P r u t e m i a n o w a n y k o n s u l e m w A l g i e r i e . — J e g o p o d r ó
że n a p o l n e z a c h B a r b a r j i . — L e w i w y c z a j n e m p o ż y w i e n i e m
258
A r a b ó w . — S k a m i e n i a ł e m i a s t o R a s - S e m . — B a l b e k i P a l m i r a . — P r z y j ę c i e B r u s e g o w K a i r z e . — P ł y n i e w g ó r ę N i lu . — P o d r ó ż w p u s t y n i . — l i d a . — G ó ra s z m a r a g d o w a —
H a n d e l. — G ó ra 'P a r a n ia . — ■Z w a l i s k a A k s u ń . — B i f s z t y k i - y j i c y - — B r u s e p r z y b y w a d o G o n d a r . — P r z y j ę ł y u d w o r u . — I l a s - M i c b a l . — Z w i d z a i c o d o s p a d y A l u t a . — N i e z g o d y do m ,o w e. — W i d z e n i e s i ę B r u s e g o z F u z ile m . — B r u s e m i a n o w a n y g u b e r n a t o r e m G e e s h . — J e g o p o d r ó ż d o ź r ó d e ł N i lu . — J e z i o r o A s a n a . — Z a b o b o n y g m i n u . — O p is w o d o t r y s k ó w. — R a d o ś ć n a s z e g o p o d r ó ż n e g o . — J e g o z a s ł u g i . —
J e g o p r ó ż n o ś ć .
Ze wszystkich opisów podróży które po dziś dzień posiadamy, ten który udzielamy w tym rozdziale nie
wątpliwie jest najprzyjemniejszym i najbardziej na
uczającym. Jakób Bruse potomek zamożnej i zna
komitej rodziny w północnej Anglji, powzioł od młodości zamiar odkrycia źródeł Nilu i rozwiąza
nia tym sposobem ważnego zagadnienia, które od najdawniejszych czasów tak mocno zajmowało u w a gę świata uczonego. Przebiegł najprzód część E u r o py i zatrzymawszy się w Hollandji, gdzie kwitnęła jeszcze szkoła Epernusa i Schultensa, nauczył się tam języków arabskiego i etyopskiego, matematyki i astronomji praktycznej. Roku 17G2 został mianowa
ny konsulem w Algierze; udał się z skwapliwością na miejsce swego urzędowania, zaopatrzony wybor
nym zbiorem narzędzi potrzebnych do uważania przejścia Wenery, i z mocnem postanowieniem n a uczenia się języka arabskiego, jakim tam mówiono, gdyż znał tylko język pisany. Niedługo jednak spra
wował swój urząd. Nieporozumienie zaszłe na po
czątku r. 1765 z dejem, zmusiło go do proszenia o uwolnienie od obowiązków. Przedsięwziął naów- czas podróż na Wschód, do której przebywając w Al
gierze zupełnie się przygotował. Żwidził wszystkie punkta pobrzeży Barbaryjskich, gdzie miał nadzieję znaleść jakowe ślady starożytności. W Hydrze (Tu- nodunum starożytnych), nie daleko granic Algieru i Tunisu, trafił na pokolenie arabskie zwane Synami Ojca Trzód, tworzy ono rodzaj bogactwa religijne
go i wojskowego, naczelnik jego uważany jest za świętego. Reguła nakazuje wszystkim jego człon
kom żywić się codziennie mięsem lwim; wszyscy przeto jego członkowie są śmiałymi i zręcznymi ł o w cami. Bruse jadł Iwie mięso i znajduje że jest chude, twarde, ma smak nieprzyjemny i cuchnie piżmem.
W Ibbel Aurez nadzwyczajnie się zdziwił ujrzaw
szy w górach pokolenie mające oczy błękitne i płeć piękną. Uważa on dzikie i niepodległe to pokoleniu za ostatni szczątek starożytnych Wandalów. Prze
mieszkiwał on w ich chatach zbudowanych z błota i słomy.
