• Nie Znaleziono Wyników

Regionalizm „Kontrastów” w latach 1982–1990

T

ak ujęty temat wymaga kilku dookreśleń i wstępnych założeń.

Pierwsze z nich dotyczy tego, co rozumiem pod pojęciem regio-nalizmu. Nie będę odtwarzać jego historii i ewolucji zakresu zna-czenia – zrobiła to Małgorzata Mikołajczak w obszernym wstępie do książki Regionalizm literacki w Polsce. Zarys historyczny i wybór źródeł1. Pozwolę sobie jednak dokonać operacyjnie użytecznego rozróżnienia na pi-śmiennictwo regionu, czyli powstające na  danym terytorium, regionalne, którego zasięg/recepcja/oddziaływanie zasadniczo nie wykracza poza region (oczywiście może być to stan przejściowy), oraz regionalistyczne, pojmowa-ne jako „literacka, artystyczna ekspresja – nie zawsze realizowana w postaci

jednoznacznych deklaracji – danego ruchu regionalistycznego”2. Tę ostatnią

frazę zaczerpnęłam od Jacka Kolbuszewskiego, chciałabym ją jednak zmody-fikować, zamieniając słowo „ruch” na „ideę”, zaś proponowany przez badacza podział na literaturę regionalną (związek z konkretnym obszarem) i regio-nalistyczną (realizacja idei regionalizmu) uzupełniłam o kryterium zasięgu

1 Zob. M. Mikołajczak, Wstęp: Regionalizm w polskiej refleksji o literaturze (zarys

problematyki i historia idei), w: Regionalizm literacki w Polsce. Zarys historyczny

i wybór źródeł, red. Z. Chojnowski, M. Mikołajczak, Kraków 2016.

2 J. Kolbuszewski, Literackie oblicza regionalizmu, w: Regionalizm literacki w Polsce, dz. cyt., s. 443.

80

oddziaływania, którym posługiwał się Erazm Kuźma. Wydaje mi się ono bo-wiem bardzo istotne, zwłaszcza z perspektywy samych twórców, etykietę „pi-sarz regionu” traktujących często niemal jak obelgę. Zacytuję Kuźmę:

Kogo czytają tylko w regionie, ten jest pisarzem regionalnym i nie mówi to nic o jego wartości. Kogo czytają w całym kraju, ten nie jest pisarzem regional-nym, choćby nawet posługiwał się gwarą śląską czy kaszubską3.

Stąd też między innymi moja propozycja, by mówić o piśmiennictwie re-gionu i regionalistycznym, abstrahując od kwestii jego zasięgu i recepcji, uję-tej osobno, jako regionalne.

Interesują mnie zatem „Kontrasty” jako czasopismo regionalistyczne, czy-li takie, poprzez które reaczy-lizowała się pewna idea regionu, zespół pojęć z nim związanych, ale też struktura wyobrażeniowa, model myślenia, wartościowa-nia, relacji, odniesień, kształtujący obraz regionu zarówno wśród jego miesz-kańców, jak też na zewnątrz. Jak słusznie zauważa Kolbuszewski, nie musi to być realizowane w postaci jednoznacznych deklaracji, nie chodzi zatem tylko o teksty programowe czy takie, w których problem regionu jest bez-pośrednio poruszany jako tzw. kwestia regionu właśnie, ale o dobór tema-tów i bohaterów reportaży, wywiadów, felietonów, a nawet takie subtelności, jak ton czy konwencja poszczególnych artykułów. Z tego wszystkiego wyłania się regionalizm „Kontrastów”, czyli swoisty sposób pogłębiania relacji z miej-scem, troski o nie, kreowania go, czasem – budowania dystansu, odmawiania mu wartości. Bo regionalizm może mieć też, według mnie, postać negatywną, postać zaprzeczenia, które – paradoksalnie – podkreśla siłę związków z da-nym obszarem i stanowi jedną z form jego ideologizacji. Tym właśnie – ideolo-gizacją danego miejsca – jest dla mnie regionalizm przede wszystkim.

