zmniejszenie lęku i napięcia towarzy-szącego każdego dnia. Zaczynało się od pi-cia niewielkich ilości alkoholu wieczorami lub wzięcia leku nasennego, by „przestać myśleć i zasnąć”. Dodatkowo trudność w pozwoleniu sobie na przeżywanie bólu i realnego strachu powodowały liczne

ne-gatywne przekonania typu: „bądź silna” czy też „nie płacz, dzieci patrzą”. Dzień wy-glądał następująco: praca, potem szybko do domu i opieka nad osobą chorą i resztą członków rodziny, a wieczorem, gdy już wszyscy śpią, chwila dla siebie w postaci kieliszka alkoholu. Potem ilości się zwięk-szały, aż w pewnym momencie okazywało się, że wieczorne picie staje się rytuałem bądź też pojawia się potrzeba picia rów-nież w innych momentach dnia.

Ciężko koncentrować się na własnym przeżywaniu, kiedy pojawiało się poczu-cie, że ktoś cierpi bardziej, że egoistyczne byłoby powiedzenie o zmęczeniu czy też towarzyszącym przerażeniu, a na szuka-nie wsparcia po prostu czasami szuka-nie ma sił bądź czasu. Kobiety te za dnia pełniły rolę bohaterek, które wieczorem na chwilę zdej-mowały zbroję, by w końcu odpocząć od jej ciężaru. Cierpienie często przeżywały w sa-motności, po cichu, tak by nikogo nie mar-twić swoim stanem. Przewlekły stres powo-dował często stany depresyjne, ale trudno martwić się o siebie i szukać pomocy, kiedy szybciej można sięgnąć po alkohol.

Jeśli chodzi o doświadczanie śmierci ko-goś znaczącego, picie również było sposo-bem na to, by nie cierpieć, by nie tęsknić. Pojawiał się nieukojony ból, który trochę malał po wypiciu alkoholu czy zażyciu leku uspakajającego czy nasennego. Wiele kobiet mówiło wprost, że chciało przestać czuć, „wyciąć” wszystkie trudne emocje, bały się, że na trzeźwo nie są w stanie prze-żyć bezpowrotnej straty.

Ciężko się nie dziwić chęci ucieczki przed samotnością, rozpaczą czy poczu-ciem pustki w przypadku śmierci waż-nego rodzica, partnera czy też własważ-nego dziecka. Picie stawało się sposobem, by nie myśleć, nie rozpamiętywać, czasami para-doksalnie by żyć dalej, by pracować, nawet czasami więcej niż przedtem, by zająć się dziećmi, które też doświadczają cierpienia. Trzeba było z wieloma rzeczami sobie ra-dzić, po raz kolejny być silną i samodzielną. Niestety często kobiety doświadczające straty pozostawały bez wsparcia innych, niekoniecznie dlatego, że o to nie prosiły, ale również z powodu przeżywania straty przez innych, czy po prostu z powodu lęku innych przed obcowaniem z osobą w ża-łobie. Wtedy po raz kolejny dostawały ko-munikaty: „bądź silna dla dzieci i reszty rodziny”, „czas zagoi rany”, „współczujemy, ale nam też jest ciężko”. A alkohol po pro-stu był, nie zadawał pytań, nie wymagał niczego, nie trzeba było go wspierać, wy-słuchał, przynosił chwilową ulgę.

Strata związana

z wyprowadzeniem się dzieci z domu

Z moich rozmów z uzależnionymi kobie-tami wynika, że syndrom tzw. pustego gniazda niesie za sobą wiele konsekwen-cji w sferze emocjonalnej i ogólnej or-ganizacji życia. Kiedy dzieci są mniejsze, wiele czasu i energii poświęca się na ich wychowanie, życie wydaje się bardziej zorganizowane, a kiedy dziecko opusz-cza dom rodzinny, dotychopusz-czasowy tryb życia ulega zmianie. Pojawia się poczu-cie pustki, tęsknota za dziećmi, lęk o to, czy sobie poradzą, czy nie zapomną o ro-dzicu. Wiele kobiet mówi o poczucie by-cia niepotrzebną, opuszczoną czy też o zmianie sensu życia, zwłaszcza, jeśli to dotychczasowe było głównie podporząd-kowane opiece nad dziećmi. Dodatkowo przychodzi trudność w układaniu sobie relacji z mężem czy partnerem, czasami pojawiają się konflikty, ponowne „docie-ranie się”.

