• Nie Znaleziono Wyników

II.

Z PODROŻY NA WSCHÓD.

A d r y a t y k , A r c h i p e l a g i w y s p a R h o d o s .

Triest, H ôtel de la V ille, g września 1884.

A b y uniknąć k w a ran tan n y w lazaretach, z a p r o w a ­ dzonej z p o w o d u grasującej w portach w ło s k ic h c h o ­ lery, p o stan o w iliśm y w e trzech razem z d w om a t o w a ­ rzyszami naszej p o d ró ży, p rofesorem U n iw e rsy te tu w ie ­ d e ń sk ie go H artlem i malarzem J a ck ie m M alczew skim , k o rzy stać ze statku L l o y d a A r g o , k t ó r y kw aran tan n ę ma o d b y w a ć na morzu. P o d ró ż nasza będzie w sk u t e k te g o o w ie le dłuższa. O m in ie m y A n k o n ę , ale w yp a d n ie nam jeszcze o p ły n ą ć I s t r y ę , i w stąpić do Fium e, przed opuszczeniem au strya ck ich w y b r z e ż y . M ając czas, z w ie ­ d ziliśm y tak dobrze mi z poprzednich p o d r ó ż y znany T r y e s t i je g o interesujące pomniki, na k tó re się z w y k le w oczek iw an iu ż y w s z y c h wrażeń i w przejeździe, za m ałą zw raca u w a g ę . K a ż d y jed n a k , k to przedsiębierze podróż na W sc h ó d , do G re c y i, lub jeszcze dalej do A z y i Mniejszej, zwłaszcza, jeśli chce w niej, ta k ja k my, szukać wspom nień i z a b y tk ó w , któ re k la sy czn a sta ro ­ żytn o ść po sobie zostawiła, p ow in ien ją rozpocząć od T ry e stu , rz y m s k ie g o Tergeste, w ty c h się pom n ikach

r o zp a trzy ć i tutaj siadać na statek. f

1

N"ad tern miastem rozrzuconem amfiteatralnie w o k o ło portu i p rzeciętem kanałami, w ch o d zący m i w g ł ą b ulic, p ełn em i łodzi m aszto w yc h i o k rę tó w , wznosi się w y ­ soko, o g ó rs k ie s zczy ty o p a rta , k u morzu dalekiemu z w ró c o n a , starochrześcijańska b a zy lik a , z nizkim, p ro ­ stym frontonem, ze ścianam i p o k ry te m i p ły ta m i śre d n io ­ w ie c zn y c h g r o b o w c ó w i z w y s o k ą czw o ro k ątn ą w ieżą z boku. N a zewnątrz, z jednej stro n y g ł ó w n e g o jej p o r ­ talu cią g n ie oczy, na k ro k sz ty n ie wsparte, c h a r a k te r y ­ styczne, b rązo w e popiersie Eneasza S y lw iu s z a Piccolo- mini, papieża P iu sa II., te g o hum anisty na tronie Pio- trow ym , z tiarą na g ł o w i e i z tym le k k im uśmiechem na ustach, k t ó ry za p o w ia d a zw ro t do starożytności i za ­ razem p o czą te k n o w y ch czasów. N a bocznej ścianie w ieży, w niszy g łę b o k ie j stoi postać świętej, z palm ą m ęczeń ską w dłoni, p e łn a naiw ności i uroku, ś w ia d c z ą ­ c e g o o ty ch cnotach cich ych , co r o s ły , ja k p ierw io sn k i na ruinach sta ro ż y tn e g o świata. N areszcie wewnątrz, na sklepieniach absyd, k o ń c zą c y c h boczn e naw y, w p ó łc ie ­ niu jaśnieją prastare m ozaiki z V I . w iek u , z figurami św iętych , Chrystusa i M aryi, w k t ó ry c h uroczystej p ro ­ stocie znać jeszcze niezatarte starożytne tra d y cy e. A l e to nie w szystk o . W i e l k a i kam ien iem w y ł o ż o n a terrasa, k t ó ra poprzed za b a z y l ik ę , o g ro d zo n a jest murem po l e ­ wej stronie, z drzwiam i o k la sy c z n y ch profilach, któ re p ro w a d zą do o gro d u , o k ilk u scho d zących na d ó ł kon- d y g n a c y a c h , p e łn e g o w śró d d rzew rzym sk ich f ra g m e n ­ tów, zebran ych w Istryi, F riu lu i A k w i l e i i otaczających o p a r ty o ścianę w ejścia g r ó b W in k e lm a n a , tego, k t ó r y k lu cz do sztuki starożytnej znalazł i p ie rw s z y w naszych czasach odczu ł znaczenie jej piękności. W i d o k stamtąd w sp an iały, szeroki, na ż a g le b iałe ok rę tó w , na ciemne sm u g i p a ro w c ó w i na te »mokre s ło n y c h w ó d ścieżki,«

m ów iąc sło w a m i p o e ty , k tó re nas »do E u r o to w y c h b r o ­ d ó w zaniosą« i b ezpośredn io ze starożytn ością zetkną.