Kwestia druga to  przyjęte przeze mnie ramy chronologiczne. Wyda-wałoby się, że  w  kontekście regionalizmu bardziej interesujący jest okres do 1974 roku, kiedy „Kontrasty”, pod egidą Krystyny Marszałek-Młyńczyk, były pismem przede wszystkim regionalnym, albo czasy, gdy zawiadywał nimi Klemens Krzyżagórski (1974–1979) – to wtedy miesięcznik kupowa-no „spod lady”, by czytać w nim teksty czołowych polskich reportażystów. Wybrałam jednak ostatnie lata istnienia „Kontrastów”, obejmujące moment

3 E. Kuźma, Współczesny regionalizm jako rodzaj komunikacji literackiej, w: Regiona‑

R e g i o n a l i z m „Ko n t r a s t ów ” w l atac h 1982 –199 0

81 transformacji ustrojowej, gdyż można wtedy bardzo wyraźnie zaobserwować ścieranie się na ich łamach różnych regionalizmów, wpisanych w nie wizji sa-mego regionu i jego relacji z Polską. Zaledwie antycypując dalsze rozważania, wymienię wśród nich: regionalizm centralnie sterowany, negowany, oddolny, regionalizm utożsamiany z prowincjonalizmem, a nawet przejawy regiona-lizmu otwartego, nowoczesnego, który w pełni wykrystalizował się w latach dziewięćdziesiątych XX wieku. W związku z zamknięciem tytułu nie mogli-śmy już zaobserwować jego rozkwitu w samych „Kontrastach”, choć pojawiły się pojedyncze teksty go reprezentujące. Myślę też, że lata 1985–1990 to czas, kiedy w miesięczniku przejawia się dążenie do pełnego upodmiotowienia re-gionu, zdefiniowania jego specyfiki już poza ramami kompleksu prowincji.

Małgorzata Mikołajczak we wspomnianej przeze mnie książce dokonuje periodyzacji polskiego ruchu regionalistycznego w Polsce, wyodrębniając lata 1968/1970–1989; nazywa je okresem „miedzy kulturą regionalną a kulturą narodową”:

Kluczowym zagadnieniem, które zdominowało toczące się w  tym okresie dyskusje na temat kultury regionalnej, była relacja między centrum i regio-nem, którego synonimem stała się „prowincja”, a także problem kształtowa-nia się ogólnonarodowej świadomości społecznej i kulturalnej w warunkach współczesnych przemian cywilizacyjnych i  masowego awansu środowisk wiejskich4.

„Kontrasty”, niestety nieuwzględnione przez autorkę, plasowałyby się ide-alnie właśnie w tym okresie.

Trzecia zmienna moich rozważań, wymagająca doprecyzowania, to prze-strzeń. Geograficzne ramy regionu „Kontrastów” są jednak dość płynne. Je-śli chciałabym poprzestać na granicach administracyjnych, sprawa byłaby prosta: region „Kontrastowy” to ówczesne województwa: białostockie, łom-żyńskie i suwalskie. Odtwarzam tu jednak jego mapę wyobrażoną, na której znajdą się Grodno i Wilno oraz – paradoksalnie – Warszawa, jako nieustanny punkt odniesienia i wartościowania. Intrygująca jest też w tym kontekście rubryka „Kronika pogranicza”, publikowana od 1986 roku, w której, chyba trochę wbrew temu, co sugeruje nazwa, znajdziemy między innymi wieści z Chin, informacje o tym, że zmarł sekretarz KC Wietnamu, a do Warszawy

82

przyjechał cyrk z Korei. „Pogranicze” byłoby zatem obszarem objętym zasię-giem „władzy ludowej”. Specyfika regionu wyobrażonego czy ideologicznego na tym jednak między innymi polega, że trudno go dopasować do konkret-nego wycinka realnej przestrzeni. Z pewnością jednak – i może ktoś to kiedyś zrobi – stworzenie mapy z wykazem miejscowości, jakie pojawiły się na ła-mach „Kontrastów”, wraz z bibliograficznym odsyłaczem, mogłoby przynieść niezwykle interesujący efekt.

