• Nie Znaleziono Wyników

T oin I. w e L w o w ie 18 5 2 .

( C ią g d a ls z y .)

Juzem się w yżej p r z y z n a ł, źe m oje z d o ln o ­ ści n ie odpow iadają zam ierzonej rzeczy , ze d o ­ r y w c z o p orw ałem p ió r o , abym tylko początko­

w e z łe w ra żen ia n iep rzy ja c ió ł A utora za g łu szy ł.

K rótko w ie c jescz e p r zeb ieg n ę te zarzu ty, abym cz y teln ik o w i z o sta w ił w ięcej czasu do czytania sam ego o r y g in a łu , i n ie ściągnął opinji na sieb ie zb yteczn ego stron n ictw a p rzyd łu zszem i p o ch w a ­ łam i Autora. O dpow iadam za tem : 1 ° zagm a­

tw an ie in tr y g i m ojem zdaniem w ła śn ie je st za­

le tą autora; ho c ó ż , pytam s ię , po tych nudnych tragikach d aw n ych francuzkich ? o to p raw ie czyteln ik p rze w id u je, co ma nastąpić. T u zaś napotykam w ca le n iesp od zian e rzeczy , tak w ła ­ śn ie jak działają n am iętn ości do w y so k ieg o p o ­ su n ię te stop n ia, np. Sc. 5. Ah. II. T rag. M ę g a .

'i

Araminta w chodzi na tw arzy z p o ciech ą , M ęga zatrzym uje się g w a łto w n ie , Araminta chce w y ­ c h o d z i ć — on ją c i z i l ( o ch w yta za r ę k ę , d z i ­ k o też ręk ę p o d n o si, klęka r a p to w n ie , i znów się p oryw a-— Araminta się lęk a , po krótkiem w y p o cz ęciu zn ow u , także h a r d z o d z i k o M ęga m ó w i, i zn ow u sie leka A ram inta, a M e la n iel o o ' o o na to niezw ażając, zaw sze peroruje d z i k o . Da- lćj po w s t r z ą ś n i e n i u sobą (b d ru m M ick ie­

w icza) spuscza g ło w ę — • Araminta w ię c lęka się je scz e m ocniej i p rzyszed łszy do sieb ie z z a lę ­ k nienia, m oralne m u daje p rzestro g i— lecz M ę ­ ga przeryw a jej m ow ę i w złości chw yta za rękę, Araminta na to zp ow agą, a M ęga z ir o n j ą , u d e ­ r z a j ą s i ę w p i e r s i , trącając A ram intę od sie­

b ie — w reszcie pada przed nią na k o la n a , p o ­ w staje. O w oż ty le w jednej scen ie odm ian! ty ­ le u czu ć niespodzianych , że m ogę ręcz y ć śm iało:

iż w żadnym autorze nic podobnego n ie znaj­

d z ie sz , ani n a w et w Hr. Zgierskim ( l ) . T u m i­

m ochodem napom knąć m u szę, z jaką tr o sk liw o ­ ścią p isze autor sw oje tra g ed je, a p rz estro g i, jak ma się aktor z n a le ść , p raw ie p rzy każdym okresie p o d a w a n e, ju ż n ie zostaw ują żadnej w y ­ m ów ki za z łe p rzed sta w ien ie; bo z tych p r z e ­ stró g , jak z nót m uzycznych m ożna ca łe tragedje

( 26 )

( l ) C h c ą c w i d z i e ć c a ł k o w i t y e f f e k t , p o t r z e b a tę s c e n o p r z e j ­ r z e ć , b o tu b y ł o b y za d ł u g o w y p i s y w a ć c a ł ą , a P . R e d a k t o r m o ­ że się i tak gn ie w a za m o ja p r z e w l e k ł o ś ć . —

w y deklam ow ać. W yliczę tylko sczególn iejsze, i n ie ła tw o g d zie in d z iej natrafić się m ogące, np. pada g w a łto w n ie na kolana głosem m iękkim , to je st g ło sem m i ę k k i m pada g w a ł t o w n i e na kola­

n a ; (str. 7 0 ) g n iew n ie z naciskiem , g ło śn o -ż a - ło ś n ie , w zdrygając s ię , ostro , uderzając s i ę ’w c z o ło , M isiew ski zakryw a sob ie oczy i pom im o teg o (tu aktor p o w in ien m ieć p rzeźroczystą c h u ­ stk ę ) w biega do pobocznego g m ach u , K rólow a p rzed Czarneckim zgina k olan o, ciek aw ie z c i­

c h a , m isty czn ie, bardzo m isty cz n ie, kilku p an ów zbrojno u b r a n y c h , m istrz (kat) czerw o n o u b ra­

n y, Czarnecki w pośród n ic h , z uw agą mistyczną., potarłszy sobie c z o ła , uderzając się w bok r ę - ką7 rozkładając r ę c e dla, objęcia oficera c z y li W ard ego, zakłada ręce na krzyż,, Oswan w śc ie ­ k le , i t, p. O w oź co za ro zm a ito ść, co za o ry ­ gin aln ość p o ło ż e ń , jaka trudność w w y d a n iu ! I d la 'teg o to ch yb a, zw łascza n ie p iln i aktoro- w ie , tych sztuk grać n ie zechcą ('!).