Z Ibbel Aurez Bruse udał się do Raz-Sem, prze
bywszy Arsinoe i Barkę w celu zapewnienia się o prawdzie podania, bardzo upowszechnionego w A*
fryce a nawet i w Europie co do istnienia skamieniałe
go miasta w pośrodku pustyni. Jak powiadano mie
szkańcy Ras-Semu zachowują dotąd tęż samą posta
wę, w jakiej znajdowali się podówczas gdy zostali ugodzeni pomstą niebios. Pewien konsul francuski w Tripolis, przyrzekł znaczną nagrodę kilku Arabom opowiadającym tę historję jeśli mu dostarczą któ
rego z owych skamieniałych ludzi; nareszcie po dłu
giem wąchaniu, przynieśli mu uszkodzony posąg, zna
leziony zapewne pomiędzy zwaliskami na pobrzeżu.
Bruse uniknąwszy szczęśliwie zgonu w porcie Ben- gazi, zwidził wyspy Rodus, Kretę i Cypr, następnie Sydon, góry Libanu i Anti-Libanu. Później przejrzał szacowne zwaliska Balbeku i Palmiry i gdy wachał się gdzie się ma udać, doktor Russel nakłonił go aby zwidził Abissynią. Gdy Bruse zwidzał Egipt, kraj ów nie liył tak przystępnym dla cudzoziemców jak dzisiaj. Chrześcianie byli wystawieni na wszel
kiego rodzaju obelgi i potrzebowali wielkiej odwagi i zręczności aby mógli ujść niebezpieczeństw ciągle im zagrażających; szczęściem przybył do Kairu-, se
kretarz Ali-Bena baszy Egiptu, imieniem Risk zu
pełnie rządzący swoim panem, ów potężny minister miał nadzwyczajną namiętność do astrologji.
Narzę-<kia Brusego przejrzane na komorze, spowodowały w umyśle jego tak wielkie wyobrażenie o ich wł a
ścicielu że mu przyrzekł natychmiast opiekę beja.
Bruse w czasie swego pobytu w Kairze, mieszkał w klasztorze świętego Jerzego, znalazł tam dawnego przyjaciela, duchownego greckiego, który go uczył po grecku w Algierze Byty nauczyciel wyniesiony na drugą godność kościoła greckiego w Egipcie;
nietylko udzielił swemu dawnemu uczniowi mnó
stwo objaśnień i rad szacownych pod względem za
mierzonej podróży; lecz nadto wystarał się o listy rekomendacyjne adresowane do wszystkich głó
wnych dygnitarzy kościoła greckiego, tak w Egipcie jak i wAbissynji. 12 grudnia r. 17GS, Bruse wsiadł na statek w Kairze dla popłynienia w górę Nilu.
Nędza i poniżenie ludu, zdziałały na nim żywsze wrażenie, niżeli płodność gruntu; czwartego dnia dopiero krajobraz zwrócił na siebie jego uwagę.
Nil iBiiał milę szerokości, znaczną głębokość i prąd bystry. Brzegi okryte wioskami, ocienione pięknemi palmami, przedstawiały ów jednostajny widok tru
dzący w Hollandji oczy podróżnych. W wiosce zwa
nej Bhoda, widział wspaniałe zwaliska starożytne
go miasta Antinous, zbudowanego przez cesarza A- dryana Nieszczęściem niesłyszał o nim w czasie swe
go pobytu w Kairze, nieząopatrzył się przeto w pa- szporta i polecenie tak potrzebno do bezpiecznego ich zwidzenia.
Niedaleko od Denderah postrzegł pierwszego krokodyla; wkrótce odkrył ich kilkaset rozciągnio- nych na wyspnchjak stada boranów. Mieszkańcy Ben
derach jednak kąpią i poją wszystkie domowe zwie
rzęta w wodach tej rzeki, zostawająo w nich niekiedy po całych godzinach Kobiety przychodzące po w o dę, także kąpią się niekiedy w Nilu, a nigdy nioby*
wają zaczepiane od krokodylów.
