• Nie Znaleziono Wyników

V I. G rzegorz, Rem bo

Rembo. W inszuję, winszuję, panie G rzegorzu! G rzegorz. Czego?

Rembo. O! niby nie wiesz! czegożbym w in­

szował, je śli nie ładnej oblubienicy.

G rzegorz. A tak... dziękuję ci.

Rembo. J a k się ożenisz, będę ci winszował

imieniem całego pułku.

G rzegorz. Nie rozumiem. B ardzo m ądrze g a ­

dasz; widać żeś syn organisty.

Rembo. W szyscy cieszyć się będą. G rzegorz. To dobrze.

Rembo. Co to przyjaciół będzie m iał pan G rze­

gorz!

G rzegorz. T yle co i teraz. Rembo. W szyscy kochać go będą. G rzegorz. D opraw dy?

Rembo. Za to ręczę... a nie G rzegorza, to G rzegorzow ą.

Grzegorz. O, tego wcale nie chcę!

Rembo. Chcesz czy nie chcesz, to ta k będzie.

Grzegorz. Dajno mi pokój... nie lubię takich żartów .

Rembo. P rzyzw yczajaj się :

Grzegorz. Szalony! jakb

Rembo. Będzie niezawod

Grzegorz. Proszę cię, daj'

Rembo. Nie dam, bo m cię żal, ее taki* robisz głupstw o.

Grzegorz. Tobie zazdrość.

Rembo. Ale sta ry , sta ry !

Grzegorz przedrzeźniając. Ale młodziku, młodziku!

Rembo. Pom iarkuj...

Grzegorz. Idź do dyabła!

Rembo. Żeń się, kiedy chcesz; ale potem nie gniewaj się, gdy cię palcem w ytykać będą.

Grzegorz. N ik t mnie w ytykać nie będzie.

Rembo. J a pierw szy.

Grzegorz. K to mnie w ytykać będzie, temn p rzy tn ę wąsa.

Rembo. Chcąc przyciąć, trz e b a swego nadstaw ić.

Grzegorz. Choć nadstaw ię, bezpieczny od ciebie.

Rembo. Ciszej! bo ci pokażę, że nie je s t bezpieczny!

Grzegorz. P okażesz? chodź, chodź! pokaż, p o k a ż !

Damy i Huzary. 86

Rembo. Jednak...

G rzegorz. Aha! boisz się.

Rembo. Co? j a się boję! chodź! weźmiem p ała sz e !

G rzegorz• Chodź, chodź! O dchodzą do pokoju majora, NA XVII.

R otm istrz.

ra z pow tarzani, w szystko - ' 1 nędzy swoimi, k tó rzy wiedzą, ja k sobie życzym y; ale nie przed panną Anielą. Tego znieść nie mogę i trzeb a, abyś mnie p rzy niej przeprosił...

Major. T u cię przepraszam , a p rz y niej nie w arto...

R o tm istrz. Majorze, z większem uszanowaniem. Major. Moja siostra, ale tobie lepiej życzę

I powiadam, że ten s ta ry g r a t do niczego.

R o tm istrz. Majorze, do stu piorunów!

G rzegorz i Rembo w chodzą z p ałaszam i w ręku. SCENA X V III.

M ajor, R otm istrz, G rzegorz, Rem bo.

G rzegorz. Chodź, chodź, j a ci za ra z pokażę! Rembo. Do ogrodu, do ogrodu!

M ajor. A to co? Co to znaczy? Rembo, g a­

Rembo. K iedy pan m ajor każe, to powiem, ja k

się ma rzecz cała. Oto G rzegorz, ta k i ja k go tu widzimy, zakochał się w F ru z i... w takim w ie­ ku... to proszę pana m ajora, trz e b a być głupim.

M ajor. No, no, cóż dalej?

Rembo. I chce się z nią żenić. N a starość

żenić się... to proszę pan a m ajora, trz e b a być szalonym.

M ajor. No, no, cóż dalej?

Rembo. Chciałem mu w ystaw ić, jakiego kło­

potu nabędzie, chciałem mu powiedzieć, aby sobie przypom niał, że ile ra z y mąż sta ry , żona młoda, albo s ta ra żona a mąż młody, ty le ra z y nie­ zgodne m ałżeństwo. Bo proszę pana m ajora co młode to młode, co sta re to sta re : ogień pali, w oda gasi. Chciałem mu powiedzieć, że jem u ta k będzie ja k wszystkim dotąd było w podobnym ra z ie ; bo on, proszę pana m ajora, myśli, że dla niego inna kobieta urodziła się n a żonę i że on inaczej stary, ja k w szyscy co ju ż długo żyją. Otóż zacząłem mu o tern mówić, on mnie nie chciał słuchać, przym ów iliśm y sobie i stąd p rz y ­ szło do kłótni.

