• Nie Znaleziono Wyników

63 My zaś musimy poznać, jakim sposobem ona w ogóle wytoczyła się, skąd

nagle pow stało w Polsce to, po co dotychczas do Luneville jeździć m usiano?

M usimy poznać podkład publiczny nowej spraw y rodzinnej Kościuszków, rodu z dobremi stronami życia publicznego tradycyjnie powiązanego.

Reforma v ustroju pań stw o w eg o i społecznego w Polsce i na Litwie czyniła dalej niepow strzym ane postępy. Na tle reform miał się w ybić na pierw szy plan ród Czartoryskich, do których poparcia dotarłszy w dow a po Ludwiku Kościuszce, zapew niła synowi przyjęcie do szkoły kadeckiej. Ruch, jaki zawrzał na polskim w idnokręgu politycznym, pozostaje w związku z polityką zew nę­

trzną, a zwłaszcza ze stosunkiem do Rosyi.

A ugust iii. Sas rządzić nie umiał i niewiele się też zajm ował sprawam i państw ow em i. Rzadko przebyw ał w Polsce, mieszkał po większej części w Dreźnie, stolicy swej dziedzicznej Saksonii, a w Polsce uczynił w szech­

władnym panem m inistra sw ego, osław ionego Bruehla. Niemiec ten, nie ma­

jący zrozum ienia dla społeczeństw a polskiego, był do tego człowiekiem tępych zdolności; jeden z tych, którym się zdaje, że do polityki wystarczą intrygi i krętactwo.

Polityką zagraniczną interesow ali się w ów czas tylko wielcy panowie. W y­

tworzyło się zaś mniemanie, że ustrój państw ow y polski, m ocno nadpsuty, będzie m ożna popraw ić z pom ocą jakiego państw a obcego. W yobrażano sobie, że pozyskaw szy jakieś obce państw o dla sw ego program u «naprawy Rzeczy­

pospolitej» weźmie się od tegoż państw a w ojsko i zaprow adzi przemocą, dzięki temu obcem u w ojsku, now e ustaw y; w ten sp o só b spodziew ano się znieść

«liberum veto», następnie w iększością głosów uchwalić na sejmie powiększenie armii itd., słowem odnow ić potęgę Polski. Rozum owanie było kruche: żadne państw o nie ma interesu w tern, żeby państw o sąsiednie było potężne; prze­

ciwnie, ^wszystkie państw a ościenne rade były z osłabienia Polski.

Pow stały dw a program y możnowładcze. Potoccy chcieli przymierza z Francyą, Szwecyą i Turcyą, przypuszczając, że tym państw om zależy na utrzym aniu Polski — podczas gdy Czartoryscy liczyli na pom oc Rosyi. W po­

lityce tej tkwiła niewątpliwie chęć przysłużenia się ojczyźnie, ale też nie bez domieszki w spółzaw odnictw a dw óch magnackich rodów . Czartoryskim udało się pozyskać zaufanie A ugusta III. O ba stronnictw a starły się poraź pierw szy podczas w ojny rosyjsko-tureckiej w roku 1737 i lat następnych, bo każde z nich agitow ało za przymierzem z inną ze stron walczących. Czartoryscy postarali się w tenczas naw et o zerw anie sejmu, w brew własnym zasadom , byle tylko nie mogło być uchw alone przymierze z Turcyą przeciw Rosyi.

Drugim razem chodziło o w ystąpienie przeciw Prusom , a to podczas w ojny śląskiej Fryderyka pruskiego, zw anego Wielkim, z M aryą Teresą austryacką.

Saksonia stała po stronie Austryi, lecz w ojska A ugusta III. ponosiły same klęski i naw et Drezno w padło w pruskie ręce. Natenczas szukał A ugust pom ocy w Polsce, z czego Czartoryscy korzystając, pragnęli pow iększyć w ojsko, a na­

stępnie zaw rzeć sojusz z Austryą, Rosyą i Anglią przeciw Fryderykowi. Lecz konstelacya europejska zmieniła się niebawem , Anglia weszła w sojusz z P ru ­ sami, podczas gdy do Austryi i Rosyi przymknęła się Francya. Do tych trzech przyłączył się A ugust, jako elektor saski, a rzecz naturalna, że chciał w ciągnąć do spraw y i Polskę. Nie ulega wątpliwości, że myśl w prow adzenia Polski na no w o do wielkiej polityki europejskiej była zdrow a i zbawienna, ale cóż, skoro ogół szlachty o żadnej wojnie nie chciał słyszeć! O baw iano się zem sty P ru s, liczono zaś na ich w dzięczność za dochow anie neutralności. Polska nie wzięła całkiem udziału w tej wojnie, a sw oją drogą ponosiła najdotkliwsże ciężary w ojenne, bo wojska rosyjskie i pruskie przechodziły przez kraje polskie, jakby (jak słusznie zrobiono porów nanie) przez otw artą karczmę, niszcząc i ogła­

