• Nie Znaleziono Wyników

DUSZA TŁUMU i inne wiersze

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "DUSZA TŁUMU i inne wiersze"

Copied!
198
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

DUSZA TŁUMU

i inne wiersze

(4)
(5)

Stanisław Pieńkowski

DUSZA TŁUMU

I INNE WIERSZE

■zebrał, opracował i wstępem poprzedził

Maciej Urbanowski

iti

KSIĘGARNIA AKADEMICKA

Kraków 2005

(6)

Copyright © 2005 by Wanda Mlicka-Picńkowska and Maciej Urbanowski

Publikacja dofinansowana przez Instytut Polonistyki i Wydział Filologiczny Uniwersytetu Jagiellońskiego

KOREKTA

Magdalena Polek

PROJEKT OKŁADKI

Igor Stanisławski

SKŁAD I ŁAMANIE

Łukasz Kinalczyk

Na okładce wykorzystano fragment obrazu Edwarda Muncha Wampir, Muzeum Narodowe, Oslo.

ISBN 83-7188-838-4

[t]

AKADEMICKA

KSIĘGARNIA AKADEMICKA ul. Świętej Anny 6, 31-008 Kraków tel. /faks 43-127-43, 422-10-33 w. 11-67 akademicka@akademicka. pl

(7)

Stanisław Pieńkowski

(8)
(9)

DUSZA ANIOŁA I MISJA ATYLLI

O wierszach Stanisława Pieńkowskiego

S

tanisław Pieńkowski jest dzisiaj postacią całkowicie zapo­

mnianą. Jeśli któryś z historyków przywołuje jego teksty, to z reguły będą to wściekle antysemickie, celineowskie nie­

omalże paszkwile i pamflety z lat 20. XX w. Rzuciły one złowrogi cień na całą twórczość Pieńkowskiego, a atakowani przezeń bru­

talnie pisarze, zwłaszcza Skamandryci, skutecznie przykleili mu łatkę człowieka niemalże obłąkanego1 2. A przecież Pieńkowski był autorem cenionych w swoim czasie szkiców o sztuce", recenzen­

tem interesująco omawiającym utwory' Reymonta, Sienkiewicza

1 Zob. broszurę Pieńkowskiego Dwa żywioły. Głos w sprawie ży­

dowskiej (1913) oraz zbiór W ogrnu walki. Szkice o sprawie żydowskiej (1929). Skamadryci rewanżowali się Pieńkowskiemu napaściami nie tylko słownymi. W 1925 r. miał go spoliczkować Jarosław Iwaszkiewicz (zob. „Wiadomości Literackie” 1925, nr 3), czemu jednak zaprzecza­

ła domniemana ofiara (zob. S. Pieńkowski, List otwarty do p. Jarosława Iwaszkiewicza, współpracownika „Wiadomości Literackich", „Myśl Narodowa” 1925, nr 9, s. 15-16). Cztery lata po śmierci Pieńkowskiego, w roku 1948, Julian Tuwim określił go mianem „polskiego norymber- czyka, rodzonego brata powieszonego Streichera, wroga chrześcijaństwa i mitomana aryjskiego” {Zygmunt Wasilewski, „Odrodzenie” 1948, nr 47).

Szerzej na ten temat zob.J. Stradecki, Skamandryci, Warszawa 1976.

2 Co ciekawe - czytywał go w czasach gimnazjalnych Miłosz. W słyn­

nym Bulionie z gwoździ („Zagary”, grudzień 1931) pisał: „Użycie pewne­

go rodzaju rytmów w wierszu, albo pewnego systemu linii w malarstwie przygotowuje grunt pod społeczne programy. [...] Spostrzegł to już Pieńkowski, ale zapluł się swoim antysemityzmem i zmarnował dosko­

nałe syntezy.” (cyt. za: Cz. Miłosz, Przygody młodego umysłu. Publicystyka i proza 1931-1939, oprać. A. Stawiarska, Kraków 2003, s. 34,387)

(10)

6

i Żeromskiego, nowelistą, wreszcie - obiecującym poetą. Ten ostatni interesować mnie tu będzie najbardziej. Nie tylko dlate­

go, że poezja Pieńkowskiego jest mało znana, a w swoim czasie cieszyła się pewnym uznaniem. Także dlatego, że ona wyznacza początek jego twórczości literackiej. Zanim Pieńkowski stał się krytykiem, prozaikiem, autorem paszkwili i pamfletów, był auto­

rem wierszy. Tam jego początek...

* * *

Poetycki dorobek Pieńkowskiego nie jest zbyt obszerny. Składa się nań około pięćdziesięciu wierszy, drukowanych głównie w la­

tach 1896—98, przede wszystkim na łamach krakowskiego „Życia”

i „Krytyki” oraz warszawskiego „Głosu”. Największą popularność spośród nich zdobył sonet Dusza tłumu, który Antoni Potocki po latach określił mianem utworu „nieomal programowego”3.

W 1898 roku w konkursie na sonet „Życia” wyróżniony też został wiersz Pieńkowskiego Veni. Inne jego utwory był)' przedruko­

wywane w antologiach poezji tego okresu, np. w Księdze sonetów poetów polskich Antoniego Langego, czy Wyborze poezji „Młodej Polski" Wilhelma Feldmana. Udane i czytane też były jego tłuma­

czenia: słynnej Chanson d'automnePwda. Verlaine’a, opublikowane pt. Jesień w 1898 roku na łamach „Głosu”4 oraz fragmentów Tak mówił Zaratustra, jak brzmiał wedle Pieńkowskiego tytuł Also Sprach Zarathustra Fryderyka Nietzschego.

3 A. Potocki, Polska literatura współczesna. CzęśćII. Kult jednostki 1890- 1910, Warszawa 1912, s. 317.

4 Ocenę tego przekładu zob. S. Bańcer, „Chanson d’automne" Verlaine’a w przekładach polskich, „Przegląd Humanistyczny” 1962, nr 1.

5 Biografię S. Pieńkowskiego zob. S. Pieńkowski, Pro domo, „Myśl Narodowa” 1938 nr 27; A. Hutnikiewicz, Pieńkowski Stanisław, „Polski Słownik Biograficzny” t. XXVI/1, z. 108, Wrocław 1981.

W momencie debiutu poetyckiego, a więc w roku 1896 Pień­

kowski miał 24 lata i burzliwą przeszłość za sobą5. Urodzony

(11)

Dusza An ioła i misja Atylli 7

w Siedlcach (ojciec był zawiadowcą stacji kolejowej), został wyrzu­

cony z czwartej klasy tamtejszego rosyjskiego gimnazjum za działal­

ność patriotyczną i tylko dzięki interwencji ojca miast wilczego bi­

letu karnie go przeniesiono do trzeciej klasy rządowego gimnazjum w Warszawie. Na skutek konfliktu z tamtejszym księdzem katechetą, ostatecznie utwierdził się w swym buncie wobec świata, w tym wo­

bec katolicyzmu, i samowolnie opuścił szkołę. Powrócił do rodzin­

nego domu i został samoukiem. Interesował się przede wszystkim filozofią, wspominając po latach olśnienie, jakim dlań były lektury Flammariona, Darwina i Upaniszad. Kiedy po śmierci ojca znalazł się z powrotem w Warszawie, szybko włączył się w wir tamtejsze­

go życia literackiego, społecznego i politycznego. Nawiązał znajo­

mość z środowiskiem „niepokornych”, z Żeromskim, Berentem, Sieroszewskim, Dawidem, Jellentą i Niemojewskim oraz z ówcze­

snymi „modernistami”, np. Komornicką czy młodą Nałkowską”. Za swe radykalne poglądy, potwierdzone m.in. udziałem w studenckich manifestacjach ku czci Kilińskiego 17 IV 1894 roku, Pieńkowski zapłacił najpierw więzieniem, a potem - w 1895 roku - wygnaniem z żabom rosyjskiego. Zamieszkał wówczas w Krakowie i oddał się pracy literackiej. We Współczesnej literaturze polskiej 1890-1901 Wilhelm Feldman zaliczył go nawet do czołowych przedstawicieli ówczesnego „Młodego Krakowa”'.

Można się domyślać, że dramatyczne przeżycia Pieńkowskiego doskonale współbrzmiały z dekadenckimi nastrojami panującymi w młodym Krakowie. Napisany przezeń w 1895 roku Fragment, zaczynający się od słów:

Zesłano mnie tu - kto i skąd!... ach nie wie Nikt... próżnom pytał.To wiem,że zesłano * *

6 Zob. Z. Nałkowska, Dzienniki 1899-1905, 1.1, oprać., wstęp i ko­

mentarz H. Kirchner, Warszawa 1975.

7 W. Feldman, Współczesna literatura polska 1890-1901, Warszawa 1903, s. 323.

(12)

8

Mnie tii z szatańską ironią i w gniewie, W dzikim porywie zemsty - bo mi dano Duszę Anioła i misję Atylli,

Pracę tytanów i siłę motyli...,

zdaje się być skrajnie pesymistyczną projekcją własnego doświad­

czenia biograficznego, które urasta do metafory ludzkiej kondy­

cji. Pesymizm, tak charakterystyczny dla młodzieńczych wierszy Pieńkowskiego, był więc tyleż wynikiem mody, ulegania wpły­

wom literackim oraz intelektualnym nowego dlań środowiska modernistycznego, co efektem tego, co Teresa Walas nazywała opisując polskich dekadentów „mitologizacją własnej sytuacji duchowej”8?

8 Por.: „Wielokroć opisywana absurdalna potworność ówczesnej szko­

ły, ściśle określone a budzące sprzeciw drogi życiowej kariery, kłopoty ma­

terialne, bezprawie, głębokie znieprawienie życia publicznego - wszystko to stanowiło pożywkę owego pesymizmu nieuczonego i niejasno określo­

nego, a także - co ważniejsze - zablokowanego, z trudem znajdującego sobie formy ekspresji." [T. Walas, Ku otchłani (dekadentyzm tv literaturze polskiej 1S90—1905), Kraków 1986, s. 131.]

