• Nie Znaleziono Wyników

RYCERZ Drogę ci laurem wyścielem —

WSZYSCY Uwielbim!

P O P IE L U C H

(oszołomiony, dumnie i z władnym gestem) Podaj mi strzemię!

(rycerze okalają go, Popiełuch dosiada Złotonóżka, zawracają )

K u r t y n a

83

AKT III

Obszerna komnata w zam ku króla W ICHRA, częściowo ob­

wieszona arrasami. W lewo wykusz, za jego oknami rozległy widok na daleki kraj. Dwoje drzw i w głębi, trzecie w prawej ścianie. N a środku sali oddzielnie stojący pawilon z baldachi­

mem na bromowych kolumnach, na jednej z nich zawieszony gong. Pod baldachimem tron, w lewo od niego niższy stołek.

N a tronie, z głową na dłoni, krół W IC H ER , drugą dłoń zwie­

sił bezwładnie na poręczy tronu. Siedząca na stołku GAM- RATKA, to pieści tę dłoń, to przytuła się do niej połiczkiem.

Przed tronem, strojne pachołę gra na harfie. Głośniejszy akord rybałta budzi W IC H R A z zadumy. Spojrzał dokoła, spojrzał na G A M RA TK Ę i rzuciwszy rybaltowi kieskę, od­

prawia go gestem. Rybałt wychodzi.

S c e n a 1. GAM RATKA

Zmierzła ci pieśń? — więc przywabię Składniejsze nad nią rybałty.

(zryw a się, gotowa rozdziać się z szat) Tylko skiń! — zwlokę jedwabie

I bogów godnemi kształty Taniec Salomy zatańczę.

Lubiłeś niegdyś to ciało...

84

(na widok wbiegającego wgłębi z lewej D W O R ZA N IN A , urywa i odziewa się pośpiesznie, co widząc król, schodzi żywo

z tronu) W IC H ER , Kto śmie aż tu...? Co się stało?

D W O R ZA N IN

(wylękły, cofnąwszy się pod wykusz, potem ukazując w niego) Nieszczęście! — stołp księcia Jana,

W idny i stąd ną wiszarze...

W IC H ER

(spojrzaw szy we wskazanym kierunku) Przebóg!

D W O R ZA N IN

Runął w gruz dziś zrana, A że klęski chodzą w parze,

Stu człeka przywalił sobą I majdanów skrwawił bruk.

W IC H ER Cóż lud?

D W O R ZA N IN Okryty żałobą.

Ile gościńców i dróg, Spieszy, najjaśniejszy panie,

Tu w zamek na posłuchanie. i

W IC H ER

(jeszcze oszołomiony wieścią) Takie dzieło, takie dzieło

85

I jak domek z kart runęło — (do O armatki) Uderz w gong.

(do dworzanina)

Ty zejdź w podgrodzie W ybadać nastrój w narodzie.

(D worzanin spiesznie wychodzi, do wezwanego gongiem Pazia)

A ty poproś księcia Jana.

(P a ź wybiega prawemi drzwiami wgłębi) GAM RA TKA

Poproś? — czyś ty mu wasalem?

W ICHER Przestań raz, moja kochana, Zawiścią płonąć czy żalem, Że mi tak przyrósł do serca.

Tak jest, przyrósł, nie poradzę.

GAM RA TKA Jeśli to twój spadkobierca, Najlepiej oddaj mu władzę, A twoja niech leci z plewiem.

W ICHER Nie wysilaj się daremnie

Wyrwać mi go stąd. — Sam nie wiem, Skąd dlań taka czułość we mnie, Jakby głos krwi...

GAM RA TKA O n cię urzekł.

86

Ciebie raczej.

GAM RA TKA Praw da była!

W IC H ER Nie olśnił cif Złotonóżek, Sława księcia, krasa, siła?

Mnie zaś... Dziś to tylko pomnę, Że ledwo z, siodła zeskoczył I ócz szafiry ogromne

Zwrócił na mnie, — gdym je zoczył, Krew mi w skroniach zatętniła I łza ścisnęła mi gardło Za przeszłością dawno zmarłą I... sam nie wiem, jak się stało, Żem doń przylgnął duszą całą.

(do wbiegającego Pazia, nieco zdziw iony) Sam ?

PA Ź

Królewska Mość wybaczy, Że...

W IC H ER Co?

PA Ż Książę...

GAM RA TKA

Przyjść nie raczy.