Płynąc ciągle w górę rzeki, Bruse przybył wkrót ce do Furshout, gdzie zwidził klasztor mnichów włoskich. To miasto liczy najmniej 10,000 miesz
261
kańców, leży na obszernej i uprawnej płaszczyźnie okrytej zbożem i trzciną cukrową. Ponieważ mocny deszcz padał ciągle noc całą, mieszkańcy przejęci t rwogą oświadczyli naszemu podróżnemu, że się lę
kają aby miasto zniszczonem niezostało. Deszcz bar
dzo rzadko pada w tej części Egiptu. Wróżkowie wezwani dla wytłumaczenia tego zjawiska, odpowie
dzieli iż to oznacza zagubę rządu, przepowiednia ta istotnie spełniła się niezadługo.
Dnia 16 lutego r. 1706 Bruse oddalając się od Ni
lu, ruszył z karawaną aby się udać przebywając pu
stynię do Kenne, (Coenne Emporiwm starożytnych).
Przy studni zwanej Birambar czyli Korzennej, przy
patrzył się szezególncm domostwom Azaizów, bie
dnego pokolenia arabskiego: chaty ich są zrobione 7. ziemi gancarskiej w jednej sztuce w-kształcie u- Jów; największa ma zaledwie 5 łokci wysokości a 3 łokcie średnicy. Droga przechodzi przez otwartą pła
szczyznę okoloną na widokręgu pagórkami piasku i drobnego żwiru; nicznachodzi się tam śladu żadne
go żyjącego stworzenia; niewidać nawet antylop i strusi, owych zwyczajnych mieszkańców najokro
pniejszych pustyń. Na jednej stacyi karawana powi ę
kszyła się dwudziestu Turkami z Karamanji, których szlachetność ułożenia, powaga i czystość, łatwo od
różniały od Arabów. Zostali oni zrabowani przez tłuszczę włóczęgów. Jak się tylko dowiedzieli że Anglik podróżuje z karawaną u biegali się o pozy
skanie jego przyjaźni jako współrodacy, gdyż jeśli wierzyć mamy Brosemu, Turcy mniemają że naród angielski pochodzi pierwiastkowo z obwodu zwa
nego Kaz-Dagli na granicach Karamanji; dla tego też mienią się zawsze krewnymi Anglików których napotykają, nadewszystko gdy potrzebują ich po- mocy.
Bruse opowiada później że podróżując z Terfoo- wej do Kosseir, widział kilka nagich gór jaspiso
wych, granitowych i marmurowych wszelkiej roz
maitości kolorów, szczególniej czerwonych i zielo
Tom U 33
262
nych. Przypuszczał zatem że mórze Czerwone mu
siało brać swą nazwę od owych pagórków ciągną
cych się aż do jego brzegów a które po większej części składają się z czerwonego marmuru. W Kos- seir wsiadł na mały statek arabski którego deski by
ły spojone z sobą. Celein.jego podróży było zwi
dzenie wyspy zwanej przez Arabów' górą Szm arag
dową, nazwa ta przedstawiała nieprzezwyciężony pociąg dla podróżnika, zwłaszcza tak namiętnie lu
biącego cudowność jak on. Znalazł w niej kilka zielonych kryształów znanych na wschodzie pod o- gólną nazwą szmaragdów ; lecz ponieważ te kryszta
ły nie są prawdziwemi szmaragdami jubilerów euro
pejskich, usiłuje wriąc odebrać owej cudownej gó
rze niesłusznie nadany jej przez Arabów tytuł.