Być może. W każdym razie smutek, melancholia, płacz, roz­

pacz wyznaczają dominantę uczuciową jego poezji z lat 1895- 98. Rzeczywistość jest tu malowana barwami konsekwentnie ciemnymi. Jest to przy tym rzeczywistość świata przerażeń, „pa­

dół śmiechu i czarny dom kary'”, „otchłań przekleństw i nędzy i złości”, „bez serc i bez duszy”, „martwe morze kłamstwa i ohydy”,

„śmietnik w słońcu", „niecofniony błąd Stworzenia”... Ten świat chwilami zdaje się być pozbawiony jakiejkolwiek metafizycznej sankcji, innym razem jest domeną Szatana. Rządzi tu nieustan­

ny i pozbawiony czytelnego sensu ruch, „wieczna istot przemia­

na”, zmierzająca w najlepszym razie ku „zbrodni i gangrenie”.

Proces degeneracji dotyka przede wszystkim człowieka. Dawnego Prometeusza zastępuje ku własnej zgubie człowiek-hiena, czło- wiek-kret:

(13)

Dusza Anioła i misja Atylli 9

Hańbą, ohydą splugawiono życie!...

Hańbą, ohydą jest dziś bvć człowiekiem!

[-.]

Myśmy wyryli brud i kał - my - krety!...

Jesteśmy hordą hien - co się wdarła W prawa natury i urządza harce...

Morituris Pieńkowski ogłosił w 1896 roku, ale przekonanie o dekadencji człowieka, o tym, że dawniej ludzkość była moral­

nie i duchowo wspanialsza miało być odtąd stałym, niezmiennym elementem jego światopoglądu, nie tylko zresztą poetyckiego9.

Rozpacz wynikająca z tego rozpoznania miała tylko niekiedy ustę­

pować nadziei, że ten upadek można powstrzymać, że człowieka- hienę zastąpi w przyszłości ktoś na miarę przodków.

9 Jeszcze w 1932 r., polemizując na łamach „Myśli Narodowej” z Ka­

rolem Ludwikiem Konińskim, pisał:

„Wiele z tego, co piszę polemicznie powstaje pod tchnieniem po­

nurych przewidywań, które mnie nawiedzają o przyszłości człowie­

ka jako gatunku. To moja Kassandra. Najkrócej wyraża to dwuwiersz Mickiewicza [...]:

Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie Wezmą dziedzictwo mali, cisi, ciemni ludzie.

Nic ma na świecie myśli posępniejszej. [...] Mniejsza o to,że zbliża się kataklizm, który pogrzebać może cywilizację.To można przetrwać, z tego można się podźwignąć. Ale jeżeli człowiek zmaleje, znikczemnieje, zmał- pieje, jeśli z niego nie powstanie twór wyższy, to będzie kres, najpodlej- szy kres życia na ziemi. A w takim razie nie warto żyć.” (Moja Kassandra,

„Myśl Narodowa” 1932, nr 34).

Bohater młodopolskich Pieńkowskiego postrzegać jednak bę­

dzie jeszcze rzeczywistość jako więzienie, labirynt, przepaść, otchłań, a nawet piekło:

[...] tłum skazańców splecionych [...]

Tańczy w konwulsyach - i chichot piekielny, Jak świst batogów słyszę - aż śmiertelny

(14)

10

Dreszcz mnie przenika i duszę się w ścisku Tych widm, jak w leśnym, śliskim wężowisku.

{Morituris)

Jedynym chyba elementem stałym - obok wspomnianej

„wiecznej przemiany” świata ku upadkowi - jest panujący tu nie­

mal całkowicie mrok nocy. Jest to jednak ciemność wieloznacz­

na, błogosławiona i przeklęta. Niekiedy jest świętą „zwiastunką wiary, niepamięci i wyzwoleń” {Vent), wyzwalającą człowieka od cierpień, częściej współtworzy charakterystyczny dla wierszy Pieńkowskiego ciemny pejzaż świata-labiryntu, świata-cmentarza i ruiny, wrogiego człowiekowi, nieprzejrzystego, budzącego lęk {pavor nocturnas) i cierpienie. Rzeczywistość przykryta „czarnym niebem nocy" zdaje się być pozbawiona metafizycznego, ontolo- gicznego, epistemologicznego i moralnego ładu. Człowiek czuje się w niej więźniem, czy też niewinnym niczym dziecko skazań­

cem, zesłanym na świat przez nieznanego demiurga „w dzikim porywie zemsty”, „z szatańską ironią i w gniewie”10.

10 Por. M. Podraza-Kwiatkowska, Sytuacja uwięzienia i zdobywania

•wolności. O jednym z młodopolskich symboli-kluczy, [w:] eadem, Wolność i transcendencja. Studia i eseje o Młodej Polsce, Kraków 2001.

11 T. Molnar, Philosophical Grounds, New York 1991, s. 89-108.

Zob. też: W. P. Szymanski, Liryka „nurtu ciemnego* (poezja Władysława Sebyły), [w:] idem, Moje dwudziestolecie 1918—1939, Kraków 1998;

J. Kwiatkowski, Poezja Jarosława Iwaszkiewcza na tle dwudziestolecia mię- dzywojennego,Warszawa 1975; B. Mamon, Pomiędzy rozpaczą a nadzieją, [w:] K. L. Koniński, Uwagi 1940-1942, Poznań 1987.

Pieńkowski opisuje więc w swych wierszach doświadczenie

„człowieka nocnego”, znanego doskonale z wierszy młodopol­

skich, ale też tego samego, którego w XX wieku tak przejmująco opiszą potem Kafka, Camus, czy Beckett, a u nas Sebyła, Koniński, Iwszkiewicz czy Gajcy?

Pojawienie się owego „człowieka nocnego”, dowodził Tamas Molnar11, właśnie pod koniec XIX stulecia, było konsekwencją

(15)

Dusza Anioła i misja Atylli 11

zapanowania w nim rządów innego typu osobowości, mianowicie racjonalistycznego, optymistycznego „człowieka mechanicznego”.

Doświadczenie nocne, tak charakterystyczne dla nowoczesności było reakcją na ekscesy racjonalizmu, który wiedzie ku robotyzacji człowieka, jego mechanizacji, dokonującej się wówczas, gdy ra­

cjonalizm staje się sposobem życia, ideologią, nietolerancyjną wobec wszystkiego, co nie-racjonalne, wobec mitu, symbolu, intu­

icji, świętości. Człowiek Nocny - powtarzam cały czas za autorem Philosophical Grounds - nagle odkrywa inną stronę wielkiego projektu Człowieka Mechanicznego. Samotny, zagubiony, odkry­

wa N o x, którą bada jako alternatywę dla nakazów nowoczesności.

Jest żeglarzem nieznanych oceanów porzucającym społeczelistwo w poszukiwaniu osobistej mądrości, przy czym owej wędrówce towarzyszy coś, co można nazwać pokusą rozpaczy oraz pokusą odrzucenia.

Molnar zauważa, iż to „odrzucenie” Człowiek Nocny odczu­

wa nie tylko jako pewien los osobisty, lecz także jako rzeczywistą, 177/arz-metafizyczną propozycję: sam świat jest odrzuceniem,ja­

kąś bezkształtną strukturą, nierozpoznawalną, choć wystarczająco plastyczną, aby znosić wszystko, co się na niej odciska. Wydaje się przy tym, że owa radykalna świadomość odpowiada patologicz­

nej pustce nowożytnego świata. Ta ostatnia zaś jest wynikiem rozpłynięcia się w nim wszelkich jasnych, „dziennych”, znaczeń.

Człowiek nowożytny, Człowiek Nocny, nie zna już topografii ani Nieba ani Piekła, jest kimś obcym w Kosmosie, allogenes, jak gnostycy nazywali potępionych, czystą świadomością, cierpiącą, żałosną, wciąż jednak wystarczająco świadomą, aby wiedzieć, że wszystko zapada się w chaosie, w bez-sensowności, włączając to także jego własną świadomość...

Powyższe rozpoznanie odnosi się w znacznej mierze do świa­

domości bohatera młodopolskich wierszy Pieńkowskiego! I on jest człowiekiem oddanym „pasji nocy”, zagubionym i nieszczę­

śliwym, przeżartym „jadem zwątpień i nicości”, „bólem, goryczą i rdzą samowiedzy”. To „bolesny aktor”, który' na próżno „wszech­

(16)

12

wiedzy jad wydarł bogom”, a wiedza, intelekt, miłość - okazały' się dlań bolesnymi złudzeniami i pozostawiły w nim tylko nie­

nasyconą, trudną do zaspokojenia tęsknotę za ładem i absolutem.

Doświadczenie ciemności zewnętrznej towarzyszy' tu doświadcze­

niu nocy wewnętrznej, zwłaszcza niepoznawalności własnego „ja”.

Jawi się ono jako domena tego, co chaotyczne, ciemne, niebez­

pieczne, płynne i porównywalne do czarnej groty',

W której się morze pieni czarne, niewidzialne - Gdzie w labiryncie jaskiń huczą wichry halne, I fal wzburzonych głuche, podziemne łoskoty (Odnowa)

Bohatera poezji Pieńkowskiego dręczy też poczucie absur­

dalności swojej egzystencji, której przyczyny, ani celu nie potrafi dociec:

Niczym rozkosz... cierpienie!.. Całe życie na nic!..

Ono na martwych bryłach tworzy tylko piankę,

Która bez celu pryśnie, jak bez celu wstała - Na szyderstwo naturze, sobie - na męczarnie!...

