• Nie Znaleziono Wyników

Poznanie i melancholia. D errida, Ham let, Kierke-

DERRIDA, HAMLET, KIERKEGAARD

„Aby d łu g ie b yło w ę d r o w a n ie ...”

„Wszyscy ludzie z n a tu ry dążą do poznania”. T ak rozpoczyna się M etafizyka A rystotelesa i zdanie to będzie naszym p u n k tem w yjś­

cia. Poznanie, zdaje się mówić filozof, jest czymś nieomal instynktow ­ nym i raczej natu raln y m niż wypracowanym w przestrzeni k u ltu ry ludzkiej. Poznanie to chęć dotarcia do tego, co nowe i inne, uczynie­

nia z nich składników naszej rzeczywistości. Chęć im pulsyw na, bo­

wiem jej źródło skryw a się przed naszym i oczami. Co najw ażniejsze jednak, poznanie jest elem entem konstytuującym istotę ludzką - trudno wyobrazić sobie człowieka pozbawionego tej pierw otnej cie­

kawości, tej woli poznawania. M arks mówiłby tu ta j o pracy. Czyż jednak praca nie jest w jego ujęciu czymś zbliżonym do poznania?

Jej zadaniem jest opanowanie i zaanektow anie tego, co inne - św iata naturalnego. Istnieje punkt, w którym praca i poznanie zbiegają się - jest to p u n k t zderzenia tożsam ości i tego, co wzglę­

dem tej tożsamości zew nętrzne. Odpowiedzią świadomości n a tak ie zderzenie jest w łaśnie ak t poznawczy lub czyn (w sensie, jakie słowo to uzyskało u Fichtego). Świadomość „zagarnia” przedm iot poznania, ta k jak dłoń chwyta narzędzie pracy. Ta „absorpcja po­

znania przez byt”, jak mówi L e v in a s\ prowadzi do uprzedm ioto­

wienia rzeczywistości, do naruszenia „intuicyjnej czystości spojrze­

1 E m m anuel Levinas, O Bogu, który naw iedza myśl, tłum . M ałgorzata Kowalska, Kraków: Znak 1994, s. 63.

nia zwróconego ku przedm iotowi”2. Czeski filozof J a n Patoćka powiedziałby, że tak ie poznanie oparte jest na praw dzie oglądu (rzeczywistość jest obcym mi miejscem, które m uszę oswoić), nie zaś n a praw dzie własnego losu i własnej odpowiedzialności (party­

cypuję w rzeczywistości, jestem wobec niej odpowiedzialny)3.

Jeśli na historię racjonalnej myśli Zachodu spojrzymy z tej p e r­

spektywy, okazuje się ona przede wszystkim historią poznania, to znaczy h istorią wyobcowania i poddaw ania sobie rzeczywistości, a także refleksją nad jego istotą czy charakterem . Refleksja owa znajduje swe najpełniejsze odbicie w filozofii, przybierając zresztą najróżniejsze postacie, od platońskiego poznania idei po postulow a­

ne przez H eideggera m yślenie Bycia. Co charakterystyczne, przy całej różnorodności poznanie wydaje się czymś oczywistym i nie wym agającym w ysiłku (mówimy tu nie o poznaniu konkretnym , które może wymagać pewnego przygotowania czy pewnej wrażliwoś­

ci, lecz o poznaniu jako zdolności do przysw ajania tego, co inne).

