Rembo. W inszuję, winszuję, panie G rzegorzu! G rzegorz. Czego?
Rembo. O! niby nie wiesz! czegożbym w in
szował, je śli nie ładnej oblubienicy.
G rzegorz. A tak... dziękuję ci.
Rembo. J a k się ożenisz, będę ci winszował
imieniem całego pułku.
G rzegorz. Nie rozumiem. B ardzo m ądrze g a
dasz; widać żeś syn organisty.
Rembo. W szyscy cieszyć się będą. G rzegorz. To dobrze.
Rembo. Co to przyjaciół będzie m iał pan G rze
gorz!
G rzegorz. T yle co i teraz. Rembo. W szyscy kochać go będą. G rzegorz. D opraw dy?
Rembo. Za to ręczę... a nie G rzegorza, to G rzegorzow ą.
Grzegorz. O, tego wcale nie chcę!
Rembo. Chcesz czy nie chcesz, to ta k będzie.
Grzegorz. Dajno mi pokój... nie lubię takich żartów .
Rembo. P rzyzw yczajaj się :
Grzegorz. Szalony! jakb
Rembo. Będzie niezawod
Grzegorz. Proszę cię, daj'
Rembo. Nie dam, bo m cię żal, ее taki* robisz głupstw o.
Grzegorz. Tobie zazdrość.
Rembo. Ale sta ry , sta ry !
Grzegorz przedrzeźniając. Ale młodziku, młodziku!
Rembo. Pom iarkuj...
Grzegorz. Idź do dyabła!
Rembo. Żeń się, kiedy chcesz; ale potem nie gniewaj się, gdy cię palcem w ytykać będą.
Grzegorz. N ik t mnie w ytykać nie będzie.
Rembo. J a pierw szy.
Grzegorz. K to mnie w ytykać będzie, temn p rzy tn ę wąsa.
Rembo. Chcąc przyciąć, trz e b a swego nadstaw ić.
Grzegorz. Choć nadstaw ię, bezpieczny od ciebie.
Rembo. Ciszej! bo ci pokażę, że nie je s t bezpieczny!
Grzegorz. P okażesz? chodź, chodź! pokaż, p o k a ż !
Damy i Huzary. 86
Rembo. Jednak...
G rzegorz. Aha! boisz się.
Rembo. Co? j a się boję! chodź! weźmiem p ała sz e !
G rzegorz• Chodź, chodź! O dchodzą do pokoju majora, NA XVII.
R otm istrz.
ra z pow tarzani, w szystko - ' 1 nędzy swoimi, k tó rzy wiedzą, ja k sobie życzym y; ale nie przed panną Anielą. Tego znieść nie mogę i trzeb a, abyś mnie p rzy niej przeprosił...
Major. T u cię przepraszam , a p rz y niej nie w arto...
R o tm istrz. Majorze, z większem uszanowaniem. Major. Moja siostra, ale tobie lepiej życzę
I powiadam, że ten s ta ry g r a t do niczego.
R o tm istrz. Majorze, do stu piorunów!
G rzegorz i Rembo w chodzą z p ałaszam i w ręku. SCENA X V III.
M ajor, R otm istrz, G rzegorz, Rem bo.
G rzegorz. Chodź, chodź, j a ci za ra z pokażę! Rembo. Do ogrodu, do ogrodu!
M ajor. A to co? Co to znaczy? Rembo, g a
Rembo. K iedy pan m ajor każe, to powiem, ja k
się ma rzecz cała. Oto G rzegorz, ta k i ja k go tu widzimy, zakochał się w F ru z i... w takim w ie ku... to proszę pana m ajora, trz e b a być głupim.
M ajor. No, no, cóż dalej?
Rembo. I chce się z nią żenić. N a starość
żenić się... to proszę pan a m ajora, trz e b a być szalonym.
M ajor. No, no, cóż dalej?
Rembo. Chciałem mu w ystaw ić, jakiego kło
potu nabędzie, chciałem mu powiedzieć, aby sobie przypom niał, że ile ra z y mąż sta ry , żona młoda, albo s ta ra żona a mąż młody, ty le ra z y nie zgodne m ałżeństwo. Bo proszę pana m ajora co młode to młode, co sta re to sta re : ogień pali, w oda gasi. Chciałem mu powiedzieć, że jem u ta k będzie ja k wszystkim dotąd było w podobnym ra z ie ; bo on, proszę pana m ajora, myśli, że dla niego inna kobieta urodziła się n a żonę i że on inaczej stary, ja k w szyscy co ju ż długo żyją. Otóż zacząłem mu o tern mówić, on mnie nie chciał słuchać, przym ów iliśm y sobie i stąd p rz y szło do kłótni.
G rzegorz. Nie mogłem ścierpieć, ja k mi powie
dział, że mnie koledzy palcem w ytykać będą, ja k moja żona, jak... to jest... jak...
