• Nie Znaleziono Wyników

CIZ SAMI. — A K SA K O W .

A ksakow , m ężczyzna tłu sty , n isk i, z po d b ró d k am i — u b ran y w m u n d u r i p łaszcz m ik o łajew sk i — m ieszan in a n ad zw y czajn ej ch y tro ści, b ru ta ln o śc i i siły •— oczy przen ik liw e, uśm iech n a p o zó r d o b ro d u szn y — n ad zw y ­ czaj in telig en tn y . — Z atrzym uje się w drzw iach, z rzu ca płaszcz tak , że płaszcz p o z o sta je n a scen ie — to sam o i czapka. P an ie nie w idzą go, ta ń c z ą — on p rzech o d zi przez sce­ nę i m ów iąc „ P a rd o n s “ w chodzi do sw eg o pok o ju . Pan ie p rz e sta ją ta ń ­ czyć cokolw iek zm ieszan e.

A K SA K O W u drzw i z w raca się do A n iu czk in a. Ja k w a m imie- ju dieło Osip G ry g o

rje-w i c z ! W c h o d z i do srje-w eg o po k o ju , ch w ila m ilczenia, kobiety zb liżają się do sto łu , A k sak o w a zła, n e r­ w ow o o d ręb u je c u k ier i gryzie.

I. SY BIRSKA DAMA. P iotr S tep a n o w icz dziś nie w d o ­ b rem rozp o ło żen iu d u ch a. A K SA K O W A . O n za w sz e ta ­ ki. Ja k tylko w ejdzie, ta k i cała p ro k lam a cy a i a n a ­ tom ia po łbie bierze. — E to m oje n e rw y w y dzier­ żąc nie m ogą. Ze m n ą m oże zdiełać się histery k a. M ASZA. Da, o sta w m a m eń k a h istery k u , lepiej ta ń c u jm y m azu rk ę.

A K SA K O W A . T y ZW arjow ała? A On Że? P o k azu je n a drzw i A k sak o w a. D a on n am taki k o n g re s urząd zi, że no !... K U PC ZY C H A . T a k idźm y lepiej do dom u.

A K SA K O W A . D a ju ż lepiej idźcie... ja w a s z a trz y m y w a ć nie będę — a cóż Boh m nie p o k arał takim m ężem , ot nie dom , a pro sto k azam aty .

I. SYBIRSKA DAMA, P ra szczajtie... a ju tro do m nie n a żurfix... k lu k w a św ie ża p rz y szła i w y Zosiej G rygo- rje w iczu tak że...

ANIUCZKIN. Jeśli czas m ieć będę.

I. KUPCZYCHA. D ziękujem y za czaj i ugoszczenie.

I. SYBIRSKA DAMA. W y Z osieju G ry g o rjew iczu nie chcecie o d jech ać ze m n ą do dom u ?

A K SA K O W A szybko. N iet ! on się tu zo staje. Damy w ychodzą.

SCEN A SZÓSTA.

A K SA K O W A . B

uka-m y będzieuka-m y bałtaP o uka-m iłości i o L eruka-m o n to w ie. A K SA K O W A . U chodi p rócz — m ie rz a w k a ! T o b ie o m i­

łości... idź u czy ć się... w o n !

M ASZA. A dje z b o n żu ro m . w y c h o d zi n a lew o.

A K SA K O W A rz u c a się do A niuczkina. A tera z ty m ó w czy stą p raw d ę. Co ty m iał z tą g u w e rn a s z ą ? O na była w cie­ bie w lu b lo n a? co?

ANIUCZK1N. P atisze... m ąż...

A K SA K O W A . N a p le w a f m nie n a n iew o ! Co on mi za m ąż? W k o p a ł sie w sw o je dieła i n a p ró b k ę go nie

w i d a ć Idzie do drzw i A ksakow a i zag ląd a. Oli USZOł W Spal-niu... P rze o d ziew a się... on będzie zn ó w jak ieś fo- k u sy ze ssylnym i stroić. Dielatiel k a k o j! . .. G w ałtow nie do

Aniuczkina. Z aczem ty w czo raj nie p rzyszedł?... córeczki poszły na p ra g u łk u — ja zo stała się je d n a .