W ystarczy sięgnąć po trzytomowy Słow nik języka polskiego, gdzie odnajdziem y następującą definicję poznania: „proces z d o b y w a n ia wiedzy o rzeczywistości, czyli czynności, a k ty poznawcze oraz r e ­ z u lt a ty tego procesu, jego w y tw o ry , tj. system zdań, twierdzeń, praw naukow ych”. Podkreśliłem słowa, w których odzwierciedla się racjonalistyczny (Heidegger mógłby dodać: hum anistyczny) stosu­

nek do otaczającego n as św iata. Zgodnie z tym rozum ieniem pozna­

nie je s t pojmowane jako akt, jeżeli naw et nie jednorazowy, to skoń­

czony. W rezultacie tego ak tu brak poznania zostaje zastąpiony poznaniem — zdobywa się poznanie. Ujm ując rzecz jeszcze inaczej - poznanie jest aktem , który przynosi lub powinien przynosić jakieś rezultaty, jak ą ś wiedzę. Poznanie faktu likwiduje potrzebę samego poznania — po zbudow aniu domu narzędzia są zbędne. Poznać to zaspokoić ciekawość, zmienić sta n świadomości, poszerzyć jej prze­

strzeń.

Ciemność, która oddziela nas od Innego, to w istocie przeszkoda do wzięcia. Przypom inają się uwagi Levinasa dotyczące Odyseusza

2 Ibid., s. 68.

J a n Patoćka, Eseje heretyckie z filozofii dziejów, tłum . Andrzej Czcibor-Piotrow- ski, E lżbieta Szczepańska, Ju liu sz Zychowicz, W arszawa: Fundacja A letheia 1998, s. 146. O Patoćce więcej piszę w eseju ostatnim .

jako swoistej figury świadomości europejskiej. Dla Homerowego h e ­ rosa św iat jest sceną, po której porusza on się w poszukiw aniu własnego domu, miejsca, gdzie byłby „u siebie”. Rzeczywistość jest dla Odyseusza przestrzenią, którą należy ja k najprędzej zniwelo­

wać, ta k aby powrócić do p u n k tu wyjścia i osiągnąć pełnię egzy­

stencji. Inaczej Odyseuszową podróż zinterpretow ał Kawafis.

W w ierszu Ita ka sensem podróży jest nie tyle sam a Ita k a , co raczej doświadczenie podróży:

Jeśli w yruszasz w podróż do Itaki, pragnij tego, by długie było wędrowanie, pełne przygód, pełne doświadczeń.

Przez cały ten czas pam iętaj o Itace.

Przybycie do niej - twoim przeznaczeniem.

A le bynajm niej nie spiesz się w podróży.

Lepiej, by trwała ona wiele lat,

abyś stary ju ż był, gdy dobijesz do tej wyspy, bogaty we wszystko, co zyskałeś po drodze, nie oczekując wcale, by ci dała bogactwo Itaka.

(tłum . Z ugm unt K ubiak)

J a k zobaczymy, ta w ersja historii Odyseusza znajduje swój odpo­

wiednik w pewnym - dalekim od potocznego - rozum ieniu pozna­

nia, w którym rzeczą najistotniejszą wcale nie m usi być odsłonięcie tajemnicy, które może być n atom iast oparte na zasadach współ­

uczestnictw a i odpowiedzialności za otaczający świat.

Wróćmy jednak do rozum ienia potocznego. Dzięki analizom H ei­

deggera wiemy dzisiaj, że w ynika ono z pewnego rozum ienia Bycia.

A właściwie — to kolejny znam ienny paradoks — nie-rozum ienia By­

cia. W istocie bowiem pojmujemy nie Bycie, lecz konkretny byt. Eg­

zystencja rozum iana jest jako byt odarty z w ym iaru czasowości i w ym iaru losu. W takiej egzystencji chodzi nie o odkrycie własnego bycia i troskę, lecz o ekspansję danego i pewnego bytu. Heidegger wyraźnie sprzeciwia się takiem u postrzeganiu człowieka. Jego uwagi dotyczące zapom nienia Bycia odnoszą się przede w szystkim do sytuacji człowieka i są uw agam i egzystencjalnym i. M yślenie istotowe to, zdaniem niemieckiego filozofa, m yślenie nie o Bycie, lecz myślenie Bycia. Ta drobna operacja językowa jest w rzeczywi­

