• Nie Znaleziono Wyników

Na starym ligockim cmentarzu

W spom nienia starego Sabelli.

D aw no, daw no, k ie d y jeszcze n a te m m iejscu, gdzie dziś stoi kościół, fa ra , sz k o ła i do m ek k o ścieln y b y ły p u ste pola, p rz y sz e d ł z n u żo n y w ę d ro w ie c do g o s p o d a rz y S z cz ep o ń có w , p o ło ż y ł się na p o d w ó rzu , a b y w y p o c z ą ć , o c z y u tk w ił w m o d re niebo a po chwili p o w ie d z ia ł: P rz y jd z ie czas, k ie d y z teg o m iejsca ujrzycie ołtarz w k o ściele i u sły sz y c ie g ło s d z w o n ó w . O to tu nied alek o , n ad b r z e ­ giem S to n aw k i, sp a d ł z ło ty łań c u ch z nieba n a ziem ię. N a tem m iejscu stan ie kościół. D ziw n em i się w y d a w a ły s ło w a jego w sz y stk im a jed n ak się s p ra w d z iły . O d blisko p ó łto ra w iek u stoi już k o śció ł na tem m iejscu a w k o ło niego c m e n ta rz z a p ełn ił się grobam i.

D aw niej b y ły g ro b y około c a łeg o k o ścio ła, dziś p o z o sta ły ty lk o po w sch o d n iej jego stronie- P o stro n ie zachodniej w szelk i śla d g ro b ó w za n ik n ą ł zupełnie. K iedy w ro k u 1850 budo w an o w ieżę m a te rja łe m p o z o s ta ły m od b u d o w y , w y ró w n a n o zupełnie zach o d n ią część c m e n ta rz a i g ro b ó w ta m dziś zu pełnie nie znać.

A jed n a k g ro b y d o c h o d z iły aż do sam ej „ w a c h ta rn i“, d re w n ian eg o dom ku dla k o ścieln y ch , w m iejsce k tó re g o p o staw io n o m u ro w a n y , do dziś sto ją c y dom ek. R a z w ie c z o re m p o słan o p a s te rk ę do w a c h ­ ta m i, a on a w y c h o d z ą c z niej z p o w ro te m po ciem ku, w p a d ła do

* p ra w ie w y k o p a n e g o g ro b u i z a c z ę ła ok ro p n ie k rz y c z e ć . — P rz e d g łó w n em w ejściem do k o śc io ła s p o c z y w a ją p a sto ro w ie z b o ru L i­

gockiego. Z n ajd u jem y tu k a m ie n n ą p ły tę z n ap isem : T u le ż y S tefan N ikolaides i t. d. J e d n a k ani on ani Ks. R a sc h k e obok niego na tem m iejscu nie leżą, k tó re w sk a z u ją pom niki, ale o pół długości g ro b u bliżej k o ścio ła. K iedy w ie ż ę p rz y b u d o w y w a n o posunięto pom niki dalej ku p ło tu a g ro b y rz e c z y w is te są bliżej kościoła.

O bok pom ników p a s to ró w zn ajduje się opodal p r z y sa m y m płocie pom nik, n a k tó ry m w id n ieje c o ra z to m niej c z y te ln y n a p is:

J e r z y B rz e ż e k , nau czy ciel. T o b y ł n a u cz y ciel sta re g o Sabelli. B y l ż o n a ty po p ie rw s z y ra z z c ó rk ą sw eg o p o p rzed n ik a w urzędzie.

T a u m a rła b a rd z o w c ze śn ie , p o z o sta w ia ją c có re c z k ę, b a rd z o m iłe d zieciątk o . P o n ieb o szczce z o sta ł te ż zn a c z n iejsz y m a ją te k i sporo