dzając kraj. ■

Panowała więc w śród ogółu szlachty ciem nota polityczna, nie zezwalająca na żadną akcyę polityczną zewnętrzną, a przez to sam o opóźniająca akcyę d o reform, w ew nętrzną. Ciem nocie nie dziwimy się, że bruździła nadal pom im o Konarskiego. W ysoko stojące szkoły stanow iły niewątpliwy, całkiem pew ny i bezpieczny dla reform fundam ent, fundam ent niezaw odny — ale trzeba było łat około dw udziestu, zanimby w ychow ankow ie pierwszych popraw ionych szkół pozajmowali. odpow iednie stanow iska publiczne; dopiero więc po roku 1760 m ożna było zebrać pierw sze ow oce siejby ks. Konarskiego, mając już tylu ludzi w pływ ow ych i zdrow o myślących, bo odpow iednio światłych, że z nich m ogła się utw orzyć grupa polityczna. Jakoż i tak stało się. Ale zastępy zw o ­ lenników now ych praw i now ego postępow ania w spraw ach zagranicznych nie mogły być jeszcze odpow iednio liczne za czasów tego pierw szego pokolenia w ychow anków szkól zreform ow anych za przew odem Konarskiego i jego zw o ­ lenników. Dopiero po dalszych 20 latach, a zatem około r. 1780, m ogło już być z coraz liczniejszych zreform ow anych szkół ludzi rozum nych na tyle, żeby zdołali utw orzyć nie grupę polityczną tylko, lecz stronnictw o silne, m ogące ująć skutecznie ster spraw publicznych w sw e ręce i pokierow ać losam i państw a w m^śl sw ego program u reform.

Czartoryskich marzenia polityczne sięgały daleko, bardzo daleko: zmie­

rzali do dzieła nie m niejszego, jak połączenie Polski i Rosyi pod swojem berłem. Pom ysł sam nie był nowy. Jeszcze w XVI. wieku, po śmierci Z ygm unta Augusta, miano tego rodzaju zamysły i całkiem poważnie staw iano k andydaturę

Malował F r a n c i s z e k S m u g le w ic z . F o t o g r . ,, R u b e n s “ w P o z n a n i u . Zb io ry Muze um Mielżyńskich w P o z n a n i u .

P rzysięga Kościuszki na rynku w Krakowie 24 marca 1794.

Iwana G roźnego na tron polski; potem Dymitr Samozwaniec mial być i carem m oskiewskim i królem polskim, w którym to celu mial Zygm unt III. W aza być strącony ź tro n u ; i car Aleksy ze swej strony nosi! się również z takiemi myślami przez pewien czas. W pomyśle Czartoryskich odnaw ia się przeto myśl nie m ow a — a niestety, zaw sze błędna, wynikła z niedostatecznej znajo­

mości M oskwy-Rosyi. W owych zaś czasach stosunek sil byt tak przeważa­

jący na stronę Rosyi, że w razie nawet, gdyby się plany Czartoryskich na chwilę powiodły, polski pierw iastek polityczny byłby stłum iony rosyjskim, a panow anie dynastyi owianej zachodnim duchem i pragnącej rządzić po europejsku nietylko słowem, ale i czynem, było utopią. Bądźcobądź należy się szacunek myśli wielkiej. Zasadnicze zaś znaczenie posiada okoliczność, że powstawały, i to szeroko naw et zakrojone, program y polityczne w stosunku do Europy; polityka praktyczna, wykonalna, roztropna, musiała się w końcu w yrobić ze ścierania się zdań i kierunków pomiędzy ludźmi dobrej woli;

chodziło przedewszystkiem o to, żeby zerwać z dotychczasow ą biernością.

