• Nie Znaleziono Wyników

[Kalendarz Ewangelicki na Rok Zwyczajny 1934]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "[Kalendarz Ewangelicki na Rok Zwyczajny 1934]"

Copied!
102
0
0

Pełen tekst

(1)

G rudzień.

Wiatry w adwencie Mnożą w sadach kwiecie A jeśli cicho,

Będzie w sadach licho.

Mroczny grudzień, wiele śniegu, -yzny roczek będzie w biegu.

Wigilja piękna a jutrznia jasna, Będzie stodoła ciasna.

Zielone Gody — biała Wielkanoc, Białe gody — zielona Wielkanoc.

Kto w Święta jarmarczy, Temu ani na sól nie starczy.

Ciemne^gody, widne stodoły, Widne gody, ciemne stodoły.

Jaki będzie czas?

Stuletni kalendarz przepowiada : Grudzień palił będzie w piecach, puści sanki, narty, zostawi je 8 w górach, 12 nawet góry wykopni, od 15— 20 przyciągnie, lodem rzeki pokryje, na 22 śniegiem drzewa bardzo obciąży, ale.

mrozami trapił nie będzie. Od 24 do końca jasno i pogodnie.

SVow 6-go o godz. 18.

p ie rw sza kw adra 13-go o godz. 12.

P e łn ia 20-go o godz. 22.

Ostatnia kw adra 29-gO o godz. 3.

(2)

42

1 stycznia611162126315 lutego101520252 marca7121722261 kwietnia6111621261 maja611162126315 czerwca101520 2530 Początekcżarno­ści

6 grudnia11162126315 stycznia10152025304 lutego

141924I marca6II162126

! 315 kwietnia! io152025305 maja10i 1520 25304 czerwca ! koni po340 dniach Konieccżarności u

12 paźdz. 172227 ^I listop.6II1621

26I grudnia6II162126315 stycznia10152«25304 lutego9 141924I marca6II162126

315 kwietnia10 toOC jr-

SM '

» -o o .

3 czerwca8 131823283 lipca8 131823282 sierpnia7 12172227I września6II162126I paźdz.6II162126

315 listop.1015202530

■° o <.% fS*

. S**“a o, N

30 kwietn. 5 maja10 152025304 czerwca91419i 24294 lipca9141924293 sierpnia8131823282 września7121722272 paźdz.712172227 śwpo 120 dniach

(¿9 tO NJ •-* *-* lOtOt— ‘ lO tO i—1 M K3M M M tO tO •—1 »-* W KJtOM M M ^ j N ^ j i s j^ jt o ^ jt o ^ jt j- s jt o o c w io w c o w o o w c o w o o w ^ ^ s o ii ^ ji O t A o y i o y i

•Q C? *T3 i £2. Ci

2 §■ & 3 5 ■§

O- ° CL rc TJ 8>

2. » i* 3' E.

B O . 5" B

Początekcżarno-ści

9 czerwca141924

294 lipca9141924

293 sierpnia8131823

282 września7121722272 paźdz.7121722

271 listop.

1621261 grudnia5 koni po340 dniach Konieccżarności u

t-t tOtO»—*>—‘•■JtOtOtO’—**—* tOtOM M to to W to WMM WtOtOM

>-* to -J t\J to X W C C W X W 'fl^ 'O i^ v D J i'C 4 iv C ilt .'i) ^ O U iO W iO V iO V iO U i

•o % 52. Si 2 3

n <t •a g ^

O, »» *o cu 2 p rt

N 2. ?

s ?

krówpo285 dniach

to tO >-* ► tOtOMM W tO tO M M tOtOMl—* W tO M M w to to M M N5\Olt* 'C A v O ^ 'O p U v O A * 'flib O U lO U iO y iC O W C O W C O W '£ ^ v O ii.v O ^ O U iO U iO U l

2 3 5* 3 c S- “3

£. t. £ » *< c

2 ® « ra «5 2

* 3 » o 3 ?

owiec i kózpo154 dn.

to to to •— —* U tO tO M M tO M M M to tO m m W to to I-4 I-* toto»-*»-*

k* 3 e* w *2 s :

i b s . s a-

» 3 « S §■ ■§

3 B o g ? 7

śwpo120 dniach

C ż a rn o ś ć u z w ie rz ą t d o m o w y c h .

(3)

S p is targów i jarm arkó w .

Skróty: k b targ na konie i bydło; s na świnie; t t targ tygodniowy; j jar­

mark ; k konie; k b j targ na konie, bydło oraz jarmark; o owce;

k z kozy; d drób.

B IE L S K O , K . 12 m a r c a , 25 lip c a , 17 w r z e ś n ia , 10 g r u d n ia , t t w śro d ę i s o b o tę .

B I E L S Z O W I C E , p o w . K a to w ic e , t t w s o b o tę . B R Z E Z I N K A , p o w . K a to w ic e , t t w p o n ie d z ia łe k i

c z w a r te k .

B R Z E Z I N Y Ś L ., p o w . Ś w ię to c h ło w ic e , t t w e w to ­ rek i p ią te k .

B Y T O M N O W Y , p o w . Ś w ię to c h ło w ic e , t t w śro ­ d ę i s o b o tę .

C Z E C H O W I C E , p o w . B ie lsk o , t t p o n ie d z ia łe k i c z w a r te k .

C IE S Z Y N , K .B . 1 i 3 k a ż d e g o m ie s ią c a , o ile t r a ­ fi ś w ię to t o w d z ie ń n a s tę p n y , k a ż d ą sob o tę a o ile t r a f i ś w ię to t o w d z ie ń p o ­ p r z e d n i, t t w śro d ę i so b o tę za ś w ra zie ś w ią t w o b u w y p a d k a c h w d z ie ń p o p r z e ­ d n i, ja r m a r k u n ie m a .

C H O R Z Ó W , p o w . K a t o w ic e , t t w to r k i i p ią t k i.

D Z I E D Z I C E , p o w . B ie lsk o , K .B . 5 p a ź d z ie r n ik a , t t w e w to r k i i p ią t k i.

D Ą B R Ó W K Ą M A Ł A , p o w . K a to w ic e , t t w śro d ę i s o b o tę .

G O D U L A , p o w . Ś w ię to c h ło w ic e , t t w p o m e d z ia ł.

G I S Z O W I E C , p o w . K a to w ic e , t t w s o b o tę . H A J D U K I W I E L K I E , t t w śro d ę i s o b o tę . IS T E B N A , K .B . s o k z d , p ie rw s zy p ią t e k k a ż d e ­

g o m ie s ią c a , o ile t r a f ia ś w ię to w d z ie ń n a s tę p n y , t t n ie m a .

K A T O W I C E , K B . s k z o 20 m a rc a , 19 cze rw c a , 18 w r z e ś n ia , 20 lis t o p a d a , t t w p o n ie d z . c z w a r te k i s o b o tę .

K O C H Ł O W I C E , p o w . K a to w ic e , t t w s o b o tę . K O Ń C Z Y C E p o w . K a to w ic e , t t we w to r e k . K O Ń C Z Y C E M A Ł E , K B . s o k z d w d r u g i p ią t e k

k a ż d e g o m ie s ią c a o ile p r z y p a d a ś w ię to , t o w n a s tę p n y p ią t e k .

K A L E T Y p o w . L u b lin ie c , t t w e w to re k . K N U R Ó W p o w . R y b n ik , t t w s o b o tę .