lidda którą następnie zw idził.tak nędzny przedsta
wiała pozór, że jej handel i sposób w jakim się od
bywał wielce go zadziw iły. Anglicy wysyłają na kre
dyt kosztowne ładunki kupcom arabskim i tureckim których wcale nieznają; układy te odbywają się za pomocą meklerów indijskich którzy nie są ani ma- chometami ani chrześcianami, lecz posiadają zaufanie u ludów wyznających obie te wiary. Siedząc na ko
biercu, biorą szal indijski którym okrywają ramiona i ręce; potem rozmawiają o potocznych rzeczach, o przybyciu okrętów z Indji, lub dziennych wi adomo
ś ci ac h jak gdyby się wcale niezajmowali interessa- mi. Przez 20 blisko minut dotykają się na wzajem rąk swoich, ukrytych pod szalem i lak targu dobijają niewj rzekłszy ani jednego wyrazu ściągającego się do sprzedanych przedmiotów, nieużywszy ani piór ani atramentu dla ułożenia warunków'.
lidda jest najzdrow’szem miejscem na całem po- brzeżu odznaczającem się swoją szkodliwością.
W wschodniej stronic miasta, wyszedłszy z bram j e go, zaczyna się okropna pustynia, wśród której Be- duini pobudowali sobie chaty z pęków trzciny. Ci Beduini zaopatrują liddę w mleko i masło. To miasto winno sw oją ważność korzystnemu
położe-niu nad brzegiem morza. Towary indijskic wypako
wa ne w jego porcie wysyłane są do Mekki, zkąd je następnie rozwożą na wszystkie punkta wschodu.
Pomimo listów rekomendacyjnych które guber- natar liddy dał mu do naiba w Masuah, jednak Bru- se z wielką trudnością uszedł zdzierstwa owego na
czelnika; puścił się nareszcie w dalszą drogę do Abis- synji. Droga którą się udał przechodzi najprzód przez wązką i nagą płaszczyznę z której ujrzał trzy nastę
pujące po sobie łańcuchy gór Abissyńskich; pierwszy składa się z urwistych pagórków zupełnie okrytych chrustami; drugi jest nieco wyższy, bardziej stromy dzikszy i niepłodniejszy; trzeci zaś utworzony z nie
przerwanego ciągu skał i wybiegłych szczytów byłby uważany we wszystkich krajach europejskich jako bar
dzo wysoki. Po tym umiarkowanym opisie, autor nasz dodaje nierozważnie: »Niezmierna inassa, góra Ta ran ta wznosi się po nadwszystkiemi tętni szczy
tami. Góra ta niewątpliwie jest najwyższą na całej kuli ziemskiej; ostatni jej szczyt niknie zupełnie w chmurach, wówczas jest tylko widocznym gdy ni e
bo jest pogodne;, w każdym innym czasie, gęste mgły i wieczne ciemności kryją go przed wzrokiem podró
żnych; błyskawice pioruny i burze, rozrywają, wstrzą
sają i burzą strome boki tej góry.«
Schodząc z góry Ilamhomon, ujrzał kilka chat po kolenia Huzorta, którego całą żywnością jest mleko trzód jego. Bydło gryzło gałązki drzew i chrustów zamiast paść się na bujnych i pięknych pastwiskach pagórków pobliskich rzece. Drzewo kaparowe d o
chodzi w tym kraju wysokości wiązu angielskiego.
Liczne stada antylop czyli kóz dzikich przebiega
ły drogę naszemu podróżnemu, gdy się wdzierał na pagórki leżące u stóp góry Taranta, hyeny zbiegły się natychmiast w około karawany i długo ją ścigając nakoniec porwały osła. Bruse opowiadał z zwykłą sobie nądętością, trudy jakich doznawał w przenie
sieniu swoich narzędzi na wierzchołek góry łatanta.