( 27 . )

( l ) P a m ięta m , z e takąż tr u d n o ść p r z e w id u ją c aK to ro w ie w p rzed sta w ien iu sztu k H r . Z g ie rsk ie g o , żadną m iarą n ic c h c ie li ich p ok azać na S c e n i e , aż d o p ić r o po* łio j n em z a p ła c e n iu , • trakta­

m entach n ie je d n o k r o tn y c h i p o d k ieru n k iem sa m eg o H r. A u to ­ ra p rzed sta w ili w W iln ie . W i d z o w i e , a cz n ie li c z n i , p r z e z n ie ­ g o w p r o st z h u cz n e g o p o d w ie c z o r k u ,'z a p r o s z e n i n a teatr p u b li­

c zn y , oklaski lic z n e d a li; drugi raz z a p e w n e b y s ię j e s c z e h u ­ c z n ie jsz e ro zleg ły , gdyb y p r z e z le n is tw o a k to r ó w ty c h sztu k n ie z a rz u c o n o . Ci w sp am iętan iu r o i s w o i c h , tak ok a za li słabą p a m ię ć , p o m im o d łu giego u czen ia sio-, ze su fler n azaju trz c h r y p k i d o s ta ł, i zapalenia gardła.—

2 re Sceny w szystkie są tali c z u łe , że chyba człow iek b ez czucia n ie uczuje m ocnych w ra­

ż e ń , jakie na m nie spraw iły; a za rzu t, że śm ie­

szn ość w zb u d zają, sam p rzez się u p ad a, i w ię ­ cej w art p o lito w a n ia jak od pow iedzi.

3 cie Charaktery są o d zn a czo n e, tylk o są ró­

żn e w e d le ok oliczn ości o d cien ia , i sto p n ie , któ­

rych grube czaszki pojąć n ie m ogą; a je ś li n ie ­ kiedy pom ieszanie okazują, to n ic z łe g o , sam autor w kilkunastu m iejscach p rzestrz eg a , że b ę ­ d zie m ów iła osoba w pom ieszaniu.

4 t0 Co do zarzutu p rzeciw charakterow i i d zi­

w n o śm iesznym fantazjom C zarneckiego, i to p o- tw arz. Charakter C zarneckiego, teg o n ie w iem zkąd u b óstw ion ego bohatera P o ls k i, w y sta w io n y je st w następującym sczytnym p ra w d ziw ie sp o ­

sobie :

C z t e r d z i e ś c i l a t w o t w a r ł e m p o l u s z e d ł s w ą d r o g ą , L o s t w a r d y s ię c z ę s t o k r o ć z g ią ł p o d j e g o n o g ą . s t r . 77.

to jest Czarnecki deptał po lo sie ; a jak n ie m iał d ep ta ć, kiedy sam o sobie m ó w i , że je st w o ­ d z e m z n a n y m z r a m i e n i a (str. 8 0 ) , i bez n iego n i e m o ż n a s i ę s p o d z i e w a ć k r a j u o c a l e n i a ; a gdy o b y w a te l, którego

P o w i ł a k r w i sławn e'j l i t e w s k a n i e w i a s t a K t ó r e g o o j c a p r z o d k i s z ł y p r o s t o o d P i a s t a ,

w yrzu ca C zarneckiem u

T w o i c h z w y c i ę z t w n i e g o d n ą z n a s c z y n i s z o fi a rę

Czarnecki o b r a c a j a c s i e d o d r z w i w o la :J o o

H u s a r z e w a m o d d a j ę t y c h o b y w a t e l i

W tym gm achu mają c z e k a ć , m u r n ie c h ich p r z ed zieli

( 28 )

Bajka w ię c , co sob ie bzdurzą h istorycy, ze Piasta p lem ie w P o lsce na X ią żęta ch m a zo w ie­

ckich pod Zygm untem Augustem w y g a sło , baj­

ka o czy w ista ; p lem ie to b o w ie m , jak się tu d o ­ w iadujem y, z k r w i s ł a w n e j l i t e w s k i e j n i e ­ w ia sty k rzew iło się je sc z e w sto la t p ó ź n ie j, za Jana K azim ierza i m oże dotąd w kaliskiem sze­

rzy . Szkoda ty lk o , ż e nasz p oeta n ie w y m ie­

n ił nazw iska o w y c h p lein ien n ik ó w P ia s ta , a le to n ie w arto w sp om n ien ia. W rozk azie Czar­

n eck iego w id a ć , jak p ojętn ych i św ia tły ch m iał H u s a r z ó w , bo c z y te ln ic y n ie w ie d z ą , dokąd o b y w a te le o d p row ad zen i bydź m ie li, a oni w ie ­ d zie li. C zarnecki je s t w ielk im stra teg a , on b o ­ w iem :

D o s t r z e g a , ze ltraj p o lsk i b lizk i JeSt z a tr a ty !

b o :

J e d n a b ram a o t w a r t a , je d e n m o s t s p u s c z o n y S p r o w a d z i n ie p r z y ja c ió ł.

