POD RZECZPOSPOLITĄ,
95 ranie o swoje indiwiduum, i dostarczać mu naj
więcej użytków. Użytki nieograniczone stają ko
niecznie na przeszkodzie komuś, który ma równie tyle prawa jak ktokolwiek bądź do równych łask doktryny; trzeba więc znieść pierwszą przyczynę tej przeszkody, R ząd . Przyszliśmy więc do nie
ograniczonej wolności; wolności osobistej bez kon
troli. Ktokolwiekby chciał jej się oprzeć popeł
nia zbrodnią, ponieważ odbiera narzędzie potrze
bne do u ż y w a n ia . Ztąd logicznie wypływa uaj- szaleńszy egoizm, i trzeba mu dać wolne po
le. — Oto jest doktryna! — Jest ona obmier
złą, każdy to czuje, a zwłaszcza mocne głowy stronnictwa; to też, dla osłodzenia jej nieco, przy
puszczają one b r a t e r s t w o , wywodząc je z tej fi
lozofii Russa, że wszystko jest m iło ś c ią , lub nią być powinno.
To potężne słowo objaśnia, dla czego Rousseau miał tyle i zawsze mieć będzie wpływu. Jakiekol
wiek są winy człowieka, filozof, przez to samo słowo, jest szczytnym. Ta doktryna miłości wcie
liła się wszędy, tak w oczyszczony Katolicyzm jak i w Protestantyzm. Sekty najsurowsze przyjęły ją, a jeżeli anglikanizm jeszcze się jej opiera, to po
chodzi z innej przyczyny, którą tu nie miejsce rozbierać.
Szkoła socyalistowska, skoro ją można by
ło rozbierać do gruntu, straciła swą tajemniczą potęgę, nie mogąc działać na siłę zwierzęcą ina
czej, jak tylko przez najgwałtowniejsze rozwiązanie
96
wszystkich węzłów które wstrzymują jeszcze lu
dzi, jak rodzina, własność, cnota, etc. Wszystko się wywraca, i łupieztwo najokrutniejsze ukazuje swą ohydną postać. — Na swą obronę, towarzystwo ma, że tak powiem, jedną tylko filozofią, która jeszcze walczy, która nawet zrobiła krok naprzód od rewolucyi Lutego. Każdy zgadnie, że tu mowa o filozofii spirytualno-racyonalnej, której szkoła zowie się e k le k ty c z n ą .
Punktem wyjścia eklektyzmu jest ocenienie, we
dług ich wartości, s e n s a c y i i o b ja w ie n ia . Wy
chodzi przeto z sumienia i z dostrzegania psycho
logicznego, usiłując wydobyć teoryą, któraby uzu
pełniła lub rozjaśniła obadwa sprzeczne systema- ty. Ztąd więc, czyny zmysłów i władzy, fizykę i historyą, wszystko chce pogodzić. Jego metafizy
ką jest ta: eklektyzm nie wierzy, aby człowiek był tylko c ia łe m ; lecz, bez przyjmowania lub odrzu
cania dogmatów katolickich, chce ograniczyć ma- teryą, ale nie chce jej zniszczyć. On szuka wydo
bycia czystych prawd, usiłując objaśniać tajemnice.
Eklektyzm jest s p ir i t u a l n y m , lecz nie m is ty cznym . On chętnieby przypuścił nieśmiertelność
duszy, byle tylko mógł znaleść jej racyonalne po
twierdzenie w dostrzeganiu psychologicznem. On przystępuje do idei Boga katolickiego, ale nie chce przyznawać Opatrzności atrybucyi prawa potęgi nad tym światem. On nie cofa się nawet przed ideą grzechu pierworodnego, lecz chce w miejsce tej o- kropnej tajemnicy, postawić filozoficzną znajomość
97 siły, która, stworzona niedoskonałą, lecz nie wy
stępną, miałaby za misyą p r ó b ę , nie zaś o d p o k u to w a n ie . — Łatwo jest znaleść jego moral
ność. On domaga się cierpienia, jako szlachetne
go prawa naszej natury zdolnej do wydoskonale
nia; on chce, aby umiano cierpieć i żyć, lecz po
czytuje, że szczęście tego życia jest również obo
wiązkiem.
Widać więc jasno, że ta szkoła, która chce wszystko pogodzić, nic lub prawie nic nie godzi.
Jest ona tylko kresem, który przeciwne doktryny odpychają; lecz trzeba szczerze wyznać, że w o- becnym stanie towarzystwa, trudnem by było dać cośkolwiek racyonalniejszego. Nienawiści stron
nictw są głębokie; żadne nie chce przyznać dru
giemu najmniejszej rzeczy; zwie się koniecznie al
bo rozbójnikiem, lub żyjącym z potu ludu. Wszy
stko lub nic, taką jest chorobliwość wszystkich idei a p rio ri. Nikt nie słucha drugiego, każdy wzrusza ramionami, ludzie pogardzają się nawza
jem i nienawidzą, a jeżeli chwila jest przyjazną, zabijają się. Kula, lub szubienica, wszystko jest do
brem, byle tylko prowadziło do wytępienia prze
ciwnika.
