• Nie Znaleziono Wyników

PIERWSZY KROK W KRÓLESTWIE BAJKI

Królestwo bajki Ewy Szelburg-Za rembi- ny znalazłam pod choinką, kiedy wkracza­

łam w „wiek czytelniczy". Był to prezent od mojej babci i to ona pierwsza przeczytała mi tę książkę. Nigdy nie zapomnę emocji, które towarzyszyły tej lekturze. To było jak wchodzenie krok po kroku w inny, niezna­

ny świat, który rozpoczynał się „po drugiej stronie łóżka" (znacznie później odkryłam, co znajduje się „po drugiej stronie lustra"

czy „po drugiej stronie szafy"). Odkrycie, że ten „inny świat", pełen czarów i tajemnic, w przedziwny sposób powiązany jest z tym, co tu i teraz, było dla mnie wydarzeniem na miarę wyczynu Kolumba. Do dziś pamię­

tam dreszcz emocji, towarzyszący tropie­

niu dwóch rzeczywistości, które na zasadzie lustrzanego odbicia występowały w tej sa­

mej opowieści. Ależ tak - to nie może być przypadek - Babunia Milunia to Nianiusia - Starusia, a paskudny pan Polikarp, wróg Wiosny, to nie kto inny jak Wielki Ochmistrz walczący z Królową Bajką.

Gdy kolorowe ilustracje, w ystępują­

ce co kilkanaście stron, potwierdziły moje przypuszczenia - czułam, że jestem na do­

brej drodze, zupełnie jak główny bohater opowieści, podążający śladem złotej

kuli-zgaduli. Różnica polegała na tym, że Jaś od czasu do czasu zdawał sobie sprawę z tego, że coś widzi czy słyszy nie po raz pierwszy w życiu, ale gdzie i kiedy już się z tym spo­

tkał, tego nie mógł sobie przypomnieć. Ja tak! Ta świadomość napełniała mnie du­

mą i poczuciem, że my (ja i autorka książki) wiemy więcej niż on. Mimo to, właśnie Jaś z miasteczka byłjedyną osobą , która mogła uratować Królewicza Bezimiennego i przy­

wrócić Wyspie Stąd Nie Widać jej dawny cha­

rakter. To, co mogłam zrobić jako czytelnicz­

ka, ograniczało się do pilnego śledzenia

je-go losów i trzymania kciuków - by nie zabra­

kło mu odwagi i by serce zawsze dobrze mu podpowiadało .... Musi przecież dotrzeć do celu. Dlaczego „musi"? No b o . baśnie za­

wsze dobrze się kończą, a autorka nazwała swą opowieść baśnią.

Rys. Maria Orłowska-Gabryś

Powiedziałabym, że Królestwo bajki to baśń o baśniach. Nie tylko dlatego, że na kar­

tach książeczki spotkać można wiele baśnio­

wych postaci ze sławetnym kotem w butach na czele, ale przede wszystkim dlatego, że historia ta w specyficzny sposób „porządku­

je świat". Po ciemnej, a właściwie „szarej" je ­ go stronie znajduje się profesor Matematy- kus, poszukujący prawdy w swoich prosto­

kątach i kwadratach, oskubana Wrona Bez- ogona czy Wielki Ochmistrz nienawidzący wszystkiego co jasne, piękne i wesołe.

Po słonecznej stronie, za którą opo­

w iedziałam się natychm iast całym ser­

cem, znalazł się cały świat fantazji, ko­

lorów i uśm iechu - słowem to w szyst­

ko, co sprawia, że życie nabiera smaku.

Czytając Królestwo bajki zrozumiałam, że tej cudownej krainy trzeba bronić, jak Jaś, który stojąc po kostki w błocie, przeganiał zimę czy, pokonując mnóstwo przeciwno­

ści, podążał wytrwale śladem królowej W y­

gnanki. Czułam, że muszę być zdecydowana jak on, bo inaczej „szarość" zaatakuje i nie zobaczę nigdy Pani z czerwoną parasolką.

Dzięki książce Ew y Szelburg-Zarembiny bajkowy świat stał się czymś więcej niż tyl­

ko zbiorem uroczych opowieści - stał się określoną filozofią, w której dobro i piękno zajęły należne im miejsce.

Chciałabym kiedyś przeczytać tę książ­

kę moim wnukom - pomyślałam ostatnio - i kiedy moja siostra (bibliotekarka z zawo­

du) zadzwoniła z pytaniem, co mi kupić pod choinkę - odpowiedź miałam już gotową.