A d a m S a b e l l a z L igotki K am eraln ej, u ro d zo n y 27 sie rp n ia 1835, n a js ta rs z y p re z b ite r n a Ś lą­

sku a może n a js ta rs z y p re z b ite r n a św iecie. O becnie jest ju ż p re z b ite re m 64 lat. O brazek p rz e d sta w ia n am p re ­ z b itera S a b e 1 1 ę, idącego ch o d n iczk iem n a cm en tarzu p rzy kościele. P o jego p ra w e j ręce z n a jd u ją się jeden obok drugiego gro b y jego trzech m ałżonek, k tó re p rz e ­ żył. P a m ię ta kościół ligocki bez w ieży. J a k o chłopiec szkolny w oził razem z in n y m i cegły n a tacz k ach n a sam w ierzch w ieży. Cieszy się dzięki Bogu d o tąd dobrem zdrow iem . P a n Bóg niech go i d alej p o sila i zachow a

w śró d nas.

s re b ra . N au czy ciel B rz e ż e k p o w tó rn ie się ożenił z S ab elló w n ą z ro d zin y , k tó ra m ie sz k a ła pod liczb ą 64, ale już w y m a r ła i z d zi­

sie jsz ą ro d z in ą S a b e lló w n a ty m g ru n c ie nie je st w c a le sp o k re w n io ­ ną. M aco ch a nie c ie rp ia ła d o b re g o d z ieciątk a, b y ła dlań o strą i b iła je b e z p rz y c z y n y . D zieciątk o m u siało sied zieć cichutko w k ą te c z k u i nie w olno m u b y ło się ani o d ezw a ć. C hodziło już do

86

-szk o ły , k ie d y nagle u m a rło . Ś m ierć jego b y ła w s z y s tk im p o d ej­

rzaną- S ą d z a ją ł się tą sp ra w ą . P rz y je c h a ła kom isja i p rz e p ro ­ w a d z iła ob d u k cję w dom ku ko ścieln y m , n a ó w c z a s d re w n ia n y m . S ta r y S a b ella b y ł w ó w c z a s ch ło p cem szk o ln y m i w ied zio n y cie­

k a w o śc ią p a trz a ł z pola p rz e z s z p a ry w ścian ie dom ku, co się w e w n ę trz u dzieje. O jciec jego b y ł jak o „ ra d n y " g m iny p rz y kom isji. O b dukcja w y k a z a ła , ż e dziecię u m a rło w sk u te k tru c iz n y . W y ro d n ą m aco ch ę zam k n ięto z a ra z do w ięzienia. M ąż jej pro sił, b y jej nie ro biono tej h a ń b y , ale nic nie pom ogło. M u siała po n ieść z a słu ż o n ą k a rę . D ziś już ta h isto rja d a w n o zap o m n ian a a g ro b y na c m e n ta rz u m ilczą sm ętn e.

K iedy od g ro b ó w p a s to ró w i n au czy cieli o d w ró c im y o czy n asze ku w sc h o d o w i u jrz y m y g ró b M a te u sz a K rzyw onia*) i jego m ałżonki. Ale to d ru g a jego m ałżo n k a. Je żeli z a p y ta c ie , gdzie sp o c z y w a p ie rw s z a jego m a łżo n k a , o pow iem p o n u rą h isto rję o jej grobie. Ś. p. M a te u sz K rzy w o ń z p ie rw s z ą sw ą żoną, k tó re j po­

to m stw o obecn ie już w y m a rło , m iał ciężkie ży cie z p o w o d u jej sk ło n n o ści do m o cn y ch n ap o jó w . W ó w c z a s e w a n g e lic y chow ali z m a rły c h sw o ich na k ato lick ich cm e n ta rz ac h . K iedy K rzy w o n io w a z m a rła ,, p o ch o w ali ją n a c m e n ta rz u p r z y k ościele katolickim w R o- picy. W n o cy k a to lic y w y rz u c ili ciało jej z g ro b u i pow iedzieli, że ziem ia sam a w y rz u c iła tę h e re ty c z k ę . M a teu sz K rzy w o ń po­

s ta r a ł się o p o w tó rn e p o g rz e b a n ie jej. W ó w c z a s k a to lic y znow u ją w y g rz e b a li z g ro b u i rzucili ra z e m z tru m n ą do p aląceg o się

„ w a p ie n ik a “, a b y jej w ię c e j nie b y ło m o żn a p o ch o w ać. J o b y ł jej grób.

---o---Z O Ś K A .