A N IU C ZK IN znudzony. W tu rm ę iść m usiałem . T a m zn ó w są w aż n e dieła. W a sz ż e m ąż ciągle tak że te raz tam siedzi.

A K SA K O W A . W rio sz ! T y z tu rm y w y szed ł o drugiej. Ja z za g ard in y patrzała, a serce mi się ślozam i oble­ w ało. T y preżdie je szc ze p rzed g o d zin ą przychodził.

A k sak o w zbliża się. Izm iennik ty ! uh o d i ty p rócz ? Nagle w y-K łan iają się i odchodzą.

M A SZA — A K SA K O W A A N IU C ZK IN — B U K A SZK A

p ó źniej A K SA K O W .

szk a ubieri prócz s a ­ m o w ar. B u k aszk a zab ie­ ra sam o w a r. MaSZa idź u czy ć się skarije. M ASZA gry m asząc. N iet!

Ja się o stan ę z Z osie- jem G rygorjew iczem ,

cią g ają c ręce. A ngiel ty ! h erufim !... diem on ty !... m ó j!...

C ałuje go nam iętnie.

A N I U C Z K I N o d trącając ją od siebie. O s t r o ż n i e ! W chodzi Aksakow,. bez m u n d u ru , w dom ow ej k u rtc e z sreb rn y m i guzikam i.

A K SA K Ó W . W y dieś O sipie G ry g o rjew iczu ? ANIUCZKIN. Z du n a w a s g asp ad in g u b ern ato r.

A K SA K Ó W . iC w am u m nie pro śb a. Idźcie do tiu re m - nego d y rek to ra i każcie że b y ty ch ludzi, k tó ry ch ja k azał sobie p rzy w ieść razem — przyw iedli k aż d eg o po osobno. — T o je st p ierw szeg o oso b n o , a d w ó ch dru g ich razem . Ju ż pisać nie chcę, bo niew iad o m o gdzie d y rek to r siedzi... w y go lepiej sam i znajdziecie. ANIUCZKIN. J a do w a sz y c h usłu g o P iotr S tepanow icz. A K SA K Ó W . A w racajcie się tu jeszcze.

A K SA K O W A . C zek am y na w a s z czajem . A k sak o w sp o ­ gląd a n a n ią ze złością — o n a w oła za odchodzącym A niuczkinem . A d j c

z b o n ż u ro m Z osieju G rygorjew iczu.

SCENA SIÓDMA.

A K SA K O W A . Cóż na m nie p a trzy sz zw ierem ? h a ? Arro .„ O A T /A u r A K SA K O W . T y lk o ty mi A K SA K O W A — A K SA K Ó W . ¿ a d nej histeryki dziś nie stró j, bo u m nie cala p rz e ­ p aść dieł n a głowie. S ły sz M arfa G aw ry ło w n a... o sta w ty m nie dziś w p o k o ju . A K SA K O W A . Nie u ż e li? ja tobie m ieszam w czem

spokój ? D a tłuczesz się po całym dom u, ja k n ie­ dźw iedź na w eselu — tiurem niki tw oje śm ie rd zą w szęd zie i w g ościnnej i w jadalni, w szęd zie ich na- w o d zisz tak, iż ja sobie w m oim w łasn y m d o m u m iejsca znale ść nie m ogę.

A K SA K Ó W . T y idź do spalni i tam siedź, dom mi p o ­ trz e b n y do m oich dieł, a ja nie n a to p o słan y tu ta j przez m ego d ru h a M ichała M ikołajew icza M u raw ie w a, ab y p e rfu m o w ać tw o je k o m n a ty i w gościnnoj żu r- fiksy stroić.

A K SA K O W A . J a do takiego życia p rz y w y k n ą ć nie m ogę.

A K SA K Ó W . N aczin ajet sia S im fo m n ja ! M atu szk a radi B oga uchodi ty w on g a łu b u sz k a — idi k a k ie tn ic z at’ n a spacerze z ju n k iera m i — da o sta w ty m nie w pako je.