K R Ó L .- H U T A , K B . 6 lu te g o , 17 k w ie t., 4 w r z e ­ ś n ia , 2 p a ź d z ., 6 lis to p a d a , k b j. 20 m a rc a 5 c z e rw c a , 11 g r u d . t t w e śro d ę i s o b o tę . L U B L IN IE C , K B . 2 s ty c z n ia , 6 lu te g o , 3 k w ie tn ia , 1 m a ja , 5 c z e rw c a , 3 lip c a , 7 s ie r p n ia , 2 p a ź d z ie r n ik a , 4 g r u d n ia , k b j 6 i 27 m a r ­ c a , 4 i 25 w r z e ś n ia , 6 i 27 lis to p a d a , t t w środ ę.

L IP I N Y p o w . Ś w ię to c h ło w ic e , t t w to r e k i p ią t e k . Ł A G I E W N I K I p o w . Ś w ię t o c h ł., t t w e c z w a r tk i.

Ł A Z I S K A G Ó R N E , t t w s o b o tę .

M I K O Ł Ó W p o w . P s z c z y n a , k lb k z 3 s ty c z ., 7 lu t . 7 m a r c a , 2 m a ja , 6 c z e r w ., 1 s ie r p n ia , 5 w r z e ś n ia , 7 lis t o p ., 5 g r u d n ia , K B . k z j.

4 i 26 k w ie tn ia , 3 i 25 p a ź d z ., t t w p o ­ n ie d z ia łe k i p ią te k .

M U R C K I p o w . P s z c z y n a , t t we środ ę.

M I C H A Ł K O W I C E p o w . K a to w ic e , t t w s o b o tę , o ile p r z y p a d a - ś w . t o w d z ie ń p o p r z e d n i.

M Y S Ł O W I C E , k 7 m a rc a , 25 lis to p a d a , t t w t o ­ re k i p ią t e k .

N O W A W IE Ś pow. Katowice, tt poniedz. i czw, O R Z E G Ó W , tt we czwartek.

O R Z E S Z E p o w . P s z c z y n a , K B . 4 s ty c z n ., 1 lu t ., 1 m a r e a , 5 k w ie tn ia , 2 m a ja , 7 c ze rw ca, 5 lip c a , 2 s ie r p n ia , 6 w r z e ś n ia , 4 p a ź d z ., I lis to p . 6 g r u d n ia , t t w e c zw a r te k o ile p r z y p a d a św ię to to w d z ie ń p o p r z e d n i.

P S Z C Z Y N A , K B . 10 s ty c z n ia , 14 lu te g o , 14 m a rc a I I k w ie t n ia , 9 m a ja , 13 cze rw c a , 11 lip c a 8 s ie r p n ia , 12 w r z e ś n ia , 10 p a ź d z . 14 lis t.

12 g r u d n ia , t t w e w to r e k i p ią te k . P S Z Ó W , p o w . R y b n ik , t t w so b o tę.

P I E K A R Y W I E L K I E , t t we c z w a r te k .

R A D Z I O N K Ó W , p o w . T a m . G ó r y , t t w środę i s o b o tę .

R O Z D Z I E Ń - S Z O P I E N I C E , p o w . K a to w ic e , t t w so b o tę .

R A D L I N , p o w . R y b n ik , t t p ią te k .

R U D A p o w . Ś w ię to c h ło w ic e , t t środę i so b o tę.

R Y B N I K , K B . 2 s ty c z n ia , 13 lu t ., 13 m a rc a , 3 k w ie tn ia , 1 m a ja , 12 cze rw c a , 10 lip c a , 14 s ie r p n ia , 11 w r z e ś n ia , 2 p a ź d z . 13 lis t ., 4 g r u d ., t t w śro d ę i s o b o tę . R Y D U Ł T O W Y p o w . R y b n ik , t t w e w to r e k . S K O C Z Ó W , K B . w d r u g i i c z w a r ty p o n ie d z ia łe k

k a ż d e g o m ie s ią c a , o ile p r z y p a d a ś w ię to w d z ie ń n a s tę p n y , s w k a ż d y c z w a r te k o ile p r z y p a d a ś w ię to t o w d z ie ń p o p r z e d n i, t t we w to r e k i c z w a r te k o ile p r z y p a d a św . w d z ie ń p o p r z e d n i, ja r m a r k ó w n ie m a . S I E M I A N O W I C E , p o w K a to w ic e , t t w t. i p ią t . S T A R Y B IE R U Ń , p o w . P s z c z y n a , K B . 8 s ty c z n ia , 5 lu t ., 5 m a r c a , 7 m a j, 4 c z e r w ., 2 lip c a , 3 w r z e ś n ., 1 p a ź d z ., 5 lis t o p ., k b j 9 kw . 6 s ie r p n ia , 3 g r u d n ia .

S T R U M IE Ń , k b j 3 s ty c z n ia , 14 m a rc a , 9 m a ja , 4 lip c a , 5 w r z e ś n ia , 7 lis to p .

S Z A R L E J p o w . Ś w ię to c h ło w ic e , k b 1 lu te g o , 10 m a ja , 2 s ie r p n ia , 1 lis t o p a d a , t t p o n i czw . Ś W I Ę T O C H Ł O W I C E , t t w to r e k i p ią t e k . Ś W I E R K L A N I E C , p o w . T a r n . G ó r y , t t w p ią te k . T A R N . G Ó R Y , b 3 s ty c z n . 7 lu te g o , 7 m a rc a , 6 c z e rw c a , 4 lip c a , 5 w r z ., 3 p a ź d z ., 5 g ru d . T Y C H Y p o w . P s z c z y n a , t t w śro d ę , o ile p r z y p a ­

d a św ię to t o w d z ie ń p o p r z e d n i.

U S T R O Ń , k b s k z o w p ie r w s z ą śro d ę k a ż d e g o m ie s ią c a , o i le p r z y p a d a ś w ię to t o w d z ie ń n a s tę p n y , t t w p o n ie d z ia łe k a p o d ­ czas s e z o n u r ó w n ie ż w p ią t e k , a w razie ś w ię ta w d z ie ń n a s tę p n y , b w p ie r w s z ą śro d ę k a ż d e g o m ie s ią c a , ja r m a r k u n ie m a . W I S Ł A , k b s o k z w p ie r w s z ą środę p o : 24 k w ie tn ia , 1 lip c a , 15 p a ź d z ., o ile p r z y ­ p a d a ś w ię to t o w n a s tę p n ą n ie d z ie lę , t t w środ ę, o ile p r z y p . św . p o p r z e d n i d z ie ń . W O D Z I S Ł A W , k b 9 s t y c z n ia , 6 lu t y , 6 m a r c a ,

10 k w ie t ., 8 m a ja , 5 c z e rw c a , 3 lip c a , 7 s ie r p n ia , 4 w r z e ś n ia , 9 p a ź d z ., 6 lis to p ., 11 g r u d n ia , t t a p o n ie d z ia łe k i c z w a r te k . W O Ź N I K I , j 12 m a r c a , 4 c z e rw c a , 8 p a ź d z ie r n ik a

17 g r u d n ia , t t o d 2 s ty c z n ia 1924 co d w a ty g o d n ie .

Ż o r y , K B . 17 s ty c z n ia , 21 m a rc a , 18 k w ie t n i, 16 m a ­ ja , 18 lip c a , 15 s ie r p n ia , 17 p a ź d z ., 21 lis t ..