Tymczasem w ystąpił ks. Konarski, wiekopomnej sławy, nietylko w zakresie szkolnictwa, ze sw ą zbaw ienną działalnością. W latach 1760 — 1763 wyszły cztery części jego dzieła: «O skutecznym rad sposobie», pośw ięconego nietylko reformie sejm owania polskiego, lecz w ogóle zaprow adzenia ładu i składu

w państw ie. Przedewszystkiem chodziło mu jednak o zniesienie zgubnego

«liberum veto», a w prow adzenie głosow ania większością. Przechodził w pracy swej kronikę wszystkich zerwanych sejmów, i tyle pozbierał do w od ów szkodli­

w ości tego zabobonu politycznego, że przekonał licznych zwolenników starej bo­

lączki, zw olenników z przekonania. Każda sprawa, nawet zła, stoi ludźmi dobrej woli, którzy dali się przekonać o dobroci złej spraw y i w ysługują się jej w naj­

lepszej myśli, sądząc, że służą dobru publicznemu. Ludzie złej woli, pozostawieni sami sobie, nigdy a nigdy nie w ytw orzą niczego na stałe, nie zorganizują niczego trw ałego. Dzieła złych są kruche. Nieszczęścia publiczne nie od działania złej woli tedy pochodzą, n. p. od zdrady, przekupstwa, sobkostw a itd., bo przyczyny te m ogą sprow adzać tylko chwilow e klęski, dorywcze, krótkotrwałe, które też stosun ko w o łatw o dadzą się zrów now ażyć i naprawić, ale pochodzą nieszczęścia n arodow e z tego, że ludzie dobrzy, poczciwi, pełni nieraz poświęcenia, działają źle, przykładem swoim coraz nowych uczestników do zła pociągając. Źródłem nieszczęść publicznych była i jest nieznajom ość spraw , wiodąca do błędów politycznych; w tenczas ogół dobrych robi źle, przekonany, że działa dobrze;

w tenczas naród pada w przepaść, mniemając, że się podnosi. W Polsce dawno- b y upadło było liberum veto, gdyby posiadało w yznaw ców tylko w śród tych, którym ono służyło do prywaty; pozbyć się z życia publicznego ludzi nieuczci­

w ych, nie taka wielka i nie trudna rzecz! Trudniej pozbyć się dobrych, ale...

głupich. Tysiące najpoczciwszych w świecie osób, miłujących Polskę nad 5

66

życie było święcie przekonanych, że liberum veto, moc zrywania sejmu przez jednostkę, nie zgadzającą się na uchwały choćby całego zresztą sejmu, po­

trzebna jest. jako gwarancya, że sw ob o dy obywatelskie będą szanow ane — i dlałego zw ano w głębokiem przekonaniu «źrenicami szlacheckiej wolności»

liberum veto i wolną elekcyę tronu. Zasługa Konarskiego w tern, że umiał przem ówić do tych ludzi, umiał trafić im do przekonania, że dzięki jego książce zmniejszyła się znacznie ilość osób, wierzących w potrzebę i w artość zrywa­

nych sejm ów i królów elekcyjnych. Było to walnem osłabieniem obozu prze­

ciw nego reformom. Nie m ógł oczywiście dokazać cudu, żeby przekonać wszystkich od jednego razu; zresztą nie w szyscy go czytali — na książkę także trzeba czasu, żeby m ogła zrobić swoje.

Bądźcobądź wywołało dzieło ks. Konarskiego duży ferm ent w opinii pu­

blicznej, a Czartoryskim przysporzyło wielu now ych zwolenników. «Familia»

ta zsolidaryzowała się najzupełniej z ruchem, wyw ołanym działalnością pisarską Konarskiego, a ogół uznał w niej chętnie przew ódców spraw y narodow ej. Nie było-to sekretem, że marzą o koronie — ale to w olno było każdemu szlachci­

cowi polskiemu, a cóż dopiero Czartoryskim, krewniakom dostojnej dynastyi Jagiellonów, prawym Gedyminowiczom.

W r. 1762 przystąpili C zartoryscy do dzieła i zwrócili się do Petersburga o pom oc w ojskow ą do przeprow adzenia reform. Stronnictw o ich było jeszcze w mniejszości, a oni pragnęli przyspieszyć bieg rzeczy. Zdecydowani byli na detronizacyę A ugusta III. Dziwimy się dziś takiej u ludzi ze światem polity­

cznym obytym naiw ności, że Czartoryscy mogli proponow ać R osy i. . . uzdro­

wienie Polski swoim kosztem, przyczem i o tern jeszcze marzyli, że gdy zasiądzie jeden z nich na tronie polskim i Polskę przywróci do d a w n e j. potęgi, naten­

czas przyjdzie kolej na strącenie z carskiego tronu panującego w Rosyi od kiiku miesięcy dom u H olstein-G ottorpskiego i na połączenie unią państw pol­

skiego i rosyjskiego.