3*

O puszczając ruch i g w a r n o w o ż y tn y i patrząc na te p o­

mniki, przen osim y się 'myślą stopniow o i p o w o li z c o ­ d zien n ego naszego otoczenia w tę dziejow ą przeszłość, k tó ra ma b y ć przedm iotem naszych poszukiw ań. W e jś ć na tę g ó r ę , zw ied zić tę b a z y l ik ę , p o c h y lić czoło przed tym g r o b o w c e m , na w stę p ie do takiej, ja k nasza p o ­ dróży, jest to toż samo, co zdać sobie sp raw ę z naszego do jej c e ló w stosunku.

N a morzu, na statku A rgo, dnia 12 września.

O d trzech dni jesteśm y na pełn em morzu i p o g o d a nieustannie nam sprzyja. N ieb o czyste, morze na całej p rzestrzen i, ja k ciem ny la z u r, p o sreb rzo n y pianą w e ­ zbranych ruchem statku fal. S u r o w e b rzegi A lb a n ii, o skalistych, dzikich i n agich stokach, skąpan e w e m głach , tow arzyszą nam po lew ej s t r o n ie ; p rzed sobą w id z im y bliżej w y s e p k ę F ano, a dalej oczekiw an e, zale- dw o dostrzeżone K o r f u . S ta te k nasz p r z y g o t o w a n y i o d ­ św ieżo n y b y ł do przejadu Ism aila - P aszy, b y ł e g o w ic e ­ k ró la e g ip s k ie g o , k t ó r y się na lądzie zatrzym ał i p o w ró t swój z K a rls b a d u do N eapolu , z p o w o d u grasującej tam ch o lery na później o dłożył, co sprawia, że m am y na nim w ię k s z y k o m fo rt i pod k a ż d y m w z g lę d e m w ię k s z ą , jak na innym w y g o d ę . K a ż d y z nas ma dla siebie ładnie u m eb lo w an ą k ab in ę i m oże się w niej rozgospodarow ać, ja k w e w ła s n y m pokoju. P o d r ó ż n y c h jest bardzo mało.

W pierwszej klasie, p rócz nas trzech, t y lk p lewantyń- ski n e g o c y a n t ze S m y r n y , k t ó r y w ra c a do żo n y i dzieci.

W drugiej i trzeciej także nie w iele. K r a w i e c G r e k z żoną F ran cu sk ą i dzieckiem , ja d ą c y z P a r y ż a do A ten ; ksiądz W ł o c h , m ilczący, za m k n ię ty w sobie i p o k a z u ­ ją c y się z rzad ka na p o k ł a d z ie ; nakoniec ja k iś f u r e k , k t ó r e g o b ę d z ie m y mieli za to w a rzy sza najdłużej, g d y ż

jedzie tak, j a k i m y do A d alii. D z iw n y m trafem, zna on L a n c k o r o ń s k ie g o i d ok tora Luschan a z naszej w y ­ p raw y , i jedzie z W ie d n ia , g d z ie u o k u lis ty A r l t a szu­

k a ł rad y na oczy. W domu j e g o część naszych k o l e g ó w w ro k u ze szłym m ieszkała. P o k a z u je się zatem, ja k świat jest m a ł y i ja k stosunki są obecnie łatw e, skoro się sp o ty k a z tymi, k t ó rz y się ta k d alek o b y ć zdawali.