K B ] 21 i 22 lu te g o 20 i 21 cze rw c a , 19 i 20 września 19 i 20 grudnia, tt wtorek, sobota,

(4)

_ 44

§■ sr

OJ CO

t*ro 00pr

on NO- 3

§ 2?

o.N '<1

TTO' 3

Oo ° D 2o n (T>

'S O N «kN

3 3 °

<c

4^

O

N O"

Cn Cn Cn co ł—‘ M CO co to CO 05

O Cn

COto co

toO o

o-"•i o

co O

CnO

O Cn

Co 05 o

05Cn o 8

4^O O

Liczba dusz Cnto

Cn 4^

to chłopców

CnO

to o

Cn CT5 4^ >■

05 ►— to CO M (O ^ to O) ^

to to 00 00 o ►—

Cn4^ o>

Cn Cn to Co

Cn oo to to CO — 1 o 05

— * Cn O Cn CT' Cn

coto CO

co H-»

CO 05 CO 05

054^

Cn4^

CO 05co

Cn OO 05 l H M O) H O tO

to 00 Co I Cn 4^ I to Oo co

C n M M O ^ t O ^ O O C M to H to CO Ql

00 to CO 00 CO 05 ^

Co CD Cn o co co

•—> co

to to to —1 CO 05

O co O co 05

to CO to *vj co Cn O Co Cn ^ O co cc co Cn 4^ 4^ to

O O 00

dziewcząt

oo.

No

'C3 nieślubnych

°/o

Konfirmowanych ewangelie- | ^ N

kich 2 .—

c mięszanych03 oo s.

Wstąpiło do kościoła Wystąpiło z kościoła

męskich

żeńskich

C3

Komunikantów

U W A G A

S ta ty s ty k a ew ang . zb or ów a. w . w p o ls k ie j c zę śc i Ś lą sk a C ie sz , za r, 1 9 3 2

(5)

P SA LM X LII.

P r z e k ł a]d K a r p i ń s k i e g o . Jako na puszczy rączymi psy szczwana, Strumienia szuka łania zmordowana;

Tak, mocny Boże! moja dusza licha Do Ciebie wzdycha!

Ciebie żywego, wieczny Boże! zdroja Upracowana pragnie dusza moja ;

Przyjdzie wzdy ten czas, że ja swą osobą Stanę przed Tobą!

Łzy mym pokarmem, napojem płacz wieczny;

Kiedy mię coraz pyta lud wszeteczny :

„Gdzie teraz on twój, nędzniku wygnany, Bóg zawołany ?“

Ten człowiek słysząc na poły niszczeje.

Ale, gdy wspomnę, żeś mi dał nadzieję, Że z pieniem wnijdę w twój dom aż do Upada trwoga. [proga, Czemu się smucisz, duszo moja ! czemu

Omdlewasz ? Panu ty ufaj, któremu Jeszcze ja będę z radością dziękował,

Że mię zachował.

Kiedy się trwoga w duszę moją wkradnie, Mnie na myśl Hermon*)i Jordan przypadnie.

Kędyś z naszymi ojcy czynił dziwy.

Boże prawdziwy ! Przepaść nieszczęścia z przepaścią się skła- I na mnie z szumem ogromnym napada, [da Burze powietizne i pomorskie wały

Na mnie się zlały.

Ale dzień idzie, kiedy pan nademną Litość okaże, a ja pieśń przyjemną 1 w pośród nocy zaśpiewam możnemu

Obrońcy swemu.

A teraz rzeknę: czemuś mię mój wieczny Boże, opuścił! Ody mię niebezpieczny Wróg mój uciska, czego pełen trwogi

Powłoczę nogi ?

Gdy mię już wszystkie siły opuszczają, Moje mnie wrogi codziennie pytają, Gdzie teraz on twój, nędzniku wygnany,

Bóg zawołany ? Czemu się smucisz, duszo moja ! czemu Omdlewasz ? Panu ty ufaj, któremu Jeszcze ja będę z radością dziękował,

Że mię zachował.

*) Hermon, góra niedaleko Jerozolimy, przy górze Synai,

(6)

Ks. ANDRZEJ WANTUŁA..

U Grobu Chrystusa w Jerozolimie.

Ośrodkiem dawnej Jerozolimy była świątynia żydowska.

Ona ściągała do siebie z całego świata rozproszone żydostwo, które co roku zjeżdżało się tu tłumnie. Napływ ludności ży ­ dowskiej bywał tak wielki, że rozpychał formalnie mury mia­

sta. Każdy placyk bywał zajęty, każdy dom zajezdny przepeł­

niony, a mury Jerozolimy otoczone bywały kilkakrotnym mu- rem celtów i namiotów. Zaś gdy dzień nastał, wszystko tłoczy­

ło się ku świątyni.

Dziś niema tu dawnej świątyni, do której wędrował i Je ­ zus, ale jest coś, co tak samo pielgrzymów współczesnych przyciąga, jak owa świątynia. Jest to mianowicie kościół Chry­

stusowego Grobu. Nazywa się tak, gdyż zbudowany miał zo­

stać na miejscu grobu, w którym spoczywało Jezusowe ciało.

Jest on zdała widoczny. Gdy staniesz na Górze Oliwnej - to oko wyróżni go z pośród innych gmachów, gdy wstąpisz na zbocze góry Zgorszenia, choć kontury innych budowli ni­

kną i ziewają się z sobą, to jednak zawsze dostrzeże oko po­

tężną kopulę wznoszącą się nad dachami — i poznasz odrazu:

to kościół Świętego Grobu, stojący dziś prawie w środku miasta.

Dziwi cię to, boś przyzwyczajony myśleć, że Pana Je­

zusa poza murami miasta ukrzyżowano, jakże więc może się dziś znajdować miejsce grobu Jezusowego, a jednocześnie i Golgota, pod jedną kopułą i to w centrum miasta? Bierzesz niespokojny do ręki przewodnik w języku |rancuskim, opra­

cowany przez katolickich profesorów teologii w Jerozolimie, i szukasz wytłumaczenia.

Dowiadujesz się, że w mieście zaszły duże zmiany. Sta­

re miasto Dawida, gród Jebuzytów, znajduje się dziś poza miastem, które rozrastając się w innym kierunku, pochłonęło pagórek Golgotę, ogród Józefa z Arymatei i części otoczenia, leżące jeszcze dalej. Stąd to dziwne zjawisko, że świątynia, zbudowana na miejscu grobu Chrystusa i Golgoty, w środku się miasta rozsiadła.

Uspokojony chwilowo, zapuszczasz się w labirynt uliczek i zdążasz trwożnie ku tym świętym miejscom. Ulice, bruko­

wane bulwiastemi kamieniami, są śliskie, niewygodne, ciasne, ciemne. W niektórych panuje cisza, mącona jedynie odgłosem^

twoich kroków, inne pełne są krzyku i wschodnich zapachów.

(7)

Zewnętrzny wygląd świątyni nie sprawia miłego wraże­

nia. Uderza mianowicie niemile, nieforemność całej budowy, obstawionej w dodatku różnemi przybudówkami, nie pozwala- jącemi objąć okiem całości samej świątyni.

Po przekroczeniu progu kościoła opanowuje człowieka zdziwienie. Oto przy drzwiach, na lewo, dostrzega się obszer-

47

Ulica w Jerozolimie.

ny tapczan, na nim zaś rozwalonego muzułmanina, z nakrytą głową, palącego niedbale, nieodstępne „nargile” — rodzaj fajki wschodniej.

Któż to taki? — zapytasz się.