(Ananake)

Takie życie to męczarnia, tortura, pozbawiona kierunku wę­

drówka, albo beznadziejna, wyczerpująca walka, porównywana do zmagania się z żywiołami świata natury: burzami, wichurami, rozszalałym morzem (zob. liryk Modlitwa do Intucji. Ze Szri- Szankara-Aczaryi). W tej walce człowiek zdany jest na samego siebie. Stąd wpisane w te wiersze odruchy buntu i - częściej - gesty rezygnacji, a nawet bierności, stąd ich charakterystyczna nastrojo- wość, którą tworzą smutek, melancholia, płacz, poczucie nudy, ale i klęski. To ostatnie wiąże się z sygnalizowanym już katastrofi­

zmem Pieńkowskiego i wpisanym weń przekonaniem o słabości,

(17)

Dusza Anioła i misja Atylli 13

bezsilności i rozdarciu człowieka współczesnego, któremu dana jest „dusza Anioła i misja Atyli”, „praca tytanów i siła motyli”.

Dlatego też bohater tej poezji jest człowiekiem niespełnionym, wyobcowanym ze świata, głęboko nieszczęśliwym i samotnym.

Czuje się obcy w oczach podziwianej przez siebie natury, obce jest mu także współczesne społeczeństwo. Mimo że czasem wypo­

wiada się jako reprezentant całej cierpiącej ludzkości, a nawet po­

grążonego w cierpieniu wszechświata, częściej - jak w wierszach Fragment czy Morituris - wykonuje gest odrzucenia zdegenerowa- nej ludzkości. We wspomnianej Duszy tłumu tytułowy tłum jawi się jednak dwuznacznie jako olbrzymi, zwierzęcy potwór, budzący zarówno odrazę i współczucie, bo „czarną wargą żłopie chciwie krew ludzką i rwie czerwone mięso...” a zarazem „przyczaja się, tuli, drży i pieszczot żąda..

Konsekwencją takiego rozpoznania rzeczywistości są u Pień­

kowskiego z reguły próby ucieczki - tęsknota za śmiercią, snem, nicością, Nirwaną. Stąd znamienna aksjologia przestrzeni kre­

owanej w tych wierszach. Negowaną przez siebie rzeczywistość Pieńkowski tradycyjnie wiąże z tym, co jest zamknięte i z tym, co na dole, natomiast sferę wartości pożądanych wiąże z tym, co otwarte i co jest w górze. Stąd tak znamienne dla bohatera tych wierszy pragnienie wyzwolenia się od świata i gest mchu ku górze, ostatecznie jednak zawsze daremnego. Tak jest np.

w pięknym sonecie Fontanna (Do szkicu S. Wyspiańskiego), gdzie tytułowa fontanna, rozkochana w niebie i pogrążona w „szaleń­

stwie znużenia i głodu samej siebie”; stara się uciec od znajdują­

cej się pod jej stopami otchłani tylko po to, by bezsilnie, niczym Syzyf, powrócić do punktu wyjścia. Podobnie jest w Gwieździe - stałość nieba okazuje się ułudą, bo w miejscu symbolizującej ową stałość gwiazdy znajdujemy „wir walk” i „tułaczy bieg ko­

met”. Niebo więc ostatecznie niewiele różni się od otchłani, od znienawidzonej albo budzącej lęk ziemi, czy morza, a porządko­

wanie rzeczywistości wedle opozycji góra-dół okazuje się pomył­

ką poznawczą i egzystencjalną.

(18)

14

Tak charakteryzowane tu rozpoznanie świata wpisuje się w znacznym stopniu w model dekadencki, znany z wierszy Przerwy-Tetmajera, Kasprowicza, Dębickiego, Langego, Szcze­

pańskiego, Żuławskiego, Butrymowicza, Stena, Miriama, Pe- rzyńskiego, czy Wroczyńskiego. Myślę tu typowym dla deka­

dentyzmu bohaterze (osobowość „wulneralna”, ranliwa12 13), central­

nych tematach (idea schyłku, poczucie kryzysu jednostki), wresz­

cie charakterystycznych nastrojach, symbolach i sytuacjach... Nie Znajdziemy jednak u Pieńkowskiego charakterystycznego dla dekadentyzmu zamiłowania do sztuczności, choroby i perwersji.

Znamienna jest też jego podszyta lękiem fascynacja światem natu­

ry - miasto pojawia się ledwie w paru jego wierszach. Najbardziej jednak odróżniałyby tę poezję od wzorca dekadenckiego obecne w niej od początku akcenty7 buntu i niezgody na upadek człowie­

ka11. Pojawia się tu nawet coś co można by nazwać heroizmem rezygnacji, który czasem przybiera formę estetyzującego stoicy-

12 T. Walas wyjaśnia, iż chodzi tu o osobowość „[...] broczącą we wszyst­

kich miejscach jej zetknięcia się ze zbiorowością, normą moralną czy społecz­

ną, z pospolitością, żywiołowością i chaosem.Ta niezwykła wrażliwość na ból zbiega się [...] z nadwyżką cierpienia, jaką produkuje współczesna cywiliza­

cja, czyniąc istnienie stanem nie do zniesienia i rozbudzając w świadomości pożądanie śmierci i spoczynku, które intensywnością swą równa się jedynie pożądaniu nowego dreszczu”, {op. dt.,s. 89)

13 Dzieliłby Pieńkowski tę cechę z „polskim dekadentyzmem”, por.:

.,[...] charakterystyczne dla dekadentyzmu katastroficzno-eschatologicz- ne obrazowanie jest obecne w literaturze polskiej końca wieku, często jednak wchodzi w takie związki emocjonalne i w takich funkcjonuje kon­

tekstach, że osadzają się w nim nowe znaczenia, ze światopoglądem deka­

denckim i dekadencką wrażliwością nic mające wiele wspólnego”, i dalej:

„[...] polski dekadentyzm przybiera postać nie filozoficzną, lecz bardziej zbliżoną do potocznego myślenia i odczuwania świata. [...] Obok tezy o bezsensowności istnienia pojawia się teza druga, nie mniej popularna, mówiąca,że ból i cierpienie stanowią jądro bytu, zaś radość i przyjemność są zjawiskami akcydentalnymi, znikającymi niemal bez śladu w ogólnym rachunku wartości.” (T. Walas, op. 154-155)

(19)

Dusza Anioła i misja Atylli 15

zmu, nakazującego człowiekowi przyjąć los i uczynienie ze swej egzystencji swego rodzaju dzieła sztuki. Jakby wyzwoleniem od bólu świata była twórczość. Tak wynikałoby przynajmniej z wier­

sza Przykazania'.

[...] z łez powstań i zgliszczy, jak złom stalaktytu.

Bądź samotnym jak pająk na sieci wszechświata.

Poznaj wszystkich obłędów okrwawione mety.

Czerp z umarłych i żywych drgające palety - Jak mistrz - tony dla duszy swej zamkniętej świata.

Twórz siebie - w wirujące granitów podłoże

Wciel sił zamęt... Zakwitnij lasem snów dziewiczym.

Bądź dla nurków, jak cudów niezgłębione morze -

Dla pustyń życia - oaz mirażem zwodniczym.

Nie grobem - ale pysznym grobowcem cmentarzem, Nie ofiarą - lecz ofiar dymiącym ołtarzem.

Te nadzieje Pieńkowski wiązał z wybitną jednostką, artystą, człowiekiem genialnym (Geniusz). Wewnętrzny chaos geniusza staje się polem bitwy, z której - być może - wyłoni się zwycięski Atylla z duszą anielską. Inwolucjonizm, a więc przekonanie, iż dzieje człowieka są dziejami jego degeneracji, zderzał się z na­

dzieją, wywiedzioną zapewne z pism Darwina i Nietzschego, iż w dziejach ludzkości pojawi się ktoś, kto zwycięży filistra, tego

„fałszerza życia”i „ciemięzcę” indywiduum.

Ten swoiście heroiczny aspekt poezji Pieńkowskiego najbar­

dziej podobał się współczesnym, jeśli za reprezentatywny dla ich lektur uznać głos Antoniego Potockiego, który z wierszy autora Duszy tłumu wydobywał przede wszystkim nakaz „tworzenia siebie” i „[...] zacięty, zbawienny sentyment twardego stania na

(20)

16

jedynej ostoi wśród rzeczy zmiennych - na samowiedzy własnej, na własnym ja”14.

14 A. Potocki, op. cit.,s. 317-318.

13 Przedruk w tomie Maski życiaPMtsrsz.wn 1925, s. fsl—Tl.

16 Jako „ubogie” oceniał nawet sonety Mickiewicza, wyżej nad nie stawiając Polały sif łzy moje czyste..., o którym to wierszu pisał, że „[...]

stworzony został pod naciskiem wysokiego stanu ducha poety i dlatego jest wzruszający i piękny.” (Psychologia..., s. 70)

Potocki zwracał też - z aprobatą - uwagę na ,,niesentymental­

ny” charakter wierszy Pieńkowskiego. Rzeczywiście - na tle ów­

czesnej poezji zwracają one uwagę lapidarnością. Zdecydowana większość z nich to sonety'. Wpływ to mody, ulegania wpływom parnasistowskim, ale też rezultat bardzo świadomego wyboru.

Pieńkowski tłumaczył swe przywiązanie do sonetu w interesu­

jącym eseju o Psychologii sonetu i u ty, drukowanym w 1912 roku na łamach „Przeglądu Narodowego”15. Przeciwstawiał się tam

„młodocianej, swobodnej i rozlewnej wymowności polskiej", którą kładł na karb „pośpiechu, powierzchowności i gadatliwo­

ści wielkich miast" oraz braku w naszej poezji tradycji „zwartej poezji i zwartego myślenia”16. Zwracając uwagę współczesnych ku bliskiej mu kulturze „Wielkiego Milczenia Wschodu”, pod­

kreślał, że „maleńki ośmio- lub czternastowierszowy poemat - to poezja poezji i ma on swoją wagę gatunkową nie mniejszą od poematu lub dramatu, a bodaj większą”.

