• Nie Znaleziono Wyników

W y p ra w a kapitana Franklina do ujścia rzeki M iedzianej. — • Przybycie do twierdzy Y o rk.— Podróż do tw ierdzy Chepeweyan.—

Sposób podróżowania w zim ie.— Jego niebezpieczeństwa.— Chy­

lenie się ku upadkowi pokoleń indyjskich. — O djazd z tw ierdzy Chepeweyan. — Pierwsze trudności: -y W ie lk ie usiłowania pana Bach. — Pobyt zimowy w twierdzy Przedsięwzięcie. — Srogość z i­

mna. — D rzew a zlodowaciałe. — • Domy Eskimosów ze s'megu. — Piękność Indyjska.— Rozpoczęcie z n o ili p odróży.— Podstęp w il­

ków. — Ujście rz e k i M iedzianej: — P odróżni wsiadają na s ta tk i.—

Posuw aja się na wschód.— K ończy nd Po w rot. — Z a czyn a ją w ra­

cać ładem-— Czól ia zgruchotane.-ySposoby wynalezione dla p rze­

bycia rzeki M iedzianej. — Straszliw e tru d y. — P B ack w ysłany przodem — Doktor Riszardson zostaje z chorymi, zaś kapitan Franklin odbywa dalszą podróż. — P. Jlood zabity p rzez p rze­

wodnika Indyjskiego.— Odważne postępowanie doktora Riszard- son.— Przybyw a do tw ierdzy Przedsięw zięcia.— Położenie w j a ­ kiem znajduje kapitana F ranklina. — Dalsze ich cierpienia. — Przybycie posiłków .

Podczas gdy kapitan Parry szukał przejścia przez zatokę Baflińską na inorżc Spokojne, wysłano inną wyprawę lądem dla oznaczenia prawdziwego położe­

nia rzeki Miedziannej i zakrętów pobrzeża na wscho­

dzie tćj rzeki. Przegląd ten na pozór nieprzedstawia- jący wielkich trudności, zdawał się rokować niezmier­

ne korzyści dla nauki jeografji i bydź nader użytecz­

nym dla śmiałego żeglarza, któregoby wysłano na pół­

noc. Porucznik Franklin (teraz kapitan), wybrany został na naczelnika tej wyprawy w której towarzyszyli inu: doktór Riszardson znakomity naturalista, P P.

llood i Back, midshipmani i dwaj angielscy majtkowie.

Franklin i towarzysze jego wsiedli na okręt w koń­

cu maja r. 1819, stanęli 30 sierpnia w laktorji York, na pobrzeżach zatoki Hudsońskiej. Zajęli się natych miast przygotowaniami do swojej długiej i przykrej po­

dróży; zbierali wszelkie objaśnienia jakie tylko mogli

192

otrzymać od kupców futer. Wyruszywszy 9 września z twierdzy York 22 października przybyli do Kumber- Iand-House, miejsca o 690 mil odległego. Chociaż się już lato kończyło, kapitan Franklin jednak postanowił dostać się do twierdzy Chepeweyan, łeżącśj na zacho­

dniej kończynie jeziora Atlabaska, aby mógł osobiście czuwać nad przygotowaniami do wyprawy, którą miał przedsięwziąść z początkiem przyszłego lata. Wyje­

chał więc z panem Back 18 stycznia i przybył do twier­

dzy 26 marca, dokonawszy tę 857 milową podróż wśród najtęższej zimy, termometr albowiem okazywał 40° a niekiedy i 50° niżej zera. Gdy rzeki tworzące główne drogi kommunikacyjne w tych rozległych krainach zu­

pełnie zamarzną, kupcy używają sanek zaprzężonych psami na których ujeżdżają po 15 mil nadzień. Śpią pod golem niebem nawet wtedy gdy termometr wska­

zuje kilkanaście stopni niżej zera. W podobnych po­

dróżach mniej się należy lękać srogości mrozu jak braku żywności; gdy powstają gwałtowne zawieje śnie­

żne, zbłąkani podróżni bywają nieraz zmuszeni zabijać psy swoje na pożywienie. Ben i żubr zdają się być zupełnie wygnanemi z wielkich płaszczyzn rozciągają­

cych się pomiędzy zatoką lłudsońską i rzeką Ma- kenzie; nawet zwierzęta dostarczające futer tak są już rzadkiemi, że lękać się trzeba aby zupełnie niesnikły w zachodniej pochyłości Gór Skalnych. Wpływ E u ro ­ pejczyków zarówno był zgubny dla mieszkańców Indyj­

skich jak i zwierząt tego rozległego kraju. Pokolenie Kresów czyli Krystenów rozproszone na powierzchni 20.000 mil kwadratowych, liczy zaledwie 500 osób;

potężny ten naród jest widocznie skazanym na zni- knienie z powierzchni ziemi. Choroby spowodowane i rgzwinione nadużyciem mocnych napojów, są głów­

ną przyczyną tego szybkiego wyludnienia.