W ICHER

(żachnął się, lecz opanował) Idź i powiedź...

W ICHER

GAM RATKA Że suweren, Jego pan i król go wzywa!

W IC H ER Że od dżdżu rozmokły teren Umknął się pod ciążą głazów I stołp... Niech zaraz przybywa.

(P a ź wybiega) GAM RATKA Aksamitnych ci wyrazów

Nie brak, gdy o księcia chodzi — W ICHER

Powiedz, czy ci to co szkodzi?

GAM RATKA Póki miałam lica gładsze...

W ICHER

Przemawiałem do cię słodziej?

Głupiaś! dalej, niż ty, patrzę.

Tobie dość, że kraj nasz chlebny, Że weń żyły złota wprysły —

GAM RATKA N a cóż ci więc on potrzebny?

W ICHER N a siew wielkości i chwały, Żeby dusze nie zakisły, Żeby się wżdy wgórę brały!

Toż serce we mnie kołace, Co będzie, gdy go utracę.

GAM RATKA Weź go więc pod areszt ścisły, A Złotonóżka do żłobu —

W ICHER M yślisz?

GAM RATKA Sądzę.

W ICHER

Gwałt zbyt gruby...

GAM RATKA

(suggestywnie, nie śmiejąc mu spojrzeć w oczy) Najplenniejszy siew zza grobu...

W ICHER

( spiorunowal ją spojrzeniem, sondująca) Może rację masz ■—

GAM RATKA Gamratka Zawsze rację ma, mój luby.

Spróbuj tylko. — Toć jest kładka Bez poręczy, a tak śliska,

Że wystarczy stanąć na niej, Aby runąć do otchliska.

Nie chcesz strącać do otchłani, To jest w zamku kolumnada, W której podłoga zapada,

A nie, to jest cudne łóżko, N ad niem cudniejsze podniebie, Co zsuwa się ku poduszkom I śpiącego żywcem grzebie.

W ICHER

( słuchał uważnie, pełen wstrętu i odrazy) Muszę ci kiedy, aniele,

Kazać iść spać w te pościele.

GAM RA TKA

(próbując groźbę obrócić w żart) Z tobą — wszędzie.

W ICHER

(porzucając ton ironiczny, gwałtownie) Mnie nie będzie!

Nim dzień stoczy się z błękitu — (gest odjazdu)

GAM RATKA Jedziesz?

W ICHER Tak jest, tej godziny!

Sam?

GAM RATKA

W ICHER Sam.

GAM RATKA Po co?

•WICHER

Bo., bo mi tu Skąpo wpływają daniny.

Odstąp, słyszę znane kroki.

Chcę z księciem mówić samnasam.

GAM RA TKA

(widząc, że przegrała — pokornie i czułe) Zdrów mi powróć.

W IC H ER Bywaj zdrowa.

(GAM RATK A wychodzi) Tak, pojadę, bez odwłoki

I zacznę życie od nowa.

Bo gdy w stepie się wyhasam, Osmyknięte wiatru pędem, O padną ze mnie uroki I złej wiedźmy się pozbędę.

(do Dworzanina, który wszedł tymczasem) Ty? — tuszyłem ujrzeć księcia.

Cóż tak blady?

D W O R ZA N IN Lud wzburzony, Jakby z glin były czy pręcia, W yłamał żelazne brony, Zamkowe zalał dziedzińce I ciągnie w tę zamku połać.

W IC H ER Przemówiłeś doń?

D W O R ZA N IN Nie słucha, . A rany jego i sińce

Z d ają się rozpacznie wołać:

Dość mamy tego obucha I stołpu i Popielucha!

S c e n a 2.

W ICHER Opanujem te rokosze —

(na widok Pazia, za którym wchodzi P O P IE L U C H ) Psst! zamilcz i odejdź, proszę.

(do Popielucha po odejściu Pazia i Dworzanina) Jesteś...

P O P IE L U C H

Byłem, — jestem, — będę.

W ICHER Doszło zapewne twych uszu —

P O PIE L U C H

W uszy wpadło, lecz nie głębiej — W ICHER

Możebyś z okien wykuszu Zechciał przemówić...

P O PIE L U C H Do kogo?

W IC H ER

Czyś pewny, że sił nie trwonim? — Lud się na podworcach kłębi,

Szemrze, ogień pełga po nim, Mógłby... rozpłonąć pożogą.