W takich momentach pojawia się myśl o tym, żeby poprawić sobie nastrój, by ła-twiej przeżyć smutek, czy też radzić sobie z poczuciem osamotnienia i pustki. Poja-wia się alkohol, najczęściej na początku w niewielkich ilościach, ale jeśli kobieta nie pozwoli sobie na przeżycie straty, za-akceptowanie jej i przez to znalezienie no-wych celów w życiu, może dojść do trakto-wania alkoholu jako głównego źródła roz-rywki czy odczuwania ulgi.

Strata związana z przejściem na emeryturę

Dla wielu osób przejście na emeryturę oznacza coś przyjemnego Pojawia się masa planów, które dotychczas ciężko było zre-alizować chociażby z powodu braku czasu. Kobiety uzależnione, z którymi się spo-tykam, mówią o początkowej radości, ale potem odczuwały pustkę, brak kontaktu z ludźmi, brak celów. Wiele mówi wprost, że zaczęło pić „z nudów” lub by wypełnić sobie jakoś dzień. Doświadczyły znacz-nego obniżenia poczucia własnej wartości, pojawiły się myśli o własnej bezużytecz-ności, świadomość upływającego czasu. Brakowało również wspierających komu-nikatów ze strony otoczenia, najczęściej słyszały o tym, że powinny się cieszyć, że ktoś im zazdrości, bo w końcu mają czas dla siebie. Ciężko przy takich przekazach mówić o poczuciu smutku czy braku. Do-datkowo, o ile wcześniej dzień był dobrze zorganizowany, teraz dochodzi do poczu-cia nadmiaru czasu, mniejszej ilości

obo-praktyka

wiązków, zwiększenia przestrzeni na nie zawsze pozytywne wnioski.

I o ile niektóre kobiety zaczynają szu-kać swoich pasji, wychodzić do innych podobnych sobie ludzi, to część pozo-staje w domu z poczuciem osamotnienia i braku długoterminowego celu. Pojawia się smutek, poszukiwanie pocieszenia np. w alkoholu. Picie zaczyna dominować w życiu i brakuje już sił i czasu na szukanie konstruktywnych sposobów na przeżycie zmiany życiowej i szukanie nowych alter-natyw dla siebie, co jeszcze bardziej ob-niża samoocenę. Do tego dochodzi wstyd związany z potrzebą picia i poprzez coraz większe wycofanie życiowe kobiety stają się niewolnikami picia i własnych domów.

Inne straty

Uzależnione kobiety, z którymi się spoty-kałam, wskazywały również na inne sy-tuacje życiowe, które powodowały roz-poczęcie picia, a które niewątpliwie mo-żemy rozpatrywać jako doznawanie straty. Mam tu na myśli rozstanie z partnerem, doświadczenie zdrady, czy też chociażby wyprowadzka z dotychczasowego miej-sca zamieszkania i problemy z adapta-cją do nowego, obcego miejsca. Jeśli cho-dzi o doświadczenie rozstania czy zdrady, zwłaszcza jeśli były partner zakładał nowy związek, pacjentki często mówiły o piciu jako leku na poczucie wściekłości, roz-żalenia czy poczuciu bycia niewystarcza-jącą. Miały również trudność z wejściem w nowy związek, bo wciąż pojawiały się porównania do byłego partnera bądź też problemy z zaufaniem i rozpamiętywania wcześniejszego zawodu, co stawało się ko-lejną okazją do picia.

Następnym ważnym obszarem związa-nym z przeżywaniem straty było uświa-domienie sobie w pewnym momencie różnego rodzaju traum z dzieciństwa lub późniejszego okresu np. molestowania seksualnego czy doznawania przemocy. Możemy tu mówić o stracie jako o utra-cie zaufania, szacunku do siebie, poczu-cia bezpieczeństwa czy też ogólnej wiary w to, że świat może być bezpieczny a bli-scy mogą być wspierający.