To stróż świątyni Świętego Grobu.

(8)

Muzułmanin stróżem chrześcijańskiej świątyni?

Tak. Jest ich nawet dwóch. Drugiego widzi się spaceru­

jącego po świątyni z paradną szablą u boku, spoglądającego znudzonym okiem na pielgrzymów. Jest to pozostałość z cza­

sów, gdy władczynią Ziemi Świętej była Turcja. By uniemo­

żliwić walki, jakie na terenie świątyni Chrystusowego Grobu wynikały pomiędzy mnichami różnych wyznań, a po części także, aby dokuczyć chrześcijanom, ustanowił jeden z sułtanów tę dziwną straż. Odtąd jeden strażnik posiada klucz, drugi pra­

wo otwierania i zamykania świątyni. Po wojnie, kiedy Anglja objęła „opiekę“ nad Palestyną, nie usunęła ona stróżów — niechrześcijan z tego powodu, aby sobie nie robić kłopotu z wyszukiwaniem nowych, co byłoby rzeczą nadzwyczaj dra­

żliwą. Zrozumiemy to, gdy sobie uprzytomnimy, że aż pięć chrześcijańskich wyznań rości sobie pretensje do owego ko­

ścioła : rzymsko-katolicy, prawosławni, Armenjanie, Kopci i grupa chrześcijan abisyńskich. Powierzyć jednym opiekę nad temi miejscami, znaczyłoby zrazić sobie drugich, zaś przy podziale zawsze ktoś pozostałby niezadowolony. Praktyczni zawsze Anglicy woleli zachować dawny zwyczaj, choć ten zaszczytu owym wyznaniom wcale nie przynosi.

Znalazłszy się w świątyni, uderzy cię jej ogrom. Łatwo w niej pobłądzić, trudno zaś naprędce zorjentować się w jej układzie. Uciec się trzeba koniecznie do pomocy przewodnika.

Bowiem kościół ten, to nie jednolita budowla, lecz spojone ze sobą trzy kościoły, nakryte wspólną kopułą. Wchodząc weń, ma się po prawej ręce kaplicę Kalwarji czyli Golgoty, w środ­

ku stoi osobno kościółek Jezusowego Grobu, zaś wtyle koś­

ciół Świętego Krzyża. Do tego przylegają zakrystje i klaszto­

ry, któremi obstawiony jest kościół i do których wejście pro­

wadzi również przez opisywaną świątynię.

W świątyni pełno jest zabytków. Pokażą ci tu kaplicę Adama t.j. kryptę, w której miał być pochowany pierwszy czło­

wiek Adam, zobaczysz kamień namaszczenia, na którym położono ciało Pana Jezusa zdjęte z krzyża i owinięto wraz z wonno­

ściami w prześcieradło, wskażą ci grób Józefa z Arymatei i ołtarz zbudowany na miejscu ukazania się Zmartwychwsta­

łego Marji Magdalenie, ujrzysz i kolumnę, do której miał być przywiązany Pan Jezus, gdy Go biczowano, obejrzysz kamień, który oznaczać ma środek świata, wstąpisz wreszcie do kapli­

cy św. Longinusa, owego żołnierza, który włócznią przebił bok zmarłego Jezusa i chciał zostać pochowany obok Golgoty, zobaczyć możesz jeszcze sporo innych pamiątek. Jednakże

48

(9)

wszystkie one nikną wobec dwóch zabytków, dla których się tu przychodzi: Golgoty i Grobu Jezusa.

Golgota! Czyjeż serce nie wzruszy się na myśl, że się jest tuż przy niej? Zdziwienie, jakie w pierwszej chwili towa­

rzyszy pielgrzymowi, wywołane myślą, jak to być może, by pagó­

rek Golgota mógł się mieścić w murach tej świątyni, — ustępuje miejsca cichej ciekawości. Zaraz też wstępujesz na schody, wchodzisz niemi pod górę i dochodzisz na platformę, znaj­

dującą się na miejscu dawnej Golgoty.

Gdyby ci nie powiedziano, że się znajdujesz na pagórku lub też przy szczycie pagórka Golgoty, nigdybyś tego nie od­

gadł. Rozglądasz się zaskoczony wokoło i widzisz ołtarze sto­

jące obok siebie, zwrócone w jedną stronę, oparte jakby o jakąś ścianę, której nie widzisz. Ołtarze, ozdobione bogato, błyszczą się od złota i srebra, lśnią blaskiem najczystszych marmurów, któremi wszystko nakryte wokoło. Ze skalistego pagórka, na którym wznosił się krzyż Zbawiciela, niczego twe oko nie dojrzy.

Lecz nie, możesz i skałę oglądać. Pomiędzy dwoma ołta­

rzami wprawiono w marmur, jakiem okryta jest ściana, kilku­

centymetrowej szerokości szkiełko i możesz przez nie spoj­

rzeć, przyłożywszy doń oko. Dostrzegasz coś ciemnego, jakby zczerniałą, chropowatą skałę. Powiadają ci, że to właśnie au­

tentyczna skała dawnej Golgoty. Reszta znikła pod marmurem, złotemi i srebrnemi blachami, nie ujrzysz nic więcej.

A więc jest Golgota, pagórek, lecz zamurowana i obsta­

wiona w świątyni, za ołtarzami, świecznikami, lampami, za ozdobną blachą — dziś niewidzialna. Niepodobna wobec tego wyobrazić sobie dawnej, autentycznej Golgoty. Chcesz —■ mo­

żesz się zadowolić dzisiejszą, widzianą przez owe szkiełko.

Różne się tu myśli nasuwać mogą, różne wątpliwości, do­

tyczące położenia i wyglądu tej dzisiejszej, jaką tu oglądać można, Golgoty. Lecz czyż koniecznie trzeba dochodzić tu prawdy ? Czyż musi zależeć nam na niej ? Nam — ewangeli­

k o m — szukającym Boga, a nie relikwij, zdążającym do ży­

wego Chrystusa poprzez Pismo Święte, Ewangelje, a nie po­

przez materjalne ślady wątpliwej autentyczności? Zostawmy to drugim, gdyż dla nas jest to kwestja drugorzędnego znaczenia.

A grób Chrystusa Pana?

Znajduje się on na środku bazyliki w osobno stojącej, marmurowej kapliczce, dość wysokiej, lecz niedużych rozmia­

rów. Cała kaplica obwieszona obrazami, o kolorycie przewa­

żnie wschodnim, ugina się wprost pod ciężarem wspaniałych

49

4

(10)

lamp wiecznych, bogatych, wysadzanych drogiemi kamieniami.

Tych i podobnych ozdób jest tak dużo i powieszanych tak bezplanowo, chaotycznie, na chybił-trafił, że z zewnątrz podo- bniejsza jest owa kaplica do jakiegoś kramiku wschodniego handlarza, który uwagę przechodniów chce zwrócić nie pięk­

nością, lecz bogactwem wystawionych na widok publiczny objektów.

Kaplica składa się z dwóch części: maleńkiego przed­

sionka i niewielkich rozmiarów, komórki grobowej. Przedsio­

nek nosi nazwę kaplicy anielskiej, gdyż tu miał się znajdować anioł, którego widziały niewiasty w dzień zmartwychwstania.

Przez niziutki otwór wchodzi się stąd, zgięty wpół, do komór­

ki grobowej — i jest się u grobu Zbawiciela. Zmieszczą się w niej cztery naraz osoby.