Był też przekonany o współczesności krótkiego wiersza:

Chwile zadum tego wieku najchętniej wyrażają się w krótkich, do głębi przeczutych i przemyślanych utwo­

rach, których dumą jest ściśle określona i zwarta forma w oznaczonej ilości nawrotów. Ta forma ścisła — to nie obroża, to nie pokora, to już nie forma nawet, ale szranki rycerskie, w których tylko najsilniejszy, a zarazem najwy­

tworniejszy zwycięża.

(21)

Dusza Anioła i misja Atylłi 17

Lapidarność sonetu i uty była zdaniem Pieńkowskiego silnie związana z ich psychologiczną genezą. Zwięzłość formalna miała tu być efektem poprzedzającego je „skupionego nastroju ducha”,

„wielkiego, długotrwałego milczenia", „wielkiego ducha napięcia, jakiegoś bogatego i głębokiego przeżycia, które całego ducha wstrząsnęło”. Za pomocą poetyckich metafor porównywał więc Pieńkowski utę i sonet do komety:

Daleka, setki lat trwająca, niewidzialna jest droga ko­

mety - i niezwykła. Jakie go tam w przestworzach nie­

bios niezgłębionych spotykały zdarzenia, jakie losy, jakie słońca, jakie światy, co widział on tam i co przeżywał - ten naszych niebios rzadki, krótkotrwały gość? Czy po­

wróci jeszcze do nas w podobnej postaci, czy może jaki los złowrogi już tylko deszczem go przez nas przesieje deszczem meteorów?

Ta tajemnicza, niewidzialna, długotrwała, daleka i niezwykła droga, ten krótki pobyt wśród nas, jak wes­

tchnienie po zawiłej i tragicznej historii, to znów — odej­

ście w nieznaną noc i dal — oto co czyni kometę bogatym dla nas i wstrząsającym zjawiskiem.

Takim powinien być też sonet i uta. Westchnieniem, które kończy i streszcza wielką i bogatą ducha historię.

Spojrzeniem, które po uprzedniej, wyczerpującej w so­

bie opowieści, odkrywa nagle głębokie życia otchłanie.

Pytaniem, które całą rozmowę w ostatniej chwili nie­

spodziewaną oświetla błyskawicą. Odpowiedzią najwyż­

szej wagi, której się w dusznym oczekiwało milczeniu.

Okrzykiem, który nadmiar sił z piersi zbrojnej wydziera.

Łzą z oczu, które płakać niezwykły. W ogóle - przeży­

ciem niepowszedniej siły i miary, którego wynikiem do­

piero jest sonet i uta.

(22)

18

Można zauważyć, że klasycyzująca forma sonetu zderzała się z egzystencjalnym i metafizycznym rozpoznaniem wpisanym w wiersze Pieńkowskiego. Z jednej strony mamy przecież przy­

wiązanie do ładu, dyscypliny, kształtu, dążenie do klasycznej rów­

nowagi, z drugiej świat postrzegany jako domena chaosu i nie­

porządku. Tak rzecz oceniał Grzymała-Siedlecki, który' widział w tym rys paradoksalny, świadczący o wewnętrznym rozdarciu Pieńkowskiego. Czy jednak nie można tu widzieć prób panowa­

nia, choćby za pomocą formy sonetu, nad chaosem? „Klasycyzm to dekret, który pozwala opanować chaos przeżyć i myśli i zrygory- zować osobowość, czyli otchłań sprzeczności”, zauważał słusznie Ryszard Przybylski przypominając słowa Bolesława Micińskiego z Notatek o natchnieniu'.

Zrównoważeni twórcy-klasycy, pedantyczni miłośni­

cy reguł i zasad, fanatycy formy bezosobowej, drobiazgo­

wi realiści, musieli przemierzyć wszystkie otchłanie we­

wnętrznego niepokoju i rozdarcia. Jak silne musiało być rozprężenie psychicznego żywiołu - [...] skoro musieli je wikłać w tak surowych formach!1'

Podobnie mogło być w przypadku wierszy Pieńkowskiego.

* * *

Po roku 1898 Pieńkowski przestaje publikować wiersze. Dla­

czego? Może wiązało się to z ewolucją jego światopoglądu, która do­

konywała się m.in. pod wpływem lektury pism Nietzschego. Pień­

kowski stał się entuzjastą, jednym z pierwszych tłumaczy, ale i w pew­

nym sensie ofiarą autora Wiedzy radosnej. Tak to przynajmniej tłuma­

czył on sam we wspomnieniowo-polemicznym szkicu z 1938 roku:

17 R. Przybylski, Klasycyzm, czyli prawdziwy koniec Królestwa Polskiego, Warszawa 1983, s. 13.

(23)

Dusza Anioła i misja Atylli 19

Po wyjściu z Cytadeli umknąłem za granicę, i tam, w Krakowie mianowicie, zacząłem pierwsze próby pisania prozą czegoś w rodzaju szkiców artystyczno-filozoficznych.

Zanosiłem je do redakcji miesięcznika „Krytyka", której redaktorem był wtedy niejaki Ludwik Bniner, żyd-che- mik i literat, pisujący pod pseudonimem Jan Sten. Ten otóż Bniner po kilkakroć zwracał mi moje rękopisy; a na ich marginesach stale znajdywałem jego uwagi pod posta­

cią jednego tylko nazwiska: „Nietzsche”... W ten sposób po raz pierwszy w życiu z nazwiskiem Nietzschego się spotkałem. Zaciekawienie moje było duże, ale dopiero po wyjeździe na Żmudź, gdzie się ożeniłem [z Marią Cumpf - MU], mogłem z Nietzschem się zapoznać. Żona moja, która znała język niemiecki (ja go nie znałem) sprowadziła z Niemiec Zaratustry, i z miejsca zaczęliśmy go tłumaczyć (żona tłumaczyła, a ja ujmowałem przekład we formę lite­

racką). [...] Nie będę ukrywał, że poznanie moje Zaratustry było nie tylko radosnym dla mnie, ale i tragicznym przeży­

ciem. Bruner miał słuszność: zbyt wiele było podobieństw pomiędzy moimi a myślami autora Zaratustry. Z tego po­

wodu na czas dłuższy zupełnie pisać przestałem, a potem zwróciłem się do krytyki artystycznej i następnie - do spra­

wy żydowskiej18.

18 Pro domo, „Myśl Narodowa” 1938, nr 27. Fragmenty' wspomnianego przekładu Zaratustry ukazywały się w larach 1898-1900 na łamach pra­

sy, potem - w formie książkowej pt. Tak mówi! Zaratustra - w 1901 roku.

Pieńkowski utyskiwał, że całości nie można było wydać z powodu „strasz­

liwego pokaleczenie przez cenzurę rosyjską", a ukończony przekład do dzi­

siaj pozostaje w rękopisie. Pieńkowski nie przetłumaczył żadnego innego dzieła niemieckiego filozofa, mimo że w tłumaczonej przez pierwszą żonę pisarza, Marię Cumpf, książce Ryszard Wigner w Bayernfb (wyd. polskie 1901) znajduje się nota, iż „Wyłączne prawo tłumaczenia na język pol­

skich wszystkich dzieł Nietzschego nabył od rodziny autora p. Stanisław Pieńkowski". Ten ostatni po latach ostro krytykował przekład Berenta.

W szkicu Jedwabiste zające i tisy biurkowe (,Myśl Narodowa” 1934, nr 11),

(24)

20

Choć ów nietzscheanizm historyk określił po latach mianem

„praktycznej, publicystycznej interpretacją filozoficznej doktryny Nietzschego”, to równocześnie dodawał, że jako jeden z niewielu kon­

sekwentnych jego wyznawców w Polsce usiłował Pieńkowski z po­

wodzeniem połączyć ideowy sens poglądów Nietzschego z propo­

zycjami estetycznymi w uprawianej przez siebie krytyce literackiej* 1’’.

zarzucał mu stosowanie napuszonego, barokowego stylu i błędy języko­

we konkludując, że „z poważnego dzieła moralno-filozoficznego tłumacz [tj. Berent] uczynił barokową groteskę libretową”. O przekładach Nietzsche­

go dokonanych przez Pieńkowskiego pisano, iż są „staranne i wierne”, ale też wskazywano, że nie umiał oddać „całej tej rytmiki i patetycznie mia­

rowego brzmienia” oryginału, zob.: y. [I. Matuszewski], Fryderyk Nietzsche

„Tak mówił Zarathustra’’,„Tygodnik Ilustrowany” 1901, nr 9; (kp.), Z pism i książek, „Tydzień” (dodatek literacki „Kuriera Lwowskiego") 1901, nr 34.

T. Weiss, Fryderyk Nietzsche w piśmiennictwie polskim lat 1S90-1914, Wrocław-Kraków 1961, s. 66-71. Weiss zauważał, żc na poglądy este­

tyczne Pieńkowskiego wpłynął też zapewne Guyau. Dyskusyjna, acz interesująca, jeśli nie traktować jej tylko jako inwektywy, wydaje się na­

tomiast teza Weissa o „prefaszystowskim" charakterze nictzscheanizmu Pieńkowskiego, por.: „Gdyby nie mglistość i ogólnikowość [jego] progra­

mu byłby on przerażający. Pieńkowski jest jedynym z grupy polskich en­

tuzjastów Nietzschego, który podjął wszystkie najbardziej brutalne idee niemieckiego filozofa. Ta ogólnikowa, nie rozbudowana i niekonkretna wizja przyszłego społeczeństwa i jego ustroju jest przecież prymitywnym szkicem, niezgrabnym modelem faszyzmu.” (op. cit., s. 68) Ostrożniej rzecz ujęła M. Podraza-Kwiatkowska, komentując artykuł Pierwsza od­

wilż'. „Pieńkowski, w przeciwieństwie do innych pisarzy polskich, prze­

jął przede wszystkim negatywne cechy filozofii Nietzschego.” {Programy i dyskusje literackie okresu Młodej Polski, oprać. M. Podraza-Kwiatkowska, wyd. III przejrzane i uzupełnione, Wrocław-Warszawa-Kraków 2000, s. 524). Wreszcie M. Stała, komentując spór Pieńkowskiego z Wincentym Lutosławskim z 1910 roku na temat „człowieka rasowego” pisał o „uprosz­

czonym nietzscheanizmie” tego pierwszego, zaliczając jego wypowiedzi do „mało odkrywczych [...] zdarzeń lokalnych, nie zasługujących na spe­

cjalną uwagę”, a więc inaczej zupełnie rzecz oceniając niż Weiss, który zaliczył autora Ludzi Chaosu do jednym z najważniejszych „nietzscheani- stów” w Młodej Polsce (zob. M. Stała, Pejzaż człowieka. Młodopolskie my­

śli i wyobrażenia o duszy, duchu i ciele, Kraków 1994, s. 13-15).

