• Nie Znaleziono Wyników

Społeczne koszty transformacji

Kilka słów o specyfice Łodzi

3. Społeczne koszty transformacji

W dyskursie publicystycznym, ale i naukowym przyjęło się używać pewnych kalek kategoryzujących rzeczywistość społeczną. Jedną z nich jest podział na tzw. przegranych i wygranych transformacji. Bardzo często za tą kategoryzacją stoi neoliberalna perspektywa postrzegania zmiany ustrojowej jako szansy danej każdej jednostce, a sposób jej wykorzystania decydował o tym, czy ktoś mógł uznać się za beneficjenta zmian, czy też nie chciał ich należycie wykorzystać. Patrząc się z takiej perspektywy, duża część mieszkań-ców Łodzi to nie tylko przegrani transformacji, ale osoby, które weszły na ży-ciową ścieżkę osobistej i społecznej degradacji, a tkwiąc w nałogach, trwałym bezrobociu nie potrafiły zmienić swojego życia. Należy jednak postawić py-tanie, czy jeśli opisana sytuacja dotyczy nie jednostkowych przypadków, ale występuje na skalę masową, to czy jest to wyłącznie konsekwencją nieod-powiedzialnego planowania (czy raczej nieplanowania) swojej biografii? Tak więc, aby zrozumieć problemy współczesności musimy, po charakterystyce czasu PRL-u, przyjrzeć się zmianom, jakie przeżyło miasto i jego mieszkańcy w latach 90.

Na początku lat 90. produkcja przemysłowa obniżyła się o 60% w mieście, w którym przemysł stanowił podstawową składową jego tożsamości (a nie był tak jak w przypadku innych miast jednym z wielu elementów tkanki miej-skiej), oznaczało to wyrok masowego bezrobocia. W 1993 r.

zarejestrowa-nych było prawie 100 tys. bezrobotzarejestrowa-nych, czyli ok. 14%. W 1996 r. 128 tys. z 804 tys. łodzian wspieranych było przez pomoc społeczną (Warzywoda-Kru-szyńska, Grotowska-Leder 2000: 20). W masowo likwidowanych zakładach włókienniczych pracownicy nie otrzymywali hojnych odpraw, nie mieli też zbyt wielu alternatyw innego zatrudnienia wobec załamania całego przemy-słu włókienniczego. Łódź spośród największych miast liczących powyżej 500 tys. miała najwyższą stopę bezrobocia, np. w 2010 r. było to 10%, pod- czas gdy w Poznaniu 3,4%, Warszawie 3,5%, Krakowie 4,6%, Wrocławiu 5,5%. Co prawda od 2012 r. stopa bezrobocia w Łodzi sukcesywnie spada i w

lip-cu 2018 r. została ogłoszona jako najniższa – 5,9%, czy też rekordowo niska11,

to widzimy, że i tak przewyższa ona wskazane dla innych miast wartości (w tym samym 2018 r. stopa bezrobocia dla miast wg wymienionej wyżej kolejno-ści wynosiła: 1,4, 1,5, 2,4, 1,9%). Nie tylko z tego względu Łódź wyróżnia się negatywnie na tle innych dużych miast. Można też mówić o tym w odniesie-niu do „najniższego odsetka absolwentów wśród uczniów szkół gimnazjal-nych, najmniejszych dochodów budżetowych w przeliczeniu na 1 mieszkańca, najniższych wydatków budżetowych na oświatę i wychowanie oraz najmniej-szej liczby mieszkań oddanych do użytku. Łódź była i pozostała miastem, w którym wydaje się przeciętnie na osobę potrzebującą najmniej, czyli inaczej mówiąc – świadczenia są najniższe. Pozostaje to zapewne w związku z tym, że udział gminy w wydatkach na pomoc społeczną był w Łodzi naj-mniejszy i wynosił 67,8%, podczas gdy w Poznaniu wynosił 88,8%, we Wrocławiu 74,6%, w Warszawie – 73,7%, a w Krakowie 70,1%” (Warzywoda- -Kruszyńska, Kruszyński 2010: 51).