PO PIE L U C H

Niech płonie, miasto tlić gnuśnie! — Wybucha, komu potrzeba

Wóz słońca chwycić za luśnie I na ziemię ściągnąć z nieba,

(zza okien wykusza dolatuje gwar tłum u) W ICHER

I dobre słowo z ran leczy — W yjdź do nich, przemów łaskawie.

PO PIE L U C H J a do nich, nie oni do mnie?

J a do nich? — Inne ja rzeczy Których dokonam niezłomnie, W ustawnej muszę mieć pieczy.

W ICHER Więc może ja tu co sprawię.

Pozw alasz? ( z okien w ykusza) Ludu mój! dziatki!

PO M R U K TŁU M U Król! król!

GŁOS Gdzie nasz kat?

GŁOS

Gdzie książę?

GŁOS

Gdzie książę? — niech się pokaże!

93

GŁOS Zw ą go tu zabitych matki!

W ICHER

J a w krzyku wam nie nadążę — Pozwólcież mi dojść do słowa.

GŁOS Tchórz!

TŁUM Tchórz!

GŁOS

Wierzy tylko w straże!

W ICHER

W serca wasze, w dzielność waszą — GŁOS

Od trzech lat sprawia nam jatki, A sam tchórzy!

GŁOS Hej tam! ciszej!

W ICHER Nikt się przed wami nie chowa, Ani waszym wrzaskiem liszy — Wybierzcie kilkoro człeka,

Niech tu przyjdą — książę czeka.

(gwar ustaje, — wszedłszy z wykuszu, uderza w gong) Książę...

94

,

P O PIE L U C H Mów mi Popieluchu, Zanim dostałem tu księstwa, Byłem tem, czem jestem w duchu.

Mój tytuł: monument męstwa, A herb: żelaznej młot woli.

(P aź wbiegł) W ICHER W puścisz ich.

(P a ź wybiega, — do Popielucha) Nie miej mi za złe, Że... Nie każdy jest ze stali, Serce mam tkliwe, rozlazłe, Z cierpiącymi współczujące I przeto... Bądź ty w tej sali Jako jest dla wszystkich słońce Łaskawe doli-niedoli...

W ustawicznej poniewierce Lud ten znojnie się mozoli.

PO P IE L U C H M a też całe moje serce —

S c e n a 3

(podczas tego weszła grupa robotników, — w rękach młoty, topory, kiełnie. Onieśmieliło ich wspaniale wnętrze sali. To opóźnia podejście ich do Popielucha, który wstąpił na najw yż­

szy stopień pawiłonu i czeka na nich. K ról W icher zatrzy­

mał się nieco niżej. — Z a grupą robotników, nieświadomych, że się ktoś jeszcze do nich przyłączył, idzie siwobrody P U ­ STE LN IK . — Jego przepych sałi nie ołśnił, — patrzy w sie­

bie i swoje myśłi. Paź, wpuściwszy delegację, staje na uboczu) 95

T

1 RO BO TN IK Książę...

SZEPTY *

Książę... książę... książę...

( oszołomieni powagą sytuacji i obecnością króla, klękają) P O P IE L U C H

( przebiegi po nich oczyma, zatrzym ał je na stojącym za nimi Pustelniku, — jeszcze patrząc w niego)

W itam, pracy waszej wódz, Tw ą siekierę, twoją kielnię,

Wielkiem słowem: Chcieć — to móc!

M łot wasz, dłóto, piła, topór P racu ją każde oddzielnie.

Ich żądzą: przełamać opór, Zmienić w cios, co było głazem, W cegłę to, co było gliną.

Lecz musi być ktoś, co razem Wszystko ujmie, waszym czynom Jakiś wielki cel zakreśli,

Ktoś, kto za was wszystkich myśli

I . . .

P U S T E L N IK ...plon swej pychy zagarnie.

( robotnicy oglądają się, zdumienie podnosi ich z kolan) P O P IE L U C H

( w ytrzym aw szy Pustelnika spojrzeniem ) Codnia patrzę na wasz trud,

Jak się krząta mrówczo, karnie — Wiem: cierpicie często głód, Wiem: niejeden — bo łom ślepy 96

Pała zemstą! — w sen pod darnie Pada, by nie powstać zeń...

Spowił mi też serce w krepy Smutny ten dzisiejszy dzień.