N ie w ie m y w p r a w d z ie gd zie ? na kogo ? i dla c z e g o ? ale d o sy ć , z e C zarnecki rzuca się i m ó w i:

M isie w s k ie g o n a ty c h m ia st uk arać w y p a d a . R o z k a z n ie c h g o ty ln e m i d r z w ia m i tu w p r o w a d z ą . N ie c h sta n ie p r z e d P o la k a i p r z e d w o d z a w ła d z ą .

Czarnecki M isiew sk iego p rzekona:

Ze dla w in n e g o jed n a ty lk o j e s t o b r o n a Śm ierć lu b sła w a . (s tr . 8 2 ) .

to je s t: w in n y m oże sie ob ron ić ś m i e r c i ą l u b s ł a w ' ą od ż y c ia , dla c z e g o ? ażeb y

S ła w a zb ro d n ie h o jn ie sw y m b la sk iem ok ryła.

( 29 )

Jak pięl<ną m y śl, ż e s ł a w a o k r y w a z b r o ­ d n i e s w y m b l a s k i e m !

Zcbodzi się Czarnecki z M isiew skim , a ten który w in n ego natychm iast ukarać miaŁ, który go u- w ię z ić kazał.

. . . K t ó r y ma u r z ą d z a s t ą p i ć s ę d z ie g o

S a m n ie w i e j a h m a s ą d z i ć c z ł o w i e k a w o l n e g o ( s t r . 85).

Bardzo n atu raln ie! bo gdzież Czarnecki m iał się u czyć praw a z w ła sc z a , że n ie b y ł Sędzią g ro ­ dzkim albo ziem skim , le c z tylko W ojew odą z a ­ s t ę p u j ą c y m u r z ą d s ę d z i e g o . D la teg o w g n i e w i e d o b y w a l i s t i r o z w i n ą w s z y g o s z y b k o d a j e M i s i e w s ki e m u , w g n i e w i e m ó w ię , bo zastępca sęd ziego g n i e w a ć s i ę p o ­ w i n i e n , żeb y oskarżonego tern łatw iej o zb ro­

dni p rzekonał. N ie je stż e to Szekspira genjusz?

E iei’ze potem Czarnecki M isiew skiego r ę k ę , od­

prow adzając do p obliskiego gmachu (gm achem b o w iem jest poblizki pokój lub g a b in e c ik ); M i- siew sk i się w y r y w a , ale to nic n ie p o m o ż e, Czar­

neck i siln iejszy, ch w yta go za r ę k ę , M isiew sk i w b iega do pobocznego gm achu, a C zarnecki . . o t jak ostrożn y! zamyka go na klucz. D ziałania te w szystk ie godne tr a g ed ji, bo żaden z kryty­

ków zap rzeczyć tego n ie m o ż e , iż g n ie w , pory­

w a n ie za r ę k ę , w y ry w a n ie się i zam knięcie na klucz wri ę ź n i a s t a n u , jest to coś nadzw yczaj­

n e g o , zajm ującego i u n oszącego!

W spotkaniu się C zarneckiego z zoną M isie­

w skiego, pani M isiew ska recytu je w o d zo w i p r Ły­

ka za n i e n a j w y ż s z e g o B o g a :

(

30

)

C o r z e k ł: ź e karę m u si p o p r z e d z a ć p r zestro g a .

N ie napisano tego w p raw d zie jescze nigdzie , a le tal< odtąd bydź m usi. Złodziej lttóry kradnie, ło tr który rozb ija, n ie p o w in ien bydź w ca le ka­

ra n y , bo karę m usi poprzedzać p rzestroga, to^

j e s t , nauka, jak ma kraść i zabijać; tak rze k ł n a jw y ższy z B ogów za Jana K azim ierza. M i- sie w sk i słysząc to w poblizkim gm achu ( dla c ie ­ m nych czy teln ik ó w p op raw m y: p o k o ju ) bije do d rzw i zam kniętych i siłą się dobywTa. Cóż ma r o ­ bić C zarnecki? Czy ma p o z w o lić , ż eb y M isiew sk i d rz w i w y b ił? gmach ca ły r o z w a lił? N ie w c a le.

C zarnecki o tw iera d rzw i i pyta s i ę :

N ie s c z ę ś liw y c z y tak ie tw o je p r z e d s ię w z ię c ie ?

O tóż p r z e b ie g ły d ow cip C zarneckiego; m y w sz y c y n ie w iem y , ale on w ie d z ia ł, jakie m iał M isiew sk i p r z e d s i ę w z i ę c i e . D la teg o m ów i:

Id ź z w zgard ą na w y g n a n ie ! ja c ię z a b e z p ie c z ę , Jam sam tw o ję lę k liw o ś ć k r ó lo w i p r z e d s t a w ię , Ż yj sa m o tn ie na p u s c z y , zy j w c ią g łej n ie s ła w ie Jak d u c h , c o n o c ą b łą d z i n im s ię w n ie j r o z p ły n ie .

