• Nie Znaleziono Wyników

SCEN A PIĘTNASTA

W dokumencie Sybir : dramat narodowy w 4-ech aktach (Stron 73-85)

CIŻ SAMI. — ANIUCZKIN. Z d ra s tw u jtie !... ja k ’w am po diełu. A K SA K Ó W d o b ro d u ­

ga-sk azan i, ja ich odbiorę po ra c h u n k u . — W o t eto

W s i o ! — m a h a rd ą m inę i bije się szp ic ru tą po k o ń cach bu tó w .

A K S A K Ó W z irytow any. W y się zapom inacie O sipie G ry - g o rje w ic z u ! w y do m nie m ów icie takim to n em — ja w ran d ze generała.

AN IU CZK IN . D a... w ra n d z e no nie generał. — U m n ie ro zk az bije się po kieszeni i ja tym ro zk az em silny. M o­ żecie się n a m nie sk arży ć, ja k chcecie... m nie eto

W S iO r a w n O . A k sak ó w i T araso w icz p a trz ą się n a siebie zg n ę­ b ien i, po chw ili A k sak ó w m ów i cicho do T araso w icza.

A K SA K Ó W . Z o staw cie m nie z tym drianiem . C zekajcie na m nie u siebie — ch o ć b y całą noc.

T A R A S O W IC Z . D obrze. Do A niuczkina. W y O sipie G ry- g o rjew iczu słuchajcie lepiej rad P iotra Stepanow dcza, on u m n y człow iek, z nim idąc rę k a w rękę m o żn a zdiełać karjerę.

A N IU CZK IN . N aplew aP m nie n a k arjerę, ja słucham w y ż sz y c h ro zk az ó w , a nie g u b e rn a to ró w .

T A R A S Ó W IC Z . D a... da... no w sio taki łuczsze. wychodzi.

SCENA SZESNASTA.

A K S A K Ó W nagle

gorąco. M ałodoj c z e ło w ie k ! M a­ łodoj czeło- w iek... nie ta k g o rąco ... — eto g łu p o s t’ eto d z ie rz o st’.

A N IU CZK IN tak że g o rąco . E to dzierżosb z a trz y m y w a ć w ię­ źniów , k tó rzy są m o ją w łasnością.

A K SA K Ó W . D a... w y dlatego chcecie ich w yprow rad zićr żeb y zn ó w po e tap ac h m ieć w ładzę n ad Z d a n o w sk ą . D a ro m a n su jcie zdieś — to w ygodniej. No pojm itie, że ja dla w a sz y c h ro m a n ó w nie m ogę stracić k ary ery . ANIU CZK IN h a rd o z iro n ią. A ja dla wraszej k a ry e ry n ie

chcę tracić m oich ro m an ó w .

A K S A K Ó W wściekły. J a n apiszę ob etom do P e te rsb u rg a .

A N I U C Z K I N . Piszcie — ot pióro i p ap ier — sztafetę AN IU CZK IN . — A K SA K Ó W .

m ożecie p osłać dziś jeszcze... no ju tro zdacie mi w ię­ źniów , a ja z niem i pójdę. A ksaków chodzi znów po p o k o ju , Jamie ręce — nag le p rz y b ie ra m inę d o b ro d u sz n ą i sta je p rz e d A niuczkinem .

A K SA K Ó W . W y znajetie czto... w y że d żen telm an y , p o liro w an y je ludzie, m y sobie u s tę p s tw a ju ż nie je ­ dne robili... Ot — g a łu b c z y k — na prim ier z M arfaj G aw ryłow noj — ty że p o n in ajesz... ja nie ślepy — ja dużo w idzę — no u m nie po liró w k a... — ja w iem , że m łodość... ta k ja k ot — p rzez palce.

A N IU CZK IN . A !... p a trz y z ironicznym g ry m asem na A k sak o w a.

A K SA K Ó W . T a k i w y Zosiej G ry g o rjew icz dołżniby tak że p rzez palce...

ANIUCZKIN. P ozw oltie... Z w a sz ą żo n ą eto po milo- śnej części, a eto po słu żb o w ej.

A K S A K Ó W żyw o. No, ja przecież m ilczałem .