Z początkiem wiosny, doktór ltiszardson i pan llood wyruszyli dla połączenia się z swymi towarzy­

szami w twierdzy Chepeweyan: w tyeh klimatach nadej­

ście wiosny iiiii wdzięki trudne do pojęcia dla tych co żyli wśród natury okrytej przez ośm miesięcy grobo­

wym całunem śniegów. Zaledwie lody topnieć zaczy­

nają, a już drzewa okrywają się.liściem: roślinność roz­

wija się nagle z obfitością i siłą równie zadziwiającą jak i miłą dla oka. Lecz zarazen\cbmury mustyków za­

ciemniają powietrze, a bąki piaskowe tak się naprzy­

krzają, że dręczony przez nie podróżny, z żalem wspo­

mina wycieczki zimowe, mrozy i nocy na śniegu pod gołem niebem spędzone. *

Połączona wyprawa wyruszyła z Chepeweyan 18 lipcar. 182(3 w nadziei, że przed końcem pięknej pory dostanie się na wygodniejsze zimowe leże przy ujściu rzeki Koppermin, a potem z wiosną rozpocznie prze­

gląd pobrzeży wschodnich. Lecz trudności nieoddziel- ne od dalekich podróży w tycli opustoszałych krainach, przedstawiły się liczniejsze i straszliwsze niżeli prze­

widziano. Spadki rzek, mielizny jezior i przenoszenie rzeczy, opóźniały z każdym krokiem prawie pochód naszych wędrowników, którym i tak już zaczął doku­

czać brak żywności, w skutku tego przewodnicy Kana­

dyjscy okazali wićlkie nieukontentowanie. Około 20 sierpnia, małe stawki zaczęły pokrywać się lodem i uj­

rzano lecące ku wschodowi stada dzikich gęsi, nieza­

wodne zwiastuny blizkićj zimy. Strzelcy kanadyjscy oświadczyli że niepobobieństwein dostać się dalej, kapi­

tan Franklin mn»iał przeto stanąć z wyprawą na zimowe leże w miejscu w któróm się wówczas znajdował, to iest 0 550 mil blizko Chepeweyanu. Na wzgórzu poblizkiem brzegowi rzeki zwanej Zimową, Kanadyjczykowi wy­

stawili dom i ten nazwali Twierdzą Przedsięwzięcia.

Wyniosłe drzewa a szczególniej jodły, okulały rzekę i poblizkie jezioro. Twierdza Przedsięwzięcie leży pod 64° 28’ szerokości, a 113° 6' długości.

Skoro tylko nasi podróżni i ich orszak zajęli leże zimowe, wzięli się wszyscy do zgromadzenia zapasów 1 przygotowania siekaniny z mięsa renów, znanej w Ame­

ryce północnej pod nazwą Pemmikan. Zrazu wszy­

stko zdawało się im wróżyć obfitość; reny były liczne;

Widywano najmniej po 2.0(30 sztuk w jednym dniu: nim powędrowały na południe, przeszło 180 ich pochwy­

cono iuwędzono; lecz te zapasy tak znaczne na po­

zór do których przydano jeszcze ryby z jeziora i rzeki

1 9 4 '

pobliskiej, zaledwie wystarczyły na wyżywienie naszych podróżnych i gromad Indjan. którzy z nadejściem ziniy zebrali się w około twierdzy, aby żyć kosztem europej­

czyków. Paki z kołdrami, tabaki} i inneini przedmio­

tami potrzebnemi jeszcze nienadeszły. Przeto pan Back wyruszył 18 października z eskort;) Kanadyjczyków i Indjan dla przywiezienia ich z Cbepeweyan; gdyby nie to nadzwyczajne poświęcenie, wyprawa^niemogłaby była puścić się w dalszą drogę z początkiem przyszłe­

go lata. Pan Back odbył tę podróż pieszo wśród zi­

my. Opisuje on trudy wycierpiane przez siebie w na­

stępujących wyrazach:

