• Nie Znaleziono Wyników

Talex SA – przykład biznesowego

W dokumencie prof. Wacława Jarmołowicza (Stron 58-61)

rozwoju polskiego IT

Maciej Mikulewicz

wej, której wyróżniającą cechą jest to, że początek usługi jest wdata centrespółki, zaś jej finał u klienta, na jego urządzeniu dostępowym, z którego loguje się do systemu i obsługuje proces biznesowy.

Usługi w chmurze muszą się jednak mierzyć z pokutującym nadal fałszywym przeświadczeniem, że dane są bezpieczniejsze wewnątrz firmy, mimo iż zazwyczaj to właśnie pracownicy są przyczyną wycieku informacji. Niepokój potęguje też niesku-teczność ochrony prawnej, można mieć wrażenie, że umowa wszystkiego nie gwarantuje, a kiedy doj-dzie do kradoj-dzieży danych, to zanim sąd rozstrzygnie sprawę, szkody będę nie do naprawienia. Profesjo-nalne zabezpieczenia i procedury dostępu są jednak stale rozwijane, skutkując bardzo wysokim, choć oczywiście nie 1 00% poziomem bezpieczeństwa.

W Polsce niewielu jest producentów techno-logii IT, zależnych do tego od kilku międzynarodo-wych korporacji. To one dostarczają narzędzi do pi-sania oprogramowania, na bazie którego powstają programy użytkowe, np. dotyczące zarządzania to-warem w magazynie. Tym między innymi zajmują się firmy, które rozwinęły się w ostatnich latach w Pol-sce, a które w sferze swojej działalności mają hasło

"integrator". Kiedy u klienta pojawia się potrzeba techniczna, dotycząca np. instalacji, uruchomienia i serwisowania tysiąca„pecetów” z konkretnym oprog-ramowaniem, to potrzebna jest umiejętność inte-growania rozwiązań o wyższym stopniu złożoności, wtedy „firma–integrator" udostępnia zarówno apli-kacje użytkowe jak też buduje środowisko informa-tyczne. Można powiedzieć, że dzisiaj Talex SA jest integratorem z dużym nastawieniem na obsługę klientów.

Oprócz wymienionych pól działalności, Talex SA zajmuje się takżeoutsourcingiem usług technicz-nych, w związku z czym przejmuje na przykład serwi-sowanie instytucji bankowych posiadających na du-żym obszarze kilkaset oddziałów. Bank zleca wtedy firmie zewnętrznej bezawaryjne utrzymanie środo-wiska informatycznego z ustalonym czasem reakcji, usunięcia awarii itd. Z tego powodu Talex SA zatrud-nia obecnie ok. 350 osób i posiada ponad 1 5 oddzia-łów w Polsce oraz jeden w czeskiej Pradze. Ideałem stawianym sobie przez firmę za cel jest, aby takie usługi świadczyć bez specjalistów w terenie, czyli tak, żeby klientowi dało się pomóc poprzez łącza te-leinformatyczne.

Współpraca z sektorem publicznym

Talex SA od lat działa też w obsłudze sektora publicz-nego, który od strony techniczno-informacyjnej na-dal wymaga modernizacji i, jak uważa Rafał Szałek –

członekzarządu Talex SA:

„Taka firma, jak nasza mogłaby bardzo wiele dobrego w tym obszarze zrobić. Widzimy całą masę niezrealizowanych potrzeb. Potrzeb niepolegają-cych na dostarczeniu kolejnych setek komputerów, tylko sposobów na to, jak nam, Polakom, ułatwić ży-cie.”

Informatyzacja sektora publicznego postrze-gana jest bardzo często przez pryzmat sprzętowy.

Spółka miała wiele tego rodzaju doświadczeń, co wi-dać na przykładzie informatyzacji szkół. Wiele z nich zakupiło dużą ilość komputerów, tabletów, tablic in-teraktywnych, rzutników, co można nazwać raczej nasycaniem technologią niż realną informatyzacją.

Być może wynika to z faktu, że dużo łatwiej jest roz-pisać przetargi na urządzenia, niż stworzyć dobrze zinformatyzowany proces dydaktyczny. Powinien to być system, w którym dane krążą w określony i efek-tywny sposób, w którym rozmawia się o procesach, a dopiero później o narzędziach informatycznych, służących temu, aby procesy dydaktyczne zautoma-tyzować.