ANIU CZK IN . E to uż w a sz a w o la! Z aczem że w y m il­ czeli ? P au za. A ksaków rw ie bak en b ard y , w reszcie znów sta je przed A niuczkinem i m ów i z u d a n ą sw o b o d ą .

A K SA K Ó W . W y znajetie... m nie p rzy sz ła idea... czu d n a idea... — m y rozigrajem sz to sa o Z d an o w sk a w o ... Czto ? ot k artoczki. E to p re k ra sn o — eto bu d iet — rom anticzno... w y lubicie takie lerm o n to w sk ie k a ­ w ały... N a sogłasien ? C hw yta k a rty i ta su je z gorączkow ym p o ­ śpiechem . T o m oja... to w a sz a stro n a... A niuczkin patrzy na niego.

A K S A K Ó W rzu ca. Mai, w a sz y , m a i ! t u z ! t u z ! Z d an o w - skij m ó j! m ój... ja w y ig rał Z d a n o w sk a w o !

ANIU CZK IN . W y ?

A K SA K Ó W . D a pozw oltie b atiu szk a... m y czestn o igrali.. A NIUCZKIN. Czto w zd o r szto s ! ro zrz u c a szp ic ru tą k a rty b r O Ś -

t i e !... lepiej w y d ajcie mi w a sz e św iad ectw o . A K S A K Ó W wściekły. Nie dam .

AN IU CZK IN . M usicie, nic nie stoi na p rzeszk o d zie. A K SA K Ó W . Je st spisek.

ANIU CZK IN. T o plotki... d o w o d ó w nie m a. — Ja j u ­ tro jad ę ... ---- p raszcz ajtie ! ju ż we d rzw iach nadziew ając czapkę.

A co do w aszej żo n y , to — w y w iecie... ja n a duel

S O ° i a s i e n . Śm ieje się i w ychodzi, trz a sk a ją c d rzw iam i.

szka! B u k a s z k a ! gdzie ty s fo ło c z ! B u k a s z k a ! BU K A SZK A . S łu sza ju w a sz e p re w o stro d itie lstw o ! A K SA K Ó W pieniąc się ze złości. E h ! ty p o h a n n e ryło ! ty

sw in sk a ja r o ż o ! t y ! gdzie ty był — m alczi ścią g a b u t i wali nim B u k aszk ę w głow ę. W o P tiebie a tw ie t’ ! Po chw ili ju ż u sp o k o jo n y . N a — te ra z lżej... d a ! a !... Idź do tu rm y i za n ie ś ten p ap ier do A n em p o d ista W a siljew icza —

W r a c a j W tę m inutę. B u k asz k a o b c ie ra jąc k rew , odchodzi.

A N IU CZK IN sam — w c iąg a b u t. Ja b y sobie w m ordy nap lu ć kazał, Żeby ja tę okazy ę Z rąk w ypuścił. W y d o b y w a re ­ w o lw e r i kładzie n a b iu rk u . T o się z aw sze p rzy d a. Podchodzi do okna i stoi chw ilę op arty o szybę. A n em p o d ist W asyljew icZ idzie... B iegnie do przed p o k o ju •— w p a d a T araso w icz.

T A R A S O W IC Z w fu trze — n a p ro g u . CztO ? C Z tO ? A K SA K Ó W . K azaliście p rzy w ieść?

T A R A S O W IC Z . Idą! ale ja chciał się dow iedzieć... C óż A niuczkin ?

A K SA K Ó W . P roklatoj sk atin a... odstąpić nie chce... T a k m y te ra z całą p arą. B ędziem n a w ła sn ą rękę a re ­ sz to w a ć Z d a n o w sk o w o i w k a z a m a ty n a dół... N iech go sta m tą d A niuczkin d ostanie.

T A R A S O W IC Z . T a k , m o ż n a go z a ra z w k azam atę z a ­ p row adzić.

A K SA K Ó W . Nie gałubczT k... T rz e b a p o liro w an n o ... D e­ likatnie... A d m in istracy jn y p o rząd e k ... da, no z poli- ro w k ą. Ja z nim p o g ad a m i nie b ęd ę P iotrem S tę p a

-SCENA SIEDMNASTA.