„ Z przyjemności«} znalazłem znów moich przyja­

ciół po pięcio-iniesięcziiem oddaleniu; w tym czasie uszedłem 1.104 mil w trzewikach umyślnie zrobionych do śniegu, niemajijc innego przykrycia w nocy i w le- sie, prócz kołdry i skóry danielej; termometr spadał często na 40", raz nawet na 50° niżej zera; niekiedy żyłem 2 lub 3 dni bez żadnego pokarmu Aby ocenić odwagę tego czł rwieka który dobrowolnie przedsię­

wziął podobną wycieczkę, trzeba nadmienić że trze­

wiki zrobione do śniegu najdolegliwsze sprawiają cier­

pienia nieprzyzwyczajonym do icb noszenia.'’ „Pomyśl­

my tylko, mówi kapitan Franklin: że trzeba dźwigać ciężar 2 lub 3 funtowy ciągle przywiązany do nóg po­

ubieranych i opuchłych przy kostce; a to jeszcze słabe tylko da wyobrażenie o męczarniach podobnego po­

dróżowania.” Pozostali w twierdzy niemniej ucierpieli z powodu srogośei zimna; rzecz szczególniejsza że w grudniu temperatura raz zniżyła się tam o 3 stopnie niżej od temperatury jakiej doznawał Parry na wy- spie Melwil. położonej o & stopni bliżej biegunu. W cza­

sie tak srogich mrozów atmosfera była zwykle bardzo spokojna, a ludzie zajęci ścinaniem drzewa lub jaki}

inną pracą, niepotrzebowali nadzwyczajnych przedsię­

brać ostrożności. Drzewa wznoszące się na około twierdzy Przedsięwzięcie zmarzły aż po sam rdzeń i stały się tak twardemi jak kamienie; codziennie o nie łamano siekiery i w końcu grudnia już tylko jedna by­

ła Wstanie służyć. Dwóch tłumaczy Eskimosów z za­

toki Hudsońskiej, towarzyszyło panu Back do twier­

dzy Przedsięwzięcie. Natychmiast zaczęto stawiać dum ze śniegu. W czasie posępnych miesięcy zimowych, olicerowie zajmowali się rysowaniem i pisaniem swoich dzienników, znajdowali także roztargnienie zgłębiając charaktery swoich towarzyszy indyjskich. Stary naczel­

nik Jndjan miedziannych miał córkę którą całe po­

kolenie uważało -za największą piękność, zaledwie skończyła lat szesnaście a już należała do dwóch mę­

żów. P. Hood odmalował jej portret przez co wielką nie­

przyjemność sprawił matce. „Lękała się albowiem jak mówiła, ażeby naczelnik Władający Anglją zniewolony pięknością jej córki, nieprzysłał po oryginał jak tyl­

ko zobaczy kopję.’’

Lody jeszcze niedostatecznie rozprysły na rzece Koppermin, niemożna przeto było żeglować w czół­

nie przed 14 czerwca r. 1821. Zapasy całkiem wy­

czerpano i nasi podróżni w dalszym ciągu wędrówki mogli się tylko utrzymywać z łowów; gdy strzelcy poznali jak są potrzebnymi, zaczęli okazywać sympto- mata nieposłuszeństwa. Skaliste łożysko rzeki Kopper min przedstawiało dla żeglugi najniebezpieczniejsze za­

wady, lecz płaszczyzny po obu stronach rzeki zarosłe trawą, obfitowały szczególniej w woły piżmowe któ­

rych wielką liczbę ubito. Nasi podróżni nadmieniają o podstępach jakich wilki używają w łowieniu zwie­

rzyny, dowodzą one niepospolitej ich przebiegłości.

„Gdy daniele się pasą spokojnie, wilki zebrane w wiel­

kiej liczbie, ustawiwszy się w długą zakrzywioną lmję.

suwają się zwolna ku trzodzie, tak jednak aby znw- cześnie jej niezestraszyć; lecz gdy la już zupełnie zo­

stanie okoloną i żadnym sposobem ujść niemoże na płaszczyznę, natenczas szybciej się zbliżają, stiaszli- wem wyciem straszą łup swój i zmuszają do ucieczki ku przepaściom, W które trzoda strwożona z łatwością wpada z wierzchołka skał. W ilki następnie powoli schodzą i pożerają na wpół poszarpane zwłoki.