A K SA K O W A . A zaczem ja drugi raz za m ąż szła ? za czem ja dołgi za ciebie spłaciła? k ag d a ja iz N icy po śm ierci m ego p ierw szego m ęża jec h ała ? T y m nie d ro ­ żej k o sztu jesz, n iżby cerkiew p ostaw ić... a ty m nie te ­ raz ru g a sz i z m ojej w łasnej gostinnoj g n asz ? h a ?

A K S A K O W siada przy biurku i zatyka uszy.

A K S A K O W A z coraz w iększą furyą. Ale ja się w y n u k a ć stąd nie d a m ! Ja z d ie szn aja k o ren n aja S y b iracz k a — ja doczk a i b y w sz a żo n a g ru b y ch tu z ó w g o ro d sk ich ... ja ja k zach o cze to ciebie w o n p ro g n am z d om u.

W chodzi A niuczkin.

A K SA K O W . M arfa Ga w ryło w n a — za dw ie, trzy g o ­ dziny sk o ń czy sz p o d p u szczać sw o je histeryki, teraz z o sta w nas sam ych.

A K SA K O W A . Mnie nie ch o czet sia.

A K S A K O W biorąc ją nadzwyczaj silnie za rękę i prowadząc do drzwi.

U chodi prócz! g a w a rju tiebie !

A K SA K O W A w ychodząc. W o t n a h a ł! w o t b ez o b ra z je !

W O t C ZtO eto tak o je ! W ychodzi. A ksakow chw ilę w strz ą s a się, p o ciera rę k ą po czole, w re sz c ie w o ła A niuczkina.

A K SA K Ó W . Zosiej G rygorjew icz — w y nik o m u nie rozp o w iad ajcie o m ojej intim noj żyźni... M arfa G a- w ry ło w n a do b ra ż e n szc zy n a, no o n a bolna, n e rw y u niej k rugom ch o d zą... A potem ... w ot... u w a s jest w pływ n a nią., da... da... — ja zam iatił... tak zdie- łajcie p ro szę, żeby o n a m nie teraz o staw iła w sp o ­ koju, nie m ieszała, bo u m nie teraz m usi być g ło w a sw o b o d n a i m yśl czy sta, ś c is k a A n iu czk in a za ręk ę. Ja Wam to ju ż ja k o d ru h odpłacę... S iad a przy b iu rk u .

dnia sp o d z ie w a ją się ro zk azu , a b y p a rtja szła w dal­ sz ą drogę. Ju ż sió d m y m iesiąc siedziem y n a m iejscu... n o w e p artje n ad ciąg ają.

A K SA K Ó W . D a... no część z w a sz ej partji i tak o staje się tu n a posieleniu.

A N IU CZK IN . D a... no Z d an o w sk ij, A ncypa, Lipski, S ta ­ n isz e w sk a — oni na zn a cze n i dalej.

A K SA K Ó W . N iech oni idą w sz y sc y — ale Z d an o w sk i o stan ie się tu p o d em n ą. A n iuczkin brw i m arszczy.

A K SA K Ó W . W y w iecie dlaczego ja go chcę, ja m u sz ę m ieć go tu ta j.

A N IU CZK IN . W ie m Piotrze S te p an o w icz u . N o w łaśn ie dlatego, że on b u n tu je i sieci z a rzu ca, trz e b a go stąd w ziąć, p rzerw ać jeg o działanie i rozbić pro jek ta. A K S A K Ó W . A ch ty reb io n o k ! ty rebionok... Z ciebie

