• Nie Znaleziono Wyników

tekstu mówionego

W dokumencie Kategoria potoczności w języku (Stron 105-114)

Sądzę, że zagadnienie stopnia gramatyczności było teoretycznym ustępstwem Chomskiego wobec konieczności uznania istnienia trud­

nych do modelowania zdań lepiej i gorzej zbudowanych oraz zdań metaforycznych i nonsensownych, występujących stosunkowo często w naturalnym języku. Problem pojawił się wówczas, gdy pierwsza wersja jego gramatyki ujawniła brak matrycy semantycznej, a także gdy pojawiły się pierwsze próby zastosowania tej teorii do badania np.

tekstów literackich, czyli de facto do badań performancji. Dostrze­

żono konieczność opisu zdań ułomnych i wykolejonych, które od­

najdywano w literaturze (nie zajmowano się żywym językiem), i do tego właśnie próbowano dostosować s t o p i e ń g r a m a t y c z n o ś c i

( v a n D i j k , 1975: 239). W artykule Degrees o f Grammaticalness Chom- ski, wprowadzając uwagę, że zdania mają niższy stopień gramatycz­

ności, gdy pogwałcone zostają reguły wyższego rzędu, pojęcie stop­

nia gramatyczności określa jako odległość wypowiedzi od zdań dosko­

nale ukształtowanych ( v a n D i j k , 1975: 239). W Zagadnieniach teorii składni Chomsky cały rozdział poświęcił pojęciu stopnia gramatyczno­

ści, analizując odstępstwa od reguł selekcji i subkategoryzacji. Zała­

manie pierwszych może dać całkiem poprawne zdania metaforyczne,

załamanie drugich prowadzi do nonsensu. Problem wypowiedzi nie- gramatycznych lub ułomnych został dostrzeżony. Ujawniają to wy­

raźnie postulaty K atza ( v a n D i j k , 1975: 239), który wskazuje na konieczność posiadania teorii zdań ułomnych, aby można było mówić 0 ich interpretacji. Nie oznaczało to przy tym bynajmniej poparcia dla indukcyjnych badań nad językiem potocznym, które według K a t z a 1 F o d o r a (1977: 97— 99) zbyt wyraźnie eksploatują intuicję badacza (notabene Chomsky, analizując zdania o różnych stopniach gramaty- czności, operuje stwierdzeniami odwołującymi się explicite do intuicji (por. Chomsky, 1982: 205; Ruwet, 1982: 30—45).

Oczywiście, dla generatywistów gramatyka jest próbą stworzenia modelu kompetencji użytkownika idealnego, stąd nie będą oni inte­

resować się opisem «-tej liczby zdań ułomnych i sposobem ich deko­

dowania, zwłaszcza że konkretnego nadawcę i odbiorcę komunikatu biorą w nawias tak, jak biorą w nawias konsytuację, tworząc prze­

cież teorię zdań bezkontekstowych. Takie zatem pojęcia, jak „grama- tyczność” czy „akceptowalność” będą używane z punktu widzenia izo­

lowanego zdania i jego relacji wewnętrznych, wynikających ze zreali­

zowania bądź niezrealizowania reguł wyższego rzędu.

Stopień gramatyczności dał o sobie znać w teoriach generatywnych i jest mniej lub bardziej wyraźnie zakładany przez badaczy innych, np.

strukturalnych, orientacji, co rzutuje na badania języka potocznego, mówionego. Zazwyczaj traktuje się go jako rodzaj derywatu ujem­

nego jakiegoś idealnego języka standardowego (ogólnego, literac­

kiego, a w praktyce — języka pisanego). W opracowaniach badaczy usiłujących zestawiać cechy języka potocznego mówionego ( W i l k o ń ,

1987: 50— 54; M a z u r , 1986: 276—277; L u b a ś , 1983) zasadę zmniej­

szonego stopnia gramatyczności odnajdziemy w konstatacjach na temat nasycenia tekstu zdaniami eliptycznymi i równoważnikami zdań, ubóstwa wskaźników zespolenia, zmniejszonej koherencji i ko­

hezji, ograniczenia konstrukcji analitycznych, zwiększonej frekwencji elementów redundantnych, eliminowania wyrażeń abstrakcyjnych na rzecz ukonkretniąjących.

