Jubileusz b ib ljî Lutrowej
3) jego trwałość
już wrogowie uznają wielkości, tam też faktycznie o takowej można mówić. — Ale probierzem, wielkości dzieła jest też
3) jego trwałość.
Wszystko w tym świecie przemija. Kogo dziś świat sławi, tego zapomina nieraz już tosamo' pokolenie. Przychodzą bo
wiem inni mężowie, którzy ich przyćmiewają i kasują, nieraz nawet i ośmieszają. Inaczej ma się rzecz z tłumaczeniem Lutra.
Posiadamy dziś niejedno świetne tłumaczenie biblji. Z nau
kowego punktu widzenia ściślejszemi są i niejedne nowsze tłumaczenia niemieckie. A jednak nie istnieje po dziś dzień ani jedno tłumaczenie, któreby się co do genjalności porówna i mogły z tłumaczeniem Lutra. Bo to tłumaczenie jest czemś jedynem w swoim rodzaju, czemś w swych skutkach i w swem działaniu na serce i umysł podziwu godnem, zasługującem więc na nieśmiertelność. Boć tu przemawia do nas genjusz religijny i zdolny poeta ludowy. Nie miejsce tutaj, aby w związku z tłu
maczeniem Reformatora mówić o jego genjalności religijnej.
Nikt mu jej zresztą nie odmawia. Ale zato coś o poetyckiej żyłce Lutra. Laik poznaje poezje i wiersze zwyczajnie po ry
mie. Ale w dawniejszych czasach sztuka wierszowania polegała bądź tylko na rytmicznem powtarzaniu akcentowanych i nie- akcentowanych zgłosek, bądź jak u Niemców na takzwanej ali- teracji, czyli na regularnem powtarzaniu jednej a tej samej akcentowanej półgłoski. A w tym względzie mu też żaden z późniejszych tłumaczów niemieckich nie dorównuje. Co trwałe to przynosi zwyczajnie też pożytek, albo inaczej: niejedne dzieła są dlatego trwałemi, że są pożytecznemi.
A jaki pożytek przyniosło tłumaczenie Lutra? Najpierw pożytek kulturalny a to w pierwszym rzędzie dla narodu nie
mieckiego. Kto zna np. choćby trochę, dzieła sławnego niemie
ckiego poety Goethego, ten wie, że mąż ten wzorował swój język na biblji Lutrowej. A słowa są tem naczyniem, w któ- rem podaje się ducha. Niemiecka biblja Lutrowa podawała tego ducha religijnego narodowi niemieckiemu, tworząc podwaliny wspólnej wszystkim stanom kultury i oświaty, a to oświaty wzbogaconej mnóstwem nowych, szlachetnych, bo biblijnych pojęć. Przez przeszło 200 lat panował duch Jezusa i apostołów podawany w naczyniu mowy i w przeźroczu indywidualności Lutrowej. Nie kto inny tylko on stworzył światopogląd dla ubogich i bogatych, dla uczonych i nieuczonych, który w Niem
czech dopiero w 18 wieku zaczęto kruszyć, i to w pewnej mierze pod wpływem ducha francuskiego, Biblję Lutrową czy
— 87 —
tali bowiem wszyscy, tak księżna w zamku, jak dziewka w staj
ni, a ta lektura uczyniła ich jednym ewangelickim ludem ję
zyka niemieckiego. Tłumaczenie Biblji było uwieńczeniem i wykończeniem dzieła Lutrowego. Tłumaczenie Lutrowe sta
nowiło pewnego rodzaju duchowe upełnoletnienie zboru i la
ików, co Lutrowi przyświecało jako ostatni i najwyższy cel.
Luter wyprowadził lud swój z babilońskiej niewoli średnio
wiecznego ducha scholaStycznego, wprowadzając w życie słowo 0 ogólnem kapłaństwie. Każdy ojciec rodziny miał odtąd źró
dło wszelkiej prawdy religijnej w swoim własnym domu. Zwo
lennikom papiestwa wydawało się to rzeczą nieznośną, że jak pisze katolicki teolog Kochleus, „każdy szewc i każda kobieta czytają słowo Boże i czerpią je z rzekomego źródła wszelkiej prawdy”. Wiedeński uczony Jan Fabri narzeka, że Lutrowa biblja więcej szkody narobiła jak egipskie gradobicie. Ale rze
czy nie było można już odmienić. Lud nie dal się już na paskach wodzić, czuł się wolnym, bo miał swą biblję. Ludowi nie imponowało już ogłoszenie nieomylności soborów, lub pa
pieża, ani ogłoszenie święcenia kapłaństwa najwyższym sakra
mentem — bo lud ten był wolnym i religijnie dojrzałym. Na biblji Lutrowej kształtował się też i charakter ludowy, biblja podtrzymywała etykę i moralność ludową, tak, że nawet tak straszna demoralizacja jaką przyniosła wojna 30 letnia nie mo
gła tego ludu ewangelickiego strącić w otchłanie. Moglibyśmy to potwierdzić niezliezonemi przykładami i dowodami, że i bru
talna przeciwreformacja jezuitów, ducha biblji Lutrowej zupeł
nie przytłumić nie mogła. Chcieliśmy też jeszcze coś powie
dzieć o echu tłumaczenia Lutrowego.