Z centralnej perspektywy

W 1982 roku w Białymstoku pojawiła się Kira Gałczyńska, która miała przy-wrócić w  „Kontrastach” socjalistyczny porządek po  „karnawale »Solidar-ności«”, relacjonowanym na ich łamach przez Zbigniewa Bauera. Za czasów pełnienia przez nią funkcji redaktor naczelnej, czyli do 1985 roku, liczyło się raczej wyrównywanie różnic klasowych, niż myślenie kategoriami re-gionalnymi. Nie  oznacza to  oczywiście rezygnacji z  tematyki dotyczącej północno-wschodnich województw. W słowach skierowanych do czytelni-ków pierwszego numeru pisma pod jej redakcją, po niemal rocznej przerwie w ukazywaniu się tytułu, Gałczyńska zapowiada:

Od wielu już lat „Kontrasty” nie obserwowały polskiej rzeczywistości z boku. Przeciwnie. Pismo starało się, jak  tylko mogło, tkwić w  środku naszych wspólnych spraw: tych w regionie i tych w kraju. (…) I takim pismem chcemy pozostać. Chcemy być nadal miesięcznikiem społeczno-kulturowym, mocno tkwiącym w sprawach regionu, jego dnia dzisiejszego, ale i tradycji. Chcemy poruszać, penetrować wszystkie te  problemy, które ważne dla ludzi i  życia tutaj, nie przestają być żywe i nośne dla wszystkich Polaków. Tylko tak ro-zumieć dziś należy regionalizm – jako remedium na cywilizacyjną unifikację życia, kultury, myślenia, jako ważną część składową policentrycznego mode-lu życia społecznego w ogóle.

Mamy o czym dyskutować, o co się kłócić i spierać. Przeżywamy wielki i głę-boki kryzys polityczny, moralny. Kryzys ludowego państwa. I kryzys każde-go z nas – obywateli tekażde-go państwa. (…) Naszej uwadze nie umkną problemy mniejszości narodowościowych – ich tradycje, współczesność, kultura, histo-ria – od pokoleń żyjących na wschodnim pograniczu Polski5.

5 K. Gałczyńska, Do Czytelnika, „Kontrasty” 1982, nr 1, s. 2–3. W związku z zawie-szeniem pisma w stanie wojennym numer ten ukazał się dopiero w listopadzie.

R e g i o n a l i z m „Ko n t r a s t ów ” w l atac h 1982 –199 0

83 Za szczególnie ważne kwestie, jakie powinny być poruszane na łamach pisma, redaktor naczelna uważa: „wieś i ucieczkę młodych ludzi do miast”, „powrót stosunków społecznych, które, zdawało się, zażegnała ostatecznie polska rewolucja 1945”, „małe miasta”, „pracę Polaka”, „najnowszą historię”6. Sygnalizowane tematy rzeczywiście się w „Kontrastach” pojawiają. Wy-mownym znakiem udzielenia głosu mniejszości białoruskiej jest publikacja w odcinkach od numeru 2. z 1982 roku eseju Sokrata Janowicza Białoruś, Białoruś, w którym pisarz dokonuje rewizji historii polsko-białoruskich relacji

w duchu emancypacji i maksymalnego upodmiotowienia własnego narodu7.

Publikowane są artykuły na temat staroobrzędowców, Tatarów, o synagodze w Orli czy odbudowie cerkwi w Supraślu (autorem tekstu jest biskup Sawa). O problemach, z jakimi borykają się mieszkańcy Białostocczyzny, Suwalsz-czyzny i łomżyńskiego pisze się przede wszystkim z perspektywy klasowej, a nie pod kątem ich regionalnego zróżnicowania. Intrygujący jest też nurt, który określiłabym mianem antyekologicznego – chodzi o wyrażane w kil-ku reportażach przeświadczenie, że powstawanie parków narodowych działa na niekorzyść mieszkańców regionu i odbywa się ich kosztem.