P r z y s z ła n a św ia t w niedzielę, co w ie lk ą sp ra w ia ło ra d o ść m atce. C zęsto b o w ie m s ły s z a ła , że „dzieci n ied zieln e11 w iele m ają sz c z ę śc ia w życiu. P o s ta n o w iła z a tem , g d y u k lę k ła p rz e d o łta rz e m w chw ilę m o d litw y w y w o d n iej, nie dop u ścić n ig d y do żadnej k rz y w d y , k tó ra b y n a Z ośkę p o d n io sła sw ó j bicz.

Od piersi o d sta w iła m a tk a Z ośkę, u b ra n ą już w p lu szo w e b u ­ ciki. Z k o ły sk i w y p ę d z ił ją pupilek ojca, o tr z y la ta m ło d sz y Alfred.

i) W sp o m n ian y M ateusz K rzyw oń b y ł b ard zo p o w ażan y m ro ln ik iem n a R akow cu, p ó źn iej w T rzycieżu. Synem jego z drugiego m ałżeń stw a był z n an y starszy m z p o śró d n as d łu g o letn i se n jo r śląsk i, p o tem su p e rin te n d e n t m o raw sk o -śląsk i, ś. p. A ndrzej K rzyw oń (f 1911).

87

W szkole n ig d y n ikt nie p o ło ż y ł n a nią sw ej ręki, w dom u p ły w a ła Z o śk a w d o sta tk a c h , jak s a re n k a w o w sie.

N ieszc zęsn y eg zam in n a k u rs a e d u k acy jn e w C ieszynie w y ­ p a d ł dla niej d o b rze, a z a k o ń czen ie k u rs u sp ra w iło m a tc e w iele pociechy. P a n D y re k to r w o ła ł Z o śk ę po im ieniu, g d y w rę c z a ł jej ś w ia d e c tw o .

Nie b y ło z a te m o tem ani m o w y , b y Z ośka, k tó ra m iała ty le w z ięcia m ięd z y ludźm i w sw y c h m ło d y c h latach , m iała m ieć później jakie k ło p o ty . Z najdzie się pan, co sobie ją w eźm ie. A gdy b ęd zie p anią, to ludziom pok aże, co to z n a c z y b y ć panią!!

T rz e b a się b y ło n a ta k ą chw ilę i n a ta k ie p o w o łan ie p rz y g o to ­ w ać. Z ośka m u sia ła m ieć rą c z k ę b ie lu te ń k ą i g ła d z iu te ń k ą . M atka nie p o zw o liła jej nigdy, b y co tw a rd sz e g o u c h w y c iła do ręki. Ojciec w p ra w d z ie n ie k ie d y w rz a s n ą ł gro m k im g ło se m : „M iotłę i w id ły b ie rz d o ręk i, to się z a toibą b ę d ą o g ląd a li11, ale m a tk a u w a ż a ła to za o sz c z e rs tw o i p o c ią g a ła re g u la rn ie m ęża do odpow ied zialn o ści sp ow iedniej.

W 17 ro k u w y p ro w a d z iła m a tk a c ó re c z k ę n a bal- R oiło się ko ło niej, jak p s z c z o ły ko ło ula, g d y b a rtn ik m iód w y b ie ra . T o m a tk ę i Z o śk ę w p ro w a d z iło w sz a ł i uniesienie. M iały te ż one co o p o w ia d a ć w dom u ojcu, ach m iały.

U czę sz c za n ie n a b ale tr z e b a b y ło później p o n aw iać. Kiedy b a ló w nie b y ło , jak n a p rz y k ła d w n ie szc zęsn e w io se n n e czasy , trz e b a b y ło chodzić n a k o n c e rty , w y c ie c z k i i z a b a w y tan eczn e, i co ty lk o gdzie k to z a p o w ied ział. A g d y n iezd arn i ludzie nic p ię k ­ n eg o i d o b reg o dla Z ośki nie u rządzili, trz e b a b y ło pok u sić się w dom u o coś ład n eg o . I u rz ą d z iła m am a, ach u rz ą d z iła niejedną s ty p ę . W iele to in d y c z e k i g ą se k i k u re k p oszło pod k r w a w y nóż!

