• Nie Znaleziono Wyników

Wiersze dla dzieci Jana Brzechwy, po­

dobnie jak Juliana Tuwima, są obecne nie­

mal w każdym domu. Rodzice niezmiennie od kilkudziesięciu lat czytają dzieciom owe rytmiczne, melodyjne i zabawne strofy. Po­

mimo że zmieniają się kanony lektur dla naj­

młodszych, twórczość tych dwóch poetów jest ponadczasowa.

Zbiór wierszy Brzechwa dzieciom zna­

lazł się w moim domu najprawdopodobniej jako prezent z okazji kolejnych urodzin. Czy­

tana i bardzo lubiana książka nosi dzisiaj śla­

dy wielokrotnego używania, ale nadal stoi na półce. Obecnie należy do biblioteki mo­

jego pięcioletniego syna, który wśród po­

etów zdecydowanie wyróżniał dotychczas Tuwima. A Brzechwa? Był czytany, a raczej słuchany rzadziej. Był. Bo teraz jest tak samo lubiany jak autor Lokomotywy.

Moje dziecko zostało bowiem w ybra­

ne do udziału w konkursie dla przedszkola­

ków „Zwierzyniec Pana Brzechwy", organi­

zowanym w ramach Mikołowskich Spotkań Przedszkolaków. Jak się okazało, to nie kon­

kurs recytatorski, lecz wiedzy nt. wybranych wierszy Brzechwy. Z jednej strony rozpie­

rała mnie duma matki, ale z drugiej poczu­

łam się zaniepokojona, kiedy wręczono mi

„skserowany" zestaw siedmiu wierszy do co­

dziennego czytania i przyswajania. Przede wszystkim postanowiłam, że nie będziemy czytać wierszy z pojedynczych odbitek kse­

ro, jakie otrzymaliśmy, ale z książki w for­

mie tradycyjnej. W bibliotece publicznej z łatwością odnalazłam Sto bajek Jana Brze­

chwy, gdzie opublikowano siedem w ybra­

nych przez organizatorów konkursu wierszy:

Jeż, Żuk, Kaczka-dziwaczka, Wąż Kaligraf, Ko­

ziołeczek, Psie smutki, Ślimak. Pierwsze czyta­

nie wierszy i zaciekawienie dziecka, drugie i trzecie również, gdyż pięć utworów słysza­

ło po raz pierwszy. Czwartego dnia usłysza­

łam w głosie syna pretensje, że te wszystkie wiersze są smutne: bo jeż kłuł niegrzeczne szczygły, biedronka nie chciała żuka za mę­

ża, kaczkę upiekł kucharz, węża zabił myśli­

wy, ojciec koziołeczka był srogi i koziołeczek dostał lanie, psich smutków było tak dużo i wreszcie ślimak, który wyszedł z domu, bo miał dość żony. A ponadto niemal w każ­

dym wierszu znaleźliśmy przynajmniej je ­ den wyraz, którego mój pięciolatek nie znał.

W utworze Jeż wydawało się, że wszystko jest zrozumiałe oprócz słowa zoczył, które wytłumaczyłam jako zobaczył, ale słownik języka polskiego podaje, że to spostrzegł.

Byłam pewna, że ponadto wszystko jest zro­

zumiałe, dopóki nie zapytałam, jakie pta­

ki występują w tym wierszu. Odpowiedź brzmiała: wróbel i sroka. Gdy zapytałam 0 szczygła, usłyszałam odpowiedź, że to ro­

baczek. W ruch poszła encyklopedia i od­

naleźliśmy w niej obrazek pięknego ptaka z karminowoczerwoną „twarzą". Żuk i kol ejne dwa nowe wyrażenia - z galanterią i melonik.