Nietzschemu Pieńkowski poświęcił też osobne szkice drukowa­

ne na łamach „Głosu” w 1900 - Fryderyk Nietzsche oraz Darwin

(25)

Dusza Anioła i misja Atylli 21

i Nietzsche. Odpowiedź na artykuł L. Belmonta. Podkreślał w nich, że:

„Dla ludzi i społeczeństw pozbawionych z przyczyn zewnętrznych woli, energii, pewności siebie, zaufania w przyszłość jest Nietzsche pobudką i łaźnią uzdrawiającą ducha”. W tym samym 1900 roku Pieńkowski rozśmieszył Nałkowską „swymi zmanierowanymi teoriami i pozerstwem”, które było zapewne skutkiem przejęcia się filozofią Mistrza20. Inspirowane filozofią niemieckiego myśli­

ciela teksty ogłaszał też na łamach tygodnika „Strumień”21, potem w „Gazecie Warszawskiej”. Głosił tam apoteozę „życia” i odrzucał

20 Dodać może warto, że wg H. Kirchner (Z. Nałkowska, op. cit., s. 160, 189) portret Pieńkowskiego znalazł się w powieści Nałkowskiej Kobiety (1904) - autor Duszy tłumu występowałby tam jako Smiłowicz. W powie­

ści jest bardzo zdolnym nauczycielem nauk przyrodniczych, który traci wszystkie lekcje z powodu swych postępowych teorii i dlatego żyje w nędzy.

Wypowiada on np. zdanie, iż „[...] dziś nie czas na rozkoszowanie się sztu­

ką, zagłębianie się we wszelkie subtelne analizy estetów, modernistów. Dziś potrzeba nam czynu.”; zob. Z. Nałkowska, Kobiety, Warszawa 1976, s. 58.

21 „Strumień”ukazywał się w latach 1900 roku w Warszawie, jego pierw­

sze numery redagował sam Pieńkowski, o którego wystąpieniu z redak­

cji pisma informowano w 6 numerze. Przyczyny tego kroku nie są znane.

W marcowym „Głosie"ukazał się list,podpisany m.in. przez Pieńkowskiego, Z. Dębickiego, W. Nałkowskiego i G. Daniłowskiego, którego autorzy od­

cinali się od „Strumienia”. Adam Gr/.ymała-Siedlecki nazwał ów efeme­

ryczny tygodnik (ukazało się 17 numerów) „chaosem firm autorskich, kierunków i celów”: „Było w tym >Strumicniu< mniej więcej tak jak w przeciętnym domu komisowym: co kto przyniósł do zbycia, to stanowiło zasób interesu. Nikomu się wydrukowania utworu nie odmawiało, a treść numerów powstawała z niezmąconych niczym przypadków. Rzecz jasna, że po kilkunastu bodaj tygodniach >Strumień< wysechł. Przez czas swego istnienia było to czasopismo przede wszystkim błogą przystanią dla naj­

śmielszych wzlotów grafomanii, ale trzeba też stwierdzić, że zdołały się tu wyrobić i ośmielenia produkcyjnego nabrać dwa talenty; które przez czterdzieści kilka lat później trwały w literaturze. Pierwszym z nich był Stanisław Pieńkowski, drugim sam [...] fundator pisma i jego redaktor - Wacław Gąsiorowski.” (A. Grzymała-Siedlecki, Niepożegnani, posłowie J. Krzyżanowski, oprać. Z. Górzyna, T. Podoska i J. Konieczny, Kraków 1972, s. 92.) Szerzej na temat „Strumienia” zob. R. Taborski, Zapomniane pisma warszawskiego modernizmu. „Strumień" W. Gąsiorowskiego i,Ateneum"

C.Jellenty, „Kronika Warszawy" 1973, nr 3.

(26)

22

w jego imię sztukę współczesną. Był przekonany, iż „bezwzględność, podmiotowość, egoizm są pierwszymi siłami życia", absolutyzował konflikt między człowiekiem rasowym a pospolitym, ludźmi Patosu a reprezentującymi motłoch ludźmi Chaosu22. Nietzsche umacniał go w przekonaniu, że współczesność to „epoka upadku i pozio- mości’’2’, ale też prowadził do krytyki dekadentyzmu. Pieńkowski nie odżegnywał się jednak od swojej poezji, podobnie jak nie kry­

tykował Młodej Polski. W duchu nauk swego mistrza wiązał bo­

wiem dekadentyzm przede wszystkim z realizmem, widząc w tym ostatnim odbicie gustów znienawidzonego przez siebie motłochu.

Rozróżniając dekadentyzm jawny i ukryty, wyjaśniał:

22 Zob. np. szkice z lat 1910-16 Maski życia. Kultura gestu, Ramię do­

stojne i Ludzie Chaosu zamieszczone w tomie Maski życia. Dodajmy, że motłoch około 1910 roku stał się dla Pieńkowskiego tożsamy z Żydami.

Trudno dziś przesądzić, ile w antyżydowskiej obsesji pisarza było osobi­

stych uraz spowodowanych np. odrzucaniem jego szkiców przez Stena.

21 Zob. np. szkic U zawór („Strumień” 1900, nr 4), oskarżający współ­

czesną epokę o zatracenie „bezpośredniości ducha”, „wyolbrzymianie po­

tęgi ludzkości kosztem człowieka”, „pustoszenie i gwałcenie duszy ludz­

kiej, jak horda Tatarów". „Dziadowie nasi - hm... barbarzyńcy!... - two­

rzyli bogów, nasi ojcowie - bohaterów, my - bankierów", pisał Pieńkowski innym razem (Bogowie śpią, „Strumień” 1900, nr 1). Poglądy te wpisywały się w postawę „kulturowej rozpaczy”, w tym znaczeniu w jakim w odnie­

sieniu do współczesnych Pieńkowskiemu konserwatystów niemieckich używał tego określenia Fritz Stern w klasycznej książce Politics of Cultural Despair: a Study in the Rise of the Germanie Ideology, Berkeley 1974.

24 Pierwsza odwilż, „Strumień” 1900, nr 3, s. 45.

Znamienną cechą dekadentyzmu jest chorobliwość i oderwanie od życia. Po tym rysie poznać można schył­

kowca bez względu na to, czy kryje się pod płaszczem realizmu, czy też dekadentyzmu jawnego24.

Realizm ukrywa to, że jest upadkiem, chorobą, a ukrywać mu łatwo, gdyż choroba jego jest jednocześnie chorobą tłumu, a tam, gdzie wszyscy są chorzy, chorobę uznaje się za zdrowie. [...] Dekadentyzm ukryty' (re­

(27)

Dusza Anioła i misja Atylli 23

alizm) - to chory dorobkiewicz, który ponad chorobę swoją nigdy się nie wzniesie, który zapomina o zdrowiu, i nie tylko godzi się z losem, ale owszem pyszni się, że jest takim jakim jest - otyłym, sapiącym, bezmyślnym25.

25 Ibidem, s. 45.

2,1 Rak, „Strumień” 1900, nr 2, s. 28.

2/ Pierwsza odwilż..., s. 45.

Nie ci - najmłodsi, których nazywają dckadenta- mi, są nimi, lecz przede wszystkim realiści nasi, po- wieściopisarze, nowelliści - oto prawdziwi dekadenci.

Na nich spojrzeć należy, ażeby dostrzec wielki upadek sztuki i człowieka. Gdyż - co można nazwać w sztu­

ce dekadentyzmem - upadkiem? Brak siły twórczej realiści nie tworzą, lecz z trudem odtwarzają. Brak wyobraźni któż bardziej od nich jest jej pozbawio­

ny? Egoizm gruby -: żaden z nich nie bierze udziału w życiu tj. tworzeniu i walce, patrzą tylko przez lupy i opisują. Bezsilność oni, sami, ich ludzie, ich życie jest słabe i chore. Małostkowość oni się w niej grze­

bią. Krótkowzroczność jakież są ich widnokręgi?

Brak woli -: czegóż oni chcą??..

Oto siedem grzechów głównych realizmu, czyli de­

kadentyzmu26.

Krytykując realizm, Pieńkowski nie utożsamiał się jednak z de­

kadentyzmem „jawnym’’. Choć wyznawał:

Z dwojga złego za lepszy uznaję dekadentyzm jawny, gdyż jest szlachetny i otwarty'. Sam ochrzcił się mianem upadku i z tęsknotą do życia oczekuje śmierci, aby ustą­

pić nadchodzącej wielkiej przyszłości. Bezsilny jest, ale choć słabym głosem woła o moc i o wielkość2',

(28)

24

to ostatecznie odrzucał go, podobnie jak dekadentyzm „ukryty'”

w Linię „pragnienia mocy’ i podniosłości życia". Żądał od sztuki wielkości, rodzimości, „mocy i podniosłości”, a od artysty - „siły i odwagi”:

Wielkość sztuki jest wielkością życia; sztuka i życie tak są związane ze sobą jak płuca z krwi obiegiem; gdy płuca przestaną oddychać - ciało martwieje.

