• Nie Znaleziono Wyników

PIEŚŃ GROBOWA

W dokumencie DUSZA TŁUMU i inne wiersze (Stron 105-109)

„Tam oto wyspa, milcząca; tam są też groby mojej młodości.

Tam zaniosę wiecznie zielony wieniec życia.”

Z tym postanowieniem w sercu pojechałem przez morze.

O, widma i zjawiska mojej młodości! O wy' - miłości wszyst­

kie spojrzenia, o boskie chwile! Jakżeście prędko mi umarły!

Wspominam o was dziś, jako o swych umarłych!

Od was, od moich najdroższych umarłych, wieje mi słodki zapach, któiy mi serce i łzy rozwiązuje. Zaprawdę, wstrząsa i roz­

wiązuje serce samotne żeglującemu.

Zawsze jeszcze jestem najbogatszym i najbardziej godnym zazdrości - ja, najsamotniejszy! Gdyż - ja miałem wras, a wy macie mnie jeszcze: powiedzcie, komu jak mnie padały takie ró­

żane jabłka z drzewa?

Zawsze jeszcze jestem puścizną i królestwem waszej miłości, ja - kwitnący ku waszej pamięci pstrymi, dziko rosnącymi cno­

tami, o najukochańsi!

Ach, byliśmy stworzeni, ażeby zostać blisko siebie, wy - bło­

gie, obce cuda; a nie jako płoche ptaki przyszliście do mnie i do mej żądzy, nie, lecz jako ufający do ufającego!

Tak, wy' - stworzeni jak i ja do wierności i do tkliwych wiecz­

ności: muszę więc nazwać was według waszej niewierności , o bo­

skie spojrzenia i chwile: nie nauczyłem się jeszcze innego imie­

nia.

Zaprawdę, zbyt prędko umarliście mi, zbiegowie. Jednak nie uciekliście mi, ani ja wam nie uciekłem: niewinni jesteśmy' na­

wzajem naszej niewierności.

Ażeby' zabić mnie - was zaduszono, o śpiewne ptaki moich nadziei! Tak, do was, moi najdrożsi, złość rzucała zawsze strzały - by trafić w moje serce!

I trafiła! Byliście wszak zawrze moim najserdeczniejszym,

IOI

moim posiadaniem i moim opętaniem; dlatego musieliście umrzeć młodo i nazbyt wcześnie.

Do najczulszego, com posiadał, rzucono strzałę: do was to, których skóra jest jak puch, więcej - jak uśmiech, który pod jed­

nym zamiera spojrzeniem.

Ale to słowo chcę rzec swoim wrogom: czym są wszystkie morderstwa ludzkie wobec tego, co wyście mnie uczynili!

Coś gorszego od wszystkich ludzkich morderstw uczyniliś­

cie mi; zabraliście mi niepowrotne: tak mówię do was, moi wro­

gowie!

Zamordowaliście mi widma mojej młodości i najdroższe cuda! Zabraliście moich towarzyszy, owe szczęsne duchy! Ich to pamięci składam ten wieniec i to przekleństwo!

Przekleństwo wam, moi wrogowie! Skróciliście moją wiecz­

ność, niby dźwięk, który' się łamie wśród zimnej nocy! Zaledwie jako spojrzenie boskich oczu przyszła mi ona - jako jedna chwila!

Moja czystość tak mówiła niegdyś w dobrą godzinę: „boskimi niech będą mi wszystkie istoty'”.

Wtem napadliście na mnie brudnymi upiorami; ach, dokąd- że pierzchła ta dobra godzina!

„Wszystkie dni będą mi święte", tak mówiła niegdyś mądrość mojej młodości: zaprawdę, radosnej mądrości to mowa!

A wtem, ukradliście mi, wrogowie, moje noce, i sprzedaliście je za cenę bezsennej męki: ach, dokąd-że pierzchła ta mądrość

radosna?

Od lotu ptaków pragnąłem niegdyś szczęśliwych wyroczni:

a wtem wprowadziliście na moją drogę wstrętny potwór sowi.

Ach, dokąd-że pierzchło mi tkliwe pragnienie?

Ślubowałem niegdyś zrzec się wszelkiej ohydy: więc zamieni­

liście moich bliskich i najbliższych w guzy ropne. Ach, dokąd-że pierzchły najszlachetniejsze moje śluby?

Jako ślepiec kroczyłem niegdyś szczęsnymi drogami: więc

102

plugawiliście drogę ślepca: aż zbrzydził sobie starą ścieżkę ślepca.

A gdym uczynił to, co było mi najcięższym, gdym przezwy­

ciężeń mych święcił zwycięstwo: doprowadziliście tych, którzy mnie kochali, do krzyku, że ja im największy ból przyczyniam.

Zaprawdę, takie było zawsze wasze postępowanie: zapra­

wialiście żółcią najlepszy mój miód i pilność moich najlepszych pszczół.

Dobroczynności mojej nasłaliście zawsze najbezczelniejszych żebraków: do mego współczucia pchaliście zawsze nieuleczalnie bezwstydnych. Tak cnoty moje raniliście w ich wierze.

Złożyłem w ofierze moje najświętsze: natychmiast „naboż- ność” wasza dorzuciła swoje jeszcze tłustsze dary: tak, że w opa­

rach waszego tłuszczu zdusiło się i moje najświętsze.

Chciałem jeszcze tańczyć, jakem jeszcze nigdy nie tańczył:

ponad wszystkie nieba chciałem tańczyć. Namówiliście więc mego najmilszego śpiewaka.

I zaintonował przerażająco głuchą melodie: ach, huczał mi w uszach, jak róg ponury'!

Morderczy śpiewaku, narzędzie złości, o ty - najniewinniej- szy! Stałem już gotów do najlepszego tańca: a wtem tonami swy­

mi zamordowałeś ekstazę.

Jedynie w tańcu umiem mówić przenośnie rzeczy najwyż­

szych: tak więc najwyższa moja przenośnia została mi niewypo­

wiedzianą w moich członkach!

Niewypowiedzianą i niezbawioną została mi najwyższa na­

dzieja! Zamarły mi wszystkie widma i pocieszenie mojej mło­

dości!

Jakżem to przeniósł? Jakżem opatrzył i przezwyciężył takie rany? Jakże mi dusza powstała znów z tych grobów?

Tak, coś, co nie może być zranionym, ani pogrzebionym, jest we mnie, coś, co skały kruszy: nazywa się to moją wol ą.

103

Milcząca i niezmienna kroczy ona poprzez swoje lata.

Swoją chce iść drogą na moich nogach, moja stara wola;

umysł jej twardy jest rdzennie i nie do zranienia.

Nie do zranienia jestem tylko w swojej pięcie. Zawsze jeszcze żyjesz tam i jesteś sobie równą, o najcierpliwsza! Zawsze jeszcze przełamywałaś się poprzez wszystkie groby!

W tobie też żyje to z mojej młodości, co nie miało zbawienia;

i jako życie i jako młodość, siedzisz tu, pełna nadziei, na grobów żółtych zwaliskach.

Tak, jesteś mi jeszcze niszczycielką wszystkich grobów: cześć ci, wolo moja! Tam tylko, gdzie groby - są zmartwychpowstania.

Tak śpiewał Zaratustra.

104

PIEŚŃ MELANCHOLII

W dokumencie DUSZA TŁUMU i inne wiersze (Stron 105-109)

Powiązane dokumenty