A K SA K Ó W . A ch ty sk a tin a! ty m ier- żaw iec ! cztob ty ruki i nogi połam ał

stara się opam iętać.C ztO

m nie tiepier die- łaP ! A h a ! B u k a-A K S a-A K Ó W Sa-AM — później T a-A R a-A ­

S O W IC Z — później BU K A SZK A .

n o w iczem A k sak o w em , ja k ja je m u z głębi d u szy choć pół w y z n a n ia nie w y d rę. Ja z n a m jeg o c h a ra k ­ ter. Jego trz e b a czem ś rozd rażn ić do o sta tecz n o ści, a w y g ad a. P otem b ęd ę m iał n a czem ś się oprzeć... rozum iecie ?

T A R A SO W IC Z . Ale zaczem w y o b u k ażecie p rz y w o ­ dzić? ja go z M akarym rozkuć k ażę...

A K SA K Ó W żywo. S o ch ran i B o h ! M akar będzie mój św ia­ dek, że Z d an o w sk i się przyznał.

T A R A S O W IC Z . M akar z niemi w zm ow ie.

A K SA K Ó W . My m u p rzy o b iecam y , że m u na w io sn ę uciec p o zw o lem y , to będzie gadał, ja k m y chcem y. T A R A S O W IC Z . R óbcie ja k chcecie -— ja głow ę tracę.

C zy u n tero ficer m a b y ć w kom nacie w czasie p rz e ­ słu ch an ia.

A K S A K Ó W . N a co?

T A R A S O W IC Z . Dla b e z p iec zeń stw a .

A K S A K Ó W pokazując rewolwer. E to m ój u n te ro fic e r! A niech czterech so łd ató w stoi w sieni razem z unteroficerem ... w danej chwili gdy ich zaw o łam — niech p o c h w y c ą w ięźn ió w . D ajcie mi klucze od k a jd an , ro zk u ć ich d o ­ piero w ted y k ażę i p o p ro w ad zić osobno.

T A R A S O W IC Z . U n tero ficer m a ju ż klucze przy sobie. A K SA K Ó W . A te raz w y idźcie do siebie. N iech się

dziś nikt w turm ie sp ać nie kładzie, ośw iecić o k n a całego b u d y n k u . P uścić w ru c h po m ieście ze dw ie kibitki. N iech tu rk o czą i b u d z ą ludzi całą noc. B ę­ dziem y robić rzeczy en g ran d , żeb y n a s aż w P e ­ te rsb u rg u posłyszeli. PraSZCZajtie ! T araso w icz odchodzi.

A K SA K Ó W chw ilę s łu c h a — sły ch ać brzęk k a jd a n coraz bliższy. No, kra-siw a lalko z tiem p eram en tem ... T y ju ż Z d a n o w sk o w o c h y b a po m oim trupie d ostaniesz.

SCEN A OŚM NASTA.

U N T E R O F IC E R . W a sz e p re w o sh o -A K S-A K Ó W — U N T E R O F IC E R — e z e st5" 0 " ' ^

Z D A N O W SK I - BRODIAGA - A K SA K Ó W p rzery w a.

BU K A SZK A — w przedpokoju i sieni Ł ad n o , o staw cie

4 so łd ató w z b ag n etam i. w i ę ź n i ó w Z e m n ą ,

sam i cofnijcie się do sieni i czekajcie n a m ój rozkaz. A dajcie klucz od k ajdan.

U N T E R O F I C E R . OtO Są kładzie klucze n a b iu rk u . B ro d iag a p atrzy chciw ie n a klucze.

BRODIAGA cicho do Zdanowskiego. S m otri bratiec... klucze do k a jd a n na biurku.

Z D A N O W SK I dość o b o jętnie. W idzę, M akar.

A K SA K Ó W do U n tero flcera i so łd ató w . U chodźcie na lesnicę. B u k aszk a, ty siedź W p rz e d p o k o ju ! B u k aszk a cofa się do p rz ed p o k o ju i przym yka drzw i. Na scenie z o sta je A k sak ó w , Z d an o w sk i i B ro d iag a M akar, sk u ci łań cu ch am i za nogi.