W arto chyba w tym miejscu przytoczyć uwagę Labova, który stwierdził, że niegramatyczność języka mówionego potocznego, co­

dziennego (everyday language) jest jednym z mitów funkcjonujących

wśród językoznawców. Co więcej, Labov sądzi, że około 75% wystę­

pujących tu tekstów jest poprawnie skonstruowanych. Pozostałe 5%

możemy potraktować jako niegramatyczne tylko wówczas, gdy nie weźmiemy pod uwagę dodatkowych reguł dotyczących falstartów, jąkania się i elipsy (Labov, 1972: 203). Wynika z tego, iż język po­

toczny (codzienny, mówiony) można uznać za subsystem o odmien­

nych i dodatkowych regułach gramatykalizacji. D la ścisłości należy jednak dodać, że w innym miejscu Labov przestrzegł przed wyostrze­

niem tego punktu widzenia i traktowaniem subsystemu danego języka jako systemu całkowicie odrębnego (por. uwagi na temat odrębności

black English vernacular; Labov, 1978: 37).

Elipsa może być dobrym przykładem tego, że ocena stopnia zgramatykalizowania pewnych struktur w obu subsystemach (potocz­

nym mówionym i języku pisanym) musi wziąć pod uwagę względną ich niezależność, wynikającą z odmiennej pragmatyki, która deter­

minuje reguły gramatykalizacji. Zakłada się, że z elipsą mamy do czynienia wówczas, gdy element w obrębie jakiejś struktury zostanie pominięty (niewypełniony), ale w każdej chwili m oże być wprowa­

dzony, gdyż de facto tkwi w schemacie strukturalnym. Jeśli przy tym z danego wyrażenia usunięto element, bez wpływu na zmianę zna­

czenia, wskazuje to na stylistyczną genezę zjawiska. Taką elipsę ana­

lizuje np. Maria Zarębina (1968). Możliwość wypełniania struktur eliptycznych wiąże się z regułami konotacyjnymi. Korespoduje to z koncepcją Romana Jakobsona (1979: 37) o przekodowaniach, czyli o możliwości pomijania pewnych cech dystynktywnych w kodzie elip­

tycznym pod pewnym wszelako warunkiem: że może zaistnieć odwro­

tny kierunek zmian, a takie przekodowanie nie spowoduje zmiany znaczenia.

Eliptyczne wyrażenia charakteryzują się zmniejszonym stopniem gramatyczności dzięki niewypełnieniu wszystkich miejsc w schemacie strukturalnym wypowiedzenia, co automatycznie wywołuje koniecz­

ność stosowania dodatkowych reguł wprowadzających (lub usuwają­

cych). Oczywiście, przykłady zazwyczaj analizowane są na tyle ewi­

dentne, iż enkatalizowanie orzeczeń czy łączników na podstawie ja ­ snych związków konotacyjnych nie sprawia trudności (por.: Królestwo za konia1, pani świadkiem, że..:, Zarębina, 1968).

Trudniej jednak ocenić — zarówno z punktu widzenia konstrukcji niewypełnionych, eliptycznych, jak i możliwości wyodrębnienia cało- stek składniowych — taki oto autentyczny, spontaniczny tekst mówio­

ny:

(1) [...] no p ow iedz / ten ojciec // ta p o d u szk a ja k a ś cholera // wibru­

ją c a H nienorm alny / / cieplna //s k ą d on m a na to pieniądze //

Podział tego fragmentu na całostki syntaktyczne jest trudny.

Zważywszy na to, iż tego typu teksty bynajmniej nie są wyjątkowe, pewnej rewizji powinna zostać poddana zasadność czy przydatność stosowania w analizie tekstów mówionych segmentacji na wypowie­

dzenia o charakterze zdaniowym, a co zatem idzie — stosowania ta­

kiej kategorii, jak właśnie wypowiedzenie eliptyczne. O jej naduży­

waniu pisał już Maciej Grochowski (1978: 73—85). Pragnę jedynie dodać, że przyjęcie elipsy implicite zakłada przyjęcie „struktury wypeł­

nionej”, a zatem możliwość przekodowania struktury niepełnej, z wy- elidowanym elementem, na strukturę pełną (Topolińska, 1978: 53).

Co ważniejsze, takie przekodowanie musi mieć swoje uzasadnienie i formalne, i pragmatyczne, odwołujące się do intencji nadawcy (Gro­

chowski, 1978). Musimy zatem powziąć przekonanie, iż o takiej właś­

nie pełnej strukturze „myślał” nadawca.