Zaduch trupi panujący w atmosferze naszego życia dawno ostrzega o niebezpieczeństwie. Suchoty pozyty­

wizmu i realizmu dobiegają końca; ostatnim ich stadium jest ceglasty rumieniec i gorączką błyszczące oczy deka­

dentyzmu.

Więc chcemy powietrza lasów sosnowych, którymi obszywają się górskie łańcuchy sztuki wielkiej, chcemy płuc szerokich i ud potężnych, i dlatego zwracaliśmy się do bogów, do pierwotnego życia praojców naszych, skąd otrzymamy trwałe podstawy kultury rdzennie rodzimej, skąd wyrośnie zarówno poezja nowa, jak i muzyka i ma­

larstwo, skąd wreszcie popłynie nam niczym niezastą­

piony, niewyczerpany i najgłębszy prąd rasy, której - ży- jąc powierzchownie pod powierzchownym wpływem

Zachodu - nie tknęliśmy jeszcze2*.

2s Ibidem, s. 45.

29 K. Wyka, Młoda Polska. Tom I. Modernizm polski, Kraków 1977, s. 219. Toteż fragmenty manifestu Pieńkowskiego Pierwsza odwilż M. Podraza-Kwiatkowska umieściła w antologii Programy i dyskusje literat-

Odkrycie Nietzschego utwierdzało więc Pieńkowskiego w jego rebelii przeciw współczesności, a zwłaszcza nowoczesnej cywiliza­

cji. W sensie literackim pisarz stał się jednym z wyrazicieli szero­

ko rozumianego antydekadenckiego zwrotu w literaturze Młodej Polski, jej przejścia - jak to ujął Kazimierz Wyka - spod znaku Schopenhauera pod znak Nietzschego*29. Radykalizm kulturowy'

(29)

Dusza Anioła i misja Atylli 2 5

Pieńkowski łączył zresztą - w duchu epoki - z „wywrotowością”

polityczną, bo skłaniał się początkowo najpierw ku socjalizmowi, jak zresztą spora część inteligencji polskiej z zaboru rosyjskiego.

Adam Grzymała-Siedlecki widział w nim nawet przywódcę ów­

czesnej młodej publicystki postępowej, porównując jego wpływ' do wpływów... Stanisława Brzozowskiego. Warto zresztą przy­

pomnieć to zaskakujące porównanie Pieńkowskiego z autorem Płomieni'.

Dzieliły się wśród czytelników zdania, którego z nich na pierwszym miejscu postawić należy. Przeważało przekonanie, że gdyby Pieńkowski był takim erudytą, jak Brzozowski, pisałby artykuły Brzozowskiego znacz­

nie lepiej, niż je piszę Brzozowski. Erudytą takim jak Brzozowski trudno było być komukolwiek, bo ten tra­

wiony bezsennością gruźlik w ciągu jednej nocy pochła­

niał grubachny tom, nie tyle poznając, co przeczuwając jego treść. Pieńkowski czytał niewiele, powoli, z upo­

rem, obracał treść w mózgu na wszystkie strony - i albo z awersją odrzucał ją precz od siebie, albo ją z posępnym uwielbieniem asymilował.

Brzozowski pisał nierówno: wspaniałe błyskawice stylu obok gmatwaniny myśli - Pieńkowski każdą swo­

ją myśl umiał wypowiedzieć jasno, z ogniem słowa, za­

padającym w pamięci obrazami. Wbrew pozorom nie przychodziło mu to łatwo: znowu w przeciwieństwie do tamtego pisał z trudemj0.

kie okresu Młodej Polski v/ rozdziale Programy od rodzę lirze, ofensywa ideologii czynu, obok szkiców A. Górskiego i L. Staffa. Z kolei drukowany w „Stru- mieniu”(1900, nr 2) szkic Pieńkowskiego Rak był dla Wyki jednym z mani­

festów „młodych” w ich sporze ze „starymi”,zob. K. Wyka, of>. cit., s. 119.

30 A. Grzymała-Siedlecki, o/>. cit., s. 93. Dodajmy, że obok licznych ar­

tykułów w 1. 1912-13, Pieńkowski napisał pierwszy tom książki Teoria sztuki, która miała być wydana dzięki wsparciu Kasy im. Mianowskiego, czemu przeszkodził wybuch I wrojny. Rękopis tego dzieła zachował się

(30)

26

Wkrótce jednak Pieńkowski z socjalisty przeobraził się w kon­

serwatystę, a potem, w okolicach 1910 roku - w nacjonalistę, specyficznego jednak, bo - co zauważał Grzymała-Siedlecki - z jednej strony zaciekle antyżydowskiego, z drugiej nie kryjącego swego sceptycyzmu wobec chrześcijaństwa. Zresztą z tego ostat­

niego powodu dużo później, bo w latach 30., dystansowali się od Pieńkowskiego młodzi nacjonaliści tacyjak jan Mosdorf.

Przykładem takiej postawy był obszerny esej, jakim Pieńkowski powitał w 1913 roku ukazanie się przekładu Hymnów Rigwedy Stanisława Franciszka Michalskiego. Uzasadniając pożytek tego wydawnictwa przeciwstawił Rigwedę chrześcijańskiej Biblii. W tej ostatniej widział twór, przejaw, wreszcie triumf ducha semickiego nad duchem aryjskim, dodając, iż „wewnętrzne, najwewnętrzniej- sze dzieje duchowe tej części świata są jednym odwiecznym zma­

ganiem się Arii z Semitą”. Pisał:

Ta wielka, od paru tysięcy lat trwająca wojna, ze zmiennym w różnych czasach i krajach szczęściem pro­

wadzona, w objawach swych nadzwyczajnie splątana, tym się na ogół odznacza, że duch semicko-chrześcijań- ski wojuje z mnóstwem ludzkim i na nim potęgę swą za­

sadza oraz na swej międzynarodowości, zaś duch aryjski opiera się na rasowych pierwiastkach każdego narodu i na wszystkim, co w człowieku najszlachetniejszego jest, najdumniejszego i z gruntu - wolnego31.

w zbiorach rodziny pisarza, podobnie jak ukończona w 1942 roku spo­

rych rozmiarów Naprawa pisowni polskiej, zwalczająca podejmowane w II RP pomysły reformy ortografii polskiej.

” Hymny Rigwedy, „Prawda" 1913, nr 9-13. Gdzie indziej Pieńkowski ostro krytykował wpływ Kościoła w edukacji dzieci i rodziny, a dalej jego rolę w życiu państwowym i dodawał: „Każda w ostatnim tysiącleciu epo­

ka twórcza ludów europejskich jako objawienie ich własnego ducha jest jednocześnie zaprzeczeniem chrześcijaństwa i otrząśnięciem się z nie­

go - jak Odrodzenie, Humanizm, wielki prąd oświatowy wieku XVIII i wreszcie wykwit i skupienie jakoby tych wszystkich ruchów - praca

(31)

Dusza Anioła i misja Atylli 27

Dlatego też zalecał „sięgnięcie do źródeł ducha aryjskiego - do świętych ksiąg i filozofii Indii.” Wskazywał na odmienność za­

wartej w nich wizji relacji łączących człowieka z Bogiem („[...]

nie ma w Rigwedzie i cienia tej niewolniczej pokory i strachu ze strony ludzi, ani tej mściwości i fanatyzmu ze strony Boga jak w żydowskiej Biblii”) i przyrodą, cenił ich majestatyczne piękno, bohaterski patos, siłę i piękno porównań. Chwaląc tłumaczenie Michalskiego zarzucał mu jednak „niemuzykalny, niepoetycki ję­

zyk i styl”. Przeciwstawił mu własne wersje Hymnu do nieznanego Boga oraz Do Nocy pisząc nie bez pychy: „[...] mój przekład o wie­

le podnioślejszy posiada ton, żywsze barwy, bez porównania więk-

wieku XIX, nieco eklektyczna, ale spokojna, szeroka i utrwalająca mocne podstawy do ostatecznego zrzucenia jarzma chrześcijańskiego.”

Ponieważ nie interesuje nas tu szerzej publicystyka Pieńkowskiego, zasygnalizujmy tylko, że jego stosunek do chrześcijaństwa wymaga wni­

kliwej rekonstrukcji, bo sporo na temat narosło legend, takich jak ta Grzymały, że był on „do końca życia ateistą”. Sam Pieńkowski polemizo­

wał z takimi glosami, m.in. w przywoływanej już polemice pt. Pro domo, gdzie wspominał o swych młodzieńczych konfliktach z katechetami, kry­

zysie wiary i samodzielnej edukacji religijnej, która zaprowadziła go ku religijnej filozofii wedyjskiej. Jak wyznawał: „[...] co do metafizyki we- dyjskiej uznaję ją [...] za najwspanialszy wzlot ducha ludzkiego ku zrozu­

mieniu bytu i wszechświata dokonany. [...] Od owych, tedy, czasów mo­

jego życia, o których tu mowa zajmowałem zasadnicze stanowisko meta­

fizyki wedyjskiej (bez jej słownictwa, oczywiście i bez innych właściwości jej epoki).” Artur Hutnikicwicz w biogramie Pieńkowskiego zamieszczo­

nym w „Polskim Słowniku Biograficznym" pisał, że na początku lat 90.

XIX w. pisarz miał deklarować się „ostentacyjnie” jako ateista i socjalista.

W 1910 r. na lamach „Gazety Warszawskiej” Pieńkowski utyskiwał, że:

„Z całą - wzruszającą zaiste - naiwnością dzieci przyjęliśmy i pielęgnu­

jemy w sobie sumienie chrześcijańskie - ten zatruty dar krzyżacki, i jako świętość nosimy w głowie aureolę nieszczęścia.” (Maski życia [w:] Maski życia. Warszawa 1925, s. 8] Współcześni widzieli w takich poglądach m.in. wpływ myśli H. S. Chamberlainea, autora słynnych Fundamentów XIX wieku. Niezbyt to jednak słuszne zestawienie zważywszy na brak jakichkolwiek sentymentów proniemieckich Pieńkowskiego. Zob.