k rasiw y j fro n to w y j oficer — no, ty nie dyplom at. U tiebie k ryk, strelaj — r a z b ij! razw ie n a tiem stoi rząd ? — R ząd e to... kot... koszk a. W y ciąg n ie łap ę i czeka... Idzie m ysz, k o sz k a idiot — czeka, m y sz tu , tu... k o sz k a czeka, m y sz g u la — k o n te n ta , m yśli k o ­ sz k a śpi... i lezie... lezie — da i w lezie p ro sto w rot. I w ted y ją bieri... D a w o t i m y — po w in n i ¿ d a t’ Z d an o w sk ij n a c z y n a jet w iercić, ja k S y b ir podnieść p rzeciw R osyi... nie p rzery w ać... g o łu b czy k niet ¿ d a t’... sieci zarzu cić i ślepia zam k n ąć. W o t w sieci naleci sotni, ty siacze, m y sieć ściągniem y i oni ju ż nasze, a cały b u n t utłum ili... W staje i chodzi po pok o ju z rękam i założo- żonem i z ty łu . Da, da, ja z dobrej szk o ły — ja brał u dział w p o w sta n iu D y n a b u rsk ie m , ja w iem co i jak, a p o ­ tem takie pism o ja k to, k tó re ja dziś o trzy m ał od m ego d ru h a M ichała M ikołajew icza M u raw iew a z W ilna, to m nie u k rz e p ia i do d ziałan ia podnieca. Ot M ichał M ikołajew icz p i s z e : czyta list. „N iech ci, k tó ry ch T o b ie P iotrze S te p a n o w ic z u prześlę, p rz ech o d zą p ro sto z m oich rą k w tw o je ręce. D laczego o ciebie p ro si­ łem tam , n a od d alo n y m poście w S ybirze. P raca m oja

n ad p rzy w ró cen iem ład u w Polsce nie k o ń czy się z chw ilą zsyłki. T y czu w aj i sy ste m u m ego nie zm ieniaj. N ajm iłościw szy cesarz raczył mi w y razić sw e zadow olenie m im o D o łg o ru k o w a i polskiej intrygi...

A N IU CZK IN . P ozw ólcie, że w am p rzerw ę, P iotrze S te- p a n o w ic z u . i m nie z n a jo m y dob rze d u ch działalności M ichała M ikołajew icza M u raw iew a. L ecz on nie dy - p lom acyą, a siłą ukrócił b u n t i w ołnienje w Litw ie. A K SA K Ó W . R ebionek ty ! R eb io n ek ! P om nij, że M ura-

w iew p rzy szed ł ju ż do z b u n to w a n e g o i p o d m in o w a ­ nego k raju . — G dyby on był o b ecn y w tedy, gdy b u n t tw o rzy ł się i rósł ja k c h w ast, on by m iał sy ste m m ój, s y ste m p ielęg n o w an ia b u n tu ... ot p ro sto ja k w cie­ p larni k w iat... A ja k on w zro śn ie, n ap aść na niego i w y rw a ć z k o rzen iem ... ot!

ANIU CZK IN . T o m oże b yć, no — ja do w ięźniów m oich m am tak że p ra w a ... M nie Z d an o w sk ij p rz y n ależ y i ja go m am tra n sp o rto w a ć dalej, ś c ie m n ia się.

A K SA K Ó W . B atiu szk a — żąd aj ty czego chcesz, a m nie o sta w tego w ięźnia. D a pojm ij ty, ja go chcę s c h w y ­ tać — oplątać i sc h w y ta ć ... chcę go m ieć s w o i m . A N IU CZK IN . I ja go chcę m ieć sw oim .

A K S A K Ó W . N a co? a b y go siłą zgnieść? AN IU CZK IN . A by go siłą zgnieść.

A K SA K Ó W . M ała rozkosz. U m em go zgnieść. On b a r­ dzo ineligentny, on „polska in try g a ” . — T a k , jeg o in ­ try g ą zg n ieść!... w o t u d aw o lstw ie.

A N IU CZK IN . D la m nie też u d aw o lstw ie takiego u m n eg o w ieść ot na rzem ieniu.