Ach s ło w a ! s ło w a ! co sło w o to k le jn o t! I d ź z w z g a r d , ą ria w y g n a n ie . . . . ż y j s a m o ­ t n i e n a p u s c z y , z y j w c i ą g ł e j n i e s ł a ­ w i e , jak p o ch leb n e zach ęcen ia do p osłu ch an ia

dawanej sczerej r a d y !

Jam sam tw o ję lę k liw o ś ć K r ó lo w i p r z e d sta w ię .

Oto£ n ie tylko w ie r s z e , ale i sło w a się r y ­ mują.

Zyj w c ią g łej n ie s ła w ie Jak d u ch c o n o cą b łą d z i, n im s ię w n ie j r o z p ły n ie .

N o w e w p r a w d z ie , n ie do u w ie r z e n ia , n ie do ( 51 )

pojęcia, ale jak górne p o r ó w n a n ie : «D uch n o-

«cą b łą d z i, i w nocy się ro zp ły w a tak jak czlo -

«wiel< żyjący w n iesław ie». Lecz n ie dość na tem : Czarnecki dając m u znak i k lu cze m ów i.

J a k i e m i m a s z u c i e k a ć ś c i e ż k a m i , n a u c z ę O t o m a s z z n a k d la s t r a ż y , m a s z o d f u r t y k lu c z e I d ź , z n i k a j ! b e z c z e l n o ś c i p o d z i ę k u j z a ż yci e.

W idać z t ą d , ze Czarnecki b y ł tylk o z a s t ę ­ p c ą s ę d z i e g o . Nasz P. Hrabia autor, poznał tę n ied ościgłą dla in n ycli r ó ż n ic ę , m ied zy pra­

w d ziw ym sęd zią , a jeg o zastępcą. Sędzia karze, ale zastępca n iew ied zą c jak sądzić, p o w in ien u ła ­ tw ia ć w ię ź n io w i u c ie c z k ę , zw łascza gdy się n a ­ u czy ł od pani M isie w sk ie j, z e n ie trzeb a karać, ale p rzestrzegać zb rod n iarzów . D aje w ię c znak dla straży (c ie m n i c zy teln icy n ie w ied zą ja k i, a- le to b y ł ta lism a n ) daje od f u r t y k lu c z e , bo trzeba o tem w ie d z ie ć , ze scena się odpraw ia w k la szto rze, gdzie f u r t a , albo też w sz ę d z ie , gdzie C zarnecki mieszka natychm iast f u r t y r o ­ biono.

I d ź , z n i k a j ! b e z c z e l n o ś c i p o d z i ę k u j za ż y c i e .

Któż to d arow ał życie ? Czarnecki; w ię c Czar­

n eck i b e z c z e l n o ś ć sam sobie przyznaje. Jakto sczytn a m yśl! godna boh atera! Z iom kow ie! po­

cieszajm y s ię : Czarnecki obrońca kraju najecha­

n ego od S zw ed ów , Tatarów', K ozaków , Siedm io- grod zan ów i P rusaków b y ł w ie lk im , bo był....

b e z c z e l n y m . Lecz mimo tej jeg o w ielkości, M isiew ski rzuca mu klucz pod n o g i, m ów iąc.

H a n i e b n i e j s z ą n a d z b r o d n i e j e s t t w o j a o b r o n a .

( 32 )

a Czarnecki p ocieszo n y tym kom plem entem , r z u ­ ca się w o b ięcie M isiew sk iego i m ó w i:

C h o d ź r y c e r z u w a l e c z n y , j a t w ó j p ł a c z uUóję R a d o ścią g o d n ą c h l u b y , ( s t r . 9 4) .

T o m i to bohater! to mi to mąż w ielk i 1 to mi to Czarnecki 1

Ale dosyć ty ch p ięk n ości charakteru Stefana;

tragedja pod ręką będąca, tak je st niem i napeha- n a , że trudno je st w szy tk ie p r z e jź r e ć , a cóż do­

p iero ztraw ić! Chw ała w iescz o w i! p ięk n ości je ­ go w ca le są n ie str a w n e!

Praw da, ż e X . K rajewski w ż y ciu bohatera teg o , n ic podobnego n ie w sp o m in a ; ale cz y ż m y n ie

■wiemy, ż e i lu d zie w ie lc y p o d leg li są słabościom , fantazjom i śm ies-znościom , i w ła śn ie na tych w y ­

daniu za le ży dobre m a lo w id ło .’ Czyliż zach w alo­

n y B ron ik ow sk i, K azim ierza W. n ie w y sta w ił ze słab ościam i ? a p rzecie nikt tego n ie gani. Są n ie ­ k tórzy a u to r o w ie zrodzeni pod sczęśliw ą g w ia ­ zdą. P rócz teg o m anuskrypt Szurkow skiego, o którym w yżej w sp o m n ia łem , nam ienia o tych za­

baw no dziw acznych fantazjach, które w p ro w a d zo ­ ne są w tra g e d ji, a o których X . K rajewski prze*

śm ieszny patrjotyzm za m ilcza ł, lub n ie w ied zia ł.