Nietrudno zauważyć, że podobnie dzieje się w administracji publicznej, gdzie wielomilionowe inwestycje w infrastrukturę nie zawsze idą w parze z pomysłem na jej skuteczne wykorzystanie. Są wśród nich również udane inicjatywy softwareowe np. ePUAP, możliwość składania elektronicznych oświadczeń czy pitów. Z perspektywy firmy startu-jącej w przetargach publicznych widać jednak, że prawdziwym utrudnieniem w realizacji dobrej in-formatyzacji może być strona formalna rozpoczęcia takiej publiczno-prywatnej współpracy. Ustawa o za-mówieniach publicznych bardzo mocno wiąże ręce zarówno dostawcom, jak i zamawiającym. Wynika to ze sposobu procedowania. Urzędnik, co do zasady, nie ma możliwości kontaktu z firmami przed złoże-niem zamówienia, ma za to często do czynienia z bardzo skomplikowaną, wymagającą eksperckiej wiedzy materią. Jedyną możliwością na zapoznanie się z ofertą rynku jest dialog techniczny, który po-zwala na rozmowę w świetle reflektorów, jeszcze

przed ogłoszeniem przetargu. Problem w tym, że wy-bierana jest po prostu propozycja najtańsza, nie zaś najskuteczniejsza, podczas gdy samo przygotowa-nie oferty IT na rynek publiczny potrafi kosztować setki tysięcy złotych. Tak też widzi sytuację Rafał Sza-łek, zwracając uwagę na fakt, że ryzyko spoczywa w całości po stronie przedsiębiorstwa, a postępowa-nia się przeciągają. Do absurdów doprowadza na do-datek zasada, wedle której nie można w zamówieniu przetargowym preferować żadnej technologii. Nic nie można poradzić na fakt, że na świecie, wśród pro-ducentów technologii, kilku jest bezkonkurencyj-nych, właściwie o pozycji monopolistów. Do patolo-gii doprowadza więc tworzenie zamówień niebiorących tego pod uwagę, w wyniku których wybiera się roz-wiązania z niczym niekompatybilne.

Istotne w procesie informatyzacji kraju są tak-że projekty finansowane z budtak-żetów UE, większość z których skupia się jednakże na inwestycjach, nie zaś na utrzymaniu istniejącej infrastruktury czy komer-cjalizacji usług. W związku z tym, w ocenie Rafała Szałka, obserwuje się kolejną dziwaczną sytuację.

Podczas gdy firmy prywatne mają już własną infra-strukturę, własnedata centre, to urzędy budują kolej-ne, ryzykując, że staną się zupełnie nieopłacalne po zakończeniu projektów. Niezrozumiałe jest też, że urzędnicy nie mogą po prostu zamówić tej usługi na rynku.

Jeśli chodzi o zmiany w sektorze publicznym przy współpracy sektora prywatnego, to istnieją też dobre przykłady dotyczące np. informatyzacji edu-kacji, jak pokazała fundacja Melindy i Billa Gatesów – Fundacja Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego, której opiekunem jest Polsko-Amerykańska Funda-cja Wolności. FundaFunda-cja przyjęła za cel informatyzację bibliotek gminnych. Na pierwszym, dwuletnim eta-pie realizacji projektu prowadziła szkolenia z obsza-rów umiejętności „miękkich”, niezwiązanych z infor-matyką, mając na celu wygenerowanie potrzeby i świadomości klienta końcowego. Pracownice i pra-cownicy bibliotek uczyli się, jak pisać biznesplan, jak być partnerem dla lokalnych władz samorządowych w staraniach o dofinansowania i jak dotrzeć od użyt-kowników. W krótkim czasie i stosunkowo niedużym

kosztem zinformatyzowano i połączono w jeden or-ganizm ok. 30 000 lokalizacji w całym kraju.

Mówiąc o integracji środowisk informatycz-nych coraz częściej myśli się właśnie o zmniejszaniu kosztów, o porządkowaniu IT. Jednym z pomysłów, na który stawia Talex SA, jest przenoszenie kolejnych usług w chmurę obliczeniową. Integracja będzie po-legała także na wprowadzeniu zasady "płacę za tyle, ile zużyję". Obsługę procesów biznesowych będzie można kupić jako usługę zewnętrzną tylko wtedy, kiedy będzie się jej potrzebować.

Planyna przyszłość

Spółka, poza wzmacnianiem swojej pozycji na rynku krajowym, widzi potencjał w ekspansji zagranicznej i posiada już swój oddział w czeskiej Pradze. Jest to dopiero pierwszy krok w kierunku zaistnienia na są-siednich rynkach usług IT, ale nie brakuje przykładów polskich firm, którym udało się zyskać klientów i uznanie za granicą. Duże nadzieje wiązane są z ofer-tą optymalizacji ekonomicznych, a takie możliwości daje właśnie rozwijana chmura obliczeniowa. Celem firmy jest znalezienie klientów na usługi oferowane zdalnie, gdzie barierą nie będzie lokalizacja, ani łącz-ność, która w skali Europy nieustannie się poprawia.