W iele k o ła c z y i „p o leśn ik ó w 1*1) i ,,b u ch telek “2) i p iern ik ó w p r z y ­ p ra w iła s k rz ę tn a k u c h ark a . A ż s e rc e m dlało z rad o ści, g d y p rz y - jeżd żd ali stu d e n c i i p an o w ie z m ia sta i m ów ili do Z ośki „p an ien k a"

a do m a m y „ p an i“.

Ale n a serjo n ik t się do Z ośki nie z a b ie ra ł, choć b y ła już w d z ie w ię tn a ste j w io śn ie. M a tk a p o sta n o w iła to w a rz y s tw o p rz e ­ tr z ą s a ć i p rz e sie w a ć . K to b y ta m p rz y jm o w a ł dla Z ośki jakieś s tu d e n ty -d a rm o z ja d y b e z sta n o w isk a .' Z o śk a b y ła g o to w a do ślubu, m iała w y p r a w ę p rz y g o to w a n ą i sy p ialn ię g o to w ą a w „Z aliczce"

n a w ła s n e imię z ło ż o n y p o sa g , ty lk o g o w z ią ć . — I s p ła ta ła m a tk a ty m m ło d y m figiel. D o w ie d z ia ła się, że p rz y u c z ta c h pańskich k ład zie się k a ż d em u g o ścio w i bilecik z jego im ieniem n a m iejsce, k tó re m a p r z y sto le z a ją ć ; k a z a ła w ię c ta k ie bileciki spo rząd zić,

1) naleśniki. — 2) babek.

88

a n a o d w ro tn ej stro n ie n a p isa ć k a żd em u , na k tó re g o nie re fle k to ­ w a ła có rk a, s ło w a : „Nie dla p sa k ie łb a sa 41.

G oście z ra d o ś c ią i hucznie z a siad ali do sto łu i głośno w y ­ raż a li p o d z iw dla n o w e g o sp o so b u p rz y d z ie la n ia m iejsc. Nie b ra k ło te ż d o w cip ó w i u k ry ty c h d o cinków p o d a d re se m szczęśliw y ch , k tó rz y m iejsce z dobyli obok Zośki. Ale w e so łe m iny b a rd z o p rę d ­ ko p rz e m ie n iły się w k w a śn e jabłko. J a n Sztuchlik, k tó ry z a w sz e m iał w sz ę d z ie o cz y i d o s trz e g ł w s z y s tk o , o d n alazł u s ą sia d a n ap is na o d w ro tn e j stro n ie bileciku i s p re z e n to w a ł m u go z n iek łam an em w spółczuciem . T o w y ja w iło sp ra w ę w sz y stk im . P rz e s ie w zo sta ł zro z u m ia n y i p rz y jęty - N iegodni k ie łb a s y nie p rze stą p ili w ięcej p ro g ó w dom u Zośki, a godni z a k ą sić nie chcieli. Z o śk a z o s ta ła sam a. S ztu ch lik a nie zad o w o liło je sz c z e odosobnienie i p o rzu cen ie Z ośki p rz e z w s z y stk ic h . G ru b y figiel p o sta n o w ił p o w e to w a ć zło ­ śliw ym .

Z nał się z K ra k o w a je sz c z e z p e w n y m ziem ianinem m a ło ­ polskim , k tó ry n a g w a tł sz u k a ł żony. D o niego n a p isał i za p ro sił go na Ś ląsk, p ro p o n u ją c z ło żen ie w iz y ty u ro d z ic ó w Zośki. Zie­

m ianin p rz y s ta ł ch ętnie, boi w ie le d o b re g o o cn o tach i z a letach S lą - z a c z e k b y ł s ły s z a ł. P rz y b y li do Z ośki n a P io tra i P a w ła , ro z e j­

rzeli się, p o g ad ali, pojedli i popili. Z iem ianin sp o d o b a ł sią b a rd z o i z ro b ił w ra ż e n ie jak najlepsze. Z o śk a aż d rż a ła z czułości, g d y jej ró ż n e p o c h le b stw a s z e p ta ł do ucha, m a tk a om al się nie ro z p ła k a ła , g d y ją p o c a ło w a ł w rę k ę . O djechali, o d p ro w a d z e n i i że g n a n i s e r ­ decznie. Na c z w a r ty dzień o trz y m a ła Z o śk a n a s tę p u ją c y list:

S z a n o w n a P a n n o Zofjo!