Pew ne okoliczności zew nętrzne tłumaczą pomyłkę Czartoryskich. O koło tronu rosyjskiego także nie w szystko było w porządku. O d śmierci cara Piotra W ielkiego (1725 r.) ileż zmian tronu i w śró d jakich w arunków : Najpierw w dow a po Piotrze, Katarzyna I, przez dw a lata; potem w nuk Piotra W . po odtrąconym i zabitym Aleksym, Piotr II, chłopczyk 12-letni, przez lat trzy.

N astępuje bratanica Piotra W ielkiego, córka jego starszego brata, trzym anego w więzieniu Iwana, Anna, której danem było zasiadać na tronie całych 10 lat.

Po jej śmierci (1740 r j trzeba było znow u rozglądać się za następcą: w y­

dobyto z zapomnienia w nuka po starszej siostrze carycy A nny (Katarzynie Meklenburskiej), Iwana, znów cara małoletniego; rządy przypadły po rozmai­

tych zamieszkach matce Iwana, Annie Brunświckiej. W roku 1741 rew olucya w ojskow a wynosi na tron niespodzianie dla św iata córkę Piotra W., Flźbietę,

panującą długo, bo do r. 1752. Ta mianowała w roku 1762 następcą swym Piotra III. księcia holsztyńsko-gottorpskiego, syna starszej siostry swojej Anny.

Panowali tedy rów nocześnie i nad Polską i nad Rosyą książęta niemieccy.

Czartoryscy (pierwsi: A ugust, w ojew oda ruski i Michał, kanclerz litewski) p o ­ siadali pew ne realne dane do sw ych marzeń, gdy przypuszczali, że dadzą się oprzeć na niechęci do niemczyzny, a upragnieniu dynastyi narodow ych — przyczem przypuszczali, że Polak sym patyczniejszy będzie M oskalom od Niemca. Błąd Czartoryskich polega! na skłonności do mierzenia jedną miarą polskich a rosyjskich um ysłów — błąd przeszło w 150 lat po nich jeszcze pospolity, a więc nie dziwmy mu się w połow ie XVIII. wieku! Jakżeż oni

•cudnie marzyli o wielkiem odrodzeniu i o . . . heeom onii Polski nad Rosva!

A środków do tego miała im dostarczyć R osya sama!

Caryca Elżbieta odrzuciła plan z d e­

tronizow ania A ugusta III; radziła czekać bezkrólewia, do niczego się przytem nie zobowiązując, a nie zrażając sobie Czar­

toryskich odm ow ą w prost. W kilka ty­

godni potem Elżbieta nie żyła, a na tron wstąpił Piotr III. z czem Czartoryscy łą­

czyli zdw ojoną nadzieję, że staną się pa­

nami sytuacyi politycznej. Poseł polski w Petersburgu, Stanisław Poniatowski, najbliższy krew ny Czartoryskich, pozosta­

w ał w zażyłych stosunkach z domem Piotra III, poprzyjaźniony z żoną jego, księżniczką niemiecką z dom u Anhalt

Zerbst. Tern bardziej zdawało im się, c e s a r z o w a K a t a r z y n a ii.

że nadeszła ich era, gdy w pół roku za­

ledwie potem ow a małżonka Piotra 111. zdetronizow ała w łasnego męża i udusić go kazała, sama zasiadła na carskim tronie. Była to sław na Katarzyna II. (1762— 1796).

W lutym 1763 zwracają się Czartoryscy znow u do Petersburga o pom oc czynną do zawiązania w Polsce konfederacyi, któraby oddała tron Adamowi Czartoryskiem u lub siostrzanow i sw em u Stanisław owi Poniatow skiem u, który rów nież był gorliwym zwolennikiem reform, a o którym przypuszczano, że jako daw ny przyjaciel bliski Katarzyny, łatwiej pozyska jej aprobatę i pom oc. Złożyli Czartoryscy w ten sp o só b dow ód, że chodziło im o rzecz, nie o osobę, że wyniesienie w łasnego rodu na tron (a który miał stać się dziedzicznym) nie było dla nich celem, lecz środkiem do celu. Katarzyna odrzuciła plan detro- fiizacyi A ugusta III; kazała czekać.