A K SA K Ó W . E to u ż d aru j b a tiu sz k a , no eto dzicz ta k lubi. U m nie p o liro w an y j du ch . Ja delikatnie, ot, ja k k o ro n k a z ad zierżg n ąć um iem sieci... a potem całą noc m yśleć, ja k , co dalej. P o c h u rii — p ro sto chytrze. A ja w a m je szc ze co po w iem Z osieju G ry g o rjew iczu ! C zy n cz y n a p o czy tajał... pojm i. — K iedyż nam dobre chw ile

łow ić, ja k nie te raz ? T a m w Polsce ju ż u cicha, rząd stłum ił p o w stan ie w g u b e rn iach p ó łn o c n o -z a c h o d n ic h ... G dy w rócisz, nie zn ajd ziesz sp o so b n o ści odzn aczy ć się i znaleźć sobie do c a r - s z p r y n c a w górę. T a k n am należy pozw olić dojrzeć p o w sta n iu tu na S y b i­ rze — nie w y p u sz c z a ć z ręki losu i ja k oni ju ż b ęd ą gotow i w y b u c h n ą ć , a n ie b ezp ieczeń stw o dla rząd u będzie isto tn e — w ted y ro zw in ąć sw o ją działalność. A NIUCZKIN . M nie tak o zasz c z y ty nie chodzi.

A K SA K Ó W . D a! d a! ty je szc ze m łody... u ciebie tiem - peram en t. No, u m nie je d n a k chce się c a r - s z p r y n c a zrobić, bo w e m nie siedzi krom ie g u b e rn a to ra m oże je szcze co w ięk szeg o w du szy . T a k ty mi Z d a n o w ­ skiego osław ić nie chcesz?

ANIUCZKIN. Bez niego nie pójdę dalej.

A K SA K Ó W . T ak , o stań się. T ak , ja k ch cesz, ja tobie sp ro w ad zę ja k ą z a ra ź n ą ch o ro b ę do tiu rm y — tyfus, albo ospę... tw oi zsyłni b ę d ą c h o ro w ać — ty zrobisz d onos do P ete rsb u rg a , że jec h a ć dalej nie m ożesz, a ty m czasem p u s t’ Z danow skij niech robi rew o lu cy ę, a potem , kto wie, co z nim rząd zrobić każe... M oże ja ci go oddam , p ow ieziesz go dalsze...

ANIUCZKIN. A ja k sk a ż ą na posyłki i zab iją?

A K SA K Ó W . T o ja znów w zam ian oddam ci p rz y ­ sługę. Każę bić tak, ab y nie zabili. N o co zg o d a? ANIU CZK IN. U w idim .

A K S A K Ó W . Ej ty chytryj m a lc z y s k a ! idzie w giąb i woła.

B u k a s z k a ! p rzy n ieś ś w ie c e ! w r a c a . D a, da, trz e b a m ieć szczęście, trzeb a , a b y w relsy p o p a ść i ab y linja p o ­ szła szczęśliw ie. W ch o d z i B u k aszk a.

B U K A SZK A . W a sz e P rew o sh o d itielstw o . A K SA K Ó W . Czto słucziłoś?

B U K A SZK A . P ryszoł un tero ficer i g a w a rit czto sz u k a ją w szęd zie w a rja ta , no, znaleść nie m ogą.

A K S A K Ó W wściekły, j a k nie m ogą. Chce iść do przedpokoju, po­

trą c a po drodze B ukaszkę i u d erza go w tw arz. CztO t y S U f l i e S Z s i a W n o g i ? W O n ! W y ch o d zi do p rz ed p o k o ju .

SCENA ÓSMA.

SONIA do Zofii. M adam ! p a p a

-SO N IA . U w as w P olsce słu żb y nie biją? ZO FIA . Bili... kiedyś... teraz nie, Sonia.

SO N IA . Ja dam B u k aszce rubla. — M am a mi d ała w czo raj ru b la na w stążk i... Ja m u dam tego rubla.

B iegnie do B ukaszki. W o t tiebie rubl B u k aszk a ... s p r ia c z ! B U K A SZK A zdziwiony. Z a czem w y m nie eto dajetie ba-

ry sz n ia ?

SONIA. T iebie w m o rd u ciełej dień bijut.

B U K A SZK A naiw nie. N u tak czto? m o rd a nie szlan k a, nie stłucze się.

SONIA. A ! wo Zofii. O n nie p ojm uje. O n nie p o j­ m uje.