Wchodzący z ciemnego przedsionka, dostrzega najpierw mnicha, pełniącego tu straż. Jest to przedstawiciel jednego z trzech wyznań, do których należy to miejsce: prawosławne­

go, rzymsko-katolickiego i armeńskiego. Przedstawiciele tych wyznań odprawiają tu kolejno swoje nabożeństwa — zazwy­

czaj nocą — i pilnują na zmianę grobu, darząc się wzajemnie wielką niechęcią.

Stróż grobu, zakonnik, stoi oparty o ścianę, u głowy grobu i patrzy na ciągle zmieniających się tu, wchodzących i wychodzących bez przerwy, pielgrzymów. W komórce tej nie wolno zatrzymywać się dłużej. Wchodzisz, postoisz chwil­

kę, spojrzysz na białą, marmurową płytę nakrywającą grób, wznoszącą się na wysokości mniejwięcej pół metra nad po­

sadzką, uklękniesz lub nie i nim się oswoiłeś z myślą, żeś u grobu Jezusa, już musisz grób opuszczać, by drugim zrobić miejsce. Opuszczasz go zresztą z pewnem zakłopotaniem.

— J.estem więc u grobu Jezusa — zjawia się myśl. Czu­

jesz się jakiś oszołomiony, niezdecydowany, nieporadny, zmie­

szany. Patrzysz na marmur biały, to znów na ściany, nie wiesz czy klękać — jak owa kobieta i pan znajdujący się tu z tobą i całować zimny kamień, jak oni i brać szkaplerze i pocierać o płyty i łzy wylewać i szlochać — czy też spo­

kojnie spojrzeć w oczy mnicha świdrującego cię oczyma, ba­

dającego cię z jakimś dziwnie zjadliwym uśmieszkiem — i wyjść stąd z świadomością, że to nie dla ciebie miejsce i nic twojej religijności dać nie mogące.

Lecz to tylko pierwsze uczucia i wrażenia, jakie sobie uświadamiasz. W Świątyni Grobu Chrystusowego przeżyć mo­

żesz i coś innego, niejednego się nauczyć, niejedno uświado­

— 50

(11)

mić. Trzeba tylko przyjść tu więcej razy, w różnych dniach i o różnych porach. Wyczujesz wówczas, że tu nietyiko mury, kamienie i złoto, lecz i pobożność specyficzna, do którejś nie jest przyzwyczajony, bo nic w niej niema z pobożności ewan­

gelickiej, w której wyrosłeś. Kiedy się w niej zanurzysz i nią odetchniesz, odmienne nasuną ci się myśli.

Warto odwiedzić świątynię zwłaszcza w piątek, bo co piątek odbywa się tu jakby jakieś misterjum Wielkopiątkowe z przed 19 wieków. To franciszkanie urządzają procesję w to­

warzystwie wiernych. Wychodzą z przed domu — szczątków — Piłata, idą ulicami Jerozolimy, tak zwaną drogą krzyżową — via crucis — zatrzymują się przed poszczególnemi stacjami Męki Pańskiej i śpiewają psalmy pokutne. Dochodzą w ten sposób do Świątyni Grobu Chrystusowego i tu się kończy ich nabożeństwo.

Idziesz za nimi w pochodzie i przeżywasz to z nimi.

Wchodzisz na Kalwarję i wsłuchujesz się w litanje łacińskie.

Wokoło tłumy ludzi, na kolanach, zawodzące wraz z mnicha­

mi, proste, wierzące dusze, czytające z trudem z łacińskich zbiorków litanje, które im podano, zalane łzami, z ogniem w oczach, szczęśliwe, choć słowa nie rozumieją z tego co śpiewają, bo tekst łaciński. Monotonna melodja porywa ich widocznie, wzrusza i zachwyca. W powietrzu unosi się woń kadzideł, chmury dymu przesłaniają ołtarz i na tym maleńkim skrawku zdaje się odbywać cała tajemnica zbawienia.

Procesja schodzi stąd wdół, zatrzymuje się przy kamie­

niu namaszczenia, franciszkanie i towarzyszący tłum padają na twarze i zawodzenia zaczynają się nanowo. Kobiety i męż­

czyźni czołgają się do samego kamienia, całują go, oblewają łzami szczęścia. Patrzącego się na to widowisko zaczyna po­

woli ogarniać wzruszenie, monotonne śpiewy działają na ner­

wy, krytycyzm przytępia się, łzy bodaj zaczynają napływać do oczu, nie wiedzieć co myśleć wśród tego brzmienia po­

mieszanych ze łzami głosów, rozpaczliwych i w swej rozpa­

czy szczęśliwych, zaspokojonych, niepragnących już, bo zna­

lazły wodę, martwą a jednak ożywiającą.

Jakże daleko jest się tu od nauki Pana Jezusa, od Jego ducha, Jego samego, Jego zasad, Jego religji — a jednak może bliżej niż niejeden, co krytycznem okiem na to widowisko pa­

trzy i szepce.... dziękuję Ci Boże, żem nie jest jako inni ludzie....

zaplątany w materjaliźmie religijnym, odurzony dymem kadzi­

deł.... Bo czyż nie więcej warte jasne, szczęśliwe spojrzenie prostaka, który tu pokarm znachodzi, od sceptycznego spoj-

4*

(12)

- 52 -

rżenia krytyka, który znikomą wartość całej tej ceremonji wi­

dzi ? Czyż zresztą prostak winien, że go nie nauczono chwalić Boga w duchu i prawdzie? Wszak to tak trudno nieraz przy­

chodzi. O wiele łatwiej całować kamienie i wdychać 'woń ka­

dzideł, niż wystawić swą duszę na bezpośrednie działanie słów Jezusowych. Srebrne i złote lampy nad ołtarzami o wiele łatwiej zapalić, niż lampy ducha. Zawsze jednak lepiej, gdy choćby same pierwsze się palą, niżby oba rodzaje miały być nieczynne.

Gdyby się niewidziało tu tych ogni w oczach, zapału, szczerego uniesienia, trzebaby się odwrócić od tego widowiska z niesma­

kiem. Ponieważ jednak ogląda się tu szczęście w oczach ludz­

kich, stara się człowiek mieć wyrozumienie i przebaczenie.

Nie mogłoby się wprawdzie zamienić własnych przekonań i swojej religijności na pobożność tu oglądaną, bo jest ona czemś zupełnie obcem, niema w niej nic z radości chrześci­

jańskiej, z wiary triumfującej nad śmiercią, jest zaś tylko czar­

na otchłań niedoli ludzkiej i grzechu — lecz o wyrozumienie nie trudno. Tu jest noc, niema ewangelicznego -światła. Jest słabość, niema mocy płynącej z wiary. W murach świątyni gotowo się na chwilę zapomnieć o wszystkiem, lecz gdy się świątynię opuści, pragnie człowiek słońca. Kto przeżył procesję w murach tej świątyni ten nie wytrze w swej duszy obrazu braci spragnionych światła, nadziei. Ale nigdy tu po to światło przychodzić nie będzie. Przeciwnie, wyjdzie sobie za mury miasta, na pola, wstąpi na zbocza Góry Oliwnej, odetchnie czystem powietrzem i spojrzy w dal. Gdy się zamyśli i wpatrzy w krajobraz wieczorny wtenczas może dosłyszy, szelest kroków Mistrza Nazareńskiego i Jego uczniów. I będzie śnił....

...Oto wstępuje pod górę, siada, otaczają Go uczniowie, otwiera swe usta i płyną słowa jedyne, ciepłe, wprost się przelewają w serce.