Że po stronie wrogów było ono inne, jak po stronie przy
jaciół, to chyba każdy zrozumie. Że echem tem po stronie ka
tolickiej była nietylko nienawiść, bajająca ustawicznie o rze
komych Lutrowych fałszerstwach, ale i wcześnie zrozumiana potrzeba rozprawienia się z biblicyzmem ewangelickim, albo inaczej, że się w tym względzie Kościół katolicki uczył od Lutra, to moglibyśmy także udowodnić. Ale nie, my wyżej wymienionego echa poszukamy w dzisiejszych naszych czasach.
Mówiliśmy o tem, że Lutrowe tłumaczenie biblji położyło grunt pod nową oświatę, oświatę przesiąkniętą duchem szlachetnych, bo biblijnych pojęć, w pierwszym rzędzie naturalnie w Niem
czech, ale następnie też i wszędzie tam, gdzie duch Lutrowy także wpłynął na serca i umysły. A użyźniał on wszędzie 1 zawsze wszystkie te serca, które w ewangelickiej formie u- wielbiania Boga i w ewangelickiej moralności znajdowały po
kój i szczęśliwość swojej duszy. Duch ten był w gruncie rze
czy duchem biblijnym, duchem otwartości i stanowczości chrześ
cijańskiej, duchem, który białe nazywał białem, a czarne
czar-— 89 czar-—
Zamek Wartburg, gdzie Luter tłumaczył biblję.
nem, duchem, który perfidję nie nazywał sprytem a podstęp- ności nie mienił dyplomacją życiową. A duch ten wydawał dawniej, to jest za dni naszych ojców i dziadków, uciskanych i upośledzonych dla wiary swojej, obfite owoce. Aż do prze
sytu akcentuje się i powtarza w pamiętnikach i zborowych okolicznościowych rozprawach historycznych, że nasi ojcowie i dziadkowie ewangeliccy tak w towarzystwach oświatowych i gospodarczych, jak i w życiu towarzyskiem. mimo że tu i ów
dzie stanowili nikłą mniejszość, u nas na Śląsku grali jednak bardzo dużą a przedewszystkiem dla kościoła swego zaszczy
tną rolę. Tego dziś o naszem społeczeństwie ewangelickiem po
wiedzieć nie można. Pod niejednym względem musimy, zwłasz
cza w czasach ostatnich stwierdzić, że trudno się oprzeć pokusie, by nie zacytować słowa św. Pawła (1 Kor. 5. 6): „Nie dobrać chluba wasza“, albo owego drugiego zarzutu Pawiowego (Gal.
5. 7): „Bieżeliście dobrze, któż wam przeszkodził, abyście nie byli posłusznymi prawdzie ? Ach odpowiedź nie będzie trudną.
Co nam przeszkodziło i zaszkodziło? Właśnie to lekceważenie, to pogardzanie prawdą, przedewszystkiem tą prawdą, którą nam podaje ta księga święta, którą Luter tak mistrzowsko, przystępnie i zrozumiale przełożył. Pismo Święte nie gra już dziś w rodzinach naszych ewangelickich tej roli, którą grało za dni naszych ojców. Owszem ci młodzi wśród nas sięgają raczej po złe romanse, niżeli po ową księgę nad księgami, której duch stał się człowiekowi dni dzisiejszych obcym. Ale owoce są po temu. Nasi przodkowie przeżywali także nieraz ciężkie czasy a wtedy się o nich nikt nie starał. Nikt im nie płacił zapomóg w czasie bezrobocia, nikt się o nich nie trosz
czył, gdy zbiory zupełnie zawiodły i panował głód. Ale nikt też nie słyszał wtedy o epidemji samobójstw, a nikt nie sły
szał z ich ust klątw, bluźnierstw i złorzeczeń, jak je dziś sły
szymy. I przy większej, co dziś nędzy, nie było tyle zazdrości i nieżyczliwości, co dziś. Dlaczego ? Dlatego, że mieli w sobie Ducha biblijnego, który i w najgorszej chwili podtrzymywał w ludziach tę wiarę, że żyje jeszcze Bóg ojców, który błogo
sławi, ale też doświadcza, który też obydwie rzeczy, tak radość, jak smutek posyła poto, aby wiernych do siebie przyciągnąć.
Czem większa była bieda, tem bliższym bywał ludziom Bóg. — A otóż takiego echa 400 lecia Lutrowego tłumaczenia biblji ży
czymy i naszemu pokoleniu dzisiejszemu ■' aby jego pamiątka przybliżyła serca ludzkie do Boga.
— 90 —