P r z y stole w sali jadalnej w id u je m y p arę r a z y dziennie kapitana, D a lm aty ń ca , nazw iskiem Garofolicz, bardzo m iłego , s y m p a t y c z n e g o i in te lig e n tn e g o czło w iek a , k tó ry znaczną część św ia ta w życiu swojem objechał, temi drogam i statki przez lata p row adził, ze znaczną ilością p o d ró żu jących eu ropejskich i a z y a t y c k ic h znakom itości znał się osobiście i u przyjem nia nam podróż ż y w e m i i interesującem i opowiadaniami. C zy ta m y na pokład zie, przech ad zam y się w zd łu ż i wszerz, patrząc na n iesk o ń ­ czone h oryzon ty, i na p ię k n y św iat w o k o ło . K t o ś słu ­ sznie pow ied ział, że A d r y a t y k i m orze Ś ródziem n e mają tę w yższo ść nad w szystk iem i innemi częściami globu , że łączą w sobie p ię k n o ś ć natury, w charakterze morza i b rze g ó w , z najdonioślejszemi i najsławniejszemi w sp o ­ mnieniami historyi. N a jw ię k sze fak ta dziejow e stają nam przed o czym a na w id o k p o rtó w i miast, na k tó re p a ­ tr z y m y przez lornetę ze statku i k t ó ry c h g ło ś n e n a zw i­

sk a obijają nam się o uszy. C zło w ie k w śró d t e g o ja- k ie m ś w yższe m i szlachetniejszem życiem żyje i w id n o ­ k r ą g rozszerza się p rzed nim.

I V porcie K o rfu , dnia ij września.

K w a r a n ta n n a z atrzym ała nas tutaj, od w czoraj, od 2. g o d z in y po południu, aż do dzisiejszego wieczora. M o ­ rze połu dn ia i niebo p o łu d n ia na sam ym w stępie nas p ow itało. Z jednej stron y ponu re w y b r z e ż a A lb a n ii, z zawojem o b ło k ó w , srebrzystych i p rzem ien n ych na

38

g ó rsk ic h w ierzchołkach, ze w spom nieniam i C h i l d - H a ­ rolda, a z drugiej, j a k b y W3'kuta rę k ą rzeźbiarza w y ­ sepka F ano, starożytna O g y g i a i płaskie a nizkie b r ze g i K o r fu , h om eryczn ej C o rc y ry , z podn oszącym się w g ó rę szczytem S. Salvatoro. Cieplej się zrobiło i b a r w y na­

b r a ł y w jasnej, przezroczej i idealnej swej tonacyi, w i ę ­ k s z e g o blasku. M orze w y g lą d a ł o , ja k roztop ion y turkus, na tle k t ó re g o ja ś n ia ły b iałe i pom arańczowe, o złocon e słońcem ż a g le statków . Czem bliżej celu, tern w id o k b y ł weselszy. L a s y oliwne, c y p r y s y i b ia łe m u ry dom ów nadbrzeżnych, rozrzu conych coraz gęściej, z a p o w ia d a ły oczekiw an ą przystań. N areszcie u kazało się miasto z d w om a w ielkim i, ciem nym i bastyonam i starej f o rte c y Fortezza vecchia, po lew ej i nowej Forteiza nuova, po prawej stronie. M ię d z y w ierzch o łk am i ty ch fo rtec i p o ­ niżej nad b rzeg iem ro zciąga się o n o , o w y s o k ic h d o­

mach, b iałych , k ilk o p ię tr o w y c h , z zielonemi źaluzyami i balkonam i, p rzyp om in ające pomniejsze w ło s k ie porty, wesołe, śmiejące s i ę , ładne, zachęcające do w y l ą d o w a ­ nia i do w y c ie c z e k w okolice, sław n e ze w sp an iałych widoków' i bujnej, połu dn iow ej roślinności. T y m cza sem zajechała łó d k a ze strażą le k a rs k ą przed statek i ro zp o ­ czął się p rzeg ląd p r z y g o t o w a w c z y kw aran tan n y. W s z y s t k o co żyło , cała załoga, majtki i oficerowie, jedni po dru ­ gich, z wTy żs z e g o pomostu, musieli schodzić schodkam i na niższy, przed oczym a lekarza, k t ó r y ich o g lą d a ł i ra ­ chował. Nam zrobiono ten zaszczyt, że poprzestano na rzucie oka. N ie m o żem y je d n a k opuścić statku. T o też n i e z w y k ły , sp o w o d o w a n y brakiem zajęcia, ruch się m ię­

dzy nami obudził. K a p it a n siedząc pod w ie lk im masz­

tem i n ap rzeciw k o busoli, o p o w ia d a ł nam tr y b u la c y e kom iczne ja k ie g o ś a n g ie ls k ie g o lorda, k t ó re g o k ie d y ś w o z ił do In d yi i k ilk a z nim kw aran tan przechodził.