stości rewolucją w naszym pojmowaniu istoty ludzkiej. Najzwięźlej ujął to E m m anuel Levinas, mówiąc: „Zazwyczaj mówi się o słowie

być tak, jakby był to rzeczownik, mimo, że jest to czasownik p a r ex- cellence. W języku francuskim mówimy letre lub un etre. Dzięki Heideggerowi obudził się w słowie byt jego aspekt czasownikowy, to, co jest w nim wydarzeniem , dziać się bytu. To tak, jak gdyby rzecz i wszystko, co jest, wiodło jakiś sposób bycia, wykonywało za ­ wód bycia. Takie właśnie brzm ienie czasownika przyswoił nam Hei­

degger”4.

M ożna powiedzieć, iż rozróżnienie pomiędzy Bytem (Seiende) a jego Byciem (Sein) „robi” całą różnicę (Das Differenz). Od tej pory być, jako czasownik, zw iązany jest z czasem. Bycie nie jest czymś danym - dzieje się ono w czasie, staje się sobą. J e s t to proces nie m ający kresu; ta k jakby Bycie było zawsze pod powierzchnią siebie samego. Nie jest bytem , a więc nie istnieje; z drugiej strony przy­

sługuje zawsze jakiem uś bytowi. W ystarczy tera z podobnie ująć by­

cie człowieka, a odkryjem y istotę filozofii Heideggera - „bycie”

człowieka nie jest synonimiczne z człowiekiem jako bytem, jest za to pewnym procesem, drogą do przejścia, zadaniem i wyzwaniem.

Człowiek egzystuje w czasie w tym sensie, iż jego Bycie jest do zdo­

b y c ia w przyszłości. Człowiek „jest” inaczej niż kam ień czy gwiaz­

da - może on myśleć w łasne bycie i wciąż na nowo przekraczać ho­

ryzont samego siebie. Tyle Heidegger.

Czy jed n ak rzeczywiście udało m u się zerwać z tradycyjnym poj­

m owaniem istoty ludzkiej i poznania? Trudny i niejednoznaczny sposób m yślenia i w yrażania się filozofa nie pozwala n a jak ąś wy­

raź n ą odpowiedź. W arto też pam iętać, że rezu ltaty osiągnięte w B y­

ciu i czasie różnią się od intuicji, które Heidegger w yrażał w póź­

niejszych książkach. Możemy jednak chyba powiedzieć, że myślenie H eideggera staw ia sobie za cel m yślenie Bycia. To samo możemy powiedzieć o poznaniu, które poprzez serie pytań dąży ku pewnej oczekiwanej odpowiedzi. Paradoks polega na tym, że m yślenie by­

cia postrzegane jest jako cel, re z u lta t pewnych aktów poznawczych.

P am iętam y zaś, że zgodnie z intuicjam i samego Heideggera m yśle­

nie tak ie powinno opierać się celowości. Gdyby uznać, że Heidegger m a w sobie coś z Hegla i postrzega proces m yślenia jako dialektykę tezy i antytezy, dialektykę zm ierzającą ku jakiejś nowej syntezie,

4 E m m anuel Levinas, E tyka i nieskończony, tłum . Bogna Opolska-Kokoszka, Kraków: Wyd. N aukow e Papieskiej A kadem ii Teologicznej 1991, s. 26.

wówczas powinniśm y przyjąć, iż autor Bycia i czasu obraca się w kręgu klasycznej filozofii europejskiej. Z resztą filozofia Heidgge- ra rodzi wiele podobnych pytań. Czy Bycie m ożna wyrazić inaczej niż w języku bytu? Czy w ogóle jest ono w yrażalne i poznawalne?

I wracając do p u n k tu wyjścia - ja k rozumieć sam ą różnicę pom ię­

dzy bytam i a Byciem? Jeżeli różnica jest - a najw yraźniej jest - to czy owo J e s t ” m a tutaj charakter rzeczownikowy czy też czasow niko­

wy (by odwołać się do rozróżnienia poczynionego przez Levinasa)?