Żyje! .

Pocóż więc szukać Tego, który żyje między umarłymi?

(13)

JAN ŁYSEK.

Stary i Nowy Rok.

Stary — czarny dziad, opierający się na kiju złamanym — idzie wprzód — za nim Nowy — ładne dziewczątko — panien­

ka w jasnem ubrania z wiankiem na głowie, z harfą w ręku lewem — lilją w prawem.

Stary: Pocoś pożęła na jesiennym łanie Złocone kłosy — dolo moja? — poco?

Oto już w polach starcowi nie stanie Ni żywej pieśni, kiedy się szamocą Wichry we zbożu, ni tej woni polnej!

Gdzie mnie na ziemi schylić siwej głowy?

Gdzie tu zaśpiewać swej duszy niewolnej ? ZNowy: Sprawże mi, Boże, kożuszek nowy,

Daj białą suknię, bialeńki obron.ec!

Otomci goniec, Lecę na zwiady — Goniec radosny — Kwiecistej wiosny....

Dajże mi rady,

Starcze, ty chyba znasz tę ziemię.

Stary: Jużci! nie bitym w ciemię,

A świat — aniołku — znam jak mały palec....

Byłem ja kiedyś na ziemi zuchwalec, Co wichry puszczał na wieśniacze pola....

I piorun z ogniem na słomiane strzechy — Widzisz — aniołku — jako się swawola Mści, jako mszczą się na mnie grzechy....

Oto wichrami śnieżnemi się duszę...

I z własnej ziemi dziś uciekać m uszę!

iNowy: Powiedz mi, starcze, bo ja proszę rady, Nim wiosnę zwołam nad wieśniacze sady, Chciałbym prędzej, wiedzieć, co to znaczy

„Dola” - i „serce“, „łzy“ - i „chleb żebraczy!“

Stary: Ha ! miły, kochany aniele !

Tyle powiedzieć, to trochę za w iele! — I d ź ! w białej sukni rozściel się na pole, A później wianek włóż na jasnem czole I z wiosną wespół lituj chłopskiej doli —

(14)

54

Którą ci ptaszek wyśpiewa na roli...

Później przysłaniaj deszczowym obrońcem Spiekotę z nieba, chroń role przed słońcem, A z lipy wieńcem owij dachy domom,...

1 wskazuj drogę rozszalałym gromom...

A potem, gdy w żniwa kosy chwycą chłopy, Dzwoń im piosenką i pomnażaj snopy...

i'Nowy: Lecz przedtem jeszcze, nim wiosna dobieży, Wezmę od nieba biały kożuch świeży...

Gdy wiosna przyjdzie, powitam ją w bieli...

Stary: A mnie do grobów położą anieli...

(Według skryptu, znajdującego się u p. kier. Jurczka w Cisownicy).

Stara bajka na czasie.

Była wiosna. Dzikie łabędzie leciały ponad górami, wioskami i miasta­

mi, uległe popędowi, który im kazał pędzić w dal niezmierzoną.

Na podwórzu chłopskiego obejścia siedział sobie tłusty kaczor i zaja­

dał smacznie. Kiedy dosłyszał w górze szum skrzydeł łabędzich, podniósł zdziwiony głowę i zawołał:

— Cóż to za hałas robicie tam w górze, bracia, i dokąd wiedzie droga?

— W dal pędzimy, wr dal, w stronę dalekiego kraju, który na nas czeka.

— Daleki kraj ? — zapytał kaczor. Widzieliście go już kiedy ?

— Nie, odpowiedziały łabędzie, ale przyłącz się do nas!

— ja ? — odrzekł zdumiony kaczor. Po c o ! Zlećcie wy raczej do mnie, mam dość pokarmu, nie pragnę lepszego, spojrzyjcie tylko jakim tłusty! Cze­

góż mi jeszcze brak ?

— Nigdy, przenigdy — rozległo się w górze. Nas ciągnie odległy, da­

leki kraj i ku niemu zmierzamy.

— Lecz po cóż ?

— W piersiach naszych pali się tęsknota za tym krajem dalekim i ona nie pozwala nam zatrzymać się tutaj. Mówi nam ona, że dopiero w nim czuć się będziemy dobrze.

— To być nie może —■ uniósł się kaczor. Przecie i ja jestem takiem jak wy stworzeniem, a nie odczuwam tej tęsknoty i czuję się przy moim po­

karmie dobrze. Czyż warto mi go porzucać ?

— Więc zostań na swojem podwórku — odpowiedziały łabędzie. My musimy dążyć swojemi drogami w stronę tego dalekiego kraju, który nas pociąga.

— To się rzeczywiście śmiać trzeba — powiedział kaczor, napełniając dziób swój pokarmem. Pozbawiać się dobrego jedzenia dla jakichś tam da­

lekich zachcianek i pięknych krajów, których nie widziałem, nie, tego, kto posiada zdrowy rozum i żołądek, uczynić nie może. Ach, ci marzyciele!

Czyż bajka ta potrzebuje wyjaśnień ? Czyż wielu dzisiejszym nie wy­

starcza życie doczesne i zaspokojanie cielesnych potrzeb? Czyż mało dziś kaczorów ?

A jednak! Jakże pięknym jest ten lot duszy człowieka w stronę one- go dalekiego kraju, który nie jest nam zupełnie obcy, bó nam go wskazał Pan Jezus i sam nas do niego wyprzedził!

(15)

N ie g d y ś G uropa cała ...

(P ie ś ń S ło w a ckieg o o Jbiilrze).

'[Niegdyś Guropa cała

¿Buła gotyckim kościołem :

‘w ia ra kolumny wiązała,

Qmach niebo roztrącał czołem . . .

¡Drżącym od starości głosem Starzec, pochylony laty,

t r z ą s ł dumnych mocarzy losem, Z a g lą d a ł w królózu siedziby

S&aledwo promyk oświaty

3?rzez ubarwione gmachu przedzierał się [szyby.

IJakiś mnich stanął u proga.

i"Kornej nie uchylił głowy,

’W alczy ł słowami ¿Boga U w zgardził świętemi kary.

'U padł gmach zachwiany słowy

¿Błysnęły światła promienie . . . 3?ierwsze wolności westchnienie iByło i westchnieniem wiary.

--- O---

Miłość pamięta.

Na drugiem piętrze wielkiej kamienicy, mieszkała w skro­

mnej izdebce uboga matka z niemowlęciem. Mając rozmaite sprawy do załatwienia na mieście, wybiegła z koszykiem na ręku, zostawiając dzieciątko śpiące w kolebce. Gdy wracała, niepokoił ją niebywały tentent koni i turkot powozów na uli­

cy. Pobiegła szybciej i gdy doszła do rogu ulicy, na której mieszkała, zobaczyła z przerażeniem, że jej dom mieszkalny stoi w płomieniach.

Momentalnie rzuciła z rąk wszystko, co miała i popędzi­

ła pod dom, chcąc przedostać się do dzieciątka. Lecz droga już była zamknięta. Na progu domu stał komendant policji, nie wpuszczając nikogo.

Biedaczka błagała, prosiła, płakała, wolała, rzucała się;

nic nie pomogło. Schody lada chwila groziły zwaleniem się, komendant nie wpuścił nikogo.

fluljusz Słow acki.