Ale — wiedzcie — pomnę o tem, I niechaj was to nie zdziwi, Że za waszym w dom powrotem Znajdziesz ty, co cię pożywi, Ty, co serce twe ucieszy, Ty...

PU ST E L N IK ...kir w progu twych pieleszy.

(szepty wśród robotników, którzy się rozstępują i zarazem cofają, tak, że Popieluch i Pustelnik stają przeciw sobie oko w oko, — dwie zmagające się, sprzeczne sobie mocy. — Po­

pieluch pierwszy uchyla oczy, — skinął na Pazia, półgłosem)

P O P IE L U C H

Niech tu przyjdzie straż zamkowa.

(P a ź wybiega, — odtąd zwracając się ju ż tylko do Pustelnika) Ludzkość nie przez mdłe sielanki

Idzie wzwyż, lecz katastrofy, P rzez krew od nowa do nowa.

Dziś wypadły z pionu blanki, Ale nie z dłoni kilofy.

W yjdzie glina z gnuśnych wnętrzy, Skaliska zadrżą w odciosach...

(podczas tego, zbrojna w halabardy, weszła straż i zatrzy­

m uje się w oczekiwaniu rozkazów. Widokiem jej strwożeni ro­

botnicy, cofają się, P aź ich wyprowadza, — tymczasem)

Popieluch 7 97

PU ST E L N IK I stołp w sto piątr się wypiętrzy, Byś ty kąpał skroń w niebiosach, Byś patrzył zgóry, jak orzeł, N a świat, któryś upokorzył, Byle z ludów mieć podnóżki.

Ale przyjdzie kres twej dumie!

PO PIE L U C H Przepowiednia czy pogróżki?

PU ST E L N IK

Nie grożę, nie mącę w tłumie, — Tej powłoce wiele nie trza,

Garstki jagód, kubka wody, Wonnego smółką powietrza

I cisz leśnych. — Mam to wszystko, A czego nie mam, odkradam:

Cierpliwość — wiosennym listkom Siłę przetrw ania — nasieniu, A źródłom, u których siedzę, Czystość niczem nieskalaną.

PO PIE L U C H Assyż kolebki twej miano?

PU ST E L N IK Podpatruję, słucham, badam, Ich mądrością swą niewiedzę

— Prostak — tak, jak umiem, łatam I podziwiam w zachwyceniu,

W jakiej mierze wszystko trw a tam, I czy dębem jest czy trawą,

W świetle płuży czyli w mroku,

Nie urąga boskim prawom, Które ty łamiesz cokroku.

PO P IE L U C H N igdy maleńka twa dusza, Nawykła pokut i statku, Nie pojmie Prometeusza!

PU ST E L N IK Strzeż się, boś bliski upadku!

P O P IE L U C H Grozisz ?

PU ST E L N IK

Spojrzyj w swe źwierciadło.

P O P IE L U C H

(machinalnie sięgnął do kalety, — zdziwiony) Ty wiesz?... Ha-ha! takie dziwo

Nosiłem niegdyś w kalecie, Niejedne rozkosz mi skradło, Niejedno odbiło krzywo — Więc raz, gdy mi to dojadło, Nawet nieciekaw, gdzie padnie, Cisnąłem je w mgły jeziora.

PU ST E L N IK Biada ci!

PO P IE L U C H Niech leży na dnie.

PU ST E L N IK Biada ci!

P O PIE L U C H Biadać nie pora.

PU ST E L N IK Trzykroć biada! — zła posoka, K tórą wytoczyłeś z smoka, O ddała cię w moc szalejom I już zapędza do matni N a spóźniony żal i szlochy.

Przestrzegam cię raz ostatni!

PO P IE L U C H

Dość zuchwalstwa, — rzucić w lochy!

(do wychodzącego z rękoma w łańcuchach, założonych m u przez straż)

Sic volo et sic jubeo!

(dłuższa pauza, Popieluch chodzi po komnacie, Wicher wo­

dzi za nim oczyma. — Podczas tego G A M RA TKA wkradła się niepostrzeżenie i kryje za pawilonem, — skąd poprzez opony chwilami widna — podsłuchuje następną rozmowę)

W ICHER Książę... wybacz: Popieluchu.

P O PIE L U C H Instancja za nim?

W ICHER Bo czemże Zasłużył, by gnić w łańcuchu?

Świętego dawszy mu imię, Lud mój wielbi go i kocha.

100

PO PIE LU C H A mnie?

W ICHER W wielkiej ma estymie.