Kategorią spajającą myślenie o północno-wschodniej Polsce wydaje się po-jęcie prowincji, które, w przeciwieństwie do słowa region, jest nacechowane negatywnie i ustala relacje z centrum nie poprzez różnice, tylko

hierarchicz-nie, wartościująco8. „Prowincja”, w różnych odsłonach, pojawia się licznych

w artykułach i wywiadach publikowanych w tym czasie w „Kontrastach”. Krzysztof Rau, związany z Białymstokiem od 1969 roku, gdy został dyrekto-rem Teatru Lalek „Świerszcz”, rozciąga ją na cały obszar Polski niebędący sto-licą. Warto zaznaczyć, że przeprowadzająca wywiad Bożena Frankowska za-czyna rozmowę od pogratulowania Rauowi sukcesu, jakim niewątpliwie była działalność prowadzonego przez niego teatru lalkowego, który, jako pierw-szy w Polsce, włączył do swego repertuaru spektakle dla dorosłych widzów.

6 Tamże.

7 W 1987 roku eseje ukazują się w formie książki wydanej przez warszawska oficynę „Iskry”, wywołując żywy odzew wśród czytelników. Na temat polskiej recepcji

Białoruś, Białoruś zob.: K. Sawicka-Mierzyńska, Polskie recenzje twórczości Sokra‑

ta Janowicza jako przestrzeń spotkania kolonialnego, w: Sokrat Janowicz – pisarz

transgraniczny. Studia, wspomnienia, materiały, red. G. Charytoniuk-Michiej, K. Sawicka-Mierzyńska, D. Zawadzka, Białystok 2014, s. 201–219.

8 Bardziej szczegółowo na temat relacji prowincja-centrum pisałam w tekście Prze‑

miany zakresu pojęć „prowincja”, „centrum” w piśmiennictwie podlaskim przed i po 1989 r., w: Nowy regionalizm w badaniach literackich. Badawczy rekonesans

84

Swoistym przypieczętowaniem jego renomy stało się wzniesienie w 1979 roku nowej siedziby, w której zresztą mieści się on do dziś. Reżyser mówi jednak:

Dla mnie najważniejsze są  sprawy demokratyzacji kultury. Najważniejsze, ponieważ działam na tzw. prowincji. A prowincją jest 99% terytorium nasze-go kraju. Demokratyzacja kultury to nie tylko równość dostępu do kultury wszystkich klas i warstw społecznych, to także takie rozmieszczenie instytu-cji kulturalnych i takie wzbogacenie środowisk twórczych, aby nie zakłócony obieg wartości doprowadził do usunięcia dysproporcji rozwoju kultury w sto-licy i na prowincji.

(…)

Przestrzenne rozłożenie dóbr i instytucji kultury jest dziś rażącą niesprawie-dliwością9.