T en m anuskrypt m usiał się dostać w r ę c e Hra­

biego K arśnickiego, je ż e li n ie w o r y g in a le , to przynajm niej w 'w ierzy teln ej kopji. Pom im o w ię c nieograniczonćj w o ln o ś c i, każdem u p o e c ie p o - zw o lo n ej, autor nasz m iał n a w e t fun d am en t h isto ­ ry czn y . Na in n e zarzuty n ie b ęd ę o d p o w ia d a ł, bo

5

( 33 )

pew ny jestem , ze każdy rozsądny czyteln ik znaj­

dzie w swojej g ło w ie od p ow ied ź.

M amyż m ów ić o M ęd ze ? P o m ó w m y ; ale szy_

bk o, bo p ięk n o ści w yżej ok a za n e, przekonać p o ­ w in n y naprzód każd ego, ze i tu znajdow ać sie m uszą, gdy C z a r n e c k i i M ę g a są dziećm i j e ­ dnego ojca. Jednym popędem sp łod ził ich obu, je - dnem sercem ich o b ją ł, jednern czuciem ogrzał, acz innem i przym iotam i obdarzył. C zarnecki jest słaby, czu ły, ułatw iający zbrodniarzom u cieczk ę, pod gołem n ieb em o p ó łn o cy sąd odpraw iający, zu p ełn ie jak na w ielk ieg o bohatera p r z y sta ło ; M ęga zaś jest w ielk im , p ra w d ziw ie w ie lk im , bo w ie le osób z a b ił, zam ord ow ał, a przynajm niej zam ordow ać chciał. Co za rozm aitość d z ia ła n ia ! jakie w y ć w ic z e n ie w zadaw aniu śmierci! Jed n e­

mu daje tr u c iz n ę , drugiego w e śn ie p rzeb ija , trzeciego oknem w y r z u c a , c z w a r teg o , p ią te g o , s z ó ste g o ; . . . oj t a k , tak w szystkich, jed n eg o po drugim sprząta , kto tylko drogę mu zajdzie , kto tylko n ajod leglejsze p o d ejźren ie do p r zeciw ien ia się lub przeszkodzenia jeg o zam iarom obudzi.

C zyliż n ie godna podobna w ielk o ść tragicznej w y sta w y ? W ielka tragedja, bo też i zbójca w ie l­

ki. Posłuchajm y jak sam o sob ie m ó w i;

J u z m ię n i k t n i c w y w i e d z i e z s t r a s z n e g o z a ć m ie n ia J a w y s t ę p n y m b y d ż m u s z ę z w o l i p r z e z n a c z e n i a , ( s t r . 137)»

Litość w iec obudzać się zdaje b ied n y M ega z a ć m i o n y , bo u led z m usi p r z e z n a c z e n i u ; ale n ie lejcie łe z czy teln icy ! M ęga tęgi, bo w oła

( 34 )

Z g in ie sz P a z o w y b la d ły , u sp iem c ię n ap ojem

Ja r zą d ze sa m o w ła d n ie p rz ez n a c z e n ie m tw o je m (str . 1 3 8 ).

P azo w y b l a d ł y ! jak charakteryczny obraz!

U śpiem cię n a p o j e m ! to iest damy ci w in a lub w ó d k i, napijesz się i u śniesz. Ja r z ą d z ę s a ­ m o w ł a d n i e p r z e z n a c z e n i e m t w o j e m . W ięc M ę g a , pan p rzezn aczen ia Pazy, zap ew n e i sw oje p rzezn a czen ie pokona? kto w i e , coby się sta ło , gdyby n ie sc zęsn y o f i c e r p rzyb yły do zamku, n ie d o strzeg ł b y ł zabitego syna W ardego w słu ż b ie kom panji w schodnio-indjiskiej i n ie za­

k o ń czy ł prostem aresztow an iem M ę g i, w ielk iego bohatera tej sztuki. Są tez in n e piękności w tej tra g e d ji, np. p ow tarzan ie u staw iczn e W ard y, W a rd e g o , W ard em u , W ardym , W a r d y c h , kró­

tko m ów iąc, całe spadkow anie w arczącego W arde-' g o , a to w j e d n e j s c e n i e (na str. 1 3 8 -1 3 9 .) .Tak d zie ln ie opisana b itw a G u staw a:

K o rzy sta ją c p o d L itz e n z n ie p r z y ja c ió ł k lęsk i Z p o r y , która s ię jem u k o rzy stn ą b y d ź zdała W ie c ia ł śm ia ło z p o tę g ą na w o z y , na d zia ła Z e g o le d w ie z K urzaw y p o z n a ć b y ło m ożn a Z e d u sza je g o m ę ż n a a le n ie o str o żn a K azała m u się d o sta ć na p o la n ie znane ' G d zie p o p ie r w sz e j i drugą p o w a lo n o ścia n ę.

Jak m alow n iczy obraz! w id zim y na n im , jak G ustaw , którego z kurzaw y (m a się rozum ieć śnieżnej zaw ićru ch y, bo bitw a pod L utzen 10 Listopada stoczona b y ła ) led w o p o z n a ć , leci (sk r z y d la ty ) i do tego z p otęgą le c i na w ozy, na d ziała, a dusza jego choć m ężna, a le n ie o str o ­ żn a , r o z k a z u j e mu się dostać na pola n iezn a

-( 55 )

ne (b o w tenczas je sc z e n a w et K rólów geografji n ie u c z o n o ) na pola m ó w ię , na którycli stały d w ie ścian y (c h o ć n ie w iem y ja k ie , czy m uro­

w an e czy d r e w n ia n e ) w idzim y w r e ś c ie , jak te ściany, jedna po drugiej się w a lą , i za ścianami, zw y ciezk i Gustaw, jakimś i niew iadom ym przy­

padkiem ginie.

