• Nie Znaleziono Wyników

171 względem wyspa zaczarowana, w której stawało się koniecznością wzdychać

do grona uroczych kobiet i do Polski. A obok tego ileż cnót publicznych ileż domowych, ile ludzkości, ile dobroczynności, ile ofiar, ile poświęceń, ile hojności dla wtościan, dla kalek, ubóstwa, sierót nieszczęśliwych, ile nakoniec przy skonaniu Polski nieporównanych w zorów cnót starożytnych«.

Dekoracya zewnętrzna miejsca świadczyła o jego przeznaczeniu. Czarto­

ryscy zamienili Puławy na wielkie muzeum narodowe. W przepięknym og ro­

dzie wzniesiono szereg budynków, poświęconych na zbiory pamiątek histo­

rycznych, gromadzonych zewsząd z nadzwyczajnem zamiłowaniem przez księżnę, od Piastów do ostatnich czasów. Najważniejsze z tych budowli były: t. zw.

dom gotycki i świątynia Sybylli, To ostatnie muzeum, umieszczone w budowli, naśladującej dokładnie starożytną świątynię rzymską, dostarczyło później na­

tchnienia poem atow ibiskupaW o- r o n i c z a pod tym sa m ym .tytu­

łem: » Ś w i ą t y n i a S y b y l l i « . jest to opis właśnie ogrodu pu ­ ławskiego i pamiątek dziejowych wśród tych gm achów zebranych, a zwłaszcza w okrągłej »Świątyni Sybylli«, lecz opis poetyczny, ob­

myślony w ten sposób, że składa się z niego rozpamiętywanie nad historyą Polski, które kończy się przepowiednią wskrzeszenia Oj­

czyzny. Poematów podobnych, z racyi Puław, był cały szereg.

Wszystko, co było celniejsze- PAŁAC „MARYNKl“ W PUŁAWACH,

go w narodzie i świetlejszego, by­

wało w Puławach, a w pierszym rzędzie literaci i publicyści. Z kroniki Puław dałaby się ułożyć kronika piśmiennictwa okresu Stanisławowskiego. Dużo robił dla literatury król, którego dwór przybierał nieraz cechę zebrań literackich, ale więcej znacznie zdziałali Czartoryscy swemi Puławami, w których odbywał się jakby nieustanny kongres literacki.

Była powyżej m owa o rozmaitych działach życia, rozwijających się świe­

tnie w owem pokoleniu; z fabryk, towarzystw akcyjnych, handlów na wielką skalę, dróg lądowych i wodnych, banków i szkół tryskało na wszystkie strony nowe a wartkie życie. Towarzyszył temu zarazem znaczny rozwój literatury,

■opierającej się w znacznej mierze o wzory francuskie, lecz nie ze wszystkiem, a literatury nadzwyczaj obywatelskiej, pragnącej siać zdrowe ziarno w narodzie.

Pomiędzy rokiem 1773, kiedy porwany przez Rosyan W a c ł a w R z e w u s k i

wracał z Kaługi, przywożąc słamtąd przekład »P s 3 1 m ó w P o k u t n y c h « — a 1785, był postęp tak znaczny, że aż dziwnie szybki. C o Rzewuski czynił samotny, do tego było w kilkanaście zaledwie lat liczne grono już piszących, i to piszących dobrze.

Na czele tego pokolenia literackiego stał podwójny książę, bo książę- biskup warmiński, a uznawany »księciem poetów polskich«, I g n a c y K r a - s i c k i. Pisał niezmiernie dużo, prozą i wierszem, umyślnie próbując wszelkich rodzajów, żeby przyswoić je piśmiennictwu narodowemu, tak podupadłemu za czasów saskich. Starszy od Kościuszki o 11 lat, wykształcony w Rzymie- i w Paryżu, miał kazanie na koronacyi Stanisława Augusta. Dzięki znajomoścf z królem został biskupem warmińskim, licząc zaledwie 31 lat życia. Czynny był nadzwyczaj i pożyteczny, wzór pracowitości i dobrych form literackich.