Opisane procesy zmian gospodarczo-ekonomicznych doprowadziły do znaczącej degradacji miasta i jego mieszkańców, o czym piszę poniżej. Naj-pierw jednak chciałam zwrócić uwagę na nie tak często być może przywoływa-ny szczegół, ale według mnie ważprzywoływa-ny, również dla rozważanej tu problematyki. Konsekwencją załamania się przemysłu włókienniczego było najpierw sprze-dawanie budynków fabrycznych kolejnym właścicielom, którzy zaczęli po-zbywać się tego balastu trochę jak gorącego kartofla. Skutkiem tego było ich niszczenie, prowadzące do degradacji budynków, a następnie rewitaliza-cja niektórych z nich połączona ze zmianą ich przeznaczenia (np. kompleks Manufaktury, lofty w fabryce Scheiblera – czyli peerelowskim Unionteksie). Otóż to wszystko doprowadziło do kolejnego momentu w dziejach miasta, kiedy doszło do zerwania tradycji, wykorzenienia dopiero co zakorzenio-nych mieszkańców. Pokoleniowa historia łódzkich włókniarek w jakiejś

mierze została wyrwana ze społecznej i przestrzennej tkanki miasta12. O miej-scu spotkania łódzkich robotnic z Janem Pawełem II przypomina bilbord umieszczony na ścianie rozwalającego się budynku fabrycznego. Mozolna, często wręcz niewolnicza praca w halach fabrycznych została symbolicznie unieważniona przez wyeliminowanie jej z przestrzeni trwałej. W tym sensie amputowana została część historii lokalnej społeczności, a powszechnie wia-domo że pamięć i historia są jednym z elementów budowania teraźniejszości, w tym tożsamości.

Łódzcy socjologowie od początku obserwowanych zmian zwrócili uwa-gę na ich społeczne znaczenie. Od 1992 r. podjęli badania nad zbiorowościa-mi zagrożonyzbiorowościa-mi wykluczeniem społecznym na skutek procesów pauperyzacji. Naturalnym terenem badań stała się Łódź. Ponad 20 lat praktyki badawczej doprowadziło do powstania Łódzkiej Szkoły Badań nad Biedą i Pomocą Spo-łeczną (Golczyńska-Grondas, Potoczna 2013: 384). Warto po krótce przed-stawić jej ustalenia, które dziś są nie tylko zasobem refleksji socjologicznej, ale stanowią zapis społecznej historii miasta. W wyniku badań prowadzonych w latach 1996–1999 zidentyfikowano 17 miejsc obejmujących co najmniej dwa sąsiadujące ze sobą kwartały ulic, gdzie prawie co trzeci mieszkaniec żył w gospodarstwie domowym pobierającym zasiłek z pomocy społecznej. Większość tych miejsc znajdowała się w szeroko rozumianej strefie śródmiej-skiej, kilka zaś na peryferiach miasta. Zostały one nazwane enklawami biedy. Czynnikiem decydującym o takiej klasyfikacji był fakt, że na ich terenie znaj-dowały się duże przestrzenie dziecięcej biedy, gdzie udział dzieci (0–17 lat) z rodzin wspieranych przez pomoc społeczną wśród ogółu mieszkających tam dzieci przekraczał 30%. W toku pogłębionych badań badacze ustalili, że istot-ną rolę odegrały trzy nakładające się na siebie procesy: „Dezindustrializacji, dewelfaryzacji oraz dezinstytucjonalizacji rodziny, współwystępujące w cza-sie z decentralizacją państwa w zakrecza-sie polityki społecznej. Dezindustriali-zacja oznacza zmniejszanie udziału przemysłu w zatrudnieniu i w dochodzie narodowym, dewelfaryzacja – oznacza wycofywanie się państwa z dostar-czania bezpłatnie lub po niskich cenach usług społecznych, w tym przede wszystkim mieszkań. Dezinstytucjonalizacja rodziny natomiast, to wzrost udziału i liczby rodzin niepełnych, jednoosobowych gospodarstw domo-wych, nieformalnych związków z dziećmi. Procesy te w doświadczeniu lu-dzi ujawniały się przede wszystkim jako brak stałej lub jakiejkolwiek pracy, niemożność opłacenia czynszu i rachunków za prąd, wodę itp. oraz jako brak

12 Jedną z niewielu książek opisujących losy łódzkich robotnic jest Aleja Włókniarek (2018) Marty Madejskiej.

krewnych, którzy mogliby wspomóc finansowo i radą w potrzebie” (Warzy-woda-Kruszyńska, Kruszyński 2010: 52).