A K SA K Ó W chodzi chw ilę po pokoju — zatrzy m u je się koło p ie c a i pa­ trzy na Z danow skiego. P an Z d an o w sk i w ie, co to je s t o m sk a sp ra w a ?

Z D A N O W SK I u derzo n y tem i słow y po d n o si głowę.

A K SA K Ó W . A pan Z d an o w sk i w ie, kto był k siądz Sie- rociński ? h a ?

Z D A N O W S K I k ró tk o . W ie m !

A K SA K Ó W . A p an Z d an o w sk i w ie, że za b u n t i izm ien- je za p rzeciąg an ie polskiej intrygi n a ziem ię św iętej Rosyi na której p an n a sz n ajm iło ściw y pozw olił żyć p a n u Z d an o w sk iem u — je s t od 1830 ro k u w O m sku kam ień, na któ ry m je st je d en aście polskich n azw isk . Z D A N O W SK I. W iem i um iem te n a z w isk a n a pam ięć.

Nie tylko ja, ale i w sz y sc y moi — ale i m oje dzieci, skoro do sa m o p o z n an ia przyjdą.

A K SA K Ó W . D a... eto rom antizrn... i w y by Polaki nie m ogli o d d y ch ać, żebyście ro m a n tik u nie podpuskali. Ale to gorzej, że w y nie tylko n a ro m a n tik ach p rz e ­ stajecie, a ot... sw o je intry g an ck ie zachcianki, co k rw ią płacić m usicie, dalej ro zp ro w ad zacie... Ot i do m nie doszły w ieści, że są tu ta j ludzie, któ ry m m ało było

w zn iecać g a su d a rstw ie n n y c h k ry z y só w w P olsce i ch cą się zrobić sk azo czn y m i b o h ate ram i i robią spiski p rz e ­ ciw ru sk o m u w ła d y cze stw a. M ało tego... oni u w le - k ają i u w o d z ą n aró d S y b iru i ch c ą w trącić w n ie ­ szczęście. A n arodow i sy b irsk iem u je s t dobrze pod p a n o w an iem naszeg o m iłościw ego p a n a i on sam nie życzy sobie żadnej odm iany... P ra w d a M akar?

BRODIAG A. D a od k u d a ja m ogę w iedzieć takie rzeczy w a sz e p rew o sh o d itielstw o .

A K SA K Ó W . T y że sam je ste ś S y b irak — i z ludu. BRODIAGA. N iet b rat, ja złodziej i w łó częg a — to się

nie liczy do ludu.

ZD A N O W SK I. G dy b y ludow i sy b irsk iem u było rz e c z y ­ w iście ta k dobrze pod p an o w an iem w a sz e m — to co w y n azy w acie p o lsk ą in try g ą nie p rzy jm o w ało b y się tak łatw o w d u sz a c h tu te jsz y c h ludzi.

A K SA K Ó W . A w ot, pan z a c z y n a ro zu m o w ać. T o d o ­ brze. Ja tylko tego p rag n ął... nic w ięcej. Ja chciał pom ów ić z panem , ja k ró w n y z ró w n y m . — P a n p a ­ trzy na k a jd a n y ? ...

ZD A N O W SK I. N ie... bo zakuliście mi tylko nogi... Z a ­ tam ow aliście ru ch , ale nie spraraliżow ali myśli. A K S A K Ó W . Da... w ot... p rek rasn o . T a k m y m o ż em y m yśli

sw o je w ym ieniać, bo one są w olne i nie sk rę p o w a n e . BRODIAGA do Z d an o w sk ieg o cicho. Nie gadaj ty z nim b ra -

tiec... ty nie zd zierży sz słów ... u ciebie pierw ej słow o, potem m yśl... nie g adaj ty...

A K SA K Ó W gwałtownie. M akar, nie w olno m ów ić po cicho. BRODIAGA. A odkąd że to w a sz e p ro w o sc h o d itielstw o

trz eb a trąbić po p o k o jac h g u b e rn a to ra ? E to nie p o ­ litycznie !

A K S A K Ó W . B ro ś!