Jeśli można mu wierzyć, płaszczyzna tworząca szczyt
otoej góry jesf może najwyższą w święcie. Wydaje jednak wyśmienitą pszenicę chociaż jej słoma za
ledwie na czternaście cali jest wysoka. Mieszkańcy tej wzniosłej płaszczyzny różnią się cerą i charakterem, od mieszkańców dolin czyli płaszczyzn niższych. Li
czne trzody pasły się na wzgórzach; krowy były zu
pełnie białe, takież miały rogi a sierć długą jedwa- bnistą. Diksan pierwsze miasto które się napotyka u spodu ahissyńskiej pochyłości Taranty, jest dość znaczne, podwójna jego ludność chrześciańska i mau- rytańska dzieli się na dwie równe części. Jego mieszkańcy jednym tylko trudnią się handlem, to jest handlem dzieci; Diksan jest wielkim targowiskiem na które wszyscy rozbójnicy i porywacze dzieci z ca
łej Abissynji przybywają zbyć płody swego ob
mierzłego przemysłu. W Adonie Bruse widział za
możną i piękną przędzalnię bawełny i przyjęty zo
stał z szczególną gościnnością przez kupca abis- syńskiego nazwiskiem Janni, do którego przywiózł listy polecające. W okolicach tego miasta bywa co
rocznie trzykrotnie żniwo odbywane; ajednak po
mimo wszystkich korzyści gruntu i klimatu, dzierżaw
cy abissyńscy są zawsze biedni i nędzni. Opuściwszy Adowę, Bruse przebył zwaliska Aksumu dawnej st o
licy Abissynji. Wszedł w okolicę tak zamożną i ma
lowniczą że sam jej widok byłby dostatecznym wy
nagrodzić mu wszelkie trudy podróży. Podczas po
bytu na tej szczęśliwej ziemi wydarzyła mu się przy
goda, której opis spowodował wątpliwość o jego prawdomówności. »Wkrótce mówi on: gdyśmy stra
cili z oczu zwaliska dawnej stolicy Abissynji, postrze
gliśmy trzech ludzi pędzących przed sobą krowę; mieli oni wszyscy na sobie skóry kóz czarnych i byli uzbro
jeni włóczniami i puklerzami; zresztą powierzchow
ność mieli żołnierzy. Krowa była za chudą na zabicie, wnosiliśmy więc że musiała zostać skradzioną. Rap
tem citrzej ludzie zatrzymali krowę i zadali jej w gło
wę raz tak gwałtowny iż padła na ziemię; następnie jeden z katów usiadł na niej a porwawszy za rogi
zadarł jej głowę, drugi związał sznurom przednio jej nogi, tymczasem trzeci trzymający nóż w ręku, zamiast go pogrążyć w jej gardle, rozpruł jej brzuch i zadał głę
boką ranę w wyższą część grzbietu.» Bruse oddalał się już aby niebyt świadkiem podobnego widoku; lecz dowiedziawszy się że ci ludzie nie chcą zabić krowy, ciekawość jego przemogła nad czułością, powrócił więc i ujrzał z wielkicm swojem podziwieniem, że kaci wykroili z grzbietu swej ofiary dwa kawały mię
sa daleko grubsze, i dłuższe jak zwyczajne sztuki bifsztyku. Skóry nieoderznęli i owszem przyłożywszy ją do rany, przytwierdzili mocno małemi szpilkami, okryli wszystko plastrem ugniecionym z ziemi, zmie
sili krowę powstać i znowu ją popędzili przed sobą.
Jakieśmy wyżej wspomnieli, powieść ta znalazła wi e
lu niedowiarków. Inni pisarze przeciwnie, wyobra
żali sobie że Abissyńczykowie bardzo lubią surowe mięso i że tym sposobem go nabywają. Lecz wy
łączne to okrucieństwo niepowinuo być uważane za pospolity zwyczaj i jeśli Bruse był istotnie świ ad
kiem czynu który opowiada, nienałeży ztąd konie
cznie wnosić że Abissyńczykowie tym sposobem wyrzynają kawały mięsa żywym zwierzętom.