G rzegorz. Nie mogłem ścierpieć, ja k mi powie­

dział, że mnie koledzy palcem w ytykać będą, ja k moja żona, jak... to jest... jak...

M ajor. Rozumiem.

G rzegorz. A j a wiem, żem w równym w ieku

z panem majorem, i kiedy...

Damy i Huzary.

87

M ajor. Ciszej! zgoda!

R o tm istrz. Dlaczegóż gw ałtem mu radzisz, kiedy on nie chce tw ojej ra d y ?

Rembc Bo mi go żal, panie ro tm istrz u ; na

wiem, że sam będzie żałow ał, w krótce Ы л’М żałow ał; bo kto m iał rozum do tego wieku, 'oa długo stracić go nie może. Do- żołnierz, rozsądny człowiek, cował, a te ra z ta k ie głupstwo chce arobić, ta k ą śmieszność na siw ą głowę ścią­ gnąć. Mnie to przykro, raz, że mój przyjaciel, a potem, co mam stać w szeregu obok jelenia!

M ajor. Ciszej! zgoda!

Rembo. Niech mu pan m ajor także powie

z łaski swojej, że kto z młodu się nie ożenił, niech się n a staro ść nie żeni, a je śli się żeni, to niech sobie każe głowę ogolić...

M ajor. P recz! dość tego! zgoda! m arsz!

SCENA X IX .

M ajor, R otm istrz. Chodzą czas długi gwiżdżąc i nucąc, potem stają, patrzą na siebie i parsknąwszy

śmiechem, ściskają się wzajemnie.

R o tm istrz. Chcieliśmy podobno głupstw o zrobić! M ajor. I mnie się ta k zdaje.

R o tm istrz. W ielkie głupstwo.

M ajor. Niem a co mówić, w ielkie głupstw o! R o tm istrz. Niech go Bóg kocha, ja k nam ostro praw dę w ypowiedział.

88 Aleksander hr. Fiedro.

M ajor. P o huzarsku.

R otm istrz. Dawnom się ta k nie czerwienił. Major. P o t ciekł ze mnie.

R otm istrz. „N a długo nie może stracić rozum u.“ M ajor. I praw da.

R otm istrz śm iejąc się. „ Jele ń w szeregu.“

M ajor śm iejąc się. Cóż dopiero przed frontem!

R otm istrz. Co te kobiety z nas nie zrobiły! M ajor. W jednym dniu.

R otm istrz. P rzew róciły dom cały. M ajor. I głowy nasze.

R otm istrz. Chcieliśmy się żenić. M ajor. Nał co? po co?

R otm istrz. Kłóciliśmy się z sobą.

M ajor. To nie n a długo... P odając mu rękę.

R otm istrz. Tego byłyby nadal nie dokazały

Ś ciskając się. Ja k ż e ciebie czuć szołwiją.

Major. A ciebie piżmem.

R otm istrz. P a n n a A niela ta k mnie udarow ała

S taw ia flaszeczkę.

M ajor. Mnie D yndalska pokropiła.

SCENA X X .

Major, R otm istrz, Kapelan.

Kapelan. Moi panowie, nie wiem co się ti

dzieje .. nie chcę wiedzieć... nie chcę i dłużej b a Wić. Bądźcie zdrowi... szczęścia życzę... bardzt życzę.

Major. Kochany Józefie! przebacz, zapomnij

eo się działo... zostań.,, zostań... w szystko ju ż do porządku wróciło.

Rotmistrz. T y sta ry , i na mnie się gniew asz?

Kapelan. N a żadnego, na żadnego. I cóż sio te dzieje?

Major. Przyszliśm y do rozumu.

Kapelan. Brawo. K ładzie kapelusz.

Major. Kochaliśmy się, chcieliśmy się żenić.

Kapelan. Nie uchodzi, nie uchodzi.

Major. T eraz się nie kochamy i nie żenimy.

Kapelan. Mądrze, mądrze.

Major. Ale wiecie, przyjaciele, nie to żem zbłądził na chwilę, nie to mnie b o li; bo któż nie potknie się czasem. Ale czynność Edm unda, ta mi na sercu ja k kamień.

Kapelan. J a k a czynność?

M ajor. Wiedząc, że mi się Zosia podoba, chciał ją zbałamucić, chciał j ą wykraść.

Rotmistrz. To być nie może!

Kapelan. Majorze, m ajorze, co ty gadasz?

Major. Tak je s t niezawodnie.

Rotmistrz. To być nie może.

Kapelan. K tóż ci to powiedział? M ajor. Moje siostry.

Kapelan. I ty ś uw ierzył, ja k temu, żem z niemi • tobie rozmawiał.

R o tm istrz. J a niczemu nie wierzę: na raz sztuka.

Major. Klęczał przed nią.

09 Aleksander hr. Fredro.

Kapelan. P raw d a, p rzy pożegnaniu, polecając

jej szczęście twoje.

M ajor. Nie rozumiem.