BRODIAGA. H o sp o d i! b atiu sz k a — zaczem ru g a je sz sia?... A K SA K Ó W do Z dan o w sk ieg o . T a k p an zn ajd u je, że S y b i­

rak o m źle pod p a n o w a n ie m A lek san d ra II. i chciałby p an ich o sw o b o d zić?... Z d an o w sk i m ilczy.

A K SA K Ó W . D a, niech p a n pow ie s w o ją m yśl, ja p a n u p ow iem m oją.

BRODIAGA szybko. M yśl ja k p tak ... m ożno jej dow olno' p ióra p o farb o w ać.

A K SA K Ó W . M a łcz i! N iech je d n a k p an Z d an o w sk i m nie pow ie, sk ąd u w a s ta k a n ag ła m iłość dla lu d u się w zięła ? W y tam w P olsce głów nie b u n t podnieśli przez to, że n asz naj miłości w sz y p a n zniósł p o d d a ń ­ stw o ... i uw olnił z pod w aszej p rzem o cy w łościan. ZD A N O W SK I. K łam iesz pan ! ja sam n a rok p rze d re ­

sk ry p tem carskim w d w ó ch w sia c h m oich zniosłem p ań szczy zn ę.

A K S A K Ó W . D a... da... no eto z in te re su — n ajlep szy d o w ó d ja k w łościanie przyjęli w asze u w olnienie. Z D A N O W SK I. Nie n a sz a to w ina. N asyłaliście ju ż w ted y

w a sz y c h a g en tó w , a b y osłabić n asz d o statn i w p ły w n a d lu d e m i w m aw ialiście w ch łopów , że zam ia ry n a sz e były nieczyste i że jeśli d aw aliśm y im wolność* to z ch y trą m yślą ich zg u b y .

A K SA K Ó W . N o... b ro śm y eto... to był w a sz lud, ale tu n a Sybirze.

Z D A N O W SK I co raz w ięcej z ap alając się. L u d je s t WSZędzie lu - d em ... to je s t tą p e w n ą ilością m ięsa p rz e z n a c z o n ą n a głód, na cierpienie, na p o datki, n a kule a rm a tn ie ... A K S A K Ó W . T a k i u stró j p a ń s tw o w y !

Z D A N O W SK I gw ałtow nie. Nie p a ń stw o w y , ale s z a ta ń s k i! S ą przecież w olne i sw o b o d n e l u d y ! S ą p rzecież gdzieś pod słońcem d u sz e nie sk u te w ięzam i, nie słu żące za ż e r dla jed n e g o d esp o ty i zgrai jeg o s łu ­ żalców . — A jeśli n a w e t takich lu d ó w nie m a, to n a ­ leży ich s tw o r z y ć ! to należy z e rw a ć k a jd a n y w ie k o ­ w ej pleśni, ro zw in ą ć skrzydła, n a nich podnieść ty ch , co w kału ży łez i krw i w łasn ej bezsilnie toną.

A K S A K Ó W . T o piękne sło w a ! D e k lam acy a... u w a s w Polsce w sz y sc y deklam ują.

ZD A N O W SK I. Milcz p a n ! — O d K onfederacyi B arskiej,

od K o n sty tu cy i T rzecieg o m aja, od p o w sta n ia K o ściu ­ szk o w sk ieg o , od 12 roku, setki ty sięcy n a s przeszło przez w asze sybirskie śniegi. — Policz p an , ile n a ­ zw isk polskich w y ty cz y ło trupam i drogę sybirskich etap ó w , a potem m ów o naszej deklam acyi...

A K S A K Ó W . D a no eto źle zro zu m ian y p atry o ty zm . ZD A N O W SK I. Co p an m o żesz w iedzieć o p atry o ty zm ie ?

P an przecież urodziłeś się ju ż służalcem G roźnych Iw an ó w , u p a n a w żyłach płynie w ieczn e p o d d a ń stw o z d o m ieszk ą kosm o p o lity czn ej c y w iliz a c y i! Ale m y je ­ steśm y potom kam i w o ln y ch lu d z i! My byliśm y R e­ p u b lik ą! My jed n i w E u ro p ie m ieliśm y w o ln o ść in ­ dyw id u aln ą.

A K SA K Ó W prędko. I tę w o ln o ść chcecie n ad ać obecnie m ieszk ań co m S y b iru !