P rze z ten czas M a lcze w sk i sz k ic o w a ł je g o portret w a l ­ bumie, a oficerowie i służba, w sz y stk o otaczało g o

do-k o ła i p r z y g lą d a ło się z cie do-k a w o ś c ią tej pracy. K r a w i e c ateński z żoną w y s ia d ł tutaj i zawieźli g o w p ro st do lazaretu, w s k u t e k c z e g o F r a n c u s k a z dzieckiem w nie- b o g ł o s y krzy cza ła . N a ich miejsce p r z y b y ł o k il k u Tu r­

ków , a m ięd zy nimi m ło d y B e y , brat g u b ern a to ra w y ­ s p y Chios. S k o r o słońce zaszło i przyszła noc ciemna, przezrocza i gw iaździsta, T u r c y n o w o p rz yb y li, o w y d a ­ tn ych rysach, o g o r z a ły c h twarzach, w c z e rw o n y c h f e ­ zach i b ia ły c h Zawojach, ro zlo k o w a li się na niższym p o k ład zie na r o zcią g n ię tyc h d y w an ach i g ra li w k a rty , p r z y św ietle św iecy, drgającej słabo w cichem p o ­ wietrzu. W tern skoncentrowanem , tajemniczem, rem- bran tow sk iem ośw ietleniu postacie ich i stroje w y s t ę ­ p o w a ł y z tak m alow niczą p la s ty k ą , że się ich nie b y ł o można napatrzyć.

W porcie K a p sa li wyspy Cerigo, dnia 15 września.

O p ły n ę liś m y w y s p y Jońskie, zatrzym ując się w p o r ­ tach A r g o s t o l i na K e f a l o n ii i w Zanthe, a dzisiaj o g o ­ dzinie 12. w połu dn ie stanęliśm y w porcie K a p s a l i w y ­ sp y C erigo , najbardziej z tych w y s p w ysu niętej na p o ­ łudnie. P a t rz y liś m y przez ten czas na b r ze g i A k a rn a n ii i b rze g i P elopon ezu , na oblane falam i s k a ły L e u k a d y , sław nej m yty c z n ą śm iercią g re ck ie j p o etk i S a fo n y i na T ta k ę , ojczyznę Odyseusza. W s z y s t k i e te w yb rze ża i w y ­ sp y są skaliste, n a g ie i o g o ło c o n e z roślinności. Z a le ­ dw ie tu i o w dzie na nich szarzeją lasy oliw ne i na n ie ­ k t ó ry c h b ie le ją , ja k wieże m urow an e w iatraki o p ł ó ­ cien n ych sk rzyd łach. Zanthe z domami b ia ły m i i w y s o ­ kimi, p rze g ląd ają cy m i się m alow niczo w m orskiem z w ie r ­ ciadle, przyp om in a ż y w o n iektóre neapolitańsk ie porty. Od czasu, ja k o p u ściliśm y A d r y a t y k i w je ch aliśm y na m o ­ rze Jońskie, ociepliło się jeszcze bardziej. P o w ie tr z e jest tak przezrocze, że nocami siedząc na pokład zie, w w y

-4 0

g o d n e m krze śle i podn iósłszy g ł o w ę w g ó r ę , można słuchając szumu morza i plu sku fal, cieszy ć się o w iele

g w ia ź d z istsz y m firmamentem i o w iele jaśniejszą drogą m l e c z n ą , j a k na naszym nieboskłonie. W c z o r a j w ie c z o ­ rem ruch b y ł tak ł a g o d n y a prędki, że sp raw iał w ra ż e ­ nie lotu w ja k iś nieznany, sen n y a lepszy świat.

Dzisiaj w cześnie w ysze d łe m na pokład , a b y zo b a ­ cz yć wschód słońca. W s z y s c y podróżni jeszcze spali. P o lew ej stronie w id ać b y ł o na w id n o k rę g u ciemne k rańce P elo p o n ezu , a bliżej gro źn e, w zasłonę z m g ie ł rannych p rzy b ran e s z cz y ty T a y g e tu . Za niemi b lask jutrzni o p ł o ­ m ien istych tonach t w o r z y ł jaśniejące tło, a przedtem m orze blade, pomarszczone na całej przestrzeni, m ig o ­ ta ło się, ja k atłas. W tern w iatr od wschodu silniej wiać zaczął, zapow iad ając słońce, k t ó r e g o g o re ją ca tarcza nad horyzon tem zabłysła. P o w ie d z ia łb y ś , że fik eya m i­

t o l o g i c z n a stała się rz e cz y w is to ś c ią , i że skrzyd late w ia t r y Notus, L ip s i A p e lio te s w y p r z e d z iły tryu m faln y ryd w a n H eliosa - A p o llin a. Z blaskam i olśn iew ającym i w oczach, zszedłem do kabiny, a b y jeszcze zasnąć.