(16)

Jednak płacz i straszliwy ból matki wzruszył serca i zdo­

był jej pomoc. Jeden ze strażaków przystąpił nagle do ko­

mendanta i rze k ł: „Mam w domu jedyne dziecię — przypuść- I my, że ono byłoby w podobnem położeniu. — Chcę matce I dziecię ratować“.

Komendant odsunął się, strażnik pobiegł na schody, do- >

stał się na drugie piętro, odnalazł izdebkę, porwał niemowlę z kolebki i już z niem wracał. Lecz, ach, tuż przed nim zapada się klatka schodowa i odcina odwrót. Dzielny strażnik przy­

skoczył do okna i woła: „Rozpiąć sieci“. A zanim je rozpięto, owinął niemowlę w poduszkę i kołderkę i zrzucił w sieć. | Dziecię ocalało bez szkody.

Dla niego pozostała jedna jedyna droga: po linie wdół.

„Linę mi rzucić”, zawołał. Lecz głos jego ucina spadająca po­

wała. Zginął w płomieniach. Zwęglone zwłoki pogrzebano na cmentarzu, na honorowem miejscu pod murem.

Minęło dziewiętnaście lat. Po cmentarzu chodził nieznany obcy mężczyzna, oglądając pomniki i napisy na nich. Naraz spostrzega, że zbliża się doń dziewczyna z kwiatami w ręku. I Podeszła do grobu, na którym stał pomnik z szyszakiem stra­

żackim, złożyła nań kwiaty, uklęknęła i modliła się długo.

Gdy wstała, pyta obcy: „Czy tam ojciec pani“? „Nie,“ odpo­

wiada. „A może brat ?“ Też nie — lecz mój dobroczyńca, który mnie z płomieni wyratował i życie mi darował.“ Z ócz jej spadały łzy, głos jej drżał. Oparła się o pomnik, patrzała długo w grób, potem złożyła pocałunek na szyszak i odeszła, j

Czy ty, Czytelniku, już kiedy złożyłeś jakie kwiaty wdzięczności u stóp Zbawiciela, który za Ciebie na Golgocie życie swe dał? Powiedz!

(17)

W Panu w ieża pewna

W Panu wieża pewna, wierzaj, skała ma i gród, Wróg nie zgładzi, nie rozsadzi zamku tego wrót;

Tam uciekaj, a nie zwlekaj, gdy dolega trud!

W Nim obrona zapewniona sierót jest i wdów, Gdy ból ciężki, nigdzie ścieżki pośród złud i snów, Pan jest dobry, Zbawca chrobry, z nim się tylko zmów.

Świat w bezwstydzie, ślepo idzie, nie wzwyż, tylko wdół, Bez miłości; bóg ciemności wszędzie górę wziął,

Zanieczyścił, nienawiści jadem serca struł.

Co to będzie? W swym obłędzie świat się Boga zrzekł, Cnota za nic, fałsz bez granic, co to jest za wiek?

Biada, biada, gdy postradał duszę swoją człek!

Od człowieka nic nie czekać; pomoc niesie Pan, W sądzie zbawi, wyjście sprawi, na ratunek dan — Pomści Swoich, złość rozbroi, zmieni ziemi stan.

Wkrótce będzie koniec biedzie, blizki koniec już — Krótką tylko łaski chwilkę jeszcze Panu służ!

Słońca prysną, bóle ścisną, zgasną blaski zórz.

Możny snadnie w proch upadnie, pyszny będzie zwian, Niespodzianie złych niestanie, jak ulotnych pian

Oni snadno w otchłań wpadną z przepaścistych ścian.

Nie omdleję, bo nadzieję mam w Jezusie tę, Że ochroni w możnej dłoni wierne sługi Swe;

Był ci wczoraj płacz z wieczora, jutro będzie śmiech.

Silny w pysze się kołysze, mądry w myślach swych, A nie pomni są ci dumni, że ich wodzą sny

Cichych plemię weźmie ziemię, zginie człowiek zły.

Ufać będę, przetrwam biedę, choćby zginął świat.

Pan mnie przecie nie wymiecie jako zbędny grat;

Prośby moje w łasce Swojej przyjmie spełni rad.

On wysłucha mego ducha, kiedy w piersi mej Nieustannie swem wzdychaniem przypomina się Bóg w Swe ręce weźmie w prędce przeciwniki Swe.

Chwal więc Pana, ty wybrana wiernych rzeszo, chwal!

Ramię Boże dopomoże, wyrwiesz z ciemnych fal — Wrogów krwawych i nieprawych dotknie gorzki żal.

Z kanc. Trzanowskiego.

(18)

Cztery w aru n ki.

Któż wstąpi na górę Pańską ? a kto stanie na miej­

scu świętem Jego ? Człowiek niewinnych rąk i czystego serca, który nie skłania ku marności duszy swej, a nie

przysięga zdradliwie. Ps. 24, 3—4.

Nie było jeszcze i nie będzie na ziemi człowieka, który­

by choć raz w życiu nie postawił sobie pytania: Któż będzie zbawiony ? Nie znaczy to, aby wspomniane pytanie prześlado­

wało nas całe życie, aby codzień się powtarzało. Owszem mo­

gą przejść lata, może upłynąć cała młodość, droga naszej do­

czesnej pielgrzymki może dobiegać do końca, a pytanie jeszcze się nie wzbudziło. Ale raz przyjdzie i odezwie się tem mocniej, im dłużej zwlekało. Panu Jezusowi często stawiano to pyta­

nie. Z niem przyszedł bogaty młodzieniec, uczniowie, i książę żydowski, Nikodem.

Jezus dawał obrazowe odpowiedzi. Młodzieńcowi przed­

stawił tablice przykazań Bożych, które uczą, czego komu do zbawienia potrzeba; przed uczniami postawił małe dziecię, uo- sabniające niewinność i czystość: uczonemu z Jeruzalemu wy­

jaśnił odrodzenie z ducha narodzeniem się człowieka. Psalmistę zajmuje to samo pytanie. Któż godnym jest wstąpić i przeby­

wać przed obliczem Boga?

A odpowiedź, którą daje Psalm, jest tak piękna i tak na­

uczająca, że ją sobie dobrze pamiętać winien każdy człowiek, szczególnie człowiek w czasach obecnych żyjący.

Cztery rzeczy wymienia Psalm, które stanowią warunki zbawienia: ręce niewinne, serce czyste, dusza nieskierowana ku marności i usta niezdradliwe.

I. Ręce niewinne.

Gdy patrzymy na stworzenie, obdarzone życiem i prze­

glądamy jego narzędzia, których nam trzeba unikać, wymie­

niamy szpony sępie, kły wilcze, żądło żmiji i ręce człowieka.

Ręce w rzędzie szponów, zębów i żądeł żmij. Ładne zesta­

wienie : sępy, wilki, żmije i człowiek; szpony, zęby, żądło i ręce. Ładne zestawienie! Wilkowi i żmijom przynosić może zaszczyt, ludziom chyba nie; a jednak nie wilki i sępy, ale ludzie zrobili to zestawienie. Te ręce, któremi uściskamy dłoń brata, które Pan Bóg Mojżeszowi kazał trzymać nad drogą przez Morze Czerwone, te ręce, które składamy do modlitwy, które zarabiają na chleb powszedni i są nam najpotrzebniej­

sze ze wszystkich członków, mogą wykonywać robotę w il­

- 58

(19)

- 59 -

czych k łó w ! Aż zgroza przejmuje! Gdy je oglądamy, te dro­

bne, zakończone giętkiemi paluszkami, musimy o nich powie­

dzieć : Mogą być ostre jak sępie szpony! A wiemy, że lepiej jest czasem wpaść w szpony sępie niż w ręce człowieka. Gdy dziecię rozbolała główka, prosi matkę, by złożyła swe ręce na nią, bo mu tak lepiej — a tosamo dziecię drży przed rę­

kami mściciela. .