Chciałem tu ch oć jednej scen y zrobić całkow ity rozb iór kry tyczn o-estetyczn o-gram atyczn y; ale to odkładam nad al, gdy autor n astęp n e w yd a to­

my, których spodziew am y się w id z ieć i w y ch w a ­ lać p o czet długi. W sz a k że , co mi się sczegól- niej p o d o b a ło , ob ow iązan y jestem napomknąć ch oć p o k ró tce, a m ian ow icie chce m ów ić o po­

rów n an iach . T e jak są w yb orn e, czytelnik z sa­

m ego dzieła przekona się; ja tylko niektóre o - rygin aln iejsze p rzyw iod ę. Np. chcąc autor c ie ­ kaw ość podróżnego odm alow ać, tak m ów i:

G d z i e p o d r ó ż n y z w i e d z a j ą c p o ł u d n i o w e s t r o n y , W m il c z e n i u ta k p o b o z n e m s ta je z a d z i w i o n y , J a k k i e d y k t o p o dług ie j n a m o r z u z eg l u d ze W y s i a d a , b y o g l ą d a ł c zęś ci ś w i a ta c u d z e ( s t r 17).

M oże kto tu z a r z u c ić : że podróżny do p od ró­

żn ego p orów nany, a zatem : że m asło m aślane;

ale n ie praw da! Tam podróżny lą d o w y , a tu morski, tam strony p o łu d n io w e , a tu części św ia­

ta cudze , tam w m ilczen iu p oboznem sta je, a t u po długiej żegludze w y s ia d a , a do teg o poró­

w nanie im b liż s z e , tym le p sze . W szakże m oże podróżny iść p ie c h o tą , je c h a ć d yliżan sem , na

o-( 36 )

śle (z w y c z a jn ie jak w e W ło s z e c h ) , a m oże i na ok ręcie.O

Z kąd c z ło w ie k c o s ię lęk a blad ćj tru p a tw a r z y , P o r y w a s i ę , u c ie k a , o b r z y d liw ie m arzy:

Jak k ie d y k to u sia d łsz y na c h w ie ją c ą p ł y t ę , R o zg n ia ta z ie m io p ła z y p o d g ła z e m u k ry te (s tr 3 8 ) .

Tak w yb orn e p o r ó w n a n ie , że zdaje s i ę , iż w id zę chw iejącą się p ły t ę , pod m arzącą g łow ą, i rozgn iecion e u k ryte ziem iop łazy pod głazem . P o r y w a s i ę , u c ie k a ....^ ak k i e d y k t o u s i a - d ł s z y . P ra w d ziw ie, n ie p o ró w n a n e p orów n an ie.

D alej autor na stro n icy 45 p o ró w n y w a r z e k ę :

P o n ad r z e k ę , c o p ły n ie jak ż y c ie c zło w iek a , Jak ś m ie r ć , c o d ro g ą czasu p r z y b y w a z d aleka.

P ie r w sz e p orów n an ie zw y c z a jn e , le c z drugie n o w e . J eżeli ch cesz w ie d z ie ć c z y te ln ik u , jaka je s t droga ś m ie r c i, przeczytaj Baki d z ie ło , a przek on asz się .

S tr. 5 0 . G d z ie k u la , jak m y śl s z y b k a , i jak w ic h e r ż y w a Z a b ó jc z y m na śm ie rteln y c h p r o c h e m w y sa d z o n a , W a li szyk i p a n ce r n e m n iej s iln e jak o n a !j

Jak natu raln ie autor się p op raw u je! w id zą c z e za nadto k u lę z m yślą w y s fo r o w a ł, do w ich ru ją p o ró w n y w a ; kto taką skrom ność okazał i j e -

scze w zapędzie p o ety czn y m ?

S tr. 81 . M o st na sk a le o p a r ty n ie m a w ie k u s k a ły ; T ak d łu g o s ię o p ić r a , jak d łu g o sam c a ły .

Bardzo n a tu r a ln ie , d o p ó ty m ost tr w a , d o p ó ­ k i cały. A le co za m oc p o ró w n a n ia następ n ego.

S tr. 9 1 . ... ... i to . d o d a ć m u sz ę Ź e o jc z y zn a b e z w z g lę d u n a m atki na ż o n y , R u n ie jak s c z y t k arp atu s ło tą o d w a lo n y U p a d n ie w p r z e p a ś ć w ie k ó w !

( 37 )

Sir. 170. Gdy O stierne u sły sza ł szum lasu po­

w iada nb. w n ocy.

P r z y b y w a c z a r n a c h m u r a , t o c z y s ię g o d z in a P o s ę p n a , j a k s m u t n e g o w e z w a n i a p r z y c z y n a .