Kiedy się postępuje w ten sposób, czyliż filo
zofia p o je d n a w c z a może rosnąć i mieć jaką wła
dzę? A jeślim wyrzekł, że ona sama postępuje, że zrobiła krok naprzód, to dlatego, że ona jest je
dyną gałązką, której się rozsądni ludzie polityczni chcą uczepić; dla tego, że ta doktryna ma za
naj-7
98
wyższy cel rząd reprezentacyjny, oparty na postę- powem wydoskonalaniu natury ludzkiej; i na tern to polu przyjdzie walczyć i osadzić się.
Aby rzecz streścić, pytamy się siebie, co jest na gruncie tych wszystkich szkół? Co jest nasam- przód na gruncie socyalizmu, wolnego od wszy
stkich tych potwornych utopii, które wreszcie są tylko przemijającemi pomysłami chorobliwych mó
zgów, potępionemi chimerami? — To, co się naj
jawniej ukazuje, jest to zwierzęcy materyalizm, ro
kosz ciała przeciw rozumowi, siły przeciw prawu?
Jest to wieczny jakobinizm.
Ale jeżeli z urzeczywistnienia materyalnego szczęścia robi się konieczny warunek naszego ży
cia; z zniesienia nędzy właściwe zadanie naszego wieku, można śmiało powiedzieć, że to jest naj- gburowatsza, najszaleńsza z wszystkich chimer.
Jest to chcieć nas powrócić do stanu dzikości.
Człowiek, który niema innego zajęcia prócz ży
cia i dogadzania wszystkim swym zachceniom, nie jest już człowiekiem cywilizowanym; jest to czło
wiek zupełnie pierwotny, który się chętnie przy
wiązuje do ziemi i którego światło nauk i sztuk nigdy nie oświeciło. Jest to stan, w którym, podług Hobbesa: c z ło w ie k j e s t d la c z ło w ie k a ty lk o w ilk ie m , i w którym władza należy tylko do najsilniejszej pięści.
Jeżeli się szkoła socyalistyczna oburza prze
ciw temu ocenieniu jej doktryny, i chce rozjaśnieć przed naszymi oczyma inne światło; jeżeli so cy
-O
99 alizm em nazwiemy tę niecierpliwą dążność ku le
pszemu, ten zapał postępu i sprawiedliwości, któ
ry porusza dusze najwznioślejsze, w takim razie należy się rozumieć.
Jak pojmujecie tę dążność? Maż ona na celu dobry byt materyalny, czy moralny? Pockodziż o- na z serca pełnego ludzkości i miłości dla swych równych, czy też z nienasyconych żądz, które tyl
ko myślą o sobie? Trzebaż znieść nędzę i cier
pienie, i przemienić ziemię na raj zmysłowy, czy też podnieść moralną godność człowieka aż do zu
pełnego nabycia sił natury, jego wolności i jego rozsądku? Ten kto tego pragnie, nie jest socya- listą, jak to masy rozumieją, gdyż wówczas znaj
duje się w najszczytniejszych warunkach najczy
stszej filozofii.
Co jest na gruncie szkoły, która zbawienie to
warzystwa widzi tylko w obudzeniu nauk Chrysty- anizmu? — Zanim się na to odpowie, trzebaby ró
wnie wprzód się zrozumieć.
Jeżeli badamy szkołę teologiczną i pytamy cze
go chce, odpowie, że chce dać to, czego brak wszę
dzie w naszej epoce: p o w a g i w ła d z y . Zgoda.
Ale dla Chrześcian są dwa sposoby pojmowania władzy. Jest Chrystyanizm ciasny, gwałtowny, wy
łączny, nienawistny, który przedwszystkiem za
przecza wszelkich praw rozsądku ludzkiego, któ
ry żywi w głębi swego serca upodobanie do prze
szłości pełnej tyranii, który chce zniżyć rozum do najbłachszych zabobonów, i który pochlebia
so-7*
100
bie, że cofnie wszelką filozofią, wszelką wolność.
Takiego Chrystyanizmu, dziś już nikt za żadną ce
nę niechce. Ale, dzięki Bogu, jest także i inny, który w rozsądku i w zdobyciach prawdziwej wol
ności nowoczesnej widzi najzdrowsze zastosowanie prawideł Ewangielii, i który, dążąc, przed wszy- stkiera, do uporządkowania i do uspokojenia dusz, góruje nad wstrząśnieniaini politycznemi ze szczy
tu swej Boskiej misyi.
Otóż, pytam, do czego dążą wszyscy, ludzie polityczni, mężowie stanu lub filozofowie chrześci- ańscy, jeżeli nie do osięgnienia tego tak prawe
go skutku i do stawienia zapory dzikim namiętno
ściom, które samolubstwo rodzi? — A kiedy do
szliśmy prawie do zwątpienia, czy wolność jest dobrem; kiedy wszystko w Europie chwieje się na swych podstawach i zdaje się przepowiadać naj
okropniejsze burze, starajmy się pogodzić, o tyle 0 ile to jest w naszej mocy, i odrodzenie ciała i czci dla władzy, zastósowując środki przez szko
łę eklektyczną, która, tu jeszcze, będzie może sa
ma tylko mogła dostarczyć nam światła rozsądku 1 sumienia.