Zgroza! Gdy niosą śmierć niemowlętom, pożar domowi, rozłam małżeństwom, kalectwo ciału, zniszczenie krainie, gdy płacą kamieniem za cbleb, uchwycą się cudzej własności i ży­

ją nią, jak wampir krwią swej ofiary, gdy podniosą się na brata, ojca lub matkę, a nawet z groźbą się zwrócą przeciwko Bogu, jakże są straszne te ręce! Jak nieszczęsne z powodu krwi, która jest na nich, — z powodu win,któremi się splamiły! Matki winne wyszyć na ręcznikach dla dzieci słowa: Dla niewinnych rąk! A żony tylko tak znaczoną wyprawę winne wnieść do małżeństwa!

W pewnem mieście amerykańskiem wystawiono prześli­

czny pierścień na licytację. Kto go oglądał, był zachwycony jego pięknością. Ale wtajemniczeni natomiast opowiadali sobie na ucho, że pierścień ten przynosi szczęście tylko rękom nie­

winnym, winnym natomiast przynosi nieszczęście i śmierć.

Do licytacji nikt nie stanął. Tak rzadkimi są ludzie, którym sumienie świadczy: Wasze ręce są niewinne! A jednak warun­

kiem pierwszym zbawienia, są ręce niewinne.

II. Serce czyste.

Wielkość serca dochodzi do wielkości pięści. Jest to za­

tem małe stosunkowo narzędzie naszego ciała. A jednak to małe serce sprawuje nadzwyczaj ważną funkcję życiową. Przepro­

wadza życiodajną krew przez wszystkie członki ciała do płuc i z płuc do ciała. W tej pracy nie zna zastoju, nie zna odpo­

czynku. Znosi smagania, niewygody i przykrości z dziwną cierpliwością. Jedno tylko nie znosi. Nie znosi śmiecia. Gdy mu strumyk krwi przyniesie odrobinkę jadu, wielkości pyłka kwiatowego, stanie. Gdy mu przyniesie skrzep krwi, którybyś paznokciem zadrasnął na twarzy, stanie. Nawet gdy mu przy­

niesie powietrza bańkę maluteńką, jak kropla rosy, — bić przestanie. Śmiecia i nieczystości nie znosi.

Poza tem sercem jest inne. Serce, które wzięliśmy nie od ojca i matki, ale które dał nam Bóg. Serce, które kocha i nienawidzi, raduje się i smuci, współczuje i zazdrości, cierpi i boli, nadyma się, pogardza, płaci wyśmianiem lub wdzięczno­

ścią. To serce znosi śmiecia bardzo dużo. Nawet stajnie króla

(20)

Augjasza, do których żadna owieczka pod powałę więcej n'e potrafiła się wsunąć, nie miała tyle śmiecia, ile potrafi czło­

wiek nagromadzić w tem sercu. Gdy w pielgrzymce swej ziemskiej przechodzi całą drabinę przestępstw, odsiaduje po­

łowę życia w więzieniu, stale idzie oddalony od drogi Bożej poprzez bezdroża, wymiata wszystkie kąty i zaułki grzechu, kosztuje wszelkiej niecnoty, lo nazbiera duże bagna, większe od mórz. A śmiecie to może człowiek ukrywać. Może przy­

kryć płaszczem żebraka, purpurą królewską, sobolem bogacza.

Nikt za nie nie wgląda. Jest tylko jeden zdrajca, który nic nie zatai, wszystko wykrzyczy. Tak jak dym nad dachem nie­

omylnie zdradza stan ognia w piecu, tak oko w głow.e nie­

omylnie zdradza wszelkie śmiecie w sercu. Stąd to pochodzi, że ludzie niektórzy lubią spuszczać oczy i nie potrafią pro­

sto spojrzeć bliźnim w oczy. Zamykają swego zdrajcę pod po­

wieki. Chwilowo pomagają sobie omamieniem, bo serce cier­

pliwie znosi nagromadzone śmiecie. Ale przyjdzie godzina, gdy staną u bram Królestwa Niebieskiego, tam upadną i w bramy nie wejdą. W wiekach średnich były kościoły, które miały prawo azylu. Przestępcy ścigani mogli się schronić do nich i nie byli nękani i prześladowani, jak długo na miejscu świętem stali. Pewnemu przestępcy zawyrokowano, że przy następnym wypadku nie będzie się mógł więcej schronić do żadnego kościoła, któryby miał jaki napis nad bramą. Prze­

stępca jednak upadł i był znów ścigany. W przeczuciu stra­

sznej kary, która go spotkać miała, biegł do kościoła. A ręka sprawiedliwości była tuż za nim, gdy dobiegał do bramy.

Ostatkiem sił podskoczył, lecz gdy spojrzał na bramę, runął na ziemię. Nad bramą stał napis: Tylko dla czystych serc.

Takim Domem Bożym jest Przybytek Wieczności. Weń wejdą i tam obronę znajdą tylko serca czyste. Stąd zrozumiemy mo­

dlitwę : Serce czyste stwórz we mnie o Boże, a ducha prawe­

go odnów we wnętrznościach moich.

III. Dusza nie skierowana ku marności.

Są przedmioty, które posiadają swój zapach i swą woń, jak n.p. róże, lasy, grzyby, dym. Są przedmioty, które ten za­

pach wchłaniają w siebie i zatrzymują, jak n.p. szata. Szata wchłania nawet zapach człowieka i zatrzymuje go. A że każ­

dy człowiek posiada swój własny odmienny zapach, mogą psy policyjne po zapachu szaty odnaleźć człowieka. Więcej niż szata wchłania w siebie wszelki zapach dusza. A że jest chci­

wa i pije jak gąbka, wchłania w siebie wszelkie nałogi ciała.

— 60 —

Cytaty

Powiązane dokumenty

Chroń się lenistwa..

Ze spraw kościelnych na Śląsku Ciesz, po polskiej stronie granicy / e spraw kościelnych na Śląsku Ciesz, po czeskiej stronie granicy Związek Polski tow

Michała, jak już spomnialem, w którym to czasie okazała się w| domu Pawła potrzeba pieioe przestawić, bo już się bardzo z nich Kurzyło, oraz budynki było

skim, ale już od czasów Rzymian miał bardzo złą opinię, zresztą zamienione zostało z .zupełnie niewinną jaszczurką gwieździstą, której wrzekoma właściwość

W ejm arski kapłan Mecum (Mykonius) donosi: „Gdziekolwiek L u ter wjeżdżał do jakiego miasta, tam bieżał lud naprzeciwko niego, każdy chciał widzieć tego męża

Fellera toaletowe pastylki do mycia z marką „Elsa* nadają się w pierwszym rzędzie do codziennego pielęgnowania ciała, twarzy, rąk i wogóle całego

Fellera toaletowe pastylki do mycia z m arką „Elsau nadają się w pierwszym rzędzie do codziennego pie ęgnowania ciała, tw arzy/rąk i wo^óL całego ciała,

W sposób ten zapobiega on inużeniu, udarowi słonecznemu, ochładza, orzeźwia i ożywia, (ego zapach jest dla ludzi nader orzeźwiającym, nie pozwala jwadom