M ajor. Rozumiem.
G rzegorz. A j a wiem, żem w równym w ieku
z panem majorem, i kiedy...
Damy i Huzary.
87
M ajor. Ciszej! zgoda!
R o tm istrz. Dlaczegóż gw ałtem mu radzisz, kiedy on nie chce tw ojej ra d y ?
Rembc Bo mi go żal, panie ro tm istrz u ; na
wiem, że sam będzie żałow ał, w krótce Ы л’М żałow ał; bo kto m iał rozum do tego wieku, 'oa długo stracić go nie może. Do- żołnierz, rozsądny człowiek, cował, a te ra z ta k ie głupstwo chce arobić, ta k ą śmieszność na siw ą głowę ścią gnąć. Mnie to przykro, raz, że mój przyjaciel, a potem, co mam stać w szeregu obok jelenia!
M ajor. Ciszej! zgoda!
Rembo. Niech mu pan m ajor także powie
z łaski swojej, że kto z młodu się nie ożenił, niech się n a staro ść nie żeni, a je śli się żeni, to niech sobie każe głowę ogolić...
M ajor. P recz! dość tego! zgoda! m arsz!
SCENA X IX .
M ajor, R otm istrz. Chodzą czas długi gwiżdżąc i nucąc, potem stają, patrzą na siebie i parsknąwszy
śmiechem, ściskają się wzajemnie.
R o tm istrz. Chcieliśmy podobno głupstw o zrobić! M ajor. I mnie się ta k zdaje.
R o tm istrz. W ielkie głupstwo.
M ajor. Niem a co mówić, w ielkie głupstw o! R o tm istrz. Niech go Bóg kocha, ja k nam ostro praw dę w ypowiedział.
88 Aleksander hr. Fiedro.
M ajor. P o huzarsku.
R otm istrz. Dawnom się ta k nie czerwienił. Major. P o t ciekł ze mnie.
R otm istrz. „N a długo nie może stracić rozum u.“ M ajor. I praw da.
R otm istrz śm iejąc się. „ Jele ń w szeregu.“
M ajor śm iejąc się. Cóż dopiero przed frontem!
R otm istrz. Co te kobiety z nas nie zrobiły! M ajor. W jednym dniu.
R otm istrz. P rzew róciły dom cały. M ajor. I głowy nasze.
R otm istrz. Chcieliśmy się żenić. M ajor. Nał co? po co?
R otm istrz. Kłóciliśmy się z sobą.
M ajor. To nie n a długo... P odając mu rękę.
R otm istrz. Tego byłyby nadal nie dokazały
Ś ciskając się. Ja k ż e ciebie czuć szołwiją.
Major. A ciebie piżmem.
R otm istrz. P a n n a A niela ta k mnie udarow ała
S taw ia flaszeczkę.
M ajor. Mnie D yndalska pokropiła.
SCENA X X .
Major, R otm istrz, Kapelan.
Kapelan. Moi panowie, nie wiem co się ti
dzieje .. nie chcę wiedzieć... nie chcę i dłużej b a Wić. Bądźcie zdrowi... szczęścia życzę... bardzt życzę.
Major. Kochany Józefie! przebacz, zapomnij
eo się działo... zostań.,, zostań... w szystko ju ż do porządku wróciło.
Rotmistrz. T y sta ry , i na mnie się gniew asz?
Kapelan. N a żadnego, na żadnego. I cóż sio te dzieje?
Major. Przyszliśm y do rozumu.
Kapelan. Brawo. K ładzie kapelusz.
Major. Kochaliśmy się, chcieliśmy się żenić.
Kapelan. Nie uchodzi, nie uchodzi.
Major. T eraz się nie kochamy i nie żenimy.
Kapelan. Mądrze, mądrze.
Major. Ale wiecie, przyjaciele, nie to żem zbłądził na chwilę, nie to mnie b o li; bo któż nie potknie się czasem. Ale czynność Edm unda, ta mi na sercu ja k kamień.
Kapelan. J a k a czynność?
M ajor. Wiedząc, że mi się Zosia podoba, chciał ją zbałamucić, chciał j ą wykraść.
Rotmistrz. To być nie może!
Kapelan. Majorze, m ajorze, co ty gadasz?
Major. Tak je s t niezawodnie.
Rotmistrz. To być nie może.
Kapelan. K tóż ci to powiedział? M ajor. Moje siostry.
Kapelan. I ty ś uw ierzył, ja k temu, żem z niemi • tobie rozmawiał.
R o tm istrz. J a niczemu nie wierzę: na raz sztuka.
Major. Klęczał przed nią.
09 Aleksander hr. Fredro.
Kapelan. P raw d a, p rzy pożegnaniu, polecając
jej szczęście twoje.
M ajor. Nie rozumiem.