PO PIE LU C H O raz nienawiści —

W ICHER Szemrze.

PO PIE L U C H A niechaj szemrze, niech sarka, Lecz wie, że znojem i trudem N aród wykuwam ze śpiocha!

W ICHER Lud był i zostanie ludem, I gdy przebierze się miarka — Lepiejby...

PO PIE L U C H Co?

W ICHER Zejść mu z oczu.

PO PIE L U C H To znaczy ustać wpół drogi I przycupnąć na uboczu.

W ICHER Toć wczasują nawet bogi,

A tem bardziej... Wiedz, od roku

Z ważnym się zamysłem noszę — Pomóż do pierwszego kroku.

PO P IE L U C H A tym krokiem?

W IC H ER Dziewosłęby.

Długom wśród tych ścian i pował Myślał, gryzł się i sumował...

PO P IE L U C H Gryzł się? — ty krzepki, jak dęby?

( Gamratka, wychylona zza opon pawilonu tronowego, usły­

szaw szy wyraz «dziewoslęby», żachnęła się, — pogroziwszy, przebiega w prawo i kryje się za arrasem)

W IC H ER Nigdy nie trzeba przedwcześnie Dnia przed jego zmierzchem sławić.

W prawdziem jary, ale wrześnie, Co nawykły liście krwawić I otrząsać je z gałązek, Ju ż mi się na skroniach kładą, A takich w małżeński związek Młódki pojm ują nierado.

PO P IE L U C H Żadna z sąsiednich królewien, Choćby się najwyżej niosła, Nie odmówi ci, bądź pewien.

Do kogoż-to szlesz mię w posła ? 102

W ICHER

Muszę wpierw, bo rzecz dyskretna...

(zaciągnął arrasami drzwi prawe wgłębi, — wróciwszy, siada na stopniach tronu, — dobywając z zanadrza i przygląda­

jąc się) Przyjrzyj się tej minjaturze.

Twarz powabna i szlachetna, Z modrych oczu niebo zerka, Z czego piękną duszę wróżę.

(wręcza m u m iniaturę) P O P IE L U C H Choć życie wszystko zaciera, Twarzyczka ta mi nie obca...

(przysiadłszy się do niego, po chwili przyglądania się) Nie, nie zgadnę bez suflera.

Podpowiedz, któż to?

W IC H ER Iskierka.

P O P IE L U C H Praw da —

W IC H ER Znasz ją?

P O P IE L U C H

Owszem, znałem.

Nawet, wyrastając z chłopca, M adrygały o niej piałem —

W ICHER Aż tak?

103

P O PIE L U C H Jużci sub figura.

Jeden z nich teraz mi wpadł.

W IC H ER Posikąpiwszy niegdyś pióra, Mów z głowy, — posłucham rad.

P O PIE L U C H

( odtwarzając z pamięci, zraza ironicznym tonem, potem goręcej)

Zmozoliła się natura, Nim wydała taki kwiat.

Świt, jeżeli się różowi, To jej licom barwy skradł.

Je j-to ocząt lauzrowi

Niebo zawdzięcza swą głębię, Jej usteczkom woń swą róże, Jej bieli — biel swą gołębie, Skrzydła — aniołowie stróże, M uz wybrańcy — zachwycenie, Serce — nadziemskie słodycze, A dusza — wieczne zbawienie!

W IC H ER Pokraśniało ci oblicze.

PO P IE L U C H Jedni kraśnieją z latami, D rudzy gasną, jak te oczy.

W IC H ER Bądź szczery, jesteśmy sami. — O d roku, może dwóch lat, 104

K rążą szepty tajemnicze, Że z nienagrodzonych strat Zlęgly czerw, gryzie i toczy Jej serduszko.

P O P IE L U C H Może, może.

I mnie doszły takie wieści, Że tam żałoba na dworze N astała po mym odjeździe.

Ale czyż smutek niewieści, Co w zakątku łezkę roni,

M a wpoprzek stanąć mej gwieździe?

A może kraj króla Groma

— Spłacheć niewiększy od dłoni, W rolach szczerki, w strzechach słoma,

I nędza biedę popędza — Że kraj, w którym przypadkowo Dzień się zatlił nad mą głową, Gdzie bez pieluch i kolebki Wyrosłem zdrowy i krzepki, Że ten kraj, dziś już wspomnienie, Usidli i skrzydła mi zwiąże?