ZD A N O W SK I w uniesieniu. G dyby n a w e t! T u są takie czyste, piękne, w olne — n ie sk ręp o w an e d u ch y ... N iech i one o d e tc h n ą sw o b o d n ie i jarzm o rząd u z siebie zrzu cą... P ra w d a M akar?... T y d u sz a S ybiru, ty w o ln y ptak, nie sk rę p o w a n y n a w e t tem i ła ń cu c h y , które ci w tej chwili w łożyli n a ręce... D zicz w tw em serc u ... dzicz, m o rd i p o żo g a... a dlaczego? bo ty k rw aw em i łzam i w o łasz sw o b o d y i łakniesz jej — tęsk n isz za nią i w p ra ­ g nieniu takiem n a w e t p rzed z b ro d n ią się nie cofasz. A K SA K Ó W . W z d o r! u M ak aro w a w d u sz y p u s tk a ! ha?*

co M ak a ru sz k a?

BRODIAGA. A ty od k u d a zn ajesz, co w m ojej d u sz y b a tiu sz k a ? R azw ie u tiebie ślepie k ak u B oga O tca albo g u b e rsk ie g o isp raw n ik a?

A K SA K Ó W . Nie o to tu chodzi... m y od sp ra w y o d ­ biegli. T a k z a w sz e z w am i Polakam i. R ezon i rezon. Z D A N O W SK I. C zasem i ku la św iszczę.

A K S A K Ó W chytrze coraz fo rsu ją c n utę. A ch, W3SZe kule !••• tO igraszki dla dzieci... z rąk w a rja ta k u la nie ugodzi w iele, a w y — prastitie no ju ż brosiliście się n a nas ja k w a rja ty !

Z D A N O W SK I. T o w yście na n a s napadli, na gniazdo nasze ja k stad o szakali.

A K S A K O W . Da, da, teraz będzie cała m e n ażery a... h y e n y , szakale, w am piry, a u w a s biały orzeł ro z ­ darty. Obiecali w am go F ra n c u z y zeszy ć pożyczo- nem i nićm i, no i oni w a s brosili. C óż? od sum asze- sz y ch stro n ią, a w y Jew ro p ie p o jaw ić się chcieli w roli gierojów , a w yszli n a d u ra k ó w .

Z D A N O W S K I gwałtownie. M ilc zeć ! podły ten, kto się n a- ig raw a ze z w y c ię ż o n e g o !

A K S A K Ó W podchodzi mu pod oczy. M oże m et’ ? — Je w ro p ę całą chcieli podnieść przeciw n am !

BRO D IA G A cicho do Z danow skiego. W strzy m ajc ie się brate, a to on czort w a s um yślnie w y z y w a ...

Z D A N O W SK I g ło śn o . N iech w y z y w a , ja m u o d p o w iem ! A K S A K O W . P u s t’ o d p ow iadajcie, ja niczego w ięcej nie

chcę. T a k ! T a k preidie E u ro p a przeciw nam , a teraz S y b ir podnosić. C o? tego w a m się zachciało sta d o w a ry a tó w ? ch y tre niew dzięczniki ?

Z D A N O W SK I coraz zapalczywiej. W o ln o ści nam się zachciało, lo k aju d esp o ty !

A K SA K O W coraz forsując. W a ry a to m i rab u sio m w olności nie dają.

Z D A N O W SK I j. w. Dzikim zw ierzę to m nie w olno p a ­ stw ić się n ad ludźm i.

A K SA K O W . W y sam i kraj nam sprzedali.

ZD A N O W SK I. K rw ią n a sz ą i m ęc zarn ią m y w inę z d ra j­ ców z m a z a li!

A K SA K O W . I d e a ! to skom lenie p s ó w ! w as ju ż nikt nie słyszy.

ZD A N O W SK I. U sły sz ą n as po w iek ach ... gdy w a sz rz ą d padliną będzie, a n a tej padlinie zak w itn ie kw iat w olności nie tylko naszej polskiej, ale i ru sk ieg o ludu...

A K SA K O W . P an a sta ra n ia są m arn e — lud ruski z p a ­ nem nie pójdzie.