Co ważne, polscy informatycy to od lat dobra marka, a jest tak z kilku powodów: po pierwsze – choć nie-koniecznie już słusznie – uważani są za tańszych; po-za tym mają opinię pracowitych i dobrze wykształco-nych. Potwierdzają to, ciągle poszukujące polskich specjalistów, najbardziej prestiżowe zagraniczne fir-my IT. Biorąc to wszystko pod uwagę można żywić przekonanie, że polski sektor IT z roku na rok będzie zdobywał kolejnych klientów, a polscy fachowcy nie będą się wahać stawiać sobie coraz to bardziej am-bitne cele.

Maciej Mikulewicz–"Przegląd Ekonomiczny".

C

zerwcowe uroczystości dwudziestej piątej rocznicy wyborów do Sejmu kontraktowego były obchodzo-ne w pozytywnych nastrojach. Powtarzano, iż III Rzecz-pospolita jest państwem sukcesu, które wybiło się ze swojego peryferyjnego statusu. Cały czas jednak mamy do czynienia ze sporem o to, czy monetarystyczny pro-jekt Leszka Balcerowicza oraz post-solidarnościowej eki-py rządzącej był słuszny (ostatnimi czasy pojawia się coraz więcej krytycznych publikacji naukowych doty-czących kosztówspołecznych neoliberalnych reform1).

Do powyższych nie należy jednak książka Spra-wiedliwe nierówności zarobków w odczuciu społecznym autorstwa socjologa Henryka Domańskiego2. Można powiedzieć, że jest to swoista kontynuacja jego publi-kacji o polskiej klasie średniej3, w których zawarł swoją koncepcję modernizacyjną dla Polski. W najogólniej-szym sensie można ją sprowadzić do faktu, iż to klasa średnia jest dyspozytariuszką wartości kapitalistycz-nych, na których można oprzeć budowę gospodarki wolnorynkowej. Owa koncepcja opiera się na założe-niu, iż to nierówności w strukturze stratyfikacji stano-wią esencję społeczeństwa prawdziwie kapitalistycz-nego i jako takie są korzystne dla szeroko pojętego

"rozwoju społeczno-gospodarczego".

Socjologicznyprojektmodernizacji

Zanim jednak przejdę do analizy wniosków z książ-ki, chciałbym pokrótce odnieść się do metody badaw-czej przyjętej przez prof. Domańskiego. Skonstruował on bowiem dwa wskaźniki Giniego – jeden dotyczył postulowanych, drugi postrzeganych nierówności do-chodowych w Polsce. Różnica między dwoma wskaźni-kami miała mierzyć subiektywne odczucia wobec

hie-rarchii płac w Polsce – czy są one za małe, za duże bądź w sam raz4. Owy wskaźnik to na- rzędziejaknajmniejczu-łe na wartości skrajne5. Metoda porównywa-nia najwyższych i naj-niższych dochodównie interesuje autora dla-tego, że zarobki robot-nika oraz właściciela fabryki są wartościami skrajnymi. W zamyśle zatem Domański

od-rzuca te potencjalnie najbardziej zantagonizowane grupy,czyli najbardziej bogatych i najbiedniejszych.

Jak zatem badania Domańskiego prezentują się odnośnie społeczeństwa polskiego? Uzyskane wyniki wskazują, że Polacy nie akceptują nierówności zarob-ków, uważając, że te są za duże i należy je zmienić, jed-nakże równocześnie aprobują zasady samej hierarchii zarobkowej. W polskim społeczeństwie najbardziej eli-tarystyczną grupą są prywatni właściciele środków produkcji, zaś najbardziej egalitarną są pracownicy rol-ni, co jest jak najbardziej zgodne z powszechnym prze-świadczeniem społecznym. Jednakże to interpretacja badań budzi największe kontrowersje. Domański stwierdza wyraźnie, że dopiero dalsza edukacja i mo-dernizacja rozwiąże kwestię braku akceptacji dla nie-równości dochodowych6.

Autor stwierdza, że ludzie akceptują system ryn-kowy, a zarazem akceptują pewne dysproporcje. Dzięki

Sprawiedliwe nierówności

W dokumencie prof. Wacława Jarmołowicza (Stron 58-61)

Powiązane dokumenty