(ściemniło się i zwolna noc zapada) W IC H ER

( dobrodusznie) Dobry i taki przywianek — P O P IE L U C H (zrywając się, porywczo) W imię Ojca, Syna, Ducha!

Więc sądzisz, że czar bogdanek Uwięziłby Popielucha?

Że z piorunem myśli w czole Miast w gigantów stanąć mecie, Poszedłbym w czyjąś niewolę I na jednym spoczął kwiecie?

Nigdy! Genjusz, co mnie żenie, Przez blask sławy, miecza dzielność, Ponosi mię w nieśmiertelność!

Nie dla mnie śpiochów pół-chcenie, Nie dla mnie zaciszna chata,

Z tytanami mam przymierze, A domem mi — ogrom świata!

W ICHER

Teraz w twój dziewosłęb wierzę — PO P IE L U C H

Skorom przyrzekł, to i zrobię.

Każ po kraju szukać drużek, A jako zakład, przy żłobie Zostanie tu Złotonóżek.

W ICHER Raczej weź go, by w potrzebie...

P O P IE L U C H

Nie, nie, — niech tu na mnie czeka, Szczędzę go na większe prace.

A gdyby..., tak mądre źrebię Choćby i z tobą w kulbace N a mój zew przygna zdaleka.

Kiedyż w drogę?

W IC H ER Tejże chwili.

Lecz pierwej w serca ofierze

Niech się dusza ma posili.

N a klęczkach pójdę w kaplicę, Kędy często krzyżem leżę I żalu palę gromnice, Z a niebacznie odtrąconą Królową moją i żoną.

Ty ruszaj, bo noc za pasem, A ja za jakąś godzinę, Nawet kłusem niezbyt rączym, Dopędzę twoją drużynę.

Z aś na rozstaju pod lasem N a dobre się już rozłączym.

( wychodzi)

S c e n a 4 PO P IE L U C H Dziwne jest to ludzkie serce!

Gdyby ktoś temu dwa lata Napomknął mi o Iskierce, Tobym już... A dziś mię losy W iodą do niej w roli swata.

(zza pawilonu dobiega szczęk łańcuchów) Co to było? — czy znów m ajdan Zalał tłum głodny i bosy?

(w yjrzał oknem w ykuszu) Pusto, — nigdzie żywej duszy...

(wraca ku tronowi, szczęk się powtarza) O, znowu... Jakby zgrzyt kajdan Lub śpiżu, gdy młot go kruszy.

(dotknąwszy kolumn baldachimu)

Nie, to nie ty, kolumienko, Bobyś zadrżała pod ręką —

(rozgląda się, szczęk raz jeszcze się powtórzył, —- zza pawi­

lonu. wylania się widmo PU ST E L N IK A ) P O P IE L U C H

(ze zjeżonym włosem) Ktoś ty? ty, co przez sklepienia Przesiąknąłeś, jak przez sito?

Czyś ty snem?

W ID M O Głosem sumienia, P raw dą w księdze dusz wyrytą,

W kornych sercach — zbawczym blechem, W krnąbrnych — poręką zbawienia.

J a to z głębin czarnych nowi Dźwigam duchy i najsłabsze, Że w stają i lśnią na niebie.

Lecz kto nieodkupnym grzechem Zbluźni Świętemu Duchowi, Najwznioślejszych czuć się zaprze I darów ducha i siebie,

Ten...

PO P IE L U C H Ten?

W ID M O

Nadchodzi już chwila, Ju ż bliska, już się nachyla,

Że twej pychy rdza i śniedź Złamie cię nakształt badyla I będziesz jako jest zgrzebie I nieużytek i śmieć!!

108

P O P IE L U C H (rzucając się ku wykuszowi) P rzep ad n ij!

(W idm o gaśnie i znika) Puste wykusze...

Tylko cienie w krąg się g a rn ą —

(błysnęło za oknami, — GAM RA TKA , wychynąwszy z głębi, podchodzi zwolna ku niem u)

S c e n a 5 P O P IE L U C H Błyska się... daleko jeszcze...

A niechby nawet i blisko, H uragan nie lęka się burzy, Ani tuczy wywierzysko...

Skąd jednak po mnie te dreszcze?...

G A M RA TKA (szeptem, niemal do ucha) Ty drżysz o wynik podróży —

P O P IE L U C H N ieraz przykładałem ucho Do swej piersi, myśląc o niej — Milczała, milczała głucho.