OS

W sferach politycznych petersburskich podobało się oczywiście, że Rosya może mieć w Polsce i na Litwie sw oją partyę, szczerze sobie oddaną, bo w y­

czekującą z Rosyi odrodzenia własnej Ojczyzny. Rów nocześnie atoli wyszły i z inie] strony plany, jakby w dać się w losy Polski i zarobić na tern.

.O statnia w ojna śląska, tak.zw . siedmioletnia, zbliżyła się wtaśnie ku koń­

cowi. ROsya odegrała w niej zmienniczą rolę: caryca Elżbieta zawarła ścisłe przymierze z Maryą Teresą jeszcze w r. 1746, na dziesięć lat przed wybuchem tej wojny. W styczniu 1757 zawarła naw et Rosya z Austryą um ow ę o podział Prus! W ojska rosyjskie walczyły po stronie Maryi Teresy, wkroczyły do Bran­

denburgii, odniosły nie jedno zw ycięstw o, w r. 1760 weszły naw et do Berlina, obłożyw szy miasto w ysoką kontrybucją. Zgon carycy Elżbiety w roku 1762

stał się ocaleniem dla Prus. Jej następca, Piotr III., takim był osobistym wielbicielem Fry­

deryka W., że i zwrócił mu natychm iast w szyst­

kie zdobycze i przymierze z nim zawarł. Jakoż kazał zaraz w ojskom rosyjskim walczyć po stronie Prus. W kilka miesięcy potem, odw o­

łała Katarzyna II. to przymierze, ale już tym­

czasem Fryderyk był górą, Austrya wyczerpana pragnęła pokoju za wszelką cenę. W lipću 1762. odwołała Katarzyna w ojsko swoje, a je- sienią zaczęły się już układy, które dopraw a- dziły w lutym 1763 r. do pokoju w H uberts- burgu, mocą którego strzępek zaledwie Ślązka pozostał przy Austryi — co zresztą było tylko potwierdzeniem w yników poprzednich wojen ślązkicii.

Tego sam ego dnia kiedy ten pokój za­

w arto, dnia 15 lutego 1763, pisał Fryderyk Ił.

do Katarzyny II. z propozycyą wspólnej akcyi na wypadek bezkrólewia. Nie miał oczywiście na myśli akcyi nad wzmocnieniem Polski! Rów nocześnie nadeszły do Petersburga propozycye Czartoryskich i Fryderyka. C o z tego zawikłania w y­

niknie, miało się rozstrzygnąć niebawem — lecz w tajemnicy przed Czartoryskimi, Tegoż roku 1763, w październiku, zmarł A ugust III., Sas. Podczas bez­

królewia zawarła Rosya z Prusam i formalną um ow ę w roku 1764, że będą obstaw ać przy utrzymaniu elekcyi tronu, tudzież zasady jednom yślności wraz z «liberum veto» na sejmach. Zm ów iono się więc na zgubę Polski, ale uda­

w ano przyjaźń.

W porozum ieniu z Prusami przyrzekła Katarzyna pom oc do osiągnięcia polskiego tronu Stanisławowi A ugustow i Poniatow skiem u. Jego wybrała

za-Z w spółczesnego m iedzorytu.

CESARZOWA MARTA TERESA

miast Adama Czartoryskiego, nie dla dawnych w spom nień, zatartych setką pó­

źniejszych wrażeń, do których nie przywiązywała zresztą nigdy żadnej wagi — , lecz dlatego, że znała go, jako człowieka słabego charakteru i . . . nie umie­

jącego gospodarow ać, a na dobitkę rozm iłow anego w w ygodach, nie znoszą­

cego najmniejszego ryzyka ani wysiłku, nie zdatnego do poświęcenia i zupełnie nie w ojow nicze­

go, na w ojsko­

wości zgoła nie znającego się.

Słowem, Ponia­

tow ski nie miał w sobie nic a nic królewskiego,ani jednej cnoty kró*

lewskiej. Był je­

dnak umysłem wielce ukształco- nym, a że opieka nad zamierzone- mi reformami była pod nim pe­

wna, Czartoryscy uważali sobie za doskonałą zapo­

wiedź przyszło­

ści, że Poniatow ­ ski dostanie się na tron; sądzili, że. zaczyna się w ten sp o só b wy sługiw anie się R o sy i. . . Polsce.

r , ,. . . , W. G erson rys.