Na początku la t sześćdziesiątych p ytania tak ie staw iał tak że so­

bie Derrida. Je d n ą z najw ażniejszych prób uporania się z nim i jest esej pt. Differance (zamieszczony później w książce M arges de la Philosophie) i uwagi z tego w łaśnie eseju pomogą nam te ra z spoj­

rzeć na problem z trochę innej perspektywy. Zdaniem D erridy -i jest to pu n k t wyjśc-ia do dalszych rozw ażań - problem różn-icy ontologicznej H eideggera jest jednocześnie najw ażniejszym i n a j­

trudniejszym do pom yślenia problem em zachodniej filozofii. N aj­

ważniejszym, gdyż zajm ując się problem em różnicy, granicy i zew- nętrzności, filozofia problem atyzuje sam ą siebie, dochodzi do kwe­

stionowania swoich w łasnych granic, wreszcie staje się wezwaniem Innego. N ajtrudniejszym , gdyż m yślenie niezm iennie porusza się i nie może nie poruszać się w języku bytu. To zresztą praw dy w y ra­

żone przez filozofów greckich u samego zaran ia cywilizacji europej­

skiej. J a k sugerow ał Parm enides, tożsamość m yślenia i bytu pozo­

staje nieprzekraczalnym horyzontem naszej ziemskiej egzystencji.

D errida podejmuje intuicję Heideggera: kw estia w skazana przez Parm enidesa, a przecież jest to kw estia kluczowa, ciągle znika z ho­

ryzontu naszego m yślenia, ciągle gubi się w powodzi innych kw e­

stii. Stąd bierze się Heideggerowska diagnoza Nocy Św iata: zapom ­ nieliśm y nie tylko o Byciu, ale również o różnicy pom iędzy Byciem a bytam i. W eseju poświęconym A naksym androw i niem iecki filozof ujmuje to wprost: „Zapomnienie bycia jest zapom nieniem różnicy dzielącej Bycie od bytu”5. Ja k aż otchłań zapom nienia - nie tylko zapomnieliśm y o Byciu i możliwości Bycia, ale nie zdajem y sobie naw et spraw y z tego, że coś zapomnieliśm y. Podkreśla to D errida:

5 C ytat te n przytacza D errida w: M argins o f Philosophy, tra n s. Alan Bass, C hica­

go: The Univ. of Chicago P ress 1982, s. 23. T utaj w polskim przekładzie Ja n u s z a Si- dorka w: M artin Heidegger, Drogi lasu, W arszawa: A letheia 1997, s. 295.

„różnica pomiędzy Byciem a bytam i [...] zniknęła bez śladu. Sam ślad różnicy został wchłonięty”6.

To istotne dookreślenie dekonstrukcji, dokonane w duchu H ei­

deggera. Sam D errida od początku był świadom wpływu, jaki wy­

w iera n a niego myśl au to ra Bycia i czasu: „Nic z tego, co usiłuję ro­

bie, nie byłoby możliwe bez otw arcia pytań Heideggerowskich”7.

W przeciw ieństw ie jednak do niemieckiego filozofa D errida nie ty l­

ko nie odpowiada na postaw ione pytania, ale doprowadza je do skrajności, zwraca je ku nim samym. Proces p ytania ma dla niego c h arak ter ciągłego kwestionowania, zawieszania w powietrzu. T rud­

no się więc dziwić, że jego stosunek do Heideggera jest wieloznacz­

ny (w tej samej rozmowie słyszymy: „[...] usiłuję rozpoznać w te k ­ ście Heideggerowskim [...] znaki przynależności do m etafizyki lub do tego, co nazyw a on onto-teologią”)8.