Cbamaberlainista w piśmie katolickim, „Skamander" 1922, nr 20/21;

J. Mosdorf, Mit Frau Mathilde Ludendorff, „Prosto z Mostu” 1938, nr 23.

(32)

28

szą plastykę, większą muzykalność (dzięki nie tylko rymom, lecz i wewnętrznej fali wiersza), o wiele więcej posiada patosu, który jest w hymnie konieczny, niż przekład p. Michalskiego.”

O tłumaczeniach Pieńkowskiego Michalski, zwolennik maksy­

malnej dosłowności przekładu, był jednak jak najgorszego zdania.

Pisał, że „nie posiadają żadnej wartości. Nawet pod względem for­

my są zadziwiająco słabe. [...] Najgorszą jednak rzeczą w tłuma­

czeniu p. Pieńkowskiego jest to, że niszczy wszystkie oryginalne obrazy Rigwedy, że przekręca, że niweluje do szarych zużytych komunałów starożytną myśl aryjską, że zalewa brudnym gipsem dziur)' w marmurze, który sam powyszczerbiał”’2.

32 S. F. Michalski, Kilka uwag w sprawie przekładu Rigwedy, „Prawda”

1913, nr 15. Odpowiedź - b. obszerna - Pieńkowskiego na te zarzuty ukazała się w numerze 17 pisma.

■'3 Zapewne myślał też o ich osobnej edycji książkowej. W ocala­

łych z pożogi wojennej papierach Pieńkowskiego, znajdujących się dziś w ręku jego rodziny, zachowała się osobna teczka z maszynopisową wer­

sją wszystkich Hymnów przetłumaczonych przez poetę, poprzedzona jego wstępem, który zamieszczam w Nocie wydawniczej.

Nie zniechęcony Pieńkowski swe przekłady, a raczej trawesta- cje hymnów Rigwedy - publikował w czasie I wojny na łamach wychodzącej w Kijowie prasy polskiej oraz po 1918 roku32 33. Tym razem chciał on wskazać poetom polskim, że źródeł inspiracji winni szukać na Wschodzie, że owa tradycja będzie lekarstwem na dekadencję polskiej literatury współczesnej, na wpływy awan­

gardy zrywającej, jak twierdził, głównie za sprawą Żydów, z wielką

„aryjską” przeszłością.

Tu jesteśmy u źródeł - pisał w charakterystycznej dla swych powojennych tekstów barokowo-pamfletowej stylistyce - Nie, ażeby je kopiować i naśladować, lecz aby zaczerpnąć i napić się wody źródlanej, górskiej, śniegami szczytów najwyższych pachnącej, w sąsiedztwie gwiazd urodzonej, a tak odżywczo tęgiej, jak wiejski chleb. Po

(33)

Dusza Anioła i misja Atylłi 29

wstrętnych, kawiarnianych lub samogonnych alkoholach

„naszych” futuryzmów, ekspresjonizmów, syntetyzmów, supremizmów, orfeizinów, czeribredizmów, pipermen- tyzmów, po czczych, robionych mleczkach dekadenty- zmów, dadaizmów, bambinizmów, bebeizmów i pipikwi- kizmów - ta zawrotna wycieczka na szczyty Himalajów, samotwór, bez sznurów i przewodnika, może stać się sa­

mobójczą lub ozdrowieńczą - w obu przypadkach zbaw­

czą dla poezji współczesnej34.

Z samym tłumaczeniem Michalskiego Pieńkowski postępował dość swobodnie: zmieniał miarę wersów tam, gdzie to jego zda­

niem wzmacniało wymowę wierszy, zwykle zastępując 11-zgło­

skowiec łubianym przez siebie 13-zgłoskowcem. Za współcze­

snymi sobie badaczami przypuszczał też, że wiele pieśni Rigwedy powstało w Europie Środkowej, „być może - nad Wisłą” i dlatego, inaczej niż Michalski, wprowadzał do swych przekładów wiele ar­

chaizmów oraz neologizmów typu „siermięgi”, „obiaty'”, „turnie”,

„żertwy”, „dubrawa”, które miały podkreślić pradawny i prasło­

wiański charakter hymnów. Wprowadził rymy. Pozbawiał w ten sposób przekład surowości, nadawał hymnom większą dynamikę i ekspresję, wreszcie je archaizował, a nawet swoiście „nacjonalizo- wał”. Dla przykładu zestawmy odpowiednie fragmenty hymny 82 z mandali 10 Do Wszechstu<órcy. U Michalskiego mamy:

Stały' w zamysłach zrodził ojciec wzroku W tłuszcze ofiarne pogrążone światy', - A gdy już krańce były utwierdzone,

Wówczas się ziemia wraz z niebem rozsnuła.

U źródeł, „Placówka" 1920, z. XII, s. 285. Zob. także: idem, Zaczyn, tamże 1920, z. IX, s. 212-213; Alma-Weda, „Rozwój" 1919, nr 31, 43.

(34)

30

Natomiast u Pieńkowskiego je...

On te światy w żertewne tłuszcze pogrążone

Zrodził. - Praojciec wzroku w zamysłach swych stały!

Przez niego, gdy krańce były utwierdzone, Ziemia i niebo nasze wraz się rozsnowały.

Utworów oryginalnych Pieńkowski opublikował w Dwudziesto­

leciu już niewiele. Wśród nich zwracał uwagę nawiązujący do Sonetów krymskich cykl Sonetów marskich oraz zachwycająca w swej lapidar­

ności jesieńWe. i inne wiersze z tego okresu pokazywał)'; że Pieńkowski pozostał wiemy formie sonetu, że dalej urzekało go patetyczne pięk­

no i potęga żywiołów, zwłaszcza morza. Wspomniane Sonety mor­

skie były nie tylko poetyckim hołdem złożonym - jakby w ślad za napomnieniami Stefana Żeromskiego ze Snobizmu i postępu - pol­

skiemu Bałtykowi, ale też poetycką refleksją nad ludzką egzystencją.

W wierszach z lat międzywojennych Pieńkowski pozostawał też wier­

ny przekonaniu o dekadencji współczesnych, którym przeciwstawiał raz jeszcze wiarę w odrodzenie ludzkości, które nadejdzie ze Wschodu (Wróżba Himalajów) lub z kontaktu z ziemią {Siew jesienny). O przy­

wiązaniu do lapidarnej poezji „noktumalnej” świadczył także dokonany w czasie II wojny przekład Stanc Wincentego Koraba Brzozowskiego.

Tłumaczenie Stanc ukazało się drukiem w roku 1980, w przy­

gotowanym przez Mariana Stalę wyborze wierszy Koraba Brzo­

zowskiego. Była to niemal jedyne przypomnienie dorobku poetyc­

kiego Pieńkowskiego. Niemal jedyne, bo na początku lat 50. dwu­

krotnie umieszczono na łamach prasy PAX-owskiej przekłady z Rig- wedy i Tycho Brahe. Zapewne z obawy przed ówczesną cenzurą nie ujawniono wtedy nazwiska tłumacza, zadowalając się tylko inicjałami jego imienia i nazwiska. Pięć młodopolskich wierszy Pieńkowskiego

przedrukował też Paweł Hertz w Zbiorze poetów polskich*5.

” P. Hertz, Zbiór poetów polskich, ks. 4, Warszawa 1965, s. 1026-29 {Fontanna, Dusza tłumu, Geniusz, Feni, Znużenie). Wspomniane przekła-

(35)

Dusza Anioła i misja Atylli 31

Mimo początkowych sukcesów, poezja Pieńkowskiego nie znalazła więc uznania w oczach potomnych. Nie pomógł im sam autor, który mimo zachęt i ponagleń Antoniego Potockiego’6, nie wydał swych wierszy w osobnym tomie. Nie chciał, czy nie mógł tego uczynić? Nie wiadomo, w każdym razie we wspomnia­

nych już papierach, które wywiózł jesienią 1944 roku z płonącej Warszawy zachowała się osobna teczka zawierająca przepisany na czysto wybór 30 wierszy oraz 7 przekładów poetyckich, tworząc całość przygotowaną być z może z myślą o osobnym wydaniu. Do tego ostatniego nie doszło, nad czym jeszcze przed I wojną ubole­

wał Potocki, który w Polskiej literaturze współczesnej poświęcił so­

netom Pieńkowskiego kilka ciepłych słów, wyróżniając zwłaszcza Duszę tłumu, Modlitwę do intuicji, Powrót oraz Przykazania. Po la­

tach mianem poety oryginalnego nazwał go Artur Hutnikiewicz.

Nie jest natomiast jasne, czy do poezji Pieńkowskiego odnosił}' się szyderstwa Adolfa Nowaczyńskiego, który broniąc w 1920 roku Skamandrytów przed atakami autora Duszy tłumu pisał o nim m.in. „typowy niepłodnik, vir ster His", „bakałarz w jednej osobie i Baka", „piszę od lat dwudziestu i dotychczas nic jeszcze nie na­

pisał’’’7.

dy ukazały się w „Dziś i Jutro”(1953, nr 20) oraz w „Słowie Powszechnym"

(Tycho Brahe, Na czesi1 Kopernika, tłum. ST.P., 1950, nr 98).

„Poezje te powinny być wydane razem” (A. Potocki, op. cit., s. 318).

'' A. Nowaczyński, „Skamanderpołyska wiślaną świetlący sięjalą...“,

„Skamander” 1921, nr 7-9, przedruk w: idem, Góry z piasku. Szkice, Warszawa 1922, s. 161,163.

lS Zob. K. Wyka, Młoda Polska. Tom I. Modernizm polski, Kraków 1977.