W r. 1776 wyszedł jego » D o ­ ś w i a d c z y ń s ki«, powieść oby­

czajowa na temat wychowania młodzieży, a w dwa lata potem słynny » P a n P o d s t o l i « , p o ­ wieść kreśląca, jakim powinien być obywatel-szlachcic. Od czasu Rejowskiego » Ż y w o t a p o ­ c z c i w e g o c z ł o w i e k a « nie mieliśmy podobnej książki. Naj­

lepszy znawca przedmiotu (Sta­

nisław Tarnowski) mówi o niej:

»Od najważniejszych o bo ­ wiązków chrześcijańskich i p u ­ blicznych aż do najdrobniejszych zajęć i szczegółów dom ow ego i towarzyskiego życia wszystko tam jest, a wszystko pojęte tak rozumnie i szlachetnie, powiedziane tak przyjemnie po prostu, że i dzieła tego nabiera się wysokiego wyobrażenia i uszanowania, nietylko dla wielkiego rozumu Krasickiego, ale i dla jego moralnej wartości obywatelskiej i cywilizacyjnej dążności. Sam widocznie cywilizowany na wskroś, do szpiku kości, dziełem tern chce nas kształcić i podnosić na wszystkich polach:

nasze serca i nasze głowy, nasze g ospodarstw o i nasze obejście w towarzystwie,, nasz stosunek do ludu wiejskiego i nasze zabawy, nasze mieszkania, ogrody,, polowania .. wszystko. Gdyby jedną książką można narody poprawiać i kształcić, Krasicki byłby to zrobił »Podstolim«.

Pomiędzy .»Doświadczyńskim« a »Podstolim«, w roku 1778, ukazały się tegoż księcia-biskupa »S a t y r y«, najlepsze bodaj ze wszystkich polskich utw o­

173

rów tego rodzaju. Równocześnie poczęły wychodzić jego «Bajki», istne pe­

rełki zwięzłego stylu, a jasno wyrażonej myśli. W szystko zaś, cokoLwiek wy­

szło z pod jego pióra, miało podkład obywatelski. Dia przykładu przytoczymy kilka wierszy z satyry p. t. «Ś w i a t z e p s u t y » :

Puchy przodków! nagrody cnót co używacie, Na wasze gniazdo okiem jeżeli rzucacie, Jeśli odgłos dziel naszych was kiedy doleci, Czyż możecie z nas poznać, żeśmy wasze dzieci?

Jesteśmy, ale 7. gruntu skaż"ni. wyrodni.

Jesteśmy, ale tego nazwiska niegodni.

¡Rodzie, szacownych ojców noszący nazwiska!

Zewsząd cię zasłużona dolegliwość ściska, Sameś sprawcą twych losów. Zdrożne obyczaje Krnąbrność, nierząd, rozpusta, zbytki — gubią

f kraje, . Próżno się stan mniemaną potęgą nasrożył.

Który na gruncie cnoty rządów nie za‘ożył, Próżno sobie pochlebia. Ten, co niegdyś słynął, Rzym cnotliwy zwyciężał, Rzym występny zginął.

Nie Goty i Alany do szczętu go zniosły:

Zbrodnie, klęsk poprzedniki i upadku posły, Tego w jarzmo wprawiły. Skoro w cnocie stygnął Upadł i już się więcej odtąd nie podżwignął.

By! czas, ki edy btąd ślepy nierządem się chlubi Ten nas nierząd, o bracia, pokonał i zgubił, Ten nas cudzym w łup oddał, z nas się złe

[zaczęło Dzień jeden nieszczęśliwy zniszczył wieków

[dzieło.

Padnie słaby i lęże — wzmoże się wspaniały:

Rozpacz podział nikczemnych. Wzmagają się wały,

Grozi burza, grzmi niebo; okręt nic zatonie.

Majtki zgodne z żeglarzem gdy staną w obron;e.

A choć bezpieczniej okręt opuścić i płynąć:

Poczciwej być w okręcie, ocaleć lub zginąć.