D erridy lekturę H eideggera można by określić jako lekturę otchłanną, lek tu rę nad otchłanią. „Ślad różnicy został wchłonięty”, mówi niem iecki filozof9. Je d n a k — i tu otw iera się otchłań dif- ferance - wchłonięcie pozostawiło ślad, który, choć też ulega zapo­

m nieniu, pozostawia po sobie kolejny ślad. W rezultacie otchłań, ku której przyciąga naszą uwagę D errida, to przede wszystkim otchłań śladów, m artw ych skam ielin, w które obraca się wszystko to, co obecne, zanim stanie się obecne. Świadomość jako archiwum.

S traty g rafia świadomości. Szczątki, relikty, tropy. Istnieją tylko ślady - mówi D errida - poza śladam i nie m a nic. Znika naw et Hei- deggerow ska różnica, która u niemieckiego filozofa zdawała się być jeszcze źródłem śladów (źródłem, a więc czymś żywym i oryginal- nym), k tó ra jed n ak traci u D erridy ch a ra k te r źródłowy i archetypi- czny. Znika świadomość szczątkowości, pozostaje „życie, z którego uchodzi sam w ew nętrzny nerw jego funkcjonowania, które jest usz­

kodzone w swym najistotniejszym rdzeniu, które sądząc, iż jest peł­

nym życiem, w rzeczywistości [...] pustoszy siebie i okalecza”10. Róż­

6 D errida, M argins o f Philosophy, s. 23.

7 Ja c ą u e s D errida, Pozycje, tłum . Adam Dziadek, Bytom: Fa-A rt 1997, s. 13.

8 Ibid.

9 C y tat za: Jacąu es D errida, Pism o filozofii, tłum . Bogdan B anasiak, Kraków:

in te r esse 1992, s. 20.

10 P atoćka, op. cit., s. 132.

nica nie tylko różnicuje, ale i sam a podlega ruchowi różnicowania.

W przyszłości D errida będzie mówił o differance w kontekście p u ­ styni i pustynnienia. Świadomość zapiera się siebie, by pogrążać się w jałowości pustyni. Ale jałowość może też być płodnością. P u s ­ tynia może być miejscem narodzin prawdziwej, autentycznej jaźni.

Spomiędzy skał niszczonych przez erozję może w ytrysnąć źródło.

Terminologia D erridy o tyle przypom ina term inologię H eidegge­

ra, iż próbuje ona opisać nową wizję człowieka. W wizji tej człowiek to nie dany, stabilny i dom knięty byt, lecz raczej proces, otw arty, nigdy nie dom knięty, poróżniony w sobie, kw estionujący i podle­

gający kwestionow aniu, zawieszony pomiędzy bytem a niebytem . O wszystko się tu pyta, a zwłaszcza o Bycie. Dla obu filozofów człowiek to dopiero wyzwanie i zadanie, coś, co powinno zostać osiągnięte. Różne jest jednak rozłożenie akcentów - dla H eideggera liczy się przede wszystkim cel, jakim jest nowy rodzaj egzystencji (zwany, jak pam iętam y, ek-sistencją), D errida zaś odrzuca myśl o celu i zajm uje się przede wszystkim pokrętnym i perypetiam i świadomości, w plątanej w nieskończoną grę różnic i pytań.

R ozstaje p o z n a n ia

J a k już zauważyliśmy, zazwyczaj poznanie kojarzone jest z celo­

wością i stanow i pewien akt, który przynosi bądź pow inien przy­

nieść rezultat(y). Poznanie jako a k t sytuuje się raczej po stronie od­

powiedzi niż odpowiedzialności, gdyż chce przeniknąć, a tym sam ym podporządkować sobie rzeczywistość. Rozum przenikający i pod­

porządkowujący sobie św iat to figura Heglowska. Przeciwko ta k ie ­ mu ujęciu świadomości w ystąpił H eidegger (choć trzeb a pam iętać o sprzecznościach tkwiących w jego dziele). Pow inniśm y zrezygno­

wać z prób zaanektow ania św iata, a zam iast tego próbować pojąć sens jego i naszego bycia. Poznanie Bycia (Sein) zakłada pew ną ciągłą, nieprzerw aną pracę. Heidegger w yraźnie daje nam do zro­

zumienia, iż Bycie to nie rezu ltat. Gdyby Bycie było stanem , który trzeba osiągnąć, czy też daną, k tó rą trzeba poznać, wówczas n a le ­ żałoby założyć, że w pewnym momencie Bycie przestałoby „być”