W Kaczce-dziwaczce trudności nie sprawi­

ła wykałaczka oraz tasiemka, ale obrazowo trzeba było wyjaśnić, co to znaczy pisać list drobnym maczkiem, a w kuchni wyjąć z szafki ogromną brytfannę, odziedziczoną po pra­

babci. Wąż-kaligraf - już sam tytuł wym a­

gał tłumaczenia, że to wąż, który pięknie 1 starannie pisze, a właściwie tworzy w ła­

snym cielskiem litery. Wąż popełnił gafę, więc znów wyjaśnianie. W wierszu wąż ukła­

da się w litery B, L, P, S-Z i M, a w przedszko­

lach wprowadzono przecież zakaz uczenia dzieci liter. W przedszkolu tak, ale w domu nie, jednak mój syn z wężowych liter znał tylko B, S, Z i M, więc ponad tydzień trwało, Rys. Wanda i Bogusław Orlińscy

zanim opanował L i P, w czym pomogły mu ilustracje w książce. A Koziołeczek? Ojciec był srogi - nie wiem, skąd dziecko znało znacze­

nie tego wyrazu, domyślam się, że z kontek­

stu wiersza. Pozostały steczka i parkan. Ten drugi wyraz objaśniłam bez problemu, ale steczka? Sama zastanawiałam się, co to mo­

że być. W jednotomowym słowniku języka polskiego nie znalazłam wyjaśnienia, dopie­

ro po włączeniu Internetu dowiedziałam się, że to ścieżka. I pomyśleć, że to jeden z mo­

ich ulubionych wierszy, a nigdy nie zastana­

wiałam się nad steczką! Psie smutki oceniłam jako wiersz bez nieznanych słów, ale spraw­

dziłam, czy syn wie, jaka to rzeczka błękitna.

Otóż błękitna według niego to taka błysz­

cząca i wijąca się! Po wyjaśnieniu postęp był taki, że błękitna rzeczka to rzeczka błyszczą­

ca na niebiesko. Czytając Ślimaka obrazowo tłumaczyłam, ile to jest garstka maku, obja­

śniłam, co to są pończoszki i zapytałam, co znaczy, że oniemiał, na co syn zrobił minę, jakby zaniemówił, a więc oniemiał.

I tak codziennie, ponad miesiąc przed konkursem czytaliśmy zestaw siedmiu wier­

szy Jana Brzechwy, a mnie trapiło pytanie, czy nie są za trudne dla pięciolatka. Posta­

nowiłam zatem dowiedzieć się nieco więcej 0 samym autorze i w ten sposób trafiłam na interesującą książkę pod redakcją Antonie­

go Marianowicza Akademia Pana Brzechwy.

Napisana w formie wspom nień rodziny, przyjaciół i znajomych poety pozwoliła mi nie tylko poznać jego biografię, ale przede wszystkim znaleźć odpowiedź na moje wąt­

pliwości i pytania. Jeden z jego najbliższych przyjaciół i zarazem współpracowników, wspaniały ilustrator Jan Marcin Szancer mó­

wił, że Brzechwa lubił zaskakujące skojarze­

nia słowne i irracjonalny humor. Miał w tym 1 zwolenników, i krytyków, którzy uważali, że jest to niepedagogiczne1. Poeta pisząc dla

dzieci, nie chciał być mentorem czy też pe­

dagogiem, a wiersze pisał z pozycji dziecka, czerpiąc ze wspomnień z dzieciństwa, kiedy właśnie jako dziecko opacznie i dosłownie rozumiał świat2. Elżbieta Kruszyńska z Insty­

tutu Literatury Polskiej Uniwersytetu Miko­

łaja Kopernika w Toruniu trafnie napisała, że dziecko nie jest przez Brzechwę traktowane ja ­ ko obiekt zabiegów wychowawczych, ale jako szczególny towarzysz podróży w wycieczkach

? '