R yl. A ntoni O leszczyńskl.

KSIĄŻĘ BISKUP IGNACY KRASICKI.

Z tego ustępu nabrać można trafnego pojęcia o całości tej literatury, pragnącej wychowywać społeczeństwo, służyć jego potrzebom. Widzimy, że przodkowie nasi z epoki rozbiorowej nie byli wcale zarozumiałymi, i że my dzisiaj, ażeby poznać ich wady, nie potrzebujemy wcale informacyj od . . . cudzoziemców! Wystarczy własna nasza literatura, skora raczej do przesadnego wad wytykania, niż do zatajania czegokolwiek. Czytając współczesne satyry,

mieć wypada raczej na pamięci, że tam jest trochę, a nieraz może i dużo^

przesady, bo przecież to . . . satyra!

O Puławy, ocierali się niemal wszyscy: satyrycy i lirycy, epicy i drama- tycy, których wyliczać tu niesposób. Zwrócić tylko należy uwagę, i to z na­

ciskiem, na tę okoliczność, że p a n o w a n i a piśmiennictwa t. zw. nadobnego nad umysłami nie było. Powieść w dzisiejszem rozumieniu wyrazu, nie- istniała. Krasickiego «powieści», to allegorye i nauki moralne, przybrane w szatę opowiadania, na .którego obmyślenie autor wcale się nie sadził. Naj­

starszy polski «romans» miał wyjść później dopiero z pod pióra wnuczki księcia generała ziem podolskich, Maryanny z Czartoryskich księżnej Wirtem- berskiej. Ludzie czytywali książki poważne chętnie, nie traktowali jeszcze lektury jako zabawki. Literatura szczyciła się sw ą tendencyą, celowością, po­

żytecznością — i tak bywało jeszcze długo, długo potem, nawet wtenczas,, kiedy ona pod względem artystycznym miała stanąć . . . najwyżej!

Inteligencya okresu Stanisławowskiego zdawała sobie sprawę z wyższości nauki ponad literaturę. Pod tym względem sam król dawał najlepszy przy­

kład, a Puławy mu wtórowały, Komisya zaś Edukacyjna podkreślała doniosłość nauki jak najdobitniej. Reforma uniwersytetów, krakowskiego i wileńskiego, była jednem z pierwszych dzieł powszechnej reformy. Na dworze królewskim, sprawa o dobry przyrząd astronomiczny ważyła niemniej od zajęcia się dobrym poematem lub obrazem. Założenie obserwatoryum astronomicznego w Kra­

kowie w r. 1781 i sprowadzenie J a n a Ś n i a d e c k i e g o na profesora stano­

wiło wybitny czyn patryotyczny. Wszak to temu Śniadeckiemu, sławnemu już za granicą, ofiarowano posadę królewskiego astronoma i grube dochody w Ma­

drycie, a on wolał wracać do Krakowa na skromne ojczyste fundusze. Młodszy brat jego, J ę d r z e j, był pierwszym polskim chemikiem. Obydwaj mogą na wieki służyć uczonym za przykład swoim językiem, jasnym, prostym, czystym, a przedziwnie pięknym. Jan Śniadecki wydał później znakomite «Li s t y o j ę ­ z y k u p o l s k i m » , w których wkłada na piszących trzy obowiązki, mówiąc:

«Język powinien być jasny, prosty i dostatni», określając te przymioty w spo ­ sób dotychczas niezrównany.

Ruch naukowy miałby dotkliwą lukę, gdyby niedostawało w nim badań nad dziejami ojczystemi. Wiemy, że w Puławach tworzono muzea i archiwa historyczne; zasługa wynalezienia i to bardzo szczęśliwie, historyka, jest jednak przy królu. Historykiem tym A d a m N a r u s z e w i c z , Polesiuk z Pińska' (ur. 1733 roku, a więc starszy od Kościuszki o lat 13), eks-jezuita, stypendysta Michała Czartoryskiego za granicą, rymopis drugorzędny, wydawca czasopisma literackiego: « Z a b a w y p r z y j e m n e i p o ż y t e c z n e » , autor od i satyr, patryota na wskroś, skromny proboszcz wiejski, ale kollatorstwa królewskiego.