Rok później rozmowę z dyrektorem Białostockiego Teatru Lalek przepro-wadza Piotr Tomaszuk, który w 1990 roku razem z Tadeuszem Słobodzian-kiem założy w Supraślu Towarzystwo Wierszalin-Teatr, w swojej działalności od początku czerpiące ze specyfiki regionu, zwłaszcza duchowej, związanej z prawosławiem. Nie przypadkiem nazwa teatru to nazwa nowej stolicy świa-ta, jaką w okresie międzywojennym w ostępach Puszczy Knyszyńskiej mieli zbudować wyznawcy proroka Ilji. Przypominam te dość powszechnie znane fakty, gdyż w ich kontekście wypowiedzi Tomaszuka nabierają specyficznej wymowy. Otóż zaledwie dwudziestotrzyletni wówczas przyszły reżyser robi wszystko, by przekonać Raua, że Białystok to miasto głęboko prowincjonal-ne, podobnie jak działający w nim teatr lalek czy Wydział Sztuki Lalkarskiej (zamiejscowa jednostka warszawskiej Państwowej Szkoły Teatralnej, później – Akademii Teatralnej). Praca na Białostocczyźnie ma być z góry skazana na brak sukcesów, to rodzaj poświęcenia, by nie rzec – zesłania. Tymczasem Rau odwołuje się przede wszystkim do kwestii jakości podejmowanych dzia-łań, bynajmniej niezdeterminowanej geograficznie, postuluje, by bez względu na miejsce traktować je wszystkie bardzo serio, z szacunkiem wobec odbior-ców, a jako atut prowincji wskazuje fakt, że, paradoksalnie, w związku z jej

słabym zagospodarowaniem, „tu wszystko jest możliwe”10.

Bożena Frankowska, rozmawiając z  dyrektorem Teatru Dramatyczne-go Tadeuszem Aleksandrowiczem, również formułuje pytanie w podobnym

9 K. Rau, To, co najważniejsze: atmosfera pracy i więź środowiskowa, rozm. B. Fran-kowska, „Kontrasty” 1983, nr 1.

R e g i o n a l i z m „Ko n t r a s t ów ” w l atac h 1982 –199 0

85 tonie: „Czy nie obawiał się Pan pracy w teatrze »Polski B«?”. Aleksandrowicz odpowiada:

Dla mnie prowincją nie jest miejscowość czy położenie wobec centrów kul-turalnych takich jak stolica, Kraków lub ośrodki filmowe. Można mieszkać w Warszawie i być prowincjuszem. Bowiem prowincja to jest przed wszyst-kim sposób myślenia. Taki sposób myślenia, który charakteryzuje się ciasnotą pojęć, podejmowania działania tylko w interesie własnym, wąsko, partyku-larnie rozumianym. W  dodatku w  interesie widzianym krótkowzrocznie. Odwrotnością myślenia partykularnego, prowincjonalnego czy zaściankowe-go będzie myślenie społeczne, tolerancja dla różnych postaw, działań, poglą-dów, oraz chęć i umiejętność przewidywania. (…) Prowincjonalność myśle-nia i działamyśle-nia zwłaszcza w mniejszych miejscowościach odczuwana jest jako kompleks11.

Na braki w infrastrukturze kulturalnej, o których mówił Rau w pierw-szym z  przywoływanych przeze mnie wywiadów, wskazuje też Bohdan Czeszko. Jak twierdzi, sam jest bardzo zadowolony z przeprowadzki ze stolicy na Mazury – pisać i czytać książki można wszędzie – niemniej jednak nie każ-demu to odpowiada. Dla rozwoju kultury na prowincji niezbędna jest odpo-wiednia infrastruktura, nie wystarczą działania „Judymów i Siłaczek”, które mogą być efektowne i wartościowe, pozostają jednak efemeryczne. Potrzebny jest „zdecentralizowany światły mecenat”, rozwinięta edukacja szkolna oraz „rozbudowanie sieci szkolnictwa humanistycznego na szczeblu wyższym”.

Tylko wtedy powstaną „trwale promieniujące środowiska” kulturalne12.

Po-jawia się też inny obraz prowincji, tyle że wykreowany w egzotycznej rzeczy-wistości kapitalistycznego, wysoko rozwiniętego kraju. Ewa Boniecka opisu-je fenomen „idealizacji prowincji” w Stanach Zopisu-jednoczonych, gdzie ludzie uciekają od wielkich miast, reagując w ten sposób na krzewiącą się w nich „miejską patologię”13.