Z D A N O W SK I. Pójdzie, ja k B óg ż y w y — a g d y b y nie chciał, p rzem o cą go ku z b aw ie n iu pow lokę.

A KSAKOW ' szybko. W ięc pan p rz y zn ajesz, że o rg a n iz u ­ je s z p o w stan ie Sybirskie.

Z D A N O W SK I. Czy sąd zisz?

BRODIAGA gw ałtow nie. M ałczi b ra t — nie p rzy zn aw aj nic. A K SA K Ó W z krzykiem. T y m ałczi sk atin a !... a nie, to ja ... BRODIAGA. T y m ałci!... a to ja zabijam ... ty w iesz! ZD A N O W SK I. P rzyw lokłeś n a s tu w k a jd a n a c h , a b y

się p astw ić n ad nam i ?

A K SA K O W pod ch o d ząc do Zdanow skiego. D a CO ? pan się p rzy - znał, m nie re sz ta w sio ra w n o — m nie n ap lew ać n a w a s d w ó ch . d0 Z danow skiego. T y m nie ob ru g ał carskim łakiejem . T y teraz w k a z a m a ty pójdziesz n a dół... da ciebie ju ż sta m tą d ani Zosiej G rygorjew icz, k o c h a n e k tw ojej ż o n y nie w yciągnie...

Z D A N O W SK I blady ja k trup. Co ? K tO ?

A K S A K O W ja d o w ic ie, tu ż przy tw a rz y Z danow skiego. K o ch an ek tWOjej Żony, -— Zosiej. Zdanow ski je d n y m ru ch em ręk i uderza, w tw arz A k sak o w a. K ajdany u d e rz ają A k sak o w a w sk ro ń — ten bez ję k u o s u w a się n a fotel m artw y. C hw ila m ilczenia.

BRODIAGA. N u cztoż? u bit?

ZD A N O W SK I oprzytom niaw szy. Z abiłem ? ja?

BRODIAGA. C icho! nie kryczy! cicho! pozw ól p o p a­ trzeć. M oże tylko om dlał skatina.

Z D A N O W SK I. B oże! B ro d ia g a p o dsuw a się cicho, s ta ra ją c się n ie brzęczeć k ajd an am i i do ty k a ręki A k sak o w a.

BRODIAGA zadowolony. Ju ż ścierw o —- tru p ... ZD A N O W SK I ja k nieprzytom ny. Co teraz?

BRODIAGA try u m fu jąco . K ak co teraz ? B ędziem y u c ie k a li! da — jesien ią ciężko... no cztoż — p ó jdziesz n a d j e ­ zioro w skały.

ZD A N O W SK I. A ty?

BRODIAGA. Ja ne zn aju ... w generały, w sp raw n ik i,

W pOpy, no, ZaWSZe W sam e tu z y ! ś c ią g a z b iu rk a klucze od kaj dan ó w i cicho o tw ie ra k ajd an y . D a p re k ra sn o . Słychać szm er w przed p o k o ju .

Z D A N O W SK I. L epiej zaw o łać żołnierzy, niech m nie biorą.

BRODIAGA. H a? czto? a ja ? ... ja tak że pójdę n a s z u ­ bienicę przez ciebie ! Nie b r a t ! P o m n ij! u ciebie żona, dzieci... po tem ty n a m obiecał... ty nas o sw o b o d zisz. A nie, to p o czek aj... ty b y ż y w y tak że stą d nie w y ­ szedł, b ierze re w o lw er, ja b y ciebie u b i ł! C how a rew olw er do kie­ szeni. W p rzed p o k o ju je s t okno, w ychodzi n a ogrody. T a m tę d y u ciekniem y. M ałczi! Kto to w p rzed p o k o ju je st --- cich o !... S k rad a się, u ch y la drzw i. DieńsZCZyk, m al-czy k a śpi sto jąco ... H a ! n o ! śm ie rt’ i dla niew o.

Z d an o w sk i robi ruch, ja k b y ch ciał iść w stro n ę p rz e d p o k o ju , B ro d iag a go w strzym uje.