To byłaby cała, więcej niż skromna, recepcja tej poezji, charak­

terystycznej, jak dziś to widzimy, dla wczesnego okresu Młodej Polski, tego, który Wyka nazwał „modernizmem”’*1. * lS

(36)

32

* * *

Po co więc - ktoś zapyla - to przypomnienie wierszy Pień­

kowskiego? Czy nie buszujemy tu na marginesach literatury' Młodej Polski i Dwudziestolecia? Przecież nasz obraz poezji tego okresu nie zmieni się po tej lekturze! Ale - odpowiadamy - uczy­

ni go pełniejszym, pozwoli też może włączyć do kanonu poezji młodopolskiej kilka naprawdę interesujących wierszy. Na pewno też pełniejszy', co znaczy bardziej złożony będzie po lekturze tych wierszy portret samego Pieńkowskiego, jednej z najbardziej niepo­

kojących, a pewnie i odpychających postaci literatury polskiej XX wieku. Nawet bowiem gdy odmówimy wartości jego młodopol­

skim lirykom, prowokują one do refleksji nad tym, jak w niekiedy nieoczekiwanym, dziwnym, a nawet groźnym kierunku ewolu­

ować mogli młodopolscy „mocni ludzie”.

Komuś zajmującemu się Dwudziestoleciem i zwłaszcza jego nurtem prawicowym lektura Duszy tłumu uświadomi też raz jesz­

cze, że korzenie wielu charakterystycznych dla niego zjawisk tkwią w Młodej Polsce, że ten nacjonalizm literacki, który znamy z lat 1918—1939 mógł (między innymi) wyrastać z młodopolskiego de­

kadentyzmu i prób jego przezwyciężania. Dusza tłumu jest więc dokumentem poetyckim i dokumentem ideowym, który można czytać jak swoistą ilustrację do coraz częstszych i w naszej literatu­

rze prób traktowania nacjonalizmu jako zjawiska charakterystycz­

nego dla szeroko rozumianego modernizmu, jak przekonują nas prace Tomasza Kizwaltera, Nikodema Bończy Tomaszewskiego, a ostatnio Eugenii Prokop-Janiec, której praca o krytyce Zygmunta Wasilewskiego nie przypadkiem ukazała się w serii „Modernizm w Polsce”’’. Casus Pieńkowskiego potwierdzałby to, co sygnalizo-

19 T. Kizwalter, O nowoczesności narodu. Przypadek Polski, Warszawa 1999; N. Bończa-Tomaszewski, Demokratyczna geneza nacjonalizmu.

Intelektualne korzenie ruchu narodowo-demokratycznego, Warszawa 2001;

E. Prokop-Janiec, Literatura i nacjonalizm. Twórczość Zygmunta fłdsi- lewskiego, seria „Modernizm w Polsce”, Kraków 2004.

(37)

33

wali wspomniani badacze, a mianowicie związki łączące moder­

nizm z nacjonalizmem, czy - ściślej - że polski nacjonalizm lite­

racki lokował się w horyzoncie problemów otwartych przez mo­

dernizm. Poznanie tej twórczości pozwoli wreszcie empirycznie zweryfikować prawdziwość dość popularnej tezy (wysuniętej np.

we wspomnianej już monografii przez Eugenię Prokop-Janiec), że pod sztandary narodowe i antysemickie gromadzili się „literaci drugorzędni”, oburzeni „skandalem żydowskiego artysty” wypie­

rającego ich z wolnego rynku XX-wiecznej literatury'.

Maciej Urbanowski

Chciałbym złożyć serdeczne podziękowania Pani Wandzie Mlickiej za cierpliwość, z jaką odpowiadała na pytania dotyczące jej Ojca i za zaufanie, jakim mnie obdarzyła zezwalając na korzystanie z Jego spu­

ścizny pisarskiej.

(38)
(39)

I. WIERSZE Z LAT

1895-1900

(40)
(41)

FRAGMENT

Zesłano mnie tu - kto i skąd!., ach, nie wie Nikt... próżnom pytał. To wiem, że zesłano Mnie tu z szatańską ironią i w gniewie, W dzikim porywie zemsty - bo mi dano Duszę Anioła i misję Atyli,

Pracę tytanów i siłę motyli...

Lecz idę. Jakaś magnetyczna ręka

Pcha mnie bezwzględnie. Idę w moc inercyi Jak ów „bicz boży” na ten świat bez serc i

Bez duszy. Idę, choć mi serce pęka, Ze sam dręczony i słaby, jak dziecko, Dreszczem konania darzę tak zdradziecko.

Bo każde ze słów mych - niechajże najprostsze, Najbielsze - z morza moich mąk się rodzi, Od łez mych słone... każda myśl, jak ostrze Indyjskiej strzały, kiedy raz ugodzi -

Wyrwana - jadem się w żyłach rozgości, Świadomym jadem zwątpień i nicości.

Ból niosę, gorycz i rdzę samowiedzy Dla dusz wybranych. A razem na tłumy Zapowiedź walki, jak żywioł bezwiedzy, Huragan gniewu, pogardy i dumy -

Dla ukochanych - wiecznych przemian rany, Znienawidzonym - nieczułość Nirwany...

37

(42)

A w sobie chaos: biały ogień twórcy I czerniejące popioły martwoty - Krwawą nienawiść ducha światoburcy I liliowe wszechmiłości wzloty -

Kosmicznych pragnień pył, i marzeń zgliszcza, I księżycowe smutki uroczyszcza.

Tak w północ, w ciszę, o duchów godzinie, Jak centaur wstaję - kopytami zgniatam

Ziemię, a czoło w grzywach mgławic ginie, I kurczem palców zimną skroń oplatam W chmurnej zadumie łez nad niecofnionym Błędem Stworzenia...

1895 i:

38

(43)

MORITURIS

Czasem zastygam jak trup - tylko oczy Naszerz rozwarte patrzą nieprzytomnie...

Dzień ich przede mną w czarną otchłań mroczy, I tłum skazańców splecionych wkoło mnie Tańczy w konwulsjach - i chichot piekielny, Jak świst batogów słyszę - aż śmiertelny

Dreszcz mnie przenika i duszę się w ścisku Tych widm, jak w leśnym, śliskim wężowisku.

I jam ich kochał?.. Ludzkość?!.. Nie! To była Złuda dziecinnych marzeń... Lśnił mi z dala Ten świat, jak śmietnik w słońcu. Ziemska bryła Zdała się głową Sfinksa, nie - szakala...

I tak złudzony pobiegłem - i z bliska Zajrzałem w błędne ślepia... O - nie błyska Tak nagle żadna iskra, jak się zmienia U dziecka miłość w piorun oburzenia I nienawiści!

Widziałem, widziałem,

To martwe morze kłamstwa i ohydy!..

Słyszałem w głębi śmiech - i sam się śmiałem Szczerze i dziko, jak oceanidy,

Gdy w noc burzową, niby mściwe bogi Śmieją się z szaleństw tonącej załogi...

Do łez się śmiałem!.. Aż podobny Niobie Śmiech ten skamieniał na rozpaczy grobie.

39

(44)

Więc wiecznie, wiecznie ta istot przemiana Ma się objawiać w zbrodniach i gangrenie?

Jakież to prawo - boga, czy szatana Rzuca krew naszą, na nasze sumienie?..

Jakiż tej drodze świeci cel ponury, Gdy na jednakie, palące tortury

Idą wciąż duchy coraz bielsze, tkliwsze, Coraz smutniejsze i coraz wrażliwsze?..

I mnie porwano. Oprawcami byli Kto żył, kto tylko nazywał się człowiek, I kto bez wstydu, bez zmrużenia powiek Mógł się tak nazwać... Wszyscy mnie poili Jadem swej nędzy, cynizmem spodlenia,

Robaczywością swego pół istnienia,

Mdłym smakiem uczuć, jak wodą rozczynu, Miernotą pragnień i tchórzostwem czynu...

A ja - natury jestem dzieckiem prawem, Dzieckiem ostatnim, czułym jak natchnienie - Z jej piersi mlekiem karmiony niekrwawem Jam wyrósł dziko, jak rosną jelenie -

Wśród himalajskich, niedostępnych złomów, W jasności niebios, w kołysance gromów...

Stamtąd przychodzę. I cofam się ze wstrętem Lwa więzionego - przed dozorców prętem.

Hańbą, ohydą splugawiono życie!...

Hańbą, ohydą jest dziś być człowiekiem!

Dziś, gdy sen jednych dla innych jest skrycie Daną trucizną... Gdy szczęście jest stekiem

40

Cytaty

Powiązane dokumenty

Można pytać, spełniając nie spełniony kielich, czy skąpić samotności, czy się nią podzielić... PAMIĘCI TYCH, KTÓRZY PADLI, IDĄC

Przykłady te pokazują z jednej strony, jak potrzebna jest dojrzała myśl ludzka, przy pomocy której da się wyrazić treść judeo-chrześcijańskiego Objawienia, z drugiej zaś

Dusza i duch człowieka to dla niego pojęcia identyczne, gdyż ich funkcji nie można rozdzielić ani też nie można sobie wyobrazić człowieka pozbawio- nego ducha lecz nie duszy

, n} tak, by dla każdych trzech wierzchołków A, B, C, dla których |AB| = |AC|, liczba przy wierzchołku A była albo mniejsza, albo wi e , ksza od jednocześnie obu liczb

Na zajęciach dowiemy się jak odczytać z wykresu dziedzinę funkcji, zbiór wartości, monotoniczność, wartości dodatnie, ujemne, wartość największą i najmniejszą,

słynny fizyk Wolfgang Pauli, chcąc ratować podstawowe zasady fizyki, przewidział istnienie neutrina - elektrycznie obojętnej i - jak się wtedy wydawało - bezmasowej

ność chrześcijańska w Alzacyi rzucić się może na żydów, i wywołać zamieszanie, jak się to już nieraz zdarzyło.. A nazajutrz dnia 7 kwietnia mówił

Nie on poprzestaje na słuchaniu mnie, zatrzy- muje się nade mną; wydaje mi się, że jego ciało rozrasta się do wewnątrz, w jednostajnym, szybkim rytmie, kierowany