Mechanizm tworzenia się łódzkich enklaw biedy w latach 90. przebiegał przez następujące etapy: upadek przemysłu spowodował trwałe bezrobocie, czę-sto kilku członków rodziny zatrudnionych było w likwidowanych, bankrutujących zakładach. Równocześnie ci, którym dzięki transformacji udało się, zaczęli wy-prowadzać się z zaniedbanych mieszkań. Często odbywało się to za tzw. odstępne, gdyż z kolei osoby, którym wcześniej udało się zamieszkać w blokach na skutek bezrobocia, popadały w długi, nie płaciły czynszu. Z terenu enklaw wyprowadza-ły się więc osoby lepiej wykształcone, bardziej przedsiębiorcze. Dodatkowo wła-dze miejskie zaczęły tworzyć tam tzw. lokale socjalne, gdyż mieszkania w starych kamienicach często miały bardzo niski standard, a więc i czynsz. W konsekwen-cji do dawnych robotniczych kamienic i sąsiedztw dosiedlane były osoby o ni-skich dochodach, co często związane było z nadużywaniem alkoholu, brakiem pracy po odbyciu kary więzienia, eksmisją. Wymiana mieszkańców doprowa-dziła do rozbicia więzi sąsiedzkich, zmniejszała się sąsiedzka kontrola, także nad młodymi ludźmi, którzy wśród nowych, często obarczonych patologiami miesz-kańców poszukiwali dla siebie wzorców zachowań. W konsekwencji kamienice były rujnowane przez lokatorów, nieremontowane przez miasto i stawały się w coraz większym stopniu miejscem zamieszkania osób biednych, których nie stać na wysokie opłaty za mieszkanie w innym miejscu, bez pracy, uza-leżnionych, niezakorzenionych społecznie. Tej segregacji przestrzennej towarzyszyła izolacja społeczna, przyczyniająca się do ujednolicenia się sta-tusu społeczno-ekonomicznego mieszkańców. Brakowało przykładów lep-szego życia i awansu społecznego zarówno w rodzinie, jak i w najbliższym otoczeniu. Kolejne badania, przeprowadzone po dziesięciu latach, pokazały, że proces kontynuowania doświadczenia biedy miał swoją własną dynamikę zwią-zaną z sytuacją społeczną kolejnych pokoleń. Na przykład w początku drugiej dekady XXI w. „[w] enklawach biedy wyczerpują się prywatne zasoby wsparcia, ponieważ stopniowo wymierają ich najstarsze mieszkanki, będące «filarami» zubożałych rodzin w okresie transformacji. Dzięki temu, że w PRL wypracowa-ły odpowiednią liczbę lat, w latach 90. dostawypracowa-ły emerytury. U schyłku ostatniej dekady XX w. często były jedynymi osobami w rozszerzonych rodzinach, które miały systematyczne, stałe dochody. Stanowiły one materialną i emocjonalną podporę dla swoich bezrobotnych synów i córek oraz nastoletnich wówczas wnuków. Obecnie w fazie życiowej «babek» znalazły się kobiety, które w latach 90. doświadczyły długotrwałego bezrobocia. Nie mają one «normalnych» eme-rytur, ponieważ nie mają «wypracowanych lat». Raz wypchnięte z pracy w la-tach 90. nie mogły z reguły na oficjalny rynek pracy powrócić. Same borykają się z problemami finansowymi i nie stanowią podpory dla swoich dzieci, z których

znaczna część spędziła dzieciństwo i adolescencję w enklawie biedy i obecnie ma własne rodziny, których podstawą jest rodzicielstwo, rzadziej małżeństwo. Dorastając w zubożałym sąsiedztwie, w którym dominują mieszkańcy bez sta-łego zatrudnienia, o skomplikowanych biografiach i niewielkiej orientacji w sy-tuacji gospodarczej i jej wymaganiach, młodzi ludzie rzadko pokonali barierę szkoły ponadpodstawowej” (tamże: 54). Mieliśmy więc do czynienia nie tyl-ko ze zjawiskiem bezrobocia i biedy jatyl-ko tyl-konsekwencji procesów społecznych i gospodarczych, ale z uruchomieniem zamkniętego koła relacji społecznych utrudniających wyrwanie się z dziedziczonego stylu życia. Mieszkańcy en-klaw mieli poczucie osamotnienia, opuszczenia i pozostawienia samym sobie. Zdaniem badanych, ich losem nie przejmowały się ani administracja, ani poli-cja, ani Kościół (Warzywoda-Kruszyńska, Golczyńska-Grondas 2010: 44).