BRODIAGA. N ietb.. b ra t — o sta w !... T y m a sz sw eg o tru p a w sk azu je n a A k sak o w a, pozw ól, ż c i B rodiaga m ieć będzie sw eg o . U ch y la drzw i. — Z d an o w sk i z a s ła n ia oczy, u k a z u je się B u k asz k a, o p a rty o fu try n ę, s to i śpiąc. — M ak ar w y c iąg a rękę, ch w y ta go kocim ruchem za gard ło , ścisk a , B u k aszk a bez ję k u o su w a się na ziem ię.

BRODIAGA do Z d an o w sk ieg o . C hodź b rat, d ro g a w o ln a !

Zdanow ski cicho, au to m aty czn ie k ie ru je się k u przedpokojow i, w idać go, ja k zbliża się do w ąsk ieg o okna, ty m czasem B ro d iag a podchodzi do b iu rk a , zab iera p ap ie ro śn icę , p o rtfel z p ien iąd zm i — i p izech o d ząc m im o g u b e rn a ­ to ra - - p o d n o si k a jd a n y i z a k ła d a je cicho n a szyję tru p o w i.

BRODIAGA try u m fu jąco . W o t sk atin a — dla ciebie k re st’!

K ieruje się do przed p o k o ju .

K O N IEC A K T U D R U G IE G O .

AKT III.

W TRAKTIRZE.

/TTx Scena p rz e d sta w ia dość w ą sk ą izbę belk o w an ą, z dużym piecem ro sy j-

skim — z leżanką, po lew ej m ałe okno i drzw i do alk ierza — po praw ej d rzw i do tra k tiru z asta w io n e s za fk ą — w g łęb i głów ne w ejście. Gdy drzw i się o tw o rz ą — sły ch ać w ich er sza le ją cy n a dw orze. Po lew ej ta p c za n — okryty do ziem i sk ó ram i i kilim kam i. O bok p aczk a, na niej s to i d a g n ero ty p w ram k ach złocony — tro ch ę zasch ły ch k w iatów , leżą o k u la ry , książk a do n a b o że ń stw a i m ały dziecinny trzew iczek — po p raw ej koło ścian d w a ta p c za n y tak że z a ­ słan e kołdry z k a w ałk ó w s u k n a — p o d u szk i perk alo w e, k olorow e, w y pchane sian e m . N a ścian ie krzyż zw iązan y z k aw ałk ó w drzew a. P rzed piecem tro ch ę g a łę z i su ch y ch . — Za p o dniesieniem zasło n y n a tap czan ie po lew ej stro n ie sie ­ dzi S ta n isz ew sk a i przy św ietle jed n ej św ieczk i szyje czapkę z g ru b e g o su k n a , w a to w an ą i z uszam i. P rzed n ią s to ją trzy m ając się za ręce d w óch chłopczy­ ków Z d an o w sk ich p o u b ieran i ciepło i p o o w ijan i w c h u stk i i szm aty. — N a piecu n a p o d u szk a c h śp i c h o ra dziew czynka Z danow skich, k tó ra k a sz le od c za su •do czasu .

S T A Ś . Ale gdzież wilki c h o w a ją się w lecie ? JÓZIO. M uszą sp ać, ja k n iedźw iedzie w zi­ m ie... p ra w d a p ro szę pani.

S T A N IS Z E W S K A szyjąc. Nie — wilki w lecie tak że ch o d zą po lesie, tylko nie są takie głodne, w ięc nie^ w y ch o d z ą n a drogę i ludzi nie n ap ad ają.

S T A Ś . Pani w ie, u n a s w S ze rsz en ió w c e to ta tu ś z a ­ strzelił w ilka.

JÓ ZIO . Ja k ja będ ę du ży , to ustrzelę niedźw iedzia i skórę ściąg n ę i d aru ję m am usi, żeby ciepło spać w zim ie. S T A N IS Z E W S K A . Cicho dzieci! zdaje się, że Julcia się obudziła. W sta je i p odchodzi do pieca. Ju lciu ! Juleczko ! Śpisz? m oże chc esz aniołku tro ch ę w o d y ? C isza. śp i!... ch w ała

BogU ! Słychać za ś c ia n ą g ra n ie n a h arm o n ii i g w izd an ie.

W dokumencie Sybir : dramat narodowy w 4-ech aktach (Stron 73-85)

Powiązane dokumenty