Dane tematy bardziej widoczne były u kobiet młodszych, które wcześniej roz-poczynały picie alkoholu bądź zażywanie innych substancji psychoaktywnych. Nie oznacza to, że kobiety starsze nie miały za sobą podobnych doświadczeń, acz-kolwiek mam poczucie, że silniej to wy-pierały, a w momencie kryzysowym np. doświadczania zdrady, echem wracały

również dawne zranienia, które potrafiły podwoić siłę cierpienia, a zarazem zwięk-szyć chęć przyniesienia sobie ulgi.

Jak pomóc w przeżyciu żałoby?

Bycie z kobietą uzależnioną w cierpie-niu związanym ze stratą jest dużym wy-zwaniem zarówno dla niej, jak i tera-peuty, tym bardziej, że może pojawić się lęk o abstynencję danej osoby. Moim zdaniem warto jednak reagować na to, co dana osoba wnosi, tym bardziej, że czasami terapia jest jedynym miejscem, gdzie można pozwolić sobie na przeży-wanie zatrzymanych emocji, które wcze-śniej były zapijane. Można pozwolić na przeżywanie złości, wściekłości, smutku czy czasami pomóc nawet w uświadamia-nia straty, by wspierać w jej przeżywaniu. Wiele kobiet wręcz zaprzeczało czyjeś śmierci czy faktu rozwodu, licząc na to, że partner lada dzień do niej powróci, co znacznie utrudniało im dalsze układanie sobie życia.

Z moich doświadczeń wynika, że sama już rozmowa o doświadczeniu straty i uprawomocnienie przeżywanych uczuć może przynieść ulgę. Wielokrotnie spo-tykałam się z poczuciem wstydu związa-nym z przeżywaniem żałoby, bo „prze-cież nic się takiego nie stało, każdy musi przejść kiedyś na emeryturę” lub „wiele osób się rozwodzi, tylko ja chyba tak to przeżywam”. Tego typu długotrwałe, po-wielane komunikaty minimalizujące swoje poczucie straty czy wręcz dodat-kowe karanie siebie, powodowały zatrzy-manie się w przeżywaniu nieprzyjem-nych emocji i możliwe, że nieprzepłakane zostało zapite alkoholem.

Przeżywanie złości, żalu czy smutku jako terapeuci możemy wspomóc nie tylko po-przez rozmowy (które niewątpliwie są pod-stawą do rozpoczęcia pracy nad domyka-niem dawnych, trudno gojących się tema-tów), ale również przez innego rodzaju od-działywania terapeutyczne. Pisanie listu do osoby będącej przedmiotem utraty, czy też jakiegoś obszaru życia, które minęło bez-powrotnie, to jeden z przykładów pracy. Dodatkowe odczytanie tego na sesji tera-peutycznej przy obecności wspierającego terapeuty, który nie ocenia występujących emocji, może być przykładem pracy z osobą „w utracie”. Warto oczywiście przygotować

na to pacjentkę, porozmawiać o często wy-stępującym lęku przed rozdrapywaniem niezagojonych ran czy też obawach związa-nych z abstynencją.

Dość często słyszę komunikaty typu „boję

się, że jak ruszę ten temat, to się rozsypię”, a zarazem opowiadania o chaosie w aktu-alnym życiu, trudności ze snem czy też na-wracających trudnych obrazach. I taka am-biwalencja ma prawo występować, należy ją uznać i podążać za potrzebami pacjentki, które i tak najczęściej zaczynają zmierzać do rozmowy o stracie.

Innym wariantem tego rodzaju pracy może być również pisanie listu do samej siebie z tamtego bądź aktualnego okresu i próby zaakceptowania siebie w przeży-waniu, a także dawanie sobie wsparcia.