Relacje między regionem a prowincją, odwołując się do przykładu twór-czości Sokrata Janowicza, analizuje Wojciech Olbryś:

11 T. Aleksandrowicz, Prowincja i postęp czasu, rozm. B. Frankowska, „Kontrasty” 1983, nr 2.

12 B. Czeszko, Kultura dla prowincji, kultura prowincjonalna, kultura na prowincji, „Kontrasty” 1983, nr 2.

86

Czytając utwory Sokrata Janowicza warto zastanowić się nad  problemem regionalizmu we współczesnej literaturze polskiej. Używamy bardzo często w  stosunku do  pisarzy określeń: regionalny czy  prowincjonalny, traktując je  zamiennie. Etykietę taką przylepia się pisarzom kierując się kryterium miejsca zamieszkania, a nie analizą ich twórczości. Kult Warszawy oraz cen-tralizacja instytucji kulturalnych i wydawniczych w stolicy sprawiła, że już samo miejsce bytowania nobilituje lub nie – pisarza.

Twórców mieszkających poza Warszawą nazywa się prowincjonalnymi. Słowo to  ma  zabarwienie negatywne, w  związku z  tym ludzie ci  nie  czują się najlepiej z tym określeniem. Jednak prowincja prowincji nie jest równa. Kraków, Wrocław, Poznań, Gdańsk to  nie  to  samo co  Olsztyn, Białystok, Toruń czy Wałbrzych. Olsztyn i Białystok zajmują wyższą pozycje niż Łomża czy Kutno. Decyduje tu ranga administracji miasta oraz to, że istnieje prasa regionalna (już nie nazywa się jej prowincjonalną), wydawnictwa, zarządy ZLP, uczelnie wyższe. Zachodzi zjawisko nakładania się na siebie pojęć. Z po-zycji warszawskich używa się pojęcia „prowincja”, z  poZ po-zycji pozawarszaw-skich – region. Ocenianie literatury ze względu na to, gdzie ona powstaje, jest po prostu niepoważne.

Pomijając słowo „prowincjonalizm” jako obraźliwe, przypatrzmy się bliżej sprawom regionalnym. Historycznie i  administracyjnie Polska podzielona jest na regiony. I tak mamy Pomorze z Gdańskiem, Mazowsze z Warszawą, Wielkopolskę z  Poznaniem, czy  Warmię i  Mazury z  Olsztynem. Myśląc w sposób uproszczony można dojść do wniosku, że cała polska literatura jest regionalna, gdyż powstaje w jakimś regionie kraju. Ale takie stwierdzenie jest oczywistym nonsensem. Należy więc postawić pytanie: kto jest pisarzem re-gionalnym? Próbując na nie odpowiedzieć wiemy już jedno, że samo miejsce zamieszkania pisarza o niczym jeszcze nie decyduje14.

Olbryś kontynuuje swoje refleksje na  przykładzie konkretnego regio-nu: północno-wschodniego. Za tym określeniem administracyjnym, jak za-uważa, kryje się duża różnorodność – Białorusini, Warmiacy, Tatarzy. Żyje tu wielu pisarzy, spośród których wymienia tych najbardziej znanych: Henry-ka Panasa, Zbigniewa Nienackiego, Marię Zientarę-Malewską, Władysława Ogrodzińskiego, Sokrata Janowicza. Jednak tylko dwoje spośród nich (Ma-lewska i Janowicz) to twórcy regionalni, reszta po prostu tu mieszka, często za sprawą przypadku, nie są więc w tej ziemi zakorzenieni. Czasem wykorzy-stują region jako scenerię swoich książek, ich problematyka pozostaje jednak uniwersalna, ponadregionalna.