Nagle król posyła do niego z propozycyą, czyby nie podjął się pisania

historyi-175

polskiej, ofiarując wszelką pomoc ze swej strony. Długo namyślał się Naru­

szewicz, czując ogromną odpowiedzialność zadania. Opracował dla króla obszerny « M e m o r y a ł w z g l ę d e m p i s a n i a h i s t o r y i n a r o d o w e j » , który czyta się dziś z podziwem, że już wówczas znalazł się w Polsce ktoś, zdający sobie tak trafnie sprawę z metody i ze środków pomocniczych, a zwłaszcza z rozmaitości, natury i użytku źródeł historycznych. Z zebranych przez Naruszewicza materyałów korzystamy dotychczas wszyscy — a są tak obfite, że ani dwa pokolenia historyków, liczne i dobrze uposażone, nie zdo­

łałyby ich chyba teraz jeszcze wyzyskać! Z «Memoryału» przytoczymy tylko zdań kilka, dla charakterystyki zacnego wskrzesiciela nauki dziejów ojczystych:

«Nie wiem tylko, dobroczynny monarcho — pisze Naruszewicz do Stani­

sława Augusta — jeśli mi wiek posłuży do wykonania tak ogromnego dzieła, które lat najmniej kilkunastu w ustawicznej aplikacyi, siedzeniu miejscowem, z azardem zdrowia, z wyrzeczeniem się wszelkich swobodnych myśli ponętów dla wielkości i rozmaitości swojej sprawiedliwie potrzebuje. Nie jestem ja zaiste tego gatunku człowiek, ażebym, ująwszy się raz pługa, folgować sobie umiał. Mam punkt honoru, mam ambicyę i miłość sławy, mam zaszczepione z gruntu łaskawością i dobrodziejstwami Waszej Królewskiej Mości do pańskiej jego osoby przywiązanie: a to mając, czuję wcześnie, jakbym pracował.

Wszakże mimo te wszystkie trudności, i bojaźń ich przyrodzoną, wola W. K. M.

wskrzesza we mnie ochotę, umaćnia siły, ożywia dowcip, uchyla z oczu długą pracowitych lat perspektywę. Jestem gotów służyć temu, któremu wszystko winienem».

Dotrzymał święcie zobowiązania. W r. 1780 wyszedł pierwszy tom jego

« D z i e j ó w N a r o d u p o l s k i e g o » — które zdołał doprowadzić w nastę­

pnych tomach do małżeństwa Jadwigi i Jagiełły (1386 r.); jest to bardzo wiele (jak na pracę tego rodzaju, pierwszą naukową, krytyczną, a nader gruntowną), gdyż Naruszewicz żył tylko do roku 1796.

Tych kilka próbek niejako, które należy w myśli pomnażać stokrotnie, ażeby zbliżyć się do rzeczywistości, starczy na wskazówkę, jak Kościuszko, powróciw szy z Ameryki, z radością stwierdzać mógł, że te lata nie zostały w kraju zmarnowane, i że myśl Kościuszkowska miała do czego przylgnąć.

W mieszkaniu jego były książki; obok zawodowych, wiedzy wojennej doty­

czących, a wydanych w rozmaitych językach, nie brakło książek nowych, pol­

skich. Powyższy krótki przegląd może udzielić wskazówek, jakie książki najbardziej zajmowały zapewne umysł czytelnika, tak intelligentnego i do­

świadczonego w sprawach rozwoju społecznego tyczących się, a spragnionego o swej O jczyźnie. . . dobrych wróżb. Nie brakło ow oców polskiej pracy umysłowej, w których można było istotnie znaleść wróżby dobre — i temi zapewne Kościuszko był otoczony.