Dnia 18 lipca nasi podróżni przybyli do ujścia rze­

ki Koppernnn: tam lndjanie przerażeni mysią że się ni°g<! spotkać z Eskimosami z którymi ciągłą

prowa-196

tb.ij woju?, postanowili wrócić. Pan Wentżel urzę­

dnik kompnnji północno-zachodniej, udał się z nimi mając poieconein suhie od kapitana Franklin, zgroma­

dzenie zapasów żywności w twierdzy Przedsięwzięcie i poczynienie wszelkich innych rozporządzeń mogą­

cych się okazać potrzehnemi w dalszym ciągu wyprawy.

Chociaż zachwyceni pierwszym widokiem.morza, lia- nadyjczykowie jednak z razu lękali się spuścić na nie swoje czółna i nie dziw, albowiem tylko śmiałość majt­

ków angielskich mogła się pokusić na tak niebezpie­

czne przedsięwzięcie w tak spóźnionej porze, 21 lip- ca, 20 ludzi' z których 15 nigdy jeszcze niewidziało wody słonej, puściło się na morze Biegunowe w dwóch wątłych łodziach z zapasem żywności tylko na dni pię­

tnaście. Morze wolne było od lodów: przypływ i od­

pływ zaledwie się uczuwać dawał, lecz z położenia drzewa pływającego wzdłuż brzegów, kapitan Fran­

klin wniósł że prąd musi się znajdować gdzieś na wschodzie. Najdalszym krańcem do którego dotarł nasz żeglarz, była kończyna Powrotu pod bO11 i ‘/2 szero­

kości. Ten wschodni pagórek i przylądek Bnrrów na zachodzie, tworzą otwór głębokiej zatoki toczącej swe wały ku południowi aż do koła północnego. Ta za­

toka której kapitan Franklin nadał nazwę zatoki Ko­

ronacji Jerzego IV, jest zawaloną mnogiemi wyspami, pomiędzy któremi znajdują się wyborne przystanie;

wszystkie one są skropione małetni rzeczkami słodkiej wody w których znajdują się oblicie łososie, pstrągi i inne ryby. Kapitan Franklin widząc się zmuszonym wrócić z powodu braku żywności, postanowił popły­

nąć w górę rzeki Ilood. znajdującej się w głębi za­

toki Koronacji, tak daleko jak tylko ta będzie spławną, a następnie przejść kraj w prostej linji aż do twierdzy Przedsięwzięcie, lecz wodospad wysoki ną 250 stop który napotkał na rzece Hood, przeszkodził mu po­

sunąć się dalej. Nasi podróżni byli zmuszeni zmniej­

szyć czółna aby mogli przenieść takowe. Już szli przez pięć dni, gdy w znacznej odległości od rzeki napa- dnięci zostali przez śnieg oblity, niezawodną przepo­

wiednię nadchodzącej zimy. Przykre ich położenie

z każdym dniem się zwiększało; musieli znosić gwał­

towne burze śród śniegów nagromadzonych przeszło na dwie stopy w okolicy niepłodnej przedstawiającej zaledwie kilka krzaków na spalenie. Z zniknieniem słońca puścili się na los przez krainę zupełnie nie­

znaną. W tej trzy-tygodniowej podróży, jedynem ich pożywieniem był pewien gatunek mchu rosnącego wśród kamieni który nazywają trzewem skalnym. Siła i odwaga Kanadyjczyków niezdołały się oprzeć tru­

dom i brakowi żywności. Rozpacz odjęła im wszelką przezorność, w skutku nieuwagi oba czółna zostały na kawały roztrzaskane; chociaż nas”! podróżni dobrze wie­

dzieli że mieli jeszcze przebywać rzekę Koppermin.