(tzn. straciłoby swój w ym iar czasownikowy czy też czasowy). S tąd bierze się swoisty paradoks filozofii H eideggera — poznanie jako ak t

przyczynia się do zapom nienia Bycia. „Poznać coś” to nakierować świadomość na pewien byt, ale zarazem odwrócić świadomość od sam ej siebie.

D okonana przez D erridę radykalizacja myśli H eideggera nie oz­

nacza bynajm niej, że odrzuca się możliwość czy przydatność aktów poznania. D ekonstrukcja nie neguje możliwości poznania, na przy­

kład poznania naukowego, indukcji czy wyników doświadczeń. S ta ­ r a się je nato m iast problematyzować, kładąc akcent na ustaw iczną pracę m yślenia. M yślenie nie m a k resu - to jeden z podstawowych wniosków, do jakich dochodzi uw ażny czytelnik książek zarówno M artina Heideggera, jak i Jacques’a Derridy. Ten ostatni wielokrot­

nie podkreślał i podkreśla, że bez uważnej i odpowiedzialnej lek tu ­ ry klasyków nie byłoby dekonstrukcji. Filozofia Derridy zawsze m iała c h a ra k te r kom entarza do klasycznych dzieł filozoficznych, do P latona, K artezjusza, K an ta czy Hegla. Można śmiało powiedzieć, iż dekonstrukcja to po prostu m yślenie historii filozofii, staw ianie p y tań n a nowo, wreszcie staw ianie pytania o filozofię.

Poznanie nie ma, według Derridy, ani w ym iaru negatywnego — nie odrzuca bowiem poszczególnych aktów poznawczych - ani wy­

m iaru pozytywnego (nie im plikuje żadnych rozwiązań). Stanowisko D erridy je st paradoksalne i w yraża się term inem niedecydowalność (fran. indecibilite). Za pomocą tego pojęcia filozof sta ra się wyrazić zasadniczą niemożność poznania, nie w sensie negatyw nym (pozna­

nie je s t niemożliwe), lecz w sensie niemożności dojścia do jakichkol­

wiek wiążących konstatacji. J e s t to więc nie tyle niedecydowalność poznawcza, co raczej niedecydowalność leżąca u podstaw świado­

mości i jej aktów (jest to rozum owanie równoległe do tego, które D errida przeprow adza w stosunku do ew entualnych definicji słowa

„dekonstrukcja”11). To niew ątpliw ie jeden z bardziej dram atycz­

nych momentów D erridiańskiego m yślenia. Nic w tym m yśleniu nie zostaje rozstrzygnięte, za to wszystko jest zawieszone, wzięte w naw ias. P raca poznawcza już zawsze odbywa się na poziomie nierozstrzygalników (indecidables) i okazuje się przede wszystkim afirm acją samej siebie. Każde tw ierdzenie może stać się dla nas

11 W Liście do japońskiego przyjaciela D errida pisze: „W szystkie zdania typu de­

konstrukcja je st x b ądź dekonstrukcja nie jest x są a priori przynajm niej fałszywe”

(cytat za: C hristo p h er N orris, D errida, London: F ontana P ress 1987, s. 19).

względne. I będzie ta k zawsze, dopóki nasze poznanie św iata bę­

dzie miało c h a ra k te r poznania oderwanego, abstrakcyjnego.

Perspektywę tę dostrzega większość kom entatorów pism Derridy.

