• Nie Znaleziono Wyników

HIPOLITA

Ci kochankowie dziwne mówią rzeczy.

TEZEUSZ

Przeto, że dziwne mniej prawdziwe właśnie. Nigdy nie wierzę w przestarzałe baśnie, Albo igraszki duchów. Kochankowie, Jak i szaleni, w swojej wrzącej głowie Takie widziadła, takie widzą rzeczy, Których nie pojmie rozum i zaprzeczy Wariat, kochanek, równie jak poeta Całkiem ulani tylko z wyobraźni; Więcej, jak piekło diabłów objąć zdoła Widzi szalony: a kochanek widzi Piękność Heleny wśród cyganki czoła:

51 Ignacy Hołowiński (1807–1855)

Ciska poeta w świetnym szale oczy, Z nieba na ziemię, z ziemi w niebo toczy: Gdy wyobraźnią w ciała przeistoczy Rzeczy nieznane, wtedy jego pióro Mary obleka kształtem i naturą, Wnet im nazwania daje i siedliska. To wyobraźni bujnej są igrzyska; Kiedy w radości, zaraz widzieć zdoła Przynoszącego radość tę anioła;

Kiedy doświadcza w nocy jakiej trwogi, Wnet na niedźwiedzie przeobraża głogi.

HIPOLITA

Ale tej nocy sen opowiedziany, Który widzieli oni wszyscy razem, Nie wyobraźni tylko czczym obrazem, Ale zawiera jakąś prawdę tajną,

Choć rzeczywiście dziwną, nadzwyczajną.

Źródło cytatu: [William Shake speare], Dzieła Wilhelma Shakspeare, tłum. Ignacy Kefaliński [I. Hołowiński], T. 1, T. Glücksberg, Wilno 1839, s. 459–460.

VI. Placyd Jankowski (1810–1972)

Placyd Jankowski był duchownym (unickim, potem prawosławnym), wy-kładowcą, pisarzem i jednym z pierwszych tłumaczy Shake speare’a na ję-zyk polski. Jego życie było związane z wielokulturowym obszarem Kresów, a zwłaszcza Żyrowicami (dawny powiat nowogródzki), gdzie mieszkał na stałe od 1833 roku. Ukończył Seminarium Główne Uniwersytetu Wileńskie-go przy cerkwi Świętej Trójcy, również w Wilnie doktoryzował się. W 1839 r. Jankowski poparł likwidację kościoła unickiego i wcielenie go do kościoła prawosławnego, co, odczytane jako gest apostazji, w znaczący przyczyni-ło się do zmarginalizowania jego twórczości przez późniejszą krytykę. Jan-kowski tworzył powieści gotyckie i opowiadania humorystyczne, tłumaczył z angielskiego, włoskiego i niemieckiego. Łączyła go wieloletnia, serdeczna przyjaźń z Ignacym Hołowińskim i Józefem Ignacym Kraszewskim.

Jankowski publikował utwory własne i przekłady pod pseudoni-mem John of Dycalp. Przetłumaczył cztery sztuki Shake speare’a: Puste

ko-biety z Windsoru (1842), Północną godzinę (bardziej znaną jako Wieczór Trzech Króli, 1845) oraz obie części Henryka IV (1847). Wszystkie prace

Jankowskiego zostały wydane w Wilnie i należały do pierwszej fali prze-kładów Shake speare’a z oryginału. Jankowski tłumaczył Shake speare’a bez-rymowym jedenastozgłoskowcem, zachowując podział na wiersz i prozę. W przekładzie partii komediowych dążył do ekwiwalencji dynamicznej, swobodnie korzystając z rodzimych zasobów frazeologii i odniesień kultu-rowych. Przekłady opatrywał przypisami, wspierając lekturę w miejscach trudnych. Dbał o dynamikę i zrozumiałość dialogów za cenę drobnych ustępstw semantycznych.

Przekłady Jankowskiego spotkały się z dobrym przyjęciem w śro-dowisku kresowym i dość surową krytyką w prasie warszawskiej. Część za-rzutów dotyczyła samego wyboru przełożonych sztuk jako niereprezenta-tywnych dla Shake speare’a, mimo że w trzech z nich pojawiała się postać Falstaffa. Na ogół doceniano talent Jankowskiego w przekładzie scen ko-micznych, zarzucano mu jednak nadmierną swobodę i usterki językowe,

53 Placyd Jankowski (1810–1972)

niekiedy też niedostateczną znajomość oryginału. Tylko jeden z przekładów (Henryk IV, Część 2) doczekał się wznowienia w edycji zbiorowej (1895), ża-den nie trafił na scenę.

Henryk IV, Część 2 (I 2)

FALSTAFF

No, mój olbrzymie, cóż tam mówił Doktor na moję wodę? (*)

GIERMEK

Mówił że ona sama z siebie jest czysta i zdrowa, ale że ta osoba, do której ona należy, więcej ma chorób, niżeli sobie o tym myśli.