Jeszcze na dwie książki zwrócimy uwagę, a mianowicie z zakresu pi­

śmiennictwa politycznego, i w puławskiem gronie najmocniej uprawianego, i przez Kościuszkę po powrocie do kraju zapewne z największem zajęciem odczytywanego — jako najbardziej typowego obrazu chwili.

Są książki, nadające się doskonale na określenie pewnego czasu, stano­

wiące jakby jego porachunek sumienia, a zarazem wskazówkę dla postępu najbliższego, wykonalnego, a niezbędnego na ogniwo w paśmie wieczystej pracy pokoleń. Młodość Kościuszki upłynęła pod znakiem jakoby dzieła ks.

Stanisława Konarskiego: «O s k u t e c z n y m r a d s p o s o b i e » , którego Po­

czątek wyszedł (1760 r.), kiedy Tadeusz Kościuszko liczył 14 lat życia, kiedy zaczerpnął już światła z ulepszonych szkół pijarskich. O dy w r. 1785 wracał do kraju mężem 39-letnim, wyszła właśnie inna książka, moralnie dalszy ciąg tamtej stanowiąca, wznosząca wyższe piętro tej samej budowy, a wyciskająca sw e • piętno na współczesnej dobie. Książką tą, Kościuszce niezawodnie dobrze znaną, są S t a n i s ł a w a S t a s z i c a : « U w a g i n a d ż y c i e m J a n a Z a m o j s k i e g o » .

Staszic b y ł o dziewięć lat młodszy od Kościuszki. Urodzony 1755 roku w miasteczku Pile, pochodził z tej prowincyi, która zawsze przyświecała po­

stępem innym ziemiom polskim: z Wielkopolski. Syn mieszczańskiej rodziny, zamożny, kształcił się tak wysoko, jak rzadko kto w owoczesnej Polsce; może tylko w niektórych rodach magnackich kształcono synów również starannie, jak wykształconym był ten syn burmistrza z Piły. Cały prawie majątek, odzie­

dziczony po rodzicach, wydał na podniesienie swego umysłu; odbywszy nauki w kraju, udał się do Paryża, do tego ogniska ówczesnej wiedzy, żeby zazna­

jomić się ze stanem nauki, piśmiennictwa i życiem publicznem Francyi.

Podobny był do Kościuszki co do zapału do nauki, tudzież w tern, że również miał obraną sobie specyalność swoją, sw ą wiedzę zawodową. Były nią nauki przyrodnicze, a zwłaszcza geologia; jakoż jest to pierwszy geolog polski, przyszły autor dzieła «O z i e m i o r o d z t w i e K a r p a t ó w», znakomitej na swoje czasy pracy (spisanej około r. 1805).

Nie będąc szlachcicem, nie mógł Staszic piastować żadnego państwowego urzędu; miał karyerę życia publicznego zamkniętą, bo mieszczanie nie posia­

dali jeszcze prawa wyborczego, nie zasiadali w sejmie, nie mogli uczestniczyć czynnie w organizacyach politycznych żadnych, ani nawet w żadnej konfede- racyi! Mieszczanin zajmujący się sprawami publicznemi, musiał to czynić całkiem bezinteresownie, bo go to nie mogło zawieść do krzesła poselskiego!

Staszicowi zaś wyczerpał się niemal cały fundusz na koszta nauki, z czegóż miał dalej żyć? Matka przeznaczała go do stanu duchownego, zrobiwszy jakiś

177 ślub, kiedy byt jeszcze małem dzieckiem. Nie spieszyło się z tern Staszicowi, który powołania nie miał; przez samą tylko cześć dla matki gotów był uczynić zadość, jej ślubow i; jakoż wyśw ięcił się po kilkunastu latach, w roku 1791.