Ryt | Z r in n k j

Rys. J. Żebrowski

do nieistniejącego świata3. Brzechwa słusznie twierdził, że skoro dzieci mają biologiczną skłonność do zabawy, to tym bardziej lubią bawić się słowami, poznając tym samym ję ­ zyk. W rozmowie z Krystyną Nastulanką mó­

wił: Dlatego też moim zdaniem język i zakres pojęć utworów pisanych dla dzieci powinien przekraczać ich wiadomości, gdyż jest to w a­

runkiem rozwoju. Dziecko, które wcześnie za­

przyjaźni się z książką, na ogół nigdy się już

z nią nie rozstaje4. Jako matka i jako bi­

my za sobą lekturę Plastusiowego pam ięt­

nika Marii Kownackiej, przeczytane nie­

mal wszystkie książki Grzegorza Kasdepke i cykl o Ciumkach Pawła Beręsewicza?

Jana Brzechwę zna niemal każdy, ko­

jarzony jest głównie z twórczością dla dzie­

ci. Niewielu wie, że z a c z y n a ł od tw ó rc z o ś c i dla dorosłych, a dla dzieci zaczął pisać przypadkowo. Jak sam mówił, w trak­

cie wakacyjnego pobytu w Zalesz­

czykach na Podolu napisał żartobliwe wierszyki dla do­

rosłych, z których w efekcie powsta­

ła książeczka dla dzieci Tańcowała igła z nit­

ką5. Istnieje też inna wersja tego, jak Brze­

chwa został pisarzem dziecięcym, wersja romantyczna, którą sam przedstawił Stani­

sławowi Ryszardowi Dobrowolskiemu. Otóż będąc w Otwocku, poznał piękną przed­

szkolankę, dla której właśnie, co miało być żartem, zaczął pisać wiersze dla dzieci6. Po­

dobno jest jeszcze kilka wersji na ten temat, dla czytelnika najważniejsze jest jednak to, że ostatecznie wiersze zostały napisane.

Bajki i wiersze Brzechwy na pewno nie są za trudne dla pięciolatka. Są niezwy­

kle rytmiczne i melodyjne, łatwo wpadają w ucho, poszerzają i wzbogacają zakres

słownictwa, uczą myślenia, obserw owa­

nia świata i skłaniają do własnych ocen, ale przede wszystkim bawią. Pomimo wcze­

śniejszych wątpliwości z mojej strony i krót­

kiego okresu buntu syna (zatykanie uszu w trakcie słuchania), nasze wspólne przygo­

towywanie do konkursu przestało być obo­

wiązkiem, a stało się prawdziwą zabawą. To właśnie mój syn wymyślił, żeby recytując (si­

łą rzeczy po pewnym czasie wiersze zapa­

dły w naszą pamięć), odgrywać scenki, a to że pełzniemy jak ślimak, a to miną pokazać, jak ojciec był bardzo srogi czy też z galante­

rią zdjąć melonik.

A konkurs? N ie­ własnych, prostych rymów. Dla mnie okazja do bliższego poznania Jana Brzechwy, od­

krycia jego twórczości na nowo i czerpania z tej lektury przyjemności. Sam Brzechwa nie uznawał podziału na literaturę dla dzie­

ci i literaturę dla dorosłych7, być może wła­

śnie dlatego, że posiadł tę wspaniałą umie­

jętność pisania dla wszystkich.

1 Zob. Akademia Pana Brzechwy. Wspo­

mnienia o Janie Brzechwie, red. A. Marianowicz.

Warszawa, 1984, s. 83.

2 Tamże, s. 108.

3 E. Kruszyńska, Jana Brzechwy bajki dla dzieci, [w:] Bajka zwierzęca w tradycji ludowej i lite-Rys. Wanda i Bogusław Orlińscy

rackiej, pod red. A. Mianeckiego i V. Wróblewskiej.

Toruń, 2011, s. 233.

4 Akademia Pana Brzechwy, s. 116.

5 Tamże, s. 115.

6 Tamże, s. 41.

7 Tamże, s. 117.

WSPOMNIENIA