W prowadzonych wówczas badaniach starano się m.in. sprawdzić jak Kościół, a zwłaszcza parafie radziły sobie w tej sytuacji. Zebrane wy-wiady z mieszkańcami enklaw biedy pokazały, iż nie była to relacja łatwa. Po pierwsze, okazało się, że takie doświadczenie biedy, które pociąga za sobą wejście w opisany styl życia, zdecydowanie nie sprzyja religijności. Więk-szość z badanych określała siebie jako osoby wierzące, ale nie chodzące do kościoła również ze względu na poczucie odrzucenia i braku akceptacji. Badani podkreślali przede wszystkim niechęć księży wobec chrzczenia dzie-ci pochodzących ze związków niesakramentalnych, zbyt wygórowane opłaty za sakramenty. Księża stwierdzali niekiedy do 500 wzrost liczby osób korzy-stających z parafialnej pomocy charytatywnej, przy jednoczesnym braku za-angażowania w praktyki religijne. Pokazywali jako regułę, że korzystający z pomocy nie chodzą do kościoła. Wskazywali również na nikłą skutecz-ność działań „naprawczych”, tzn. różnych strategii oddziaływań, np. mobi-lizujących do życia w trzeźwości. Sygnalizowali też trudność w relacjach z opisanymi środowiskami, niską przyjmowalność w czasie kolędy (Golczyń-ska-Grondas 1998, Warzywoda-Kruszyńska, Jankowski 2013). Nie wnikając w analizę tych dwóch punktów widzenia (nie chodzi o to, który ogląd rze-czywistości jest tu prawdziwszy), reprezentowanych przez mieszkańców en-klaw biedy/parafian oraz księży, wyraźnie widać „rozmijanie się” wzajemnych oczekiwań, które skutkuje przede wszystkim brakiem/niemożliwością zbudo-wania relacji, co w kontekście prowadzonych tu rozważań jest najważniejsze. Dochodząc do współczesności, trzeba zauważyć, że jedną z aktualnie stosowanych strategii rozbijania enklaw biedy jest rozpoczęty na szero-ką skalę, największą w Polsce, proces rewitalizacji centrum miasta. Daw-ni mieszkańcy są wysiedlaDaw-ni, budynki podlegają generalnym remontom. Prawo powrotu przysługuje każdemu, kto nie zalegał z czynszem, jednak

opłaty za mieszkania wzrosną wraz ze wzrostem ich standardów. Na stronie Urzędu Miasta poświęconej rewitalizacji możemy przeczytać:

Rewitalizacja to nie tylko remonty. Jej celem jest przywrócenie do życia zdegra-dowanej części miasta i uzupełnienie jej o nowe funkcje. Mówiąc najprościej jest to wprowadzenie takich zmian na obszarze części miasta, dzięki którym będzie się lepiej żyło, przebywało i pracowało.

Rewitalizacja to też praca z ludźmi, z lokalną społecznością. I nawet jeśli remonty budynków i przestrzeni publicznych są najbardziej efektowne – najważniejsze jest przezwyciężenie kryzysu społecznego.

Rewitalizacja jest długim procesem. Jej powodzenie zależy od nas wszystkich – mieszkańców całego miasta, przedsiębiorców, organizacji pozarządowych, placówek edukacyjnych, instytucji kultury, uczelni wyższych, urzędów13.

Najbardziej znane projekty to: Mia100 kamienic, Nowe Centrum Łodzi,

Rewitalizacja obszarowa Centrum Łodzi. „Łódzkie media, opisując

plano-wane i prowadzone projekty miejskie, mówią wprost «W skrócie: Śródmie-ście bez patologii»” (Grabkowska, Stępniak, Sztybel-Boberek, Wolaniuk 2015: 113).

Ten śmiały projekt architektoniczny zmienia wygląd miasta, ale po pierw-sze, nie może dotyczyć wszystkich budynków, a jedynie tych stanowiących własność komunalną. Po drugie, sposób jego realizacji, zdaniem mieszkań-ców, często nie uwzględnia ich głosu, lub też prowadzony jest dość instru-mentalnie. „W 30 kamienicach wyremontowanych w ramach projektu Mia100 kamienic zostały przeprowadzone wywiady swobodne z ich mieszkańcami. Były to głównie osoby, które powróciły do wyremontowanych budynków. […] Większość mieszkańców była niezadowolona z warunków zamieszka-nia i twierdziła, że remont nie przyniósł większych zmian. Lokatorzy narze-kali na ciągły brak ciepłej wody w mieszkaniu lub problemy z centralnym ogrzewaniem. Duży kłopot stanowiła także słaba wentylacja mieszkań, […] co sprzyjało zagrzybieniu” (tamże: 102–104).

Rzecz jasna Łódź ma też inne oblicze, to nie tylko „miasto meneli”14,

żeby zacytować wypowiedź znanego aktora, która zelektryzowała łodzian. To miasto akademickie, które nie prowadziło przed wojną żadnej wyż-szej uczelni (poza filią Wolnej Wszechnicy Polskiej), może się obecnie poszczycić kilkoma państwowymi uczelniami, a Uniwersytet Łódzki jest dziś największym łódzkim pracodawcą. Miasto zmienia się pod wpływem wielu inwestycji, zmienia się też struktura ludności. Niemniej jednak Łódź

13 http://rewitalizacja.uml.lodz.pl/rewitalizacja/co-to-jest-rewitalizacja/ (dostęp: 24.04.2019).

14 Tak w 2015 r. Bogusław Linda nazwał Łódź. Aktor przebywał w mieście w związku ze zdjęcia-mi do filmu A. Wajdy, Powidoki.

ciągle ma etykietę „biednego miasta”, co znajduje swoje odbicie nie tyl-ko w trudnym do rozbicia stereotypie, ale i twardych danych – tu mieszka-nia się tańsze, a zarobki niższe.