Dnia 26 września przybyli nad jej brzegi. Powietrze się nieco ociepliło, zabito kilku danieli i promień zwo­

dniczej nadziei zdawał się zabłyskać naszym podróż­

nym wyniszczonym na siłach; lecz jakże przebyć rzekę oddzielającą ich od kresu podróży. Doktor Richard­

son chciał wpław puścić się, lecz wkrótce skostniał od zimna i wyciągnięty został z wody zupełnie odrę­

twiały. Zrobiono nareszcie pewien rodzaj kosza który pokryto szmatami z płótna żaglowego; w tak wątłym statku po jednej osobie oddzielnie przeprawiono się przez rzekę, zinarudziwszy 8 dni pogodnych. Koniec podróży był jeszcze niepomyslnicjszym, z dniem 4 paź­

dziernika nasi awanturnicy jeszcze mieli do twierdzy Przedsięwzięcie 40 mil drogi, lecz niepozostał im ża­

den szczątek żywności, wszyscy byli osłabieni pracą, nicspokojnością, zdawało się że nieposląpią już dalej.

P. Back i trzech Kanadyjczyków puścili się przodem w nadziei spotkania strzelców indyjskich w sąsiedztwie twierdzy Przedsięwzięcie. W kilka dni później kapi­

tan Franklin zostawiwszy chorych staraniom doktora Richardsona i Hooda, odłączył się także zabrawszy z sobą siedmiu silniejszych ludzi, lecz czterech zaraz pozostało na drodze niemogąc dalej postąpić. Jeden z nich tylko Irokez imieniem Michał, wrócił do dokto­

ra Richardson, o trzech innych niesłyszano już wię­

cej. Kapitan Franklin przybył do twierdzy U paździer­

nika zupełnie wyniszczony, przez pięć dni albowiem

Tom II. 25

198

nic niejadł. Jakaż była jego rozpacz gdy znalazł to miejsce zupełnie pustem, ogołoconem z zapasów, z wszelkiego śladu zwierząt żyjących, a ziemię okrytą grubym śniegiem. Udał się jednak dla wynalezienia !n- djan alty ratowali doktora Riszardson i jego towarzy szów, lecz wyniszczony na siłach, musiał wrócić na­

zajutrz do opuszczonego siedliska. Franklin spędził dni 18 w tak opłakanetn położeniu żywiąc się tylko skóra­

mi i kościami zwierzyny ubitej przeszłej zimy, z któ­

rych gotował sobie zupę. Nakoniec 529 października, Riszardson i John łlepburn przybyli, lecz tylko sami.

Pierwszy przynosił smutne wiadomości. W ciągu pierwszych dwóch dni, oddział jego nic nieiadł; trze­

ciego Michał powrócił z zającem i kuropatwą, które pomiędzy wszystkich rozdzielono. Dzień następny znów upłynął w zupełnym niedostatku: dnia 1 1, Michał ofia­

rował swoim towarzyszom ćwiartkę mięsa, którą jak mówił wyrżnął z wilka-.Jccz się potem przekonano, że to było ciało jednego z tych nieszczęśliwych którzy opu­

ściwszy kapitana Franklina wracali do doktora Riszard­

son. Michał z każdym dniem stawał się bardszym i obojętniejszym. Powzięto silne podejrzenie że gdzieś ukrywał żywność, 20 września Hepburn zajęty ścina­

niem drzewa, posłyszał wystrzał zwróciwszy się w stró- nę z której takowy pochodził, ujrzał Michała wpadają­

cego do namiotu', wkrótce potem znaleziono p. Hood nieżywego: miał tył głowy kulą strzaskany, już nie by- ło można wątpić że Michał był jego zabójcą. „ O d w a­

żyłem się natenczas dla bezpieczeństwa wszystkich, mó­

wi doktór Riszardson: wziąść na siebie całą odpowie­

dzialność i w chwili gdy Michał ku nain wracał, położy­

łem go trupem wystrzałem z fuzji.’’ Doktór i jego towa­

rzysze potrzebowali sześciu dni na przybycie odległości 24 mil, a cnłem ich pożyweniem było nieco mchu i ka­

wałki futrzanego, płaszcza p. Hood. Dnia 29 wieczo­

rem niewysłowioną radością zrazu zostali przejęci po­

strzegłszy dym wydobywający się z kominów twierdzy.