FALSTAFF

Na koniec wszystko co żyje, zaczyna sobie polować ze mnie. Mózg tej dla żartu skleconej gliny, która się tytułuje człowiekiem, nie może nic wię-cej wynaleźć pobudzającego do śmiechu, nad to com ja wynalazł, lub co o mnie wynaleziono. Na honor żem nie tylko sam dowcipny, ale muszę być jeszcze i przyczyną dowcipu drugich. To wybornie! Jeśli wiodąc cię teraz za sobą niepodobny jestem do maciory, która cały swój płód przyle-gła i prowadzi za sobą jednego jednym kwiczoła, i jeżeli Książę w innym celu dał mi cię na usługi, jak tylko dla kontrastu, to nie mam już ani kro-pli rozsądku. Millionset! ty pozioma mandragoro (**), ty byś lepiej odbijał na mojej czapce, jak gałązka, niżeli jak mój Giermek. Nigdy jeszcze taki gagacik nie był mym sługą: ale ja cię nie myślę oprawiać ani w złoto ani w srebro; spowiję cię w łachmany, i odeszlę na powrót klejnot jubilerowi, twojemu przeszłemu panu, którego Książęcy podbródek dotąd jeszcze nie porósł ani puchem. I nie porośnie nigdy: prędzej ja będę miał brodę na moich dłoniach. A jednak ten młokos, na którego szczękach żaden bal-wierz nie zapracuje sobie nigdy ani sześciu pensów, śmie utrzymywać że ma twarz Królewską, i czupurzy się jak gdyby pochodził z tych czasów, kiedy jego ojciec był jeszcze żakiem. Niech on tam zachowa dla siebie

54 Polskie przekłady Shakespeare’a w XIX wieku

swoję najjaśniejszą łaskę, bo że już z mojej, tak dobrze jak wypadł, za to go mogę zaręczyć. Ale cóż tam mówi Mister Dumbleton, na atłas, o który go prosiłem na pled i spodnie?

GIERMEK

Kazał powiedzieć Panu, że potrzeba mu lepszej poręki niżeli poręka Bar-dolfa, że nie przyjmie ani pańskiego rewersu ani rewersu Bardolfa: że na takie zabezpieczenia on nie patrzy.

FALSTAFF

A niech go piekło porwie tego nieużytego bogacza, niech mu język przy-schnie do krtani, a Łazarz niech tymczasem zasypia na łonie Abrahama! przeklęty Achitopel, nędznik wisielec przetrzymać tak długo Dżentlmena w zawieszeniu, i prawić mu potem o porękach. Te łysogłowe łotry nie ro-bią teraz nic więcej, tylko noszą trzewiki na wysokich korkach i po sporej wiązce kluczów u pasa: a gdy potrzeba coś dać na masz ludziom uczci-wym, zaraz ci występują z porękami. Zamknąć komuś usta w ten sposób jest to toż samo, jak gdyby ten łotr poczęstował mię gałkami na szczury. Jam myślał, że on mi przyśle dwadzieścia dwa łokcie atłasu, tak na honor, jakem prawy rycerz tak sobie myślałem, aż on mi wyjeżdża z zabezpie-czeniami! Co do niego, może spać sobie najdoskonalej zabezpieczony, bo ma na głowie rogi obfitości, przez które się prześwieca zalotność (***) jego żony: a jednak pomimo tej rogowej latarni, on tylko jeden nie widzi, skąd pochodzi światło. Gdzież jest Bardolf?

GIERMEK

W Smithfield, kupuje on teraz konia dla waszej dostojności.

FALSTAFF

Jam go samego kupił w Saint-Paul (****), a on mi teraz chce kupić ko-nia w Smithfield! A więc potrzeba by mi tylko jakiejkolwiek londynowej wdziękini, i byłbym w całem znaczeniu usłużonym, żonatym, i jeźdźcem.

55 Placyd Jankowski (1810–1972)

(*) Był to ówczesny sposób leczenia się, na niewidziane, między doktorem i chorym, potrzeba było aż prawa dla zniesienia tej zabójczej metody.

(**) W mandragorze (pokrzyk) mniemano znajdować podobieństwo do kształtów ludzkich.

(***) W oryginale jest w tem miejscu dwuznaczne słowo, niepodobne do oddania. The lightness znaczy

płochość i jasność.

(****) Saint-Paul było miejscem okrzyczanem z łotrostw. Stare angielskie przysłowie mówi: „Kto szuka

żony w Westminster, służącego w Saint-Paul, konia w Smithfield, dostanie niezawodnie nierządnicę, hultaja i szkapę”.

Źródło cytatu: [William Shake speare], Dzieła Williama Shakspeare, T. III, tłum. John of Dycalp [Placyd Jankowski], Nakład i druk T. Glücksberga, Wilno 1847, s. 181–184.