' Droga do Gondar stolicy Abissynji, przechodzi przez górę Lamalrnon która pomimo swej wysoko- ści okryta jest wspaniałemi polami zarosłemi zbo
żem. Górale w tych okolicach są czynni i przemyślni.
Zachowali pierwotne swoje obyczaje i daleko wy
godniejsze prowadzą życie niżeli wszyscy inni Ahis- syńczykowie. Mieszkańcy też płaszczyzn przypisują tę wyższość ich znajomości czarnoksięstwa. Na płaszczy
znach leżących pod Lamalmonem, uprawiano w ó w czas kilka plantacji trzcin cukrowych któro tam za
siano. Prowincja Woggora, sąsiednia prowincji Gon
dar jest jedną z najurodzajniejszych w całej Abis
synji; a jednak pomimo trzykrotnego corocznie żni
wa, mieszkańcy jej są ubodzy i nędzni. Niezmierne chmury wielkiej szarańcy, tłumy szczurów i myszy, daleko srodzej uczuwać się dające w okolicach mia
sta niż gdzie indziej, a szczególniej błędy barbarzyń
skiego rządu są głównemi przyczynami nędzy pospól
stwa w kraju tak żyznym.
Gdy Bruse przybył do Gondar, król i Ras-Michał gubernator prowincji właśnie wyjechali z inne ni i znakomitcmi osobami dworu którym był polecony.
Mo że też byłby doznał kłopotu gdyby nie dobroć j e go towarzyszów mauretańskich którzy mu udzielili wybornych rad jak miał postępo-wać. Jego przyjaciel Janni pisał także z Adowy do pąwnego Abissyńczy- ka równie zamożnego jak i wielki wpływ mającego, nazwiskiem Ayto-Aylo, polecając mu znakomitego cudzoziemca udającego się do stolicy. Tegoż same
go wieczora za przybycicmtlo Gondar, odwidził Bru- sego Ayto-Aylo, który z wielkim zadowoleniem prze
konał się że gość jego rozumie doskonale dwa ro- dpwe narzecza Abissynji, tarantowy i amharyka i że zna nieco język arabski. Ayto-Aylo rozumiał isto
tnie ów język, lecz nie umiał ani Czytać ani pisać i sam bardzo źle nim mówił. '/, resztą byli w Gondar tłómacze wszystkich języków. Prowadząc czas jakiś rozmowę złym dialektem arabskim, Bruse i Ayto-Aylo użyli narzecza tarantowego, które ogólnie weszło w modę od chwili jak Michał przywłaszczył sobie naj
wyższą władzę. Aylo niezmiernie się zadziwił usły
szawszy Brusegotak dobrze mówiącego tym dyalek- tem,wykrzyknął że niczego niepowinien się lękać i że przedsięwzięcie jego niezawodnie się powiedzie.
Gdy Bruse przybył do Abissynji, gwałtowne wstrząśnienia polityczne niepokoiły tern państwem.
Michał rządca Tygrei, zamordowawszy monarchę, przywłaszczył sobie najwyższą władzę lubo dozwo
lił niedoświadczonemu dziecięciu zasiąść na tronie, dla zwiększenia wpływu swojego ożenił się z Ozoro Esterą córką królowej matki. Nasz podróżny był przedstawiony tej damie jako Francuz i doktor, gdyż Machometanie powszechnie mniemają' że wszyscy Francuzi są lekarzami. Otrzymawszy polecenie lecze
nia jej dzieci chorujących na ospę, przepisał im
wstrzemięźliwość i czystość. Te środki tak proste, uzdrowiły wszystkich powierzonych jego staraniom i niewiasty rodziny królewskiej, które same tylko za
chowywały wpływ swój wśród tych zaburzeń, jak najwyższą oświadczyły mu wdzięczność. Wówczas został przedstawionym straszliwemu Ras-Michałowi.