W naszym przykładzie analiza prozodyczna wskazywałaby na siedem całostek, przy czym takie składniki tego tekstu, jak np. ten ojciec czy ta poduszka jakaś, można by interpretować jako wyrażenia eliptyczne z wyelidowanym predykatem istnienia. Przebieg dialogu nie wskazuje jednak na to, że interlokutorom chodziło o konstatację istnienia jakiegoś ojca czy jakiejś poduszki, lecz o to, że poduszka (no właśnie...) została kupiona, nabyta, znajduje się w domu, leży na tapczanie, jest schowana w szafie... A ojciec: kupił, nabył, nie używa, leży na niej codziennie... Przebieg dialogu (cały dialog nie został tu przytoczony ze względu na jego sporą objętość) wskazuje natomiast, że interlokutorzy doskonale zinterpretowali owe wyrażenia, rozmowa toczyła się bez przeszkód i jakichkolwiek sygnałów nieporozumienia.

Pominięcie elementów, które z punktu widzenia struktury są konstytutywne dla zaistnienia sądu o rzeczywistości, nie wpłynęło

na proces rozumienia, na jego ewentualne zakłócenie. Więź sytuacyjna uczestników interakcji była na tyle duża, że wystarczyły elementy grupy nominalnej, aby wypowiedzenia uzyskały sens znamienny dla wyrażeń zdaniowych. Można w tym miejscu zacytować Ingardena:

„[...] przedmiot nazwany staje się niejako »gotowy« do pełnienia tej lub owej funkcji; i tylko przez to, że przedmiot zyskuje ową »goto­

wość«, może być punktem docelowym »szukającego« wskaźnika kierunkowego czasownika.” ( I n g a r d e n , 1960, 175). W sytuacji poto­

cznych rozmów, przy dużym stopniu zintegrowania sytuacyjnego uczestników interakcji, wskaźniki kierunkowe są na tyle silne, że ver bum finitum może nie ujawnić się. W przypadku tekstów pisanych tego rodzaju silnego zintegrowania nie mamy, ale też elipsa jest tu teoretycznie uzasadniona.

A przecież konstrukcje spotykane w języku potocznym m ogą być daleko bardziej zredukowane niż tradycyjnie analizowane elipsy, jak w tym oto przykładzie:

(2) A: i?

B: do przodu.

Zauważmy, że stopień zgramatykalizowania bynajmniej nie idzie w parze z akceptowalnością (pisze o tym także C h o m s k y , 1982: 203—

206). Choć wypowiedź A jest zredukowana do spójnika ( + intonacja pytajna), to jednak została przez B zaakceptowana jako zrozumiała.

W języku mówionym bowiem informacja (wartość informacyjna wypowiedzenia) nie jest kształtowana jedynie poprzez formalno- gramatyczne struktury kodu werbalnego, lecz interpretowana na tle kontekstu i sytuacji aktu mowy. Wypowiedź potoczna mówiona więc, nawet najbardziej niezgramatykalizowana z punktu widzenia struktu­

ry zdania, jest akceptowalna, o ile można ją zinterpretować, wyko­

rzystując kontekst sytuacyjny, współdziałające z nią kody gestyczne, wiedzę o świecie, możliwe presupozycje pragmatyczne ( P a d u c z e v a ,

1992: 77—82). Odwrotnie — w pełni zgramatykalizowana wypowiedź może być nonsensem z pragmatycznego punktu widzenia.

Nietrudno też znaleźć przykłady potocznych wypowiedzi dialo­

gowych, gdzie nieuwzględnienie czynników sytuacyjnych musiałoby

niechybnie prowadzić do interpretacji tychże jako nonsensów w związ­

ku z załamaniem reguł subkategoryzacji:

(3) A: Patrz / samolot / jakie białe grube // długo zostają nie?

B: Świetne // muszą być cholernie gęste.

A: To jakiś kolos / cztery silniki!

Wypowiedź A może być potraktowana jako dewiacyjna, narusza­

jąca podstawowe reguły składniowe (biorąc pod uwagę struktury wypełnione). Cechuje ją niski stopień strukturalizacji, została jednak odebrana i zrozumiana, spełniła zatem swoją podstawową funkq'ç komunikacyjną. Czy wobec tego istnieje uzasadnienie, aby tego rodza­

ju konstrukcje określać jako dewiacyjne? Sądzę, że odpowiedź pozy­

tywna nastąpi wówczas, gdy nie uwzględnimy odmiennych warunków kodowania i dekodowania tekstów potocznych (mówionych) i pisa­

nych, odmiennej ich pragmatyki, a w konsekwencji — względnej nie­

zależności obu subkodów: pisanego i mówionego.