W parę go d zin je d n a k ruch i w rzaw a mię o b u d ziły i b y ł o o w ie le inaczej. P r z e p ł y w a liś m y p rzy ląd e k Mata- pan, g ro ź n y dla że g la rzy . Coraz silniejszy i g w a ł t o w n i e j ­ szy w ich er k o ł y s a ł nami na w sz y stk ie stron y i z m ałym w y ją tk ie m w s z y s c y ś m y chorowali.

N ie przeszk odziło to w szakże, żem się p rzyjrzał w ysp ie Cerigo. Jest to, ze statku przynajmniej, najpię­

kniejsza z w ys p Jońskich, C y th e re a starożytnych, na b r ze g i której w y s z ła W e n u s A n a d io m e n e , urodzona z białej p ian y i g d z ie m iał stać p a ła c M enelasa i H e ­ leny. N ajpoetyczniejsze k r e a c y e m itologii g re c k ie j się z nią wiążą. Jedna z najdawniejszych h a n d lo w y ch osad fenickich, ja k w szy stk ie m iejscow ości z ku ltem A f r o d y t y i a z ya ty ck ie j A startei związane, ze św ią ty n ią k ie ­ d y ś sław n ą b ogin i miłości, z g ro t ą nadbrzeżną,

wypeł-I

nioną falami, a po dziś dzień noszącą nazwę kąpieli H e ­ leny. O jczyzna rzeźbiarza H e rm o g e n e sa i te g o lirycz- n e g o p o e ty P h iloksen a, k t ó r y w o la ł ła ń cu c h y d źw iga ć w kopaln iach, j a k ch w alić złe w iersze ty ra n a D yon i- zyu sza S y ra k u z a ń s k ie g o . W czasach w o jn y Pelopon ez- kiej opanow an a przez A t e ń c z y k ó w , k t ó r z y dla floty gro- źącej sąsiednim brzegom L acedem onii, w y b o r n ą w niej przystań znaleźli, — nie ma dzisiaj więcej j a k 10.000 m ieszkańców, jest zupełnie p raw ie skalista i n a g a i p rzy z ło t a w y ch ba rw a ch sw y c h p o ro w a ty ch w ap ien n ych for- macyi, w y g lą d a w śród morza, ja k olbrzym ia g a b k a , o p raw n a w turkus i w lapis lazuli. P ło w e i ciemne, c h ro ­ p o w ate i p o g a rb io n e jej śc ia n y piętrzą się na le w o od w jazdu w g ó r ę po nad naszemu1 g ło w a m i, tw o rząc w y ­ soko, u szczytu ściętą p la tfo rm ę , z której w yrastaja g ła d s z e i jaśniejsze m u ry zamku, ze starą w ieżą genu- eńską, na tle b łę k itó w . N a praw o, niżej w dole jaśnieje białością sw ą ja s k r a w ą g ro m a d k a d o m k ó w portu, o p ł a ­ skich, te ra so w y ch dachach, wśród k ak tu só w , palm, drzew oliw n ych, i jak ich ś jasnych, s z m a r a g d o w y ch pinii. W i e l ­ k ie łodzie ryb a ck ie, m alow an e od spodu żółto - zielona- w y m k o lo re m , p rzeg ląd ają się g ł ę b o k o w zw ierciad le la z u ró w , a stroje r y b a k ó w , w c z e rw o n y c h fry g ijsk ich c z a p k a c h , uzupełniają ten k o lo r y te m i ośw ietleniem p rzy p o m in ają cy już A f r y k ę obraz. Z jednej łodzi w y ­ d ostał się z w ie lk im trudem na p o k ład n o w y podróżny, G re k , olbrzym iej w ie lk o ś c i i gru b ości, z brzuchem , j a k b eczk a , p o g rą ż o n y m w sz e ro k ie j, fałdzistej, w kształt spodni upiętej, ciemno - niebieskiej spódnicy, w takiejże b a r w y kaftanie, o w in iętym czerw o n ym pasem, z koszulą rozpiętą na obn ażon ych i o b ro słyc h piersiach. Z pod sze ro k ie go sło m ian e go k apelu sza w ys tę p u je tw arz je g o o k r ą g ła i św ie cą ca się od potu, ja k dynia, k tó rą c z e r ­ w o n ym fularem obciera. T e n k a lib a n o w e g o rodzaju o l ­ brzym, w y ję ty , j a k z bajki i n ależący prędzej do św iata