Na trzeci dzień po przybyciu doktora Riszardson, dwóch Indjan którzy towarzyszyli kapitanowi Franklin umarło z głodu. Pozostały ich współziomek i sam ka­

pitan tak byli osłabieni że za kilka godzin już mieli zakończyć życie. Hepburn i Riszardson także uczuli że nagle słabną na siłach, gdy 7 listopada Indjanie wy słani przez p. Back przybyli nareszcie z pomocą tak długo oczekiwaną. Kapitan i jego ludzie odzyskawszy nieco sił opuścili twierdzę i dostali się do najbliższe­

go stanowiska kompanji, tam znaleźli p. Back, które­

mu wyprawa winną była pierwsze powodzenia, a osta­

tnim razem ocalenie. Skutki tej podróży która łącząc w to żeglugę wzdłuż brzegów wynosiła 5,500 mil są widocznie najważniejsze dla ziemio-pisarslwa. Ponie­

waż przejrzano północne pobrzeże aż do przylądka Po­

wrotu pod (58° i '/2 szerokości, widoczną jest więc rzeczą, że jeśli istnieje przejście północno-zachodnie, to się musi znajdować po za tą granicą. Kraj który wyprawa przebyła przedstawia mało przedmiotów go­

dnych opisu, gdyż wszystkie te północne okolice No- wego-Swiata w ogóle mają jednakową fizjonomję; wszę­

dzie się tam znajdują rzeki i łańcuchy jezior przerzy­

nające kraj we wszystkich kierunkach, podobnie jak długie lasy jodłowe opasane wierzbami i brzozami rze- diiiejąceini stopniowo, a nareszcie niknącemi zupełnie pod 68° szerokości.

Podczas ich pobytu w twierdzy Przedsięwzięcie, oficerowie wyprawy mieli częstą sposobność przypa­

trzenia się zjawiskom elektrycznem, rnagnetycznem i atmosferycznem, towarzyszącem zorzy północnej. Me­

teor ten jak się zdaje okazuje się częściej i z większym blaskiem w sąsiędztwie bieguna północnego niżeli w in­

nych stronach hardziej posunionych. Z odbytych do­

świadczeń twierdzą oni stanowczo, że na igłę magne­

sową ma wpływ zorza północna w pewnych okolicz­

nościach a szczególniej gdy snopy światła rozwijają się pomiędzy obłokami i ziemią. Te postrzeżenia napro­

wadziły także oficerów na mniemanie, że zorza za­

miast zachodzić za okręg atmosferyczny rzadko się znajduje na wysokości więcej niż 6 lub 7 mil. Widać nieraz jej promienie wystrzeliwające z pomiędzy obło­

ków i widocznie ona ulega działaniu wiatru. Jeden

* kupeów futrzanych, powiedział p. Hood, iż raz wi­

2 0 0 *

dział płomienie zorzy północnej tak świetnie i tak bli- zkie ziemi, że Kanadyjczykowie padali na twarze, mo­

dlili się i krzyczeli z obawy aby ich niepozabijały; on sam rzucił fuzję i nóż lękając się aby nieposłużyły za konduktora płynowi elektrycznemu. Płomieniste te snopy były tylko o łokieć wzniesione od ziemi i poru­

szając się równolegle na jej powierzchni, zdawały się bujać z nadzwyczajną szybkością. Tenże kupiec twier­

dził pod przysięgą że wTydawały szelest tak donośny jak chorągiew miotana mocnym wiatrem. Łoskot ten który jak on utrzymywał wydają promienie zorzy pół­

nocnej, stracił już teraz wiarę. Syberyjczykowie_ twier­

dzą jednak iż jest tak mocny że ich psy skoro go tylko posłyszą, kładą się i niechcą ciągnąć sanek. Ofi­

cerowie wyprawy niesłyszeli go nigdy i niemogli otrzy­

mać w tym względzie żadnego objaśnienia któreby wię­

kszą dla nich mogło mieć pewność niżeli te gminne podania.

Przebywając doliny przerzynające góry Miedziane, doktor Riszardzon zabrał kilka płatków rodzimej mie­

dzi. Indjanie kopią wszędzie gdzie tylko postrzegą jaki ślad phremitu na powierzchni ziemi, przekonali się bowiem z doświadczenia, że największe kanały miedzi znajdują się w sąsiedztwie tego kamienia. Mówią także iż ten kruszec obficie się znajduje w całym łań­

cuchu gór który się rozciąga na 30 do 40 mil ku pół- noco-zachodowi i że Eskimosowie udają się często w te góry dla szukania miedzi. Później znaleziono u Eski­

mosów kilka nożyc do krajania lodu, długich prze­

szło na stopę które były zrobione z czystej miedzi bez żadnej mieszaniny.

ROZDZIAŁ XL.