Byli mm kan- - .JAN KLEMENS BRANICKT,

dydaci do tro n u : KASZTELAN KRAKOWSKI, W. HETMAN KORONNY,

synow ie A ugu­

sta III. a z polskich m ożnow ładców hetman Klemens Branicki. Ale musieli się cofnąć, skoro Poniatow ski miał na sw e usługi żołnierza rosyjskiego. Czarto­

ryskim udało się już na sejmie konwokacyjnym przeprow adzić pew ne zmiany na lepsze w zakresie sejmowania, skarbow ości i wojska; byłoby się też zniosło i «liberum veto», bo usposobienie dla reform było bardzo dobre, lecz

niespo-70

dzianie oparli się iemn posłow ie pruski i rosyjski. C zartoryscy otrzymali w tedy pierw sze ostrzeżenie: czy .też nie pomylili się w sw ych w idokach na Rosyę?

Tern bardziej pragnęli zrobić jak najwięcej, co się zrobić da, w tern przekonaniu, a słusznem, że każda popraw a, choćby z razu nieznaczna, ułatw ia następną a większą. Stosunki polityczne zew nętrzne m ogą się zmienić, m ogą nastać czasy dla wielkich reform sp o so b n e — niechże społeczeństw o nie okaże się w tenczas za mało dojrzałem, niechaj szereg drobnych reform przygotuje je do przyjęcia zmienionej konstytucyi państw a. Należy to rów nież zapisać na wielką pochwałę «Familii» (jak poczęto zwać grupę zw olenników Czartoryskich), że nie m ogąc zdziałać od razu rzeczy najważniejszych, nie m ogąc w ogóle spełnić sw obodnie całego sw ego program u, spotkaw szy się z przeszkodami, nie

założyli rąk, nie ulegli zniechęceniu, lecz robili zawsze przynajmiej to, co na razie było wy- konalnem — robili zawsze, bez ustanku coś dobrego dla «dobra pospolitego»

Do szeregu teform drobnych na pozór, a mających w istocie rzeczy znaczenie zasa­

dnicze, należało założenie szkoły kadeckiej. Brał ją król Stanisław A ugust na sw ój koszt, co um ów ione było z góry w warunkach elekcyi, w tak zwanych, «paktach konw entach». C o do przeprow adzenia reform, now y król był zupełnie pewny: on to kazał wybić medal na cześć ks. Konarskiego z napisem krótkim a w ym o­

w nym : «Sapere auso», t j: Temu który miał odw agę mieć rozum.

Założenie szkoły rycerskiej w W arszaw ie w ypadło w sam raz: w łaśnie bow iem zbliżały się ostatnie dnie życia króla Leszczyńskiego, a zatem i jego szkoły w Luneville. Król-filozof umarł w lutym 1766 roku, po­

cieszony jeszcze wieścią, że jego pom ysły przyjmują się w Polsce i jego szkoła jakby przeniesiona była do W arszawy.

Tak zaczynało się panow anie Stanisława Poniatow skiego. W kraju stały w ojska rosyjskie, przyzw ane na jegó elekcyę, a po elekcyi nie mające ochoty odejść; ale pom im o to nie brakło otuchy, że ciężkie czasy przeminą, a na­

stępne pokolenie będzie m ogło zbierać w spokoju ow oce zabiegów o popraw ę Rzeczypospolitej.

Kom endantem «korpusu kadetów Szkoły Rycerskiej Króla JMci i Rzeczy­

pospolitej» został Adam Czartoryski, jenerał ziem podolskich, wuj króla i

pięr-w otny do tronu kandydat, pięr-właścipięr-wa «głopięr-wa» t. zpięr-w. Familii. Trafiła do niego Tekla Kościuszkow a przez pośrednictw o dom u Sosnow skich, pryncypalnego w w ojew ództw ie brzeskiem, a z Kościuszkami nieraz w ciągu pokoleń skoli- gaconego. Józef Sosnow ski był najlepszym partyzantem «Famillii» w tej części Litwy i przysłużył się im nie mało podczas bezkrólewia. Został też zaraz po w stąpieniu Poniatow skiego na tron pisarzem polnym wojska litewskiego i człon­

kiem now o utw orzonej komisyi w ojskow ej W . Ks. Litewskiego, a więc jakby litew skiego m inisterstw a wojny. Jak widzimy, okoliczności składały się w ybornie

kiem now o utw orzonej komisyi w ojskow ej W . Ks. Litewskiego, a więc jakby litew skiego m inisterstw a wojny. Jak widzimy, okoliczności składały się w ybornie