G A M RA TKA A dziś jej imieniem dzwoni —

(błyskawica, po chwili slaby grzm ot) P O P IE L U C H

Czyżby czad był w gromów dymie,

109

Że tym nieba fajerwerkom Towarzyszy wciąż jej imię?...

GAM RATKA Iskierko! Skierko! Iskierko!

PO P IE L U C H Kto tu?!

( olśniewająca błyskawica) Czyś ty m ara nocna?

GAM RA TKA Wróżka.

PO P IE L U C H Zgadująca?

GAM RATKA Wszystko!

Objaw tylko swoje chęci, Rado będę ci pomocna.

Mogę napoić łubystką — PO PIE L U C H P recz!

GAM RATKA Więc wodą niepamięci.

PO P IE L U C H To już raczej.

GAM RATKA Do godziny

Zapomnisz świata, świat ciebie —

Przeminę?!

GAM RATKA W sercu dziewczyny Pamięć o tobie wytrzebię.

P O P IE L U C H Jakich nagród żądasz za to?

G A M RA TKA Choć nieraz się namozolę, Nie robię nic za zaplata.

Chcesz?

PO P IE L U C H Chcę.

GAM RA TKA

Różdżką na podłodze Kreślę koło. — Stań w tern kole. — Jużeś z rąk wypuścił wodze

I zdany na mocy wraże M usisz spełniać, co ci każę.

( w wykuszu, — cala w błyskawicach) Mitu-litu! z wiecznej nocy,

N a czerwonym burz kogutku, Ku wyręce, ku pomocy

Do mnie! do mnie mały ludku! ®

(przewlekły grom i świst wiatru, — przy dźwiękach muzyki wchodzi z wykusza procesja krasnoludków zrazu małych, na­

stępnie większych, naostatku dorosłych. W rękach ich świe­

cące różnobarwnie kwiaty, — czterech dorosłych niesie lektykę, całą w girlandach. Za lektyką jeszcze dwa krasnoludki, jeden

z obrzędowym strojem wiedźmy, drugi z maślnicą) P O P IE L U C H

111

S c e n a 6 P O P IE L U C H Jaka rozkoszna muzyka!

Cóż za śliczne krasnoludki!

GAM RA TKA

( wiodąc za rękę Popielucha ku lektyce) Oto cudowna lektyka

Z cudownemi dla cię skutki.

Lecz zanim cię w niej obniosą, Schyl się, — muszę tu z nad skroni Uciąć pukiel twoim włosom

I utoczyć krwi z twej dłoni.

( wzięła od trzymającego jej strój krasnoludka nożyczki, obcina Popieluchowi pęk włosów, zakluwa m a rękę, włosami krew

obciera )

Z małej straty — wielki dochód.

Siądź w lektykę, a wy — w pochód!

(P O P IE L U C H siada w łektykę, — krasnołudki ruszają z nią za pawilon, — podniecona dźwiękami muzyki, która stopnio­

wo się wzmagała, zaczyna — przy akompanjamencie burzy — tańczyć w zawrotnym wirze)

Grajcie surmy, grzmijcie kotły, Niechaj kipi czarna krew!

Luby taniec i bez miotły, Kiedy go pobudza gniew!

(wygrażając ku drzwiom, p rzez które wyszedł krół Wicher) Nowe pachnie ci zamęźcie,

Jużbyś się mnie pozbyć rad — Lecz dziewosłęb twój, na szczęście, Już w Gamratki sidła wpadł! —

(zaniechawszy tańca) 112

W rzucam oto krew i włos!

N ieraz z pomocą tych sztuczek Obracałam ludzi w nice I pieczętowałam los.

Żywo! ornat mój, peruka I zielone okulary!

(wkłada podaną sobie czerwoną perukę, lachmaniasty płaszcz i zielone okulary, po czem z djabelskim chichotem zaczyna ro­

bić masło, — po chwili odejmuje wierzchnik i zagląda do wnętrza)

Cości tw arda z niego sztuka...

Jeszcze nie jest całkiem stary I gdy spadną z niego piany, Mógłby być snadno poznany.

Mógłby mocą dobrej wróżki Innego niźli ja rodu,

Wrócić jeszcze raz na dróżki, Któremi kroczył zamłodu.

Więc leź jeszcze pod jasełko!

Nie masz czyli masz ochotę,

Nie masz czyli masz ochotę,

Powiązane dokumenty