Inne możliwości pracy ze stratą to np. technika pustego krzesła czy też dwóch krzeseł pozwalających na odnoszenie się do jakiejś części siebie, często tej cierpią-cej i tej, która temu cierpieniu zaprzecza; części krytycznej i takiej, która może za-cząć współczuć – to bardzo ważny ele-ment wykształcania umiejętności dawa-nia sobie prawa do przeżywadawa-nia i samo-ukojenia w trudnych sytuacjach życio-wych, nie tylko przeszłych. Tym bardziej, że to często nadmiarowe działanie części krytycznej prowadziło do zatrzymywa-nia emocji i w konsekwencji sięganie po alkohol, „by przestać płakać albo po pro-stu zasnąć”.

Niewątpliwą korzyść w pracy nad stratą ma obecność takiej grupy, która wesprze, ale również podzieli się podob-nymi doświadczeniami. Niejednokrotnie byłam świadkiem, jak poruszenie tematu straty przez jedną osobę powodowało płacz u reszty grupy, takie chwile, choć może i trudne, bywały bardzo oczyszcza-jące, pozwalające chociażby na wycho-dzenie z poczucia osamotnienia i poczu-cia konieczności „samoradzenia”.

Wymienione metody są jedynie czę-ścią tego, jak możemy pracować z żałobą, tym bardziej, że często to początek pracy również dla własnego bilansu życiowego i często uświadamianie sobie, że każdy z nas również kiedyś przeminie.

Moim zdaniem, praca nad stratą może rozwijać, pomagać modelować ogólne ra-dzenie sobie z emocjami bez potrzeby pi-cia alkoholu. Dlatego warto po prostu się nią zajmować, bo ciężko jest otwierać ko-lejne drzwi, skoro inne wciąż zostają nie-zamknięte.

Katarzyna Czerwonka – certyfikowany specjalista psychoterapii uzależnień, psycholog, pedagog, kierownik w Centrum Odwykowym na Oddziale Dziennym przy ul. Łokietka 11 w Warszawie, w trakcie szkolenia w Szkole Psychoterapii „Intra”.

Eleanor Longden, angielska psycholog, członkini międzynarodowej organizacji The International Hearing Voices Move-ment w wystąpieniu TED tak wspomina wybuch swojego pierwszego epizodu psychotycznego: „Trzęsąc się, zostawiłam

książki i popędziłam do domu. I ponow-nie go usłyszałam. „Otwiera drzwi”. To był początek. Głos się pojawił. I nie ustą-pił. Dniami i tygodniami, bez przerwy, komentował wszystko, co robiłam. „Idzie do biblioteki”. „Idzie na wykład”. Był obo-jętny, neutralny, z czasem stał się przyja-cielski i uspokajający. Ale czasem głos tra-cił swój spokój. I odzwierciedlał moje nie-wyrażone emocje. Kiedy byłam zła i mu-siałam to ukryć, co często z łatwością ro-biłam, wtedy głos był sfrustrowany. Poza tym nie był ani złowieszczy, ani niepoko-jący. Już wtedy było jasne, że głos ma coś do przekazania na temat moich emocji, zwłaszcza tych odległych i niedostępnych”.

Wspominając pomoc psychiatryczną, jaką wtedy otrzymała, zauważa jej słabe punkty oraz działania, które zamiast magać, wpędzały ją w jeszcze większe po-czucie przerażenia i izolacji: „Wydarzenia

zaczęły mnie przytłaczać. Hospitalizacja, pierwsza z wielu, diagnoza schizofrenii, a potem toksyczne, dręczące uczucia bez-nadziei, upokorzenia, rozpaczy i braku widoków na przyszłość. Zachęcano mnie, żeby pojmować głos nie jako doświadcze-nie, ale objaw, co tylko pogłębiało mój lęk i opór. Było tak, jakbym zwróciła się prze-ciwko własnemu umysłowi, taki rodzaj psychicznej wojny domowej. Ilość głosów zwiększyła się i stawały się coraz bardziej wrogie. Bez pomocy i nadziei zaczęłam uciekać do koszmarnego świata wewnętrz-nego, gdzie głosy były prześladowcami, a zarazem jedynymi towarzyszami. Mó-wiły, że jeśli zasłużę na ich pomoc, mogą przywrócić mi dawne życie. (…) Głosy mę-czyły mnie już tak bardzo, że próbowałam wywiercić dziurę w głowie, żeby je

wypu-ścić. Wspominając dziś rozpacz z tamtych lat, wydaje mi się, jakby ktoś tam umarł, ale i ktoś inny został uratowany. Podróż zaczęła osoba załamana i umęczona, ale narodził się z niej ktoś silniejszy. Ktoś, kto w końcu stał się osobą, którą jest mi prze-znaczone być”.