W Filozofii „końca filozofii”, książce będącej jednym z pierwszych przykładów polskiej recepcji Derridy, Bogdan B anasiak kilkakrotnie przywołuje nazwisko Gódla. Rysunki i grafiki Gódla (a można by t u ­ taj dodać jeszcze nazwisko Eschera) dość dobrze oddają to, czym jest bądź czym chce być m yśl niedecydowalna. Jedna z bardziej znanych kompozycji Godła przedstaw ia już to profile dwóch skierowanych ku sobie twarzy, już to fantazyjny obrys wazonu - o tym, co napraw dę przedstawia kompozycja, decyduje oglą- dający, bowiem a rty sta nie rozstrzygnął tego problemu. Co więcej - podjęcie decyzji nie oznacza wcale, że nie można już podjąć decyzji przeciwnej. Okazuje się, że ciągła możliwość różnych interpretacji prowadzi do niemożności doj­

ścia do jakichkolwiek wiążących konkluzji.

Chcąc poznać siebie i św iat m uszę ujaw nić stosunek łączący mnie ze światem , a zatem m uszę wziąć na siebie odpowiedzialność za świat. Taki jest zasadniczy problem zw iązany z kw estią pozna­

nia. Problem, ale i paradoks. Z jednej strony m am y bowiem w ysu­

nięte przez Heideggera postulaty „otwarcia m yślenia” i „m yślenia Bycia”: poznanie powinno być troską. Z drugiej strony tak ie m yśle­

nie i poznanie jest jałowe, nie sposób bowiem wyjść poza sens i byt.

N aw et słowo „wyjść” i m etaforyka „w nętrza”, „zew nętrza” i „grani­

cy”, wzięte są z języka bytu. Mówiąc jeszcze inaczej, dekonstrukcja jaw i się jako ciągłe poznaw anie niemożności obiektywnego pozna­

nia. Obiektywizm okazuje się synonim em wyobcowania. Czysty ogląd odcina patrzącego od św iata bądź osoby. J a k przejść z pozio­

m u beznam iętnej obserwacji na poziom w spółuczestnictw a i współ­

odpowiedzialności? Podobnie jak starożytni sceptycy, D errida nie proponuje żadnego program u pozytywnego. W kontekście problem u poznania prowadzi nas to ku teologii negatyw nej - tą kw estią zaj­

miemy się jednak później.

W c ie n iu S a tu rn a

Czy można wyrwać się językowi i przestaw ić świadomość na zupełnie inny, pozajęzykowy tor? W jakim stopniu francuski filozof

wym yka się „przerażającej m achinie dialektycznej H egla” (jak określa to sam D errida)? Czy zostanie on uznany za klasyka, czy czytać się go będzie tak , jak najczęściej czyta się klasyków - z sza­

cunkiem i podziwem, ale bez odniesienia do tutaj-i-teraz, bez refle­

ksji n a d sobą, n ad w łasnym Byciem? Czy lektura książek Derridy stan ie się uklepyw aniem „stw ardniałej tradycji”? Czy do obo­

wiązków stu d e n ta filozofii będzie kiedyś należało „poznanie dekon­

strukcji”, co już w punkcie wyjścia będzie jej za-poznaniem ? Nie po­

trafię, rzecz jasna, odpowiedzieć na te i tym podobne pytania. Nie­

mniej jed n a k skłaniają one - przynajm niej m nie - do przeprow a­

dzenia intrygujących paralel, z których dwie chciałbym poniżej przedstaw ić. N a pozór są to propozycje sprzeczne, w istocie jednak m ają wiele punktów wspólnych i, co więcej, mogą one razem odsło­

dzenia intrygujących paralel, z których dwie chciałbym poniżej przedstaw ić. N a pozór są to propozycje sprzeczne, w istocie jednak m ają wiele punktów wspólnych i, co więcej, mogą one razem odsło­

Powiązane dokumenty