4^

fantazyi, j a k rzeczyw istości, w siad ł na nasz statek w Cy- therei, a m orze huczało c ią g le i pianą sw ą szumiącą i b ia ł ą , m yło i b iło ciemne s k a ły i r a fy brzegów , ja k w czasie narodzenia b o g in i. ‘

Syra, ¿.ort H erm upolis, dnia 16 września.

S ta te k przez p ó ł dnia i noc całą ta ń czył na w sz y s t­

kie strony i podn osił się w re g u la r n y c h odstępach w g ó r ę , a b y znow u z ło sk o tem spaść na dół. P o w y c i ą ­ g a l iś m y się na łó żk a ch kabin, znosząc w tej h o ryzo n ­ talnej p o z y c y i ja k o ta k o ten taniec. P rze z okn o otw arte patrzyłem leżąc, na to w spaniałe, burzliwe, ciem ne i p ie­

niące się morze, i słu chałem d łu g o j e g o gło śn ej m u­

zyki. N a d ranem zrobiło się spokojniej i ciszej. R o z j a ­ śniło się niebo i p o k a z a ły się C y k la d y .

Z d a lek a ku połu dn io - wschodowi, p rzy przejrzyst- szem p o w ietrzu i przez m orsk ą lunetę dojrzećby można na h o ryzo n cie w y s p ę Santorin, znaną z w in swych, a p o ­ zostałą z sąsiedniem i w y s e p k a m i T erasią i A spro n isi po starożytnej T herze, k tó rą w u lk a n iczn y w y b u c h na 2000 lat przed Chrystusem rozsadził na trzy części. L a t temu 20 a rc h e o lo g francuski F o u ą u e , z pod w u lk a n iczn ych fo rm a cy i w y d o b y ł tutaj przed historyczn ą P o m p e ję i p o ­ ro b ił o d k ryc ia p o k r e w n e S chliem an o w sk im w Troi, tak w ażne dla znajomości p o czą tk ó w g re c k ie j ku ltury. O m i­

n ęliśm y w y s p ę Milo, starożytne M elos, sła w n ą znalezie­

niem tej W e n u s L uw ru, k tó ra po dzisiaj pozostała naj­

p iękniejszym posągiem starożytności, jak i czasów na­

szych doszedł, dalej na le w o S y p h n o s i Seriphos. P o z o ­ staw iliśm y po praw ej stronie Paros, b o g a tą w marmury.

W y k o p a n o tu w X V I I . w ieku, tę kam ienną k r o n ik ę , obej- mującą ch ro n o lo g icz n y p r ze b ie g dziejów g re c k ic h , od założenia A t e n aż po cz a s y A le k sa n d r a W ie k i e g o , k tó ra sta ła się w łasn o ścią lorda A r u n d e l i p rzek azan a

uni-w e rs y te to uni-w i O k s f o r d z k ie m u , zajm o uni-w ała d łu g o ś uni-w ia t u czon y pod nazw ą M armora O xoniensia. N a k o n ie c o k o ło g o d z in y 4. po połu dn iu stanęliśm y w po rcie H erm upo- lis, leżącym na w schodn im b rze g u w y s p y S y r y , staro­

żytnej S y ro s , ojczyzn y P h e re k y d e sa , filozoficznego Pita- go re sa protoplasty. Dzisiaj jest ona ja ło w a i p rzy h o d o ­ w li trzo d y chlewnej, będącej g łó w n e m zajęciem m ie ­ szkańców , tak brudna, że jej w iosk i i dom ostw a pod tym w zglę d e m t y l k o , j a k tw ierd zą podróżni, z n iek tó - remi osadami A p u lii i K a l a b r y i p o ró w n ać sie dadza.

N a maszcie n aszego statku w yw ie s zo n o żółtą c h o r ą g ie w k w a r a n ta n n y , a p r z y p rzegląd zie lek a rsk im w ysu n ięto naprzód g r u b e g o G re k a na p o k ład , na św ia d ectw o z d ro ­ wia i d o b re g o stanu za ło g i, co w y w o ł a ł o g ł o ś n y śmiech m ajtków. T o w a r y na postronkach podnoszą i spuszczają p rzy skrzyp ien iu łań cu chó w i rytm iczn ym hałasie, d o o taczających łodzi. P ozostaw iam to w a rz y s zy r o zm a w ia ­ ją c y c h z oficerami o strasznych w ieściach cholery, k t ó re p r zy n io s ły t e le g r a m y z N ea p o lu i k orzystam z ustania ruchu, a b y dalej pisać.