Już tego i ja dokładnie n ie rozb iorę. Ź,e zaś O stierne w id zi w n o cy , to n ie d ziw , bo w yżej autor w ło ż y ł w u sta W a r d e g o :

S t r . 165. C z y w i e s z , z e o c z y m o j e c h o ć t a k o s ł a b i o n e D o p o z n a w a n i a d u s z y d a w n o s ą w p r a w i o n e .

I inne n iew y czerp a n e p o ró w n a n ia .— Teraz przejdźm y do nadzw yczajnych w y ra żeń . lito kiedy tak pam iętny b y ł: aby w tragedji i o ko­

niu w sp om n iał? C zarnecki go w sp o m in a , jako o ró w n ie z so b ą zasłu żon ym : b o n a u s ł u g a c h z i o m k ó w o s i w i a ł y m . I n astępne n o w e w y ­ r a ż e n ia , np: ł z a g o r z k a u t k w i ł a w t e m s e r c u , k r e w m o j a w s z y b k i m b i e g u me z m y s ł y p o r y w ' a , albo t o , k ied y M ęga pa­

trząc na w izeru n ek Aram inty p ow iad a: O k r u ­ t n a n a m i ę t n o ś ć , o t c h ł a n i g o r ą c a ! u t r u ­ d z o n e b o l e ś c i ą s e r c e m i s i ę t ł u c z e , ż e t o c o m i d o l e g a w u s t a m o j e k ł a d ę , jak to m alow n iczo! zdaje się że w id zę jedzącego.

K t o r a z s i ę g w a ł t e m p r z e d r z e n a w y ­ s t ę p k u s t r o n ę , p o r a z d r u g i d r z w i w i ­ d z i c a ł k i e m o t w o r z o n e ( z poprzedzających m yśli pokazuje się, że tu mo\Va o m iło śc i). Albo co za naturalna p rzyczyn a w tein w ysłow ien iu : a l e b r o ń ż e u p a d a , c o c i ę ż a r n a c i s k a , t o z n a c z y , ż e p o s a d z k a w m o i m d o m u ś l i s k a . Albo co za w ażn e teo lo g ic zn o -filo z o fi­

( 38 )

czn e odkrycie w tych sło w a c h : W i e m c o ż y ­ c i a s t r a t a , w i e m c o z k a ż d y m s i ę s t a ł o o d p o c z ą t k u ś w i a t a , w i e c w i e m ż e u- m r z e ć m u s z e ! Lub jakie n o w e w y o b ra żen ie n ad ziei! P r e c z n a d z i e j o o b ł u d n a , m a m o ­ n o z d r a d l i w a ! P o d t w o j e m s k r z y d ł e m s m u t n a p r z y s z ł o ś ć s i ę u k r y w a . — W ięc n a d z ie ja , jak kura pod skrzydłam i p rzy szło ść smutną ( i zap ew n e w e s o łą ) u k r y w a .— • Co za n o w e p sy ch o lo g iczn e od k rycie! D o w o l i , d o u w 'a g i j e g o d u s z a l a t a , d r u g ie ; N i e s t e t y l g n i e w s i ę c h w y t a s e r c a i p o j ę c i a . — A l­

bo w y o b ra żen ie śm ierci ja k ie! W s t a ń m a t k o 1 w e ź i p r o w a d ź w ś m i e r c i p r z e p a ś ć s m o ­ c z ą . Baka n a w e t tej przepaści n ie o d k r y ł, ch oć tak w ie le o śm ierci pisał. J e d n a c h w i l a A l i ­ d o l o s u t w e g o p a n i ą , j a l i c z ę n a t ę c h w i l ę , i t y b u d u j n a n i ą . O jak ślicz n ie na tej c h w ili autor b u d o w a ł!

Ale praw d ziw a sczytn ość m yśli jaśn ieje w ty ch w yrazach M ęgi dziko chw ytającego za ręk ę A- ram in ty: m o j a d u s z a n a t w o j e m i l c z e n i e s i ę m i o t a , i n a stęp n ie takoż dziko p odnosząc jej ręk ę w s w o ic h : S a m e m u B o g u t a k i e j p o z a z d r o s c z ę ż o n y . P ra w d a , że z a n a d t o zu ch w ała m yśl r y w a liz o w a ć z B ogiem ...

S t ó j p i ó r o ! gdybyś ty b y ło n ie tylko g ę s ie , ale i z e złota u lan e, m u siałob yś się spisać, nim byś p otrafiło w szystkie piękności autora na ten papier p rzen ieść. K ończę w ięc te sc zeg ó lo w e p rzytacza­

( 30 )

nia sło w e m z tragedji S ą d u j C z a r n e c k i e g o : gdy zaszła l u d u w o l a t a k a , w szyscy m ów ią, i ja za niem i pow tarzam nabożnie: A m e n !