Kapelan. Edm und i Zofia kochali się oddawna.

Zofia pewna, że jej ręki nie przyjm iesz, u legaj ac na pozór woli m atki, chciała

dalie jakiegoś nienawidzonego zarotcik». A \ c v

rzeczy inny obrót wzięły, Kamuud >si: odjechać, w yrzec się miłości, n i g d y już Zofii nic widzieć i abyś nie miał na serc : < ;•>; , wiecznie ci to u k r y w a ć ; posw ■ :

życie...

M ajor. T ak, ta k Edm und m yślał? śc isk ając gw ałtow nie kapelana. Edmundzie! kochany Edmundzie!

W ybiega.

SCENA X X I.

R otm istrz, K apelan, n astęp n ie O rgonow a, Dyn­ d alsk a, Aniela.

Orgonowa. Cóż tu za w iw aty?

R o tm istrz. Obchodzimy pow rót rozumu. D yndalska do kapelana. W aćpan tu jeszcze?

K apelan kłaniając się. T u jeszcze.

Aniela. R otm istrzu płochy, czekałam na ciebie. R o tm istrz. P raw dziw ie, bardzo żałuję, ale roz­

w ażyw szy w szystko, widzę że... że jednak... to jest... że pomimo...

M ajor za sceną. Zosiu, Z o s iu W chodząc i p ro w a­ d ząc porucznika. Zosiu! Zofia w chodzi.

Damy i Huzary. 91 SCENA X X II.

O rgonow a, D yndalska, Aniela, R otm istrz, K apelan, M ajor, Zofia, Porucznik.

Major do zof”. Mój zastępca... twój mąż. D yndm ska. Cóż to je s t?

Aniela. ; - y ?

Drgonotcu I a: bracie?

Major, W ra z z moim m ajątkiem , którym mu

już eddaw na przeznaczał, zastąpi mnie przy Zoili. Kap, lanie, kadzi Г

Kapelan, Uchodzi, uchodzi i pobłogosławię.

Porucznik. Nie mówiłem ci, Zofio, że ja k ojca będziesz go kochać m usiała?

Zofia. Przyjem ny obowiązek, ta k zgodny z sercem.

Orgonowa. Miło mi dostać zięcia, który już zyskał mój szacunek. Bądźcie szczęśliwi.

Dyndalska. I pam iętajcie o ciotkach.

Aniela do rotm istrza. Ja k ż e będzie?

Rotmistrz. Trudno, aby co było.

Aniela. P rzyrzekłeś.

Rotmistrz. Nie mogę służyć.

Aniela. Zdrajca.

Major. Cicho, cicho. Niech wam dość będzie, moje damy, żeście huzarów zwyciężyły... że mu­ sieli kapitulow ać i ji wam w niewo­ lę... i to przyznajcie.

M p p p p p p y u i p f t

м у Л у т у д а у ^ М м м м М у М у ^ м у - і

| Н | М | Н | І Ш

y ^ l r f l " y ^ " y ^ M L h y " | - y y м М м І > Ш М у ^ І Ѵ Ш

l l l l I И і і Г І І II I

Л Ш Ш Ш

w M y ^ M y ™ w M y m y ^ № y ^ M y ^ M y y M

И м м ИЛ1 0 II 1 0 1 0 II

в щ в в

l O p p p p p p p L

у ^ М у ^ М у ^ М у ^ М у ^ М у ^ М у ^ М у ^ М у у п Л

Іѵп у ^ U у у М у у ІМ у у у U у у н и W учі IWI łkj

у ч і М у ^ М у ^ М у ^ м у ^ М у ^ М у ^ М у у М у ^ м

М у ^ М у ^ М у ^ М у ^ М у ^ М у ^ М у ^ а д М у ^

ушууМууМу«ууМу^шМууМууМ

M w M N M w M y y M w f c M y y M w M y y

ічіпЛіНІМІКіМіНІпЛіИІМІІЧіМіНіМііЧіМіНІпЛ

й

3 2 6 3 9 5

) L l M y 4| №

ш т н М

t a M l h l l m

1

Ж 5 1 С С А Ш Ш Ш |И |М |И ( І Ч І .

і Ш § & Ш і Ш г J Ł U

І Ш І Ѵ Ш І Ѵ Ш

Ц KU

l i

Mlii & 3 2 8 3 9 5= = І ^ М і к І м І У І І

" H i a i M i h i l H I

A i

У Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х Х

LHjta.- klHltf^lHllft(lK1j^rMl^ltJj^My^l^y4j

Ч І і н і М і д а і д а і я і в д "

і г а р р р р р р ж

uiiIIlLllUlUlUlUlUlUiUlUlUlWlMlWlfWflŁKlM

W Y Ż S Z A S Z K O Ł A P E D A G O G I C Z N A W K I E L C A C H B I B L I O T E K A

0 9 1 2 2 5

Powiązane dokumenty