R e g i o n a l i z m „Ko n t r a s t ów ” w l atac h 1982 –199 0

87 Doskonałym przykładem pisarza regionalnego ma być natomiast Sokrat Janowicz, „Z  dziada pradziada Białorusin, wychowany i  miłujący kulturę swoich przodków”, który, mimo że jego świadomość pisarska kształtowała się w latach siedemdziesiątych, „nie dał się zarazić pędem do unifikacji” et-nicznej i wciąż utrzymuje swoją narodową odrębność. Janowicz uświadamia też siłę więzi i wzajemnych wpływów kultury polskiej i białoruskiej, a tym samym:

(…) rzuca wyzwanie historykom literatury za ich zapatrzenie tylko i wyłącz-nie w kulturę polską, za przypisywai wyłącz-nie jej roli duszy narodów, wreszcie za na-cjonalizm i nieszanowanie odrębności narodowych. A przecież wielcy, któ-rzy polską kulturę twoktó-rzyli, byli ludźmi otwartymi na świat, umieli patrzeć, umieli czerpać rzeczy wartościowe z dokonań innych. Najlepszym przykła-dem niech będzie Adam Mickiewicz, który był zafascynowany kulturą biało-ruską i mówił o tym w swoich wykładach paryskich15.

W zakończeniu tekstu czytamy:

Wszystkie przytoczone tu fakty starają się umocnić w przekonaniu, że ranga pisarza regionalnego jest równa tej, jaką ma twórca piszący w stolicy, a w wie-lu wypadkach nawet większa, ponieważ dzięki regionalistom zostają zacho-wane i utrwalone kultury, które w innym wypadku zostałyby skazane na za-pomnienie i wymarcie16.

Olbryś, różnicując w swoim tekście „prowincję” i „region”, zwraca uwagę na fakt, że to pierwsze określenie formułowane jest wobec różnych obsza-rów Polski przez „centrum”, Warszawę, która tym samym sytuuje się w roli dysponenta wzorców, na przykład estetycznych, kryteriów oceny wartości działań w zakresie kultury czy źródła „zasobów ludzkich”, mogących zasilić nieudolnie funkcjonujące instytucje. Jeśli dodamy do tego mechanizmy cen-tralnego sterowania, obowiązujące w PRL, status „prowincji” będzie oznaczał całkowitą zależność od centrum, stan permanentnego uprzedmiotowienia. Podczas gdy użycie słowa „region” skłania do refleksji nad specyfiką danego obszaru, oczywiście nie bez uwzględnienia problemów, z jakimi się on może borykać, „prowincja” od razu staje się „zadaniem do wykonania” – trzeba ją oświecać, wyrównywać dysproporcje z centrum, doinwestowywać. Niemal

15 Tamże, s. 43.

88

natychmiast przy jej okazji pojawia się też słowo „kompleks”. „Prowincja” wy-daje się kategorią nie tyle spacjalną, co czasoprzestrzenną, gdyż niejako z de-finicji zawsze jest zapóźniona. Tymczasem region, tak jak go opisuje Olbryś na przykładzie Polski Północno-Wschodniej, może być prekursorem różnych zjawisk kulturowych czy artystycznych, w tym przypadku – dekonstruować oparty na utopii narodowej homogeniczności model literatury polskiej, peł-niąc – paradoksalnie – funkcję „skansenu”, w którym udaje się zachować inne niż dominująca kultury.

Pośrednio na temat depersonalizacji mieszkańców i uprzedmiotowienia znacznych obszarów Polski wypowiada się też Edward Redliński, który w roz-mowie z Tadeuszem Mocarskim (obaj są współzałożycielami Klubu Kultury Chłopskiej) zauważa, że o chłopach i wsi zawsze mówią i piszą ludzie z mia-sta, niemający pojęcia o ich życiu. Autor Konopielki zastanawia się nad tym, jak to się stało, że 15% społeczeństwa wmówiło 85%, że jest gorsze, wpędziło je w kompleksy, odebrało przywileje. Nawołuje do upodmiotowienia chłopów poprzez oddanie im głosu, by mogli wreszcie, na przykład w mediach, siebie prezentować i reprezentować17.

Reasumując: stosunek centrum i jego reprezentantów do regionu, trak-towanego jako „prowincja”, będzie źródłem ogromnych napięć, które