Z zad o w o len iem w sp o m in am chw ile, sp ęd zo n e w dom u C zci­

g o d n y c h R o d zic ó w S z a n o w n ej P a n i. B y ło pięknie, m iło ,^ p rzy jem ­ nie, w e so ło . Ale ż y c ie nie je st snem , ani m a rzen iem . Z ycie jest rz e c z y w isto śc ią tw a rd ą , w a lk ą o b y t, ro z g ry w a n ą nie ze szk łem , ale w p ra c a c h i tru d a c h . A do tak ieg o ż y c ia P a n i w c a le się nie nad aje n a to w a rz y s z k ę i pom ocnicę. B ędę m ów ił p ra w d ę , choćbym ran ił. P a n n a Z o śk a nie n a u c z y ła się p o n ad e le m e n ta rz niczego.

S tw ie rd z iłe m to osobiście. G d y m w ro zm o w ie d o tk n ą ł sp ra w ek o n o m iczn y ch , s p o tk a łe m głtipią m inę, g d y m sk ie ro w a ł ro zm o w ę na z d a rz e n ia h isto ry c z n e , d o strz e g łe m w m ózgu P a n i w ielkie zero, a g d y m c y to w a ł w ie rs z ogólnie w lite ra tu rz e z n a n y , p y ta ła P ani, c z y to m ój w ła s n y . W id ziałem , że P a n i ani się um ie g u sto w n ie ub rać , ani nie p o tra fi sto łu n a k ry ć , ani słu żb ie ro zk azać- A człow iek ty le je st w a r t, ile w a r tą jest jego p ra c a . L ek k ie rę c e są lekkie, ch o ćb y tr z y m a ły w ó r z ło ta . N ie w iasta g łu p ia będ zie ż o n ą sw a rliw ą , a d zie w cz ę len iw e za śm ieci c a ły dom. J a k w ciele c z ło w ie k a k re w ,

8 9

p rz e c h o d z ąc p rz e z z d ro w e n e rk i o c z y sz c z a się i p o w ra c a sk a rb e m do se rc a , a k re w p rz e c h o d z ą c a p rz e z n e rk i chore, p rz e p a d a , tak w sz elk i z a ro b e k m ęż a p rz ech o d zi p rz e z g o sp o d a rstw o dom ow e.

G dzie żo n a d o b rz e g o sp o d aru je, ta m ż y ją w s z y s c y do b rze i zdro w o i jeszcze b o g a c tw a o d k ład a ją, a gdzie ż o n a źle g ospodaruje, tam ■ nęd za i b ied a i w s z y s tk o p rz e p a d a . A b ia d a tem u dom ow i, gdzie żo n ę -g o sp o d y n ią trz e b a z a s tę p o w a ć słu ż b ą . D om , w k tó ry m ż o n ą w ła sn e o b o w ią zk i w y k o n u je p rz e z słu ż b ę, p o d o b n y je st nerkom , w y p e łn io n y m kam ieniam i!

M am b a rd z o d o b rą m a te c z k ę, k tó ra b y s y n o w ą na rę k a c h no­

siła. Ale g d y p o m y ślę n a P a n ią , w z d r y g a się w e m nie sum ienie, w o ła ją c : „Nie dla p s a k ie łb a sa !"

M ów ię sz c z e rze , b y ro z w ia ć w szelk ie z łu d zen ia i m łodej, dobrej Z o śce w s k a z a ć p e w n ą d ro g ę do m ęża.

Ł ą czę w y r a z y czci i p o z d ro w ie n ia

S ta n is ła w M okotow icz.

Ja k ie w ra ż e n ie w y w a r ł list n a Z ośkę, nie w iem y . T y le p r z e ­ d o sta ło się p om iędzy m ło d zież c ie sz y ń sk ą , że a u to re m listu b y ł S ztu ch lik . — Z o śk a s ie d z ia ła d łu g o i d łu g o w y g lą d a ła m ęża. W y s z ła z a m ąż d o p iero w 30 ro k u ż y c ia (za k u śn ierza) i ż y ła m ało szc z ę śliw a .

--- o—