Za s o b ą, od wschodu m am y za m y k a ją ce w p ó łk o le port, w y s p y A n d r o s , M yk o n o s i najsławniejszą ze w s z y s t­

kich, św iętą D elos, zlew a ją cą się z innemi w je d n ą masę, k ie d y ś wedle m ytu p ły w a ją c ą po morzu i zatrzym aną w tero miejscu, dla dania p r zy tu łk u Latonie. S ta n o w i ona j a k b y śro d ek te g o tanecznegm k o ł a w y s p i w y s e p e k , k t ó re d o ­ s ta ły n azw isk o C y k la d i t w o r z y ł y fe d e r a c y jn y zw ią z e k , pod o p ie k ą sło n e czn e go b ó s tw a i p od p rzew o d n ictw em A te n . D w a lata temu, p oszu k iw a n ia francu sk ich a r c h e o ­ l o g ó w H o m o lle i H au v e tte - B esn a u lt w y d o b y ł y z p o d ziemi na jej pustkowiach, ru in y św ią ty n i A p o ll in a i jego- matki, śla d y w ie lk ic h i w sp a n ia ły ch m arm u ro w ych g m a ­ chów, i znaczną ilość archaicznych g re c k ic h rzeźb, f ra ­ g m en tó w i napisów. C zęściow o z aled w ie ten m a te r y a ł o p r a c o w y w a n y n a u k o w o b y ć z a cz ą ł, i w ie le z a p e w n e

4 4

czasu u płyn ie, zanim się p rze k o n a m y o całej j e g o d o ­ niosłości. D o z d o b y c z y ty c h należą posągi, p r z y p o m i­

nające A p o llin a z T en ei, o hieratyczn ej p o staw ie i m ar­

t w y m na ustach uśmiechu, fra g m en ta p o k r y t e p o lic h ro ­ m ią , A r te m is sk rzyd la ta w b ie g u A rch erm o sa z Chios, p ie rw s z a i najstarsza nam znana statua g re c k a , opatrzona nazwiskiem artysty, o której nas d o szły starożytne ś w ia ­ d ectw a , g r u p y połam an e Boreasza, p o r y w a ją c e g o Ory- thiję i Eos, unoszącą K e p h a l o s a , k tó re z roztw artem i s k r z y d ła m i i o ro zw ia n y ch szatach, s ta n o w iły a k r o te r y frontonu jednej ze ś w ią ty ń i r y s o w a ł y się w ydatnie, pełn e ruchu, na tle nieba, nie m ów iąc o napisach, n ie­

o cen io n eg o znaczenia dla znajomości ku ltu i finansów greck ich . W s z y s t k o to złożone zostało na sąsiedniej w y ­ sep ce Mylconos, g d z ie ma l e ż y ć bez p rzy k ry c ia , w y s t a ­ w ion e na r o z k ł a d o w y w p ł y w sło t i w ia tró w dotąd.

D o w y s p ty ch przystęp jest bardzo utrudniony.

N ie k tó r e z nich nie mają bezp ieczn ych przystani i ste r­

c z ą strom em i ścianami ska listych brzeg'ôw, prostopadle d o morza, są o g o ło c o n e z roślinności i urozm aicone co najwięcej szeregiem w ia tra k ó w , tak, j a k n ie k ie d y w y ­ s p y Jońskie. N ie k tó re je d n a k b y ł y w starożytności za ­ rosłe lasem, a na w sz y s tk ic h n ieled w ie w z n o siły się św ią ty n ie, o w sp an iałych kolum nadach, w yra stają cy ch z w ybrzeża. Inaczej ten św iat w y g lą d a ć m usiał w te d y , k i e d y ateńskie »teorye« na p o ś w ię c o n y c h statkach, p ł y ­ n ę ł y po nim w oznaczonym i p e ry o d y c z n ie p ow tarzają­

c y m się czasie, prując p o w ietrze rozpiętemi żaglami, a ruchem w io s e ł fale, a b y uczcić A p o llin a Cynthios.