Podczas swojego poruszającego wystą-pienia Eleonor, oprócz dramatycznych wspomnień, opowiada także o czynni-kach, jakie przyczyniły się do jej wylecze-nia. Zwraca uwagę na to, że osoby, które towarzyszyły jej w zdrowieniu, urucho-miły niezbędny i konieczny do wylecze-nia proces przyjęcia odpowiedniej po-stawy, stosunku do samej siebie i swo-ich trudnych doświadczeń. W cieniu jej świadectwa w niniejszym tekście przed-stawię, czym są doświadczenia psycho-tyczne, jak można je rozumieć oraz jak towarzyszyć osobom przechodzącym ten proces. Jednocześnie skupię się na tych doświadczeniach psychotycznych, któ-rych czynnikiem wyzwalającym nie jest substancja psychoaktywna.

W poprzednim numerze TUiW Maria Jeska rozróżnia je jako zaburzenia psy-chotyczne pierwotne. Zwraca ona także uwagę, że wśród pacjentów uzależnio-nych są tacy, którzy szukając ulgi w sta-nach psychotycznych, znajdują sposób samoleczenia alkoholem lub innymi sub-stancjami psychoaktywnymi, wtórnie się od nich uzależniając.

Perspektywa terapeutyczna

W angielskim raporcie „Understanding psychosis and schizophrenia” wydanym przez Wydział Psychologii Klinicznej Canterbury Christ Church University, w którego przygotowaniu uczestniczyła także dr Longden, doświadczenie, które nazywane jest psychozą lub schizofrenią, obejmuje: halucynacje, czyli doświad-czenia zmysłowe, jak słyszenie głosów, wrażenia wzrokowe, czucie smaków,

za-pachów, dotyku, których nie doświad-czają inni; urojenia, czyli silne przeko-nania, których nie podzielają inni, często związane z poczuciem zagrożenia, spo-dziewanej krzywdy czy nieustannej kon-troli myśli przez innych (kosmici, służby państwowe, itp.); urojenia poczucia wy-jątkowości zwane zazwyczaj urojeniami wielkościowymi; zaburzenia myślenia i trudności w koncentracji uwagi często wynikające z niemożności zintegrowa-nia doświadczeń wyżej opisanych z wy-maganiami otoczenia; objawy negatywne jak brak motywacji do troski i opieki nad sobą, apatia, wycofanie, gorsze funkcjo-nowanie intelektualne.1

W klasyfikacji ICD–10 znajdujemy następujący ogólny opis schizofrenii: „Zmiany obejmują większość

najbar-dziej podstawowych czynności, które pozwalają normalnej osobie na odczu-wanie swej indywidualności, odrębno-ści i zdolnoodrębno-ści kierowania sobą. Najbar-dziej intymne myśli, uczucia i działania są często odczuwane jako znane innym lub odsłonięte przed nimi, przy czym możliwy jest rozwój wyjaśniających urojeń, wskazujących na działanie na-turalnych lub nadnana-turalnych sił wpły-wających na myśli i działania dotknię-tej osoby za pomocą sposobów, które są często dziwaczne. Osoba może trak-tować siebie jako ośrodek wszystkiego, co się dzieje”.2 Autorzy angielskiego raportu zwracają jednakże uwagę na to, że doświadczenia nazywane psy-chotycznymi, jak każde inne, mogą być bardzo zindywidualizowane, zarówno pod względem treści, jak i nasilenia. Wiąże się z tym także fakt, że jakaś

Powiązane dokumenty