M ateriał złożony z tekstów mówionych przynosi przykłady prze­

ciwne, które pod pewnym względem musiałyby być interpretowane jako „nadgramatyczne”, jako przykłady redundancji w związku z po­

jawieniem się elementów z punktu widzenia funkcji komunikacyjnej zbędnych, stanowiących pewien nadmiar.

(4) A: A co pan powie jeszcze o swojej pracy?

B: Jeśli chodzi o to I co jeszcze powiem o swojej pracy / to żee / to powiem że pracuję [...]

(5) A: Która godzina?

B: Teraz jeest godziiiinaaaa // piąta

(6) A: Naprzeciwko tego faceta co ma I ten taki gruby facet / ten co ma ten sklep z tym I no I no ten z ciuchami.

(7) A: Aha! / teraz miałam powiedzieć o tej jednej ważnej sprawie //

no bo ja to tutaj wczoraj I nie I ja robiłam sobie porządek ii / kiedyś ja miałam od niego kasetę / nie wiem / chyba / no nie wiem / nie ważne kogo / i on do mnie przyszedł / i on powie­

dział żebym ja mu oddała wszystkie jego kasety // ja wiem [...].

(8) A: Widziałem i Anke... i Janka... i Maćka...

We wszystkich przykładach występują elementy redundantne z punktu widzenia realizowanej funkcji komunikatywnej. Zawierają one bowiem składniki, które w myśl reguł systemowych i tekstowych mogą zostać usunięte bez uszczerbku dla zawartości informacyjnej komunikatu. Przykłady (4) i (5) mają w odpowiedziach datum ques­

tions, które regularnie jest usuwane z odpowiedzi jako element znany (oprócz nielicznych wypadków, takich jak np.: mowa szkolna —- „peł­

nym zdaniem”); w przykładzie (6) powtarzane są zaimki deiktyczne;

w przykładzie (4) z kolei powtarzane są zaimki osobowe usuwane zazwyczaj na mocy reguły pronominalizacyjnej.

Spojrzenie jednak na ten problem od strony spontanicznego dyskursu wskazywałoby, że owe naddane elementy pełnią w tekście mówionym wyraźnie określone funkqe, a ich usunięcie prowadziłoby do zachwiania spójności takiego tekstu.

Powtarzanie datum questionis jest w żywej mowie potwierdzaniem rozumienia tekstu w tzw. kodzie, czyli trzecim, nierelewantnym ele­

mencie wymiany dialogowej ( W a r c h a l a , 1991), zatwierdzeniem od­

bioru lub po prostu pełni funkcję fatyczną, tak jak w przykładzie (5).

Przykład (6) ujawnia znaczną frekwencję zaimków wskazujących, które tutaj ani nie wskazują (nie mogą zostać zastąpione gestem wskazywania), ani nie wyznaczają fragmentu rzeczywistości (T o p o - l i ń s k a , 1976; 1977), lecz pełnią funkcję tekstowego oddzielania infor­

macji znanej, tzn. takiej, która jest uznawana przez nadawcę jako znana odbiorcy ( W a r c h a l a , 1991: 31— 32). To niezwykle istotne, gdy weźmiemy pod uwagę, że dialog naturalny polega na cyklicznym przechodzeniu od stanu asymetrii wiedzy do stanu symetrii wiedzy, od wiedzy typu A (elementy znane tylko nadawcy) do wiedzy typu AB (elementy znane obu interlokutorom). Wyraźne sygnalizowanie zakładanej wiedzy typu AB spełnia zatem istotną funkq'ç w procesie przebiegu rozmowy ( L a b o v , 1983; W a r c h a l a , 1991; W o ź n i a k , 2000:

155— 172).

Przykład (7) pokazuje, jak w tekście dialogowym organizowana jest przestrzeń narracyjna rozpięta między dwoma biegunami: Ja — On. Powtarzanie argumentów prowadzi zarazem do stałego utrzy­

mywania wiedzy odbiorcy na temat: kto w danym odcinku czasowym jest patiensem, a kto agensem i kiedy następuje zmiana ról. Usuwanie

— oczywiste w tekście pisanym, który daje możliwość powtarzania lektury — mogłoby prowadzić do wypowiedzi chaotycznej i niezro­

zumiałej, zwłaszcza że tekst mówiony spontanicznie jest niepowtarzal­

ny. Nadawca musi więc założyć pragmatyczne czynniki dotyczące pojemności pamięci odbiorcy i jego zmieniającej się uwagi.