ZOFIA . U spokój się S o n io !

SO N IA . C zto? ja n erw n a... ja tak, ja k m a m a sz a — u m nie n e rw y się ro z c h o d zą i m nie serce boli... i w sz y stk o m nie tu dręczy... Ot p a p a sz a ... ja się jeg o boję, on stra sz n y , on się z a w sz e śm ieje... On m nie w ieczorem każe grać w a sz eg o S zo p en a, gasi św iecę... a tu ktoś stoi — w te d y jęc zy , płacze, żali się... o ! Spostrzega Aniuczkina. M adam ! tam ktoś je st m ad am ! ANIU CZK IN. Radi B oga... S onio T a ra sie je w n o ... etoja...

A niuczkin...

SO N IA . A ch !... to w y !... B oh ja k ja się zlękłam . A to czem u w y się ch o w acie po k ą ta c h ? A ch m ad am

sza z n ó w B u k aszk ę w tw arz uderzył.

ZOFIA . W idziałam S onjo ! P rz y ­ kro mi. T y lk o je d n e m się cieszę, iż ty zro zu m iałaś, iż bić ludzi, k tó rz y n am sw o je siły i życie n io są w ofierze, nie należy. A niuczkin u s u w a się cokolw iek.

Z d a n o w sk a — ja dla w a sz y c h reb io n k ó w p rz y g o to ­ w ałam tro ch ę k o nfektów . O ne w spalni u m a m a sz y ja p rzyniosę — nie o dm aw iajcie, a to pom yślę dla­ tego, Że ja R u sk a a w y Polka. W y b ie g a na p raw o — B ulra- szk a w yszedł.

SCEN A DZIEW IĄTA,

a n i u c z k i n ^ y ,

z wykrzywionem u u sta m i.

K akże w a sz e zd a -ZO FIA — ANIUCZKIN. Zofia patrzy ro w je -— m ad am

chw ilę n a A niuczkina, poczem n a ciąg a sw ój ża- Z d a n O W S k a ? W v k ie t i n a k ła d a zniszczone rękaw iczki. w i d z ę W g U W e

r-n e rsz y popali ? h m ! h m ! T o nie czest- no dla d w o rjan k i, dla ary sto k ra tk i k ak w y... A w asz m u ż? W y w idzieli w a szeg o m u ża? On znosi d rze w o n a dzie­ d ziń cu w tiurm ie... da, da. Po chw ili. A m ogło b y ć inaczej...

Z O FIA . Nie m ogło być inaczej. M yśm y n a tę dolę byli p rzy g o to w an i. W iedzieliśm y, co n a s spotka.

AN IU CZK IN . Do czto? m a n i f e s t legalny ja m ogłem w a m ta k sam o w y d ać, ja k car... S iad a n a fotelu. Ja byłem i j e ­ stem teraz ciągle car n a d w am i — ja m ogę zrobić

Z w am i CO m i się p o d o b a... Po Chwili, z ry w ając się, nam iętnie.

T y sto ra z y k rasiw ieje teraz czem n a e tap ach . T y ! ty ! nie u c h o d i! nie w iesz, co to je s t m iłość ru sk ieg o !... J a dla ciebie niebo w piekło p rzew ró cę. K lęka i cału je b rz e g je j su k n i. T y ... Św ięta! ty ca ry c a ! ty ró żo w a ! W ydziera zę­ b am i k aw ał jej su k n i. Nie w y d z ie rż u !... C hcesz, rękę sobie p rzek łu ję a ty m o ją k re w pij — ja ci w sz y stk ą k re w oddam .

ZO FIA . P u ść m nie p a n ! T o m o ja je d y n a su k ien k a. P an d rzesz ją w łach m an y .

ANIU CZKIN. B roś ty z su k n ią ! b ro ś!... Z ryw a się i rz u c a się n a nią, ja k zw ierz. P ociełuj ! Pociełuj !

SCEN A DZIESIĄTA.

A K SA K O W A zobaczy­

W dokumencie Sybir : dramat narodowy w 4-ech aktach (Stron 56-65)

Powiązane dokumenty