M im o w szak że c a ł e g o opustoszenia, C y k la d y , tak, jak i inne w y s p y A r c h ip e la g u , są pełn e urok u i p rzy przej- rzystem , eterycznem pow ietrzu i nieporównanem o ś w ie ­ tleniu, wry w ie r a ją niezatarte wrażenie. W y r a z is t e i j a k b y dłutem artysty w y k u t e ich kszta łty, robią je podobnem i z oddali do p ryz m a ty c z n y ch k r y ształó w , zawsze o

lek-kiem i przem iennem od p o w ied n io do p o r y dnia za ba r­

wieniu. P rze d w sch odem słońca, na tle b la d e g o i lśnią­

c e g o się, j a k ż y w e srebro ż y w io łu , mają k o lo r n ieb ie­

ski, p rzyp o m in ają cy ten puch, czy też tę »farbę,«: która, p o k r y w a ś liw y naszych o g ro d ó w . S k o r o słoń ce wejdzie i m orze się roziskrzy, jaśnieją ozłocone, j a k topazy.

W ie c z o re m rozpalają się w szystk im i blaskam i zachodu i p o w o li g a s n ą , p rzyb ierając ró żo w a w e tony, n ie w y p o ­ wiedzianej delikatności. N areszcie p r z y św ietle g w ia z d i w śró d n o cn ych cieniów, w y g lą d a j ą , j a k k o p u ł y z lap is lazu li, u w yd atn io n e i pooran e promieniami w sch o d zą ­ c e g o k s ię ż y c a i otoczone srebrnym w ień cem rozbijają­

cej się o ich b r ze g i piany. K r a jo b r a z ten ma w całem ty ch s łó w znaczeniu id ea ln y ch arak ter i na p ie rw szy rzut o ka jest, j a k b y stw o rzo n y na ojczyznę i gniazdem młodzieńczej g re c k ie j k u ltury.

S k a ł y te rozrzucone m ię d zy b rzeg a m i prastarej A z y i, z jej dalekiem i i g in ącem i w otchłani w ie k ó w cy- w ilizacyam i, a n o w y m i bu d zącym się zaled w ie z p r ze d ­ h isto ry c zn e g o snu europejskim i heleń skim światem, g r a ł y w istocie rolę kam ieni rozrzu con ych w strumie­

niu, po k t ó ry c h życ ie m o g ło z je d n e g o b rze g u i s k a ­ cząc, że ta k p o w iem y, z kam ien ia na kam ień, dostać się na b r z e g drugi. S ta ro ży tn o ść p o r ó w n y w a ła je obrazow o na nieb iesk iem morzu do ciem n ych plam na jasnej sk ó ­ rze pantery. Interfusa n itentes aequora Cycladas, ja k m ó w ił H o ra cy. F e n ic k i handel, m ają cy w szęd zie e m p o ­ ria, roznosił p ro d u k ta sztuki eg ip sk ie j, chaldejskiej i as- syryjsk iej po nich ze s o b ą, i zaszczepiał to życie. Tutaj też w y r o b i ł y się pierw sze p o d sta w o w e z a sa d y m o raln ego rozw oju ludzkości, tutaj po raz p ie rw s z y zn a la zły w y ­ raz w ew n ętrzn e uczucia p o e z y i lirycznej. P ro d ik u s p r z y ­ puszczalny nau czyciel S o k ra te s a u rodził się na Keos,.

niu, po k t ó ry c h życ ie m o g ło z je d n e g o b rze g u i s k a ­ cząc, że ta k p o w iem y, z kam ien ia na kam ień, dostać się na b r z e g drugi. S ta ro ży tn o ść p o r ó w n y w a ła je obrazow o na nieb iesk iem morzu do ciem n ych plam na jasnej sk ó ­ rze pantery. Interfusa n itentes aequora Cycladas, ja k m ó w ił H o ra cy. F e n ic k i handel, m ają cy w szęd zie e m p o ­ ria, roznosił p ro d u k ta sztuki eg ip sk ie j, chaldejskiej i as- syryjsk iej po nich ze s o b ą, i zaszczepiał to życie. Tutaj też w y r o b i ł y się pierw sze p o d sta w o w e z a sa d y m o raln ego rozw oju ludzkości, tutaj po raz p ie rw s z y zn a la zły w y ­ raz w ew n ętrzn e uczucia p o e z y i lirycznej. P ro d ik u s p r z y ­ puszczalny nau czyciel S o k ra te s a u rodził się na Keos,.

Powiązane dokumenty