Tymczasem zaś pracow ał jako nauczyciel pryw atny w W arszawie. Po nie­

długim czasie dostał się na stałe do dom u Andrzeja Zamojskiego, pragnącego synów kształcić poważnie. Rzecz łatw a do zrozumienia, że będąc dom ow ni­

kiem Zamojskich, zaciekawiony był dziejami tego rodu, że zwłaszcza miał częściej na myśli «wielkiego» Zamojskiego z czasów Batorego i Zygm unta III, wodza ¡.kanclerza. W iadom y on każdemu, kto choć trochę otarł się o lekturę historyi polskiej; wiadom y m usiał być i Staszicowi wcześniej, nim się do Za­

mojskich sprow adził; ale w ich do ­ mu począł on tę postać dziejową bliżej studyow ać. Tam ten Zamoj­

ski — to wcielenie najświetniejszych czasów Polski; a czemuż upada Pol­

ska? Z tego studyum i z tego py­

tania, nie odstępującego w ów czas żadnego m yślącego Polaka, po ­ wstały po kilkuletniej pracy: «U w a­

g i n a d ż y c i e m J a n a Z a m o j ­ s k i e g o » , wydane w roku 1785 bezimiennie.

Nie był to życiorys Zam oj­

skiego, lecz w ysnuw anie ustaw iczne w niosków z w ydarzeń dziejowych za jego życia, w zastosow aniu do czasów autorow i w spółczesnych;

był to now y wielki głos, wołający

o reformę, a starający się wykazać STANISŁAW STASZIC,

jej potrzebę i wskazać najwłaściwszy jej sposób na podstaw ie rozmyślań,

osnutych na tle życia wielkiego kanclerza i hetmana. Zapatrywania sw e wyiusz- czył Staszic w szechstronnie, od formy rządu poczynając (monarchia konstytucyjna, dziedziczna) aż do stanu wojska. O n pierwszy zażądał, żeby było 100,000 w ojska stałego, domagając się w tym celu podw yższenia podatków . Podatki mają być rozłożone na wszystkie stany równom iernie, m ieszczaństw o należy zró­

w nać w praw ach ze szlachtą i przygotow ać się do ogólnej w przyszłości rów ności stanów , kiedy lud wiejski, odpow iednio oświecony, będzie m ógł wziąć na się część zadań obywatelskich; na razie radził zrzec się pańszczyzny, a tylko grunta chłopskie oczynszować, urządzając z nich rodzaj wieczystej dzierżawy.

12

«Uwagi» zwróciły ku sobie um ysły w spółczesnych do tego stopnia, że wywołały sam e osobny rozdział w piśm iennictwie politycznem: szereg broszur, pragnących uzupełnić «Uwagi», już-to polemizować z niemi i zwalczać je. Pi­

sm o niew iadom ego autora okazało się niebezpiecznem niemało dla partyi kohserw atywnej. Posypały się z jednej i drugiej strony «Uwagi na uwagi»

i w krótkim czasie liczono 22 broszur wyw ołanych wym ianą myśli z pow odu

«Uwag». Rzadko który autor doznał takiego zadow olenia; uznanie było tern szczersze, że nie wiedziano, kogo się popiera, lub zwalcza. Brak podpisu na książce czynił ją w ów czesnych stosunkach w arszaw skich tern bardziej intere­

sującą, bo chciano się autora dom yślać to w tym, to w owym dostojniku.

Książka miała rozgłos nadzwyczajny — i rzecz prosta, że nie m ogła ujść uwagi wracającego do kraju Kościuszki. Jakżeż mógłby pozostać obojętnym wobec głosu, nawołującego do utw orzenia stutysięcznej arm ii? Trafił na tę książkę, jakby na dobrą w różbę dla sw ych marzeń.