Rys. Maria Orłowska-Gabryś

Moje Królestwo bajki zostało niestety za- cjami Marii Orłowskiej-Gabryś. Teraz pozo- czytane na śmierć techniczną, więc popro- staje tylko ... zaczekać na wnuki.

siłam o nowe wydanie, oczywiście z

ilustra-r ^ 1

« •

NA LADACH KSIĘGARSKICH

Jan Kwaśniewicz

McDUSIA

Wierni czytelnicy Jeżycjady doczekali się 19 tomu popularnego cyklu Małgorzaty Musierowicz. Oczekiwania jak zwykle były ogromne i myślę, że czytelnik, który dobrze czuje się w domu Borejków i jako gość, i jako domownik, nie będzie rozczarowany. Dobre zrozumienie etosu tworzącego tę nieprze­

ciętną rodzinę pozwala książkę docenić.

Na McDusię trzeba było czekać 4 lata.

Poprzedni tom, Sprężyna, ukazał się w roku 2008. Mieliśmy w nim okazję poznać bliżej Magdę, prawnuczkę prof. Dmuchawca, cór­

kę Kreski i Maćka Ogorzałki. Książka jest bez­

pośrednią kontynuacją wątków z poprzed­

niego tomu. Są one skonstruowane w ta­

ki sposób, iż lektura wymaga uprzedniego przypomnienia sobie 18 tomu. Tak ścisłej kontynuacji jeszcze w Jeżycjadzie nie było.

Małgorzata Musierowicz przyzwyczaiła nas do wprowadzania nowych bohaterów i kreowania wokół nich głównej osi wyda­

rzeń. Tym razem jest inaczej. Magdusia jest już dość dobrze znana z poprzedniej książ­

ki. Jednak dopiero teraz można się jej do­

kładniej przyjrzeć.

Na początkowych kartach wydaje się typowym przykładem „hamburgeryzacji"

życia. Nie jest oczytana, aura domu Borej­

ków nie jest jej bliska. Rozczarowania tym faktem nie kryje najmłodsze dziecko

Gabry-si. Ignacy Grzegorz, zakochany w Magdzie, bardzo boleśnie przeżywa fakt, że dziewczy­

na nie docenia poezji. Sytuacja jednak rozwi­

ja się dynamicznie i McDusia, nolens volens, pod wpływem Borejkowej familii, odkrywa, że świat nie składa się z pustych słów, nija­

kich wydarzeń i wyblakłych autorytetów.

Małgorzata Musierowicz pozwala po raz kolejny przeżyć wraz z bohaterami świę­

ta Bożego Narodzenia. To już kolejne po No­

welce, znów wyjątkowe - w ich trakcie za mąż ma wyjść Laura Pyziak.

Przeżywanie świąt z naszymi bohate­

rami nigdy nie było nudne i tym razem jest podobnie. Przygotowania do ślubu Laury przypominają zdumiewająco znane z Noelki wydarzenia. Jest więc i zamieszanie z suknią ślubną i zaskakujący tort weselny autorstwa Bernarda Żeromskiego (trzypiętrowy, cały zielony, na którym wśród liści paproci znaj­

dują się „grupki roześmianych gąsienic", a ku girlandzie z róż ciągnie się korowód szma­

ragdowych żuczków).

W McDusi można dostrzec wiele nawią­

zań, a także wiele sygnałów przygotowują­

cych na nadchodzącą zmianę pokoleniową.

Zmiana ta jednak jest tylko symboliczna.

I tak w Ignacym Grzegorzu Strybie odnajdu­

jemy cechy charakteryzujące Ignacego Bo- rejkę, w Adamie Fidelisie - profesora Dmu­

chawca. Smaku dodaje fakt, że Laura bierze ostatecznie ślub w sukni ślubnej seniorki ro­

du - Mili Borejko, swojej babci.

Autorka rozlicza się też z przeszłością.

Po raz kolejny i chyba ostatni pojawia się Ja ­ nusz Pyziak, który z Niemiec przyjeżdża na ślub córki. Czytelnik może dowiedzieć się zaskakujących rzeczy, które z sympatycz­

nej postaci (Kwiat kalafiora) czynią postać płytką, a wręcz antypatyczną. Słowa, które wypowiada Janusz, wstrząsną wielbicielami Jeżycjady. Przyznaje bowiem w rozmowie z Gabrysią, że nigdy jej nie kochał, że nig­

dy nie był zdolny do kochania. Wyznanie to sprawia, że jego postać należy uznać za w y­

jątkowo cyniczną. Słowa te jednak były po­

trzebne. Dzięki nim Gabrysia doświadcza za­

służonego katharsis i wreszcie może zapo­

mnieć o demonach przeszłości.