„Rvł to mówi: starzec chudy którego białe kręcone włosy, tworzyły niezliczone mnóstwo małych, krót
kich pukielków; twarz jego posępna i surowa, nie- wyrażała jednak najmniejszego nicukontentowania;
żywe i przenikliwe jego oczy zdawały się cierpieć za zetknięciem z zewnętrznem powietrzem. Mógł mieć sześć stóp wysokości, chociaż z powodu kule
nia niemogłem dokładnie zmierzyć wzrostu jego.
Trzeba było być nader złym tizyognomistą aby nie poznać w nim na pierwszy rzut oka, człowieka po
jętnego i do wszystkiego zdolnego; każde jego spoj
rzenie wyrażało myśl lub uczucie, niepotrzebował też chcąc się dać zrozumieć używać innej mowy prócz oczu i dla tego jak najmniej mówił.« Bruse został mianowany przez młodego monarchę guber
natorem prowincji Ras-el-FccT, lecz urząd ten zlał na jednego z swoich przyjaciół zwanego Yaisin.
Nareszcie po usilnych prośbach otrzymał pozwo
lenie udania się aż do źródeł Nilu i wyruszył tam T kwietnia r. 1770; wkrótce dostał się do jeziora Tsa- na największego z jezior abissyńskich, ma ono 49 mil długości a blisko' 35 szerokości Jednak rozle
głość jego zmienia się z porami roku. Abissyńezyko- wic którzy podług zdania Brusego są wielkimi kłamcami, utrzymują że na powierzchni jeziora Tsa- na znajduje się'45 wysp, on jednak zmniejsza tę ilość do 11. Widział na jego brzegach mnóstwo hippota- mów czyli koni wodnych; jedne z nich pływały nie
opodal od brzegu; inne napasłszy się trawą spokoj
nym przechadzały się krokiem; lecz przestraszone w i dokiem ludzi zagrążyły się i zniknęły pod wodą.
Po kilku dniach pochodu przybył do wodospadu Aluty zwanego w Abissynji drugą kataraktą Nilu.
26S
Rzeka zwykle w tem miejscu szeroka na pół mili, zwiększona wówczas deszczami, spadała jedną mas- są wody z wysokości 40 stóp z straszliwą siłą i łoskotem. »Wodospad Alata mówi Bruse: przedsta
wia widok tak wspaniały iż wieki dodane do naj
dłuższego życia ludzkiego niezdołałyby wygładzić jego wspomnienia z mojej pamięci; w takie wpa
dłem osłupienie że zupełnie zapomniałem o wszyst- kiem co mnie zajmowało na ziemi. <
Wybuch u raga n u politycznego przerwał podróż Bruscgo. Fazil naczelnik pokolenia Galla, podniósł oręż przeciw Michałowi pod pozorem pomszcze
nia zgonu ostatniego monarchy, część szlachty abis- syńskiej z nim się połączyła. Oba nieprzyjacielskie wojska spotkały się; Michał został pokonany i uszedł a Fazil stał się władcą Gondaru. Bruse który nie- chciał zaniechać swej podróży do Mlu, był zmuszo
ny złożyć hołd temu na wpół barbarzyńskiemu mo
narsze. Gdy wszedł do jego namiotu, zastał Fazila siedzącego na poduszce okrytej lwią skórą; druga lwia skóra rozciągnięta leżała pod jego nogami jak kobie
rzec; głowę miał owiązaną kawałem kalikotu. Obej
ście Fazila odpowiadało jego powierzchowności;
Bruse miał z nowym monarchą nader żywą sprzecz
kę z powodu zamierzonej podróży do źródeł Nilu.
Jednak jedli razem nazajutrz śniadanie składające się z miodu, masła i podostatkiem surowej w o ł o
Jednak jedli razem nazajutrz śniadanie składające się z miodu, masła i podostatkiem surowej w o ł o