Staszic przem awiał często w ulubionej w ów czas formie allegoryj. Przy­

toczymy tu kilka wierszy, gdzie pisze o pierwszym rozbiorze i pow iększe­

niu wojska:

« . . . Obaczyłem ku zachodow i na granicy ow ego kraju (Polski) osobę małą, bardzo chudą (Fryderyk W. pruski), ale bardzo czynną. Z jej oczu, głęboko w głowie zapadłych, miarkowałem, że coś złego zamyśla. Ustawicznie na kraj ten bez w ojska i obrony spoglądała, a posłańcy nieprzerw anie biegali od niej na północ (do Katarzyny w Petersburgu), a z północy do króla». P o ­ czerń opisaw szy podobnie w allegoryach konfederacyę radom ską, barską i sejm rozbiorowy, wyraża śmiało zdanie o obowiązku podjęcia zbrojnego oporu' czyniąc króla odpowiedzialnym za to, żeby mieć w ojsko i porw ać się do walki:

«Nagle w moich oczach jedno ciało rozerwało się na części». Nigdzie głowy nie było. Lud był bez związku, Rzplta bez rządu. Tu ów chudy sąsiad, któ­

ry na zachodzie z taką niespokojnością czyhał, albo, jak mi się zdawało, który tę całą w nieostrożnym narodzie zaw ieruchę kojarzył, ostrzegł drugich sąsia­

dów , że teraz jest najlepszy m oment do podzielenia tej ziemi w pokoju i w po­

rządku, gdy jej mieszkańcy żyją w takim niepokoju i nierządzie. N iespodzia­

nie cały ów kraj wokoło cudzem wojskiem obtoczony ujrzałem. Lud w ew nę­

trznie rozdw ojony i bez związku (organizacyi) i bez obrony, rzucił oczy na króla (Stanisława Augusta). Z dalekich stron ten pow szechny usłyszałem od­

głos: «Nie uda im się tak łatwo ta sztuka, jak rozumieją. Ten lud jest dziel­

ny» gdy się łączy i ma wodza. Ten król przenosi "honor nad życie. O n tu wkrótce skupi kilkakroć sto tysięcy poróżnionego narodu, ostrzeże go o bli­

skiej zgubie wszystkich (tj. o niebezpieczeństwie dalszych rozbiorów ), będzie mu oddaw ał koronę, jeżeli ta korona ma być jego niejedności i Rzeczypospo­

litej przyczyną. A gdy u wszystkich dla siebie zaufanie znajdzie, stanie na

i

P o r tre t w sp ó łczesn y n iezn an eg o m alarza.

Fot. T Ja b ło ń sk i i Sp. w K rakow ie.

O ryginał w B ibliotece Jag iello ń sk iej w K rakow ie.

KS. HUGON KOŁŁĄTAJ,

ich czele; i nie zostawi bez ukarania tego gwałtu praw a narodów , albo też poniesie tę najsławniejszą śmierć królów, która ich spotyka przy obronie sw o ­ jego ludu. Tak ocali i sw oją i Polaków sławę«. Nagle w zniósł się okropny ze w szech stron, kilku m iljonów ludu krzyk, płacz, narzekanie: »Zginęliśmy, już król podpisał naszą niewolę!« Obudziłem się«.

W sposób więc bardzo przejrzysty powiedziano tu Stanisław owi Augu­

stowi, że splamił się w latach 1772 — 75, ale jeszcze może się zrehabilito­

wać, jeżeli teraz pomyśli o pow iększeniu armii i stanie na jej czele; jeżeli nie, lepiej niechaj abdykuje!

Autor »Uwag« pozostaw ał jeszcze przez kilka lat nieznanym, i na skro­

mnym stanow isku nauczyciela dom ow ego u Zamojskich; aż później dopiero miał on wziąć czynny także udział w życiu publicznem i zaważyć na niem mocno, a zaw sze jak najkorzystniej. Jego »Uwagi« stały się jakby hasłem do przyspieszonej działalności patryotów. Słusznie zaś powiedziano, że byłyby one zarazem' najznakomitszem dziełem odradzającej się literatury politycznej w budzącej się do now ego życia Polsce, gdyby w trzy lata potem nie uka­

zało się dzieło, górujące nad wszystkiemi dotychczasow em i publikacyami stro n ­ nictwa reform tern, że w ystępow ało z konkretnym i już wnioskami, posuwając

zało się dzieło, górujące nad wszystkiemi dotychczasow em i publikacyami stro n ­ nictwa reform tern, że w ystępow ało z konkretnym i już wnioskami, posuwając