Przykład ostatni (8) wiąże się z możliwością podziału dyskursów na planowane i nieplanowane. Tego typu „redundancje” (powtarzanie spójników) są znamienne dla dyskursów nieplanowanych (spontanicz­

nych), stanowią markery takich naturalnych, addytywnie narastają­

cych wypowiedzi.

Wszystkie zgromadzone tu przykłady ukazują jednocześnie, że powtarzanie pewnych elementów w dyskursie nieplanowanym pełni istotną funkcję koherencyjną tekstu spontanicznego. Te rzekome redundancje pozwalają utrzymywać stałą uwagę interlokutorów, or­

ganizować przestrzeń, porcjować informaq'e, dają czas do namysłu, zatwierdzają pewne informacje jako znane, stanowią markery infor­

macji nowej (por. funkcję leksemu słuchaj-, W a r c h a l a , 1991: 72), najogólniej — budują tekst spontaniczny jako tekst spójny.

Trudno zatem mówić tu o redundancji, chyba że przykłada się do tekstu mówionego matrycę tekstu pisanego. Tekst mówiony spon­

tanicznie nie może być powtórzony, musi więc posiadać inne mecha­

nizmy konstruujące tekst jako spójny. Byłbym skłonny twierdzić, że mamy tu do czynienia z dwoma odrębnymi oraz relatywnie wzajemnie nieprzekładalnymi realizacjami językowymi. A wszelkie próby bezkry­

tycznego stosowania podczas badań nad językiem mówionym narzę­

dzi teoretycznych wypracowanych przy języku pisanym musi prowa­

dzić do fałszywych wniosków.

Konkludując, stopień gramatyczności sankcjonowałby przejście od gramatyki racjonalnych modeli do twórczości żywej mowy. Pojęcie to trzeba koniecznie traktować szeroko, unikając sprowadzania go do względnej regularności na wszystkich poziomach komunikatu werbal­

nego. Punktem wyjścia powinno być określenie minimalnych warun­

ków, jakie spełniać musi tekst mówiony, aby mógł być zaakceptowany w przebiegu interakcyjnym.

Chciałbym to sformułować tak: istotne dla badacza staje się nie tyle to, w jaki sposób zbudowane jest poprawne zdanie, lecz to, w jaki

sposób odbieramy i rozumiemy wypowiedzi tradycyjnie traktowane jako daleko odchodzące od struktury zdania, daleko dewiacyjne,

w minimalnym stopniu zgramatykalizowane.

Odwołując się pośrednio do rozważań Noami i Asa Kasher

(1976), przyjmuję że gramatyczność obejmuje:

— identyfikowanie lingwistycznych właściwości wyrażeń, tzn. okreś­

lanie stopnia zgodności wyrażenia z kodem i jego regułami, a także określenie — przy strukturach dewiacyjnych — możliwej tolerancji kodu;

— identyfikowanie komunikacyjnych właściwości kontekstu danego wyrażenia, tzn. określenie pragmatycznych warunków zaistnienia danego komunikatu z włączeniem takich zagadnień, jak relacje sytuacyjne nadawcy i odbiorcy, wspólna wiedza, presupozycje, implikatury, warunki istotności (badanie zachowań ujawniają­

cych), ale także z uwzględnieniem problemu gatunku mowy — inny stopień zgramatykalizowania będą miały wyrażenia w dialo­

gu, inny w dłuższych narracjach, które podlegają odmiennym zasadom spójności (mogłyby to być takie gatunki, jak: kłótnia, relacja, opis, narracja, powitanie, pożegnanie, zagajenie i inne).

To, oczywiście, najszersze tło badań, ale w perspektywie takie wła­

śnie tło wydaje się konieczne do opisu funkcjonowania języka potocz­

nego mówionego. Rozwój pragmatyki i socjolingwistyki ujawnił bo­

wiem, że istnieją pewne pola lingwistycznych analiz, w obrębie któ­

rych inwariantne reguły gramatyki wyprowadzane z badań nad języ­

kiem odizolowanym od jakiegokolwiek kontekstu socjalnego nie sprawdzają się, gdyż nie przystają do rzeczywistości języka potocznego mówionego.

Kategoria stopnia oficjalności

W dokumencie Kategoria potoczności w języku (Stron 105-114)