Kapelan. Edm und i Zofia kochali się oddawna.
Zofia pewna, że jej ręki nie przyjm iesz, u legaj ac na pozór woli m atki, chciała
dalie jakiegoś nienawidzonego zarotcik». A \ c v
rzeczy inny obrót wzięły, Kamuud >si: odjechać, w yrzec się miłości, n i g d y już Zofii nic widzieć i abyś nie miał na serc : < ;•>; , wiecznie ci to u k r y w a ć ; posw ■ :
życie...
M ajor. T ak, ta k Edm und m yślał? śc isk ając gw ałtow nie kapelana. Edmundzie! kochany Edmundzie!
W ybiega.
SCENA X X I.
R otm istrz, K apelan, n astęp n ie O rgonow a, Dyn d alsk a, Aniela.
Orgonowa. Cóż tu za w iw aty?
R o tm istrz. Obchodzimy pow rót rozumu. D yndalska do kapelana. W aćpan tu jeszcze?
K apelan kłaniając się. T u jeszcze.
Aniela. R otm istrzu płochy, czekałam na ciebie. R o tm istrz. P raw dziw ie, bardzo żałuję, ale roz
w ażyw szy w szystko, widzę że... że jednak... to jest... że pomimo...
M ajor za sceną. Zosiu, Z o s iu W chodząc i p ro w a d ząc porucznika. Zosiu! Zofia w chodzi.
Damy i Huzary. 91 SCENA X X II.
O rgonow a, D yndalska, Aniela, R otm istrz, K apelan, M ajor, Zofia, Porucznik.
Major do zof”. Mój zastępca... twój mąż. D yndm ska. Cóż to je s t?
Aniela. ; - y ?
Drgonotcu I a: bracie?
Major, W ra z z moim m ajątkiem , którym mu
już eddaw na przeznaczał, zastąpi mnie przy Zoili. Kap, lanie, kadzi Г
Kapelan, Uchodzi, uchodzi i pobłogosławię.
Porucznik. Nie mówiłem ci, Zofio, że ja k ojca będziesz go kochać m usiała?
Zofia. Przyjem ny obowiązek, ta k zgodny z sercem.
Orgonowa. Miło mi dostać zięcia, który już zyskał mój szacunek. Bądźcie szczęśliwi.
Dyndalska. I pam iętajcie o ciotkach.
Aniela do rotm istrza. Ja k ż e będzie?
Rotmistrz. Trudno, aby co było.
Aniela. P rzyrzekłeś.
Rotmistrz. Nie mogę służyć.
Aniela. Zdrajca.
Major. Cicho, cicho. Niech wam dość będzie, moje damy, żeście huzarów zwyciężyły... że mu sieli kapitulow ać i ji wam w niewo lę... i to przyznajcie.
M p p p p p p y u i p f t
м у Л у т у д а у ^ М м м м М у М у ^ м у - і
| Н | М | Н | І Ш
y ^ l r f l " y ^ " y ^ M L h y " | - y y м М м І > Ш М у ^ І Ѵ Шl l l l I И і і Г І І II I
Л Ш Ш Ш
w M y ^ M y ™ w M y m y ^ № y ^ M y ^ M y y MИ м м ИЛ1 0 II 1 0 1 0 II
в щ в в
l O p p p p p p p L
у ^ М у ^ М у ^ М у ^ М у ^ М у ^ М у ^ М у ^ М у у п Л
Іѵп у ^ U у у М у у ІМ у-М у у U у у н и W учі IWI łkj
у ч і М у ^ М у ^ М у ^ м у ^ М у ^ М у ^ М у у М у ^ м
М у ^ М у ^ М у ^ М у ^ М у ^ М у ^ М у ^ а д М у ^
ушууМууМу«ууМу^шМууМууМ
M w M N M w M y y M w f c M y y M w M y y
ічіпЛіНІМІКіМіНІпЛіИІМІІЧіМіНіМііЧіМіНІпЛ
й
3 2 6 3 9 5
) L l M y 4| №
ш т н М
t a M l h l l m1
Ж 5 1 С С А Ш Ш Ш |И |М |И ( І Ч І .
і Ш § & Ш і Ш г J Ł U
І Ш І Ѵ Ш І Ѵ Ш
Ц KU
l i
Mlii & 3 2 8 3 9 5= = І ^ М і к І м І У І І
" ™ H i a i M i h i l H I
A i
У Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х ХLHjta.- klHltf^lHllft(lK1j^rMl^ltJj^My^l^y4j
Ч І і н і М і д а і д а і я і в д "
і г а р р р р р р ж
uiiIIlLllUlUlUlUlUlUiUlUlUlWlMlWlfWflŁKlM
W Y Ż S Z A S Z K O Ł A P E D A G O G I C Z N A W K I E L C A C H B I B L I O T E K A