Ł atw o sobie czyteln ik w yob razi ( 1 ) , w y p a ­ d ło ś 'ć uw ag m o ic h , acz k rótkich, ze tego no­

w ego dzieła p o j a w czyli o b j a w a, d o w o d zi au­

tora geniuszu o ż e n i e n i a s i ę z z m y s ł o w o ­ ś c i ą , jego n i e z g a ś l i w e o g n i s k o i ze sta­

now iska tylko i ś c i w o ś c i , ocen ion a b y ć m o­

że s t o s u n k o w o ś ć do in n ych au torów , w szy ­ stkich w ogóle klassyków i rom antyków , z e za­

sadzając się na p o d m i o t o w y m k i e r u n k u d u- c h a n aszego p oety, ła tw o się ocen i p r z e d m i o ­ t ó w o ś ć m r z o n e k Rom antyków , którzy n a ­ ś l a d u j ą c n a t u r ę s a m e l a r w y t w o r z ą , n akoniec ła tw o czytelnik z tego w id z i: ze w na­

szym a u to rze , piszącym te p oezje, m usiała sie j a k a ś r o z t w o r z y ć ż y ł a u t a j o n a , z k t ó ­ r e j m y ś l i g ł ę b o k i e t r y s k a j ą b e z p r z e ­ s t a n k u i w c a ł e j o b f i t o ś c i , w zbudzają, c i e k a w o ś c i d o w o d zą : że nasz u m i e ć , c h o ć -o 7 b y n a w e t c h c i a ł , t o b y i n a c z e j w d z i e ­ l e s w o j e m p r z e d s t a w i ć n i e m ó g ł .

M ozę mi lUo zarzu ci: za co n ie w ypisałem tr e śc i i planu sztuk tu w sp o m n io n y c h , m oże mi

( l ) J e s c z e r a z m u s z ę p r z e s t r z c d z c z y t e l n i k a : że w y r a z y i n ­ n y m d r u k i e m p o ł o ż o n e , są w y j ę t e z R o z i n . L w . a m i a n o w i c i e z E s t e t y k i P . S c z e p a ń s k i e g o . ■—• N a j p r z y z w o i c i e j m i zas ła nia ć się ta k ą p o w a g ą . W r e ś c i e , j e ż e l i m n i e k t ó r y c h w y r a z ó w n ie tak u ż y ł , ja k c h c ą ic h t w o r z y c i e l c , n i e c h p r z e b a c z ą moje'j n ie p o - ję tn o ś c i.

( '<0 )

< )

n aw et z tćj p rzyczyn y p a n , przyrzekający sto dukatów n ie zapłaci. L ecz cóż mam począć ? wtal< Łrótlłim czasie n ie m ogłem w y g o to w a ć , i d osyć się przejąć. — M o że po d zie sięciu le c ie c h cią g łe g o czytania teg o d z ie ła , lepiej go pojm ę, a w ted y i to o g ło szę . D o teg o je st je sc z e i to n a p rze sz k o d zie: że tylk o p ie r w sz y tom w y s z e d ł..

Poczekajm y d o p ełn ien ia, które podobno aż w s e ­ tn ym tom ie ( jak z boku sły sza łem ) nastąpi. P o ­ w ieść rycerska w której b o h a tero w ie p oem atu , to je st jed en Kmita, p ierw ej dobrze n a stra szy - , w sz y brata, kto w ie gdzie? i co dokazaw szy, z g i­

n ą ł? a drugi p ierw ej ranny, później roskoszujący s ię u W ło szk i, n ak on iec w b itw ie , w .k tórej n ie w ie le d o k a z a ł, zabity został p rzy kochance zda­

j e się, że tylko została zaw ieszon ą do czasu. M u ­ szą K m itow ie na n o w o z m a rtw y ch w sta ć , i poka­

zać się A chillesam i. — I n ic w tern n ie b ę d zie d z iw n e g o ; w szak że i M ick iew icz d ziad y r o z e r - w an em i częściam i w y d a ł. W y w ię c Z o ilo w ie!

m ilc z c ie ; bo inaczej b ęd ę m u siał p o w ie d z ie ć z Baka:v

Z e t u d o b r z e m a ł o - w l e l e , C h y b a ś w ia d c z y m ądre c ie le .

Na dow ód zaś jak p o ją łem , sm akuję i sk orzy­

stałem z jed n ego tylk o tom u d z ie ł P. H r a b ieg o , m uszę i ja choć kilku p rzem ów ić w ierszam i a d i n s t a r autora ch w a lo n eg o na w iększą cześć i ch w a łę B akizm u:

6

{ )

P r z e d ż n i w e m n a o b s z a r y f a l e p o w y s a d z a , L u b j a k k i e d y g d z i e t r z c i n a , c o f a l o m z a w a d z a P o d c i ę ż a r e m p o w o d z i c l i y l i s i ę i z n i k a j T a k z a p a ł y w a s z e g o z n ik ły c z e la d n ik a .

I dla te g o z a k ł a d a m m e j M u z i e h a m u l e c

B y w g w a ł t o w n y m n a c i s k u n ie p r z y s z ł o mi u l e d z .

( 43 )

R u s tyk S z u b r a w i e c .

IV.

C Z A S O P I S M A C Z E S K I E 1832.

..leżeli nas mogą zajm ować o b c e , zagraniczne

..leżeli nas mogą zajm ować o b c e , zagraniczne

Powiązane dokumenty